sobota, 27 lipca 2013
Episode 27: Camp
Kiedy cała grupa przybyła na miejsce, młodzi od razu wyskoczyli z aut i pobiegli zwiedzać okolicę. Mieli już dość podróży i śpiewających denne piosenki rodziców, ale warto było na to czekać. W oddali, po wschodniej stronie widać było wspaniałe góry. U ich podnóży był ledwo widoczny brzeg jeziora, które kończyło się zaraz pod ich stopami. Stojąc na bardzo wysuniętej skarpie dostrzec mogli wszystkie uroki tego miejsca. Za ich plecami był wielki las, przez który prawdopodobnie będą musieli się przedrzeć, żeby znaleźć drewno na opał.
- Musimy się podzielić na grupy.
- Tato, to nie jest obóz harcerski- upomniał go Brian.
- Młody jesteś i się nie znasz- zbył go George- Potrzeba nam pierwszej grupy do gotowania, drugiej do rozkładania namiotów, trzeciej do szukania drewna i rozpalania ogniska oraz czwartej do wymyślania atrakcji.
- Zgaduję, że przywódcę stada już mamy- uśmiechnął się Tony.
- Daj spokój, tacie- upomniała go Tiffany.
- A więc- ciągnął dalej pan Carter- Strzelam, że dwie kobiety zajmą się gotowaniem. Kto to będzie? Kochanie?
- Pewnie. I tak codziennie gotuję, to czemu ten dzień ma się różnić od innych- przewróciła oczami pani Carter, lecz zaraz się uśmiechnęła.
- Strzelam, że reszta liczy też na mnie- dodała mama Melissy.
- Okej. Pierwsza jest. Kto namioty? Tony?
- Ja mam niestety artystyczną duszę i zajmę się wymyślaniem gier.
- Myślę, że artystycznie spełnisz się też przy wbijaniu bolców- poklepał go po plecach ojciec.
- Ja mu pomogę- odezwał się Sam.
- Świetnie. Dziewczęta rozumiem zajmiecie się atrakcjami?
- Jasne- odpowiedziała Melissa.
- Jo i Rose?
- Pewnie- odpowiedziała zdecydowanie Jo. Z Rose spokojnie może stawić czoło Melissie.
- Szczerze mówiąc, to wolałabym iść do lasu po drewno- odpowiedziała Rose.
- Odważna młoda dama- uśmiechnął się do niej- W takim razie pójdziesz ze mną i Rogerem.
- Mi pasuje.
- Brian, przyłączysz się do chłopców czy wolisz gotować?- zapytał z uśmiechem ojciec.
Chłopak tylko wyszczerzył zęby i ruszył do Tony'ego i Sama. Reszta, w przydzielonych grupach, też zajęła się swoim zadaniem.
***
- Roger zejdź ze ścieżki w lewo- powiedział George, kiedy weszli do lasu- Ja i Rose pójdziemy w prawo. Spotkamy się tu za 20 min.
- Jasne.
- A więc Rose- zaczął pan Carter- zapewne znasz moich synów ze szkoły.
- Tak. Właściwie to niedawno dowiedziałam się, że są braćmi.
- Bardzo się od siebie różnią, to prawda- uśmiechnął się- Można nie jedną osobę na to nabrać.
- Na początku nie mogłam w to uwierzyć, ale domyśliłam się, że to możliwe, bo przecież mieli inne...- tu ugryzła się w język.
Pan Carter spojrzał na nią i ciepło się uśmiechnął.
- Tak, mieli inne matki.
- Przepraszam. Nie powinnam.
- Nie szkodzi. To była trudna sytuacja, ale jakoś z niej wybrnęliśmy- zatrzymał się, żeby podnieść belkę- Chłopcy opowiadali ci jak to się stało?
- Nie- pokręciła głową dziewczyna- Briana, nigdy o to nie pytałam. A Tony, cóż, chyba nie chce o tym, mówić.
- Nic dziwnego, był bardzo z nią związany. Wiesz, jest bardzo do niej podobny. Nawet nie jest świadomy jak bardzo.
- Nazywała się Isabel, prawda?- zapytała, chcąc wyciągnąć z niego jakieś informacje.
- Tak- westchnął pan Carter- Miała najpiękniejsze oczy jakie w życiu widziałem. Głębokie i przeszywające spojrzenie. Zmiękczało chyba każdego mężczyznę, na którego spojrzała. Ja miałem to szczęście, że byłem jednym z tych, na których to spojrzenie zatrzymała. Nasz związek był krótki, burzliwy i przepełniony emocjami. A owocem tego szaleństwa jest właśnie Tony.
- Nie do końca jednak rozumiem. Brian jest starszy, a to oznacza...
- Że najpierw byłem z Tiffany. Zgadza się. I widocznie tak miało być od początku. Jednak kiedy poznałem Isabel, dla niej... chciałem rzucić wszystko.Być przy niej w każdej chwili. Być z nią...
-...zawsze i na zawsze- dokończyła Rose.
- Tak.
- A więc co się stało?
- Isabel była nieokiełznana. Jednego dnia miała cudowny humor, była pełna energii i zapału do działania, a kolejnego dopadała ją melancholia i zaduma. Miłość do niej była największą radością i największym bólem jaki mnie spotkał. Nie umiem do końca tego opisać. Było nam ciężko. Dla Isabel chyba zbyt ciężko. Dlatego zniknęła.
- A Tiffany?
- Tiffany zawsze przy mnie była. Cierpiała, kiedy ją zostawiłem, ale z czasem mi wybaczyła. Jest całkiem inna. Spokojna, czuła, delikatna, wrażliwa. Uczucie, które do niej żywię to czysta i prawdziwa miłość. Przy niej wszystko jest proste i łatwe. Tylko z nią mogłem zbudować, coś naprawdę trwałego.
- Rozumiem- powiedziała przytakując głową.
- Wiesz co ci powiem dziewczyno- uśmiechnął się George i dodał- umiesz słuchać. A to bardzo ważna cecha.
Rose odwzajemniła uśmiech.
- Myśli pan, że gdyby Isabel bardziej się starała to mogłoby wam się udać?
- To możliwe- wzruszył ramionami.
- Mogę spytać o coś jeszcze?
- Śmiało.
- Której z tych rodzajów miłości, chciałby pan dla swoich synów?
- Jak na tak młodą damę, zadajesz trudne pytania- odpowiedział podnosząc kolejny kawałek drewna.
- Dla mnie to proste pytanie- zatrzymała się i zaczęła analizować- Z pozoru wydaje się pan, zabawnym i wesołym mężczyzną. Jednak nie boi się pan mówić o uczuciach. Widać, że troszczy się pan o Briana i Tony'ego. Z pewnością chciałby pan, żeby kiedyś spotkali kobiety, które będą kochały ich tak namiętną miłością jak Isabel, a były ciepłe i czułe jak Tiffany.
- Hmm, skąd taki wniosek?
- Myślę, że te dwie kobiety dały panu z siebie to co najlepsze i pewnie bez tych doświadczeń, nie byłby pan tą osobą, którą jest teraz.
Pan Carter przyglądał się uważnie tej dziewczynie. Jest bystra, trzeba to przyznać. Powoduje, że człowiek zapomina o całym świecie i problemach. Chce tylko się przed nią otworzyć i poczuć się zrozumianym. Ma niebywałą zdolność pozyskiwania informacji, ale także jest przepełniona empatią do drugiego człowieka. Potrafi słuchać, a rzeczy niemożliwe do opisania, idealnie ubiera w słowa.
- Z pewnością masz rację- poklepał ją po ramieniu i ruszył do przodu- Uwielbiała rysować ,wiesz.
- Tak jak Tony- dodała Rose.
- Ba, nie tylko uwielbiała, kochała to. Miała wielki talent. Była ulubienicą nauczyciela od rysunku.
- Pana Davisa?
- To ten staruszek jeszcze uczy?
- Tak. Ja też chodzę, na jego zajęcia. Jest co prawda dziwny, ale sympatyczny.
- Dziwny to dobre słowo. Tylko Isabel potrafiła z nim rozmawiać.
- Nie tylko ona- uśmiechnęła się Rose- Może pan śmiało zgadywać, kto teraz jest jego ulubionym uczniem.
- Naprawdę?
- Yhym- przytaknęła dziewczyna.
Zapadła cisza.
- Chcesz usłyszeć coś zabawnego?- zapytał pan Carter.
***
- Strzelam, że nie macie instrukcji, jak to złożyć- zaczął Sam.
- Spokojnie, we dwóch damy sobie radę- odpowiedział Tony.
- A Brian?
- Jako nasz bohater, poradzi sobie sam. W końcu musi zaimponować Jo.
- Rozumiem- uśmiechnął się chłopak.
Obaj zabrali się do pracy.
- Widziałem, cię kiedyś przed szkołą- przerwał ciszę Tony.
- Możliwe, pewnie czekałem na Rose.
- Długo się znacie?
- Nie. Ale spędzamy razem sporo czasu. Poznaliśmy się w parku. Czasem razem biegamy.
- Sportowiec?
- Można tak to ująć. Gram w futbol.
- Nieźle. Ojciec, kiedyś nas uczył trochę grać.
- Ojcowie często mają na tym punkcie bzika. Żebyś wiedział, jak Ted to uwielbia.
- Ted?
- O! No tak. Ted to ojciec Rose- uśmiechnął się Sam- Graliśmy razem w towarzyskim meczu "Ojcowie i Synowie". Trochę nagięliśmy reguły, ale było warto. Myślę, a raczej to pewne, że Ted chciałby mieć syna. Często do mnie dzwoni, żebym wpadał pokibicować z nim przed telewizorem.
- No to chyba niedługo tam zamieszkasz- śmieje się Tony.
- Właśnie. Dziwne, że mnie jeszcze nie adoptowali.
- Adoptowali? Myślałem, że grzejesz sobie posadkę zięcia.
- O dziwo, miałem taki plan. Ale jest mały problem.
- Jaki?
- Rose nie lubi sportu- spojrzał na niego- O ile wiesz co mam na myśli. Woli was.
- Nas?
- No, ciebie i tego tancerzyka. Jak mu tam było? O! Dean.
- Wydaje mi się, ale chyba nie za bardzo go lubisz- uśmiechnął się Tony.
- Mało powiedziane. Ale z waszej dwójki, chyba wolę ciebie.
Tony spojrzał na niego marszcząc brwi.
- Nie patrz tak- pokręcił głową Sam- Jestem przyjacielem Rose i, co nie co, wiem o tym co się między wami dzieje.
- Czy to ważne?- wzruszył ramionami- Jest z Deanem.
- I ty to, od tak, akceptujesz?
- A mam jakiś wybór? Wybrała jego. Czemu ty stawiasz na mnie?
- A możesz mi zagwarantować, że Dean ją kocha?
Tony zastanowił się i nie zdążył odpowiedzieć.
- A ty? Kochasz ją?- zapytał znowu Sam.
Chłopak przyglądał się mu i nic nie powiedział.
- Mi nie musisz odpowiadać. Sam sobie już odpowiedziałeś. Tylko teraz pomyśl, przy której odpowiedzi nie zawachałeś się ani na chwilę- rzucił Sam i zabrał się za następny namiot.
***
April i Steven otwierają drzwi, pięknego i zadbanego domu.
- Stevie!- wykrzykuje pani Shane na widok swojego syna i od razu go ucałowała- Mogłeś uprzedzić, że przyjedziesz.
- Cześć mamo.
- A kim jest twoja towarzyszka?
- To April Adams- przedstawił ją Steven.
- Dobry wieczór- przywitała się dziewczyna.
- Witaj kochana- uśmiechnęła się kobieta i zwróciła do syna- Nie wiem co ty i twoj brat planujecie, ale obie dziewczyny są świetne.
Steven spojrzał na matkę i, zanim zdążył o cokolwiek zapytać, z pokoju wyskoczył Matt.
- Hej, stary- przywitał go chłopak.
- Hej, młody. Powiesz mi o czym właśnie mówiła mama?
- April?!- Kate stanęła jak wryta, kiedy zobaczyła ją z... panem Shanem.
- Kate?!- dziewczyna była równie zaskoczona- A co ty tu robisz?
- Ciekawsze pytanie, to co ty tu robisz? I to z...
Zapadła niezręczna cisza.
- Chyba musimy porozmawiać- zaproponował Steven- I to poważnie.
***
Win siedząc w swoim apartamencie nudzi się jak nigdy w życiu. Kate pojechała do Londynu, więc nie ma komu uprzykrzać życia. Natalie prawdopodobnie jest chora, bo nie pokazuje się w szkole. Więc nici z szalonej nocy. Tony pojechał na ten głupawy biwak z rodziną. Kompana do imprezy również brak. Firma ojca, ciągle stoi i ma się dobrze. Nie ma nowych projektów, więc siedzenie w biurze nie ma sensu. Chłopak zaczyna przeglądać kontakty w komórce.
- Tancerki? Nie. Barmanka? Też nie. Nina- rosyjska piosenkarka z baru? Nie.Nikogo z Europy. Charlie? O! Ta mała, co tak się wyrobiła. Można spróbować, będzie śmiesznie.
Chłopak wybiera jej numer i dzwoni. Po dwóch sygnałach, ktoś odbiera.
- Cześć. Nudzisz się?
- Kto mówi?- zapytał męski głos.
- Win. A ty?
Chwila ciszy.
- Dobry znajomy- odpowiada chłopak- Zajmuję się aktualnie interesem Charlie. Jeśli wiesz, co mam na myśli. Coś przekazać?
- Nie, dzięki.
Win spojrzał na telefon.
-Co to do diabła było?- powiedział sam do siebie- Widać, nawet mała kujonka bawi się lepiej ode mnie.
Nagle jego telefon zaczyna dzwonić. To Jackie. Ta dziewczyna to zagadka. Kiedyś trzymała się bardziej na uboczu. Nawet mu się wtedy podobała. Stanowcza, miła, uśmiechnięta i odrobinę niewinna. Teraz. Imprezowiczka i ciesząca się sławą dziewczyna.
- Halo?
- Cześć. Impreza. Jutro. U mnie. Zabierz Tony'ego.
- Okazja?
- Bez okazji. Po prostu dla zabawy. Jedna z moich dziewczyn ma na ciebie chrapkę.
- Miło- uniósł kącik ust.
- To jak? Wpadniesz?
- A po co czekać do jutra? Zacznijmy imprezę dzisiaj.
- Obawiam się, że nie zdążę nic zorganizować i zebrać wszystkich gości.
- Nie szkodzi. Twoje towarzystwo w zupełności mi wystarczy.
- Win, nie próbuj na mnie swoich sztuczek.
- Białe czy czerwone?
- Nie zrobię tego Carmen.
- Ależ zrobisz- powiedział pewny siebie.
- Będę za dwadzieścia minut.
Win rzucił telefon na kanapę i rozsiadł się wygodnie.
- Zawsze wygrywam- uśmiechnął się.
***
- Okej. Dziewczyny wymyśliły tyle gier, że każdy z dzieciaków może wybrać jedną z dwóch opcji- zaczął pan Carter- Pozycja pierwsza: Simon mówi.
- Nuuudaaa- skomentował Tony.
- Przestań synu- upomniał go ojciec i dokończył- Lub kalambury z postaciami fantastycznymi.
- Kalambury- zdecydował Sam.
- Okej. Lecimy dalej. Straszne historie czy śpiewanie?
- Historie- zdecydował Brian.
- Konkurs na najzabawniejsze zdjęcie czy amatorski horror w naszym wykonaniu?
- Własny horror to ekstra pomysł- zafascynowała się Rose.
- No i teraz zajęcie na jutrzejszy poranek: konkurs rybacki czy poszukiwanie skarbów?
- Poszukiwanie skarbów- odpowiedział bez zastanowienia Tony.
- Sprawnie poszło- pochwalił ich George- To od czego zaczynamy?
- Jest jeszcze jasno, więc myślę, że na początek kalambury- oceniła Tiffany.
- Proponuję, chłopcy kontra dziewczyny- powiedziała mama Melissy.
- Nie może tak być- wtrąciła Jo i wyszczerzyła zęby- Przecież, nie będą mieli z nami szans.
- Ktoś tu chyba nas nie docenia- odpowiedział Brian- Zobaczycie, że was rozłożymy.
- Stop, stop, stop- odezwała się Tiffany- Nie pora teraz na sprzeczki. Niech wygra najlepszy- uśmiechnęła się i rzuciła w stronę facetów- Tylko pamiętajcie, kto tutaj gotuje.
Dziewczyny zaczęły chichotać.
- Zawsze znajdą na nas tajną broń- zaśmiał się Brian.
- Żołnierz z karabinem, walczy tygodniami o zwycięstwo, a kobieta z garnkiem w ręku już w pierwszej minucie ma władzę- skomentował Sam.
Wszyscy parsknęli śmiechem.
- Wiedziałam, że nie będziemy się razem nudzić- podsumowała Jo.
***
- Żałuję, że nie mogę zobaczyć teraz jego miny- powiedziała przez śmiech Charlie.
- Ha, pewnie ciągle siedzi z otwartą gębą- nabija się Nate.
- Należało mu się- stwierdziła dziewczyna- Win to niezłe ziółko.
- Jakbyś potrzebowała, więcej takich akcji, to polecam się na przyszłość.
- Zapamiętam- uśmiechnęła się- Długo ci to jeszcze zajmie?
- Nie. Właśnie złamałem hasło. Jak on się nazywa?
- Andrew Palmer.
- Minuta- powiedział, klikając na klawiaturze- Jest.
- Gdzie mieszka?
- Na Willow Street 13.
- Tu? W Nowym Jorku?
- Zgadza się. Chcesz też numer telefonu?
- Nie. Adres wystarczy.
- W czymś jeszcze mogę pomóc?
- Chyba wszystko mam. Dzięki.
- No to spadam- uśmiechnął się i wstał z krzesła.
- Nie zostaniesz na kolację, herbatę czy coś?
- "Czy coś" brzmi ciekawie- uniósł brew- Ale muszę skleić nowy mix dla ekipy.
- Jasne. To miłej pracy.
- Dzięki. Na razie.
- Pa.
-No Andrew Palmer możesz niedługo spodziewać się wizyty swojej internetowej koleżanki- powiedziała do siebie i wyłączyła komputer.
***
- Co to było?!
- Nic nie słyszałem. Gdzie?
- Tam za drzewem. Ktoś tam jest- powiedziała drżącym głosem Rose i przytuliła się do Tony'ego.
- Wiem, że się boisz. Ale możesz mnie tak nie ściskać? Wyrywasz mi jedynego włosa na klacie- zaczął śmiać się chłopak.
- Cięcie!- krzyknęła Jo- Tony! Jak się będziesz tak wygłupiał to nigdy nie skończymy tego filmu.
- Sorry, nie mogłem się powstrzymać- śmieje się dalej.
- Masz włosy na klacie?- spojrzała z wykrzywioną miną Rose.
- Nie, no co ty- od razu odpowiedział i potem dodał- Tylko jednego.
Oboje zaczęli się śmiać.
- Dobra, wynocha!- odezwała się Jo- Ja to zrobię. Brian? Pomożesz?
Wszyscy zaangażowali się w tworzenie tego amatorskiego horroru. Ale zamiast grozy, między nimi panowała wesoła atmosfera. Nigdy tak dobrze się nie bawili. Rose i Tony oddalili się od grupy.
- Czujesz? Sos, który zrobiła Tiffany- uśmiechnął się chłopak- Mój ulubiony.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech.
- Nie zamęczył cię w lesie?
- Co?
- Mój ojciec- stwierdził Tony- Potrafi każdego wytrwale wypytywać. To prawie jak przesłuchanie.
- Zabawne, bo to chyba on tym razem był podejrzanym.
- Serio?
- Yhym. Kilka rzeczy z niego wyciągnęłam.
- Na jaki temat?
- Ha, tajemnica leśnych ludzi- uśmiechnęła się Rose.
- Dzieciaki!- powiedział głos za nimi.
- Tak tato?
- Mogę cię na słówko?- zapytał pan Carter- Rose? Pozwolisz?
- Jasne.
Kiedy dziewczyna odeszła George zaczął:
- Lubię ją.
- Ja też- odpowiedział chłopak.
- Wydaje mi się, że bardzo się interesuje naszą rodziną. Pytała o twoją matkę.
- Tak? I co jej powiedziałeś?
- Właściwie to sporo- wzruszył ramionami- Nie wiem co ta dziewczyna w sobie ma, ale na pewno dużo wartościowych rzeczy. Jest bardzo mądra i myślę, że można powierzyć jej kilka ważnych spraw.
- Chyba nie do końca rozumiem. Skąd ty...?
- Widzę jak na nią patrzysz-przerwał mu- Znam cię Tony. Jesteś bardzo podobny do matki i tobie, tak jak jej, jest równie ciężko się otworzyć. Ta młoda dama, mimo swojego wieku jest bardzo dojrzała i myślę, że o wielu rzeczach możesz z nią porozmawiać. Dzisiaj mi to udowodniła. Musisz tylko chcieć.
- Nie wiem dlaczego akurat ona- podrapał się w głowę Tony.
- Synu- objął go ramieniem ojciec- Nikt tego nie wie. Tak po prostu jest.
Chłopak się obrócił i spojrzał na Rose. Siedziała przy ognisku, ogrzewając dłonie. W jej brązowych oczach odbijały się płomienie, a włosy falowały na delikatnym wietrze. Wyglądała tak pięknie. Podniosła wzrok i uśmiechnęła się do nich. Obaj odwzajemnili uśmiech i ruszyli ku reszcie grupy.
***
- No jeszcze dwa pudła i będzie koniec- powiedział Dean wnosząc fotel do nowego domu Alice.
- Udało się- westchnęła pani Robertson- W końcu mamy wszystkie te graty.
- Dobrze być w domu- dodała Alice.
- Dobrze mieć was z powrotem- przytuliła je obie mama Deana.
- Fajnie, że macie czas się rozczulać. Nie naprawdę, nie musicie mi pomagać- powiedział z ironią chłopak wnosząc stolik.
- Nie marudź- powiedziała Alice- Jeszcze czeka cię malowanie mojego pokoju.
- Dzisiaj?- zapytała Irma.
- Pewnie- dodała Jenna- Nie zaszkodzi trochę pracy. We dwójkę, pójdzie im szybciej. A my posiedzimy do późna i poplotkujemy.
Kobiety poszły do świeżo umeblowanej kuchni, a młodzi do sypialni Alice.
- Kupiłaś farbę?
- Tak. Ciemny róż, szarą i czarną.
- Po co ci trzy kolory?- zdziwił się chłopak.
- To proste. Jedna ściana będzie cała różowa. Ta na której są półki będzie szara w czarne paski. No wiesz jak zebra. Kolejna będzie cała czarna i następna znowu w paski.
- Zapomniałem, że u ciebie nigdy, nic nie wyglądało nudno. Jednak z tą zebrą będzie nam potrzebna fachowa pomoc.
- Czyja?
-Tony potrafi rysować. Myślę, że z chęcią pomoże.
Dziewczyna się uśmiechnęła i oboje zabrali się do pracy. Dean mieszał farbę, a Alice robiła im śmieszne czapeczki z gazety.
- Dean?
- Hmm?
- Jak długo jesteście razem? Ty i Rose?
- Jakoś od początku roku, a co?
- Nic nie mówiłeś.
- Nie pytałaś.
- Założyłam, że żadna nie zechce takiego głupka- wystawiła język.
- Bardzo śmieszne.
Nastała chwila ciszy.
- Jesteś szczęśliwy?
- Raczej tak.
- Jest bardzo ładna, wiesz.
- Zgadza się- uśmiechnął się i przytaknął- A żałuj, że nie widziałaś jak tańczy. Albo rysuje. A jej pomysły- lekko się uśmiechnął- są genialne. Pomogła mi już nie raz z ekipą. Albo z moją sesją. Jest świetna.
- Wydajesz się być nią totalnie oczarowany.
- I pewnie jestem.
- To gdzie jest teraz?
- Pojechała z przyjaciółką na biwak.
- I nie zabrała ciebie?
- Nie. Nie ogranicza mnie. Ani ja jej.
- A wie, że u mnie jesteś?
- Pewnie.
- I nie ma nic przeciwko?
- Nie- uśmiechnął się- Wie, że jesteś dla mnie ważna i potrzebujemy trochę wspólnego czasu.
- Brzmi jak ideał dziewczyny- oceniła Alice.
- To wada czy zaleta?
- Nie wiem. Czasem ktoś wydaje się idealny, a potem okazuje się, że popełnił nie jeden błąd.
- Nie Rose.
- Może się mylę- westchnęła Alice- Nie chcę, żeby cię zraniła.
- Myślę, że dam sobie radę- poklepał ją po ramieniu.
- Jakby co, to wiedz, że jestem. I w najbliższym czasie nigdzie się nie wybieram.
- Miło to słyszeć. A teraz łap za pędzel i zaczynamy, bo tydzień będziemy tu siedzieć.
***
Niedzielny poranek był chyba najładniejszym w przeciągu ostatnich tygodni. Natalie po raz pierwszy od wielu dni, w końcu się wyspała. Postanowiła wyjść dzisiaj z domu i pokazać się światu. Może jakieś zakupy albo relaksujący manicure. Cokolwiek, aby opuścić te cztery ściany.
Kiedy wyszykowana schodzi na dół, nie dziwi jej to, co zastaje w holu.
- Berta cię wpuściła?
- Kochana jest. A już chciałem wchodzić oknem- uśmiechnął się Dylan.
- Mamy w nich alarm.
- Trudno. Najwyżej wcześniej byś wstała.
- Nie żartowałeś mówiąc, że będziesz przychodził codziennie- westchnęła Natalie.
- Ani przez sekundę. Gdzie się wybieramy?
- Ty nigdzie.
- Wiesz, że pójdę za tobą.
- Wezwę kogoś z ochrony.
- I myślisz, że mnie powstrzymają?- uniósł brew chłopak.
- Nie jednego już, że tak powiem, usunęli. Z tobą nie będzie problemu.
- Będę walczył bardzo zawzięcie.
Dlaczego nie da za wygraną?- pomyślała- Czego jeszcze mogę spróbować, żeby go wystraszyć?
- Jestem umówiona z Winem- rzuciła.
- Chętnie poznam go osobiście.
- Dylan, mam cię już szczerze dosyć.
- No to mamy problem, bo ja cię nie.
Dziewczyna zbliżyła się do niego.
- Dlaczego teraz? Dlaczego wróciłeś właśnie teraz?
- Prosiłaś mnie o to.
- Ja?
- Tak.
- Ciekawe kiedy?
- Na ostatnim balu.
- Nie przypominam sobie.
- Nie byłaś w formie, że tak to ujmę. Powiedziałaś mi, że tęsknisz.
- Coś ci się chyba przyśniło- przewróciła oczami.
- Spędziliśmy razem noc.
- To było tylko dla zabawy. Ocknij się. Nic nieznacząca noc, jakich wiele.
- Myślę, że ta była wyjątkowa- spojrzał jej prosto w oczy.
Wiedziała o czym mówi. Pamiętała tę chwilę bardzo dobrze. Nie rozumie dlaczego to powiedziała, ale stało się. Czuła, że musi. Chce. Chce mu to wyznać.
- Wychodzę- odpowiedziała- I jak wrócę, nie chcę cię tu widzieć. Nigdy.
- Dlaczego tak się boisz do tego przyznać?
- Nie mam do czego. Nic nie pamiętam z tamtej nocy.
- Przeciwnie. Pamiętasz wszystko. Chcesz to wymazać, lecz nie możesz.
- Nie zachowuj się jakbyś mnie znał.
- Ale znam.
- Do widzenia- ruszyła szybkim krokiem do drzwi.
***
- Dobieramy się w pary?- zapytała Melissa.
- Tak
- odpowiedział pan Carter- Ja i Tiffany- drużyna zielonych. Roger i Cindy- czerwoni. Brian i Jo- żółci. Tony i Rose- niebiescy. Melissa i Sam- biali.
- Biali? Zawiało rasizmem- zażartował Sam.
- Zawsze byłam w parze z Brianem- odezwała się Melissa- Nie może tak być znowu?
- Nie do mnie zażalenia- podniósł dłonie do góry pan Carter- Tony ustalał składy.
Jo szyderczo się do niej uśmiechnęła. Melissa była wściekła. Myślała, że jest na wygranej pozycji. Trochę się przeliczyła. Sam za to pokazał uniesiony kciuk w stronę Tony'ego. Koleś chyba załapał gadkę i w końcu wziął się do działania- pomyślał.
- Każdy dostaje listę rzeczy, które ukryła inna grupa. Macie tam wskazówki, jak je odnaleźć. Kto zrobi to pierwszy, wygrywa.
- Co jest nagrodą?- zapytał Brian.
- Rejs łódką, wypożyczoną w pobliskiej przystani. Kiedy zwycięzcy będą wypoczywać na środku jeziora, reszta zabierze się za pakowanie i sprzątanie naszego obozowiska.
- Nieźle- podsumowała Rose.
- Nie łudźcie się- odezwał się Roger- Nie macie z nami szans.
- Zobaczymy.
- To kiedy startujemy?- zapytała Jo.
- Wydaje mi się, że... Teraz!
I nagle wszyscy rozbiegli się w różne strony. Każdy z zapałem rozpracowywał wskazówki i starał się jak najszybciej dotrzeć do miejsca, w którym ukryty był jeden ze skarbów. Ta gra, może potrwać godzinami, zanim znajdzie się wszystkie przedmioty. A do tego, las, woda i góry sprzyjają ciekawym rozmowom.
- Wiesz kochanie, chyba nie przepadam za tą Jo- odezwała się Tiffany- Jest taka głośna i wszędzie jej pełno. Ciągle mam przed oczami te jej ogniste loki.
- Jest w porządku- odpowiedział jej mąż- Brian bardzo ją lubi.
- Chyba tak. Ale Melissa wydaje się bardziej odpowiednia. Miła, uczynna, pomocna, wesoła, subtelna. O wiele spokojniejsza. Bardziej pasuje do naszego syna.
- Nawet jeśli masz rację, to nie do ciebie należy decyzja. Brian sam potrafi decydować. A jeśli wybierze źle, to czegoś się nauczy. Tak jak ja.
- Może masz rację. Ale nic nie poradzę, że niezbyt darzę ją sympatią.
- Wybaczam ci to- uśmiechnął się i ją pocałował.
- Musimy to wygrać- powiedział zdeterminowany Brian.
- Daj spokój, to tylko gra.
- Pewnie, "tylko gra"- westchnął chłopak- Ale łódką byś z chęcią popływała.
- No jasne- uśmiechnęła się Jo i powiedziała rozmarzona- Nawet mam ochotę się poopalać i popływać.
- No dziewczyno! Teraz to koniecznie musimy to wygrać.
- Czemu?
- Nie co dzień mam okazję oglądać swoją dziewczynę w stroju kąpielowym.
- Wariat- szturchnęła go Jo.
- Myślisz, że mamy jakieś szanse?- zapytał Tony.
- Minimalne. Jednak wolałabym, żeby wygrali Brian i Jo.
- A to czemu?
- Ostatnio mieli trudniejszy okres. Przyda im się chwila we dwoje.
- No to muszą się postarać. Pokonać wszystkich nie będzie łatwo- stwierdził chłopak.
- Jak jednej drużyny ubędzie to zwiększą się ich szanse.
- Chcesz się podłożyć?
Dziewczyna się zastanowiła, spojrzała na jezioro i naj jej twarzy pojawił się uśmiech. Zaczęła ściągać buty, koszulkę, spodnie i skarpety. Została w samej bieliźnie. Rozpuściła włosy. Tony przyglądał jej się ze zdziwioną miną. Rose spojrzała na niego.
- Zróbmy sobie własną nagrodę- powiedziała i zaczęła biec w kierunku wody.
Kiedy wskoczyła, Tony ciągle stał na brzegu i się jej przyglądał.
- Co tak stoisz jak kołek? Wskakuj.
- Nie wiem czy wiesz, ale w tej wodzie pływają węgorze.
Dziewczyna zrobiła wielkie oczy i od razu ruszyła na brzeg. Nigdy w życiu tak szybko nie biegła. Kiedy wyszła z wody, spojrzała na Tony'ego. Chłopak śmiał się do łez.
- O! Pożałujesz tego- pokręciła głową.
- Tak łatwo dajesz się nabrać- powiedział ciągle się śmiejąc.
Dziewczyna stała tam cała mokra i do tego wkurzona. Tony nie mógł przestać się śmiać.
- Odegram się.
- Jakoś się nie boję.
- Zobaczymy- rzuciła i minęła go, znowu kierując się do wody.
Zatrzymała się dopiero, kiedy woda sięgała jej po same barki. Tony w końcu też zaczął zdejmować ubranie i wszedł do jeziora. Kiedy już do niej dotarł, staną na przeciwko.
- Zimno- powiedział.
Rose uniosła kącik ust i spojrzała na niego. Przez chwilę nic nie mówili, tylko patrzyli sobie w oczy. Potem Rose rozpięła stanik i rzuciła go w wodę. Chłopak poczuł jak przeszywa go dreszcz. Patrzył na nią i nie mógł nadziwić się jaka jest piękna. Są tu razem. Tak blisko, że czuje jej ciepły oddech. Dzielą ich tylko centymetry. Pragnie jej. Właśnie uświadomił sobie jak bardzo. Po chwili przysuną ją do siebie i chciał pocałować.
- Nurkuj- odezwała się w końcu.
- Co?
- Nurkuj po to co mi upadło- powiedziała z uśmiechem na twarzy.
- Upadło? Przecież sama go zdjęłaś.
- Wydawało ci się.
Chłopak na nią spojrzał z niedowierzaniem. Jest niewiarygodna- pomyślał. Najpierw stopniowo doprowadza go do granicy szaleństwa, a potem nagle: bum! Koniec sielanki, wracamy do rzeczywistości.
Zanurkował i po chwili wypłynął ze zgubą.
- Dziękuję- powiedziała wyciągając dłoń.
- Nie tak szybko- uśmiechnął się Tony- Znalazłem skarb, więc należy mi się nagroda.
- Okej. Możesz sobie śmiało popływać w jeziorze.
- Nie podoba mi się- wzruszył ramionami.
- A co ci się podoba?
Zapadła cisza.
- Przecież wiesz- odezwał się po chwili i spojrzał na nią z powagą.
- Wiem- przytaknęła, patrząc mu prosto w oczy, lecz potem dodała- Wkurzanie mnie.
- Nie wytrzymam- uśmiechnął się- Myślałem, że to ja jestem mistrzem w psuciu takich chwil, ale ty bijesz mnie na głowę.
- Dostanę go z powrotem?
- Jasne.
Dziewczyna ubrała się i znów się uśmiechnęła.
- Gotowy?
- Na co?
- Teraz ty ściągasz to co masz na sobie, a ja nurkuję.
- Słucham?!- przeraził się chłopak.
Rose zaczęła się śmiać.
- Ty też dajesz się łatwo nabrać.
- Może tylko tobie- uśmiechnął się.
- Może...- rzuciła i zanurkowała.
Znikła mu na chwilę z widoku. Wynurzyła się parę metrów dalej.
- Płyniesz?- zapytała.
- Dokąd?
- A czy to istotne? Ważne, że razem- powiedziała i rzuciła się w wodę.
***
- Mamo, nie odzywasz się do mnie od wczoraj- zaczął Steven wchodząc do kuchni.
- Dziwisz mi się?
- Nie. Ale chcę, żebyś spojrzała na to z innej strony.
- Na to, że sypiasz z nieletnią dziewczyną? I na dodatek jest twoją uczennicą.
- Nie planowałem tego.
- Pocieszające- zdenerwowała się Trudy.
- Nic nie poradzę, że się w niej zakochałem.
- A zakochał byś się we własnej siostrze?
- Słucham? A co to ma do rzeczy?
- To, że związku nie możesz budować ani ze swoją siostrą ani swoją uczennicą. Obie te rzeczy są tak samo niemoralne i odrażające.
- Wydaje mi się, że teraz przesadziłaś.
- Chyba się przesłyszałam. Ty popełniasz przestępstwo a ja cię za to karcę. Kto tu przesadza?
- Nie rozumiesz tego.
- Nie rozumiem i nie chcę zrozumieć. Dlatego musisz jak najszybciej to zakończyć.
- Nie ma mowy- oburzył się Steven- Jestem z nią szczęśliwy.
- Widzisz jakieś inne rozwiązanie?
- Tak. Zwolnię się ze szkoły i zatrudnię w innej. Nie będziemy musieli się ukrywać.
- I myślisz, że utrzymasz posadę jeśli dowiedzą się, że masz romans z nieletnią?- podniosła ton- Już ci odpowiadam: Nie! Po pierwsze: jeśli raz związałeś się z uczennicą, nic nie zapewnia, że nie zrobisz tego znowu. Od razu cię zwolnią, bo szkoły są przeczulone na tym punkcie. Po drugie: związek z nieletnią to przestępstwo. Sprawa w sądzie nie wygląda dobrze w życiorysie. Zwłaszcza nauczyciela. Po trzecie: jeśli raz przykleją ci etykietkę, no nie wiem, pedofila, to już się z tego nie wygrzebiesz. Rozumiesz? Ta znajomość niczego dobrego ci nie przyniesie, a wręcz przeciwnie, same problemy. Dlatego radzę ci, zakończ to póki nie jest za późno.
- A co jak tego nie zrobię?
- To nie chcę cię widzieć więcej w tym domu- rzuciła i wyszła.
April słyszała całą tę rozmowę. Gdy wyszła zza rogu i spojrzała na Stevena, łza spłynęła jej po policzku. Mężczyzna podniósł głowę, spojrzał na nią ze smutkiem. Potem wstał i przytulił ją do siebie.
- Ona ma rację Steven- zaczęła szlochając- Od początku wiedzieliśmy, że to nie jest nic dobrego.
- Nic nie mów- zamknął oczy i przycisną ją mocniej.
- Chyba powinnam stąd iść.
- Dokąd?
- Nie wiem- powiedziała zmieszana- Do hotelu. Na lotnisko.
- Jasne. Zabiorę tylko nasze rzeczy i wychodzimy.
- Nie- powiedziała i odsunęła się od niego- Chcę iść sama.
- April- spojrzał na nią ze smutkiem- Nie rób mi tego.
Dziewczyna wzięła swoją walizkę i skierowała się do drzwi. Steven złapał ją za rękę i zatrzymał.
- Chcę iść sama- powtórzyła.
- Nie wiem co robić- powiedział ciągle ją trzymając.
- Zostań tu.
- Chcę lecieć z tobą.
- Nie. Zostań tu.
- Myślisz, że parę dni przerwy dobrze nam zrobi?
- Nie. Zostań tu- spojrzała na niego smutnymi oczami- Zostań na zawsze.
Odjęła jego dłoń i szybko wyszła. Steven oparł się o ścianę i zsuną na ziemię. Siedział tak kilka minut zanim dotarło do niego co właśnie się stało. To miał być wesoły weekend z jego rodziną. Mieli świetnie się tu bawić. Mama miała nic nie wiedzieć o wieku April. Chciał ją przedstawić jako swoją dziewczynę. Pełnoletnią i pracującą razem z nim w szkole. Nawet przez myśl nie przeszło mu, że tak to może się skończyć. Najgorszy możliwy scenariusz.
***
Charlie, w ramach wolontariatu, odwiedza dziś chore dzieci w szpitalu. Zarówno ona jak i Louis należą do Fundacji "Cudowne Aniołki", która właśnie to organizuje. Najpierw jednak muszą udać się na krótkie spotkanie, na którym przydzielą im poszczególne szpitale i oddziały do odwiedzenia. Oboje umówili się przed głównym budynkiem fundacji.
- Hej, jak dzisiaj nastrój?- zapytał wesoło chłopak.
- Pozytywnie i z zapałem do pracy.
- No to ruszajmy.
Przeszli przez główne drzwi, witając wesoło portiera i ochroniarzy. Skierowali się w stronę recepcji, gdzie czekała na nich reszta wolontariuszy.
- Jesteście wszyscy?- zapytała recepcjonistka.
- Tak- odpowiedzieli chórem.
- To zapraszam na 2 piętro. Pokój 211- wskazała im windy i dodała- Która z was to Charlotte Brown?
- Ja- zgłosiła się Charlie.
- Mam dla ciebie wiadomość od pani O'Donnell.
- Poczekam na górze- rzucił Louis.
Dziewczyna kiwnęła do niego głową i zwróciła do recepcjonistki.
- O co chodzi?
- Pani O'Donnell wystąpiła o dotacje na dodatkowe zajęcia dla dzieciaków. Chciała, żebyś się zajęła zbieraniem podpisów pod petycją.
- Nie ma sprawy.
- No to świetnie. Musisz tylko podpisać mi dwa dokumenty. Zaraz ci je podam.
- Hej, Eva- przywitała recepcjonistkę koleżanka- Jeden z pacjentów dzwonił, żeby przełożyć wizytę u psychologa. Dasz radę coś zdziałać?
- Na kiedy był umówiony i jak się nazywa?
- Wtorek, Andrew Palmer.
Gdy tylko Charlie usłyszała to nazwisko, od razu skierowała wzrok na obie kobiety. Co Andy miałby robić u lekarza z fundacji? Dlaczego nic o tym nie wspominał? Powinna dowiedzieć się więcej. A najlepiej zrobi jeśli uda jego dobrą znajomą. Wtedy wyciągnie o wiele więcej informacji.
- Andy?- zaczęła i przewróciła oczami- Jak zwykle odkłada obowiązki na później.
- I do tego robi zamieszanie- powiedziała Eva.
- Może wyślijcie mu lekarza prosto do domu- zażartowała.
- A komu by się chciało znowu jechać na...- zaczęła sprawdzać w komputerze.
- Willow Street?- dokończyła za nią Charlie.
- Tak. Dokładnie- potwierdziła recepcjonistka i dodała- Ostatnio musieliśmy wysłać do niego jednego z naszych gońców, bo nie pojawił się na badaniach.
- Których?
- (Coś z sercem) A z jego wadą,to niezbyt rozsądne.
- No, tak- przytaknęła dziewczyna, nie dając nic po sobie poznać.
- O! Mam już te papiery- powiedziała Eva i podała kartki- Podpisz na dole.
- To już wszystko?- spytała po chwili Charlie.
- Tak, dziękuję.
Dziewczyna ruszyła w stronę windy. O niczym innym nie myślała, tylko o Andym. To czego się dziś dowiedziała zupełnie ją zaskoczyło.
-Kim jesteś do cholery?- powiedziała do siebie i oparła się o ścianę windy- Kim jesteś Andrew Palmer?
***
Jo i Brian wygrali wyścig w poszukiwaniu skarbów. Melissa była rozwścieczona kiedy odbijali łódką od brzegu. Jednak oni niezbyt się tym przejmowali. Ważniejsze było, że byli razem, tylko we dwoje. Bez rodziców, hałasów, irytujących dźwięków. Spokój i cisza.
- I jak się podoba?
- Lepiej być nie mogło- uśmiechnęła się Jo i rozłożyła na dziobie.
- Mogło. Jakbyś tylko wiosłowała- marudzi Brian.
- O nie! Od czarnej roboty jesteś ty.
- Nie przyzwyczajaj się tak.
- A co?- podniosła głowę- Nic więcej dla mnie nie zrobisz?
Brian na nią popatrzył. Jest przepiękna i taka słodka. Chyba nie jest w stanie jej zawieść.
- Wszystko co tylko będziesz chciała.
- No. I za to cię kocham.
Po tych słowach oboje zamilkli. Brian przestał wiosłować, a Jo podniosła się i usiadła.
- Chodziło mi o to... że...- zaczęła się jąkać, próbując wybrnąć z tej sytuacji.
- Jo?
- Tak jakby...
- Jo?
- No wiesz... znaczy...
- Jo!- krzyknął.
- Tak?
- Wiem, że to może być trudne- przysunął się do niej- Ale ja cię nie kocham tak jak ty mnie.
Dziewczyna zaczęła się zastanawiać czy dobrze usłyszała. Wtedy Brian chwycił ją za podbródek i przyciągnął do siebie.
- Kocham cię bardziej.
Oczy Jo od razu zapłonęły. Poczuła niezwykły przypływ ciepła i nieopisaną radość. Zbliżyła się do niego. Oboje patrzyli sobie głęboko w oczy. Jednak dopiero kiedy ich usta się zetknęły a serce zaczęło mocniej bić, poczuli uczucie jakim się darzą. To było to czego w sobie szukali i... nareszcie im się udało.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
uwilebiam twoje opowiadanie! kiedy pojawi się kolejny rozdzial? :)
OdpowiedzUsuńto jest świetne! przeczytałam już wszystkie rozdziały i nie mogę sie doczekać następnych. Pisz dziewczyno i nie zmarnuj tego talentu! :D
OdpowiedzUsuńhttp://www.kujonowiniewypada.blogspot.com
http://romantiko-blog.blogspot.com/
Świetny rozdział! ;D czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńtroche szkoda ze co tak długi czas dodajesz odcinki, ponieważ te czekanie jest troche denerwujące....
OdpowiedzUsuńwiem, że to może być denerwujące ;/ niestety nie mam możliwości dodawać tak często odcinków, bo aktualnie jestem za granicą i mam ograniczony dostęp do Internetu. Mogę tylko prosić o odrobinę cierpliwości ;) Dzięki, że ciągle chcecie to czytać ;D
OdpowiedzUsuńa no to zmienia postać rzeczy :) WIĘC CZEKAMY CIERPLIWIE NA KOLEJNE ODCINKI :))
UsuńWłaśnie zaczęłam czytać twojego bloga i muszę na wstępie przyznać,że masz ogromny talent.Podziwiam Cię
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://www.schooloftestrang.blogspot.com/