piątek, 5 czerwca 2015

Episode 41: New Year's wish

- Pięć, cztery ,trzy, dwa, jeden! Szczęśliwego Nowego Roku!

Cała grupa stała na zewnątrz i podziwiała pokaz fajerwerków. W dobrych humorach przywitali Nowy Rok. Istnieje przesąd, że to jak się czujesz w pierwszy dzień roku decyduje jak będziesz czuł się przez cały rok.

- Chciałabym, żebyś poczuł do mnie to co ja czuję do Ciebie- powiedziała Alice kiedy składała życzenia Deanowi.
- Już dawno tak jest- uśmiechnął się szeroko.

Dziewczyna była poważna i ciągle na niego patrzyła.

- Robert, co jest?- spytał po chwili.
- Przejdźmy się- złapała go za rękę i ruszyli w stronę stoku.

Cassie chciała podejść do Deana, ale zauważyła jak ten odchodzi razem z Alice. Zastanawiała się co to może oznaczać. Nie miała zbyt dobrego przeczucia.

- Szczęśliwego Nowego kuzyneczko!- podbiegła do niej Jo.
- Szczęśliwego- przytuliła ją.
- Czego sobie życzysz w tym roku?
- Miłości. Zdecydowanie- westchnęła Cassie patrząc na odchodzących Alice i Deana.
- No to mam nadzieję, że się uda- uśmiechnęła się i dodała- Lecę do Briana.

- A czego sobie życzy najpiękniejsza dziewczyna świata?- Tony uśmiechnął się do Rose.
- Chyba tego, żebyśmy zawsze byli razem.
- Myślę, że da się zrobić- uśmiechnął się i ją pocałował.
- A ty?

Tony spojrzał w górę i przez chwilę milczał. Chyba powinien otworzyć się przed Rose. Jest przy nim i go wspiera. Zawsze tak było. Powinien jej zaufać.

- Chciałbym znowu zobaczyć moją mamę- odezwał się w końcu.

Rose aż zakuło w sercu. Była ostatnio taka szczęśliwa z Tonym. Zapomniała o tym, że jemu brakuje sporo do pełni szczęścia. On zawsze będzie pamiętał o Isabel. O swojej matce, której miłości ciągle potrzebuje. A ona może mu podarować to szczęście. Musiałaby tylko złamać obietnicę daną Isabel. Czy powinna to zrobić?

- Myślisz, że to możliwe?
- Nie wiem- wzruszył ramionami- Może to głupie, ale czasem czuję jej obecność. Jakby była blisko. Jakby mnie obserwowała. Rozumiesz?
- Tony...- Rose zakręciła się łza w oku i chciała mu powiedzieć, że to co czuje wcale nie jest głupie. Że jego mama jest tuż obok- Ja...
- Co tam gołąbeczki?- podszedł do nich Win.
- Całkiem dobrze- odpowiedział Tony.
- Mi trochę zimno- odezwała się Rose- Idziemy do środka?

- Co jest takiego strasznego, że musisz mi powiedzieć to na osobności?- zaśmiał się Dean.
- Kocham cię- wyrzuciła z siebie Alice.
- Ja też cię kocham, mordo- podszedł, żeby ją przytulić.
- Nie- odsunęła się i spojrzała mu głęboko w oczy- Kocham cię. Już od dawna myślałam, żeby ci o tym powiedzieć. Właściwie od mojego przyjazdu. Jestem w tobie zakochana od kiedy byliśmy dziećmi. Cały czas kiedy byłam w Szwajcarii myślałam tylko o tym kiedy tu wrócę i będę mogła z tobą być. Kiedy ci powiem co do ciebie czuję, a ty to odwzajemnisz. Znaczy mam taką nadzieję.

Dean patrzył na Alice z szeroko otwartymi oczami. Nie spodziewał się, że coś takiego usłyszy. Kochał tę dziewczynę, ale raczej jak przyjaciółkę. Chyba...

- Dean- ciągnęła dalej- Od kiedy przyjechałam spędzaliśmy ze sobą masę czasu. Stawiałeś mnie i moje potrzeby na pierwszym miejscu. Odniosłam nawet wrażenie, że przeze mnie albo dzięki mnie, zapominasz o Rose. Przyznaję, że miałam w tym nie mały udział. Cudownie było jak zabrałeś mnie jako osobę towarzyszącą na swoją wystawę. Potem pomogłeś mi przy remoncie w pokoju, chociaż ten czas powinieneś poświęcić swojej dziewczynie. Ciągle dawałeś znaki, że jestem bardzo, ale to bardzo dla ciebie ważna.
- Bo jesteś- stwierdził- Ale...
- Poczekaj- przerwała mu- Potem widziałam, że jednak Rose jest zainteresowana Tonym. Bolało mnie to, że jest z tobą a przyprawia ci rogi. Dlatego postanowiłam się na niej odegrać i pocałowałam Tony'ego kiedy miałam okazję. Tylko po to, żeby ją zranić. Tak samo cieszyłam się kiedy oni oboje pomagali nam przy remoncie pokoju. Chciałam ich zdemaskować. Nie udało mi się. Wtedy Rose z tobą zerwała. Cieszyło mnie to, bo pojawiła się dla mnie szansa. Ale nienawidziłam jej za to co ci robiła. Dlatego cię podpuszczałam, żebyś się jej zapytał co było prawdziwym powodem waszego rozstania. Chciałam, żebyś wiedział, że ona jest okropną osobą. Ale przysporzyłam ci jeszcze więcej cierpienia. Co jeszcze? Cassie. Wiedziałam, że się jej podobasz i chyba ona podoba się też tobie. Byłam strasznie o nią zazdrosna i dlatego wszczęłam z nią bójkę. Właściwie to ją obraziłam, a Rose stanęła w jej obronie. I wtedy się zaczęło- zamilkła na chwilę, rozejrzała się dookoła i wzięła głęboki oddech- I dopiero niedawno doszłam do tego, że to cierpienie, które ci ostatnio towarzyszy... To ja jestem jego powodem. A raczej przyczyniłam się do większości przykrości jakie cię spotkały. Przepraszam cię- łzy zaczęły jej się zbierać- Chciałam dobrze, a wszyło na to, że wszystko popsułam. Przepraszam.

Dean nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Nigdy, ale to przenigdy nie sądził, że dowie się czegoś takiego o swojej najlepszej przyjaciółce. Była przebiegła, manipulowała nim, chciała go skłócić z przyjaciółmi. Kto tak postępuje?

- Twierdzisz, że zrobiłaś to wszystko z miłości?- spojrzał na nią gniewnie- Chcesz mi wmówić, że mnie kochasz?
- Dean...
- Co Dean?!- krzyknął, lecz po chwili się uspokoił- Jak w ogóle mogłaś tak postępować? Alice...- spojrzał na nią już ze smutkiem i żalem- Byłaś dla mnie oparciem. Przyjacielem jakiego potrzebowałem, przechodząc przez to wszystko. A okazuje się, że większość tych złych rzeczy to twoja sprawka. Jak mam się czuć, co? Co mam zrobić?
- Wiem- zbliżyła się do niego- Przepraszam. Po stokroć przepraszam. Nie wiem co sobie myślałam. Kierowały mną silne uczucia- chwyciła jego twarz obiema dłońmi- Kocham cię, Dean. I wiem, że robiłam niewybaczalne rzeczy. Ale proszę cię zrozum...

Dean podniósł wzrok. Łzy zaczęły mu się zbierać. Patrzył przenikliwie na dziewczynę. Nie wiedział co powinien zrobić. Alice patrzyła z niepewnością i nadzieją w oczach. Wtedy Dean przyciągnął ją do siebie i namiętnie pocałował. Dziewczyna poczuła ulgę i poddała się namiętności. Czekała bardzo długo na ten moment i w końcu on nastąpił. Kiedy skończyli się całować, Dean na nią spojrzał.

- To był nasz pierwszy pocałunek i...- patrzył na nią poważnie- Ostatni.

Dziewczyna otworzyła usta i chciała już coś powiedzieć.

- Nie musisz nic mówić. To nic nie zmieni- powiedział zimno- Żegnaj Alice. Nie chcę cię więcej widzieć- odsunął ją od siebie, odwrócił się i ruszył w stronę grupy.

Dziewczyna osunęła się za ziemię i zaczęła płakać. Przyznała się do błędów jakie popełniła, ale nic to nie dało. Myślała, że Dean to zrozumie i doceni. Może kiedyś wybaczy. Ale najwidoczniej ostatnie wydarzenia zmieniły go na tyle, że stał się bardziej twardym i zimnym człowiekiem. Czy da się to jeszcze odkręcić?

- Wszystkiego Najlepszego przyjaciółko!- Win podszedł do Kate.
- Dzięki- uśmiechnęła się lekko.
- Jakie masz życzenie na nowy rok? Zaręczyny? Ślub? Dziecko?
- Bardziej bym poszła w stronę "w tym roku muszę lepiej dobierać przyjaciół, bo czasem nie mogę wytrzymać z zachowaniem jednego z nich, który we wszystko się wtrąca, bo jest troskliwy i dobroduszny, ale nie chce tego pokazać"- uśmiechnęła się szeroko.
- Całkiem fajne- zaśmiał się, wiedząc, że to o nim mówi.
- A twoje życzenie?
- Jestem Winem Chambersem. Mam wszystko czego pragnę.
- Nie zgrywaj się- szturchnęła go- Na pewno jest coś takiego co chciałbyś mieć.
- Jest- spojrzał na nią poważnie- I to całkiem blisko.
- Dlaczego mam wrażenie, że zaraz powiesz: "butelka whiskey w moim barku"?
- Musimy przestać ze sobą rozmawiać, bo zaczynasz za dobrze mnie znać- uśmiechnął się.
- Nie tylko znać. Czasem mam wrażenie, że nawet cię rozumiem- zaśmiała się.
- Co tam?- podszedł do nich Matt.
- Sportowiec przyszedł- szepnął- To ja się zawijam.
- O co mu chodzi?- zapytał chłopak widząc odchodzącego Wina.
- Wygłupia się- uśmiechnęła sie Kate.
- Idziemy do środka? Tam się przenosi cała impreza.
- Jasne.

***

Dean był wkurzony i zarazem rozżalony. Podszedł do baru i nalał sobie drinka. Wypił go jednym tchem. Wtedy w salonie pojawiła się Cassie razem z Natem. Rozmawiali i śmiali się bardzo głośno. Chłopak patrzył na dziewczynę. Pragnął jej. Tu i teraz. Postanowił podejść.

- Hej. Możemy pogadać?
- Jasne- odpowiedziała i widząc jego minę trochę się zmartwiła- O co chodzi?
- Nie tutaj- złapał ją za rękę i poprowadził schodami na górę.

Kiedy znaleźli się w pokoju, Cassie usiadła na łóżku i była bardzo przejęta zachowaniem Deana. Chłopak usiadł obok niej i spojrzał jej głęboko w oczy. Potem się zbliżył i pocałował. Cassie oddała pocałunek. Zaczęli się namiętnie całować. Wtedy Dean ściągnął koszulkę. Cassie się odsunęła.

- Co robisz?- zapytała i widząc jego zmieszaną minę dodała- Chciałeś pogadać, a teraz się na mnie rzucasz. O co chodzi?
- Przepraszam- spuścił głowę- Jestem idiotą. Zapomnij o tym.
- O czym?- spojrzała na niego- Nic się nie wydarzyło. Przynajmniej w moim przypadku. Powiedz mi co się dzieje.
- Chciałem cię wykorzystać, żeby zapomnieć o problemach- spojrzał na nią, założył koszulkę i chciał wyjść.
- Hej- podeszła do niego i złapała za rękę- Wiem dobrze, że taki nie jesteś. Więc powiedz mi co się stało.
- Nie jestem?- zaśmiał się- Przed chwilą pragnąłem cię jak nikogo innego. Tylko dlatego, że jestem wkurzony.

Dziewczyna mu się przyglądała. Widać było, że się z czymś zmaga. Nie wie czemu tak się zachowuje, ale powinien się z tym uporać. Zaczyna przypominać kogoś innego. Kogoś o wiele gorszego. A ona nie chce znać takiego człowieka.

- Dean- pogładziła go po policzku- Albo mi powiesz o co tu chodzi albo już się więcej do ciebie nie odezwę. Rozumiem, że możesz być na coś lub na kogoś zły, ale to nie jest moja wina. Chciałeś zrobić coś głupiego. Każdemu się zdarza. Ale uprzedzam cię, że jeśli nie będziesz ze mną szczery i drugi raz tak samo postąpisz to nie licz na to, że będę to tolerowała. Nie ma mowy.

Chłopak na nią spojrzał. Spodziewał się tej miłej niewinnej Cassie, którą znał. Tej, do której często zwracał się z problemami. Jednak ona postawiła sprawę jasno. Bardzo go lubi, ale nie jest zabawką i nie da się źle traktować. Wtedy dotarło do niego, że źle postąpił wobec osoby, która była zawsze dla niego życzliwa.

- Przepraszam- wydusił w końcu- Bardzo cię przepraszam. Nie powinienem na tobie wyładowywać złości.
-Racja- spojrzała na niego ciepło- A skoro mamy to twoje głupie zachowanie za sobą, powiesz mi co się stało?

***

Po imprezie, która odbywała się w salonie do 5 nad ranem, cała paczka była zmęczona i postanowili położyć się spać. Mieli bardzo mało czasu na wypoczynek, bo lot chociaż prywatny był zaplanowany na godzinę 10. Każdy kto wsiadał do samolotu był niewyspany i marudny. Win siedząc przyglądał się na Kate i Matta. Dziewczyna również na niego patrzyła. Spodziewała się, że po tym wyjeździe wszystko się wyjaśni między nią a Winem. A to o wiele bardziej się skomplikowało. Przynajmniej dla niej, bo Win wygląda na bardzo zadowolonego z ich przyjaźni. Alice siedziała skulona na samym końcu. Wodziła tylko wzrokiem za Deanem. Z kolei ten nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. Za to dużo poświęcał jej Cassie. Dziewczyna wydawała się być szczęśliwa. Jo i Brian zachowywali się jak świeżo zakochana para. Wydawać by się mogło, że każdy im tego zazdrościł. Jedynym problemem jaki mieli kiedykolwiek, to Melissa. Lecz bardzo szybko to rozwiązali. To ich umocniło i od tamtej pory byli nierozłączni. Tony i Rose również wyglądali na szczęśliwych. Chłopak lekko całował dziewczynę. Raz w czoło, raz w policzek, raz w dłonie. Rose czuła się błogo i szczęśliwie. Jednak jej umysł zaprzątała jedna sprawa. Isabel. Myślała o tym od kiedy Tony o niej wspomniał. Zdecydowała, że ją odwiedzi i powie jej, że nie jest w stanie dotrzymać obietnicy i jej syn o wszystkim się dowie. To wydaje się odpowiednią rzeczą jaką powinna zrobić. Kocha go i uważa, że nie powinni mieć przed sobą tajemnic. Zack przyglądał się każdemu z osobna. Jest tu nowy, a jednak wszyscy go ciepło przyjęli. Miał zamiar sporo namieszać wśród tych ludzi, ale nie spodziewał się, że tak ich polubi. Sam jest zdziwiony jak dobrze się wśród nich czuje. Scott i Nate ciągle się wygłupiali. Opowiadali kawały i wymyślone historie. Uwielbiają być w centrum uwagi i świetnie się bawią, jeśli każde oczy są ku nim zwrócone. Nie mogą się doczekać aż opowiedzą całej ekipie co się działo w górach.

- Jesteśmy w domu!- podniósł się Win, gdy wylądowali- Chciałbym tylko powiedzieć, że fajnie było mieć was przez kilka dni. Ale już mam was dosyć, więc spadajcie.

Wszyscy zaczęli się śmiać i ze sobą żegnać. Za dwa dni rusza kolejny semestr w szkole i niedługo się zobaczą.

***

Helen Lawrance postanowiła odwiedzić córkę. Kobieta nie mogła znieść myśli, że Natalie i jej przyszły wnuk nie spędzają świąt w domu. To był jeden z niewielu momentów rodziny Lawrance kiedy byli szczęśliwi. Helen zapukała do drzwi pięknego domu. Po chwili drzwi się otworzyły i ukazał się w nich Dylan.

- Witaj Dylan- przywitała się kobieta.
- Dobry wieczór.
- Mogę?
- Tak, jasne- podrapał się w głowę chłopak- Tędy.

Dylan wziął od niej płaszcz i zaprowadził do salonu. W nim siedzieli państwo van Beckhovenowie, ich syn Jeff i jego partner Arthur a na wygodnym fotelu siedziała roześmiana Natalie. Kiedy zobaczyła matkę od razu spoważniała, podniosła się i podeszła do kobiety.

- Co tu robisz?- zapytała dziewczyna.
- Chciałam cię zobaczyć- uśmiechnęła się lekko- Możemy porozmawiać?
- Pójdziemy do kuchni zaparzyć herbatę- stwierdziła pani von Beckhoven i wzięła męża za rękę- Jeff, Artur i Dylan. Pomożecie nam.

Wszyscy udali się do kuchni. Natalie wskazała matce kanapę i obie na niej usiadły.

- Dobrze wyglądasz- zaczęła kobieta.
- I tak też się czuję- uśmiechnęła się Natalie.
- Brakowało mi cię przy świątecznym stole.
- Dziwię się, że w ogóle zauważyłaś, że mnie nie było wśród setki twoich gości.
- W tym roku nie wydaliśmy przyjęcia- spuściła głowę kobieta- spędziłam święta tylko z Bertą.
- A tata?

Kobieta spojrzała na córkę, a łzy zaczęły jej spływać po policzkach. Natalie nie wiedziała o co dokładnie chodzi, ale zrobiło jej się przykro, że jej matka cierpi.

- Mamo...- dziewczyna ją przytuliła.
- Nawet nie wiem dlaczego mnie to rusza- zaśmiała się nerwowo- Od dawna nie byliśmy prawdziwym małżeństwem. To była tylko kwestia czasu. Jednak najbardziej żałuje, że straciłam ciebie.
- Już dobrze- uspokajała ją- Jestem tu. Już cię nie zostawię.
- Czy to znaczy, że wrócisz do domu?- zwolniła uścisk kobieta- Potrzebuję cię.
- A gdzie ty byłaś, kiedy ja cię potrzebowałam?
- Wiem kochanie. Wiem, że źle zrobiłam. Ale byłam w szoku. Nie wiedziałam co powinnam zrobić. A właściwie to wiem. Powinnam cię przytulić i powiedzieć jak bardzo cię kocham i że sobie poradzimy. Wiedziałam, że tak trzeba zrobić. Jednak się bałam. A może nie umiałam tego powiedzieć. Tata zawsze podejmował decyzje a ja się podporządkowywałam jego wyborom. Teraz wiem, że nie zawsze miał rację. Wiem, że ja jej nie miałam zdając się na jego osąd. Ale chce cię prosić tylko o to, żebyś nie karała mnie za to, że postąpiłam jak zawsze i nie potrafiłam inaczej. Teraz to rozumiem i chcę wszystko naprawić. Przepraszam cię córeczko.
- Już dobrze- Natalie ponownie ją przytuliła- Porozmawiam z Dylanem i jego rodziną. I ty też powinnaś. Zostań z nami na wieczór.
- Dobrze- pocałowała ją w czoło- Dziękuję.

***

Przez całą przerwę świąteczną April pracowała nad swoim demo. Miała coraz mniej czasu dla swojego narzeczonego. Mężczyzna wiedział tyle co mu powiedziała. Pracuje nad czymś, ale powie mu wszystko dopiero jak skończy nad tym pracować. Steven budzi się o 3 w nocy i chce przytulić się do swojej narzeczonej. Jednak nie znajduje nic innego jak idealnie ułożoną poduszkę. Otwiera oczy i patrzy na zegarek. Potem chwyta za telefon i dzwoni do April.

- Halo?
- April jest 3 w nocy. Gdzie jesteś?
- Mówiłam, że późno wrócę. Nie martw się.
- Późno to nie to samo co nad ranem. Możesz mi powiedzieć czym się zajmujesz?
- Kochanie to tajemnica. Mówiłam ci. Wszystko wyjaśnię jak skończę. To już niedługo.
- Mogę chociaż po ciebie przyjechać?
- Już zamówiłam taksówkę. Dam sobie radę. Muszę kończyć. Niedługo będę. Pa.
- Kocham cię April.
- Tak tak. Pa.

Steven odłożył telefon i położył się na plecach. Patrzył w sufit i zastanawiał się co się zmieniło, że ich związek wygląda tak jakby byli już małżeństwem dobre 10 lat. On leży sam w łóżku, a jego dziewczyna jest nie wiadomo gdzie i nie wiadomo z kim. Czyżby przerosła ją myśl o ślubie? Chce się wyszaleć na zapas? O co tu chodzi?

***

- Jak się dzisiaj czujesz?
- Jestem nieuleczalnie chora. Jak pani myśli?

Jackie systematycznie uczęszcza na sesje u psychologa, który pracuje nad tym, żeby dziewczyna zaakceptowała stan swojego zdrowia i nauczyła się z tym żyć. Powinna spróbować żyć jak normalna nastolatka. Jednak dziewczyna kiedy tylko wyszła z szoku od razu pogrążyła się w złości.

- Miałaś mi mówić Jane- spojrzała na nią ciepło pani psycholog- A co do tego co myślę. To uważam, że jeśli masz energię, żeby się wściekać to masz też w sobie dużą siłę. Jesteś osobą, która potrafi walczyć. Pytanie tylko czy chcesz walczyć?
- A o co walczę? O to, że jeśli kiedykolwiek ktoś będzie chciał się ze mną spotykać to na wstępie muszę go uprzedzić, że może zachorować na HIV? A może o to, że wszyscy w szkole będą na mnie patrzeć z góry i odsuwać się jakbym była trędowata? O to mam walczyć?
- Jackie chciałabym, żebyś przyszła na jutrzejsze spotkanie. Jest to spotkanie grupowe. Myślę, że o wiele bardziej pomoże ci kontakt z osobami, które są w podobnej sytuacji.
- Mam słuchać jak inni narzekają? Nie, dzięki. Mam wystarczająco swoich problemów.
- To twoja decyzja. Ale drzwi są zawsze otwarte.
- Fajnie. Mogę już iść?
- Nie- uśmiechnęła się lekko kobieta- Mam dla ciebie prezent.
- Receptę na jakieś fajne tabletki?
- Nie- kobieta wyciągnęła z szafki płytę CD- Chciałabym, żebyś posłuchała jednego utworu z tej składanki.
- Po co?
- Przesłuchaj uważnie numeru 5. Potem opowiesz mi o czym jest ten utwór.
- Prawdopodobnie o tym o czym myślał wtedy gość, który go pisał- uniosła brew.
- Prawdopodobnie- Jane skinęła głową- Lecz potrzebuję twojej opinii.
- Z całym szacunkiem- Jackie podniosła się z krzesła- Ale piosenek to mogę sobie posłuchać w domu. I w dodatku takich jakie mi się podobają. Dzięki za prezent, ale go nie potrzebuję.
- Dlaczego nie chcesz spróbować?
- Bo to jest głupie.
- Dlaczego?
- Bo to nic nie zmieni. Nie sprawi, że będę zdrowa.
- Nie chcę, żebyś była zdrowa.
- Słucham?- Jackie spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- W sensie fizycznym. Tu nie jestem w stanie pomóc. Ale psychicznie i duchowo? W tym jestem ekspertem. Chcę, żebyś lepiej zrozumiała co się dzieje z twoim ciałem a także jak to wpływa na twoje myślenie. Jeśli to zrozumiesz to lepiej się poczujesz.
- Doceniam starania, ale wątpię, że jest pani w stanie mi pomóc.
- Wiesz ile razy to słyszałam?- uśmiechnęła się do niej psycholog.

W tym momencie do jej gabinetu wbiegł chłopak. Za nim weszła recepcjonistka.

- Jesteś najlepsza!- chłopak podbiegł do Jane i zaczął ją obejmować.
- Próbowałam go powstrzymać- powiedziała recepcjonistka- Mówiłam, że masz wizytę.
- W porządku- skinęła głową pani psycholog- Możesz nas zostawić.
- Jesteś niesamowita- uśmiechał się chłopak.
- Davidzie?

Chłopak widząc karcące spojrzenie swojej pani psycholog od razu ją puścił.

- Sory- spojrzał na Jackie- Siema- i znów zwrócił się do kobiety- Jak ci się udało to załatwić?
- Nie wiem o czym mówisz- wzruszyła ramionami.
- Przestań się zgrywać. Tak samo było z moim pierwszym koncertem. Też udawałaś, że to nie ty.
- Bo to nie byłam ja- szeroko się uśmiechnęła.
- Nie wiem jak ci się odwdzięczę- przytulił ją znowu.
- Mam dobrą wypłatę. Myślę, że przeżyję. A teraz mnie puść.
- Jeszcze chwilę.
- David!
- Okej, okej- puścił ją i skierował się do drzwi- Jesteś wielka.
- Spadaj już- machnęła na niego ręką.
- Widzimy się jutro na grupie?
- Na spotkaniu grupowym- poprawiła go- Tak. Do zobaczenia.
- Na razie.

Jackie siedziała z wyraźnie zniesmaczoną miną.

- Przepraszam za to. Nie spodziewałam się takiej wizyty.
- Spoko- wzruszyła ramionami Jackie- Nie jest przypadkiem dla pani za młody?
- Słucham?
- Nie osądzam- uniosła ręce w górę- Tylko jestem ciekawa, dlatego pytam.
- David jest jednym z moich pacjentów. Jest co prawda nadpobudliwy, ale uwierz mi, że to lepsze niż to co było wcześniej.
- To znaczy?
- Jeśli cię to interesuje to zapraszam na jutrzejszą terapię. Poznasz wiele ciekawych historii.
- Nie interesuje. Nigdzie nie pójdę.
- Jackie- spoważniała psycholog- Przechodzisz teraz okres, w którym wydaje ci się, że nie ma dla ciebie przyszłości. Ale bardzo się mylisz. Chciałabym, żebyś mogła to dostrzec. Jest tyle rzeczy, których nie robiłaś, nie widziałaś i celi które możesz osiągnąć. Wystarczy tylko,że się trochę otworzysz. Na nowe doświadczenia i nowych ludzi. Nie zmienisz już tego co było wcześniej. Nie da się tego cofnąć. Ale możesz spróbować zbudować sobie to co będzie. I uwierz mi, że praca i wysiłek, żeby pogodzić się ze swoją chorobą to też ciekawa przygoda. Ciężka. Czasem nawet bardzo ciężka. Ale warto jest spróbować. No bo co masz do stracenia?
- Mama już pewnie na mnie czeka- stwierdziła Jackie- Pójdę już.
- Dobrze- przytaknęła Jane i podała dziewczynie płytę- Posłuchaj tego utworu.

Jackie wzięła CD i skierowała się do drzwi. Mijając recepcję zauważyła tego chłopaka, który przed chwilą wpadł jak burza do gabinetu Jane. Chłopak flirtował z recepcjonistką i jedną z pacjentek. Jackie chwilę mu się przyglądała. Był wysoki i dobrze ubrany. Miał blond włosy i niebieskie oczy. A gdy się uśmiechał widać było jego śnieżnobiałe zęby. Miał w sobie sporo uroku. Jackie uśmiechnęła się na samą myśl co by powiedziały jej koleżanki ze szkoły jak by go zobaczyły. Pierwsza wystartowałaby Carmen, a potem Jessica. Ostatnia swoich sił spróbowałaby Tammy. Tak właśnie myślały o facetach. Jak o zdobyczach. Tej, której uda się wyrwać najlepszego chłopaka, ta rządzi w grupie. Dziewczyna pchnęła wyjściowe drzwi. Szukała wzrokiem samochodu mamy. Jeszcze jej nie ma. Jackie postanowiła usiąść na krawężniku przy parkingu. Po chwili podszedł do niej David.

- Przeziębisz się.
- Serio?
- Wiem, nie wiedziałaś- uśmiechnął się szeroko.
- Tak podrywasz dziewczyny?
- Nie podrywam cię.
- A to przepraszam- zaśmiała się.
- Jesteś zdecydowanie za mało ładna, żebym cię podrywał.
- Słucham?
- No i do tego głucha- przewrócił oczami, pochylił się nad nią i głośno powiedział- Jesteś niezbyt ładna!
- Oszalałeś?- podniosła się- Kim ty jesteś, żeby mnie obrażać?
- David- wyciągnął rękę- A ty?
- Posłuchaj koleś. Nie wiesz z kim zaczynasz.
- Nie mam zamiaru niczego z tobą zaczynać- uśmiechnął się- No chyba, że wypiję parę piwek. Wtedy będziesz wyglądała jak Miss Universe.
- Ty po żadnej ilości alkoholu nie będziesz wyglądał dobrze- odgryzła się.
- Nie oszukuj się. Podobam ci się. Właściwie to założę się, że chciałabyś pójść ze mną do łóżka.
- Zdecydowanie- spojrzała na niego poważnie i się zbliżyła- Zwłaszcza, że mam HIV i z radością ci go przekażę.

David patrzył jej prosto w oczy i nawet nie drgnął. Jackie trochę to zdziwiło. Myślała, że chłopak wytrzeszczy oczy i będzie zmieszany. Gdyby ona coś takiego kiedyś usłyszała to pewnie byłaby przerażona. David jednak stał niewzruszony i lekko się uśmiechał.

- To u mnie czy u ciebie?- zapytał nagle.
- Co z tobą nie tak?- zmarszczyła brwi.
- Ze mną wszystko w porządku. Wydaje mi się, że to ty masz problem.
- Nie mam.
- "jestem taka chora, a świat jest taki zły"- zaczął ją naśladować.
- Odczep się. Nic o mnie nie wiesz.
- Nazywasz się Jackie Kendall. Uczysz się w High School of Art & Design. Masz HIV. Miałaś około 20 partnerów. Uczęszczasz na terapię od dwóch i pół tygodnia. Może być?
- Skąd to wiesz?
- Czytałem twoją teczkę.
- I chcesz mi powiedzieć, że są dostępne innym pacjentom?
- Zwariowałaś? Przejrzałem ją sobie zanim Amy wróciła z toalety.
- Amy?
- Recepcjonistka.
- No tak- przytaknęła i spojrzała na niego- Po co ją czytałeś? Chcesz się nabijać? Rozpowiedzieć to w mojej szkole?
- Hmm, nie wpadłem na to. Ale dzięki za podpowiedź. Może tak zrobię.
- Nie odważysz się. Zwłaszcza, że Jane się o tym dowie.
- Jestem prawie pewien, że wie, że jesteś chora- uśmiechnął się lekko.
- Chyba cię nie rozumiem- zmarszczyła brwi.

Chłopak uśmiechnął się jakby do siebie. Potem zaczął się rozglądać dookoła. Stał tak chwilę rozmyślając o dziewczynie, którą poznał. Potem na nią spojrzał. Jackie patrzyła na niego, ale była totalnie zmieszana. Nie wiedziała dlaczego on z nią rozmawia i jest przy tam taki dziwny. Wtedy na parking wjechała jej mama.

- Muszę lecieć- odezwał się w końcu i ruszył w stronę bramy- Do zobaczenia.
- Kim jest twój nowy kolega?- zapytała pani Kendall patrząc na odchodzącego chłopca.
- Nie wiem- wzruszyła ramionami i skierowała się do samochodu- Jedźmy.

***

Andy za namową matki i Charlie zdecydował się na operację. Od razu po nowym roku zaplanowano, że zostanie przetransportowany, odpowiednio wyposażonym w sprzęt medyczny, helikopterem do szpitala w Australii. Mimo małych szans na powodzenie zabiegu chłopak dzięki wparciu swojej dziewczyny jest dobrej myśli. Charlie zadecydowała, że będą ze sobą rozmawiać codziennie przez telefon. A w międzyczasie pisać na czacie. W końcu tak się poznali i ona uważa, że to urocze, że do tego wrócą.

- Za pół godziny odlatujemy- lekarz zwrócił się do Andy'ego.
- Nie puszczę cię- Charlie mocno go przytuliła.
- Nawet nie zauważysz, że mnie nie ma- uśmiechnął się- Niedługo będę z powrotem.
- Chciałabym polecieć z tobą.
- I jeszcze potrzymać mnie za rękę jak będę na stole operacyjnym?
- Nie żartuj sobie.
- Już przestaję- pocałował ją w czoło- Wszystko ze mną będzie w porządku.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
- Andy- matka podeszła do syna- Pamiętaj, że jesteś moim słońcem. Bez ciebie nie ma dla mnie kolejnego dnia.
- Poetycko- skomentował z uśmiechem.
- Przeczytałam jedną z twoich książek- wzruszyła ramionami.
- Domyśliłem się- uśmiechnął się szeroko i spojrzał na Louisa- Miej na nie oko.
- Jasne. Będę się nimi dobrze opiekował.
- Dzięki- Andy wyciągnął do niego rękę.
- Dla przyjaciół wszystko- uścisnął dłoń- Wracaj do nas szybko. Zwłaszcza do nich. Wydaje mi się, że nie przeżyją dnia bez ciebie.
- No nic nie poradzę, że jestem taki wspaniały.
- Andy. Musimy już iść- upomniał go lekarz.
- Jasne. A więc do zobaczenia za dwa tygodnie.

Charlie jeszcze raz przytuliła się do Andy'ego. Potem go pocałowała. Chłopak patrzył na nią jak na największe szczęście jakie go w życiu spotkało.

- Kocham cię mała- powiedział w końcu.
- Ja też cię kocham- znowu go pocałowała.
- Charlie.
- Tak wiem. Musisz już lecieć. Będę tęsknić.
- Nie tak jak ja.

Dziewczyna spojrzała na niego ze smutkiem, ale też z odrobiną ciepła. Jeden z ratowników medycznych podszedł do Andy'ego i zabrał go w stronę windy. Cała trójka przyglądała się jak odjeżdża. Gdy drzwi windy się zamknęły Charlie wybuchła płaczem i przytuliła się do Louisa.

- Boję się- wykrztusiła.
- Wiem- przytulił ją mocno.

***

Rose wysiada z taksówki pod rezydencją Chambersów. Podchodzi do drzwi i puka. Po chwili otwiera je kamerdyner.

- Jest Win?
- Panicz Chambers ma teraz gościa.
- Poczekam- dziewczyna weszła do środka.

Po pewnym czasie w salonie pojawił się Win. Zaraz za nim szła jakaś dziewczyna. Rose z początku jej nie poznała, ale teraz widziała wyraźnie. To Alice.

- Co ty tutaj robisz?
- Próbuję zapomnieć- wzruszyła ramionami, założyła płaszcz i ruszyła do drzwi- Zadzwonię.
- Nie kłopocz się- odpowiedział Win.

Rose wiedziała, że rozmowa Alice z Deanem nie poszła dobrze, ale nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Potem spojrzała z wyrzutem na Wina.

- Co?
- Nie wiem czy dobrze robisz.
- Możemy ją jeszcze zawołać to zapytasz- uśmiechnął się szeroko.
- Mówiłam o Kate. Nie za bardzo ją to ucieszy.
- Mnie nie cieszy jej chłopak, ale nic z tym nie robię- nalał sobie whiskey- Chcesz?
- Poproszę. Przyda mi się coś mocnego.
- Zaczynam coraz bardziej cię lubić- podał jej szklankę.
- Tylko, że Kate z nim nie sypia.
- Ze mną też nie- upił łyk- Więc nie wiem jaką ma frajdę z tego wszystkiego.
- Może miałaby łatwiej jakbyś nie był takim dupkiem.
- Mam udawać kogoś kim nie jestem, bo ona tak chce? Jestem jaki jestem. Albo to kupujesz albo nie. Proste.

Rose się zastanowiła. Może on ma rację. Interesował Kate właśnie dlatego, że jest sobą. Aroganckim, narcystycznym, przystojnym, bogatym chłopakiem, który potrafi być wyrozumiały, cierpliwy, zdecydowany a także odpowiedzialny i pomocny jeśli jego przyjaciele tego potrzebują. Dlatego właśnie ona do niego dzisiaj przyszła.

- Ale nie jesteś tu z powodu Kate- przerwał jej rozmyślania.
- Nie. Potrzebuję porady.
- Wal.
- Powiedzmy, że mogę dać komuś coś czego od dawna pragnął, lecz jest ktoś kto uważa, że to zrodzi tylko więcej problemów.
- Myślę, że to zależy co to jest. Zależy jaką to ma wagę.
- Okej. Załóżmy, że możesz coś dać Kate...
- Musimy o niej rozmawiać?
 - Podaję przykład okej? A więc możesz coś jej dać i wiesz, że ona tego chce i to bardzo. Coś o czym często myśli. Ale uważasz, że jeśli to dostanie to będzie szczęśliwa przez chwilę, ale potem może ją to niszczyć. Przysporzyć smutku i żalu, a może nawet sprawić, że będzie cierpieć.

Win lekko się uśmiechnął i nalał sobie kolejną szklankę. Rose widząc jego minę spojrzała na niego pytająco.

- Myślisz, że dlaczego nie jestem z Kate? Że jeszcze jej nie powiedziałem co czuję?

Dziewczyna patrzyła na niego zaciekawiona i zaczynała rozumieć co właśnie opisała.

- I myślisz, że nie wiem, że ona też coś do mnie czuje- kontynuował- Jestem tego zupełnie świadomy. Nie raz dawała mi znaki jak bardzo mnie pragnie. Może nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Ale ja i tak wiedziałem.
- To dlaczego...?
- Bo wiem co się z nią stanie, jeśli ze mną będzie. Dobrze wiesz... Cała szkoła wie w jakim towarzystwie się obracam. Kate wydaje się być silna, ale wcale taka nie jest. Źle by się czuła z tymi wszystkimi dziewczynami wokół mnie. Udawałaby, że nic jej nie rusza. A w głębi duszy by cierpiała. Teraz też tak robi. A co by było gdybym zrobił błąd? Każdy wie jaki jestem. Uwielbiam kobiety. Uwielbiam moje lekkie, bezproblemowe i nieodpowiedzialne życie. W związku czułbym się jak zamknięty w klatce. Miałbym obowiązki i musiałbym przestrzegać jakichś głupich reguł. Ona by tego wszystkiego wymagała. I prawdopodobnie próbowałaby mnie zmieniać. A wiesz, że się nie dam. Taki jestem. A wiec... ona pragnie mnie takiego, ale właśnie przeze mnie będzie cierpiała. Jestem dla niej zarazem najlepszą i najgorszą rzeczą. A ostatnie czego chcę to ją ranić.
- A skąd wiesz, że radość bycia z tobą nie przezwyciężyła by tych obaw? Że byłaby szczęśliwsza niż kiedykolwiek?
- Znam siebie. Przysporzył bym jej więcej złego niż dobrego- patrzył prosto w oczy Rose- Nie mów mi tylko, że masz taki sam problem z Tonym.

Rose wzięła szklankę i wypiła do końca. Wstała i nalała sobie kolejną. Win ciągle przyglądał się dziewczynie.

- Uważasz, że go ranisz?
- Nie- pokręciła głową- Ale mogłabym.
- O czym ty mówisz?
- Co twoim zdaniem mogłoby dać największe szczęście Tony'emu?
- Powiem ci, że w sumie zdobycie ciebie całkiem by tu pasowało.
- Nie. Ale takie największe szczęście. Nieopisana radość. Nieopisane pragnienie. Coś co zawsze chciał mieć.
- Jego matka- Win spojrzał na nią poważnie- Chcesz ją odnaleźć?

Rose się nerwowo zaśmiała. Upiła łyk i zaczęła kręcić szklanką. Potem spojrzała na Wina.

- Już ją odnalazłam.
- Co?!Wiesz gdzie jest?- Win otworzył szeroko oczy.
- Wiem- przytaknęła- Ale jest gorzej. Rozmawiałam z nią.
- Co?! Kiedy?
- Właściwie to dwa razy- zastanowiła się- Za pierwszym razem nie wiedziałam, że to ona. Przedstawiła się jako dziennikarka na wystawie sesji Deana. Za drugim razem chciałam... nie wiem... chyba ją poznać. Dowiedzieć się dlaczego jest w Nowym Jorku i dlaczego kłamała na temat swojej tożsamości.
- Nie wierzę w to co słyszę. Kiedy się z nią widziałaś?
- Nie wiem. Jakiś miesiąc temu.
- Miesiąc? I nic nie powiedziałaś?
- Co miałam powiedzieć. Hej Tony widziałam dzisiaj twoją matkę. Pamiętasz? Tę za którą tęsknisz i rysujesz przez te wszystkie lata. Tę, która cię porzuciła, a ty tak bardzo ją kochasz- upiła kolejny łyk.
- Powiedziałaś jej o tym? O jego tęsknocie? O rysunkach?
- Hmm- przytaknęła- Ale ona nie chce się z nim spotkać. Twierdzi, że jemu jest lepiej bez niej.
- Gówno prawda. Tony oddałby wszystko, żeby ją zobaczyć. Dlaczego mu jeszcze tego nie powiedziałaś?
- Obiecałam Sarze- spojrzała na niego- To jej nowe imię. Obiecałam, że nic nikomu nie powiem i że już tam nie wrócę.
- Ale przyszłaś do mnie.
- Wiem, że nie powinnam cię tym obarczać. Ale nie wytrzymałam, kiedy Tony powiedział mi, że jego marzeniem na Nowy Rok jest zobaczyć matkę. Nie mogę znieść myśli, że wiem gdzie ona jest i mogę jego marzenie spełnić. Tylko nie wiem czy to dobry pomysł. Ty znasz go lepiej i jesteś osobą, która zawsze postępuje tak jak trzeba. Zwłaszcza, jeśli chodzi o Tony'ego. Nikomu nie pozwoliłbyś go skrzywdzić i zawsze na pierwszym miejscu stawiasz jego dobro.
- Poczekaj- zastanowił się- Powiedziałaś, że zjawiła się na wystawie pod innym nazwiskiem.
- Tak. Miała też perukę.
- Okej. A po co tam przyszła?
- Pewnie, żeby zobaczyć Tony'ego.
- A potem twierdzi, że nie chce go widzieć?
- No tak.
- Więc myślę, że to nie był pierwszy raz kiedy go obserwowała.
- Co masz na myśli?
- To, że ona też chce go zobaczyć. I to bardzo. Musimy jej tylko uświadomić jak bardzo tego pragnie.
- Jak chcesz to zrobić?
- Zlecę detektywowi, żeby ją śledził. Zobaczymy jak często go obserwuje. Zrobimy kilka fotek. A potem złożymy jej wizytę. Pokażemy zdjęcia i zagrozimy, że pójdziemy z tym na policję. Zagrozimy, że jeśli będzie miała proces za prześladowanie to na pewno spotka się z Tonym, ale jako przestępczyni. Więc damy jej wybór. Możemy to zrobić w taki sposób albo spotka się z nim dobrowolnie.
- Myślisz, że to się uda?
- Skoro byłaś u niej i grzecznie nie dała się przekonać. To przyparta do muru będzie musiała się zgodzić.
- Czyli twierdzisz, że powinien ją zobaczyć?
- Nie mam żadnych wątpliwości. On strasznie ją kocha.

Rose przyglądała mu się chwilę. Jeśli chodziło o Tony'ego to w Winie budził się instynkt ochroniarza, a może bardziej starszego brata.

- Wiesz co Win- zaczęła- Właśnie dostajesz swoją odpowiedź. Lepsze jest mieć coś co daje ci wielkie szczęście, ale może też zranić niż to, żeby nie mieć tego wcale.

5 komentarzy:

  1. Rozdziały dodajesz nieregularnie, ale to w ogóle nie ma znaczenia. Piszesz tak fantastycznie, że szczeny opadają dosłownie wszystkim. Z takim talentem to ja się nie zdziwię jak niedługo zobaczę w najlepszych księgarniach książkę twojego autorstwa. Twój sposób pisania jest po prostu (sory za słownictwo) kurewsko zajebisty. Z tego miejsca, ktorym jest moje łóżko ogromnie chciałabym Ci podziękować, ze piszesz to opowiadanie.

    PS: Życzę ogromnych pokładów weny, które podjadą pod twój dom. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Niedawno zaczęłam czytać twojego bloga i jak tylko zaczęłam to nie mogłam sie oderwać:) Myślę ze masz wielki talent. Pisz dalej!

    OdpowiedzUsuń
  3. fkdmkvirif swietne no brak mi slow, strasznie sie wciągnelam w to opowiadanie, przeczytalam je juz 3 razy:)
    CZEKAM NA NAST ROZDZIAŁ :3
    ps. Bedziesz kontynuowac East Grove, czy przygoda Mad jest zakonczona?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja znalazłam to opowiadanie dopiero teraz i bardzo się wciągnęłam!
    Życzę weny, czasu na pisanie i mam nadzieje, że dodasz tu jakiś post!
    Ana

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nadal czekam na nowy rozdział.
    Ana

    OdpowiedzUsuń