sobota, 14 listopada 2015

Rozdział VI: "Bo nie jesteś Lucasem"


Po kilku dniach Vicky wraca do szkoły. Mogłaby zacząć naukę od poniedziałku, ale pojawia się w piątek tylko dlatego, żeby rozdać uczniom zaproszenia na swoją jutrzejszą imprezę. Od dziecka urządzała przyjęcie urodzinowe w rezydencji Moon'ów. Jej rodzice i rodzice Lucasa przyjaźnią się od niepamiętnych czasów.

- Proszę Kim- podała jednej z dziewczyn kopertę- To jest dla ciebie.

Dziewczyna z szerokim uśmiechem przyjmuje zaproszenie i idzie się chwalić koleżankom.

- Masz kogoś jeszcze na liście?- pyta Trudy.
- To chyba wszyscy.
- Hej. Jak wam idzie?- podchodzi do nich Lucas.
- Zaproszenia rozdane- klasnęła w dłonie dziewczyna- Teraz jedziemy na przymiarkę sukienek.
- Sukienek? To ile ich będziesz miała?
- Przynajmniej 3- wtrąciła Trudy- Vicky musi się wyróżniać na tle innych dziewczyn. W końcu jest wyjątkowa- spojrzała na niego- O czym dobrze wiesz.
- Oczywiście- Lucas pocałował swoją dziewczynę w policzek- Do zobaczenia później.
- Zapomniałam o samorządzie- odezwała się Vicky patrząc na listę- To znaczy, że musimy zaprosić Alison.
- No to zaprośmy- wzruszyła ramionami Trudy.
- Ale ona przyjdzie z Chrisem.
- Spotykają się?
- Tak. Jakieś cztery miesiące- rozglądała się dookoła- Myślisz, że jego obecność będzie problemem?
- Jeśli będzie bez tych swoich koleżków to nic złego nie zrobi- machnęła ręką- A może nawet nie przyjdzie.
- Wydaje się, że dobrze go znasz. No i zawsze jesteś taka pewna siebie- Vicky spojrzała na nią z podziwem.
- Bo mam wszystko pod kontrolą. Zaufaj mi. Jeśli coś się będzie działo to ja się tym zajmę.
- Okej. Dobrze- przytaknęła i zaczęła szukać Alison.
- Tam jest- wskazała Trudy i zawołała- Alison!

Dziewczyna stała parę metrów dalej. Rozmawiała z Sarą o tematyce balu na zakończenie roku. Jest w samorządzie i musi interesować się takimi sprawami. Kiedy usłyszała wołanie ze strony Vicky i Trudy, wzięła Sarę za rękę i ruszyła w ich stronę.

- Ciekawe czego chcą?- zastanowiła się Alison.
- Lepsze pytanie- spojrzała na nią Sara- Dlaczego ciągniesz mnie ze sobą?
- Jak widzisz takie laski to musisz mieć wyrównane siły. Nie wiesz czy będą cię atakować czy się podlizywać, bo czegoś chcą. Potrzebuję wsparcia.
- Bo ja jestem taka waleczna- zaśmiała się sama z siebie Sara.
- Cześć- przywitała je Vicky i zwróciła się do Alison- To twoje zaproszenie na moje urodziny.
- Yyyy... Dzięki- powiedziała niepewnie i wzięła kopertę.
- Też możesz przyjść- Vicky uśmiechnęła się do Sary.
- Co ty robisz?- zdziwiła się Trudy- Masz już wyliczoną liczbę gości.
- Myślę, że jedna osoba nie zrobi różnicy. Z resztą nie wypada wręczać zaproszenie Alison a pominąć jej przyjaciółkę. Mam rację?
- Chyba tak- odpowiedziała niepewnie Sara.
- No to świetnie- uśmiechnęła się dziewczyna- Widzimy się jutro u państwa Moonów. Obowiązują stroje wieczorowe.
- A co z Mad? Też może przyjść?- zapytała nagle Sara.

Trudy i Vicky wymieniły spojrzenia.

- Wybacz złotko- pierwsza odezwała się Trudy- To niemożliwe. Mamy już wszystko zaplanowanie. Jak się zaczną wszyscy zlatywać to będzie to cyrk a nie przyjęcie. Chyba rozumiesz?
- Jasne- przytaknęła dziewczyna i zwróciła się do Vicky- W takim razie wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Niestety, jeśli Maddie nie jest tam mile widziana, to ja nie chcę w tym uczestniczyć.
- Twój wybór- wzruszyła ramionami Trudy- To mogła być twoja szansa żeby zaistnieć w oczach znajomych. Zostałabyś zauważona i zyskała na popularności.
- Dziękuję za radę- uśmiechnęła się- Ktoś ostatnio powiedział mi, że ważniejsze jest to co ja myślę o sobie niż to co myślą inni.

Sara popatrzyła na obie przyjaciółki. Nie była już tą samą cichą dziewczyną z ostatniej ławki. Powiedziała co myśli i bardzo jej się to spodobało. Co prawda, zawsze chciała być na takim przyjęciu, ale nie za wszelką cenę i nie w taki sposób, że jej kuzynka jest odtrącana. Zauważyła zdziwienie w oczach Vicky i Trudy, za to Alison się uśmiechała i była dumna z koleżanki. Sara odwróciła się i ruszyła w stronę szkoły.

- A co z tobą?- Vicky zwróciła się do Alison.
- Przyjdę. Muszę przecież zrobić reportaż do szkolnej gazetki. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia- odpowiedziała zmieszana i zwróciła się do Trudy- Ciekawe kto podrzucił Sarze takie rady?

Przyjaciółka nic nie odpowiedziała. Wróciła myślami do pewnej chwili. Teraz wydaje się bardzo odległej. Było to ponad dwa lata temu. Była w pierwszej klasie. Leżała w jego łóżku i była chyba najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Zamknęła oczy, a on zaczął ją głaskać po policzku. Potem namiętnie pocałował.

- Cudownie wyglądasz- szepnął jej do ucha.
- Bez makijażu i w poczochranych włosach- zaśmiała się- Z pewnością robię wrażenie.
- Nie rozumiem czemu się tak tym przejmujesz.
- Taka już jestem. Tak mnie wychowano. Wygląd, pieniądze i pozycja ponad wszystkim.
- Ale ja nie mam żadnej z tych rzeczy. A jednak jesteś tu ze mną.
- Właściwie to muszę już iść- pocałowała go i się podniosła- Brat mamy i dziadkowie przyjeżdżają do nas na obiad.
- To dobra okazja, żeby przedstawić mnie rodzinie. Nie sądzisz?
- Chris...- westchnęła i zaczęła zakładać sukienkę- Mówiłam ci już. Lepiej będzie jeśli utrzymamy to w tajemnicy.
- Pewnie- podniósł się- Bo nie jestem odpowiedni.
- To nie tak.
- A jak?- spojrzał na nią poważnie.
- Oni tego nie zrozumieją- zaczęła zakładać buty.
- Jak na razie to ja nie rozumiem. Vicky zaczęła spotykać się z Lucasem i wszystko jest w porządku.
- Chris... Proszę cię, nie rób tego trudniejszym niż jest.
- Dla mnie to proste. Dlaczego Vicky mogła przedstawić Lucasa jako swojego chłopaka, a ty nie potrafisz przyznać się swojej rodzinie, że ja jestem twoim?
- Bo nie jesteś Lucasem- rzuciła bez zastanowienia i od razu tego pożałowała.

Chłopak podniósł się i założył koszulkę. Wziął torbę i zaczął pakować ręcznik, okulary, klapki i skórę do pływania. Potem ubrał spodnie dresowe. Trudy podeszła do niego.

- Wyjdź- powiedział zanim zdążyła się zbliżyć.
- Nie to chciałam powiedzieć.
- Właśnie, że to- spojrzał na nią ze złością- Przynajmniej raz powiedziałaś co myślisz. Gratuluję.
- Proszę cię- położyła mu rękę na piersi- Nie myślę tak.
- Daj spokój- strącił jej rękę- Lucas jest wspaniały. Dobrze się uczy, posiada maniery, jest kulturalny no i oczywiście bogaty- zaśmiał się nerwowo- A ja głupi myślałem, że mogę z nim konkurować.

Trudy nic nie powiedziała. Miał trochę racji. Chciała, żeby chłopak, w którym się zakochuje miał taką pozycję jak jego przyjaciel. Lubiła Chrisa, ale to nie wystarczy, żeby zapewnił im godną przyszłość. Niestety.

- Zadzwonię- powiedziała i ruszyła do drzwi.
- Nie kłopocz się. I tak nie odbiorę.

Trudy zniknęła za drzwiami. Była pewna, że kiedy złość mu przejdzie, wybaczy jej i dalej będą się potajemnie spotykać. Myliła się. Tym razem było inaczej. Zupełnie się od niej odciął. Kiedy chciała z nim porozmawiać udawał obojętnego. Nie wiedziała, że tak będzie bolała ją jego strata. Nie wiedziała, że Chris potrafi być wobec niej taki bezwzględny. Dlatego ona zaczęła być równie nieprzyjemna dla niego. Wzbierała się w niej nienawiść. Zrobiła wszystko, żeby stracił o wiele więcej niż mógł przewidzieć. Jeśli ona nie mogła z nim być. To nikt nie może. Nie pozwoli mu być szczęśliwym, kiedy ona ciągle cierpi. Czasem zastanawiała się, co takiego się wtedy stało? Co sprawiło, że nie chciał jej więcej widzieć?

Kiedy opuściła jego pokój, Chris usiadł na łóżku i łzy zaczęły mu napływać do oczu. Nie ważne co by zrobił i tak będzie gorszą partią niż Lucas. Kochał tego chłopaka jak własnego brata, ale życie w jego cieniu przysparzało mu nie mało przykrości. Myślał, że idealnie się ułożyło, że zaczął spotykać się z Trudy. Jednak dla niej liczyło się tylko co pomyślą inni. On nie był taką osobą. Nie chciał taki być. Dlatego postanowił, że nie będzie się zmieniał, tylko dlatego, że Trudy ma problem z jego pochodzeniem. Powinna docenić go takim jaki jest. Dlatego zerwie z nią kontakt, z nadzieją, że ona kiedyś uświadomi sobie jak dużo straciła. Otarł oczy i chwycił torbę. Trening zawsze mu pomagał, kiedy było mu ciężko. Kochał ten sport, zwłaszcza, że był w nim świetny. Pływanie było jedyną rzeczą, której nikt nie mógł mu odebrać. Wtedy tak myślał...

- Trudy? Ty płaczesz?
- Co?- dziewczyna wytarła oczy- Nie. To nowe szkła kontaktowe. Drażnią mi oczy.
- Możemy wstąpić do apteki po jakieś krople.
- Już mi lepiej- zamrugała oczami i próbowała zmienić temat- Jedźmy po nasze sukienki.
- Tak!- podekscytowała się Vicky- Nie mogę się doczekać imprezy. Będzie nieziemsko. A właśnie! Z kim przyjdziesz?
- Chyba z Kylem.
- Jest coś między wami?
- Daj spokój to przygłup- uśmiechnęła się Trudy.
- Ale bogaty przygłup z dobrym pochodzeniem. Zawsze mówiłaś, że to tylko się liczy.
- Jeśli chcesz wieść życie takie jak dotychczas to tak.
- Czyżby coś się u ciebie zmieniło?
- Nie no co ty- przewróciła oczami i powiedziała do siebie po cichu- A nawet jeśli to za głęboko w tym siedzę, żeby teraz się wycofać.

***

Travis po wyjściu ze szkolnego sekretariatu rozgląda się po korytarzu. Chciałby znaleźć choć jedną znajomą twarz, żeby jakoś się stąd wydostać. Po kilu krokach skręca w prawo i wpada na jakiegoś chłopaka.

- Uważaj głąbie jak chodzisz- odzywa się poszkodowany.
- No miło mnie witasz- zaśmiał się- Cześć Rick.
- Travis?! Stary, co ty tu robisz?
- Przyszedłem złożyć papiery do szkoły.
- Żartujesz?
- Chciałbym- zaśmiał się- Ale rodzice nie pozwolą mi na razie wrócić do rajdu. Stwierdzili, że muszę mieć odpowiednie wykształcenie.
- No tak. Bo oni wiedzą co jest dla nas najlepsze- pokręcił głową- Ale za półtora miesiąca koniec roku. Nie łatwiej by ci było zacząć od przyszłego?
- I tak zrobię. Przyszedłem porozmawiać do której klasy mnie przyjmą. Dostałem test sprawdzający wiedzę. Na jego podstawie rozłożą mi zajęcia na wakacje, żeby wyrównać poziom. Potem od września zacznę z trzecią albo czwartą klasą, zależy jak mi poszedł test i jak sobie poradzę ze szkołą letnią.
- Nieźle się wpakowałeś- klepnął go w ramię Rick- Mam nadzieję, że uda ci się zacząć ostatni rok razem z nami.
- Mi też. Będę się musiał przyłożyć do nauki. Dyro nawet zasugerował, żebym znalazł sobie kogoś kto udzieli mi korepetycji. Znasz jakiegoś mózgowca?
- Żartujesz? Poznałeś naszą paczkę? Jakoś nie garniemy się do książek.
- Co racja to racja- zaśmiał się.

Wtedy na horyzoncie pojawił się Lucas. Każdy wesoło się z nim witał. Dziewczyny słodko się uśmiechały, a te bardziej nieśmiałe tylko wodziły na nim wzrokiem. Kilku chłopaków coś między sobą szeptało i szyderczo się uśmiechali. Gdy Lucas się z nimi witał od razu się wyprostowali i zeszli mu z drogi.

- Jest i nasz książę- skomentował Rick.
- On?
- Najlepszy sportowiec. Najprzystojniejszy chłopak. Najlepszy uczeń. Po prostu klasa sama w sobie.
- Może jego proszę o pomoc w nauce?- zastanowił się Travis.
- Taa. Jasne- parsknął śmiechem Rick.
- Cześć- Travis rzucił w stronę Lucasa.
- Travis, tak?- chłopak zmarszczył brwi i podał mu rękę.
- Zgadza się- ten odwzajemnił uścisk.
- Miło cię widzieć. Nie wiedziałem, że się tu uczysz.
- Rick tylko mnie oprowadza. Chcę zacząć od nowego roku. Ale póki co czeka mnie jeszcze szkoła letnia.
- Uuu- Lucas zmarszczył czoło.
- Będę cierpiał?
- Niemiłosiernie- uśmiechnął się i dodał po chwili- Jeśli będziesz czegoś potrzebował, pomocy, jakiejś książki, czegokolwiek, to daj znać.
- Super. Dzięki.
- Muszę lecieć na ostatnią lekcję- spojrzał na korytarz, a potem na kolegów- Ale do zobaczenia na imprezie.
- Jakiej imprezie?- zapytał Travis.
- Jego dziewczyna urządza urodziny- odezwał się w końcu Rick z wyraźnie niezadowoloną miną.
- Jutro u mnie w domu. Wpadnijcie- pożegnał się z nimi i ruszył w głąb korytarza.
- I może jeszcze kupimy jej kucyka?- zaśmiał się Rick.
- Że co?- zmieszał się Travis- O co chodzi?
- O to, że nie kumplujemy się z księżycowym chłopczykiem.
- Mogę wiedzieć dlaczego?
- Długa historia- Rick machnął ręką.
- To dziwne- przymrużył oczy- Jakoś Mad może się z nim spotykać.
- Coś ty powiedział?
- Że Mad się z nim spotyka. Codziennie po szkole. To ona mnie z nim poznała kilka dni temu.
- No nieźle- pokręcił głową Rick- Ciekawy jestem co na to Chris.
- A co on ma z tym wspólnego?- Travis rozłożył ręce- Czemu nikt mi nic nie mówi?
- Dowiesz się w swoim czasie. Chodź.

***
Mad skończyła lekcje godzinę wcześniej od Lucasa. Czeka na niego w miejskiej kawiarni, w której się spotykają. Mało kto tam przychodzi, więc mają ciszę i spokój na naukę. Maddie ucząc Lucasa przekonała się, że jest bardzo bystry i szybko zapamiętuje informacje, które ona mu przekazuje. Nie dziwne, że nauczyciele tak go wychwalają.

- Cześć. Nad czym myślisz?- rzucił plecak na fotel i usiadł obok niej na kanapie.
- Nad zjawiskiem Comptona.
- I co wymyśliłaś?
- Że jeszcze nie jesteś na tym etapie, żeby to zrozumieć- uśmiechnęła się sztucznie.
- Dzięki wiesz- udawał obrażonego i zaczął wyciągać kartkę i długopis- Co dzisiaj robimy?
- Konfigurację elektronową. Czytałeś rozdział, który poleciłam?
- Tak. Prościzna.
- Okej. A więc powłoki znasz. A jak twoja wiedza stoi z podpowłokami?
- Masz na myśli orbitale?
- Tak.
- No to pierwsza powłoka ma tylko orbital s, druga s i p, trzecia s,p i d, czwarta s,p,d,f, piąta ma s,p,d i f, ale to już występuje przy aktynowcach. No i wiadomo 6 i 7 mają s i p, rzadziej d, chyba, że to są sztucznie otrzymywane pierwiastki.
- Zgadza się. Pierwiastki o wyższych liczbach atomowych to niezła zabawa i to na poziomie liceum zdecydowanie nie jest nam do niczego potrzebne.
- A myślałem, że to wszystko czego mnie uczysz jest potrzebne- udawał zdziwionego i się uśmiechnął.
- Taki jesteś mądry- uniosła brew- rozpisz mi konfigurację na wapń, bar i... miedź.
- Się robi szefowo.

Na początku Lucas z uśmiechem rozpisywał się na kartce. Z czasem szło mu to coraz ciężej, ale nie chciał pokazać Maddie, że sobie nie poradzi. Po dziesięciu minutach zaczął gryźć długopis.

- Dobra. Dawaj to- zabrała mu kartkę.
- Jeszcze nie skończyłem.
- Ja zrobiłam to w głowie już 3 razy.
- Wiesz, że jesteś przemądrzała, nie?
- Wapń jest dobrze- oceniła nie zwracając uwagi na to co powiedział- Bar pomieszałeś. I już mówię dlaczego. Bez względu na numer powłoki, nie są one zapełniane przez elektrony w kolejności od 1 do 7.
- Dlaczego?
- Bo nic na świecie nie jest uporządkowane, to dlaczego elektrony mają być?- spojrzała na niego- Okej. Może tak ci będzie łatwiej. Pomyśl. Jeśli jedziesz ze swoją drużyną na zawody pływackie i uzyskujesz najlepszy czas to co się dzieje?
- Zajmuję pierwsze miejsce.
- Dokładnie. A czy to na jakim torze płynąłeś miało jakieś znaczenie?
- Nie.
- No właśnie. Nie ma zasady, że jeśli płyniesz na torze pierwszym to będziesz pierwszy, drugi na drugim miejscu i tak dalej. Z elektronami jest tak samo. Kto pierwszy ten lepszy i czasem nie ma znaczenia, która to powłoka.
- Ciekawe porównanie- pokiwał głową.
- Ale rozumiesz?
- No tak.
- No to teraz ci powiem, że to nie jest do końca przypadkowe rozmieszczenie.
- Przed chwilą mówiłaś, że...
- Że nie ma zasady pierwszy do pierwszego toru a drugi do drugiego. Zgadza się. Dlatego wykonano badania, żeby się dowiedzieć jak to wygląda. No i się udało. Utworzono pewien schemat. I świetnie się sprawdza. Narysuję ci go.

Maddie szybkimi ruchami naszkicowała schemat. Od początku do końca objaśniła zasady działania. Lucas patrzył na to ze skupieniem i zadawał wiele pytań. Po chwili chwycił kartkę i poprawił swoje błędy.

- No więc bar mamy za sobą- westchnęła Maddie.
- A co z miedzią? Jest błąd?
- Mały. Ale to dlatego, że miedź jest wyjątkiem.
- Wiedziałem, że jesteś podstępna- przymrużył oczy.
- Taki mój urok- zaśmiała się.
- To co jest nie tak?
- Na czwartej powłoce i orbitalu s najpierw pojawiają się 2 elektrony, lecz orbital 3d ma 9 elektronów i jest na tyle wredny, że kradnie jeden, aby mieć ich dziesięć.
- Więc miedź ma teoretycznie 2 elektrony walencyjne?
- Zgadza się, ale na powłoce 4s występuje tylko jeden elektron.
- Dlatego to wyjątek. Rozumiem.
- Cieszę się- uśmiechnęła się.
- Są jeszcze jakieś?
- Owszem. Ale to masz znaleźć już sam. Rozpisz mi pierwiastki z całego układu okresowego. Powiesz mi następnym razem co znalazłeś.
- Praca domowa na korkach, kto by się tego spodziewał?- zaczął się śmiać.
- Jakbym ci wszystko podała na tacy to byś się tak nie starał. Z wami facetami trzeba tak postępować.
- To znaczy?
- Jeśli niczego nie wymagasz to nic nie dostaniesz. Proste.
- Chcesz powiedzieć, że jakbyś mi wszystko powiedziała to bym nie docenił, że mi pomagasz?
- Nie. Chodziło mi o to, że nie interesowałbyś się tak chemią. Jeśli sam będziesz musiał czegoś poszukać lub nad czymś popracować to zwiększasz swoje zainteresowanie i masz też większą satysfakcję z wykonanego zadania. Nawet jeśli jest to trudniejszy przedmiot niż na przykład literatura.
- Czemu chcesz, żebym interesował się chemią?
- Bo łatwiej jest uczyć się przedmiotu, który lubisz i który jest ciekawy. Chcesz kolejne porównanie?
- Poproszę.
- Dwie dziewczyny. Jedna nudna i jest w zasięgu ręki a druga ciekawa i trudna do zdobycia. Z którą chcesz się umówić?
- Z tą drugą.
- Właśnie. Nawet jeśli jest ciężej zdobyć numer od tej drugiej to wybierzesz ją, bo cię interesuje. Ludzie zawsze wybiorą zaspokojenie swojej ciekawości i doświadczenie radości ze zdobyczy. Człowiek jest zdobywcą. No i do tego uznanie i uwielbienie ze strony społeczeństwa dopełnia jego dumę.
- Krytyczne- patrzył na nią z uznaniem.
- Takie jest moje zdanie- wzruszyła ramionami.
- I słusznie. Umiesz nazywać rzeczy po imieniu.

Oboje zamilkli. Lucas wnikliwie jej się przyglądał. Imponowała mu. Nie dość, że mu pomaga to świetnie się przy niej czuje. Jest inteligentna i błyskotliwa. Nie widział tego na początku, ale teraz jest inaczej. Odkrył w niej coś i ciekaw jest czego jeszcze może się dowiedzieć. Maddie poczuła, że o niej myśli i postanowiła to przerwać.

- Nazywanie rzeczy po imieniu? To jest stolik, a to jest krzesło- popatrzyła na niego i szeroko się uśmiechnęła- Masz rację świetnie mi to wychodzi.
- Jesteś niemożliwa- zaczął się śmiać.
- Dobra- zamknęła książkę- Starczy na dzisiaj.
- Minęła dopiero godzina.
- Wiem, ale muszę być wcześniej w domu. Tom potrzebuje pomocy na budowie.
- Będziesz mieszała beton?
- Pewnie. I to łokciem.

Oboje zaczęli się śmiać.

- Potrzebujesz pomocy?
- Nie. Damy sobie radę.
- Uff. Miałem nadzieję, że to powiesz- otarł ręką czoło, udając ulgę- Mam w planach spa i saunę i za nic nie chcę, żeby mnie to ominęło.
- A co z wizytą u kosmetyczki?- Maddie cisnął się uśmiech.
- A to już wieczorem. Mani i pedi- tu parsknął śmiechem i udawał, że odgarnia włosy jak dziewczyna- Koniecznie.
- Byłbyś świetnym przyjacielem-gejem- śmiała się.
- Kochana- brnął dalej- Musisz coś zrobić z tymi końcówkami, bo wyglądasz jak kura domowa.

Maddie ciągle się śmiała. Założyła plecak i ruszyła do wyjścia. Lucas szedł za nią i ciągle żartował. Kiedy wyszli na zewnątrz, zatrzymali się na parkingu.

- A tak na poważnie. Potrzebujesz podwózki?
- Nie. Ciotka i Sara już na mnie czekają. Dzięki.
- To ja dziękuję. Fajnie się z tobą uczyć.
- Wzajemnie.
- Spróbowałabyś zaprzeczyć- przymrużył oczy udając groźną minę i zaraz się uśmiechnął. Ruszył w stronę samochodu- Na razie.
- Pa.

***

Kuzynki przez całą drogę rozmawiały o tym jak zachowały się Vicky i Trudy.

- Nie wiem co do ciebie mają, ale to niezbyt miłe.
- Wiesz dobrze, że mnie to nie obchodzi- wzruszyła ramionami Maddie.
- Fajnie byłoby się tam pokazać. Ich imprezy to zawsze niezłe widowisko.
- Nie przejmuj się. Jeszcze zaliczysz setkę takich przyjęć- wtrąciła się Susan.
- Może macie rację.

Kiedy znalazły się na placu budowy, zaparkowały w bezpiecznym miejscu. Sara wypatrzyła wśród robotników swojego tatę i mu pomachała. Tom odłożył narzędzia i skierował się w stronę dziewczyn.

- W zasadzie niewiele nam zostało do zrobienia, więc chyba nie będziecie musiały dziś pracować.
- No i świetnie- klasnęła w dłonie Maddie- Wolne popołudnie bardzo mi się przyda.
- Kochana- zaśmiał się Tom- Wydaje mi się, że każde popołudnie masz wolne.
- Więc nic ci nie trzeba?- zapytała Sara.
- Wiesz co- podrapał się w głowę- Mam parę rzeczy do kupienia u Moon'ów. Tu jest lista.
- Czyli jednak nas potrzebujesz- Maddie wyrwała mu z ręki kartkę i ruszyła do samochodu.
- Tato, to było nie fair- spojrzała na niego córka.
- Słucham?
- Maddie popołudniami udziela korepetycji- wyjaśniła Susan- Widziałam dziś na własne oczy.
- Nieróbstwo możesz zarzucać raczej mi- stwierdziła Sara.
- Nie wiedziałem- popatrzył na żonę- Nic nie powiedziała.
- No tak- Sara uśmiechnęła się do siebie- Ciągle to robi. Pomaga innym i nie oczekuje za to uznania. My natomiast pomagamy, bo tak wypada i dlatego, że dostaniemy za to pochwałę, zapłatę czy podziękowanie- spojrzała na samochód, w którym siedziała Maddie- Myśleliśmy, że przyjechała tu po to, żeby się od nas uczyć. A na razie to ona pokazuje nam jak być porządnymi ludźmi.
- Będę ją musiał później przeprosić- stwierdził Tom.
- Wystarczy, że przyznasz się do błędu- położyła mu rękę na ramieniu- Ona to doceni.

Tom się uśmiechnął i wrócił na budowę. Maddie podjechała bliżej, żeby Sara mogła wsiąść.

- Mamo zostajesz?- zapytała wsiadając do auta.
- Tak- odpowiedziała Susan- Widzę, że Lidia też tutaj jest. Poplotkujemy trochę.
- Wrócimy po ciebie, kiedy przywieziemy zakupy taty, ok?
- Świetnie.
- No to jazda- powiedziała Maddie i ruszyła.
- Możesz jechać spokojniej?- zapytała Sara.
- Możesz nie zrzędzić?

Przez dłuższą chwilę milczały. Sara spoglądała na kuzynkę. Na początku dziwiła się czemu wszyscy ją tak lubią, ale teraz doszła do wniosku, że sama lubi z nią przebywać. Ten jej szaleńczy zapał do działania i nieskomplikowane myślenie udzielały się otoczeniu.

- Jak nauka z Lucasem?- zapytała Sara.
- Spoko.
- Idziemy dziś do Ricka?
- Nie wiem. Zobaczy się.
- To co będziemy robić?
- Nie wiem.
- To widzę, że weekend pełen planów.
- Wymyślimy coś. Spokojna twoja głowa.

Maddie przyglądała się kuzynce. Wyraźnie coś jej chodziło po głowie.

- Wyduś to z siebie.
- Niby co?
- Widzę, że aż cię skręca. Chcesz coś powiedzieć, ale nie wiesz jak.
- Wcale nie.
- Aha. To dobrze.
- Wiesz, Mad...- zaczęła Sara.
- Taaak?
- Może pogadasz z Vicky i pójdziemy na tą jej imprezę.
- Ha, ha- parsknęła Maddie- Wiedziałam, że o to chodzi.
- Proszę, proszę, proszę.
- Nie znam jej- spojrzała na kuzynkę- A nawet jeśli, to nie mam zamiaru nikogo o nic prosić.
- To może Lucasa? Zaraz będziemy w sklepie jego dziadka. Możesz go zapytać. W końcu udzielasz mu korepetycji.
- Posłuchaj- zaparkowała przed sklepem Moon'ów- Za te korki wisi mi przysługę, to fakt. Ale nie chcę jej wykorzystać, żeby mieć zaproszenie na jakąś sztywniacką potańcówkę.
- Bardzo elegancką, sztywniacką potańcówkę- udawała urażoną Sara.

Maddie wysiadła z samochodu. Popatrzyła na kuzynkę. Nie ruszyła się z miejsca. Podeszła do jej okna.

- Czemu ci tak zależy?
- Szczerze?
- Tylko takiej odpowiedzi oczekuję.
- Mama uszyła mi bardzo ładną sukienkę na szkolny bal. Ten na zakończenie roku. Patrząc na tłum chłopaków który się za mną ugania- uniosła brew- Pewnie nikt mnie nie zaprosi i tam nie pójdę. A bardzo chciałabym tę sukienkę założyć.
- No i założysz- westchnęła Maddie- Możesz przecież sama iść na bal.
- Skąd ty się urwałaś?- Sara popatrzyła na nią ze zdziwieniem- Nikt w historii tej szkoły nie przyszedł sam na bal. To byłby totalny koniec jego reputacji.
- Chcesz mi powiedzieć, że każdy, kto nie ma pary, siedzi w domu i wypłakuje smutki?
- Mniej więcej- wzruszyła ramionami.
- A już myślałam, że ta wiocha nie jest na końcu świata. A jednak mnie zaskoczyła- zaśmiała się Maddie i ruszyła do sklepu.

Sara wysiadła z samochodu i poszła za kuzynką.

- Dzień dobry. W czym mogę służyć?- zapytał mężczyzna zza lady.
- Dzień dobry. Chciałam kupić cegły.

Z zaplecza wyłoniła się znajoma postać i z uśmiechem podeszła do kuzynek.

- Tylko jedna młoda dama w tym mieście jest w stanie wypowiedzieć to zdanie.
- Cześć Henry- uśmiechnęła się Maddie.
- Witaj złotko- uścisnął jej dłoń.
- Dzień dobry panie Moon- ukłoniła się druga dziewczyna.
- Córka Toma Jones'a?
- Sara.
- Właśnie. Sara. Moja pamięć już nie jest tak dobra jak kiedyś- pogładził się po głowie- Czego wam trzeba?
- Tu mamy listę.
- Jim. Zajmij się tym- Henry podał kartkę pracownikowi i zwrócił się do kuzynek- Może usiądziemy na sofie? Napijemy się czegoś.
- Nie jesteśmy pełnoletnie- odezwała się Sara.

Pan Moon zaczął się śmiać.

- Ona mówi całkiem serio- wytłumaczyła śmiejąc się Maddie i usiadła na kanapie.
- Miałem na myśli mrożoną herbatę lub lemoniadę- wyjaśnił.
- O!- Sara się zmieszała- Przepraszam.
- Nie szkodzi złotko- mrugnął do niej okiem i zwrócił się do Maddie- Jak twoja półka?
- Jest świetna. Dobrze wygląda i nadaje się do użytku.
- To tak jak ja- uśmiechnął się Henry.
- Masz w sobie jeszcze to "coś"- puściła mu oko Maddie.
- Oczywiście. I chyba wiem nawet co to jest.
- Tak?
- Tak. Moje sztuczne biodro.

Nagle Maddie i Henry wybuchli śmiechem. Sara im się przyglądała. Przypomniała sobie ich dziadka i to jak się dobrze dogadywali. Maddie nie miała z nim tyle wspólnego co ona, ale widząc jakie ma relacje z panem Moon'em, pewnie też by się dogadali.

- Wszystko dobrze?- Henry zwrócił się do Sary.
- Tak. Tak.
- Właściwie to nie- Maddie spojrzała na kuzynkę- Mamy mały problem.
- Mogę jakoś pomóc?
- Wydaje mi się, że tak.
- Co ty robisz?- wyszeptała przez zęby Sara.
- Sara dostała dziś zaproszenie na przyjęcie, które odbędzie się u was jutro- spojrzała na Henry'ego- Urodziny Vicky. Ale niestety odmówiła, tylko i wyłącznie dlatego, że nie ja nie dostałam zaproszenia. To zrozumiałe, nikt mnie tu nie zna i zajmie ludziom trochę czasu, żeby się do mnie przyzwyczaić. Ale Sara? Przykładna uczennica i wymarzona córka, ma zrezygnować z eleganciego przyjęcia przeze mnie? To mnie stawia w bardzo dziwnej sutyacji. A nie lubię czuć się winna. Dlatego chciałam zapytać czy w ramach wyjątku Sara może pojawić się na przyjęciu?
- Oczywiście, że tak- uśmiechnął się pan Moon- To będzie dla mnie przyjemność. Ale jest jeden warunek.
- Jaki?- zapytała Sara.
- Weźmiesz swoją kuzynkę ze sobą i... dopilnujesz, żeby wyglądała jak prawdziwa dama.
- Że niby mam założyć sukienkę?- skrzywiła się Maddie.
- Że niby tak- zwrócił się do niej Henry.
- Dlaczego ja się tak zawsze poświęcam?- rozłożyła ręce, ale po chwili się uśmiechnęła.
- Zamówienie gotowe- odezwał się Jim- Pomóc zapakować do samochodu?
- Nie pytaj chłopcze. Nie pytaj, tylko pakuj- machnął na niego ręką pan Moon.
- Otworzę bagażnik- podniosła się Sara- Dziękuję panu. Do widzenia.
- Do zobaczenia- pożegnał ją i spojrzał na Maddie- Wiedziałaś do kogo przyjść po pomoc.
- Powiedziała mi, że bardzo chce tam pójść. Musiałam coś zrobić. Może i Vicky organizuje to przyjęcie, ale miejsce należy do ciebie- spojrzała na Henry'ego poważnie- A wiadomo, że jeśli chcesz osiągnąć sukces to bierzesz się za najcięższą artylerię.
- Prawdopodobnie masz rację- uśmiechnął się i dodał- Muszę wracać do obowiązków. Mam nadzieję, że wszystkich jutro oczarujesz. Do zobaczenia.
- Dziękuję. Do widzenia.

Kiedy zniknęła za drzwiami, Henry skierował się do swojego gabinetu na końcu sklepu.

- Skończyłeś?
- Tak dziadku. Według mnie wszystko się zgadza.
- Okej. Jesteś wolny.
- Mogę o coś zapytać?- spojrzał na niego Lucas- Dlaczego dajesz mi do sprawdzania tak skomplikowane faktury?
- Bo mój drogi- uśmiechnął się sam do siebie- Jeśli chcesz osiągnąć sukces to bierzesz się za najcięższą artylerię.

1 komentarz:

  1. Świetne! Mogłabym to opowiadanie czytać w kółko i w kółko, aż nauczę się na pamięć ;D
    /Dominika

    OdpowiedzUsuń