wtorek, 7 maja 2013

Episode 23: That's you!




Po tak burzliwym weekendzie Jackie z ochotą wraca do szkoły. Czuje się rześka i wypoczęta. Z zaangażowaniem i entuzjazmem opowiada swoim nowym koleżankom o swoich sobotnich poczynaniach z Natalie. Jest dumna z tego jak się zachowuje i jak godnie reprezentuje szkolną elitę. Nawet nie zauważa gdy Natalie dołącza do grupy, lecz nie wygląda olśniewająco jak zwykle, a raczej szaro i smutnie. Zagaduje do niej jedna z uczennic.

- Hej Natalie. Wszystko w porządku?
- Raczej tak- odpowiada niepewnie dziewczyna.
- Nie wyglądasz za dobrze- dodaje inna koleżanka.
- Wydaje wam się- próbuje się uśmiechnąć Natalie- Co dziś nowego?
- Hej kochana!- wykrzykuje Jackie bo dopiero teraz zauważyła przyjaciółkę- Jakoś niewyraźnie wyglądasz. Ta kosmetyczka chyba się nie popisała. Może zerwiemy się z lekcji i skoczymy do spa? A potem na jakieś pyszne jedzonko. Co powiesz na koktajl mleczny?

Natalie nie wie czemu ale na samą myśl o mleku zrobiło się niedobrze. Nagle zrobiła się blada, zakryła dłonią usta i pobiegła do najbliższej toalety.

- Ej, co jej jest?- zapytał Patrick mijając Natalie.
- Pewnie zjadła coś nieświeżego- machnęła ręką Jackie- Nic jej nie będzie. Kto chce posłuchać dalszej części historii?

Jackie ani trochę nie przejęła się stanem przyjaciółki. Nie wpadła nawet na to, żeby pójść za nią i sprawdzić czy wszystko w porządku i czy nie trzeba jej pomóc. Wolała nacieszyć się popularnością jaką w tej chwili ma i prowadzić szkolną elitę przez główny korytarz. Przecież jako druga królowa musi się odpowiednio zachowywać i dobrze prezentować.

***

-Witaj Tony- odzywa się pan Davis nie odrywając wzroku od pracy na swoim biurku- Miło, że zaszczyciłeś mnie swoją obecnością.
- Dzień dobry- odpowiada chłopak i zaczyna się tłumaczyć- Przepraszam, ale nie mogłem wcześniej, bo…
- Ciiii. Nie ględź mi tu, tylko usiądź.

Chłopak od razu zajmuje miejsce na pierwszym, najbliżej stojącym krześle. Spodziewał się, że jak to zrobi to nauczyciel wyjaśni mu po co go wezwał. Jednak nie. Pan Davis nie odezwał się ani słowem. Tony postanowił przerwać to milczenie.

- Chciał pan mnie widzieć, ponieważ?
- A musi być jakiś powód?
- No wydaje mi się, że tak. W sekretariacie powiedzieli, że to pilne.
- Nie synu, nie pilne- uśmiechnął się nauczyciel- Raczej ciekawe.
- A można trochę jaśniej?- dopytuje się chłopak.
- Spójrz na to i powiedz mi jaką ocenę mam postawić osobie, która to narysowała- powiedział pan Davis wstając i podając Tony’emu kartkę ze swojego biurka.
- Nie wydaje mi się, żebym miał jakiekolwiek prawo oceniać czyjąś…

Chłopak zamilkł kiedy spojrzał na rysunek. Przedstawiał on uczniów z liceum. Tego liceum. Lecz co zainteresowało Tony’ego to, to, że osoby na tym rysunku, zamiast głów ludzkich, narysowane miały głowy zwierząt. Jedni z nich byli lwami, przedstawionymi jako przywódcy. Inni byli hienami, które zrobiłyby wszystko, aby zabrać innym co cenne. Kolejni to myszy kryjące się w kątach i czekające, aż wygłodniałe kocury je dopadną. Dalej leniwce, nie dające znaku życia i niewyrażające chęci podjęcia jakiegokolwiek wysiłku. Potem lisy, chytre i podstępne. Barany, jako określenie tych najbardziej opornych na wiedzę. Mrówki, pracowite, lecz zbyt małe, żeby cokolwiek znaczyć. Wilki, piękne i drapieżne. I wiele, wiele innych zwierząt, które zdecydowanie można przyporządkować do licealistów z tej szkoły. Ale najbardziej zaskakujące jest to, że na samym środku placu w fontannie pływały głowy…te ludzkie głowy zastąpione zwierzęcymi.

- Niesamowity prawda?

Tony dalej nie mógł wydusić z siebie słowa.

- No co tak ucichłeś panie najzdolniejszy?- uśmiechnął się mężczyzna- Powiedz co myślisz.
- Myślę… Myślę, że to jest to czego od dawna szukałem.
- Ty szukałeś?- nauczyciel zabrał mu z rąk rysunek- Ja tego od dawna szukałem. To jest niewiarygodne.
- Kto to narysował?
- Niestety, nie mogę ci powiedzieć.
- Czemu?
- Bo sam musisz tego kogoś znaleźć.
- Jak mi pan powie to pójdzie łatwiej- uśmiechnął się niewinnie Tony- Może ten ktoś by mi pomógł. No wie pan, powie mi skąd czerpie inspirację, pomysły, skąd zna takie sposoby wyrazu. To może mi bardzo pomóc.
- Przestań zrzędzić. Twoje prace już i tak są za dobre.
- Sztuka nigdy nie jest za dobra.
- O właśnie!- dotknął go palcem w nos nauczyciel- I to sobie zapamiętaj i powtarzaj. Sztuka nigdy nie jest za dobra.
- Czasem na serio pana nie rozumiem.
- Sztuka nigdy nie jest za dobra. Sztuka nigdy nie jest za dobra- powtarza ciągle pod nosem nauczyciel i znów siada przy biurku.

Tony, chociaż jest zafascynowany tym rysunkiem i chciałby się dowiedzieć kto jest jego autorem, wie, że powinien już sobie pójść. Pan Davis bardzo go lubi, ale na pewno mu nic nie powie. Dlatego chłopak skierował się w kierunku drzwi. Przechodząc przez próg, obrócił się i zapytał.

- Jest pan rozczarowany, że to nie moje dzieło?
- Tak- podniósł głowę mężczyzna- Bo teraz boję się, co takiego wykombinujesz, żeby to przebić.

***

Jo siedzi rozbita na parapecie na szkolnym korytarzu. Po wczorajszej kłótni z przyjaciółkami nie czuje się dobrze. A już na pewno nie tak dobrze, żeby pracować nad tekstem do przesłuchania, które na nieszczęście odbywa się jutro. Na dobór złego, dzisiaj po południu musi przećwiczyć z kimś kilka kwestii. Nie chciałaby prosić Briana o pomoc, bo to może źle się dla nich skończyć. Kate i Rose teraz też jej nie pomogą. Dlaczego wszystko naraz musi się zawalić?

- Hej- przywitała się Kate i podeszła do Jo.
- Cześć- odpowiedziała dziewczyna- Myślałam, że nie chcesz ze mną gadać po wczorajszym wieczorze?
- Nie chcę. A zwłaszcza o wczorajszym wieczorze. Ale przyszłam tu ze względu na Rose.
- Nie rozumiem.
- Rozmawiałyśmy rano. Powiedziała mi, że masz jutro przesłuchanie i musisz dziś poćwiczyć. A wiadomo, że jak umówisz się z Brianem to nic dobrego z tego nie będzie. Na nas też raczej nie liczysz. Więc się martwi.

Jo się lekko uśmiechnęła. Nawet jak są ze sobą skłócone, ona i Rose, to myślą tak samo.

- I ona kazała ci tu przyjść?
- Nie. Wiesz, że jest zbyt dumna, żeby zrobić krok w twoim kierunku. Tak tylko pomyślałam, że jakbyś nikogo nie znalazła to mogę ci pomóc.
- Jasne. Dzięki.
- To ja lecę. Na razie.

Jo poczuła wewnątrz rozchodzące się, delikatne ciepło. To dobry znak. Przynajmniej jakiś początek, aby załagodzić to co sobie wczoraj nawrzucały i wypomniały. Lecz naprawa ich relacji wcale nie musi być prosta. Nigdy w życiu tak się od siebie nie oddaliły. Więc ponowne odnalezienie siebie nawzajem może wymagać dużo pracy i poświęcenia. Ale taka właśnie jest cena, jaką trzeba zapłacić, aby docenić wartość prawdziwej przyjaźni. Jo tylko ma nadzieję, że ją na to stać.

***

Dean zebrał swoją ekipę w kanciapie w celu rozpoczęcia przygotowań do turnieju, w którym mogą zgarnąć niemałą kasę. Mają już przygotowane świetne ruchy, akrobacje i tricki, kilka ciekawych kombinacji, jednak potrzeba tu kogoś kto poskleja to w całość.

- Moi drodzy- zaczął Dean- Jesteśmy tu…
- Aby połączyć się w bólu i złożyć kondolencje innym ekipom, którym skopaliśmy dupska na parkiecie- kończy Scott.
- Tak powinna brzmieć przemowa końcowa, głąbie!- rzucił w niego poduszką Ron.

Cała ekipa wybuchła śmiechem.

- Pozamykajcie się!- uspokaja ich lider.
- Harvey wyluzuj- dodaje Gina- Spinasz się trochę.
- Ja się spinam? Musimy ćwiczyć. Turniej sam się nie wygra.
- Masz rację- odzywa się Nate- Dlatego potrzeba nam tajnej broni. Ciężkiej artylerii. Wiecie o co mi chodzi. Coś co robi… Nie wiem… Zaskoczenie, zdziwienie, zamieszanie. Żeby tym cwaniakom z jury opadły szczęki.
- Podoba mi się twoje myślenie- uśmiecha się Dean- Wiesz już co to może być?
- Yyy… Jeszcze do tego nie doszedłem- drapie się w głowę chłopak
- Z kim ja pracuję?- mówi do siebie Harvey i pyta grupy- Ktoś jeszcze? Jakieś pomysły? Co może nam pomóc?

 W szkole Dean powiedział Rose, że mają trening i zasugerował, że może przyjść i popatrzeć. A po całej próbie zabierze ją na romantyczny spacer. Dziewczyna skończyła wcześniej lekcje i przyszła do kanciapy. Trafiła na moment ważnej dyskusji i postanowiła nie przeszkadzać. Oparła się o filar, obserwowała i przysłuchiwała rozmowie.

- Rose.

Gdy Tony to powiedział, cała ekipa odwróciła się w jego stronę. Rose też zastanawiała się, czy dobrze usłyszała. Chyba tak. Powiedział to dość wyraźnie.

- Ta mała, co tu zaszalała na bitwie?- zapytał jeden z członków, żeby się upewnić.
- Tak-potwierdził chłopak- Sami widzieliście, że dużo potrafi. Zaangażowanie i zaskoczenie. Tego nam trzeba.
- Z całym szacunkiem Tony- odezwała się Jenny- Ale baletem świata nie zwojujesz. Może i była dobra, ale to trochę za mało na takie wyzwanie jakim jest ten turniej.
- Zgadzam się- dodaje Gina- Przecież skoki, piruety i szpagaty nie robią wrażenia. Nic w tym nadzwyczajnego.
- A potrafisz zrobić chociaż jedną z tych rzeczy?- zapytał się Tony.
- Nie. Nie będę robić z siebie idiotki. Co nie Harvey?
- Stary, daj spokój. Balet?- uśmiechnął się Dean do kumpla- Oni mają rację. Przecież taki styl tańca do nadymanie się, wypinanie klaty i sztywniacka farsa.
- Hej! Nie przesadzaj- podniósł głos Tony- Możesz mieć swoje zdanie co do klasyki, ale nie przeginaj. Uszanuj to, że to ciężka, wieloletnia praca i wysiłek.
- Pfff, użynanie damy. Wielka mi trudność- nabija się dalej Jenny- Sorry Dean, ale twoja dziewczyna to dama.
- Wiem, ale to do niej pasuje- uśmiechnął się chłopak.
- Żartujesz, tak?- zwrócił się do niego Tony.
- Stary, przecież wiesz, że ją uwielbiam, ale moje zdanie, co do baletu czy jazzu czy jeszcze tam jakiegoś śmiesznego tańca, się nie zmieni.
- A ona o tym wie?
- Już tak- odezwała się Rose.

 Wtedy wszyscy spojrzeli w stronę skąd dobiegał głos. Całą ekipę zamurowało. Ona cały czas tu była i to słyszała. Chyba się nie popisali.

- Jak długo tu stoisz?- zapytał Dean.
- Od jakiegoś czasu.
- Słuchaj Rose, my… my tylko…
- Tak?- zapytała z lekkim zdenerwowaniem.
- Omawiamy różne pomysły i koncepcje. Mówiłem ci.
- I to wszystko?
- To luźna rozmowa, każdy wyraża swoją opinię. Chyba mu wolno?
- Absolutnie- odpowiada stanowczo dziewczyna mierząc wszystkich zimnym spojrzeniem.
- Czyli wszystko gra?
- Jasne- odpowiedziała dziewczyna i dodała- Może nie będę wam przeszkadzać i sobie pójdę?
 - Nie, zostań- mówi z uśmiechem Dean.
- Tak, siadaj- dodaje Gina.
- Będzie fajnie- mówi z uśmiechem Scott.

- Oj będzie- pomyślała Rose i dołączyła do grupy jak gdyby nigdy nic.

- To może pokażecie mi kilka fajnych ruchów?- proponuje dziewczyna- Jakieś odlotowe kroki i tricki?
- Pewnie- odpowiada Nate.

Wtedy wszyscy się podnoszą. Każdy z członków ekipy coś pokazuje. Rose zrzuca szkolną torbę i ćwiczy z nimi. Gdy ktoś pokazuje jakiś ruch, dziewczyna zaraz go powtarza. Potem kolejna osoba, a Rose po kilku próbach znów świetnie wykonuje trick. Dziewczyna uczy się nowych kroków od następnych tancerzy i znów je powtarza. Potem podchodzi do konsoli, puszcza muzykę i zaczyna tańczyć. Każdą partię tego co jej pokazali wykonuje świetnie. Kiedy kończy rozlegają się brawa i gwizdy. Rose ma poważną minę, co po chwili ekipa zauważa.

- Hmm chyba to nie robi wrażenia. Nic w tym nadzwyczajnego- wzrusza ramionami dziewczyna i prowadzi ze sobą ironiczny dialog naśladując tancerzy- Pewnie Rose! Masz rację, taki styl tańca to tylko suche kroki i izolacja ciała, zwykła farsa. O! No i jeszcze użynanie cwaniaków. No przecież wiem, ale to do nich pasuje-Rose rzuciła im wrogie spojrzenie.
- Macie za swoje bałwany- śmieje się Tony, widząc poważne miny swojej ekipy.
- Hej Rose, nie chcieliśmy…- zaczął Harvey.
- Daj sobie spokój- przerwała mu dziewczyna- Nie chcę waszych przeprosin ani tekstów w stylu „pomyliliśmy się”, „nie chcieliśmy”, „chodziło nam o to”. Mam to gdzieś. Nie mam ochoty przebywać z ludźmi, którzy tak mnie oceniają. Nie znacie mnie i nie macie prawa o mnie niczego mówić- Rose wzięła torbę i ruszyła do wyjścia.
- Hej! Młoda, weź wyluzuj. Trochę nam odbiło. Ale nie musisz się tak wkurzać- odezwała się Jenny, ale postanowiła coś dodać- Takiego nadymania się was tam uczą w tej waszej artystycznej szkółce?
- A co ty wiesz o mojej szkole?-dziewczyna się odwróciła- Wszyscy oceniają i przyporządkowują innych do określonych grup, żeby nie powiedzieć stad. Robicie to samo. Jak zwierzęta- rzuciła na koniec i wyszła.
- O co jej chodzi?- zapytał Ron.
- Pogadam z nią później- odpowiada Dean- Zabierajmy się do pracy.

***

- Hej masz chwilę?
- Jasne, wejdź.

April poczekała na moment, kiedy zadzwoni dzwonek na ostatnią lekcję. Część uczniów poszła do klas, a inni do domów. Wtedy miała czystą drogę, żeby nikt nie widział jak wchodzi do gabinetu Stevena.

- Tak sobie pomyślałam, że może wpadłabym dzisiaj do ciebie. Co ty na to?
- Potrzebujesz korepetycji?- uśmiechnął się Steven.
- Z psychologii?- uniosła brew dziewczyna- Nawet jakbym miała taki przedmiot to z pewnością nie byłby trudny i bym ich nie potrzebowała.
- Nigdy nic nie wiadomo.
- Czy to ma znaczyć "tak"?
- Tak.
- O której mam wpaść?
- Może o 7?
- Myślę, że lepiej o 9. Będzie już ciemno i nikogo znajomego z pewnością nie spotkam.
- Równie dobrze możesz wsiąść w taksówkę o 7 i tam raczej też nikogo znajomego nie będzie- uśmiechnął się Steven.
- A co nie wytrzymasz do 9?
- To bardzo prawdopodobne. Już i tak mi źle z tym, że nie mogę na ciebie patrzeć dłużej niż 3 sekundy na korytarzu.
- Nie możesz?- uśmiechnęła się dziewczyna i zbliżyła do nauczyciela.
- Nie powinienem.
- Hej- zaczęła April, usiadła mu na kolanach i pogładziła go po policzku- Nie zaczynaj tego od nowa. Wczoraj przez telefon powiedziałeś, że możemy spróbować. Skoro nikt nas nie poznał w wesołym miasteczku, to i w szkole może też przejść. Jeśli będziemy uważać.
- Wiem, ale nie chciałbym się ukrywać.
- Na razie musimy. Później pomyślimy co z tym zrobić, okej?
- Okej- mężczyzna uśmiechnął się i ją pocałował.
- To mi się podoba- dziewczyna wstała i ruszyła do wyjścia- Do wieczora.
- Do zobaczenia.

Steven wie, że postępuje źle. Miał zakończyć ten związek, a właściwie to nieodpowiednią relację z uczennicą. Lecz nie potrafi. Chyba zauroczył się w tej dziewczynie. Ona sprawia, że czuje się tak lekko i beztrosko. Jakby życie wydawało się być proste i miało takie pozostać u jej boku. Nie chce zrezygnować z czegoś co daje mu taką radość, spokój i szczęście. Kiedy jest z tą dziewczyną, wszystko inne wydaje się takie błahe i odległe. Ważne jest tu i teraz. Ona i on. Razem.


***
Kate dostała wiadomość od Jo, że znalazła już kogoś do pomocy z tekstem. A więc ma wolne popołudnie i zero pomysłów co z nim zrobić. Łapie za telefon i wybiera numer Matta. Włącza się poczta głosowa.
-Czemu nie ma facetów wtedy, kiedy są potrzebni?- mówi do siebie.

Wtedy do domu wchodzi jej tata w towarzystwie Bena Chambersa.

- Hej słonko! Jak ci minął dzień?
- Świetnie, a u was?
- Jak zwykle kocioł, ale pod moją kontrolą- odpowiada jej pan Chambers z uśmiechem.
- Wiesz, Win sobie świetnie radzi- zwraca się do córki Mark- Jego wczorajsza prezentacja była naprawdę dobra.
- Taa, to świetnie. Pogratuluj mu ode mnie.
- Możesz zrobić to sama- powiedział ojciec- Ben mówił, że Win siedzi w domu i nadrabia zaległości ze szkoły. Zaniosłabyś mu notatki.
- Zgadza się. Przez interesy nie było go dzisiaj w szkole.
- Jak będę chciała pomagać ludziom to założę fundację- wyszczerzyła zęby Kate.
- Kochanie- zaczął Mark- Wiem, że się pokłóciłaś z koleżankami, a twój przyjaciel Matt wyjechał…
- Chłopak- poprawiła dziewczyna.
- Nieważne. Nudzisz się i powinnaś spędzać czas z rówieśnikami. Potrzebujesz z kimś pogadać. Z kimś kto umie słuchać i doradzić.
- I tą osobą ma być Win?!- wybuchła śmiechem Kate.
- Może nie jest taki zły w udzielaniu rad.

Kate miała już rzucić kolejną docinkę, ale przypomniała sobie rozmowę Wina z Tonym. Nie wie o co w tym do końca chodziło, ale to chyba coś ważnego. Może warto by się dowiedzieć.

- Wiesz tato- zaczęła dziewczyna- Może masz rację. Pożyczę twój samochód.
- Przecież masz swój.
- No w sumie tak. Ale jak ktoś mnie pyta skąd mam taką wypasioną brykę, to mówię, że to taty i że mam fart, że mi go pożyczyłeś. Wtedy nie wychodzisz na rodzica, który rozpuszcza swoją ukochaną córeczkę jedynaczkę kupując jej własne auto. Tylko na surowego, ale zarazem dobrego ojca, który od czasu do czasu daje córce swój samochód.
- Jesteś niewiarygodna- śmieje się Mark- I o dziwo zrozumiałem o co ci chodzi.
- Po prostu dbam o twoją reputację i sposób postrzegania naszej rodziny- uśmiechnęła się dziewczyna.
- I nie ma to nic wspólnego z tym, że to nówka z salonu i robi wrażenie na każdym?
- Yyy… Pa tato- rzuciła szybko dziewczyna i wyszła.
- Urabia cię tak samo jak Win mnie- śmieje się Ben.
- Wiem. Ale lubię patrzeć, jak myślą, że robią z nas idiotów i my o tym nie wiemy- zaśmiał się Mark.

***

Do Charlie zadzwonił Louis i poprosił o spotkanie. Dziewczyna fajnie spędziła z nim ostatnio czas, więc bez zastanowienia się zgodziła. Zaprosiła go do siebie i upiekła domowe ciastka z kawałkami czekolady.

- Są świetne- zachwala ciaskta Louis- Mogę jeszcze kilka?
- Jasne. Nie krępuj się. Jak chcesz to upiekę więcej.
- Nie, nie kłopocz się- uśmiechnął się chłopak- Przyszedłem tu w pewnej sprawie, a tylko się opycham.
- No to zamieniam się w słuch.
- Chciałem wiedzieć, co muszę zrobić, żeby być… jak to nazwać… pełnoetatowym wolontariuszem.
- Pełnoetatowym wolontariuszem?- zaśmiała się Charlie.
- No wiesz, takim jak ty. Organizować różne akcje, zbiórki, obozy, warsztaty i takie rzeczy.
- Aż tak ci się to spodobało?
- Pewnie. To świetne zajęcie. A co więcej, sprawia mi to przyjemność.
- Zaskoczyłeś mnie, nie powiem.
- Czemu? Bo tancerz towarzyski kręcący tyłkiem i z ułożonymi włosami nie może zajmować się poważnymi sprawami?
- No może tak bym tego nie ujęła- zaśmiała się Charlie- Ale po prostu myślałam, że poprzestaniesz na tym czym zajmuje się April.
- Też tak myślałem. Ale zadziwiłem sam siebie, bo to mi już nie wystarczy. Chcę spróbować czegoś nowego, cięższego, czegoś czego nigdy nie robiłem.
- Dokładnie rozumiem o co ci chodzi.
- Serio?
- Pewnie. Nie widziałeś mojej determinacji, jak chciałam zmienić swój styl na całkiem inny i chodzić z najpopularniejszym chłopakiem.
- Udało się?
- Pierwsza część tak, a druga nie.
- A co nie spodziewałaś się, że ze zmanią czegoś na zewnątrz musisz zmienić coś wewnątrz, żeby przebić się do nowego świata?
- Dokładnie. Ludzie myśleli, że skoro jestem bardziej atrakcyjna to mi ubyło z osobowości. Bo ich zdaniem powinno.
- Głupia zasada. Cieszę się, że się do niej nie stosujesz- uśmiechnął się Louis.
- Ja też- uśmiechnęła się dziewczyna.

Przez chwilę patrzyli na siebie w ciszy. Louis obserwował ją i zastanawiał się, czemu nie spotkał tak wspaniałej osoby wcześniej. Charlie za to rozmyślała, czy to możliwe, żeby bogaty i przystojny chłopak miał również wspaniałe wnętrze.

- Myślę, że możesz zacząć od wypełnienia formularza- przerwała tę ciszę dziewczyna- Złożymy twoje podanie w fundacji i będziesz mógł za kilka dni zacząć pracę.
- Brzmi świetnie- ucieszył się Louis- Daj mi tylko długopis i jestem gotowy.

***

Tony po męczącym treningu nie miał ochoty siadać do lekcji albo nauki. Położył się na łóżku i wpatrywał w sufit. Zaczął rozmyślać o tym, co wydarzyło się na treningu. Nie znał Rose od tej strony. Słysząc opinie na swój temat, zamilkła i udawała, że wszystko jest w porządku. Potem z niespotykanym spokojem pokazała co potrafi i udowodniła, że ekipa się co do niej pomyliła. Jak ona to zrobiła? On ja jej miejscu wkurzyłby się, odwrócił na pięcie i wyszedł. Potem z pewnością odreagowałby to w domu, na papierze. Rysując coś co przyniesie mu ulgę. Bo tak radził sobie z problemami. Wtedy obrócił głowę i spojrzał na czystą kartkę papieru na sztaludze. Tak... to mu pomagało. 

Ciekawe jak Rose…- powiedział do siebie, lecz po chwili zerwał się na równe nogi i zaczął ubierać- Nie wierzę, że nie załapałem tego od razu.

Potem wybiegł z domu.

***

Win siedział na swoim łóżku obłożony dookoła książkami, zeszytami i notatkami. Długopis w jego ręku prawie się palił od szybkości pisania, a rażące, porozwalane zakreślacze dopełniały cały obraz. Wydawał się taki zaangażowany i pochłonięty swoim zajęciem. Dla Kate to był niecodzienny i trzeba przyznać, śmieszny widok.

- Dobrze trafiłam? To tutaj mieszka nowy udziałowiec firmy Chambers Sold?

- Tak. To moje imperium- powiedział Win odrywając wzrok od pracy- Co tu robisz?
- No wiesz. Wpadłam, bo…
- Się za mną stęskniłaś- dokończył z uśmieszkiem Win.
- No widzisz, a zapowiadała się miła rozmowa. Jak zwykle musiałeś ją popsuć.
- Nie zaprzeczyłaś.
- Daj spokój. Twój tata mówił, że przyda ci się pomoc z pracą domową. Więc przyniosłam parę książek i lody truskawkowe. Lody zawsze pomagają.
- I od tak, po prostu pomagasz ludziom w potrzebie?
- Nie. Ale zdarza mi się robić dobre uczynki.
- Dzięki. Ale już dostałem dzisiejsze notatki.
- O!- zdziwiła się dziewczyna- W takim razie, nic tu po mnie.

Kate skierowała się do drzwi.

- Dlaczego truskawkowe?
- Co?- dziewczyna wychyliła się zza futryny.
- Dlaczego kupiłaś akurat truskawkowe?
- Pamiętasz, kiedy oddawałeś mi bransoletkę po mojej mamie?
- Pamiętam.
- Zapytałam cię najpierw „Win, czego chcesz?”, a ty odpowiedziałeś „Statek kosmiczny, własną wyspę, pokoju na świecie, własnego tv show i …”
- I tonę lodów truskawkowych- dokończył za nią chłopak.
- Jednej tony raczej nie mam, ale jedno pudełko to dobry początek.

Win zastanawiał się o co w tym chodzi. Do tej pory, nigdy, ale to nigdy nikt nie zrobił dla niego czegoś podobnego. Kate zapamiętała słowa, które każdy by zapomniał. Bo kto przywiązuje taką wagę do słów drugiego człowieka? Nikt. Zawsze coś mówił i wiedział, że ludzie wpuszą to jednym uchem, a wypuszą drugim. Bo niby czemu mieli to zapamiętywać? Dlaczego ona to zapamiętała? Czy to możliwe, że ma on dla tej dziewczyny szczególe znaczenie?

- Wiesz- uniósł kącik ust Win- co prawda mam notatki, ale wielką trudność sprawia mi ich rozczytywanie. Mogłabyś zostać i mi pomóc.

Dziewczyna uśmiechnęła się i po chwili zniknęła za drzwiami. Win podniósł się i ruszył za nią. Kiedy zbiegł na dół przy drzwiach już jej nie było.

- Wybierasz się gdzieś?- usłyszał głos za plecami.
Win spojrzał na nią wyraźnie zmieszany. Kate zaczęła się śmiać.
- Zeszłam do kuchni po łyżki. Nie myślałeś chyba, że będziemy jeść palcami, co?

***

Ted usłyszał dzwonek do drzwi i postanowił podnieść się z kanapy. W tym momencie Rose zbiegła po schodach z Jackiem. Wybierali się na spacer.

- Otworzę tato- uśmiechnęła się dziewczyna.
- Skoro już wstałem, to skoczę po chipsy do kuchni- powiedział jakby do siebie Ted.

Dziewczyna otworzyła drzwi i spodziewałaby się chyba każdego, kto mógłby za nimi stać. Ale nie tego, który właśnie tam był.
- Tony, co ty tu robisz?
- „Robicie to samo co ludzie w mojej szkole. Wszyscy oceniają i przyporządkowują innych do określonych grup, żeby nie powiedzieć stad. Jak zwierzęta”- kiedy skończył cytować jej słowa, uśmiechnął się- To byłaś ty.
- Co ja?
- Jesteś niewiarygodna- patrzył na nią zafascynowany.
- Tony zachowujesz się trochę jak wariat.
- Bo chyba zwariowałem.

Dziewczyna była w totalnym szoku. O co tym razem mu chodzi? Gada jak pokręcony, cytuje jej teksty. Co to ma znaczyć?

Chłopak widząc jej zdziwienie i zakłopotanie postanowił się uspokoić.

- Masz chwilę? Chciałbym pogadać?
- Stop- zmarszczyła brwi Rose- Wpadasz do mojego domu jak burza, gadasz jakieś dziwne rzeczy, zachowujesz się jakbyś postradał rozum i teraz pytasz czy mam chwilę, żeby pogadać?
- Wybrałem zły moment?- uśmiechnął się niewinnie Tony.
- Chyba naprawdę oszalałeś- uśmiechnęła się Rose.
- Możliwe- wzruszył ramionami- Ale to przez ciebie.
- Przeze mnie?
- A raczej przez twój rysunek.

Dziewczyna spojrzała na niego podejrzliwym wzrokiem. Skąd on wie, że ona rysuje? Skąd wie, że jej rysunek to jej rysunek? Lecz po chwili przypomniała sobie, że dzisiaj rano oddała swoją pracę panu Davisowi. Nauczyciel był zachwycony i powiedział, że to może być coś wielkiego i z pewnością pokaże to swojemu ulubieńcowi, żeby wiedział, że ma dużą konkurencję.

- To ty!- wykrzyknęła dziewczyna- Ty jesteś tym zdolniachą, o którym Davis w kółko gada. I to ciebie się radzi w ocenach innych prac. Mam rację?
- Na to wygląda- uśmiechnął się Tony- Ale to co pokazał mi dzisiaj. Tzn. twój rysunek. To jest… naprawdę świetne. Nawet nie wiedziałem, że rysujesz?
- No to jak odkryłeś, że to moja praca?
- Na początku tego nie skojarzyłem, ale gdy myślałem o tym w domu. No wiesz, o dzisiejszej próbie w kanciapie, o tym co mówiłaś na temat ludzi z naszej szkoły, a potem o tym niesamowitym rysunku. Wszystko skleiłem do kupy i oto jest. Rose- niepoprawna artystka.
- Nieźle- uśmiechnęła się dziewczyna.
- Rose- Ted wyszedł z salonu- Zaprosisz swojego kolegę, do środka czy będziecie tak stać i robić przeciąg?
- Chcesz wejść?- zapytała dziewczyna.
- Może lepiej będzie jak się przejdziemy.

Dziewczyna spojrzała na ojca.

- Nie łapię się już w tych twoich chłopakach- podrapał się po głowie pan Evans- Ale ten wygląda na porządnego.
- Tato!- upomniała go Rose- Nie marnuj czasu na gadanie, bo mecz przegapisz.
- Ty się kochanie nie musisz o mnie martwić.
- Pan również nie musi się martwić o Rose- odezwał się Tony- Odprowadzę ją pod same drzwi. O której ma być w domu?
- I to właśnie chciałem usłyszeć- uśmiechnął się Ted do Tony’ego- O 22.
- Jasne. Do widzenia.

Oboje z uśmiechem wyszli z domu. Jack popędził przed nimi. Jak zwykle to on musiał obrać trasę.

- Masz fajnego ojca- zaczął Tony- Chciałbym, żeby mój też był taki otwarty.
- Nie narzekam- uśmiechnęła się Rose.
- Mogę o coś zapytać?
- Jasne.
- Skąd wzięłaś pomysł na swoją pracę? Chodzi mi o to, co cię do tego zainspirowało?
- Czułeś kiedyś potworny ból? No wiesz, taki przy utracie czegoś cennego, czegoś ważnego? A wraz z tym niewyobrażalną złość? Potem znowu rozpacz, a następnie znowu gniew? Takie właśnie uczucia mną wtedy rządziły, gdy to rysowałam. Nie radziłam sobie z tym i musiałam to przelać na papier.
- Brzmi znajomo- uniósł kącik ust Tony.
- Czyli wiesz o czym mówię?
- A mogę wiedzieć, co to spowodowało?
- Jo- dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Jo? Masz na myśli tę rudą Jo? Twoją przyjaciółkę?
- Tak. Zrobiła coś co bardzo zabolało.
- To znaczy?
- Oddzieliła mnie od czegoś ważnego- wtedy się zatrzymała i spojrzała na Tony’ego- A chciałam to poznać, poczuć, mieć przy sobie. Lecz powiedziała mi, że to niewłaściwe i nie powinnam nic robić w tym kierunku, aby to zdobyć.
- Nie wyobrażam sobie, żeby mogła ci to zrobić.
- Dlaczego?
- Bo ją poznałem i nie zrobiłaby nic czego byś nie chciała.
- Bo może nie chciała- spojrzała na niego głębokim spojrzeniem i westchnęła- Ale zrobiła.

Oboje zamilkli i patrzyli na siebie przez chwilę. Tony podszedł do niej i ją przytulił. Wiedział, że nic więcej nie powinien robić.

- Co to było?- Zapytał ciągle trzymając ją w objęciach- Ta ważna rzecz, co to było?
- Pamiętasz jak zapytałeś mnie czego się boję?
- Podczas pierwszej sesji. Pamiętam. Nie odpowiedziałaś mi wtedy.

Dziewczyna odsunęła się i spojrzała na niego.

- To było to, mam rację?- zapytał Tony- ta ważna rzecz, to, to czego się boisz. Chciałaś stawić czoło temu czego się obawiasz, poznać to, a nie po prostu się od tego odsunąć. Stąd ten rysunek. Stąd ten żal do Jo.

Rose nic nie powiedziała, tylko patrzyła. Nie musiała nic mówić. Tony wiedział, że miał rację. Rozszyfrował ją. Chyba po raz pierwszy mu się to udało. Poczuł jak nawiązał z nią więź. I ona też to poczuła, bo otworzyła się przed nim. Może jeszcze nie do końca, ale Tony będzie nad tym pracował. Chce się w to zaangażować, chce ją poznać. Chce, żeby ona poznała jego, bo tego właśnie oboje potrzebują.

- Chyba, jeszcze nie jestem gotowa, żeby o tym mówić.
- Rozumiem- uśmiechnął się do niej- Nie musisz. Pozwól, że ja będę mówił, ok?

I tak oboje ruszyli w stronę, którą prwadził ich Jack. Tony opowiadał Rose, różne rzeczy, a ona tylko słuchała. Napawała się pięknem tej chwili i uczuciem, że może to odzyskać. Tę rzecz, którą straciła. Bo chociaż się boi, to może uda jej się to poznać...
...Jego poznać.

5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział ; D Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. o żesz , ale się dzieje . Uwielbiam to że epizody są długie, uwielbiam to że każdy bohater jest inny, uwielbiam to że jest tak świetnie napisany, uwielbiam to że tyle się dzieje, uwielbiam to że chciałabym teraz być tam z nimi, uwielbiam to ze to jest Twój blog, uwielbiam każdego z osobna, uwielbiam pociągi które czuję do tych wszystkich sytuacji, ale nienawidzę świadomości że kolejny epizod dodasz dopiero w czerwcu.

    OdpowiedzUsuń
  3. myślę, że uda mi się napisać kolejny wcześniej niż w czerwcu ;) chociaż nie powiem, żeby was zachwycić to muszę się sporo napracować, ale to przyjemna praca. W każdym razie trochę czasu chcę też poświęcić na naukę, bo nie tylko pisaniem żyję. Nauki ścisłe to również moja pasja ;D o właśnie! jakby ktoś z was miał problemy z matematyką lub chemią to możecie się do mnie zgłosić. Wiedzą też się chętnie podzielę ;) a poza tym, dzięki wielkie, że ciągle to czytacie i lubicie, no i oczywiście czekacie aż się zbiorę i napiszę kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejny genialny rozdział.

    sjpw-pisarka.blogspot.com
    vrecenzje.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajny blog i szacun, że potrafisz pisać tak długie rozdziały i masz pomysły na nie :*

    z koleżanką dopiero co założyłyśmy bloga-opowiadanie i zbieramy czytelników, zapraszam - agnes-and-erica.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń