niedziela, 2 czerwca 2013

Episode 24: Five questions

Tekst Andy'ego, który umieściłam w opowiadaniu, był moją pierwszą próbą pisarską. Dzięki niemu mogę pisać dalej. Inspiruje mnie i motywuje do kontynuowania tej historii.



Kate wychodzi przed dom. Ciepłe promienie słoneczne ogrzewają jej twarz i dodają wiele energii. Dziewczyna jak co dzień idzie sprawdzić skrzynkę pocztową. Robi to od kiedy pamięta. Kiedy była dzieckiem uwielbiała przynosić ojcu listy. Z uśmiechem i zaciekawieniem przyglądała się mu, gdy dostawał kolejne dotacje dla firmy albo pozyskiwał nowego partnera biznesowego. Cieszył się wtedy jak małe dziecko. A może raczej jak duże. W każdym razie był przez chwilę szczęśliwy. Przypominało jej to czasy, kiedy mama była jeszcze z nimi.

Dziewczyna otrząsnęła się z myśli, zaczęła przeglądać pocztę i głośno ją czytać.

-Kupony z McDonald's, ulotki z nowego sklepu odzieżowego, zaproszenie na warsztaty dla młodych DJ'ów, zniżka na buty " 2 w cenie 1". Mój, Boże, jakby ktoś potrzebował kupować jeden but- skomentowała z uśmiechem, lecz po chwili stanęła jak wryta.
- Hej kochanie- przywitał ją ojciec całując w czoło- Mieliśmy razem zjeść śniadanie, ale Ben dzwonił i ma dla mnie coś ważnego.

Mark wsiadł do swojego samochodu i patrzył na córkę. Kate ciągle stała w bezruchu i z otwartą buzią.

- Coś się stało?
- Tato, zawieź mnie do szpitala, bo zaraz dostanę zawału.
- Boże, o czym ty mówisz?!
- Aaaaaaaaaaa!- krzyknęła Kate z całych sił- Wzięli mnie!
- Kto? Co? Jak?- dopytuje się Mark.
- Przyjęli mnie na obóz dla muzyków. To znaczy dla DJ'ów.

Pan Brenwick odetchnął z ulgą, a potem się zaśmiał.

- Halo! To poważna sprawa- dziewczyna zajrzała przez okno samochodu- A ciebie to bawi.
- Nie to kochanie- uśmiechnął się jeszcze szerzej Mark- Jestem z ciebie dumny. Gratuluję.
- Czasem nie rozumiem twojego humoru- westchnęła dziewczyna- Ale i tak cię kocham.
- Ja ciebie też słonko. Do zobaczenia wieczorem.
- Pa.

Mark jeszcze przez chwilę patrzył jak jego córka odchodzi i znika za drzwiami ich wielkiego domu. Coraz bardziej przypomina swoją matkę. Mądra, przepiękna, urocza, odrobinę zaborcza i niesamowicie reagująca na dobre wieści. Pamięta, że kiedy oświadczył się Nadii, jej pierwszymi słowami było głośne "Aaaaaaaa!", a potem dopiero "Tak". To jedna z wielu rzeczy, które w niej uwielbiał. Miała swoje określone zachowania i nie obchodziło ją to, co pomyślą inni. Za to właśnie ją kochał. Nadal kocha.

***

Charlie jak każdego poranka wyskakuje z łóżka i włącza ulubioną muzykę. Idzie do łazienki, czesze się, szczotkuje zęby, robi delikatny make-up, wybiera ubranie, pakuje książki i schodzi na śniadanie. Jednak do jej porannego grafika wskoczyła jeszcze jedna czynność.

- "I jak się czuje piękna o poranku?"
- "Hej Andy, zrobiłam makijaż, więc już jestem piękna ;) dzięki, czuję się świetnie"
- "I bez malowania jesteś piękna"
- "Skąd wiesz, nie widziałeś mnie?"
- " Strzelam, a uwierz jestem w tym dobry"
- "To może nie powinieneś strzelać, tylko sam się przekonać"
- "?"
- "Myślałam ostatnio nad tym, że może moglibyśmy się spotkać, hmm?"
- "To chyba nie najlepszy pomysł"
- "Czemu?"
- "Mam mały problem z pokojem, jest u nas remont i wszystko jest w rozsypce"
- "No to umówmy się gdzieś na mieście. Albo u mnie"
- " Nie za bardzo mam czas"
- ";("
- "Ale za to mogę z tobą tu pogadać ;)"
- "Ok. Powiedzmy, że na razie to kupuję ;)"
-" No to w takim razie powiedz mi co sądzisz o tym:

Nie wiem ile razy liczyłem do dziesięciu. Nie wiem ile oddechów trzeba, aby uszło ze mnie wszystko. Chcę poczuć pustkę. Niestety powraca. Siła, której nie potrafię zatrzymać. Uderza nagle, wyrywając słowa z długiego monologu i daje się odczuć w każdym miejscu mojego umysłu i duszy. Słyszę mocniej to co na ogół nie jest słyszalne. Zamykam oczy i zbieram się do ataku. Pragnę wyrzucić z siebie wszystkie złe myśli. Wykrzyczeć, przeszyć złowrogim spojrzeniem, słowem zranić jak najmocniej się da, zniszczyć przyczynę mej złości. Wtedy zaczyna się walka. Walka z samym sobą. Najcięższa, najtrudniejsza, najbardziej wyczerpująca, najmocniejsza... Chociaż trwa kilka sekund, decyduje o tym, co pomyślę, co zamierzam, co zrobię... Wygrywa. Zło czy Dobro? Hałas czy Cisza? Krzyk czy Milczenie? Krzywda czy Pomoc? Cierpienie czy... Cierpienie? Ono zawsze będzie. Więc dlaczego mam całe wziąć na siebie? Albo obarczyć nim kogoś innego, aby ulżyć sobie? Nie potrafię odpowiedzieć. Nie potrafię podjąć decyzji. Bez względu na wybór, nie zniknie. Będzie tu ze mną, aby dać o sobie znać co jakiś czas. Nie pozwoli zapomnieć, tylko się wyciszy, aby potem, z jeszcze potężniejszą siłą,uderzyć i mnie opanować. Teraz jest przy mnie. Rodzi gniew, smutek, nienawiść i łzy... Odpowiedni moment? Wtedy pojawiasz się "Ty". Niesiesz ciepło, spokój, ukojenie, dobroć, uczucie, pomoc i radość. Zaczynam się śmiać, dając odejść "Tamtemu". Chcę, abyś "Ty" był zawsze, a "Tamto" nigdy nie wróciło. Masz tu swoje miejsce, w moim sercu, odkąd Bóg postanowił mi Cię zesłać. 

I jak?"
- "O mój Boże! To jest niewiarygodne! Sam to napisałeś?!"
- "Sam ;)"
- "Przepiękne! Masz tego więcej?"
- "Nie, ale będę miał. Planuję pisać to dalej"
- "Masz na myśli coś jak książkę, tak? Bo to byłoby świetne!"
- "Może raczej opowiadanie lub historię, coś takiego"
- "Niemożliwe to jest! Cholera! ;) Nigdy nie mówiłeś, że piszesz"
- "Teraz mówię ;p"
- "Mogłeś się wcześniej pochwalić. Ale to nic, w nagrodę, że miałeś przede mną tajemnicę to chcę być pierwszą, która przeczyta całość"
- "Jasne ;) zwłaszcza, że byłaś inspiracją ;))"
- "Serio?! Z jakiego to powodu?"
- "No nie!"
- "Co?"
- "Nie zadawaj takich trudnych pytań, bo znowu zajmie mi cały dzień, żeby na nie odpowiedzieć. Nie opiszę tego w jednym zdaniu ;p"
- "Wariat!"
- "Wariatka!"
- "Hej, muszę już spadać do szkoły ;/"
- "Jasne, leć"
- "Zastanawiam się dlaczego ty nigdy nie spieszysz się do szkoły?"
- "Dziwne pytanie. Tacy utalentowani ludzie jak ja, nie chodzą do szkoły. Z resztą też by potrzeba całego dnia, żeby wytłumaczyć jakim geniuszem jestem"
- "Czy twoje ego mieści się jeszcze w pokoju? ;p"
- "Spokojnie, zrobiłem mu miejsce w garażu ;D"
- "Haha ^^, do zobaczenia wieczorem"
- "Pa, będę czekał"

***

- Hej, przepraszam. Szukam Natalie. Wiesz gdzie jest?

Rose obróciła się i spojrzała na chłopaka od góry do dołu. Nie miał bluzy ani swetra ze szkolnym logo. Na pewno się tu nie uczy. Był ubrany nieco niechlujnie, ale nazwać to można artystycznym nieładem. Jego blond loki przysłaniały czoło i niebieskie jak ocean oczy. Wyglądał nieporadnie, lecz można powiedzieć, że nawet uroczo.

- Masz na myśli Natalie Lawrance, tak?
- Jeśli tak się nazywa- uśmiechnął się delikatnie chłopak- Kruczoczarne włosy, niebieskie oczy, zgrabna, świetna tancerka.
- To ona- potwierdziła Rose.
- Wiesz gdzie ją znajdę?
- Pewnie gdzieś tutaj- dziewczyna pokazała ręką na główny plac szkoły.
- Świetnie. Dzięki wielkie...
- Rose.
- Tak, dzięki wielkie Rose.
- Nie ma za co...- odpowiedziała dziewczyna i zanim zdążyła zapytać o imię tego chłopaka, on już zniknął w tłumie uczniów- Nieznajomy.

- Hej! Czyżby nowy podryw?- Kate uniosła brew, witając się z przyjaciółką- Dlaczego tylu się wokół ciebie kręci, co?
- A co to niby ma znaczyć?
- No wiesz, Dean, Tony, Sam, a teraz ten koleś.
- Zapomniałaś o Jacku, moim pierwszym chłopaku- przyłożyła jej palec do czoła.

Obie zaczęły się śmiać.

- Szukał Natalie- powiedziała po chwili Rose.
- Oj, biedny nie ma szans- westchnęła Kate.
- Czemu?
- Bo to Natalie- przewróciła oczami przyjaciółka- która bawi się facetami, ale wszyscy wiedzą, że zależy jej na Winie.
- Co denerwuje ciebie- dodała Rose.
- Że co proszę?
- Nieważne- przytuliła ją do siebie- Musiałam się odegrać.

Obie dziewczyny ruszyły przez bramę szkoły.

- A! zapomniałabym- zaczęła Kate- Mam newsa.
- Jakiego?
- Słyszałaś o warsztatach dla "młodych i utalentowanych muzyków, zajmujących się muzyką klubową"?
- Masz na myśli "obóz z techno-mułami"?
- Tak- uśmiechnęła się dziewczyna- I zgadnij kogo tam zaproszono?
- Nie?!
- O, tak!
- O mój Boże! Gratulacje!
- Dziękuję, dziękuję, autografy później.
- Kiedy, gdzie, co, jak i ile cię nie będzie?
- Są w Europie. A dokładnie w Londynie. Co oznacza że....?
- Że?
- Że spędzę całe dwa tygodnie z Mattem, kretynko!- Kate uśmiechnęła się najszerzej jak potrafiła.
- No to podwójnie gratuluję! Pewnie się za nim stęskniłaś.
- I to jak! Od razu do niego zadzwoniłam. Oczekuje mnie w przyszły poniedziałek, ale ja wiem, że nie wytrzymam i polecę już w weekend.
- I mnie zostawisz na tak długi czas?- Rose zrobiła sztuczną, smutną minę.
- Nie łudź się, nie wyglądasz jak mały, smutny szczeniaczek.
- Ale przyznaj, że było blisko.
- Ani trochę- zaśmiała się Kate- A skoro mowa o samotności, to widzę samotnika na dwunastej.

Rose odwróciła się i zobaczyła Tony'ego zmierzającego w ich kierunku. Wyglądał inaczej. Jakby trochę przygnębiony, trochę nieobecny i bardzo zamyślony. Rose przypomniała sobie jak wczoraj świetnie się ze sobą dogadywali i postanowiła się przywitać.

- Hej, Tony!

Chłopak nawet nie zareagował i minął je jakby były duchami.

- To coś nowego- zdziwiła się Kate i spojrzała na przyjaciółkę.
- Na mnie nie patrz. Nie wiem o co chodzi. Wczoraj był rozgadany jak reporter telewizyjny.
- Wczoraj?
- Tak. Byliśmy tak jakby na spacerze.
- Na spacerze? A co na to Dean?
- Nic.
- Nic w sensie "nie przeszkadza mu to" czy nic "nawet o tym nie wie"?
- To drugie nic- spojrzała niewinnie Rose i dodała- To nic wielkiego, rozmawialiśmy o rysunkach.
- Skoro to nic wielkiego, to Dean może wiedzieć, mam rację?
- Chyba tak.
- Zwłaszcza po wczorajszej akcji w kanciapie.
- Skąd o tym wiesz?
- Dean do mnie dzwonił. Myślał, że jesteś u mnie, bo nie odbierałaś telefonu. O dziwo też nie wiedziałam, czemu- uniosła brew Kate- Teraz wiem.
- To była zwykła rozmowa.
- Rose, między tobą a Tonym nic nie jest zwykłe. To oczywiste. Ale musisz uważać, na to co robisz. Bo możesz kogoś niepotrzebnie lub niechcący zranić.
- Wiem- westchnęła dziewczyna- Z resztą, Tony i tak nie przywiązuje do tego wagi. Nie był oto dla niego nic ważnego. Sama widziałaś.
- Widziałam- Kate uśmiechnęła się pocieszająco do przyjaciółki i potem pomyślała- "Widziałam chłopaka, który walczy ze sobą, aby nie ulec, nie poddać się i nie spojrzeć Ci w oczy. Który nawet jak nie patrzy to widzi, widzi twoją duszę. I to go przeraża. Boi się być blisko. Boi się tego co czuje, kiedy jesteś w pobliżu. Boi się swojego pragnienia"

- Kate? Idziesz?- zawołała Rose będąc już przy drzwiach szkoły.
- Jasne.

***

April wychodzi z gabinetu Stevena rozpromieniona jak nigdy wcześniej. Cieszy się, że spotkała kogoś takiego. Nie może do końca uwierzyć, że kiedyś była najlepszą przyjaciółką najpopularniejszej dziewczyny w szkole, podziwianą przez wszystkich i uwielbianą, a teraz jest zwykłą dziewczyną i nigdy nie była bardziej szczęśliwa.
" Natalie za Stevena. Dobra wymiana"- pomyślała i uśmiechnęła się sama do siebie.

- Hej, co się stało, że tak się uśmiechasz?- zapytała przechodząc Charlie.
- Życie jest świetne- odpowiedziała April.
- Oookej- spojrzała na nią podejrzliwie dziewczyna- Wygrałaś na loterii kupę kasy?
- O wiele lepiej.
- Nowe ubrania? Buty? Biżuteria?
- Nie przeginaj. To były kiedyś moje powody do radości. A właściwie Natalie chciała, żeby były.
- Więc co?
- Nie mogę na razie o tym mówić, ale już niedługo- uśmiechnęła się- Powiedz lepiej jak idą sprawy z Louisem.
- Świetnie. Przyjęli go na okres próbny, żeby sprawdzić czy się nadaje. Ale to tylko formalność. Jest w tym dobry, więc na pewno go przyjmą.
- Nie mówię o domu dziecka głuptasie. Tylko o was.
- Co?- zapytała Charlie ze skrzywioną w grymasie miną.
- No, jak idą wasze sprawy.
- Nie mamy naszych spraw.
- Żartujesz, tak? Kiedy go nie spotkam ciągle o tobie mówi. Jak do niego dzwonię to ty jesteś głównym tematem rozmowy. Nic tylko, Charlie, Charlie, Charlie.
- Serio?
- Nie mów, że nie zauważyłaś.
- Nie bardzo- wzrusza ramionami dziewczyna.
- Zadzwoń do niego. Pogadajcie. Umów się z nim na randkę. To świetny chłopak.
- Wiem. Ale myślałam, że wy macie się ku sobie.
- Z pewnością! Jesteśmy po uszy w sobie zakochani i dlatego każę ci się z nim umówić. Brzmi całkiem logicznie, nie?- spojrzała lekko pogardliwie April i uśmiechnęła się- Zadzwoń.

Charlie się uśmiechnęła. Nie wie, co tak zmieniło April, albo kto, ale jest zdecydowanie lepszą osobą. Myślała, że ludzie nie mogą się zmienić. A jednak. Chociaż może zawsze taka była tylko znalazła kogoś kto pomógł jej to uzewnętrznić. W każdym razie ten kto to zrobił wykonał świetną robotę.

Jej rozmyślania przerywa zbliżający się do niej chłopak. Wygląda na sympatycznego.

- Przepraszam, szukam Natalie Lawrance. Znasz ją?
- Znam.
- A wiesz gdzie jest?
- Szczerze mówiąc nie widziałam jej dzisiaj, ale może się spóźni. To bardzo prawdopodobne w jej przypadku.
- Co masz na myśli?
- Nieważne- uśmiechnęła się dziewczyna- A ty jesteś?
- Dylan van Beckhoven.
- Charlotte Brown.
- Miło poznać.
- Mi również. Pochodzisz z Holandii?
- Nazwisko zawsze mnie zdradza- uśmiechnął się chłopak- Mój ojciec jest Holendrem. Ja urodziłem się w Ameryce.
- Fajnie. Wiesz, zawsze podobały mi się nazwiska z przedrostkiem "van", wydają się takie doniosłe i ważne.
- Chyba tylko w wymowie.

Oboje zaczęli się śmiać.

- O! To bliska przyjaciółka Natalie- Charlie wskazuje na przechodzącą Jackie- Może ona wie, co się z nią dzieje. Jackie!
- Co?- odpowiada dziewczyna.
- Wiesz gdzie jest Natalie?- pyta chłopak.
- No nie- przewróciła oczami Jakie- To znowu ty. Co się tak jej uczepiłeś?
- Chcę z nią pogadać. Powiedz mi gdzie jest.
- Dla ciebie na biegunie północnym.
- Przestań się zachowywać jak dziecko- westchnął Dylan- Powiesz mi co jest grane?
- Nie.
- Podaj mi jej adres?
- Nie.
- Mogłabyś powiedzieć jej...
- Mógłbyś nie ganiać za nią jak pies- przerwała mu Jackie.
- Bo co?
- Bo to żałosne.
- A twoje uganianie się za mną nie było żałosne.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Jesteś jeszcze gorsza niż myślałem. Nie ważne, sam sobie poradzę.
- Powodzenia!- rzuciła Jackie i ruszyła szybko w głąb korytarza.

Charlie stała na środku jeszcze przez chwilę, myśląc nad tym co tu właściwie zaszło.

- Chyba muszę znaleźć szkolne plotkary, bo już totalnie nie wiem co się dzieje w tej szkole- powiedziała do siebie i ruszyła w stronę klasy.

***

- Co to jest?
- Rysunek?- pyta niepewnie chłopak.

Pan Davis uderza go lekko w tył głowy. Następnie bierze kartkę i ją gniecie.

- A teraz?
- Zniszczony rysunek?
- Nie. To jest piłka. Wiesz czemu to piłka a nie rysunek?
- Nie.
- Bo nigdy nie była rysunkiem!- krzyknął pan Davis a potem usiadł za biurkiem- Słuchaj Tony...Nie wiem czemu ciągle do niej wracasz. Nie możesz tego robić. Za każdym razem jak robisz krok do przodu, potem kolejny i kolejny mam nadzieję, że w końcu dobiegniesz do mety. A ty stajesz i zawracasz. Czemu?
- To proste. Ona była moją pierwszą inspiracją i to dzięki niej rysuję.
- Masz rację. Była twoim początkiem. Ale dążysz do tego, żeby była i twoim  końcem. I to niezbyt szczęśliwym. A mi się to nie podoba, bo ja lubię szczęśliwe zakończenia. Masz ogromny talent i zero pojęcia jak go wykorzystać. Ja też nie wiem jak to zrobić. Dlatego się na ciebie wydzieram. Jak ludzie są bezradni to krzyczą, wiesz?

Nauczyciel spojrzał na niego.

- Dlaczego ty nie krzyczysz Tony? Dlaczego nie wyrzucisz z siebie wszystkiego? Dlaczego nie przyznasz, że nie wiesz co robić? Dusisz to w sobie i ją rysujesz. Chowasz uczucia do środka i rysujesz. Nie o to w tym chodzi.
- A co jeśli tak mi łatwiej?
- Czy kiedykolwiek powiedziałem, że ma być łatwo? Nie! Ma być trudno jak cholera!

Chłopak spojrzał na nauczyciela i odłożył ołówek.

- Masz dosyć?
- Chyba tak.
- To po co przyszedłeś?
- Nie wiem...- spojrzał przez okno- Chyba myślałem, że potrafię krzyczeć.
- To wróć jak się nauczysz. Do widzenia.
- Myśli pan, że się nauczę?
- Tony... powiedziałem do widzenia, nie żegnaj.
- Jasne- uśmiechnął się lekko chłopak- Do widzenia.

Pan Davis po wyjściu Tony'ego również spojrzał przez okno i się uśmiechnął.
- Męczy mnie tak samo jak ty, Isabel.

***

Dean w każdej wolnej chwili przesiaduje z kilkoma członkami swojej ekipy, którzy chodzą do HS of Art & Design. Podczas przerwy na lunch próbują posklejać najlepsze układy w jeden, lecz wymaga to sporo pracy.

- A może ten fragment, którym wygraliśmy ostatnią bitwę- pyta Ron.
- Jest niezły, ale trzeba go zmodyfikować. Nie chcemy być powtarzalni- ocenia Dean.
- Jasne. Scott pewnie coś wymyśli.
- A co ty na to, żeby dołożyć trochę dancehallu?- pyta Gina.
- Nie będę trząsł tyłkiem- rzuca Ron.
- Nie ty głąbie. Harvey posłuchaj, mamy u nas parę dziewczyn. Inne ekipy myślą, że to nasza słabość, bo głównie składają się z facetów. Więc pokażmy im, że nasza rzekoma słabość jest ogromną siłą.
- Podoba mi się. Zacznijcie ćwiczyć coś dzisiaj.
- Się robi szefie.
- A gdzie do cholery jest Tony?
- Był jakiś przybity dzisiaj rano- odpowiada Ron- Może pisze poezję, żeby odreagować. Ja czasem tak robię.
- Stary- złapała go za ramię Gina- Jesteśmy ze sobą blisko i mówimy sobie o wszystkim. Proszę, nie róbmy tego więcej.

Oboje z Deanem wybuchli śmiechem.

- Mówiłem, że was nienawidzę?
- Jakieś sto razy- poklepał go plecach Dean- A teraz przepraszam, bo idę się płaszczyć przed moją dziewczyną.

Rose siedziała sama przy stoliku, czekając na Kate. To idealna sytuacja dla Deana, żeby pogadać z nią sam na sam. Kiedy chłopak podchodzi do stolika, Rose odzywa się pierwsza.

- Masz pięć pytań.
- Co?
- Zostały cztery.
- Mogę się przysiąść?
- Możesz. Tylko, że dwa miejsca dalej, bo jak się nadymam to zajmuję trzy naraz.
- Ciągle jesteś zła?
- Zadałeś już 3 bezsensowne pytania.
- Okej, jesteś zła.
- Bystrzak. Ale mi się trafiło.
- Przestaniesz?
- Zostało ci ostatnie pytanie.
- Wyjdziesz za mnie?

Rose popatrzyła na niego z przerażeniem.

- No co? Nie wiedziałem czy mam pięć pytań na całe życie czy tylko na tę rozmowę. Wolałem nie ryzykować- zaczął śmiać się Dean.
- Zabiję cię kiedyś- powiedziała Rose próbując zachować powagę, ale uśmiech sam cisnął jej się na usta.
- Trzeba było najpierw określić zasady- wzruszył ramionami chłopak.
- Mówisz o grze czy o nas?
- O obu- spojrzał na nią- Wiem, że schrzaniłem. I to nieźle. Ale taki już jestem. Moja ekipa, muzyka, streetdance, breakdance, kanciapa... to mój świat. Świat, który sobie zbudowałem i czuję się w nim niesamowicie. Jest dla mnie bardzo ważny. Co nie oznacza, że ty nie jesteś. Wiesz, że cię uwielbiam. Uwielbiam to jak tańczysz, chociaż myślisz, że tego nie doceniam. To jak się uśmiechasz, kiedy robię z siebie głupka. To jak przytulasz się do mnie kiedy jesteś smutna. To jak postrzegasz świat. To jak łatwo potrafisz mnie rozgryźć i zrozumieć co czuję. To jak potrafisz akceptować ludzi takimi jacy są. To jak lubisz innym pomagać. Zwłaszcza mi, z moją ekipą i z fotografią. Jesteś najlepszą rzeczą, która mogła mnie spotkać.
- Ale?
- Jakie ale?
- W filmach po takich głębokich monologach zawsze następuje jakieś ale, więc...
- Ale... - zaczął z poważną miną Dean i zaczął grzebać po kieszeniach- Cholera! Miałem zapisane to na kartce. No nic. Najwyżej pozostaniemy przy tym.

Rose spojrzała na niego i się uśmiechnęła. Dean odwzajemnił uśmiech.

- Jest ok?- złapał ją za dłoń.
- Wydaje mi się, że tak.
- To co? widzimy się dzisiaj w dziupli?
- Widzimy?
- Byliśmy umówieni na sesję.
- Chwila moment- Rose złapała się za brodę udając wielkiego myśliciela- Ta cała pogadanka była po to żebym nie była na ciebie zła i nie olała sesji?
- Jesteś ponad to słońce. I tak nie olałabyś sesji, bo jesteś cudowną dziewczyną- uśmiechnął się Dean, wstał i odchodząc dodał- Pogadanka była po to, żebyś nie miała skwaszonej miny na zdjęciach. To by totalnie popsuło mój projekt.

Dziewczyna złapała za jabłko leżące na stole i rzuciła w stronę Deana. Chłopak odskoczył na bok i jabłko złapał ktoś za nim.

- Mogłaś być bardziej oryginalna- spojrzał na nią z uśmiechem Dean- Na przykład strzelić do mnie strzałą amora.
- Uważaj, bo jeszcze trafię i polegniesz- rzuciła groźbę z uśmiechem.
- Tylko, żebyś tym razem trafiła właściwego- powiedział Harvey wskazując na chłopaka, który trzyma jabłko.

Rose przestało być do śmiechu. To był Tony.
Chłopak podszedł do jej stolika.

- To chyba należy do ciebie- położył jabłko na stole.
- Przepraszam, nie chciałam w ciebie trafić.
- Na pewno?- chłopak spojrzał na nią a potem ruszył do wyjścia.
- Co to ma być, co?
- Nie wiem o co ci chodzi- odpowiedział nie odwracając się ani na chwilę.

Rose patrzyła jak odchodzi. Potem spojrzała na Deana siedzącego z ekipą.

- Tak się składa, że ja też nie wiem o co mi chodzi.

***

Win przy szkolnej szafce zauważa Kate.

- Cześć koleżanko od pracy domowej i lodów truskawkowych.
- Cześć Win.
- Nie zapodasz żadnych wyszukanych epitetów, które mnie opisują tak ładnie jak uczyniłem to ja?
- W sumie to, po krótkim namyśle... Nie- uśmiechnęła się sztucznie.
- Masz rację Win to opis największej świetności sam w sobie.
- Dam nagrodę temu, kto kiedykolwiek przygada ci tak, że nie będziesz miał na to odpowiedzi.
- To nie możliwe. Nawet się nie łudź. Bo Win Chambers...
- O mój Boże, jak dobrze będzie nie słuchać tego przez dwa tygodnie- przerwała mu Kate.
- Że co proszę?
- Wyjeżdżam na warsztaty do Londynu.
- Kiedy?
- W ten weekend- uniosła brew Kate i stanęła w dumnej pozie- Nie będę oglądać twojej buźki przez dwa najbliższe tygodnie. Jakie życie jest piękne.

Win zaczął się śmiać.

- Widzę, że też się z tego cieszysz-zauważyła Kate- Chwila... Dlaczego się z tego cieszysz?
- Bo pomyśl kotku, kto jest sponsorem tych warsztatów dla uczniów z tego miasta. Myśl pierwsza, ten człowiek musi być związany z tą szkołą. Myśl druga, ten człowiek musi mieć wielką firmę związaną ze sztuką. Myśl trzecia ten człowiek współpracuje z rynkami w Europie i najbliższa konferencja musi odbywać się gdzie...?
- Niech cię diabli!
- Zgadza się, prawidłowa odpowiedź to w Londynie- szczerzy się Win- Wygrała pani dwa tygodnie na warsztatach muzycznych sponsorowanych przez Chambers Sold. Dodatkowo jeden z naszych pracowników będzie nadzorował ten obóz. Chcesz zgadywać kto to będzie?
- Dajcie mi linę! Idę się wieszać!- krzyknęła Kate i ruszyła w głąb korytarza.
- Urocza jak zawsze- uniósł kącik ust Win.

***

Brian przemierza szkolny korytarz w takim tempie w jakim robią to zawodowi chodziarze. Nie zauważył idącej z naprzeciwka Kate. Uderzyli w siebie jak dwa rozpędzone samochody. Chociaż sądząc po różnicach we wzroście i wadze, było to racze zderzenie autobusu z samochodem.

- Ał!- krzyknęła Kate.
- Dobrze, że na ciebie wpadłem.
- Fajnie, że się cieszysz, ale następnym razem spróbuj mniej boleśnie.
- Przepraszam.
- Spoko. O co chodzi?
- Jesteś mi potrzebna.
- Do czego?
- Zobaczysz. A teraz chodź. Musimy znaleźć Rose.

***

Jo cały dzień nie mogła skupić się na zajęciach. Jedynym co miała teraz w głowie to tekst ze swojej sceny na przesłuchanie. Nie jest pewna czy wystarczająco dobrze go pamięta. A co jeśli się zatnie? Co jeśli spanikuje i rozpłacze się na oczach wszystkich? Właśnie zdała sobie sprawę jak bardzo potrzebuje teraz wsparcia. Ale  po tym co narobiła, nie powinna oczekiwać od nikogo pomocy. Za chwile ma wyjść na scenę a trzęsie się jak galareta.

- Hej gwiazdo.
- Jak tu wszedłeś?
- Musiałem zbajerować kilka dziewczyn, ale jestem w tym dobry- wzruszył ramionami Tony.

Jo spojrzała na niego unosząc brew.

- Zapłaciłem 5 dolców kolesiowi od sprzętu- uśmiechnął się chłopak- Więc jak się czujesz?
- Chyba nie dam rady.
- Teraz będziesz mnie straszyć?
- Nie straszę, raczej zaczyna do mnie docierać, że to nie zabawa.
- Będzie dobrze- chłopak ją przytulił.
- Nie cierpię jak ktoś tak mówi.
- Będzie wspaniale- spojrzał na dziewczynę i rzucił na odchodne- My w ciebie wierzymy.
- My? Jacy my? Tony!

Chłopak zniknął. Za to z widowni słychać było brawa. "Co się dzieje?"- pomyślała Jo. Zrobiła kilka przysiadów, kilka pajacyków i dziesięć oddechów. Okej. Chyba jest gotowa.

Wtedy dociera do niej to co dzieje się na scenie.

- Na pierwszy ogień rzucamy najmłodszych, ale nie mniej doświadczonych od starszych kolegów. Zapraszam naszą nieliczną grupę pierwszoklasistów.

Uczniowie wychodzą i wyglądają na przerażonych. Lecz po chwili ogarnia ich spokój, bo odnajdują na co prawda ubogiej widowni (bo kto chodzi oglądać castingi), swoich przyjaciół. Wtedy Jo zauważa Tony'ego zajmującego miejsce na samym środku. Zaraz obok siedzi Brian, Rose i Kate. Potem wszyscy podnoszą do góry transparent z napisem "RUDA RZĄDZI". Jo zaczyna się śmiać i płakać naraz.

- Panno Morgan, wszystko w porządku?
- Absolutnie- uśmiecha się szeroko dziewczyna i spogląda na przyjaciół- Czy mogłabym zacząć pierwsza?
- Bardzo proszę.

Kiedy Jo skończyła, dostała nieliczne, lecz bardzo ważne brawa. Poszło jej świetnie. Nie pomyliła się ani razu, a każde wypowiedziane zdanie zagrała z uczuciem i pasją. Starała się najlepiej jak potrafiła, nie dla sztuki, ale dla przyjaciół, którzy w nią wierzyli. Nadal wierzą.

- Byłaś wspaniała- pogratulował jej Brian.
- To w większości twoja zasługa- uśmiechnęła się dziewczyna.
- Dałaś czadu- dodała Kate.
- Nie ma mowy, żeby cię nie wzięli- ocenił Tony.
- Wiedziałam, że sobie poradzisz- powiedziała Rose, szczerze, patrząc prosto w oczy przyjaciółce- Jesteś niesamowita w tym co robisz. To było naprawdę świetne.
- Potrójny uścisk!- krzyknęła Kate.
- Potrójny?- zdziwił się Brian.
- Tak. Jest nam potrzebny, żeby się pogodzić. Tak więc potrójny.

Dziewczyny podeszły do siebie i  przez chwilę nie mogły się ruszyć. Ale kiedy rzuciły się sobie w ramiona, nie mogły przestać.

- Dzięki wam wszystkim- odezwała się Jo- Za pomoc i za wsparcie. Za ten transparent i za to, że jesteście.
- Dla ciebie wszystko- uśmiechnął się Brian.
- Dzięki Tony, za pocieszenie za kulisami- uśmiechnęła się dziewczyna.
- Spoko.
- Jesteście najlepszymi braćmi jakich poznałam.
- Braćmi?!- powiedziały równocześnie Rose i Kate.

Dziewczyny spojrzały po sobie.

- To chciałam ostatnio ci powiedzieć Rose- spojrzała na nią Jo- Że Tony jest dla mnie wspaniałym przyjacielem i bratem mojego chłopaka. Nigdy w życiu nie posunęłabym się do tego o co mnie osądziłaś.
- Mogę wiedzieć o co tu chodzi?- zapytał Brian.

Rose nie wiedziała co ma powiedzieć. Oskarżyła przyjaciółkę o coś tak okropnego. Jak mogła się tak zachować? Jo nigdy by czegoś takiego nie zrobiła.

- Przepraszam- łza zakręciła jej się w oku- Nie wiem co sobie myślałam. Nie powinnam. Przepraszam.

Dziewczyna obróciła się i wyszła. Jak mogła tak w ogóle pomyśleć? Przecież to Jo. Jej Jo, którą zna od wielu lat. Co spowodowało, że zwątpiła w swoją przyjaciółkę? To oczywiste...

- Tony- powiedziała, gdy stanął przed nią.

Chłopak pobiegł za nią i gdy ją dogonił, zagrodził jej drogę. Chciał się dowiedzieć o co w tym chodzi.

- Porozmawiajmy.
- Nie mam czasu- ominęła go i ruszyła do przodu.
- Rose?
- Co Rose?!- dziewczyna się zatrzymała- Teraz chcesz rozmawiać? Wczoraj też chciałeś rozmawiać. Wszystko okej jak ty czegoś chcesz. A kiedy ja rano chciałam pogadać to mnie olałeś.
- To powiedz mi czego chcesz?
- Mój Boże! Jesteś taki...
- Jaki?
- Fałszywy.
- Co?
- Dobrze słyszysz. Impreza u Jackie: patrzysz na mnie, lecz chcesz umówić się z Jo. Klip dla ekipy: mówisz mi te wszystkie rzeczy o sobie, żebym cię poznała, lecz nie pozwalasz się zbliżyć. Potem bitwa: całujesz mnie, a potem mówisz Deanowi, że to nic nie znaczy. Sesja zdjęciowa: czujesz się dobrze, kiedy razem pracujemy, ale udajesz, że nie leży ci klasyka. Przybiegasz do mnie do domu i mówisz mi, że jestem niesamowita, a dzisiaj udajesz, że mnie nie znasz. Więc powiedz mi, które oblicze jest twoim prawdziwym Tony? Bo się gubię...
- Nie wiem.
- Nie wiesz, czy nie chcesz, żebym je poznała?
- Chcę. Ale nie jestem pewien czy jest dla ciebie wystarczająco dobre?

Rose spojrzała na niego ze smutkiem.

- Sprawiasz, że przy tobie czuję się niesamowicie. Ale jeśli w to nie wierzysz, jeśli myślisz, że to nie jest wystarczająco dobre. To nie wiem co jest.
- To skomplikowane- powiedział odwracając głowę- Już raz kogoś zawiodłem. Odeszła.
- I pozwalasz na to znowu- Rose ruszyła w kierunku bram szkoły.
- Rose?
- Dean na mnie czeka.

Tony patrzył jak odchodzi. Gdyby był taki jakim ona chce, żeby był, to z pewnością pobiegłby za nią i ją przytulił. Powiedział, że chce ją przy sobie i chce, żeby została. Jednak tego nie zrobi. Bo nie potrafi. Znów jest tym małym chłopcem, który będzie tęsknił i pamiętał. Nie zrobi ani jednego kroku do przodu. Lecz będzie pamiętał.

2 komentarze:

  1. Świetne opowiadania; idealne na wakacje lub weekendowe wieczory. Szkoda, że nie dodajesz ich częściej, jednak wiem jak to jest jak ktoś nie ma weny lub po prostu nie wie co napisać.
    Liczę na to, że szybko napiszesz kolejne.
    Pozdro.

    OdpowiedzUsuń