niedziela, 21 kwietnia 2013

Episode 22: Because of you




Dean postanowił poszukać swojej dziewczyny. Zastanawiał się co spowodowało, że tak nagle opuściła przyjęcie. Ostatnio dzieje się z nią coś dziwnego. Jest jakaś rozkojarzona i zachowuje się jakby coś ukrywała.

- Hej, wszystko w porządku?- pyta chłopak znajdując Rose na zewnątrz.
- Tak. Jasne.
- To czemu wyszłaś z przyjęcia?
- Zakręciło mi się w głowie- odpowiedziała dziewczyna patrząc przed siebie- Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza.
- Źle się czujesz?
- Nie.
- Rose?- chłopak odwraca ją do siebie- Wiesz, że możesz mi powiedzieć jeśli coś jest nie tak.

Dziewczyna patrzyła na niego i wtedy uświadomiła sobie dlaczego z nim jest. On zawsze się o nią troszczył. Przy nim czuje się bezpieczna. Z nim wszystko jest takie proste i łatwe. Tylko czy to jest to czego tak naprawdę pragnie? Te myśli nie dają jej spokoju i nie pozwalają na kolejny krok w ich związku. Czy już zawsze tak będzie? Będzie się zastanawiała czy to Dean jest tym właściwym?

Chłopak widząc niepewność i zdezorientowanie w jej oczach, uśmiechnął się lekko i przytulił ją do siebie.

- Możesz powiedzieć mi wszystko- zaczął- Możesz też milczeć. Możesz zrobić cokolwiek…coś co sprawi, że poczujesz się lepiej, ok?
- Zatańcz ze mną- powiedziała dziewczyna.

Oboje słysząc muzykę dobiegającą z sali balowej zaczęli tańczyć. Subtelnie i wolno. Nie wiedzieli, że przygląda się im chłopak stojący przy oknie. To był Tony.

- Hej, jak się bawisz?- zapytał go Win.
- Wspaniałe przyjęcie- oderwał wzrok od pary- Gratulacje. Słyszałem o akcjach w firmie. Niezła robota. No i oczywiście pogratuluj ode mnie ojcu z okazji zaręczyn.
- Dzięki- uśmiechnął się Win, a potem spojrzał na przyjaciela podejrzliwie- Ale pytałem jak się bawisz a nie czy przyjęcie jest wspaniałe.
- Jest świetnie- próbuje się uśmiechnąć Tony.

Wtedy Win spojrzał przez okno i zobaczył tańczących Deana i Rose. Potem spojrzał na Tony’ego.
Zaraz obok stała Kate i zaczęła przysłuchiwać się rozmowie dwóch kumpli. Żaden z nich jej nie zauważył.

- Wiesz, znam takiego, niesamowitego gościa- zaczął Win- Znam go całe swoje życie. Potrafi skrywać swoje uczucia przed innymi ludźmi. Naprawdę świetnie mu to wychodzi.  Ale przede mną, niestety nic nie ukryje. Nie musi nawet nic mówić. Ja wiem co się dzieję. Mam instrukcję obsługi do tego gościa i wyczytam z niego wszystko. Znam go jak nikogo innego. Jest dla mnie jak brat. Kocham go jak brata. I nie pozwolę mu na to co sobie właśnie robi.
- Win…
- I wiesz co jeszcze?- przerywa mu przyjaciel- Kiedyś przyjdzie taki dzień kiedy ten gość stanie przede mną i powie: „Pamiętasz jak kazałeś mi pozbierać się do kupy? Wziąć sprawy w swoje ręce i zawalczyć. Raz pomyśleć o sobie? Jak kazałeś mi raz w życiu postąpić tak jak ty? Samolubnie, w stylu Wina Chambersa? To była najlepsza rada jaką mogłeś mi dać. Dziękuję ci za to.” A wiesz co ja wtedy mu odpowiem?- Win spojrzał poważnie na Tony’ego a potem się lekko uśmiechnął- Odpowiem: „Przyjemnie było kopnąć cię w dupę, bracie. Naprawdę przyjemnie”.

Tony nie wiedział co ma powiedzieć. Win zawsze wiedział co się z nim dzieje i wiele razy pomagał mu w ten sposób. Chłopak poczuł wielką siłę w tych słowach i postanowił wziąć je do siebie. Spojrzał na kumpla z radością w oczach i go przytulił.

- Uważaj, bo pognieciesz mi smoking.
- Zamknij się, bo psujesz tę chwilę- uśmiechnął się Tony.
- Dobra odczep się, bo to wygląda zbyt gejowsko.

Wtedy obaj kumple wybuchli śmiechem, a potem ruszyli do baru.

***

- Gdzieś ci się chyba zgubiła partnerka- zaczęła Jo, gdy podszedł do niej Brian- Albo może dziewczyna? Przepraszam, na jakim etapie jest wasz związek? Bo już chyba nie nadążam.
- Przestań się tak zachowywać.
- Słucham? Ty chcesz upominać mnie, na temat zachowania?
- Nie musisz używać ironii- próbuje mówić spokojnie Brian- Wiem, jak się czujesz.
- Nie wydaje mi się.
- A jednak. Właśnie przyszłaś na przyjęcie z moim bratem.
- On przynajmniej się mną przejął.
- Jo, daj spokój. Wiesz przecież, że ja też się tobą przejąłem. Nie rób z Tony’ego najbardziej współczującego i troskliwego człowieka na ziemi.
- Ty naprawdę nie znasz swojego brata- stwierdziła Jo i spojrzała na Briana ze zdziwieniem- Może nie zawsze jest kulturalny albo taktowny, ale liczy się z uczuciami innych.
- A ja nie?
- Nie wiem- wzruszyła ramionami dziewczyna i potem rzuciła na od chodnego- Chyba sam powinieneś odpowiedzieć sobie na to pytanie.

Brian chciał ją zatrzymać, ale nie wiedział jak to zrobić. Po chwili pojawili się jego rodzice i Melissa. A on jako przykładny syn postanowił dotrzymać im towarzystwa. Dziewczyna odwróciła się i spojrzała na niego smutnym spojrzeniem. Chłopak zdał sobie sprawę, że zaczyna ją tracić. Myślał, że bycie zasadniczym wystarczy, aby mógł stworzyć silny związek. Nie zdawał sobie sprawy, że do tego potrzeba znacznie więcej.

***

Jackie i Natalie na przyjęciu robiły zniewalające wrażenie. Wesołe, zabawne, przepiękne, otwarte i świetnie się czujące w roli dusz towarzystwa. Tak, to był ich żywioł.

W pewnym momencie do przyjaciółek podchodzi przystojny młody mężczyzna.

- Witam przepiękne i eleganckie panie- mówi z uśmiechem chłopak i zwraca się do Natalie- Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy mogę prosić do tańca?
- Oczywiście- odpowiada dziewczyna i ruszają na parkiet.

Jackie zostaje sama i nie do końca jej się to podoba. Chce się zabawić, ale nie widzi nikogo interesującego w pobliżu.

- Widzę, że mój przyjaciel świetnie sobie poradził- odzywa się nagle jakiś nieznajomy chłopak do Jackie- Jestem Henry. A mój kolega to Leon.
- Jackie. A tamta czarnowłosa piękność to moja przyjaciółka Natalie.
- Miło cię poznać Jackie. Masz ochotę zatańczyć?
- Nie wiem. A jak dobrym tancerzem jesteś?- zaczyna flirtować dziewczyna.
- Zaraz się przekonasz- uśmiecha się chłopak i łapie dziewczynę za rękę.

Obie pary zaczynają wirować na parkiecie. Natalie i Jackie wymieniają jednoznaczne spojrzenia. A potem się do siebie uśmiechają. Wiedzą co to oznacza. Kolejna szalona noc. Tak właśnie się bawią królowe HS of Art & Design.

***

Następnego dnia, gdy April otworzyła oczy od razu zauważyła śniadanie na stoliku nocnym. To miłe- pomyślała. Na tacy leżała również kartka.

„Kochanie, nie chcieliśmy cię budzić. Pojechaliśmy odwiedzić ciotkę Sandrę. Wrócimy wieczorem. Mama i Tata.”

Wtedy rozlega się dzwonek do drzwi. Dziewczyna zakłada szlafrok i biegnie na dół.

- Cześć- wita się z uśmiechem Louis, gdy April otwiera mu drzwi- Co ty robisz jeszcze w pidżamie?
- Właśnie wstałam- tłumaczy dziewczyna- Pytanie, co ty tutaj robisz?
- Halo! Ziemia do April. Mamy iść do domu dziecka.

Dziewczyna robi wielkie oczy. Zupełnie o tym zapomniała przez wczorajszą randkę ze Stevenem.

- Zaczekaj w salonie. Zaraz będę gotowa- rzuciła i pobiegła na górę.

Louis usiadł na kanapie i zaczął się rozglądać. Dokładnie tak wyobrażał sobie dom, w którym mieszka April. Gustowny, ale nie sprawiający wrażenia, że boisz czegokolwiek się dotykać. Wręcz przeciwnie czuł się tu bardzo swobodnie. Kiedy tak rozmyślał, ktoś zadzwonił do drzwi. Chłopak nie myśląc długo postanowił je otworzyć.

- Cześć- przywitała się dziewczyna stojąca w drzwiach- Dobrze trafiłam? Tu mieszka April Adams?
- Zgadza się. A o co chodzi?- zapytał Louis.
- Jestem Charlie. Jej koleżanka ze szkoły.
- Miło cię poznać. Jestem Louis. Wejdź do środka.
- Wiesz, może wpadnę później- zarumieniła się dziewczyna- Chyba jesteście zajęci.
- O!- załapał chłopak- Nie. Dopiero przyszedłem.
 - A, okej…- Charlie zrobiło się trochę głupio- Myślałam, że wy…
- Nie- uśmiechnął się Louis- Wybieramy się z April do domu dziecka
- Serio? Bo ze mną też się umówiła.
- W takim razie zaczekamy na nią razem- uśmiechnął się chłopak i wpuścił Charlie do środka- To będzie twój pierwszy raz?
- Nie- uśmiechnęła się dziewczyna- Pomagam im już sporo czasu. W sumie chodzę tam od kiedy pamiętam.
- Jako wolontariusz?
- Tak. Organizuję zbiórki ubrań, zabawek, książek, podręczników. Zajmuję się też czasami sprawami wychowawczymi, np. na obozach i wycieczkach, a także wydarzeniami kulturalnymi. Wiesz, kino, teatr, zoo, muzea i tego typu rzeczy.
- Nieźle. Jestem pod wrażeniem- popatrzył na nią z podziwem- Myślałem, że April jest w to mocno zaangażowana, ale ty… jesteś po prostu niesamowita.
- Nie przesadzaj- uśmiechnęła się Charlie- To nic wielkiego. Póki sprawia mi to przyjemność, będę to robić.
- Już jestem gotowa- wykrzykuje April zbiegając po schodach.
- Cześć April- przywitała się Charlie.
- O! Z tobą też się umawiałam?
- Tak. Nie pamiętasz?
- Musiało mi wylecieć z głowy.
- Ostatnio jesteś jakaś rozkojarzona- stwierdza podejrzliwie Charlie.
- Nie. Wydaje ci się.
- Na pewno?
- No daj już spokój- April się uśmiechnęła- Idziemy do dzieciaków czy będziesz dalej drążyć temat?

***

Kate po tym co wczoraj usłyszała z ust Wina i po całym jego zadziwiająco normalnym zachowaniu zaczęła rozmyślać. O tym, że mogłaby nawet go polubić gdyby był taki częściej. Może nie jest taki jak go dotychczas oceniała. A z drugiej strony co jeśli jest? Nie wie dlaczego, ale ten chłopak zawsze ją zaskakuje i zadziwia. Pozytywnie i negatywnie. Czasem ją wkurza, a potem jest niesamowicie uprzejmy. Raz jest twardy, a innym razem pokazuje wrażliwą stronę. Jest pełen sprzeczności, to pewne. Ciekawe tylko, która z jego wielu osobowości to ta prawdziwa? Kate jest naprawdę zmieszana i chyba potrzebuje o tym porozmawiać. Dlatego łapie za telefon wysyła wiadomości do przyjaciółek, że organizuje babskie pogaduchy dziś wieczorem. To dobrze im zrobi, bo ostatnio nie rozmawiały za wiele i muszą to nadrobić.

***

Win przygotowuje się do oficjalnego przywitania w Chambers Sold. Partnerzy i współudziałowcy jego ojca zebrali się już w sali konferencyjnej i czekają na prezentację. Większość z nich nie wierzy w umiejętności tego młodzieńca, a wręcz mają nadzieję, że nie przetrwa okresu próbnego i nie podoła swoim obowiązkom. Wtedy oni będą czerpać korzyści z jego porażki a co za tym idzie, będą mogli wykupić jego udziały.

- Witam wszystkich zebranych- mówi donośnym głosem Benjamin Chambers wchodząc do sali- Miło was widzieć. Świetnie wyglądacie jak na dżentelmenów, którzy wczoraj tak dobrze bawili się na moim przyjęciu zaręczynowym. Ale nie ma czasu na wspominanie rozrywek. Przejdźmy do interesów.

Wtedy Ben oddaje głos i dowodzenie Winowi. Wśród zebranych widać poruszenie, ciekawość, a nawet słychać docinki współpracowników. To powoduje, że Win chce pokazać na co tak naprawdę co stać i udowodnić, że mimo młodego wieku jest odpowiednią osobą, której można powierzyć, tak ważne dla tej firmy, stanowisko.

***

Dean, siedząc w kanciapie, zaczął przeglądać zdjęcia do swojego projektu. Kilka jest naprawdę dobrych i można będzie zrobić z nich coś fajnego. Jednak potrzebuje ich o wiele więcej, jeśli mają zrobić wrażenie na nauczycielu i ma dostać dobrą ocenę. Dlatego postanowił umówić się z Tonym sam na sam.

- Już jestem!- dobiega głos Tony’ego z głównej sali.
- Jestem w boksie! Chodź tu stary- odpowiada mu kumpel.
- Siemanko- wita się Tony wchodząc do pomieszczenia- Musiałeś mnie tak wcześnie zrywać z łóżka?
- Nie wiesz, że na kaca najlepsza jest praca- śmieje się Dean- Zabieraj się za sprzęt i ruszamy.
- A co z Rose?
- Dzisiaj pracujemy tylko we dwóch. Wybrałeś może w jakim miejscu chcesz mieć solowe zdjęcia?
- Hmm… Za murami szkoły. Na placu.
- Nie wiem co w nim takiego wyjątkowego- dziwi się Dean- Ale okej. Mi pasuje.

Tony wiedział, dlaczego to miejsce jest tak dla niego ważne. To właśnie stojąc na głównym placu pierwszy raz zobaczył Rose. Wesołą, pełną energii, robiącą urocze miny i patrzącą tymi pięknymi brązowymi oczami. Tak, właśnie tam, wspominając pierwszy dzień szkoły, będzie mógł naprawdę się wyrazić.

- Po prostu lubię szkołę- wzruszył ramionami Tony.
- Ha, ha. Dobry kawał w niedzielny poranek- zaśmiał się Dean- Skoro taki z ciebie kujon, to zostaniesz tam na noc, bo pewnie nie możesz doczekać się poniedziałku.
- Mówił ci już ktoś, że jesteś wkurzający?
- Pociągający? Jasne, słyszę to codziennie- nabija się dalej Dean.
- Przypomnij mi, czemu jesteśmy kumplami?
- Bo jestem taki wspaniały.
- Chyba raczej dlatego, że coraz bardziej przypominasz Wina.
- No teraz to przegiąłeś stary.
- Ja też cię lubię Dean- śmieje się Tony.
- Chodźmy już zanim porównasz mnie do Natalie.
- Nie, nie masz takich zgrabnych nóg.
- Zamknij się- Dean walnął go w ramię i ruszył w kierunku wyjścia- Do roboty!

***

Jennifer myślała, że scena jaką odstawiła przed Natalie wystarczy, żeby ją załamać. Jednak się myliła. Jej kuzynka zapomniała o tym wczoraj wieczorem dobrze bawiąc się w towarzystwie innych facetów. Chyba nie zna sposobu, żeby zrobić jej coś tak okropnego, jak zrobiła to Natalie. Jennifer czuje się zmęczona tym miastem. Ciągłe romanse, intrygi, imprezy, zabawa i nic więcej. To życie jakiego pragnęła. Właśnie… pragnęła. I co z tego ma? Nie została przyjęta do wymarzonej szkoły, ujawniono upokarzające ją zdjęcia i starała upodobnić do swojej kuzynki. To chyba ten moment, w którym powinna przemyśleć, czy to jest dokładnie to, czego chciała i czego się spodziewała po pobycie tutaj. Nie, na pewno nie. Jedyne co teraz może zrobić to zostawić to wszystko. Głupie, nieprzemyślane, lekkomyślne, złe i niemoralne rzeczy jakie zrobiła. Zostawić to wszystko i ruszyć do przodu. Dlatego nie zostanie w tym mieście i w tym domu ani minuty dłużej. Dzisiaj opuszcza to toksyczne i niepoprawne miejsce, które w żadnym stopniu nie pomogło jej odpocząć, a wręcz przeciwnie zmęczyło ją fizycznie i psychicznie. Czas wracać. Wracać do starego życia i je zmienić. Zmienić na nowe… i ma nadzieję- lepsze.

***

Jackie budzi się obok nowo poznanego chłopaka w jakimś pokoju hotelowym. Po cichu podnosi się z łóżka i zbiera swoje rzeczy. Ubiera się i szybko wymyka z pokoju. Wybiera na komórce numer swojej nowej przyjaciółki.

- Hej, gdzie jesteś?
- Jak się dowiem to ci powiem- mówi zaspanym głosem Natalie.
- Jesteś sama?
- Yyyhmm.
- A cokolwiek pamiętasz z wczorajszego wieczoru.
- Tylko tyle, że się odbył i z pewnością dobrze się bawiłam z jakimś gościem. Podejrzewam, że niejednym.
- No to nieźle- śmieje się Jackie.
- Musisz kiedyś spróbować.
- Dzięki, ale na razie jeden mi w zupełności wystarcza.
- Nie wiesz co tracisz.
- Widzimy się dzisiaj?
- U kosmetyczki. Muszę zadbać o cerę, żeby w szkole wyglądać zniewalająco.
- Zniewalająco jak zawsze- pochlebia jej Jackie- o 15?
- Pasuje. Do zobaczenia boska.
- Pa.

Jackie czuje się świetnie. W końcu zrozumiała o co chodzi w świetnym życiu bogatej i rozpuszczonej nastolatki. Żadnych zasad, żadnych reguł i barier. Zabawa na całego i zero konsekwencji. Teraz jest pewna, że tak właśnie chce przeżyć czasy liceum. Bez zmartwień i oglądania się za siebie. Może robić wszystko i czuć się jak prawdziwa królowa.

***

Jo po otrzymaniu wiadomości od Kate stwierdziła, że przyda im się wieczór tylko w damskim gronie. Rodzice nie od razu się zgodzili, ale drobne kłamstewko o wspólnym projekcie na poniedziałek zaważyło na ich decyzji. Dziewczyna kiedy tylko dostała pozwolenie, pobiegła do pokoju i zaczęła pakować rzeczy na nocowanie. Wtedy usłyszała pukanie do drzwi.

- Mamo, dam sobie radę- rzuciła Jo.
- Z tym na pewno dasz sobie radę- odpowiedział chłopak wchodzący do pokoju- Ale są rzeczy z którymi sobie nie radzisz. A właściwie nie radzimy.
- Brian?- zdziwiła się Jo- Po co przyszedłeś?
- Chcę porozmawiać o wczorajszym wieczorze.
- Nie ma o czym gadać.
- Ciągle jesteś zła. Rozumiem. Ale…
- Nie- przerwała mu dziewczyna- Nie rozumiesz. Nie byłam zła, ale teraz jestem. A wiesz czemu? Bo mnie męczysz.
- Męczę?
- Tak. Nie dasz sprawom ochłonąć. Zawsze musisz przybiec i się tłumaczyć. Nie chcę tego, rozumiesz? Najpierw robisz coś głupiego i za chwilę przepraszasz. Potem znów coś robisz i przepraszasz. I kolejny raz. I tak ciągle.
- To źle, że mi przykro?
- Nie. Nie o to tu chodzi. Wygląda to tak, że robisz coś źle i zaraz za to przepraszasz, tylko dlatego żeby mieć to z głowy. Takie przeprosiny nie mają żadnej wartości. Są powiedziane tylko po to, aby… zostały powiedziane i już. Załatwione- wtedy dziewczyna spojrzała mu prosto w oczy- Nie o to chodzi w przepraszaniu.
- Nie rozumiem- mówi zdezorientowany chłopak- Chcę cię przeprosić i to robię. Po prostu.
- A wiesz za co przepraszasz?
- Za to, że cię zdenerwowałem.

Dziewczyna popatrzyła na niego ze smutkiem.

- Właśnie o tym mówię. Nawet nie jesteś do końca świadomy co zrobiłeś nie tak, bo nigdy o tym nie myślisz. Przychodzisz i przepraszasz. Bez wyciągania jakichkolwiek wniosków z tej sytuacji. Takie przeprosiny nie są szczere, ani proste. Są bez sensu.
- To co chcesz, żebym zrobił?

Dziewczyna podeszła do niego.

- Nie chodzi tu o to, żebym mówiła ci co masz robić. Tylko, żebyś czuł, że to co robisz jest właściwe i że ja tego właśnie oczekuję.
-  Żartujesz tak? To przecież niemożliwe, żebym zawsze wiedział czego pragniesz. Ja tego nie potrafię. Boże, Jo- westchnął Brian- Nikt tego nie potrafi.
- Nie oczekuję "zawsze"- ruszyła w kierunku drzwi- Ale oczekuję odrobiny wysiłku… "tu i teraz".
- A myślisz, że co ja tutaj robię?
- Idziesz na łatwiznę- rzuciła wychodząc z pokoju.

***

Pan Evans wysiadając ze swojego samochodu zauważa przed swoim domem pewnego młodzieńca.

- Czy my się przypadkiem nie znamy, chłopcze?
- Witam, Panie Evans- uśmiechnął się chłopak- Świetnie pana widzieć.
- Sam…- Ted spojrzał na niego udawanym, złym wzrokiem- Jeszcze raz mi powiesz na „pan” to obiecuję, że nie wpuszczę cię więcej do tego domu.
- Jasne- uśmiechnął się Sam- Ale ostatnio i tak za często tu nie bywam.
- Dało się zauważyć- stwierdza Ted- Pokłóciliście się z Rose?
- Nie. Wydaje mi się, że nie za bardzo ma dla mnie czas przez Deana.
- Ach, tak. Jej kolega.
- Chłopak właściwie- poprawia Sam.
- Jak zwał tak zwał- uśmiechnął się pan Evans- Chodź do środka. Może załapiesz się na obiad.
- Mam jakąkolwiek możliwość odmówić?
- Nie.
- Tak myślałem.

 Obaj wchodzą do domu i słyszą śmiechy dobiegające z kuchni. Podążyli za hałasem i zobaczyli Panią Evans wraz z Deanem śmiejących się do łez.

- Witaj kochanie- przywitała go Emily.
- Dzień dobry- przywitał się również Dean.
- Cześć- mówi niepewnie Ted- Nie do końca rozumiem co się tu dzieje.
- Zaprosiłam Deana na obiad- tłumaczy pani Evans.
- Miło, bo ja zaprosiłem Sama- uśmiecha się Ted.
- Dzień dobry pani Evans- wita się z uśmiechem chłopaki dodaje- Cześć Dan.
- Dean- poprawia go Harvey.
- Jasne. Przejęzyczyłem się.
- Przeprosiny przyjęte- uśmiechnął się przez zęby Dean.
- Albo mi się wydaje, albo rodzina nam się powiększyła- mówi Rose wchodząc do kuchni- Hej, Sam. Nie przypominam sobie, żebyśmy się na dzisiaj umawiali.
- Bo nie umawialiśmy się. I w tym rzecz. Nie ładnie jest zapominać o kumplach- udaje obrażonego Sam.
- Ostatnio miałam wiele na głowie. Zajęcia, sesja, projekty…
- Daj spokój- uśmiechnął się chłopak- Zgrywam się.

Rose popatrzyła na niego z udawaną złością, ale potem się uśmiechnęła.

- Masz czas dzisiaj wieczorem?- zapytał Sam- Moglibyśmy pobiegać.
- Właściwie to umówiłam się już z dziewczynami.
- Jasne. Przyjaciółki najważniejsze - wzdycha kumpel.
- Zaraz po chłopaku- dodaje Dean.

Rose spojrzała na niego karcącym spojrzeniem.

- Nic nie szkodzi- odzywa się Ted- Możemy z Samem obejrzeć dzisiaj mecz. Co ty na to?
- Z chęcią Ted.
- Dean?- zwróciła się do niego Emily- Może też chciałbyś zostać?
- Czemu nie.
- No to świetnie- uśmiechnęła się pani Evans- Każdy ma plany. A ja skoczę do Mary na herbatkę.
- Zapowiada się ciekawie- mówi po nosem Rose i dodaje- Siądźmy już może przy stole.

***

Charlie, gdy wróciła z domu dziecka postanowiła pochwalić się tym swojemu nowemu przyjacielowi.

Rozmawiała z Andym coraz częściej. Lubiła opisywać mu co robiła w ciągu dnia. O swoich zwykłych, codziennych czynnościach, a także o nowych doświadczeniach. On też zwierzał jej się z wielu rzeczy. Podobało jej się to, że mogli o wszystkim napisać, a ta druga osoba nie będzie jej oceniała. Wręcz przeciwnie, byli zafascynowani, że mogą się wyrazić i to interesuje drugą osobę. 

- „O czym teraz myślisz?”- napisał Andy.
- „ O tym jak wspaniale spędziłam dzień. Wraz koleżanką i jej kolegą byliśmy w domu dziecka”
- „ Z tą April tak?”
-„ Tak, i Louisem”
- „ Uuu, co to za Louis?”
- „Kolega April. Całkiem fajny chłopak”
- „Fajny chłopak? Tylko tyle? Opowiedz mi o nim więcej”
- „To znaczy?”
- „Jaki jest? Czy też mu się tam podobało? Czy go lubisz?”
- „ Dopiero dzisiaj go poznałam. Życiorysu mi jeszcze nie wręczył”
- „ Jaka ty jesteś zabawna ;p”
- „Zdarza mi się czasami”
- „A Louis jest zabawny?”
- „ Bardzo. Świetnie się z nim rozmawia. Ale czemu tak o niego wypytujesz?”
- „Bo jestem ciekawski ;). Chcę lepiej poznać twoich znajomych”
- „ To może trochę zająć”
- „Mam czas”
-„ Okej, to zaczynam. Najbardziej znana osoba w mojej szkole to Natalie…"

***

- Okej. Mamy napoje, przekąski, dobrą muzykę- stwierdza Kate- brakuje tylko dobrego humoru, mam rację Jo?
- Co? Nie, ja mam świetny humor.
- Yhym, dobra mów co ci leży na sercu, albo duszy, albo gdziekolwiek indziej.
- Niech zgadnę- zaczęła Rose- Tony?
- Co?- zmarszczyła brwi Jo.
- To ja się zapytałam: co?- powiedziała z lekką złością Rose.
- Przyszłaś z nim na przyjęcie- dodała Kate- Albo mi się wydawało albo byłaś niedawno dziewczyną Briana. A potem pokazujesz się z Tonym. Ciekawi nas o co w tym chodzi?
- O nic. Z Tonym się po prostu dobrze dogaduję.
- No, nie wierzę- przewróciła oczami Rose.
- W co?
- Ktoś niedawno mi mówił, że Tony to kopia Wina i trzeba się trzymać do niego z daleka. Chwila… kto to był?- mówi z ironią dziewczyna.
- Wtedy go nie znałam. Chyba się co do niego pomyliłam.
- Pomyliłaś?! Żartujesz tak?
- Dlaczego tak się denerwujesz?- pyta spokojnie Jo.
- Bo jesteś hipokrytką!- krzyknęła Rose.
- Słucham?
- Tak. Najpierw odradzasz mi poznanie Tony’ego, bo jest podobno bezwzględną osobą, a teraz spędzasz z nim czas i się okazuje, ze jest w porządku.
- Przecież nie wiedziałam, że tak wyjdzie- tłumaczy Jo.
- Ojej, biedna ty. Za to dobrze wiedziałaś, że coś do niego czuję. Ale nie… mi przecież nie wolno się do nikogo zbliżać, bo dla mnie jest nieodpowiedni- spojrzała przyjaciółce prosto w oczy- Wspaniale się na was patrzyło, śmiejących się w stołówce, bawiących się na przyjęciu. Naprawdę wspaniale.
- Rose, on mi pomagał. Ostatnio było mi ciężko.
- A mi było łatwo, kiedy musiałam się wam przyglądać i utwierdzać w przekonaniu, że moja przyjaciółka odsunęła mnie od chłopaka tylko po to by mieć go dla siebie?

Jo nie mogła uwierzyć w słowa, które właśnie usłyszała. Jak Rose mogła pomyśleć, że ona jest zainteresowana Tonym. Wtedy spojrzała na Kate.

- Tak to wyglądało Jo- dodała przyjaciółka.
- Ale tak nie było.
- I mam w to uwierzyć?- zapytała Rose.
- Możesz przestać?!- zdenerwowała się Jo- Nie chciałam zrobić nic złego. I przykro mi, że tak to odbierasz. Ale Tony pomógł mi, bo mam problemy z Brianem. Tyle. Nic więcej.
- Nie wyglądałaś na osobę z problemami. Widać Tony jest świetnym pocieszycielem.
- Teraz przesadziłaś!
- Nie wydaje mi się.
- A jednak- zacisnęła zęby Jo- A z resztą co cię to obchodzi,hm?! Masz chłopaka. I przypomnę ci, że ma na imię Dean. Więc nie powinno cię obchodzić z kim zadaje się Tony.
- To nie fair- odpowiada Rose.
- Nie fair to jesteś ty wobec Deana. Podoba ci się Tony, lecz jesteś z Deanem. Nie liczysz się z jego uczuciami tylko się nimi bawisz. A teraz udajesz wielce pokrzywdzoną, bo ja zbliżyłam się do Tony’ego. I kto tu jest hipokrytką?
- Masz trochę racji- włącza się Kate- Ale z drugiej strony, rozmawiamy o was. A Rose nigdy nie zrobiła nic przeciwko tobie i Brianowi.
- Może i nie- odpowiedziała Jo- Ale bawienie się czyimiś uczuciami nie jest w porządku. I ciebie też to dotyczy.
- Mnie?- zapytała zdziwiona Kate.
- Nie ty masz chłopaka w Anglii? I nie ty za jego placami umawiasz się z Winem?
- Żartujesz sobie, prawda? Przecież mnie z Winem nic nie łączy.
- Proszę cię- spojrzała na nią Jo pogardliwym spojrzeniem i dodała- Obie jesteście dobre. Bawicie się facetami i wydaje się wam, że tak wolno. Wcale nie różnicie się od Natalie i Jennifer.
- Wiesz Jo- zaczęła Rose- Nigdy bym się nie spodziewała, że tak będziesz usprawiedliwiać swoje zachowanie. Wytykając nam nasze błędy. Nie taką Jo znam- podniosła się i skierowała do drzwi.
- Rose!- zawołała ją Kate- Wróć tu. Musimy sobie wszystko wyjaśnić.
- Ja już wszystko wiem- stwierdziła Rose i spojrzała na Jo- Jestem z Deanem, bo to mi właśnie radziłaś. Powiedziałaś, że on zasługuje na szansę. I ją dostał… dzięki Tobie. Ja nie popełniłam błędu będąc z nim. Bo jest wspaniały. Ty go popełniłaś odsuwając ode mnie kogoś na kim mi zależało. Ty popełniłaś błąd tłumiąc we mnie uczucia do Tony’ego- łzy zaczęły spływać jej po policzkach- Dlatego teraz cierpię wiedząc, że mogło nam się udać… przez Ciebie. Dlatego Dean będzie cierpiał, kiedy mu powiem, że jest tym drugim… przez Ciebie. Dlatego cierpię, bo nie sądziłam, że będę musiała kogoś zranić... przez Ciebie. Dlatego nasza przyjaźń wisi na włosku…

Jo poczuła nagle przypływającą przez jej ciało silną falę. Falę smutku i poczucia winy, poczucia straty i bólu. Zaczęła płakać.

…przez Ciebie- dokończyła Rose i wybiegła z domu.

9 komentarzy:

  1. Wspaniały rozdział! Ta historia jest niesamowita! *.* Po prostu nie mogę doczekać się następnego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekałam,czekałam i się doczekałam .Rozdział niesamowity ,że aż po prostu słow braknie.Z każdym rozdziałem jest coraz ciekawiej"," Mam nadzieję ,że następny dodasz szybciej ,gdyż jestem bardzo ciekawa.Będę codziennie sprawdzała:)
    Życzę weny.
    Klara *-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Super.Kiedy dodasz nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej kiedy nowy rozdział ? Boże ! Chcę żeby Rose była z Tonym <3 szkoda mi tylko Deana ;C
    + może wejdziecie ? http://milosc-a-zakochanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kOMENTARZ DO Dżolanda Jola

      Na twój blog trafiłam przypadkiem.
      Po przeczytaniu prologu wiem ,że jeszcze nigdy nie czytałam czegoś podobnego.
      Jestem strasznie ciekawa twojego opowiadania.
      Czekam ma rozdział I .
      Mam nadzieję ,że pojawi się szybko .*_* ¦>
      Szkoda tylko ,że u ciebie anonimy nie mogą dodawać komentarzy :<:'(

      Usuń
    2. A co do tego bloga i rozdziału to jesteś naprawdę wspaniała tak jak ten rozdział jest cudowny a końcówka nie mam odpowiedniego słowa ¦> .Pozostaje mi tylko czekać na niedzielę =D

      Usuń
  5. kolejny pojawi się w niedzielę, bądźcie cierpliwi ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Warto było czekać na następny. Życzę weny.

    Sjpw-pisarka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne opowiadanie, natknęłam sie na nie dzisiaj rano i przeczytałam wszystko jednym tchem. Czekam na następne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń