środa, 25 grudnia 2013
Episode 30: Not today
- Okej. To było całkiem miłe- powiedział z uśmiechem Dean i dodał po chwili- A gdzie jest Tony?
- Źle się poczuł i chciał ci powiedzieć, że najlepiej będzie jeśli pójdzie do domu- skłamała Rose.
- No nic- westchnął Dean- Może i bez niego damy radę- uśmiechnął się i chciał pocałować dziewczynę. Jednak Rose się odsunęła.
- Co jest?- zdziwił się Dean.
- To był ostatni nasz pocałunek.
- Co?!
- Dean- spojrzała mu w oczy- Przepraszam, że pozwoliłam ci mysleć, że jest dla nas przyszłość. Oszukałam siebie i na dodatek ciebie. I to boli mnie najbardziej. Bo ja tu zawiniłam i to ja powinnam cierpieć, a nie inni. Przepraszam, ale...
- Rose, o czym ty mówisz?
- Nie mogę z tobą być- dokończyła ze łzami w oczach.
Chłopak podszedł do niej i położył dłonie na jej policzkach.
- Coś zrobiłem nie tak? W czymś zawiniłem?
- Nie- łza spłynęła jej po policzku- To ja. To wszystko moja wina.
- Hej, nie mów tak. Przetrwamy to. Teraz jest gorzej, ale później będzie już tylko lepiej. Musisz mi tylko powiedzieć co jest grane.
- Dean- spojrzała na niego z oczami wypełnionymi poczuciem winy- Zdradziłam cię. Zdradziłam twoje uczucia.
- Chcesz powiedzieć, że poznałaś jakiegoś chłopaka?- zapytał i dodał- Rozumiem, zafascynował cię. W porządku, każdemu zdarza się zauroczenie. Jeśli cię pocałował to trudno, błędy się zdarzają- próbował uratować sytuację Dean. Był tak zdeterminowany, że był w stanie wybaczyć jej wszystko.
- Nie chodzi tu o zdradę fizyczną- zaczęła- Bo tego bym się nigdy nie dopuściła, mam za dużo szacunku do ciebie i do samej siebie. Ale...- westchnęła- zdradziłam cię emocjonalnie, bo nie czuję do ciebie tego co ty czujesz do mnie. Chciałabym, żebyś był tym jedynym, lecz nie jesteś.
Dean błądził wzrokiem. Jej słowa uderzyły w niego jak metalowy młot. Poczuł skurcz w brzuchu. W głowie zaczęły się mu kłębić pytania: jak do tego doszło? kiedy tak się od niego oddaliła? jak ona mogła mu to zrobić? czego mu brakuje? co może zrobić, żeby go pokochała?
- Lepiej będzie jak już sobie pójdę- odezwała się Rose.
Dean chwycił ją za rękę. Zatrzymała się i spojrzeli sobie w oczy.
- Jak możesz tak mnie ranić?- powiedział drżącym głosem i przepełniony żalem dodał- Byłem gotowy uchylić ci nieba i ziemi, tylko po to by cię zadowolić.
- Wiem. Myślałam tylko o sobie i nie zważałam na konsekwencje swojego postępowania- spuściła wzrok- Ale... czy możesz mnie winić za poszukiwanie szczęścia?
- Myślisz, że tego między nami zabrakło? Szczęścia?! Ja myślałem, że jesteśmy szczęśliwi.
- Ja też, póki nie przekonałam się, że ktoś może mi dać go o wiele więcej- puściła jego rękę i wyszła z pokoju.
- Rose!- krzyknął za nią, lecz wiedział, że nie wróci. Ze złości kopnął wiadro z farbą, która ochlapała całą ścianę.
- Co ty wyprawiasz?! Co tu się dzieje? Gdzie jest Tony i dlaczego Rose wybiegła z domu?- zarzuciła go pytaniami Alice, wchodząc do pokoju.
Dean miał łzy w oczach, lecz jego pięści były zaciśnięte ze złości. Targały nim różne emocje.
- To przez ciebie!- krzyknął podchodząc do Alice.
- Co przeze mnie?!- przeraziła się dziewczyna.
- Gdy się pojawiłaś, wszstko między nami zepsułaś- złapał ją za ramiona i przywarł do ściany.
- Dean! Uspokój się!
Chłopak zobaczył taki strach na twarzy Alice, jakiego jeszcze u niej nie widział. Od razu ją puścił i cofnął się o krok. Spuścił głowę.
- Zostawiła mnie- powiedział spoglądając na przyjaciółkę- Zostawiła.
Alice podbiegła do niego i mocno go przytuliła. Jako dzieci, taki właśnie mieli zwyczaj na pocieszenie drugiej osoby. Płakali sobie na ramionach, ale przy tym ściskali się jak najmocniej się dało. Trzymali się w objęciach nawet do kilku godzin bez słowa. Nie pomagała im rozmowa, lecz obecność przyjaciela i poczucie wsparcia.
***
Andy jedzie windą na 8 piętro. Jego mama obudziła go z samego rana, żeby nie opuścił kolejnej sesji u terapeuty. Chociaż chłopak uważa te spotkania za totalną bzdurę i stratę czasu, dzisiaj postanowił nie uprzykrzać matce życia i się na jednym pojawić. Dużo pracowników kliniki znało go i darzyło sympatią, choć on sam nie wie dlaczego. Kiedy jechał korytarzem wszyscy witali go miło i ze szczerym uśmiechem. Zawsze starał się być nieuprzejmy i oschły, ale to widocznie na nikogo nie działało. Wzbudzał sympatię nawet wtedy kiedy tego nie chciał. Jego wizerunek w tym miejscu to skromny i wrażliwy chłopak. Skąd taki wniosek? Kilka miesięcy temu małe dzieci, które leżały z nim na oddziale miały w zwyczaju przychodzić do jego sali i słuchać bajek, które im wymyślał. Widać było, że je uwielbia i dzieciaki również go kochały. Trzeba było siłą je wynosić, żeby wróciły do własnych łóżek.
- Andrew- odezwał się terapeuta wychodząc z pokoju- Zapraszam do środka. Ja wrócę za 15 minut i możemy zaczynać.
- Jasne- odpowiedział chłopak wjeżdżając do pomieszczenia.
Zaczął rozglądać się dookoła. Nic się nie zmieniło. Ta sama kanapa, szafa, fotel, biurko. Na regale kilka starych książek.
- Ciekawe dlaczego ludzie myślą, że jak nazbierają staroci to będą uchodzić za mądrzejszych- pomyślał chłopak, kręcąc głową.
- Miło, że wpadłeś- odezwał się nagle żeński głos zza fotela.
Dziewczyna obróciła się w stronę Andy'ego i się uśmiechnęła.
- Charlie...- westchnął się chłopak.
- Nie wydajesz się być zdziwiony.
- Wybacz, że nie podskoczę z wrażenia- powiedział z ironią wskazując na wózek.
Charlie patrzyła na niego chwilę i zaczęła.
- Strzelam, że nie zapytasz co tu robię, jak się tu dostałam i dlaczego przyszłam.
- Nie spytam, bo wiem dlaczego tu jesteś.
- Ach tak?
- Ale niepotrzebnie przyszłaś. Nic się nie dowiesz, nic ci nie powiem, bo nie ma tu nic wartościowego czy interesującego.
- Dlaczego ty...- zmarszczyła brwi- jesteś taki zgorzkniały?
- To pytanie retoryczne?- zaśmiał się sztucznie.
Dziewczyna podniosła się z fotela i podeszła do Andy'ego.
- Wielkie mi co! Jestem taki biedny. Cały świat obrócił się przeciwko mnie. Nikt mnie nie rozumie- zaczęła wytykać Charlie.
- Co chcesz osiągnąć takim gadaniem?
- Chcę ci pokazać jak się zachowujesz. I uwaga! Zachowujesz się jak małe dziecko. A nawet gorzej, bo małe dziecko czasem o kimś pomyśli. A ty myślisz tylko o sobie.
- Chociaż tyle mam z życia- spojrzał jej w oczy- Mogę być samolubem i nim jestem.
- A co ze mną?
- Powiedziałem ci, że masz spadać. Nie zrozumiałaś za pierwszym razem?
Charlie patrzyła na niego z niedowierzaniem. Chce ją odepchnąć od siebie i pokazać, że jest najgorszym draniem jakiego zna. Jednak mu się to nie uda, bo przecież Charlie zna go z innej strony. Z tej prawdziwej. Zna go bardzo dobrze, bo rozmawiali codziennie prze kilka tygodni, o wszystkim. Tak łatwo się nie podda. Ten chłopak buduje przed sobą mur, który z wierzchu wydaje się być nie do przebicia, ale wystarczy trochę nad nim popracować i z łatwością rozbierze się go na cegły.
- Myślisz, że mnie to rusza?- odpowiedziała, gdy zobaczyła jego pewną siebie minę- Ani trochę.
- Jesteś głucha czy głupia?- zdenerwował się Andy- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać lub przebywać, jasne?
- Mogę ci zadać pytanie?
- Nie.
- I tak je zadam.
- To po co pytasz?
- Bo ja w przeciwieństwie do ciebie, nie ukrywam swojej uprzejmości- uśmiechnęła się- Dlaczego starasz się mnie wystraszyć? Przecież dobrze wiem, że taki nie jesteś. A ty wiesz, że nie odpuszczę.
Chłopak spojrzał na podłogę jakby tam szukał odpowiedzi. Dziewczyna przykucnęła przy nim i złapała go za policzek.
- Nigdzie się nie wybieram- powiedziała patrząc mu w oczy.
- Ja...- zaczął- Nie chcę...
- Ja też- odpowiedziała z uśmiechem.
- Skąd wiesz co chciałem powiedzieć?
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko na niego patrzyła.
- Charlie- odezwał się Andy- Po co ci to wszystko? Rozmowa z jakimś kaleką. Pocieszanie go. Litowanie się nad nim. Łaska. Ja tego nie potrzebuję. I ty też nie.
- Kaleka? Litość? Czy ty widzisz w sobie tylko chłopaka na wózku?
- Bo nim jestem.
- Jesteś kimś o wiele więcej- powiedziała i pocałowała go w policzek- A ja cię w tym uświadomię.
- Dlaczego to robisz?
- Bo jesteś dla mnie ważny.
- Czemu?- dopytywał się ciągle.
-Bo jeszcze nigdy nie spotkałam nikogo takiego jak ty.
- Takiego dziw...
- Takiego wyjątkowego- przerwała mu.
Zapadła cisza. Oboje wymieniali między sobą spojrzenia i lekkie uśmiechy.
- Mój terapeuta zaraz wróci.
- No to mu zwiejmy- uśmiechnęła się dziewczyna i ruszyła do wyjścia- W nogi!
Andy nie ruszył się z miejsca. Charlie przy samych drzwiach się zatrzymała i odwróciła w jego stronę.
- Chyba komenda: "W nogi!" Nie jest za bardzo odpowiednia- podrapała się po głowie.
Andy zaczął się śmiać. Nikt nigdy tak się przy nim nie zachowywał. Jak ktoś powiedział coś o jego kalectwie, zaraz zaczynał przepraszać i się podlizywać. Charlie nie miała z tym problemu. Powiedziała glupstwo, ale się tym nie przejmowała. Nie użalała się nad nim jak inni. Nawet pierwszego dnia kiedy ją zobaczył patrzyła na niego jak na zwykłą osobę a nie człowieka na wózku. To było w niej niesamowite. Tak właśnie zawsze się czuł kiedy z nią rozmawiał, jak normalna osoba. Obawiał się jednak, że jak tylko pozna o nim prawdę to od razu się od niego odwróci. A tymczasem to on ją odrzuca. Ona idzie w zaparte i, szczerze mówiąc, jest jak wrzód na tyłku. Nie daje za wygraną.
- 10 dolców za twoje myśli- przerwała mu rozmyślenia.
- Za słaba cena- uniósł kącik ust.
- Twój terapeuta wpuścił mnie tu za kubek kawy a ty mi mówisz, że dycha to słaba cena.
- Przekupiłaś go?! A myślałem, że dziewczyna taka jak ty jest porządna.
- Cel uświęca środki- wzruszyła ramionami i dodała po chwili- Co powiesz na spacer po parku? Tutaj niedaleko.
- I co? Może porzucamy piłką? Albo pobiegamy?- powiedział z ironią.
- Przestaniesz?
- No co? Jestem realistą.
- Mam ci współczuć?- uniosła brew Charlie- Albo może powinnam pożyczyć wózek i też nim jeździć, żebyś poczuł się lepiej?
- Jakbyś mogła- uśmiechnął się lekko.
- Nie ma mowy- odwzajemniła uśmiech- Zbieraj swoje wielkie ego i idziemy.
Chłopak od razu ruszył w stronę drzwi. Kto by pomyślał, że sesja u terapeuty może się okazać tak zaskakująca i przyjemna.
***
- Gdzie się wybiera najpiękniejsza kobieta po słońcem?
Natalie odwróciła się w stronę bramy i zobaczyła Dylana. Dlaczego musiał przyjść akurat teraz?
-Muszę skoczyć w jedno miejsce- odpowiedziała dziewczyna.
- A dokładniej?
- Do szpitala.
- Coś się stało? Źle się czujesz?- Podbiegł do niej.
Natalie spojrzała mu prosto w oczy.
- Nie ja.
- Chyba nie łapię.
- Wsiadaj do samochodu- powiedziała- Dowiesz się na miejscu.
Dylan całą drogę wypytywał o co chodzi. Nie wiedział co o tym myśleć. Natalie milczała. Gdy podjechali pod szpital, wysiadła i ruszyła do drzwi. Dylan pobiegł za nią. Weszli po schodach na 2 piętro. Potem Natalie złapała go za rękę i weszli do jednej z sal.
- Witaj kochanie- odezwał się lekarz- Jak się dziś czujesz?
- Zadziwiająco dobrze- odpowiedziała Natalie.
- No to świetnie. Zobaczmy co tam się u was dzieje- wskazał na fotel- A kim jest twój kolega?
- To Dylan.
- Ach, Dylan- lekarz puścił do niej oko- Wie?
- O czym mam wiedzieć?- zapytał przerażony chłopak.
Natalie siedząc na fotelu, podniosła bluzkę. Lekarz wylał jej na brzuch żel i zaczął robić badanie USG.
Dylan patrzył na to z niedowierzaniem, potem spojrzał na monitor.
- Czy to...
- Dziecko w moim brzuchu?- spojrzała na niego Natalie- Tak.
- Posłuchajcie- odezwał się lekarz.
Wtedy wszyscy zamilkli, a w gabinecie rozległo się rytmiczne dudnienie. Natalie zaczęła płakać.
- Ślicznotko, uspokój się- powiedział ginekolog- To znaczy, że wszystko jest w porządku. Serducho ma silne.
Wtedy Natalie ponownie spojrzała na Dylana. Chłopak był w szoku, totalnie nie wiedział co ze sobą zrobić, nic nie mówił, tylko wpatrywał się w ekran.
- Dylan- odezwała się do niego dziewczyna.
- Jak mogłaś?!- wykrztusił z trudem i wyszedł z pomieszczenia.
Natalie położyła głowę z powrotem na fotelu i pozwoliła lekarzowi dokończyć badanie.
- Zgłoś się na kontrolę za miesiąc. Jeśli coś byłoby nie w porządku to dzwoń o każdej porze dnia i nocy.
- Jasne.
Lekarz widząc jej smutną minę postanowił coś dodać:
- Jeśli jest taki jak go opisywałaś, to pewnie siedzi teraz na schodach przed szpitalem i zastanawia się czy był szczęśliwy że cię miał, czy będzie jeszcze bardziej, że ma was oboje.
- Dziękuję- powiedziała ubierając się Natalie.
- Będzie dobrze- uśmiechnął się mężczyzna.
Dziewczyna wyszła na zewnątrz. Rozejrzała się dookoła, ale nigdzie nie widziała Dylana. Usiadła na schodach i zaczęła płakać. Nie wiedziała co ma robić. W jej głowie kłębiły się myśli: "Może źle postąpiła zabierając go tutaj. Ale inaczej chyba nie dałaby rady mu o tym powiedzieć. Chciała to zrobić już kilka razy, ale nigdy nie mogła zebrać się w sobie. Najbardziej bała się właśnie takiej reakcji. Przerażenia i ucieczki. Z drugiej strony może jej się należało za to jak wobec niego postępowała. Może tak właśnie miało być". Po chwili ktoś usiadł obok niej. Natalie podniosła głowę i zobaczyła Dylana.
- Gdzie byłeś? Myślałam, że uciekłeś?
- Chciałem. Ale trochę się zgubiłem i nie mogłem znaleźć wyjścia.
- Przepraszam, że tak się dowiedziałeś- zaczęła- Nie wiedziałam co mam z tym zrobić.
- Który to miesiąc?
- Kończy się drugi.
- Więc wiedziałaś, że jesteś w ciąży jak się u ciebie zjawiłem?
- Tak.
- To dlaczego nic nie powiedziałaś?
- Bałam się, że się wystraszysz i uciekniesz.
- Bałaś się, że cię zostawię wiec dlatego byłaś dla mnie oschła i sama prosiłaś, żebym odszedł? To rzeczywiście ma sens.
- Nie wiedziałam co robić. Myślałam, że sama się tym zajmę.
- Zajmę?
- Nie wiem. Poprosiłabym kogoś o pomoc.
- Kogo?- spojrzał na nią z lekką złością- Wina?
- No już- spuściła głowę- Zapytaj.
- O co?
- Pewnie chcesz zapytać czy to jego dziecko?
- Myślisz, że to jest teraz ważne?!- złapał ją za podbródek i obrócił w swoją stronę- Ważne jest dla mnie jak bardzo musiałaś cierpieć musząc radzić sobie samej. Nikomu nie mogłaś się zwierzyć. Jak ciężką decyzję musiałaś podejmować codziennie czy powinnaś urodzić to dziecko. Nie obchodzi mnie to czyje ono jest, tylko raczej to, że nie czułaś, że możesz mi zaufać.
- Ufam ci.
- W takim razie powinieniem już dawno o tym wiedzieć.
- Przepraszam- znowu zaczęła płakać.
- Wiesz, jak byliśmy w górach, marzyłem o tym. Żeby być z tobą, być tak szczęśliwym jaki byłem przez ostatnie tygodnie. Kiedyś wziąć z tobą ślub a potem założyć rodzinę- westchnął i dodał- A ty, jak zwykle, poprzestawiałaś kolejność w moich planach.
Oboje przez chwilę się nie odzywali.
- Kocham cię Dylan- powiedziała patrząc mu w oczy.
- Wiem- odpowiedział i spojrzał na zatłoczoną ulicę.
- Nie spotykałam się z Winem od wielu miesięcy. To dziecko jest twoje.
- Wiem- powtórzył i wstał.
- Dylan?
- Nie dzisiaj- rzucił i ruszył w stronę ulicy.
***
- Wysłałeś wszystkim wiadomości?
- Tak słonko- odpowiada Brian- Wszyscy wiedzą, że Kate wraca z obozu.
- Świetnie.
- Halo? Jest ktoś w domu?- dobiega głos z dołu.
Brian i Jo schodzą na dół. W salonie zauważają dziesiątki walizek i toreb, obok których stoi bardzo ładna dziewczyna. Ma brązowe falowane włosy i przepiękne zielone oczy. Ubrana jest w zwiewną sukienkę, dżinsową kurtkę i koturny.
- Cash!- wykrzykuje Jo i rzuca się na dziewczynę.
- Miło cię widzieć kuzyneczko- pocałowała ją w policzek.
- Cześć jestem Brian- przedstawia się chłopak.
- Cassandra- odpowiada dziewczyna- Ale mów mi Cassie.
- A co z Cash?
- Tak nazywa mnie tylko Jo- uśmiechnęła się- Ale spokojnie, ja też mam dla niej cudną ksywkę, którą zwykłam ją wkurzać w dzieciństwie. Jojo.
- Jojo i Cash? Nieźle- zaśmiał się chłopak.
- Brian, możesz mi pomóc z torbami?- zwróciła się do niego pani Morgan.
- Jasne nie ma sprawy.
Gdy oboje zniknęli w nowym pokoju, Cassie i Jo usiadły na kanapie.
- Powiedz, że to twój przyjaciel a nie chłopak- uśmiechnęła się kuzynka.
- Niestety- zaczęła śmiać się Jo.
- Szkoda. Ale mam nadzieję, że ma jakichś fajnych kolegów.
- On ma, ja mam. Damy radę. A propos, dzisiaj poznasz część moich znajomych ze szkoły.
- Wpadną tu?
- Nie. Organizujemy w knajpce o nazwie "Shakers" imprezę powitalną dla kumpeli. Właściwie to może być impreza powitalna dla was obu.
- Jestem zdecydowanie za- uśmiechnęła się Cassie.
Wtedy usłyszały dźwięk otwieranych drzwi i po chwili w holu ujrzały Rose.
- Witam Rosalindę.
- Cassie!- podbiegła do niej Rose i ją przytuliła- Co ty tu robisz?
- Dostałam się do waszej szkoły.
- Żartujesz?
- Ani trochę- odezwała się Jo- zaczyna od przyszłego semestru.
- To niecały miesiąc.
- Tak, ale przyjechałam wcześniej, bo pozwolili mi wpadać do szkoły, podpatrywać was. Zaaklimatyzować się i takie tam.
- Cieszę się, że będziesz tu razem z nami. To nie to samo co spędzanie czasu tylko w wakacje- uśmiechnęła się Rose.
- A w ogóle to co ty tu robisz? Miałyśmy się spotkać na miejscu- wtrąciła Jo.
- Musimy pogadać.
- Ale tak pogadać, pogadać?- dopytuje się przyjaciółka.
- Rozstałam się z Deanem.
- Co?! Jak to?! Czemu?!
- Mogę być przy tej rozmowie?- zapytała Cassie.
- Jasne. Przed tobą nie mamy tajemnic- uniosła kącik ust Rose.
- Wiecie co, zrobię nam gorącej czekolady, wezmę pudełko ciastek i pójdziemy do mnie do pokoju i na spokojnie pogadamy.
- To powinno mi pomóc.
- No i super. Nie mogę pozwolić, żebyś w takim stanie przywitała Kate.
- Ja też- dodała Cassie i po namyśle zapytała- A... kim jest Kate?
***
Kate cieszyła się, że wraca do domu. Ale z drugiej strony, dwa tygodnie z muzyką to niecodzienna frajda. Mogła w końcu przebywać z ludźmi, którzy maja tak podobne pasje do niej. A puchar który dostała za piosenkę napisaną z Thomasem, dopełniał jej radość. To było dla niej świetne doświadczenie, no i oczywiście niezapomniane chwile. Kiedy odebrała bagaż ruszyła w stronę parkingu. Zastanawiała się czy ojciec przyjechał po nią osobiście czy wysłał kierowcę z firmy. Ku jej zaskakoczeniu, żaden z nich na nią nie czekał. Przy wypucowanej limuzynie, stał z tym swoim powalającym uśmiechem, nikt inny, jak tylko sam Win Chambers. Mimo wszystko Kate cieszyła się, że go widzi.
- To dla ciebie- powiedział podając jej butelkę wody- bo pewnie usychałaś tam z tęsknoty za mną.
- Wiesz, brakowało mi tego- uśmiechnęła się dziewczyna.
- A jednak- puścił do niej oko.
- Wiesz może czemu nie ma tu mojego taty?
- Jest na kolacji biznesowej z moim ojcem.
- I nie mógł się wyrwać chociaż na pół godziny?
- Mógł i nawet chciał, ale powiedziałem mu, że będziesz chciała pierwszego zobaczyć mnie- uśmiechnął się szyderczo- I uwierzył mi na słowo.
- Jeszcze trochę cię posłucham i bukuję bilet z powrotem do Londynu.
Oboje się uśmiechnęli i wsiedli do auta.
- Dobrze cię widzieć- powiedział Win już całkiem szczerze.
- Ciebie też.
***
- Masz wszystko?
- Tak, a ty?
- Jestem gotowy podbijać Amerykę.
Matt uzyskał przeniesienie do szkoły w której uczy się Sam. Mają tam idealny program dla futbolistów. Przyjęli go bez żadych problemów, a wręcz są bardzo zadowoleni z pozyskania nowego i tak zdolnego zawodnika. Chłopak jest zdeterminowany, żeby pogodzić się z Kate i przede wszystkim mieć oko na starszego brata. Steven po pobycie w domu w końcu uległ jego namowom, żeby wrócić i zawalczyć o kogoś ważnego. Teraz właśnie obaj bracia Shane jadą na lotnisko, żeby późnym wieczorem znaleźć się już w Nowym Jorku i zrealizować cele, które obaj sobie postawili. Steven ma nadzieję, że z pomocą i wsparciem członka rodziny lepiej poukłada swoje sprawy i rozwiąże swóje problemy z April.
***
- NIESPODZIANKA!!!- wykrzykują wszyscy, kiedy Win i Kate wchodzą do baru.
- Jesteście nienormalni- skomentowała dziewczyna próbując popatrzeć na przyjaciół z zażenowaniem, lecz uśmiech sam cisnął jej się na usta.
- Chodź tu do nas wiedźmo- ruszyła w jej stronę Rose i zaczęła ją ściskać.
- Stęskniłam się za tobą- powiedziała Jo.
- A to kto?- zapytała Kate wskazując na Cassie- Znalazłyście sobie zastępstwo?
- To moja kuzynka- odpowiedziała z uśmiechem Jo.
- Cześć. Jestem Cassie- przedstawiła się dziewczyna- Dużo o tobie słyszałam.
- Dzięki. Jestem Kate.
- Cassie będzie się z nami uczyć od przyszłego semestru- dodała Rose.
- No to witam wśród utalentowanych.
- Hej, gwiazdo!- krzyknął stojąc przy stoliku DJ'a, Nate- Pokaż nam co się nauczyłaś od tych Brytyjczyków.
- Sława wzywa- uśmiechnęła się Kate i ruszyła w jego stronę.
- Jak ją porwali to szybko jej nie oddadzą- stwierdziła z uśmiechem Rose.
- A kto to?- zapytała Cassie.
- Noise. Ekipa tancerzy, którą stworzył Dean- wyjaśniła Jo.
- Ten sam Dean, o którym dzisiaj mówiła Rose?
- Dokładnie.
- Który to?
- Strzelam, że dzisiaj się nie zjawi- dodała Rose.
- To kochana naucz się strzelać- powiedziała Jo wskazując na drzwi.
W nich stanęli Dean i Alice. Dziewczyna od samego wejścia mierzyła Rose zimnym spojrzeniem. Dean natomiast zachowywał się nadzwyczajnie normalnie. Witał się ze znajomymi, uśmiechał się, lecz nie rzucił ani jednego spojrzenia w stronę Rose.
- Chcesz mi powiedzieć, że takiego kolesia rzuciłaś, od tak sobie?- zapytała wytrzeszczając oczy Cassie.
- To skomplikowane- odpowiedziała dziewczyna.
- Nie męcz jej- odezwała się Jo i wzięła kuzynkę za rękę- Chodź zapoznam cię z ludźmi z ekipy i ze szkoły.
Rose została sama. Czuła się dziwnie. Miała wrażenie, że wszyscy jej się przyglądają, bo już się zorientowali, że Dean nie chce jej widzieć na oczy. Nie cierpi czuć się oceniana.
- Witam niezdecydowaną.
- Serio, Win?
- Nie. Powinienem raczej powiedzieć: "Cześć dziewczyno. która potrafi jak nikt inny zdołować i spowodować, że mój przyjaciel wygląda jak zbity pies"
- Nie pomagasz- spojrzała na niego.
- Wiesz, normalni ludzie załapaliby dawno o co w tym chodzi. Ale wy- pokręcił głową- musicie zawsze wszystko komplikować.
- A co z Tobą?
- Ze mną?- zdziwił się chłopak.
- Prawisz mi morały i snujesz mądrości, lecz sam się do nich nie zastosujesz- uniosła brwi- Kiedy cię słucham wydajesz się być rozsądny i poukładany, a postępujesz całkowicie inaczej. Pochopnie, lekkomyślnie, nie zważając na konsekwencje.
- Nie próbuj mnie rozgryźć złotko- uśmiechnął się lekko- Nie uda ci się.
- Nie pierwsza i nie ostatnia rzecz w życiu, która mi się nie udaje- powiedziała z ironią.
Wtedy muzyka, którą grała Kate, ucichła. Goście spojrzeli na dziewczynę. Ona za to patrzyła na drzwi wejściowe. Wszyscy również przenieśli tam wzrok. Stał w nich chłopak z bukietem róż w ręku. A za nim stał jego nowy kolega ze szkoły, Sam.
- Matt- wyszeptała Kate. Wyszła zza konsoli i zaczęła iść w jego stronę. On również ruszył do przodu. Spotkali się na środku sali.
- Kate- zaczął chłopak- Ja...
- Wybaczam ci- rzuciła z uśmiechem dziewczyna.
Na sali rozległ się okrzyk "Ooooooooo!" wyrażający jak bardzo urocza i słodka była ta chwila. Wtedy Matt zbliżył się i pocałował dziewczynę.
Win patrzył na nich z zainteresowaniem. Tego się nie spodziewał. Temu kolesiowi widocznie też bardzo zależy na Kate. Jednak Matt jest na wygranej pozycji, bo trzyma ukochaną dziewczynę w ramionach. Niby zawody się jeszcze nie skończyły, ale Matt jest bardzo bliski zdobycia trofeum.
- Puchar będzie mój- powiedział Win, nieświadomy, że mówi to na głos.
- Co?- zapytała Rose.
- Nieważne- rzucił i ruszył do wyjścia.
Rose za to przyglądała się im z radością w sercu, ale też ze smutkiem i odrobiną zazdrości. Chciałaby tak kiedyś wyglądać, razem z Tonym. Rozejrzała się po barze. Nic. Czyżby nie przyszedł dla Kate ze względu na nią? Rose ze złudną nadzieją dalej szukała go wzrokiem. Napotkała jednak spojrzenie Deana. Smutne, przepełnione żalem i bólem. Chciałaby mu jakoś pomóc, jednak nie potrafi. Najlepiej będzie jak usunie mu się z pola widzenia.
- Wychodzisz?- zapytał Sam.
- Muszę.
- Nie chcesz pogadać?
- A wyglądam jakbym chciała?
- Może nie do końca, ale masz wyraz twarzy wskazujący na to, że coś cię dręczy i masz poczucie winy. Do tego Dean patrzy na ciebie jakbyś odebrała mu duszę. No i nie widzę Tony'ego. Na sto procent coś jest na rzeczy.
- Nie chcę ci psuć imprezy.
- Za kogo ty mnie masz?- uniósł brew- Dam tylko znać Mattowi, że wychodzimy i już nas nie ma.
- Jesteś najlepszy- uśmiechnęła się lekko Rose.
- Wiem.
***
Steven zaczął rozpakowywać swoje rzeczy w mieszkaniu. Przypomniał sobie ostatni raz kiedy był tu z April. Nagle wróciły od niego wszystkie wspomnienia. Zaczął rozmyślać o dniu kiedy się poznali, o tych wszystkich rozmowach, o napięciu jakie czuli zawsze kiedy ze sobą przebywali. Steven nigdy tak się nie czuł z żadną dziewczyną. Te wszystkie myśli przyprawiały go o smutek. A on znał tylko jeden sposób na chwilowe uleczenie ran. Dobra szkocka w jednym z barów kilka ulic dalej. Spojrzał na zegarek. Wskazywał 22.
- "Jeszcze nie jest tak późno"- pomyślał i zaczął się ubierać.
***
Rose weszła do pokoju i rzuciła się na łóżko. Rozmowa z Samem trochę jej pomogła. On zawsze podnosił ją na duchu i próbował rozśmieszyć, żeby choć na chwilę poprawić jej humor. Taki przyjaciel to prawdziwy skarb. Jednak nie może on byc przy niej 24 godziny na dobę. Chwile, takie jak ta, w których jest sama ze swoimi myślami, są najtrudniejsze. Przypominają jej się wszystkie momenty, które przeżyła z Tonym czy z Deanem. Zaczyna je porównywać, ich osobowości, emocje jakie nią rządziły kiedy była z każdym z nich. Takie zadręczanie samej siebie jest bezcelowe, ale niestety silniejsze od niej. Żeby przestać o tym myśleć, Rose podniosła się i podeszła do półki z książkami. Może jakaś powieść odciągnie ją od rzeczywistości. Dziewczyna zaczyna wybierać i wyciąga jedną z książek. W tym momencie na podłogę spada pudełko z płytą CD. Rose je podnosi i czyta tytuł "Co to ma być?". Wtedy przypomina sobie, że to jest ta płyta, którą kiedyś wzięła z kanciapy Noise, kiedy była tam z Deanem. Bez dłuższego namysłu umieszcza ją w kieszeni w laptopie i odpala. Pierwsze co widzi to zbliżenie na twarz Tony'ego. Wskazuje to na to, że sam to nagrywał. Rose spodziewa się jakieś zabawy czy wygłupów. Na jej twarzy zaczyna malować się zdziwienie, gdy widzi co robi Tony. Zaczyna tańczyć klasykę. I to nie byle jak. Jest w tym naprawdę świetny. Co prawda, gdy mieli zdjęcia do sesji, podejrzewała, że zna kilka ruchów czy figur. Ale to? To jest totalny profesjonalizm i talent. Spokojnie wygryzłby wielu chłopaków, z którymi Rose ma zajęcia. Ciekawe dlaczego się nie zapisał na jazz czy klasykę? Dziewczyna z zafascynowaniem ogląda cały układ. Kiedy chłopak wykonuje skok do pomieszczenia wchodzi Nate i rzuca tekst "Co to ma być?". Wtedy Tony podchodzi do kamery i filmik się kończy. Rose nie do końca wierząc w to co właśnie zobaczyła, postanowiła obejrzeć to jeszcze raz. Nie, nie myli się. Ma w ręku niesamowite nagranie. Tylko pozostaje pytanie: Co powinna z nim zrobić?
***
- Dobry wieczór- April wita się z szefem- Pańska kelnerka powiedziała mi, że w sprawie ogłoszenia mam kierować się prosto do pana.
- Nie inaczej- uśmiechnął się mężczyzna- Nazywam się Adam Goth.
- Jestem April Adams- przedstawiła się dziewczyna podając CV.
- A więc April, twierdzisz, że potrafisz śpiewać?
- Tak. Wydaje mi się, że idzie mi całkiem nieźle.
- Nie tobie jednej- uśmiechnął się Adam- W każdym razie to ciężka praca. Szukamy głównej wokalistki, która występuje w każdy weekend. Jesteś w stanie się tak poświęcić?
- Absolutnie.
- Okej. No to może zanim porozmawiamy o warunkach umowy, spróbujesz dziś wystąpić przed gośćmi. Powiedzmy, że to będzie twoje przesłuchanie.
- Jasne.
- No to zapraszam.
Dziewczyna ruszyła za mężczyzną do głównej sali. Adam wszedł na scenę i zapowiedział jej występ. Wśród gości rozległy się mało zachęcające brawa. April podeszła do członków zespołu i powiedziała im jaki utwór mają zagrać.
- Powodzenia- rzucił Adam i ruszył w stronę baru.
April wzięła kilka oddechów i gdy usłyszała pierwsze dźwięki (Rihanna- What Now http://www.youtube.com/watch?v=b-3BI9AspYc ) zamknęła oczy. Nie chciała widzieć reakcji klijentów, bo pewnie by się zestresowała. Jednak gdy zaczęła z pełną mocą śpiewać refren poczuła, że nic jej nie zdezorientuje. Otworzyła oczy i w tym momencie uświadomiła sobie jak bardzo się pomyliła. W drzwiach lokalu stała osoba, do której słowa tej piosenki są kierowane. Steven.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jesteś genialna.
OdpowiedzUsuńMogłabym to czytać bez końca. :))
jestes swietna
OdpowiedzUsuń