piątek, 10 stycznia 2014
Episode 31: Who's there?
Mija kilka dni od ostatnich wydarzeń. Kiedy spadł pierwszy śnieg, uczniowie i nauczyciele HS of Art & Design poczuli, że zbliżają się święta. Powinien być to czas radości i ciągłych uśmiechów, ale wśród nastolatków nie jest to takie łatwe.
Również Steven z wyraźnym smutkiem na twarzy wchodzi do sali. Uczniowie za to są rozgadani jak zwykle.
- Witajcie- zaczął nauczyciel- Mam dla was dwie wiadomości. Dobrą i złą. Dobra jest taka, że piątkowe popołudnia macie wolne do końca roku.
Na sali rozległ się hałas i okrzyki radości.
- A zła?- zapytała Kate.
- Zła, że do końca roku... szkolnego.
- Jak to?- zapytał Derek.
- Odchodzę, ze szkoły.
Wszyscy uczniowie ucichli. April patrzyła pytająco na Stevena.
- Są sprawy, które nie pozwalają mi uczyć w tej szkole- kontynuował nauczyciel- Jestem pewien, że kilka rzeczy, które zrobiłem nie zostałyby poparte przez radę szkoły.
- Ale jak to?- zdziwiła się Jo- Jest pan najlepszym i najfajniejszym nauczycielem.
- Dokładnie!- wtrącił Win- Myśli pan, że poświęcalibyśmy piątkowe popołudnia gdyby był pan frajerem?
- Nie ma opcji- poparł Tony.
- Nie da się nic z tym zrobić?- zapytała Rose.
- Na razie nie widzę innego rozwiązania- odparł Steven.
- Co pan narobił, że musi odejść?- zapytał Josh.
- Powiedzmy, że muszę poświęcić pracę dla wyjątkowej osoby.
- Boże, jakie to romantyczne- westchnęła Tina.
- Chce pan powiedzieć, że dla dyrektora i reszty tej zgrai nie podoba się pańska dziewczyna?- zapytał marszcząc brwi Dean.
- Nie spodobałaby się, gdyby ją poznali.
- Czyli nie wiedzą kim jest?- zapytała Kate wymieniając znaczące spojrzenie z nauczycielem, bo dobrze wiedziała o kogo chodzi.
- Nie.
- No to o co całe to zamieszanie?!- klasnęła w ręce dziewczyna- Pan się nie będzie chwalił swoją laską... to znaczy dziewczyną, a my i tak nic nie wiemy, więc nikomu nic nie powiemy. I dalej może pan uczyć.
- Nie wydaje mi się, żeby to przeszło.
- Jak pan nie zostanie to zrobimy strajk głodowy- rzucił Derek.
- Ty i strajk głodowy?- zaśmiał się nauczyciel- Pięciu minut nie wytrzymasz bez jedzenia. Na każdych moich zajęciach jesz cukierki i myślisz, że tego nie widzę.
- Nic nie mówiłem- uśmiechnął się chłopak.
- Musi pan zostać panie Shane- dodała Jo.
- Tylko na pana zajęciach czujemy swobodę, a także chęć do pracy- odezwała się Rose- Nie ma drugiego takiego nauczyciela, który zachęcałby nas do brania czynnego udziału w zajęciach. A tutaj? Wypowiada się każdy, a do tego zdobywa naprawdę potrzebną nam wiedzę. Życiową wiedzę.
- Dodatkowo poznajemy opinie innych i uczymy się je szanować- dodał Tony.
- Te zajęcia dają nam bardzo dużo i pomagają zrozumieć samego siebie- rzucił Win.
Cała sala spojrzała na młodego Chambersa ze zdziwieniem. Łącznie z nauczycielem.
- Win to było...- odezwał się Dean ze zdziwioną miną- Głębokie.
- Spadaj kołku.
- Ja ciebie też- wysłał mu buziaka Harvey.
- Okej- zaczął Steven- powiedzmy, że do końca roku się zastanowię, a na razie zajęcia będą się odbywały.
Klasa nie była zbyt zadowolona, ale pomyśleli, że dobre chociaż to. Może uda się Shane'owi rozwiązać ten problem i zajęcia dalej będą się odbywały.
- Skoro nie mam na dzisiaj gotowego tematu będę musiał improwizować- uśmiechnął się nauczyciel- Każdy z was wie jak ważny okres się teraz zbliża. Święta. Czas radości, odpoczynku, spędzania czasu z rodziną i oczywiście prezentów. A więc, niech każdy z was przygotuje karteczkę ze swoim imieniem i nazwiskiem, złoży ją na pół i położy na moim stole. Zrobimy losowanie i osoba, którą wylosujecie ma otrzymać od was prezent. Ale uwaga! Prezent ma być wykonany ręcznie. Nie kupiony i nie zrobiony przez kogoś innego. Ma to być wyłącznie wasza praca. Chciałbym, żeby każdy z was przyłożył się do tego zadania i żeby tematem waszej pracy była jakaś rzecz kojarząca wam się właśnie z wylosowaną osobą. Jasne?
- Jasne- odpowiedziała chórem klasa.
- Co za bzdura- skomentował Win- Obym nie wylosował Deana.
- Oby i on nie wylosował ciebie- zaśmiał się Tony- Bo strzelam, że któryś z was dałby drugiemu bombę.
- I oczywiście nie możecie wyjawić kogo wylosowaliście- dodał Steven- Bo na ostatnich zajęciach każdy z was przyniesie swój prezent i powie od kogo go dostał.
Wszyscy uczniowie położyli kartki na biurku i usiedli w ławkach. Potem kolejno z listy w dzienniku podchodzili i wybierali karteczkę.
Pierwsza była April. Wylosowała Natalie.
-Trochę niezręcznie będzie dać jej prezent skoro już ze sobą nie rozmawiają- pomyślała- Z drugiej strony może to być okazja do zawarcia rozejmu.
Następna jest Kate.
- Proszę nie Win, proszę nie Win- powtarzała w duchu i sięgnęła po karteczkę. Win Chambers. Podniosła głowę do góry jakby kierowała się do Boga- No przecież prosiłam.
Kolejny na liście jest Tony. Wziął kartkę, rozłożył ją i ujrzał napis który przyniósł mu ulgę. Josh Walls.
- Chłopak interesuje się muzyką. Coś wykombinuję- pomyślał.
Potem do losowania podchodzi Win. I jak na złość wylosował Deana.
- Nie ma mowy! -odezwał się do nauczyciela- Wymieniam.
- Niestety Win, nie możesz. To wbrew zasadom.
- Szybka zamiana. Pan odwróci głowę, ja podmienię i wszyscy będziemy zadowoleni.
- Siadaj Win.
Następna jest Rose. Bierze kartkę i sama się dziwi swoim prośbom. Woli wylosować Natalie czy April, aby nie wylosować ani Tony'ego, ani Deana. Bierze oddech i czyta. April Adams.
- Alleluja- wypowiada z radością.
- Chyba złotko pomyliłaś święta- docina jej Win i jak zwykle dodaje po cichu - i faceta.
- Ucisz się bo ci się oberwie- uśmiecha się szyderczo Kate.
Kolejne losowania przebiegły już sprawniej. Dean wylosował Jo, Tina Dereka, Jo Tony'ego, Josh Rose, a Derek Kate. Ostatni los został dla nieobecnej Natalie z imieniem Tina.
- Okej, poszło całkiem dobrze- skomentował Steven- Na zrobienie prezentu macie dwa tygodnie. Mam nadzieję, że wszystko jasne i że się przyłożycie a efekty będą zdumiewające. Do zobaczenia za tydzień.
Kiedy uczniowie zaczęli opuszczać salę, April siedziała w swojej ławce i ani drgnęła. Steven na nią spojrzał i zapytał:
- O co chodzi?
Dziewczyna milczała.
- April? Zajęcia już się skończyły. Mam parę rzeczy do załatwienia i musisz opuścić salę.
April dalej mu się przyglądała i nic nie mówiła.
- Możesz mi odpowiedzieć?
- Wkurzające, prawda?- wstała z miejsca i ruszyła ku niemu.
- Co?
- To jak ktoś siedzi w milczeniu i z końca sali cię obserwuje. To potrafi zdekoncentrować.
- Nie wiem o co ci chodzi.
- Myślisz, że nie widzę jak od kilku dni przesiadujesz w barze, kiedy ja ćwiczę z zespołem.
- Przeszkadza ci to.
- Nie wiem. Chyba tak. Bo wolałabym wiedzieć co się dzieje- popatrzyła na niego- Przychodzisz i się we mnie wpatrujesz zamiast porozmawiać o tym na czym stoimy.
- Wiesz czego chcę. Chcę ciebie i tylko ciebie.
- Dlatego chciałeś porzucić pracę? Dla mnie?
- To chyba oczywiste.
Zapadła chwilowa cisza.
- Czy dotarło do ciebie cokolwiek co powiedziałam w Londynie?- położyła dłoń na jego policzku- Nie chcę być powodem dla którego z czegokolwiek miałbyś rezygnować. Rozumiesz? Nie chcę czuć, że cokolwiek dla mnie poświęciłeś.
- April- uśmiechnął się do niej mimo jej poważnej miny- Nie masz nic do gadania. Jestem dorosłym facetem i sam potrafię podejmować decyzję. Nie zrezygnuję z ciebie.
Mimo moralnych zahamowań, chciała usłyszeć te słowa. Rozstała się z nim, to fakt, ale po kilku minutach bardzo tego żałowała. Nic nie poradzi, że kocha tego faceta.
- Ale ze szkoły też nie możesz zrezygnować. Wiesz jak się będę wtedy czuła?
- Dobrze- przytulił ją- Nie zrezygnuję. Przynajmniej na razie.
- Więc jesteśmy w tym samym miejscu, w którym byliśmy przed wylotem do Londynu?
- To znaczy?- zapytał Steven.
- Mamy się ukrywać i potajemnie spotykać będąc ciągle narażeni na to, że ktoś ze szkoły może to odkryć.
- Teoretycznie tak. Ale wydaje mi się, że mamy Kate po swojej stronie. I chyba resztę klasy też. Myślę, że na razie to wystarczy.
- Wiesz, to, że tu jesteś sprawia mi radość i smutek na raz- powiedziała błądząc wzrokiem po sali.
- To co powiesz na to, żeby zapomnieć o problemach i spędzić dzisiaj razem wieczór.
- Mam próbę.
- A ja na niej będę. Więc możemy się spotkać po próbie.
Dziewczyna nie wiedziała co odpowiedzieć.
- Przestań myśleć i to analizować. Dajmy sobie chwilę szczęścia w tym całym zamieszaniu.
- Dobrze- pocałowała go i od razu poczuła większe poczucie winy- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
***
Paczka przyjaciół postanowiła wybrać się do centrum handlowego. Chcą obejrzeć kilka rzeczy i zorientować się w cenach, aby wiedzieć jakie fundusze mogą przeznaczyć na prezenty świąteczne. Takie wyprawy to tradycja Rose i Jo.
- Trochę tu chłodno. Możemy wejść do środka?- zapytał Brian.
- Jaka z ciebie maruda- pogłaskała go po policzku Jo- Nie możemy, bo mamy tu czekać na Rose, Sama, Kate i Matta.
- Kochanie, ale zamiast marznąć możemy poczekać po drugiej stronie drzwi i w dodatku się ogrzać. Jestem pewny, że do tak wielkiego wejścia- narysował w powietrzu wielki prostokąt- trafią bez problemu.
- Dobrze. Niech ci będzie.
Gdy tylko przekroczyli próg, zauważyli zbliżającą się ku nim Melissę.
- Wiedziałam!- spojrzała na chłopaka, Jo- Coś mi mówiło, że nie powinniśmy teraz wchodzić. Ale nie. Ja muszę zawsze ulec twoim namowom. I teraz mam!
- Uspokój się- zaśmiał się Brian i ją przytulił.
- Witajcie- przywitała się Melissa- Co tu robicie?
- Hmmm, chwila moment? Co można robić w centrum handlowym?- chwyciła się za brodę Jo- Może zakupy?
Brian spojrzał na nią karcącym spojrzeniem. Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami.
- Wybraliśmy się trochę rozejrzeć. Za chwilę dołączą do nas znajomi- wyjaśnił chłopak.
- Fajnie. Ja też próbuję coś znaleźć rodzicom, ale nie mam pomysłu. Zawsze razem robiliśmy zakupy świąteczne, pamiętasz?
- Zawsze razem robiliśmy zakupy świąteczne, pamiętasz?- zacytowała pod nosem Jo i przewróciła oczami.
W tym momencie dołącza do nich pozostała czwórka.
- Melissa- zwraca się do niej Brian- Rose i Sama już znasz. Kate pewnie kojarzysz ze szkoły. A to jest Matt.
- Cześć- przywitała się dziewczyna.
- Siema.
- Hej.
- Widzę, że to wypad w parach- powiedziała Melissa patrząc na całą szóstkę.
- Tak- odpowiedzieli chórem.
- Nie- rzucił Sam i posłał uśmiech dziewczynie.
Rose, Jo i Kate spojrzały na niego ze zdziwieniem,
- W każdym razie- wtrąciła Jo- Musimy już iść. Pa!
- Na razie- odpowiedziała dziewczyna, uśmiechnęła się do Sama i ruszyła do wyjścia.
- Musisz być dla niej taka niemiła?- zapytał Brian.
- Dobrze wiesz jak działa mi na nerwy. Przy niej mam ochotę wybuchnąć.
- Ale nie zrobiła nic złego. Przecież nie śledziła nas i nie przyszła tu specjalnie, żeby na nas wpaść.
- Ja bym się nie zdziwiła- skomentowała Kate.
- Jo, schlebia mi, że jesteś o mnie zazdrosna, ale naprawdę nie masz powodów.
- Nie jestem zazdrosna- wykrzywia minę Jo- Wcale.
- Jasne, jasne- Brian ją przytula i całuje w czoło.
- Chyba zaraz zwymiotuję- odezwała się Rose.
- Ja ją nawet lubię- dodał Sam- Fajnie mi się z nią gadało jak byliśmy na campingu. Jest miła.
- Okej. Teraz to na pewno zwymiotuję- skrzywiła się Rose.
Cała szóstka zaczęła się śmiać.
-Dobra, musimy obrać jakiś plan- odezwał się Matt i stanął na przeciwko grupy- Ja myślę, że dziewczyny polatają po sklepach, a my pójdziemy do elektronicznego wypróbować nowe konsole do gier.
- Tak!- powiedzieli równo Brian i Sam.
- Damy im raz pomyśleć, że to oni rządzą w związku?- zwróciła się Kate do Jo.
- Jasne, nam pasuje- odezwała się Jo.
- Świetnie. Spotkamy się tu za godzinę i skoczymy coś zjeść.
- Jak dla mnie dobry plan- skomentowała Rose.
- Hej, czy to nie Jackie?- zauważyła Jo.
Wszyscy spojrzeli w stronę, którą wskazywała Jo.
- Faktycznie- stwierdziła Rose.
- A kto to?- zapytał Matt.
- Koleżanka ze szkoły- wyjaśnił Brian.
- Przywitajmy się- rzuciła Jo i krzyknęła w stronę dziewczyny- Hej! Jackie.
Jednak Jackie nie miała zamiaru odpowiadać. Z daleka widziała grupkę znajomych, ale myślała, że uda jej się ich minąć i nie zostać zauważoną.
- To dziwne- skomentowała Rose- Jestem pewna, że nas widzi. Dlaczego udaje, że nas nie zna?
- Ciekawszym pytaniem jest: kim jest ten starszy koleś, który ją obejmuje?- stwierdziła Jo.
- Podejrzewam parę opcji, ale jedna szczególnie mi się nasuwa- dodaje Kate.
- Myślicie, że ona...?- pyta z niedowierzaniem Jo.
- Jeśli chcecie znać moje zdanie. To jest to dokładnie to, na co wygląda- komentuje Sam- Wasza koleżanka spotyka się ze sporo starszymi od siebie facetami.
- Tak widocznie Natalie wpływa na innych- dodał Brian.
- Zostawmy to- odezwała się Kate- Przyszłyśmy się tu rozerwać, a nie przejmować innymi.
- Moja dziewczyna zawsze wie co powiedzieć- powiedział Matt i ją pocałował- A teraz! Rozejść się i do zobaczenia za godzinę.
***
- Panienko Natalie- weszła do pokoju Berta- Obiad jest gotowy.
- Proszę mi go przynieść tutaj.
- Niestety nie mogę, bo ma pani gościa.
Dziewczyna odwróciła się od lustra.
- Czy moi rodzice kogoś zaprosili?
- Nie. Panienki rodzice jedzą dzisiaj na mieście.
- A więc? Kto to?
- Myślę, że ktoś kogo chciałabyś widzieć.
- Jak byłam dzieckiem, twoja zagadkowa gadka była fajna. Teraz- uśmiechnęła się dziewczyna- doprowadza mnie do szału.
Natalie ruszyła schodami w dół. W salonie czekał na nią ktoś, kogo faktycznie chciała zobaczyć. Dylan.
- Cześć- przywitała się.
- Cześć.
- Dzisiaj?- zapytała przypominając sobie jego ostanie słowa.
- Myślę, że tak.
- Dzieciaki, nakryłam w jadalni. Zapraszam- uśmiechnęła się do nich Berta.
Dziewczyna popatrzyła na niego pytająco.
- W twoim stanie powinnaś dużo jeść.
- Dołączysz do mnie?
- Jasne.
Kiedy oboje usiedli, a służąca znikła z pola widzenia, Dylan pierwszy się odezwał.
- Przepraszam, że tak się ostatnio zachowałem.
- Przestań. Miałeś pełne prawo się wkurzyć.
- Może i tak, ale nie powinienem. Pewnie strasznie to przeżyłaś. Nie jest to potrzebne ani tobie ani naszemu dziecku.
- Dzięki- uśmiechnęła się lekko i po chwili zapytała- Postanowiłeś już coś?
- Natalie- złapał ją za rękę- Nie do mnie należy decyzja. Od teraz wszystko co dotyczy tego malucha, zależy od nas. Nie od ciebie i nie ode mnie. Od nas.
- Chcesz powiedzieć, że...
- Że dużo nad tym myślałem- przerwał jej- Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdybym cię z tym zostawił samą. Jednak moje uczucia co do ciebie trochę się zmieniły.
- To znaczy?
- Wiesz już, że powinnaś mi o tym powiedzieć dawno temu. To, że to ukrywałaś, pozbawiło mnie zaufania.
- Wiem.
- Jednak postawiłem się w twojej sytuacji i zrozumiałem, że to nie było łatwe. Sam nie wiem co bym zrobił. Wiem tyle, co powinnaś zrobić. Zaufać mi. Bardzo mnie zabolało, że nie czujesz, że jestem na tyle silny, żeby to udźwignąć.
- To nie tak.
- Nie tłumacz się- spojrzał na nią ciepło- Naprawdę. Domyślam się jak się czułaś. Dlatego chcę ci pomóc, ok?
- Ok.
- Musimy się wspólnie zastanowić, co robić dalej. Twoi rodzice wiedzą?
- O mój Boże. Nie! Absolutnie. Chyba by mnie zabili. A twoi? Mówiłeś im?
- Nie.
Zapadła cisza.
- Ale chcę im powiedzieć. I twoim i moim. Wiesz dobrze, że bez nich nie damy sobie rady. Moja mama jest bardzo tolerancyjna- uśmiechnął się- I myślę, że chciałaby mieć wnuka.
- Żartujesz tak?
- Wcale nie. Pamiętasz, wspominałem ci, że mam brata.
- No tak. Starszego. Jeff jak dobrze kojarzę.
- O wiele starszego. Ma 30 lat i nie założył rodziny. W sumie to nigdy nie założy.
- Czemu?
- Jest gejem.
- Serio?
- Serio. Moi rodzice go w pełni akceptują- wzruszył ramionami chłopak- Jego partnera też.
- Nieźle.
- Więc myślę, że moja nowina i tak przegrywa z nowiną Jeffa, gdy był w moim wieku.
Natalie spłynęła łza po policzku.
- Hej, hej. Piękna. Uspokój się- otarł jej oczy.
- Nie wierzę. Nie wierzę w to co się właśnie dzieje.
- Dlaczego?
Dziewczyna spojrzała na niego jakby był ósmym cudem świata i zarazem rycerzem w lśniącej zbroi.
- Kocham cię Dylan.
- Powtarzasz się wiesz...- powiedział z uśmiechem i dodał- Ja też cię kocham.
Chłopak podniósł się i ją przytulił.
- Przed nami dużo pracy, ale poradzimy sobie.
- Ten moment jest najlepszym w moim życiu.
- Moim też- schylił się i pocałował jej brzuch- No i może jeszcze ten kiedy poczęło się to maleństwo.
***
Charlie postanowiła odwiedzić Andy'ego. Od momentu kiedy pojawiła się na jego terapii spotykali się bardzo często. Chodzili do parku, do zoo, do małych kawiarni. To pozwalało Andy'emu oswoić się ze światem zewnętrznym, z którym unikał kontaktu od kilku lat. Te spotkania bardzo mu pomagały. Znowu czuł, że może żyć jak normalny chłopak. A to wszystko dzięki tej wspaniałej dziewczynie.
Charlie nacisnęła dzwonek dwukrotnie. Po chwili w drzwiach ukazała się znajoma twarz.
- Dzień dobry pani Palmer- powiedziała z uśmiechem- Ja do Andy'ego.
- Pamiętam cię- powiedziała kobieta- Nachodziłaś mojego syna. Wybacz kochanie, ale Andy nie przyjmuje gości.
- Mamo, w porządku. Może wejść.
Charlie pchnęła drzwi i zgrabnie ominęła kobietę. Pani Palmer z nieukrywanym zaskoczeniem przyglądała się synowi.
- Miło cię widzieć- przytuliła go na powitanie- Gdzie masz pokój?
- Na strychu.
- Taa, jasne.
Chłopak zaczął się śmiać.
- Tu po prawej- wskazał jej drogę.
Kiedy dziewczyna znikła za drzwiami, pani Palmer zatrzymała syna.
- Powiesz mi o co chodzi?
- To koleżanka.
- Domyślam się. Ale nie zapraszałeś nikogo od kiedy...
- Od kiedy jeżdżę na wózku?- spojrzał na nią troskliwie- Czy kiedyś przestaniesz bać się tego słowa?
- Wcale się nie boję.
- Ależ tak.
- Wydawało mi się, że tobie ono również nie przypadło do gustu.
- Tak było. Ale dzięki Charlie to się zmieniło.
- Andy- zaczęła- Wiesz, że nie powinieneś się przywiązywać.
- Musisz mi to ciągle wypominać?
- Nie chcę, żebyś...
- Żebym był szczęśliwy? Zauważyłem.
- Daj spokój. Wiesz o co mi chodzi.
- Na razie- odwrócił się- Mam gościa.
Kiedy wjechał do pokoju, Charlie stała przy wielkim regale z książkami, który zajmował całą ścianę.
- Nie jest zadowolona z mojej wizyty.
- Nie. To znaczy... Nieważne.
- Wiesz- spojrzała na niego z uśmiechem- Zawsze idealnie potrafisz wszystko tłumaczyć.
Podjechał do niej.
- To jest wspaniałe- zaczęła Charlie biegając wzrokiem po wszystkich półkach- Takiej kolekcji nie mają w niektórych bibliotekach.
- Masz rację. To same unikaty- mówiąc to zrobił minę cwaniaczka- Sięgam tylko po te z najwyższej półki.
Dziewczyna spojrzała na niego.
- Kolejny nieudany żart.
- Cholera. A tak się starałem.
- Jak przewidujesz jeszcze jakieś, to odpuść sobie.
- Nie mogę- spojrzał na nią- To zadanie od terapeuty. Mam się nabijać z samego siebie ile się da.
- Czy ta terapia nie ma przypadkiem cię podnosić na duchu? Tak żartując, możesz się niechcący zdołować.
- Dlatego znalazłem złoty środek.
- He? Jaki?
- Takie żarty wypowiadam tylko przy tobie. Zawsze sprawiasz, że czuję się dobrze, więc nawet najgorszy żart tego nie zepsuje.
- Sprytne- uśmiechnęła się słysząc te słowa i postanowiła zmienić temat- Napisałeś jakiś nowy rozdział?
- Coś tam mam, ale ostatnio byłem trochę zajęty. Jedna dziewczyna ciągle zawraca mi głowę.
- Powinno być zawraca mi wózek- zaśmiała się i usiadła na łóżku.
- Widzisz zaczynasz łapać.
- Te wszystkie sprzęty wiszące nad łóżkiem? Pomagają ci na nie wejść?
- Tak. Chcesz zobaczyć jak to robię?
- Czemu nie.
Chłopak podjechał pod koniec łóżka i ustawił plecami do Charlie. Złapał się za drążek nad nim i zdecydowanym ruchem uniósł się do góry. Potem zrobił kilka powtórzeń i usiadł na łóżku. Łapiąc się kolejnych drążków za jego głową po chwili znalazł się obok dziewczyny.
- I jak? Nie najgorzej co?
- Robi wrażenie- uniosła kącik ust.
- Rehabilitacja dużo mi dała. Kiedyś, no wiesz, "przed wózkiem", Bardzo lubiłem chodzić na siłownię. A teraz nadal lubię ćwiczyć, ale niestety tylko ręce. No i mięśnie tułowia. ale to już z trenerem.
- Długo chodzisz na rehabilitację?
- Od kiedy się poznaliśmy na czacie.
Charlie spojrzała na niego pytająco.
- Przestań się dziwić- uśmiechnął się do niej- Dobrze wiesz, że sporo zmieniłaś w moim życiu. A właściwie wszystko.
- Nie przesadzaj. Mówisz jakbyś mi tyle zawdzięczał.
- A tak nie jest?
- Nie. Jesteś świetnym chłopakiem, tylko potrzebowałeś kogoś, kto pomoże ci to sobie uświadomić.
- Wiele osób próbowało- spojrzał na nią- Ale tylko tobie się udało.
Patrzyli na siebie przez chwilę w milczeniu. Andy zaczął gładzić ją po policzku.
- Możesz coś dla mnie zrobić?- patrzył jej głęboko w oczy- Mogłabyś...
Charlie poczuła mrowienie w miejscu gdzie ją dotykał. W brzuchu poczuła pustkę i niesamowitą lekkość. Spojrzała na jego usta, a potem prosto w jego oczy.
- Mogłabyś- powtórzył i dodał z uśmiechem- Przynieść mi szklankę wody, bo strasznie chce mi się pić.
Dziewczyna tego się nie spodziewała. Zaskoczył ją. W kilka sekund zbudował napięcie między nimi i tak szybko je zniszczył. Charlie chciała się podnieść, ale wtedy Andy złapał ją za rękę i przysunął do siebie. Bez dłuższego namysłu pocałował ją namiętnie. Myślał, że największą radością będzie dzień, w którym wstanie z wózka. Jednak ten pocałunek to coś czego pragnął bardziej. Charlie to ktoś, kogo mu brakowało w życiu. Kiedy ich wargi się rozłączyły, dziewczyna popatrzyła na niego z fascynacją i lekkim strachem.
- To ja może skoczę po tę wodę- zeszła z łóżka i wyszła z pokoju.
Andy uśmiechnął się sam do siebie. Zastanawiał się jak to jest, że trzeba wiele stracić, żeby potem o wiele więcej zyskać. Gdyby był zwykłym kolesiem z pewnością by jej nie spotkał. A tymczasem to właśnie jego inność sprawiła, że ona jest tutaj. Przedtem, nigdy czuł się tak wspaniale jak dziś. Nigdy nie sądził, że to go może spotkać. Ale najwidoczniej taki jest los, zada ci ból albo przyniesie szczęście w momencie, w którym najmniej się tego spodziewasz.
***
Win i Tony po szkole postanowili pójść do apartamentu Wina i pograć na konsoli.
- I znowu przegrałeś frajerze!- wykrzyknął Win.
- Dałem ci wygrać, żeby twoje wielkie ego nie ucierpiało.
- Mów sobie tak dalej.
- Mam tego dosyć- Tony rzucił pada na kanapę- Idę po drinka. Chcesz coś?
- Jasne. Nalej mi tego co sobie- odpowiedział i po chwili dodał- Jak nie gry, to co będziemy dzisiaj robić?
- Nie mam pojęcia.
- Może centrum handlowe?
- Taaak. Pewnie. Przepychać się między zgrają ludzi, których dopadło "zakupowe świąteczne szaleństwo"- narysował cudzysłów w powietrzu.
- Racja- poparł Win- Dlaczego tak ludzie szaleją w okresie świątecznym. Przecież tu chodzi o symbol narodzin, tego jak mu tam...
- Jezusa?- podpowiedział mu Tony podając szklankę.
- Właśnie. To ma być symbol narodzin Jezusa, a nie ściganie się kto wyda więcej na Wigilię czy prezenty. Ludzka głupota i ograniczenie mnie przeraża.
- Stary, nie wygrasz z pozerstwem- wzruszył ramionami Tony.
- Może i nie wygram, ale mógłbym sprawić, żebyśmy nie musieli na to patrzeć- przymrużył oczy i się uśmiechnął.
- Rozwiń głęboką myśl.
- Co ty na to, żebyśmy wyjechali z miasta na okres świąteczny?
- Mów dalej.
- Zaraz po Wigilii, zmywamy się z chat i pakujemy w samolot.
- Wszystko spoko, tylko lotniska będą zapchane albo lepiej, zamknięte.
- Hmm- upił łyk i dodał z ironią- Szkoda, że nie nazywam się Chambers i nie mam prywatnego samolotu.
- Nic nie mówiłem- uniósł ręce do góry Tony- To gdzie lecimy?
- Alpy?
- Mam zamiar powiedzieć, że też pewnie w górach jest od cholery ludzi. Ale strzelam, że powiesz, że masz tam kupiony domek, który tylko czeka aż przyjedzie do niego impreza.
- Nie inaczej- uśmiechnął się Win- I co ty na to?
- Co ja na to? Mogę lecieć choćby zaraz.
- I to chciałem usłyszeć- podniósł się z kanapy Win i podszedł do baru- Tylko teraz pomyślmy kogo zabieramy ze sobą.
- Chcesz zabrać kogoś jeszcze?
- W samolocie jest z 20 miejsc. A dom jest duży i ma sporo pokoi. Wiesz, że cię kocham, ale sami imprezy nie rozkręcimy.
- I to się zdarzało, gdy bardzo się nudziliśmy- uśmiechnął się Tony.
- Dobra- Win usiadł z powrotem na kanapie- Masz jakieś propozycje?
- A są jakieś ograniczenia? Szkoła? Z poza szkoły? Starsi? Młodsi?
- Nie ma. Kogo wybierzesz ten jedzie.
- Myślę o członkach ekipy. Dean, Scott, Nate.
- Jesteś gejem czy jak?- skrzywił się Win.
- Ciekawy jestem twoich propozycji.
- Natalie.
- Ostatnio chyba z nią nie najlepiej i nie bywa w szkole. Nie wiem czy pojedzie.
- Pogadam z nią. A April?
- Wygląda na to, że ma ostatnio jakieś problemy.
- Jackie?
- Nowa rozpustnica?- zdziwił się Tony- W sumie to nawet jej nie znam.
- Fajniejsza była jak była skromna i niewinna, nie?
- O wiele fajniejsza. Chwila... od kiedy ci się podobają skromne dziewczyny?
- Daj sobie spokój- spojrzał na niego pogardliwie Win- Charlie?
- Ona jest chyba w porządku.
- A ja dałem jej nieźle popalić. Zaproszę ją w ramach przeprosin.
- Wielkoduszny Win- zaśmiał się Tony.
- Kto następny?- zignorował docinki przyjaciela- Rose.
- Chyba Bóg cię opuścił- spojrzał z przerażeniem Tony- Nie ma mowy.
- Stary, to nie było pytanie.
- Dobrze wiesz, co ostatnio się działo.
- Do wyjazdu o tym zapomnisz i znowu spróbujesz- machnął ręką Win.
- Nie będę próbował. Już nie. Za dużo mnie to kosztuje. Raz zdobyłem się na odwagę i chciałem o tym powiedzieć Deanowi, ale mi nie pozwoliła.
- Zaprosić też Deana, żebyś miał drugą szansę?- uniósł brew Chambers.
- Zaraz ci przyłożę.
- Dobra już dobra- poklepał go Win- Zobaczymy.
- Może zaprosimy Kate i Matta? Taka ładna z nich para?- docina mu Tony.
- Nawet nie zaczynaj.
- Wyobraź ich sobie przytulających się na szczycie góry w blasku księżyca i gwiazd.
- Gdzieś tu miałem numer do Jen Lawrance?- Win udaje że szuka numeru w telefonie- To twoja ulubiona wielbicielka, czyż nie?
- Tylko nie ona. Już się zamykam.
- I bardzo rozsądnie. Dobra. Co z twoim bratem i Jo?
- Jak najbardziej. To chyba najmniej skomplikowana para jaką widziałem.
- Ja też. Zazdrościsz im?
- Nie wiem. Z jednej strony tak, bo wydaje się, że nie mają problemów i się nie kłócą. Ale...
- Ale nie ma w tym takiej pasji jaką masz z Rose- dokończył za niego Win.
- Stary, nawet nie wiem czy mam "cokolwiek" z Rose.
- Jak nie pojedzie to się nie dowiesz.
- Może masz rację- podniósł się i nalał kolejnego drinka.
- Pewnie, że mam. Okej. Podsumujmy. Jest Scott, Nate, Dean, Natalie, Charlie, Kate, Matt, Brian, Jo, Rose.
- Matta też zaprosisz?
- Kate na pewno będzie chciała go wziąć. A jak go zaproszę osobiście, a nie będzie na tzw. doczepkę to lepiej wyjdę w jej oczach.
- Sprytnie.
- Wiem.
- Myślę, że Jo zabierze też swoją kuzynkę Cassie. Brian coś mi o niej wspominał. Niedawno przyjechała i będzie się u nas uczyła.
- Jak jest ładna to bardzo proszę.
- A co z tym gościem z którym ostatnio buja się Natalie.
- Ach tak, Dylan.
- Znasz go?
- Pracował w jednym z pensjonatów w górach. Zakochał się w Natalie. Teraz dla niej wrócił. Bla bla bla. Długa historia.
- I to ci nie przeszkadza?- zdziwił się Tony- Wiesz, Natalie tak jakby należała do ciebie.
- Do rozrywki była ekstra, ale nie była materiałem na dziewczynę. Z czasem naszych schadzek, nawet ją polubiłem. Jeśli jest jej dobrze z tym służącym no to się cieszę.
- Wiesz, chyba udziela ci się świąteczny nastrój. Naprawdę stajesz się Wielkodusznym Winem.
- Zdarzają mi się przebłyski dobroci- napił się łyk i dodał patrząc na kartkę- razem z nami jest 14 osób. Wystarczająco, żeby solidnie zabalować.
- Nie inaczej- uniósł szklankę do góry Tony- za udane święta.
***
W domu Rose znowu zaczęła rozmyślać o Tonym. Jego filmiku i tańcu. Przypomniała jej się również sesja zdjęciowa. Figury, które tam tworzyli były niesamowite. Zachwycali się nimi wszyscy goście, uczniowie, nauczyciele, dziennikarze, fotoreporterzy. Właśnie, dziennikarze. A dokładnie dziennikarka, która przeprowadzała z nią wywiad. Jak się nazywała? Sara. Sara Tybellio. Miała napisać o tej sesji artykuł. Rose usiadła przed komputerem i zaczęła poszukiwania. Wpisywała różne hasła: "wystawa w High School of Art & Design wywiad", "Sara Tybellio artykuł", "sesja Deana Harvelle recenzja" i wiele innych mogących kojarzyć się z tym wydarzeniem i tą kobietą. Pojawiło się kilka artykułów czy opinii, ale żadne nie należały do Sary Tybellio. Rose postanowiła szukać dalej. Po kilku kolejnych próbach traciła już wiarę, że znajdzie cokolwiek. Ostatnie hasło jakie wpisała to: " niesamowity taniec uczniów z HS of Art & Design". Wtedy wyskoczyły różne artykuły, zdjęcia, recenzje z występów uczniów tej szkoły. Jednak uwagę Rose przykuł nagłówek " Najbardziej utalentowana i największa przegrana". Dziewczyna kliknęła link. Wyskoczyła strona, na której opisano przypadek niejakiej Isabel T. "Była najbardziej utalentowaną, pełną pasji i uroku uczennicą HS of Art & Design. Jej występy wprawiały ludzi w zachwyt i wywoływały nieopisane emocje. Miała dar przekazywania na scenie swoich uczuć widzom. Hipnotyzowała zarówno spojrzeniem i mimiką twarzy jak i ruchami. Wydawało się, że żadna choreografia nie sprawiała jej trudności. Zapowiadała się na największą gwiazdę baletu jaką ten kraj mógł kiedykolwiek posiadać. Jednak jej szansę przekreśliła kontuzja kostki. Wtedy Isabel rzuciła szkołę i słuch po niej zaginął". Rose z przerażeniem czytała te słowa. Kiedy skończyła kliknęła link "galeria". Zaczęła przeglądać zdjęcia z występów. Uchwycone momenty jej ruchów były w każdym calu idealne. Z pewnością jej technika nie miała sobie równych. Wszystkie zdjęcia robiły wrażenie. Kiedy Rose włączyła jedno ukazujące jej twarz o mało nie spadła z krzesła. Teraz jest o wiele starsza, ale podobieństwo widać od razu. Nawet jeśli zdjęcie nie jest bardzo wyraźne to bez problemu można stwierdzić, kim jest ta kobieta.
- O mój Boże- zdołała tylko wydusić z siebie Rose.
***
Dean i jego ekipa przygotowują się do konkursu. Nowe kroki, kilka tricków, wprowadzanie nowych stylów do układu to niełatwe zadanie. Do tego Dean jest ciągle zły na Rose, za to jak z nim postąpiła.
- Co wy robicie?!- krzyknął lider i dał znak, żeby Nate wyłączył muzykę.
- Jestem całkiem przekonany, że tańczymy- odezwał się Scott.
- To ma być taniec? Te wasze ruchy jakby ktoś wam wsadził kołek drewniany w ...
- Daj na luz Harvey. Staramy się- rzuciła Gina.
- To starajcie się bardziej, bo efektów nie widać- rzucił i poszedł do kuchni napić się wody.
- Co go ugryzło?- zapytał Ron.
- Nie wiem, ale nie podoba mi się to- stwierdził Nate.
- A gdzie ta mała blodi? Może ją zwerbujemy, żeby poprawiła mu humor.
- Rose- odezwał się Tony- Ma na imię Rose.
Cała ekipa na niego spojrzała.
- Widzieliście go?- zapytała z ironią Gina- Nasz lowelas zapamiętał imię jakiejś dziewczyny.
- Jak znasz imię jakiejś laski to już tylko krok od małżeństwa- nabija się Scott.
- Wiecie co? Walcie się. Pamiętam imiona wielu dziewczyn, które poznaję.
- Yhym- wszyscy znacząco mu przytaknęli.
- Nienawidzę was- przewrócił oczami Tony.
Dean wrócił na parkiet.
- Ochłonąłeś Harvey?- zapytała Jenny.
- Nauczyłaś się tańczyć?
- Hej! daj na luz, stary- podszedł do niego Nate.
- Nie dam. Chcę dzisiaj popracować a wy się obijacie.
- Może zadzwonię po tę małą? Pomoże nam ćwiczyć- rzuciła Gina.
Dean spojrzał na nią z odrobiną złości, ale też bezsilności. Wydawałoby się, że za chwilę opadnie z sił, usiądzie na środku parkietu i zacznie płakać. Wszyscy mu się przyglądali.
- Idę popracować nad filmikiem promującym. Ma być wysłany przed świętami- rzucił i obrócił się w stronę boksów.
- Albo mi się wydaje albo jest totalnie załamany- stwierdził Ron.
- Też to zauważyliście?- zapytał Scott.
- Najpierw był tylko zły, ale kiedy wspomniałaś o Rose to go zmiażdżyło- oceniła Jenna.
- Ciekawe co takiego się wydarzyło? Rozstali się?- zastanawia się Nate.
Tony przysłuchiwał się znajomym i przeanalizował zachowanie Deana. Coś faktycznie go trapiło. Ale czy to na pewno chodzi o Rose? Ostatnio wydawali się być szczęśliwi. Co takiego mogło się stać? Chciałby to wiedzieć, ale głupio mu będzie o to wypytywać. Może Alice wie coś na ten temat?
- Musze spadać. Nara- rzuciła Tony i niemalże wybiegł z kanciapy.
***
- Kto tam?
-Rose. A właściwie Rosalie Evans. Poznałyśmy się na wystawie w HS of Art & Design. Przeprowadzała pani ze mną wywiad.
Dziwi się otworzyły. Kobieta wychyliła się delikatnie.
- Pani Sara Tybellio. Mam rację?
- O co chodzi?
- Chciałam zapytać kiedy ukaże się artykuł?
- Niedługo.
- A w jakiej gazecie?- zapytała dziewczyna unosząc brew.
- Przykro mi, ale nie mam teraz czasu.
- Nie zna pani nazwy gazety dla której pracuje?
- To nie jest odpowiedni moment- kobieta próbowała zamknąć drzwi.
- Myślę, że jest i powinnyśmy porozmawiać- Rose zatrzymała drzwi- Isabel.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
jestes naprawde genialna uwielbiam te opowieadanie
OdpowiedzUsuńto opowiadanie jest mraśne i czekam na następne
OdpowiedzUsuń