- Jak mnie nazwałaś?
- Isabel.
- Mam na imię Sara- kobieta próbowała przekonać Rose i chyba samą siebie- musiałaś mnie z kimś
pomylić.
- Dalej będzie pani udawać, że nie wie o czym mówię?- dziewczyna wyciągnęła z torby zdjęcie.
Kobieta popatrzyła na zdjęcie, potem na Rose i znowu na zdjęcie.
- Wejdź- westchnęła.
Rose, gdy tylko przekroczyła próg, zaczęła rozglądać się po mieszkaniu. Było średniej wielkości, ale
przytulne. Bogato, lecz stylowo urządzone. Widać, że tej kobiecie, jakkolwiek się nazywa, nie brakuje
gustu i dobrego smaku. Rose usiadła na skórzanej czerwonej kanapie.
- Coś do picia? Kawa? Herbata? Wino?
- Herbata, jeśli to nie problem.
- Podanie ci napoju to nie problem, ale twoja obecność tutaj- spojrzała na dziewczynę z powagą- Nieważne. Powiedz skąd znasz mój adres.
- Zadzwoniłam do prawie każdego biura nieruchomości w mieście i pytałam o niedawno wynajęte lub kupione mieszkania. Oczywiście podając pani nazwisko. Kiedy trafiłam do odpowiedniego, podali mi adres.
- Tak po prostu? Bez żadnych przeszkód.
- Tata ma znajomego w tej branży, więc się na niego powołałam. Ale gdyby to nie podziałało znam jeszcze kilka ważnych osób. Miałam też przygotowaną historyjkę, że jest pani moją starszą siostrą której szukam od kilku lat- spojrzała na nią z dumą- Tak czy inaczej dopięłabym swego.
- Nieźle- doceniła półuśmiechem Sara.
Wzięła filiżanki i usiadła na przeciwko Rose, w fotelu. Podając jej herbatę, zapytała:
- Skąd znasz moje stare imię?
- Stare?- zdziwiła się- Chyba chciała pani powiedzieć prawdziwe.
- Przeszłość jest już dawno za mną. Tamte wydarzenia były tak wspaniałe- spojrzała na to zdjęcie z jednego ze swoich występów- że wydawały się być nierealne. Dopiero później, będąc już Sarą, dowiedziałam się co to prawdzie życie. Isabel już nie istnieje.
- Istnieje- wtrąciła Rose- W życiu Tony'ego istnieje.
- Przepraszam. Kogo?
- Tony'ego.
- Wybacz kochanie, ale nie wiem o kim mówisz- błądziła wzrokiem po pokoju.
- Dobrze pani wie o kim mówię- spojrzała poważnie na kobietę- Niech pani posłucha co chcę powiedzieć i przerwie mi, jeśli nie mam racji. Przyszła pani na wystawę w mojej szkole podając się za dziennikarkę. Przedstawiła się pani jako Sara Tybellio. Przeprowadziła pani ze mną wywiad. Lecz pytania nie dotyczyły sesji. Dotyczyły Tony'ego. Nie powiedziała pani kiedy i gdzie ukaże się artykuł. To wydało mi się dziwne. Dlatego zaczęłam szukać w jakichś informacji. Po wielu nieudanych próbach trafiłam na artykuł poświęcony niejakiej Isabel T. Największym talencie w historii mojej szkoły. Na początku nic mi to nie mówiło, dopóki nie zobaczyłam twarzy tej tancerki. Była uderzająco podobna do pani. Miała tę głębię w oczach, którą zauważyłam od razu, gdy pani pojawiła się na wystawie. To hipnotyzujące spojrzenie. To samo, które posiada Tony. Zmyliła mnie pani tą peruką. Ale pani rysy twarzy bardzo dobrze znam. Z rysunków Tony'ego. Robi to odkąd pamięta. Rysuje panią gdy jest smutny, wesoły rozżalony, radosny, przygnębiony czy szczęśliwy. Zawsze rysuje panią. I proszę mi wierzyć ma do tego ogromny talent. Odziedziczył go po pani. Bo pani też rysowała przepiękne obrazy. Skąd to wiem? Od pana Cartera. Mówił mi o pani talencie i oczywiście o tym, że była pani ulubienicą pana Davisa. Co sprawia, że wcale nie jestem zdziwiona, że Tony też jest jego ulubionym uczniem. Wiele cech odziedziczył po pani, a najbardziej widoczną jest to, że ciężko mu mówić o uczuciach. Za to jego sztuka całkowicie odkrywa jego wnętrze i pokazuje emocje. A więc tego co pozostało z życia Isabel jest bardzo dużo. Do tego powiedziała pani, że teraz jest Sara a nie ma już Isabel. Pani nazwisko, opisane w artykule jako T. było ciężkie do znalezienia, ale poszperałam i je znalazłam. To Taylor. A więc jest Sara Tybellio, przestawiamy litery i mamy Isabel Taylor. Jedna i ta sama osoba.
Kobieta nic nie mówiła. Łzy zaczęły jej się zbierać wokół oczu. Wzięła chusteczkę i je przetarła. Wstała i podeszła do barku. Nalała sobie whiskey z lodem i wypiła jednym tchem. Rose uśmiechnęła się w duchu, bo pomyślała, że upodobania alkoholowe też mają takie same.
- Myślałam, że o mnie zapomniał- wydusiła w końcu.
- To niemożliwe. Niemożliwe, żeby kiedykolwiek to zrobił. Zachował gdzieś głęboko w sobie pani obraz. I od najmłodszych lat panią rysuje. Te rysunki są piękne.
Kobieta nic nie mówiła.
- Bardzo za panią tęskni- przerwała ciszę Rose- Wydaje się, że nie ma dnia, żeby o pani nie myślał. Dlaczego pani...
- Proszę mów mi Sara.
- A więc, Saro, dlaczego odeszłaś?
- Kochanie- usiadła z powrotem na fotelu- znasz tylko część mojego życia. Te opowieści George'a czy Anthony'ego są wyidealizowane, bo obaj bardzo mnie kochali. Jednak nie byłam tak wspaniała jak im się wydawało. Poniosłam porażkę i chyba tego nie mogłam sobie wybaczyć.
- Mówi pani o balecie?
- O balecie, karierze, rodzinie. Nic z tych rzeczy mi nie wyszło- zamilkła na moment i dodała- poza Anthonym.
- To dlaczego go zostawiłaś?
- Myślałam, że go zawiodę, bo zawiodłam samą siebie. Byłam nieszczęśliwa i swój smutek przenosiłam na życie George'a. Anthony'emu chciałam tego oszczędzić.
- Jednak tylko zwiększyłaś jego smutek i żal. Właśnie swoim odejściem.
- Teraz to wiem. Myślałam, że robię to co będzie dla niego najlepsze. A pozbawiłam go tylko ważnej osoby w swoim życiu. Mam nadzieję, że chociaż Tiffany w pewnym stopniu mnie zastąpiła.
- Nie wydaje mi się- wtrąciła Rose- Jest oczywiście wspaniałą kobietą. Ale Tony nigdy do końca jej nie zaakceptował. Jest nieufny wobec chyba wszystkich ludzi na Ziemi.
- Oprócz ciebie- uśmiechnęła się lekko Sara.
- Właściwie to- westchnęła Rose- chyba mamy ze sobą więcej wspólnego niż by się mogło wydawać.
- Nie rozumiem.
- Ostatnio popełniłam błąd. Pozwolił mi się do siebie zbliżyć a ja go odtrąciłam.
- I dlatego tutaj przyszłaś?- zmarszczyła brwi Sara- Myślałaś, że jak dowiesz się czegoś o jego matce to ci wybaczy?
- Nie, to nie do końca tak.
- Rose od razu cię poinformuję, że nie zamierzam nikomu mówić kim jestem. A zwłaszcza George'owi
czy Anthony'emu.
- Dlaczego?
- Nie jestem na to gotowa. I oni pewnie też. Taka wiadomość byłaby dla nich szokiem. Nie mogę tego zrobić. Nie teraz. I proszę cię, żebyś też o tym milczała. Możesz to dla mnie zrobić?
- Twoja tajemnica jest ze mną bezpieczna- przytaknęła Rose- Ja nie mam prawa nic z tym robić. To twoja sprawa i do ciebie należy decyzja.
- Dziękuję ci.
Przez chwilę patrzyła na siebie w milczeniu.
- To dla ciebie- dziewczyna wyciągnęła z torby opakowanie z płytą w środku i położyła ją na stoliku- Nie tylko talent do rysowania i piękne oczy macie wspólne.
- Co to jest?
- Obejrzyj. I od razu mówię, że na jednym razie nie skończysz.
Kobieta niepewnie wzięła płytę do ręki i odłożyła na półkę.
- Pójdę już- Rose wstała z kanapy- Czy mogłabym jeszcze... kiedyś...
- Lepiej nie- wtrąciła Sara.
- Jasne. Rozumiem- skierowała się do drzwi- Żegnaj Isabel.
***
Win postanowił zrobić przedświąteczną imprezę. Tak, beznadziejna nazwa, ale okazja do balowania nie musi mieć pięknej nazwy. Ważne żeby była. Poinformował kilkoro znajomych o organizowanej domówce i czekał na przybycie gości. Oczywiście pierwszą osobą, która się o tym dowiedziała był Tony.
- Halo?- Tony odbiera komórkę.
- Robię imprezę.
- Kiedy?
- Teraz.
- Czemu?
- Bo się nudzę.
- Spoko.
- Kto z zaproszonych się zjawi poleci w Alpy.
- Zaproś Alice.
- Kogo?- skrzywił się Win.
- Tę przyjaciółkę Deana.
- Chyba nie nadążam. A co z Rose?
- Tu właśnie o nią chodzi.
- Znam cię tyle lat, a tak bardzo cię teraz nie rozumiem.
- Dowiesz się wszystkiego jak przyjdę.
- Jasne. Jak zwykle. Tajemniczy Tony.
- Coś nie pasuje?
- Nie. Wszystko okej.
- I tak ma pozostać. Na razie.
***
- Jak królowa szkoły może tak olewać drugą królową?
- Jackie...- Natalie podniosła się z łóżka- Co tutaj robisz?
- Win robi imprezę i się na nią wybieramy.
- Nie. Ja nie. Nie mam ochoty.
- Żartujesz sobie?- uniosła brwi Jackie- Nigdzie nie bywasz. Nie dzwonisz. Nikt nie wie co się z tobą dzieje. Masz depresję czy jak?
- Nie. Chyba znudziło mi się moje stare życie.
- Okej. Co brałaś?
- Nic- spojrzała na nią Natalie.
- Przyznaj się.
- Nic nie biorę. Zwariowałaś?
- Nie udawaj niewiniątka. Nie jesteś sobą, co oznacza, że musiałaś się w coś wpakować. A sądząc po tym kim jesteś to pewnie jakieś prochy.
- Nie jestem już taka Jackie. Zmieniłam się.
- Taa. Emocjonująca gadka- przewróciła oczami- Zbieraj się i choćmy zaszaleć. Wiesz, mam ochotę się dzisiaj upić.
- Nie piję.
- Chyba się przesłyszałam.
Natalie zaczyna się denerwować. Jackie na nią naciska, a ona nie ma ochoty na jakąkolwiek zabawę.
- Nie piję. Nie biorę. Nie imprezuję. Jasne?- podeszła do niej Natalie.
- Booo?
- Bo nie mogę, ale też nie chcę.
- Booo?
- Bo jestem w ciąży idiotko!- krzyknęła już całkiem wkurzona.
Jackie zrobiła wielkie oczy. Spodziewałaby się wszystkiego. Ale nie tego. Natalie Lawracne w ciąży. W szkole to będzie hit tego roku. A do tego z pewnością spadnie z tronu. Zostanie już tylko jedna królowa.
- Jak się w szkole dowiedzą to będzie jazda- powiedziała podekscytowana Jackie.
- Jackie, nic im nie mów. Nie chcę, żeby to się rozniosło.
- Kochana- dziewczyna podeszła do Natalie i pogłaskała ją po policzku- Jesteś skończona. Teraz ja rządzę.
- Co ty wygadujesz?
- To początek końca królowej Natalie- podeszła do drzwi i sztucznie się uśmiechnęła- Dzięki za info. I nie martw się, już dzisiaj wszyscy się o tym dowiedzą.
Gdy Jackie zniknęła za drzwiami, Natalie usiadła na łóżku i nie mogła uwierzyć w to co właśnie się stało. Pomogła tej dziewczynie wejść na szczyt i myślała, że może jej ufać. Jednak jej chodziło tylko o popularność. Z drugiej strony to nie takie dziwne, w końcu sama ją tego nauczyła. Tylko ciekawe ile jej przyjdzie jeszcze płacić za postępowanie "tamtej" Natalie.
***
- Dzień dobry panie Swan.
- Witaj April- przywitał się mężczyzna.
- To jest Steven Shane- przedstawiła go dziewczyna.
- Miło poznać.
- Mi również.
Wszyscy usiedli w salonie w mieszkaniu Stevena. April zadzwoniła do prawnika, który pracował dla jej ojca. Oboje ze Stevenem doszli do wniosku, że potrzebują profesjonalnej porady, co do ich sytuacji. Mają nadzieję, że uda im się znaleźć jakieś rozwiązanie.
- A więc, w czym tkwi problem?
- Ja i April spotykamy się od jakiegoś czasu.
- To wiem. Panna Adams mówiła o tym przez telefon.
- Chcemy się dowiedzieć co trzeba i czy w ogóle powinniśmy coś robić, żeby utrzymać nasz związek- wyjaśniła April.
- Pan pracuje w szkole, w której uczy się April. Mam rację?
- Zgadza się.
- Prowadzi pan z nią zajęcia?
- Tak.
- Okej- podrapał się po brodzie pan Swan- I nikt nie wie, że się spotykacie?
- Wie mój brat i jego dziewczyna.
- Oboje chodzą do tej samej szkoły.
- Matt nie, ale Kate tak.
- I co ona o tym sądzi?
- Na początku była strasznie zła i chciała nas wydać, ale mój brat ją przekonał, żeby dała nam czas.
- Okej, więc jesteście kryci- spojrzał na nich- Jak dla mnie taki układ jest dobry.
- Tylko, że my nie chcemy się ukrywać.
- Hmm- zaczął uderzać palcami o stół- Musiałbym zobaczyć dokumenty statut szkoły. W niektórych zabrania się każdych związków uczniów z nauczycielami, a w niektórych nie można mieć za partnera ucznia, którego się uczy. To zależy właśnie od statutu i dyrekcji.
- A więc może pan porozmawia z dyrektorem i się zorientuje?- zapytała April.
- Mogłbym, ale to ryzyko. Bo jeśli takie związki są zabronione to pytając o to zasugeruję, że taki związek w szkole istnieje. A wtedy szybko dojdą o kogo chodzi.
- Czyli nie ma bezpiecznego wyjścia?- zapytał Steven.
- Raczej nie- próbował się uśmiechnąć prawnik- Chociaż...
- Co?
- To chyba nie najlepszy pomysł.
- Proszę powiedzieć- złapała go za rękę April.
- Jest jedna rzecz, którą możecie zrobić i będzie niepodważalna przez radę szkoły.
- Jaka?- zapytała z przejęciem dziewczyna.
- Nie domyślasz się?
- Małżeństwo- odpowiedział Steven.
Wtedy dziewczyna spojrzała na prawnika, potem na Stevena, na prawnika i znowu na Stevena.
- Co?- wydusiła w końcu.
- Jeśli nauczyciel i uczennica są małżeństwem mogą uczęszczać do tej samej szkoły- wyjaśnił pan Swan.
- I to jest rozwiązanie, którego szukaliśmy- klepną ręką w stół Steven.
Prawnik spojrzał na dziewczynę. Wydawała się być przerażona.
- April?
- Tak?- zapytała patrząc błędnym wzrokiem.
- Co ty na to?
- Sama nie wiem.
- To może się udać- dodał Steven.
- Jesteś pewien?
- Jak niczego na świecie- pocałował ją w czoło i zwrócił się do prawnika- Niech pan przygotowuje wszystkie papiery.
- Może spotkamy się w przyszłym tygodniu?
- Oczywiście- podniósł się z krzesła Steven i odprowadził Swana do drzwi.
April zaczęła się zastanawiać co się właśnie stało. Małżeństwo? W tak młodym wieku? Kocha tego człowieka, ale czy to jest ten jedyny? Jak się w to wpakowała?
***
- Hej- przywitał się Tony podchodząc do Alice i podając jej szklankę.
- Cześć.
- Jak się bawisz?
- Nikogo prawie tu nie znam. Hmm, ciekawe jak się bawię?
- A gdzie Dean?
- Nie wiem. Może w domu.
- Widziałaś się z nim dzisiaj?
- Wpadł na chwilę po waszym treningu.
- I?
- I sobie poszedł.
- A w jakim był humorze?
- Z policji jesteś czy książkę piszesz?- spojrzała na niego.
- Niee- zaśmiał się chłopak- Dzisiaj był jakiś podminowany. Sprawdzam czy u niego wszystko okej.
- Raczej tak.
- Na pewno?
- Jak chcesz o nią zapytać to zrób to wprost.
- Słucham?
- Tony- poklepała go po ramieniu- Dużo widzę.
- Chyba nie rozumiem.
- To już ci wyjaśnię- wypiła do końca drinka i nalała sobie kolejnego- Z kilometra widać, że strasznie ci się podoba.
- Kto?- Tony dalej próbował grać głupiego.
- Serio?- uśmiechnęła się Alice i dolała mu whiskey.
- Dobra. Masz mnie. A co z Tobą?
- Ze mną?
- Nawet nie próbuj- zaczął się śmiać- Lecisz na Deana.
- Daj spokój. To mój przyjaciel.
- Dobre sobie- upił łyk.
Wtedy Alice zauważyła wchodzącą do pomieszczenia Rose. Od razu wymieniły spojrzenia. Tony jej nie zauważył. Jednak Rose ciągle się im przyglądała.
- Okej- westchnęła- Masz mnie.
- Wiedziałem.
- Wiesz- spojrzała na niego- Oboje mamy przerąbane. Podobają nam się osoby, których nie możemy mieć.
- Życie jest brutalne- dokończył drinka i nalał sobie następnego- Dlatego się dzisiaj upiję.
- Mam lepszy pomysł- powiedziała z uśmiechem.
***
Jo miała zabrać Cassie do kina, ale propozycja imprezy u Wina wydaje się być o wiele ciekawsza. Kuzynki czekają na spóźniającą się Rose pod budynkiem.
- Gdzie ją wywiało?
- Mnie nie pytaj- uniosła ręce do góry Jo.
- Jak nie ciebie, to kogo? Przyjaźnicie się od, no nie wiem... zawsze.
- Hej!
Obie dziewczyny słysząc znajomy głos odwracają się w stronę ulicy.
- No nareszcie.
- Przepraszam za spóźnienie- powiedziała zdyszana Rose.
- Gdzieś ty była?
- Nie mogę powiedzieć.
- Maz przede mną jakieś tajemnice?- zdziwiła się Jo.
- Nie. To nieważne. Chodźmy.
Kiedy dziewczyny weszły na imprezę nie wiedziały czy dobrze trafiły. Nie wyglądało to na szkolną
imprezę, ale raczej balangę dla modelek. Ale co się dziwić, w końcu to Win.
Rose po chwili odnalazła dwie znajome sylwetki. Tony'ego i Alice. Siedzieli przy barze, rozmawiali, śmiali się i dużo pili. Alice spojrzała na Rose spojrzeniem pełnym dumy. Potem wróciła do rozmowy. Tony jej nie zauważył. Może to i lepiej. Nie chciała widzieć jego smutnego spojrzenia. Jego widok, co prawda pijanego, ale śmiejącego się odrobinę poprawił jej nastrój. Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu, aby znaleźć sobie jakieś miejsce. Nic. Wtedy wróciła wzrokiem do Alice i Tony'ego. Bardzo pożałowała tego, że tam spojrzała. Zamurowało ją.
Całowali się. Rose przestała na chwilę oddychać. Muzyka w jej głowie ucichła, obraz dookoła wydawał się być rozmazany, lecz ten przestawiający całujących się Alice i Tony'ego był wyraźny. Aż za bardzo. Kiedy przestali, Alice udała, że macha jej na powitanie. Tony odwrócił się. Ich spojrzenia się spotkały. To było jak uderzenie meteorytu, jakby coś w nich eksplodowało i spowodowało ból w każdej części ciała. Rose chwyciła kurtkę i wybiegła.
- Postradałeś rozum- Win walnął go w głowę.
- Odwal się.
- Biegnij za nią.
- Ani mi się śni. Czy ona się mną przejęła jak całowała się z Deanem?
- Będziesz tego żałował- rzucił Win i ruszył do drzwi.
- Gdzie idziesz?
- Tam gdzie ty powinieneś.
Win zobaczył jak Rose wsiada do taksówki. Złapał następną i kazał ją śledzić.
***
Andy i Charlie po pocałunku udawali, że nic się nie stało. Jednak dziewczyna trochę się obawiała. Lubi tego chłopaka, ale ma bardzo trudną osobowość. Nie da się określić co zamierza.
- A więc...- zaczęła- Czy... hmmm... czy my...
- Nagle zaczęłaś się jąkać?-zaśmiał się chłopak.
- Nie. Po prostu... Chcę o coś zapytać, ale nie wiem jak to zrobić.
- Okej. Więc najpierw zaczynasz od słowa pytającego: czy, gdzie, kiedy, po co...
- Bardzo śmieszne- spojrzała na niego troskliwie.
- Mów co ci chodzi po głowie- uśmiechnął się.
- Co znaczył nasz...
Nagle Andy nachylił się nad nią i znowu ją pocałował, nie pozwalając dokończyć pytania. Potem spojrzał na nią.
- To właśnie znaczył. Pocałunek oznacza dokładnie to co wtedy czujesz, gdy się całujesz.
- A co jeśli czujemy co innego?
- Chciałabyś mnie pocałować raz jeszcze?
- Chyba...- zarumieniła się dziewczyna.
- Więc nie masz czym się martwić- pocałował ją, ale tym razem w czoło.
- Jesteś taki- zaczęła Charlie- pewny siebie i dojrzały.
- Nie dziwne, w końcu byłem już żonaty.
- Co?- dziewczyna otworzyła usta ze zdziwienia.
Chłopak zaczął się śmiać.
- O ty!- walnęła go w ramię.
- Jesteś świadoma, że bijesz kalekę?
Oboje wybuchli śmiechem. Charlie nigdy tak się nie czuła jak w towarzystwie Andy'ego. Zapominała o szkole, pracy domowej, zmartwieniach, znajomych, a także o jego chorobie. Nic nie miało znaczenia poza tym, że byli razem. Tu i teraz.
- Chcę, żeby tak było zawsze- przytuliła się do niego.
- Będzie.
- Obiecujesz?
Wtedy chłopak spojrzał przez okno na rozgwieżdżone niebo i pomyślał, o tym z czym będzie się musiał zmierzyć.
- Obiecuję.
***
Dziewczyna podjechała pod kanciapę ekipy Deana.
- No nie, znowu on?- westchnął Win i podał taksówkarzowi pieniądze.
Kiedy Rose weszła do środka, chłopak wślizgnął się za nią i ukrył się za filarem.
- Co tu robisz?- odezwał się głos za jej plecami. Odwróciła się. To był Dean.
- Sama nie wiem- wzruszyła ramionami- Coś mi mówiło, że muszę tu przyjść.
- Zabawne, bo mi też.
- To miejsce chyba dobrze działa na zagubione dusze.
- Moja nie jest zagubiona. Dobrze wiem czego chcę. Jest raczej zraniona, bo nie mogę tego mieć.
- Dean- zaczęła- Wiesz, że tu nie chodziło o ciebie..,
- Jasne- przerwał jej- Tu nie chodzi o ciebie, tu chodzi o mnie. Standardowa gadka.
- Ale taka jest prawda. Nic nie poradzę. Za bardzo pozwoliłam ci się zaangażować. Ja w naszym związku byłam o wiele dalej od ciebie. Jestem taka, żeby komuś zaufać czy się do kogoś zbliżyć, potrzebuję więcej czasu niż inni. Może to dlatego, że zawsze jestem rozważna i poukładana. Nigdy pochopnie nie podejmuję decyzji. Nie potrafię być spontaniczna. Każdą sytuację mam zaplanowaną.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Że nas sobie jeszcze nie poukładałam. Nie widzę nas jako pary. Ale nie chcę też tracić z tobą kompletnie kontaktu.
- Nie wierzę. A teraz pewnie usłyszę tekst : "Zostańmy przyjaciółmi"?- zapytał z ironią i dodał- Myślisz, że łatwo mi będzie z tobą przebywać i rozmawiać. Udając, że wszystko jest w porządku. Że nie boli mnie to, że jeszcze kilka dni temu mogłem do ciebie podejść i cię pocałować? Że mogliśmy o wszystkim szczerze pogadać?
- Właśnie. Zawsze mogliśmy szczerze pogadać. Nie chcę tego tracić. Myślę, że dalej siebie potrzebujemy. Wsparcie, które mi okazywałeś dużo dla mnie znaczyło. Także łatwość rozmowy z tobą. Żadnych podchodów. Po prostu szczerość. Nie chcę tego tracić.
- Przykro mi Rose- spojrzał na nią- tracąc mnie, straciłaś wszystko co nas łączyło. W najbliższym czasie nie będę chciał z tobą przebywać. To dla mnie za trudne.
- Teraz jakoś dajesz radę- uśmiechnęła się lekko, lecz widząc jego smutne spojrzenie od razu spoważniała- Rozumiem.
Patrzyła na niego przez chwilę. Straciła wspaniałą osobę, tylko po to, żeby... być z kimś innym. Jednak nie może z nim być. Miała ich dwóch. Teraz nie ma żadnego.
- Mogę cię chociaż przytulić?
- Wolałbym nie- odwrócił się w stronę konsoli- Lepiej będzie jak już sobie pójdziesz.
- Jasne. Do zobaczenia.
- Taa. Na razie.
Dean wziął głęboki oddech. Ciężko było usłyszeć, że nie ma już szansy odzyskać tego, co było między nimi. Zawsze wydawała się dla niego trochę wycofana. Lubił w niej to, bo musiał się starać, żeby ją zdobyć. Potem byli razem, ale nie było wcale łatwiej. Dziewczyna, która jest wyzwaniem jest najciekawszą osobą jaką można spotkać, ale też łatwo ją stracić. Wymaga to sporo pracy i poświęcenia. Może niepotrzebnie ją tak dzisiaj chłodno potraktował? Może powinien zgodzić się na jej propozycję. W końcu dobrze ją zna i może byłaby jakaś szansa, żeby ją odzyskać. Tylko, czy ta dziewczyna warta jest bólu, który teraz przeżywa?
Aby wyrzucić myśli z głowy włączył piosenkę ( Showtek ft. We Are Loud & Sonny Wilson- Booyah ) i zaczął tańczyć.
***
- Wydawało mi się, czy miałaś być na mojej imprezie?
- Win? Co ty tu robisz?- zdziwiła się Rose.
- Śledzę cię.
- Po co?- zmarszczyła brwi.
- Bo cię lubię- wyszczerzył zęby- A właściwie twoje życiowe dramaty.
- Win, nie mam teraz ochoty na twoje żarty.
- Nie żartuję. Naprawdę cię lubię.
- Tak? Ciekawe czemu?
- Bo jesteś jedyną dziewczyną, która nie posikała się w gacie jak mnie zobaczyła.
- Co?- popatrzyła na niego ze skrzywioną miną- Co ty bredzisz?
- Pomyśl. Jesteś tak zapatrzona w Tony'ego, że żaden inny koleś dla ciebie nie istnieje. Nawet ja. A to oczywiste, że podobam się każdej dziewczynie.
- Uwierz znalazło by się kilka wyjątków.
- Na przykład?
- Jo.
- Mówimy o ładnych dziewczynach.
- Jo jest bardzo ładna.
- Nie jest- pokręcił głową i się uśmiechnął.
- Jesteś wredny.
- Jakieś inne propozycje?
- Jackie?
- Odhaczone.
- Charlie?
- Odhaczone.
- Kate.
- Odhaczone.
- Nie podobasz się Kate.
- Bo tak ci powiedziała?- uniósł brew- Zapytaj się jaki romantyczny jestem i jak dobrze całuję.
- Słucham?- zdziwiła się Rose- Kłamiesz.
- Pytanie: Czy kiedykolwiek ci skłamałem?
Dziewczyna się zastanowiła i popatrzyła na niego z powagą.
- No właśnie- dotknął ją palcem w czoło- i ty mi też nie. Dlatego potrafimy się ze sobą dogadać. Nie interesujemy się sobą nawzajem i nasze opinie są obiektywne.
- Chcesz mi powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi?
- Nie inaczej. I to najlepszymi jacy mogą istnieć.
- Ale ja cię nawet nie lubię.
- Nie. Nie lubisz tego, że zawsze ci mówię co myślę. Bez względu na okoliczności i konsekwencje. Prosto w oczy powiem ci to, czego nikt się nie odważy. Posunę się do takich czynów, które żadne z twoich przyjaciół nie jest w stanie zrobić. Tego nie lubisz, ale jednocześnie mnie szanujesz. Bardzo. I choć wcale tego nie chcesz to liczysz się z moim zdaniem.
Dziewczyna wsłuchiwała się w to co mówi. Miał rację. Całkowitą. Zawsze jej radził. Zawsze przy niej był. Nawet głupią docinką potrafił przekazać to co miał do przekazania. Zawsze starał się jej pomóc. Jak prawdziwy przyjaciel.
- Chyba masz rację.
- Jasne, że mam. Jak zawsze zresztą.
- Nie dziwię się, że jesteś najważniejszą osobą w życiu Tony'ego.
- Tu bym się spierał- uśmiechnął się i dodał- Chodź. Odwiozę cię do domu.
- Mojego czy twojego?
- A masz ochotę być na mojej imprezie, po tym co zobaczyłaś?- uniósł brew.
Dziewczyna przecząco pokręciła głową.
- No właśnie.
Oboje wsiedli do taksówki.
- Win? Czy oni...
- Nie wydaje mi się. Tony nie wie co ma robić. Dlatego robi głupoty. Ty z resztą też.
- Co masz na myśli?
- Nie jesteś już z Deanem, tak?
- No tak.
- A więc dlaczego mu tego nie powiesz?
- Myślisz, że chcę żeby to czy on jest mną zainteresowany zależało od tego czy jestem z Deanem czy nie? Wcześniej tak nie było. Potrafił pokazać, że mu zależy. A teraz? Robi dokładnie na odwrót.
- Może masz rację. Ale on wykonał już krok w twoją stronę. Może teraz twoja kolej.
- Nie będę go prosiła, żeby ze mną był.
- Wiesz, za to właśnie cię lubię- uśmiechnął się Win- Każda inna dziewczyna zrywając z jednym poleciałaby do drugiego. Ty natomiast martwisz się o pierwszego i nie chcesz, żeby został zraniony, a od drugiego wymagasz walki o ciebie. W tych czasach to niespotykane.
- Powiedzmy, że darzę się dużym szacunkiem.
- I powodujesz, że ludzie też cię nim darzą.
Podjechali pod dom Rose.
- Dzięki Win- pożegnała się dziewczyna.
- Do usług księżniczko- uśmiechnął się- Do zobaczenia w szkole.
- Niezły podryw- rzucił kierowca taksówki, kiedy Rose wysiadła.
- Gościu. To nie był podryw. Ona jest raczej jak... siostra.
- Wyglądało inaczej- uśmiechnął się taksówkarz.
- Bo się na tym nie znasz. Gdybyś wiedział jak bajerować ludzi byłbyś bogaty, a tak jeździsz taksówką. Więc zamknij się i skup się na tym co potrafisz- uśmiechnął się sztucznie Win- Wieź mnie na imprezę.
ZAJEBISTE!!! czekam na wiecej!
OdpowiedzUsuńKiedy następny ????? SUPERAŚNY :*
OdpowiedzUsuńNastępny już niedługo, ale mogę wam powiedzieć, że trochę się wydarzy ;)
OdpowiedzUsuń