środa, 29 stycznia 2014

Episode 34: I love you

W momencie, kiedy znajdziecie link do piosenki, odtwórzcie ją i przeczytajcie ostatnią scenę. Można się lepiej wczuć w atmosferę i to nieźle działa na wyobraźnię.


- Dlaczego ten widok mnie nie dziwi- powiedział Brian stojąc przed celą, w której Tony spędził noc- Chociaż zawsze myślałem, że to Win albo Dean wpakują cię w tarapaty.
- Będziesz się tak nade mną pastwił czy może pomożesz mi stąd wyjść?- uniósł głowę.

Wtedy Brian zobaczył jego podbite oko i spoważniał.

- Jak się czujesz?
- Boli mnie głowa, ale to pewnie od tego przeklętego miejsca.

Wtedy przyszedł strażnik, otworzył celę i powiedział:

- Chciałbym już cię tu nigdy nie widzieć.
- I wzajemnie- rzucił Tony.

Kiedy obaj wsiedli do auta Brian pierwszy się odezwał:

- Masz szczęście, że jestem pełnoletni i nie musiałeś wzywać rodziców.
- Rodzica- poprawił go Tony.
- Co?
- Nieważne- spojrzał przez okno- Będę miał przez to jakieś problemy?
- Nie. Założyli ci co prawda teczkę, ale masz w niej tylko ten wybryk. Poręczyłem za ciebie, że się w nic nie wpakujesz. Podpisałem jakieś papierki i tyle.
- Dzięki.
- Tony, co ty właściwie tam robiłeś?
- Nie powiedzieli ci?
- Tak. Powiedzieli. Niszczenie mienia, zakłócanie porządku i napad na policjanta.
- No właśnie.
- A jak było naprawdę?
- Możemy o tym teraz nie rozmawiać?- Tony spojrzał na brata.
- Jasne. Jak chcesz.
- Gdzie jedziesz?
- Wiozę cię do szpitala.
- Po co? Przecież nic mi nie jest.
- Po tym co widzę, to dostałeś niezły łomot. A do tego boli cię głowa. Możesz mieć wstrząs mózgu.
- Daj spokój... Mamo- uśmiechnął się Tony- Zawieź mnie do domu.
- Nie ma opcji. Ja cię stamtąd wyciągnąłem, więc ja decyduję co z tobą zrobić, jasne?
- Jak chcesz.

Gdy przejeżdżali przez centrum, Brian skręcił w uliczkę, którą Tony dobrze znał. A właściwie znał ją od wczoraj. To tutaj tworzyli graffiti. Jednak coś się zmieniło. Rysunek Rose był dokończony. Wczoraj, kiedy przyjechała policja była go tylko połowa. Dzisiaj jest cały. Niemożliwe, żeby była tak nierozsądna, żeby tu wrócić i go dokończyć. Był zły a zarazem zafascynowany. Tylko czym? Odwagą? Lekkomyślnością? Wtedy wyobraził sobie, co by było gdyby przyjechał kolejny patrol i ją zgarnął. Czułby się niewyobrażalnie winny. Tak też czuje się teraz. Bo to on ją do tego namówił. Jest zły na siebie i na całą tę sytuację. Zastanawia się też co Rose teraz przeżywa.

***

Wieści o ciąży Natalie roznoszą się w piorunującym tempie. Każdy o tym mówi i nie dziwne, że ta wiadomość dotarła też do dyrekcji szkoły. Natalie została zaproszona na rozmowę.

- Panno Lawrance, doszły mnie słuchy o wielkiej zmianie w twoim życiu. Wiesz o czym mówię?
- Nie inaczej.
- Potwierdzasz tę informację?
- Tak- powiedziała z pewnością dziewczyna, co trochę zdziwiło dyrektora.
- Rzadko mamy takie przypadki w naszej szkole. Dlatego poszukamy odpowiedniego rozwiązania.
- A dokładniej?
- Natalie, twój stan nie będzie ci pozwalał na uczestniczenie w zajęciach wymagających sprawności fizycznej. Dlatego myślę, że powinnaś zrobić sobie rok przerwy. A kiedy już wszystko sobie poukładasz to wrócisz do szkoły.
- Jednak chciałabym skończyć ten rok.
- Rozumiem. A jak chcesz to zrobić?
- Część zajęć zaliczę po prostu szybciej. Nie oszukujmy się, ale poziom mojego tańca jest o wiele lepszy niż reszty mojej klasy. Z pewnością kilka egzaminów mogę zaliczyć do przodu. A te, których nie zdążę, zaliczę po urodzeniu dziecka i oczywiście odpoczynku. Prawdopodobnie w 3 klasie.
- Myśli pani, że to rozsądne?
- Rozmawiałam o tym z lekarzem, termin mam na początek lipca, ale z uwagi na to, że jestem bardzo młoda to urodzę wcześniej. Więc pewnie będzie to czerwiec. A przez wakacje wydobrzeję i będę mogła normalnie zacząć 3 klasę.
- No skoro jest pani pewna i wierzy w swoje możliwości, nie pozostaje mi nic innego jak tylko się zgodzić.
- Dziękuję.
- Tak więc proszę już dowiedzieć się, które egzaminy jest pani w stanie zaliczyć. Ja również porozmawiam z nauczycielami i trenerami, aby rozpatrzyli twój przypadek jako szczególny.
- Dziękuję raz jeszcze.
- Zmykaj już na zajęcia.
- Do widzenia.
- Do widzenia.

***

- Wyglądasz jak siedem nieszczęść- komentuje Kate, siadając przy stoliku.
- Dosłownie- dodaje Jo- Co ci jest?
- Wczoraj- zaczęła Rose- Miałam najgorszy dzień w historii najgorszych dni.
- To znaczy?
- Tony'ego zgarnęła policja. Przeze mnie- spuściła głowę.
- Boże! Dlaczego?
- Podwoził mnie do domu i wpadł na pomysł, żebyśmy zrobili gdzieś graffiti. Ja go namówiłam, żeby zrobić to w centrum. Uprzedzał mnie, że jest tam dużo policji. Jednak nie dałam za wygraną- westchnęła- No i nas złapali. Właściwie to mnie. Tony był kilka metrów przede mną i zdążyłby uciec, ale po mnie wrócił. Przyłożył policjantowi, który mnie trzymał i wtedy się wyrwałam. Ale drugi za to złapał jego. Tony kazał mi uciekać. No i zwiałam- łza spłynęła jej po policzku.
- Chodź tu- przytuliła ją Jo.
- Widziałam jak go biją i bałam się cokolwiek zrobić.
- Czy ty postradałaś rozum?!- krzyknęła Kate, aż kilkoro uczniów spojrzało w ich stronę.
- Przestań. Nie widzisz, że jest przybita.
- Co ci strzeliło do głowy? Przecież ty jesteś ta rozsądna, pamiętasz? Ja jestem od bójek i pyskowania. Nie ty.

Wtedy przysiada się do nich Brian.

- Nie uwierzycie jaki miałem dziś poranek.
- Musiałeś pojechać po Tony'ego, który był w pace- odpowiedziała Kate.
- Skąd to wiesz?- zdziwił się.

Wtedy dziewczyna wskazała na załamaną Rose.

- Co z nim?- zapytała.
- Zawiozłem go do szpitala. Powiedzieli, że zrobią parę badań, ale wypuszczą go do wieczora do domu- odpowiedział i spojrzał na nią podejrzliwie- Ciekawi mnie, skąd ty wiesz, że go zamknęli?
- Byłam tam.
- Co? Tony nic o tobie nie mówił.
- Byłam tam razem z nim.
-To dlaczego ty jesteś tu a on tam? W dodatku z podbitym okiem.
- Bronił mnie.
- Przed kim? Przed policjantami?- zaśmiał się w złości Brian.
- Przestań- próbowała uspokoić go Jo.
- Co robiliście?
- Słucham?
- Pytam się co robiliście, że pojawił tam się radiowóz?
- Graffiti.
- Poszliście sobie pobazgrać po budynkach, jacy wy jesteście odważni- spojrzał na nią złowrogo.
- Brian, przecież nie wiedziałam, że tak będzie- tłumaczy Rose.
- Nawet jeśli nie wiedziałaś, to kiedy już po was przyjechali, mogliście się po prostu poddać. Zamiast tego, ty uciekłaś, a jego pobili. Bardzo mądrze.
- Dobrze ci jest mówić, bo cię tam nie było.
- Ważne, że jestem jak mu trzeba pomóc. Na mnie przynajmniej może liczyć.

Te słowa uderzyły w nią jak najmocniejszy cios pięścią. Łzy zakręciły jej się w oczach, lecz zacisnęła powieki i wstała od stołu. Zarzuciła torbę na ramię i wybiegła ze stołówki.

***

Charlie chciała przedstawić Andy'ego rodzicom, dlatego zaprosiła go do siebie. Kiedy państwo Brown go zobaczyli, nie byli zbytnio zachwyceni, że ich córka spotyka się z niepełnosprawnym chłopakiem. Co prawda są życzliwymi i bardzo pomocnymi ludźmi. Udzielają się w fundacjach i pomagają biednym. Ale dla swojej córki, chcieli czegoś innego. Pełnej, zdrowej rodziny, a ten chłopak może być przeszkodą. Jednak, gdy tylko zasiedli do stołu znaleźli wspólny język z Andym. Wydawał się być taki rozważny i przede wszystkim sprawiał, że na twarzy ich córki pojawiał się promienny uśmiech. Wtedy uświadomili sobie, że może to ich nazywają ludźmi o wielkim sercu, ale Charlie ma je dziesięciokrotnie większe.

- Chyba nie było tak źle- powiedział chłopak, gdy byli już sami w pokoju Charlie.
- Wiedziałam, że cię polubią.
- Nie udawaj. Byłaś równie przerażona jak ja.
- No i to straszne- zaczęła się śmiać z samej siebie- Ale daliśmy radę.
- Mimo wszystko, cieszę się, że tu przyszedłem. I wiesz co?
- Co?- zapytała z uśmiechem.
- Chyba jestem gotowy poznać twoich przyjaciół.
- Czy to oznacza, że pojedziesz z nami w góry?
- Dokładnie to.

Dziewczyna podeszła do niego i usiadła mu na kolanach. Popatrzyła na niego z tą fascynacją z jaką miała zwyczaj to robić i go pocałowała. Wtedy usłyszeli pukanie do drzwi.

- Tak?
- Kochanie, masz jeszcze jednego gościa- powiedziała mama.
- Mogę?- zapytał znajomy głos.

Charlie zerwała się na równe nogi i podeszła do drzwi. Kiedy je otworzyła, stał w nich uroczy chłopak z bukietem kwiatów.

- Louis!- krzyknęła i rzuciła mu się na szyję.
- Cześć Charlie.
- To jest Andy- przedstawiła ich sobie dziewczyna.
- Czyli to ten Louis, o którym się tyle nasłuchałem?- podał mu rękę Andy.
- We własnej osobie. A ty pewnie jesteś tym chłopakiem z czatu.
- Dokładnie.
- Fajnie, że już ustaliliście, który jest który- uśmiechnęła się Charlie i dodała- Co tutaj robisz?
- Przypominam ci, że jesteś organizatorem zbiórki świątecznej.
- Pamiętam o tym.
- Jasne- przewrócił oczami Louis.
- Pamiętam- śmieje się sama z siebie Charlie.
- Chyba ktoś za bardzo zaprząta ci głowę.
- Masz z tym jakiś problem?- spojrzał na niego poważnie Andy.
- Wyluzuj, żartuję sobie.
- Nie podoba mi się twoje poczucie humoru.
- Andy!- upomniała go Charlie.
- No co? Mówię co myślę.
- Nie musisz być przy tym taki niemiły.
- Mogłaś powiedzieć, że masz randkę z jakimś gogusiem. Nie potrzebnie tu przychodziłem- chłopak się zdenerwował i ruszył do drzwi.
- Jeśli myślisz, że za tobą pobiegnę, to się grubo mylisz- rzuciła Charlie.

Andy nic nie odpowiedział i wyjechał z pokoju.

- Co się właśnie stało?- zapytał skołowany Louis.
- Ma trudny charakter i podejrzewam, że jest zazdrosny.
- O mnie?
- Wpadasz tu taki ładnie ubrany, twoje perfumy czuć wszędzie i do tego z bukietem- spojrzała na niego Charlie- Każdy byłby zazdrosny.
- Chcesz mi w ten sposób powiedzieć, że jestem przystojny?- uśmiechnął się chłopak.
- Przestań- spojrzała na niego.
- Mogę o coś spytać?
- Jasne.
- Dlaczego ci na nim zależy? Bo z tego co widać to jest, użalającym się nad sobą, dupkiem.
- Nie jest. Po prostu strasznie przeżywa to, że nie jest dla mnie odpowiedni. Postaw się na jego miejscu. Dzisiaj poznał moich rodziców i co prawda przekonał ich do siebie, ale oni bardzo często wspominali o tobie. Widziałam jak go to boli. A teraz przychodzisz tu taki odpicowany i...
- Na nogach?
- Tak- odpowiedziała, ale śmiech sam cisnął jej się na usta.

Oboje spojrzeli po sobie.

- Widocznie coś w nim jest, że tak go lubisz.
- Jest. Dużo dobrych rzeczy, ale schowanych za bólem i żalem. Powoli staram się to odkrywać.
- Nie czujesz, że bierzesz na siebie zbyt wiele?
- Halo? Poznałeś mnie? Zawsze tak robię. Biorę na siebie tyle rzeczy, że potem ledwo potrafię je udźwignąć.
- Zdążyłem się przekonać- uniósł kącik ust.

Charlie podeszła do szały i wzięła płaszcz.

- Powiedziałaś, że za nim nie pobiegniesz.
- Tak. Bo tym tempem, którym on jeździ, to wystarczy, że pójdę- uśmiechnęła się szeroko.
- To powodzenia- rzucił gdy wyszła z pokoju.

Potem spojrzał na kwiaty które jej przyniósł. Leżały na biurku. Nawet na nie nie spojrzała. Nie mówiąc już o nim. Potrafi patrzeć na niego tylko jak na przyjaciela. Więc jak ma wyznać najcudowniejszej dziewczynie jaką zna, że się w niej zakochał?

***

- Witam gwiazdora- Alice wpadła do pokoju Deana jak burza.
- Cześć Robert- spojrzał na nią i dodał- Czy kiedykolwiek przyjdzie tak wspaniały i radosny dzień, w którym twoja osoba pomyśli, że warto czasem spróbować wykorzystać taką cechę jaką jest kultura i postąpić jak cywilizowany człowiek i... zapukać?
- Dobrze się czujesz?- uniosła brew kumpela i skoczyła na łóżko.
- Całkiem nieźle.
- To dobrze, bo mam ochotę coś zrobić.
- Co?
- Całować się- wyszczerzyła zęby.
- A tak serio?
- A tak serio, to cholernie mi się nudzi. Siedziałam w swoim pokoju i sobie pomyślałam: " Boże, jaka nuda. Wiesz co Alice? Z pewnością Dean jest twoim lekarstwem na nudę". No i oto jestem.
- Czy ty coś brałaś?- popatrzył na nią.
- Jeszcze nie- uśmiechnęła się dziewczyna- Ale jestem otwarta na propozycje.
- Niestety żadnych nie mam.
- Chodź tu- poklepała ręką łóżko.

Chłopak się podniósł z krzesła i położył obok. Alice się do niego przytuliła.

- I jak?
- Całkiem, całkiem.
- Widzisz- spojrzała na niego- Ja zawsze wiem co jest dobre.

Wtedy dziewczyna położyła się na boku i mu się przyglądała. Patrzył w sufit. Był taki piękny w tej wyciągniętej koszulce, w dresie i poczochranych włosach. Kiedy o nim myślała, serce zaczynało jej bić mocniej.

- Dean?
- Co?

Alice nic się nie odezwała. Wtedy on obrócił się w jej stronę.

- Co?- powtórzył.
- Myślę, że...tak jakby się w tobie...

Wtedy usłyszeli krzyk mamy Deana.

- Dean! Ktoś do ciebie!
- Zaraz wracam- rzucił i wyszedł z pokoju.

- Serio? Teraz?- pomyślała Alice, w momencie gdy chciała powiedzieć co do niego czuje.

Wtedy do pokoju wpadła mała Katie i wskoczyła na łóżko.

- Hej śliczna.
- Cześć Alice. Pobawisz się ze mną lalkami?
- Jasne. Tylko najpierw pogadam z twoim bratem, ok?
- On wychodzi na randkę, ale ciiii- wyszeptała Katie i położyła palec na ustach.

Do pokoju wrócił Dean i ruszył od razu do szafy. Zaczął przerzucać ubrania. Wyciągnął dwie koszulki. Zaczął przykładać do siebie.

- Katie- zwrócił się do siostry- Ta czy ta?
- Biała.
- A bluza?
- Czarna.
- Dzięki.
- Mogę wiedzieć co się tu dzieje?- Alice uniosła dwa palce w górę, jak w szkole.
- Wychodzę.
- Dokąd?
- Do kina.
- I chcesz mnie tu zostawić samą?
- Nie- uśmiechnął się Dean- Z Katie.
- Zabawne. A z kim idziesz?
- Przepraszam, czy my braliśmy ostatnio ślub? Bo zachowujesz się jak zazdrosna żona.
- W sumie to braliśmy. W piaskownicy. 10 lat temu.
- Ten się nie liczy- podszedł i pocałował Katie- Na razie.
- A szkoda- powiedziała do siebie Alice- Katie- zwróciła się do niej- leć na zwiady i zobacz z kim wychodzi.

Dziewczynka pobiegła i wróciła po kilkunastu sekundach.

- I co?
- Uuuuuuu- zaśmiała się Katie.
- Aż taka ładna?- skrzywiła się Alice.
- Bardzo ładna.

Alice podbiegła do okna, żeby zobaczyć jak wsiadają do samochodu. Zobaczyła ładną dziewczynę, która wdzięcznie uśmiechała się do Deana. Spostrzeżenie pierwsze: To nie Rose. Spostrzeżenie drugie: Musi być tu nowa, bo Alice przecież zna wszystkie fanki Deana.

- Wiesz jak się nazywa?- Alice odwróciła się do Katie.
- Jak ci powiem to pobawisz się ze mną?
- Tak.
- Cassie.

***

Sam i Matt mają ostatni mecz w tym roku. Obaj świetnie się dogadują, zarówno na boisku, jak i poza nim. Jako wierny kibic na meczu pojawia się też Kate.

- Hej- podbiega do niej Matt- Gdzie reszta?
- Jo z Brianem dzwonili, że zaraz będą.
- A Rose?- pyta podchodząc Sam.
- Rose ma dzisiaj ciężki dzień, więc raczej się nie pojawi.
- Przez to aresztowanie- stwierdził Sam.
- Skąd o tym wiesz?
- Dzwoniła do mnie wczoraj. Zawsze dzwoni jak ma problemy. Szkoda, że jestem jej tylko potrzebny jak ona czegoś chce. Kiedy ja o coś proszę, zawsze jest coś ważniejszego ode mnie.
- Na pewno tak nie jest.
- Tak? A widzisz ją gdzieś tutaj?
- Zrozum, że to naprawdę jest poważna sprawa.
- Wiem. Ale mogłaby czasem pomyśleć o przyjacielu.
- Zasugeruję jej to. Spokojna twoja głowa.

Wtedy do nich zbliżają się Jo, Brian i nikt inny jak Melissa.

- Dotarliśmy na czas- odezwał się Brian.
- Macie szczęście- odpowiedział mu Matt.
- Shane! Larsen! Do mnie!- krzyknął trener.
- Chyba musimy się zbierać- powiedział Sam i puścił oko do Melissy- Miło cię widzieć.
- Powodzenia- odpowiedziała dziewczyna.
- Nie ma Rose żeby to powiedziała- Kate zaczęła szeptać na ucho Jo- Więc ja to powiem: Zaraz zwymiotuję.

Jo ze śmiechem, złapała Briana za rękę i ruszyli na trybuny. Kiedy znaleźli miejsca, Kate zapytała:

- Co ona tu robi?
- Była u Briana jak wychodziliśmy, więc zabraliśmy ją ze sobą.
- Och, wy dobre dusze. A co z Cassie?
- Wyszła.
- Wow. A z kim?
- Nie chciała powiedzieć- przymrużyła oczy Jo- To trochę podejrzane.
- Myślę, że trzeba będzie to z niej wyciągnąć- stwierdziła Kate.
- I nawet wiem jak. Zorganizuję nocowanie. To zawsze sprzyja zwierzeniom.
- O tak. Jest o czym gadać.
- A propos gadania. Rozmawiałaś z Rose?
- Nie odbiera ode mnie telefonów- pokręciła głową Kate.
- Ode mnie też nie.
- Nie dziwię się jej. Też bym nie chciała z nikim gadać, jakbym coś takiego przeżyła.
- Do tego strasznie przejmuje się Tonym.
- Gdyby to przeze mnie zamknęli Matta na nockę to...-zastanowiła się i dodała- W sumie to nie chcę myśleć co bym zrobiła. Albo co on by zrobił.
- Tony jest inny -stwierdziła Jo- Skoczyłby za nią w ogień i jeszcze powiedział, że jest mu tam ciepło.
- Zakochany kretyn- skomentowała Kate i spojrzała na przyjaciółkę- Ale cudny kretyn.
- Nie musisz mi mówić, chodzę z jego bratem- uśmiechnęła się Jo.
- Nie mają może jeszcze jednego brata?
- Tak szczerze to można by podpiąć Wina do rodziny, jak tak bardzo chcesz- zaczęła się śmiać.
- Ty i te twoje żarciki- Kate uszczypnęła ją za policzek.
- Przyszłyście na mecz czy na plotki?- odezwał się Brian.
- Pozwól, że nie odpowiem na to pytanie, bo odpowiedź z pewnością cie zawiedzie- wyszczerzyła zęby Kate.
- Nigdy więcej, meczu z babami- westchnął.
- Wiesz Jo, twój facet to szowinista.

 Brian popatrzył na Kate z zażenowaniem. Potem spojrzał na Jo i z uśmiechem powiedział:

- Jak ty możesz ją lubić?
- Ja ciebie też Brian- Kate wysłała mu buziaczka.

Wtedy pod trybuny podbiega Matt:

- Kate! Ta bramka była dla ciebie!
- Super! Świetna! Jesteś najlepszy!
-Czy ty w ogóle widziałaś jak zdobył te punkty?- zapytał Brian.

Wtedy wszystkie, łącznie z Melissą, spojrzały na niego i powiedziały chórem:
- A kogo to obchodzi?!

***

Rose łapie telefon i wykręca numer Wina.

- Cześć kryminalistko.
- Cześć. Co robisz?
- Wybieram się do twojego wspólnika z mafii.
- Jak wyjdziesz od niego, to możesz do mnie zadzwonić?
- Po co?
- Powiesz mi co z nim. Jak się czuje i jak bardzo mnie teraz nie cierpi.
- A co stoi na przeszkodzie, żebyś osobiście to sprawdziła?
- Wydaje mi się, że nie chce mnie widzieć.
- No ja ci tego nie powiem.
- Win, proszę?
- Co Win? Albo przyjdziesz albo nic nie będziesz wiedziała?
- To przyjedź po mnie i pojedziemy razem.
- O nie, nie, nie kochanie. Nabroiłaś, to teraz to napraw.
- Chyba się boję.
- Kogo? Tony'ego? Czy kiedykolwiek był na ciebie zły? Albo krzyczał?
- No w sumie nie.
- No właśnie. To dzisiaj się przekonasz jak potrafi się drzeć- zaśmiał się Win.
- Możesz mnie nie dobijać?
- Dam ci znać, jak od niego wyjdę. Sama zdecydujesz, czy chcesz tam iść.
- Dobra. Na razie.
- Pa. A! Rose?
- Co?
- Przestań już handlować w szkole, bo ktoś cię sypnie glinom.
- Pa Win!- uśmiechnęła się do słuchawki.

***

- Jak ci się podobało?- zapytała Cassie, gdy wyszli z kina.
- Powiem ci, że mnie zaskoczyłaś.
- Czemu?
- Kiedy uparłaś się, że wybierasz film, spodziewałem się raczej komedii romantycznej. A to- wskazał na jeden z plakatów- było ekstra.
- To teraz twoja kolej.
- Na co?
- Możesz wybrać miejsce, gdzie spędzimy resztę wieczoru.
- Wiesz, chyba na dzisiaj mi wystarczy.
- Jak chcesz- wzruszyła ramionami dziewczyna- W takim razie zostawiam cię z nimi.
- Że co?
- Siema Harvey!- klepnął go w plecy Scott.

Dean odwrócił się i zobaczył członków swojej ekipy. Wszyscy się z nim witali i byli podekscytowani.

- Co wy tu robicie?
- Robimy wjazd całą ekipą do jakiegoś klubu- wyjaśnił mu Nate i przyłożył palec do jego klatki piersiowej- A ty idziesz z nami.
- Ostatnio byłeś przybity i chcieliśmy cię pocieszyć- dodała Gina.
- A że nie dało się wyciągnąć cię z domu, nawet siłą, użyliśmy podstępu- uśmiechnął się Ron.
- Więc jak? Idziesz?- zapytała Jenna.

Wszyscy tancerze mu się przyglądali. Dean się zastanawiał, budząc napięcie wśród grupy.

- No dobra- zgodził się.
- Yeeeeeaaahh! Harvey! Dziś będzie Noise!- krzyczeli jeden przez drugiego.

Dean był roześmiany jak nigdy. Przypomniał sobie ile mu ci ludzie sprawiają radości. Zawsze z nim są. Jak członkowie rodziny. Wtedy obrócił się w stronę Cassie. Stała po drugiej stronie ulicy i im się przyglądała.

- Zaraz wracam- rzucił i pobiegł do dziewczyny- Hej. Nieźle to uknuliście.
- Nie zaprzeczę.
- Chwila? Ten cały bajer w szkole to był podstęp?
- Może...
- Ale skąd wiedziałaś, że się z tobą umówię?
- Nie wiedziałam- uśmiechnęła się- Liczyłam na to, że może jestem dziewczyną, która jest w stanie zainteresować takiego chłopaka jak ty.
- Jak widać jesteś- spojrzał na nią z ciekawością- Dołączysz do nas?
- Nie. Wiesz, chyba na dzisiaj mi wystarczy- powtórzyła jego słowa, wywołując u niego uśmiech.
- Na pewno?
- Tak. Na pewno. To twoja ekipa, która za tobą tęskni. Nie jestem osobą, która powinna stawiać barierę między tobą a nimi. Oni to twoje życie. Które szanuję i którym powinieneś się cieszyć.
- Dzięki.
- Powiedz im, że jakby mnie jeszcze kiedyś potrzebowali to z chęcią pomogę.

Wtedy podjechała taksówka i Cassie do niej wsiadła. Dean patrzył jak odjeżdża. Dziwne. Myślał, że to jedna z tych lasek, która pragnie być jego dziewczyną, tylko dla popularności no i jego ładnej buzi. Okazuje się jednak, że zależy jej na tym, żeby był szczęśliwy. A co więcej, jest kimś, kto jednoczy go z ekipą, gdy Rose była tą, która go od nich oddaliła. Może jest jeszcze szansa na wyleczenie się z Rose?

- Hej Harvey! Rusz się!- krzyki tancerzy rozmyły jego myśli.

***

Rose postanowiła przyjechać do Tony'ego. Strasznie się bała w jakim stanie i nastroju go zastanie. Może łatwiej jej będzie jeśli Win będzie razem z nimi. Na podjeździe stała jego limuzyna. Dobry znak. Kiedy podeszła pod drzwi, nie mogła zmusić się, żeby nacisnąć dzwonek. W tym momencie drzwi same się otworzyły. Staną w nich Win.

- O proszę, kogo tu przywiało. Przyszłaś omówić kolejny skok?
- Tak bardzo cię to bawi?
- Nawet sobie nie wyobrażasz- śmiał się dalej Win.
- Jak on się czuje?

Win przesunął się na bok i wskazał ręką wnętrze domu.

- Jest cały twój. Sama zapytaj. Powodzenia- rzucił i ruszył w stronę samochodu.

Dziewczyna powoli przekroczyła próg. Czuła się niepewnie. Widziała ten dom z zewnątrz, lecz nigdy nie była w środku. Właśnie, więc skąd ma wiedzieć, który to pokój Tony'ego. Odwróciła się, żeby zapytać Wina, ale ten już odjechał. Zamknęła drzwi i zaczęła wchodzić po schodach. Kiedy już była na piętrze usłyszała muzykę(Ron Pope- A drop in the ocean). Idąc za dźwiękiem trafiła pod odpowiednie drzwi. Zapukała i przestała na moment oddychać. Po chwili drzwi się otworzyły.

- Cześć- przywitała się.
- Cześć- odpowiedział bezuczuciowo, jakby rozmawiał z drzewem.
- Chciałam sprawdzić jak się czujesz?
- Dobrze.
- To oko tak nie wygląda.
- Jest w porządku- odpowiedział opierając się o futrynę.
- Słyszałam, że robili ci badania w szpitalu? Na pewno wszystko okej?
- Ze mną tak.
- Okej- westchnęła- To chyba nie był najlepszy pomysł.
- Zależy o czym mówisz? O przyjściu tutaj, o naszym malowaniu w centrum czy o tym, że tam wróciłaś i dokończyłaś rysunek?

Rose spojrzała na niego pytająco.

- Widziałem go, kiedy jechałem do szpitala. To było głupie- powiedział zdenerwowany- Mogli cię znowu złapać i wtedy nikt by ci nie pomógł.
- Dobra, nie będę z tobą rozmawiała, kiedy jesteś na mnie wkurzony- rzuciła i ruszyła po schodach na dół.

Lecz przy drzwiach się zawróciła i pobiegła znowu na górę. Tym razem weszła do pokoju bez pukania i trzasnęła drzwiami. Tony stał przy oknie.

- Albo nie. Porozmawiamy- powiedziała zdecydowanie i rzuciła kurtkę na ziemię- Rozumiem, że to moja wina, że nas złapali. Chciałam malować w centrum za wszelką cenę, chociaż mnie ostrzegałeś. Kiedy zjawiła się policja bałam się jak nigdy. Nie wiedziałam co mam robić. Kiedy kazałeś mi uciekać, zrobiłam to. Schowałam się za budynkiem i patrzyłam jak cię ładują do tego cholernego radiowozu- łza spłynęła jej po policzku- Byłam tak wystraszona, że ledwo kojarzyłam co się dzieje. Po kilku minutach zebrałam się do kupy i wzięłam do ręki spray. Czemu?! Nie mam pojęcia. I zaczęłam rysować. Po prostu czułam, że muszę. Musiałam dokończyć ten rysunek. Dla ciebie. Dla siebie. To nie ma znaczenia- wzięła głęboki oddech- Wczorajszy dzień był straszny. Ale dzisiaj? Każdy, dosłownie każdy wytyka mi, że to co ci się stało to moja wina. Ciągle mi to powtarzają, jakbym sama o tym nie wiedziała. Każdy jest na mnie zły. Łącznie z tobą. Ich złości jeszcze jestem w stanie znieść? Ale ty...

Wtedy Tony odwrócił się od okna i zdecydowanie ruszył w jej kierunku. Złapał ją obiema rękami i namiętnie pocałował.

- To nie twoja wina- powiedział patrząc jej prosto w oczy- To ja zatrzymałem się, żeby cię ze sobą zabrać. To ja podpuściłem cię, mówiąc, że nie potrafisz się bawić. To ja namówiłem cię na to cholerne graffiti. To ja pozwoliłem ci malować w centrum, chociaż dobrze wiedziałem, co może się stać. To ja pozwoliłem, żebyś się bała. To ja zostawiłem cię tam samą. I to ja pozwalam innym wpędzać cię w poczucie winy. A jedyną winną osobą jestem ja- popatrzył na nią tak jak zwykle, ale z jeszcze większą pasją i uczuciem- Tylko dlatego, że chciałem cię mieć przy sobie.

Rose przełknęła ślinę. Nie mogła oderwać od niego wzroku. Czuła jak robi się jej gorąco. A po chwili przeszył ją dreszcz. Dotknęła dłonią jego twarzy w miejscu gdzie miał siniaki. Po chwili zbliżyła się i delikatnie go tam pocałowała. Znowu ich spojrzenia się spotkały. Tym razem były pełne namiętności. Tony zbliżył swoje wargi do jej ust i zatrzymał się tak, że dzieliły i tylko milimetry. Wtedy Rose chwyciła go za szyję i namiętnie pocałowała. Chłopak podniósł ją do góry, tak, że oplotła go nogami w pasie i oparł o ścianę. Ciągle się całowali. Rose czuła jakby wewnątrz jej ciała rozpalił się ogień, który z każdą sekundą był większy. Tony spojrzał na nią i zdjął z siebie koszulkę. Rose ściągnęła bluzę. Znowu się całowali. Chłopak przeniósł ją na łóżko. Całując się ściągali z siebie nawzajem ubrania. Kiedy byli już całkiem nadzy, Tony zaczął całować całe jej ciało. Z każdym pocałunkiem Rose czuła, że ogień, który ją rozpalał, za chwile wybuchnie. Kiedy Tony znalazł się nad nią i ich spojrzenia się spotkały, wiedzieli co teraz czują.

- Kocham cię- powiedział.

6 komentarzy:

  1. Pisz jak najszybciej kolejną część :) Świetnie piszesz *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam te opowiadanie, zrobiłam jak kazałaś, puściłam piosnke i tak sięwzruszyłąm że siępopłakałam, UWIELBIAM ROSE I TONY'EGO. bardzo sie ciesze ze dodajesz dosyc czesto rozdziały osttanio. a po takiej długiej przerwie to myslalam ze juz chcesz skonczyc. ale jestem bardzo zadowolona. poprostu cudowne jest te opowiadanie!!!
    R

    OdpowiedzUsuń
  3. Do ostatniego fragmentu idealnie dobrałaś muzykę. Ten rozdział jest najlepszy. Czekam na następne. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej w końcu będą razem ( mam nadzieję ) supper i proszę cię nie guzdraj się i napisz zaraz następny rozdział !!!!!! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejciu.. ten blog jest swietny! Piszesz tak otwarcie i.. naturalnie. Co jest dla mnie najwazniejsze. Mam nadzieje, ze Rose i Tony beda razem. Weny zycze ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Rany! Powiem jedno, każdy twój rozdział zaskakuje i zachęca do dalszego czytania, a każde zakończenie sprawia, że bardzo niecierpliwię sie o to co będzie dalej

    OdpowiedzUsuń