czwartek, 6 lutego 2014
Episode 35: You're all I want
Rose otworzyła oczy. Spojrzała w sufit. To nie był ten sufit, który znała. Wtedy wróciła myślami do wczorajszego wieczoru. Czy to naprawę się wydarzyło? Wtedy przekręciła głowę na bok. Przy biurku siedział Tony, ubrany w tylko w spodnie dresowe. Rysował. Dziewczyna obróciła się w jego stronę. Patrzyła na jego umięśnione, ale niemożliwie gładkie plecy. Wczoraj zdecydowanie ich dotykała. Pamięta to. Pamięta czułość, namiętność, delikatność, pasję. Pamięta słowa, które powiedział. Na samą myśl serce zaczynało bić jej szybciej. Chłopak poczuł, że mu się przygląda i się obrócił.
- Cześć- powiedział i się uśmiechnął.
- Cześć- odwzajemniła uśmiech.
Tony wstał od biurka i usiadł na łóżku.
- Jak się czujesz?
- Dobrze. Nawet bardzo dobrze.
- Wiesz- podrapał się w głowę- zaproponował bym ci śniadanie, ale ojciec i Tiffany są na dole.
Rose spoważniała. Noc co prawda była wspaniała, ale ma swoje konsekwencje.
- Która godzina?- zapytała.
- 8.
- Na 10 mam zajęcia- przejęła się i dodała- A do tego, co ja powiem rodzicom? Środek tygodnia a mnie nie ma na noc w domu. Twoi rodzice też nie wiedzą, że tu jestem. Jak mam wyjść niezauważona?
- Rose- spojrzał na nią.
- Będę miała niezły wykład od rodziców i pewnie szlaban do końca życia.
- Rose- złapał ją za rękę i się zaśmiał- Uspokój się.
- Ale...
- Ale nic się nie stanie, jeśli raz w życiu nie postąpisz według swojego planu, ok?
- Nie, nie rozumiesz.
- Rozumiem- pogładził ją po policzku- Zawsze masz wszystko zorganizowane i dopięte na ostatni guzik. Nic nie może umknąć twojej uwadze, a każde działanie masz zaplanowane. Zgadza się?
- Tak.
- Ale wczorajszego wieczoru nie planowałaś?
- Nie.
- I czy odrobina chaosu nie wyszła ci na dobre?- spojrzał na nią z troską.
Rose przypomniała sobie kilka wspólnie spędzonych z nim chwil. To właśnie on był powodem tego, że wszystko się komplikowało. Wprowadzał zamieszanie do jej życia, ale to właśnie wyróżniało go spośród innych chłopaków. Był dla Rose wyzwaniem, trudną rzeczą, której pragnęła, sama nawet nie wie czemu.
- Dobra, wygrałeś- uśmiechnęła się lekko.
- Więc, nie panikuj. Z resztą, kiedy spałaś, w nocy, zadzwonił twój telefon. To była Jo. Odebrałem i powiedziałem, żeby cię kryła przed rodzicami.
- A nie pomyślałeś, żeby mnie po prostu obudzić?- rozłożyła ręce.
- No i co byś zrobiła?
- Prawdopodobnie wróciła do domu.
- No właśnie- uśmiechnął się- A tego bym nie przeżył.
- Czemu?
- Spójrz jak to by wyglądało. Wpadasz do mnie pod pretekstem, że chcesz sprawdzić co się dzieje. Potem na mnie wrzeszczysz. Następnie się całujemy i kochamy ze sobą. A ty wstajesz, ubierasz się i wychodzisz- spojrzał na nią, a uśmiech sam cisnął mu się na usta- Czułbym się wykorzystany.
Rose zaczęła się śmiać.
- Jesteś nienormalny.
- Całkiem możliwe.
Przyglądali się sobie przez chwilę.
- Muszę do toalety.
- Jasne. Pierwsze drzwi na lewo.
- Tony...
- Co?
Dziewczyna spojrzała na niego. Potem lekko uniosła kołdrę i spojrzała na swoje nagie ciało. Potem znowu na niego.
- No wiesz...- uśmiechnęła się.
- A, jasne.
Wstał i podał jej jedną ze swoich koszulek. Dziewczyna ubrała się w nią i wyskoczyła z łóżka. Na palcach wyszła z pokoju. Tony położył się na łóżku i zaczął rozmyślać. Czuł się jakby to co się teraz dzieje było najwspanialszym snem w jego życiu. A jeśli tak jest, to wcale nie chce się z niego budzić. Tyle czasu na to czekał. Tyle razy walczył sam ze sobą, żeby coś zrobić. Jednak ich uczucia same zadecydowały co się wydarzy. W końcu ma ją przy sobie. Rose jest z nim. Tu i teraz.
- Nad czym myślisz?- zapytała podchodząc do łóżka i położyła się obok niego.
- Jak to możliwe, że niemożliwe stało się możliwe?
- A myślałam, że tylko ja się nad tym zastanawiam- uśmiechnęła się.
- Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy, że tu jesteś- spojrzał na nią.
- Czy Tony Carter właśnie mówi o swoich uczuciach?- zrobiła wielkie oczy i zakryła ręką usta, udając zdziwienie i się śmiejąc.
- Dobra- zrobił obrażoną minę- Już się nie odzywam.
- No żartowałam- pocałowała go w policzek.
Chłopak nic nie odpowiedział.
- Tony?
Dalej milczał.
- W takim razie idę do szkoły- zaczęła się podnosić.
- Nie mam mowy- złapał ją i położył z powrotem- Nigdzie nie idziesz.
- Jeśli to miało pokazać, że jesteś silniejszy, to chyba nie podziałało- podniosła się.
- A to?- wstał i ją pocałował- Działa?
- Nie jestem pewna- postukała się palcem w brodę- Możesz powtórzyć?
Chłopak szeroko się uśmiechnął. Potem się do niej zbliżył, złapał za podbródek i namiętnie pocałował. Rose czuła jak ogień rozpala się na nowo. Tony nigdy nie czuł się tak dobrze z żadną dziewczyną. Pragnienie, które czuł do Rose było tak silne, że wprawiało go w stan euforii.
- To co? Idziesz do szkoły?- spojrzał na nią- Czy zostajesz ze mną?
- Sama nie wiem. Mam trening z jazzu- westchnęła.
- Przestań. Nadrobisz to. Założę się, że nawet połowa klasy ci nie dorównuje.
Dziewczyna na niego popatrzyła. Pytanie czy chce iść do szkoły czy zostać z nim wydaje się być śmieszne, bo odpowiedź jest oczywista. Chce być z nim i przy nim. To co czuje kiedy są razem to... Nawet nie wie jak to opisać. Wie tyle, że on jest tym, którego pragnie.
- Niech będzie- przewróciła oczami i dodała- Ale powiedz mi, jak chcesz ukryć przed rodzicami, że tu jestem?
- Wyjdziemy.
- Jak?
- Przez okno. Po rynnie- uśmiechnął się i zaczął się ubierać.
- Okej- przekonała samą siebie, żeby zrobić coś nieodpowiedzialnego- Dokąd idziemy?
- Zobaczysz.
***
Natalie dzisiaj do szkoły przyjechała razem z April. To wywołało niemałe zdziwienie wśród uczniów. Obie dziewczyny przekraczając główny plac, ciągle się uśmiechały. Były pewne siebie i wyglądały zniewalająco. Niektórzy w tym momencie przeżywali deja vu z pierwszego dnia szkoły. Jakby ten okres, kiedy były skłócone, nigdy nie istniał. Szkolna elita stojąc przy Jackie zaczęła się niepokoić. Co jeśli Natalie i April wrócą na szczyt, a oni nie będą im towarzyszyć? Stracą pozycję i uznanie, a co gorsze, będą myleni ze zwykłymi uczniami.
- Co to ma znaczyć?- zapytała się Jackie, lecz nikt jej nie odpowiedział.
Wtedy Natalie odwróciła się do niej i reszty świty i pomachała im na przywitanie. Potem podeszła do dziewczyny stojącej na uboczu.
- Hej, świetna bluzka? Jakiego projektanta?
- Yyyy... Żadnego. Sama ją uszyłam.
- Jest świetna- puściła do niej oko.
Cała elita przyglądała się tej scenie z otwartymi ustami. Co się właśnie stało? Czyżby ich była królowa spoufalała się za zwykłymi ludźmi? A z drugiej strony, dlaczego wyglądało to tak zwyczajnie? A w jej wykonaniu tak naturalnie i ... genialnie?
- Co o na wyprawia? Gada z jakąś nic nie znaczącą dziewczyną- skomentowała Jackie.
- Właściwie to królowa powinna rozmawiać ze swoim ludem- skomentował jeden z uczniów.
- Ktoś coś słyszał? Jakieś szumy?
- Nie- odpowiedziała chórem elita.
- Świetnie, a teraz do roboty. Trzeba przytemperować kilka osób, skrytykować parę ubrań i obniżyć czyjąś samoocenę- zarządziła Jackie i ruszyła w stronę budynku.
***
Jo i Cassie usiadły w stołówce. Kuzynka dzisiaj była na pierwszych zajęciach. Co prawda nie brała w nich udziału, ale była obecna na lekcjach. Chciała poznać nauczycieli i ich sposób prowadzenia zajęć. Jednak głównym i o wiele ciekawszym tematem była Rose.
- Okej. Wymyśliłam tyle- zaczęła Jo- Rose była załamana po tym co spotkało Tony'ego. Postanowiła, że go odwiedzi i dowie się czy wszystko w porządku. Pojechała tam. Prawdopodobnie rozmawiali o tym jakie to było nieodpowiedzialne i głupie. Ale co dalej? Dlaczego była u niego o 1 w nocy? I dlaczego sama nie odebrała telefonu?
- Może oglądali film i zasnęła- Cassie rozłożyła ręce.
- Z tego co wiem to ani jedno ani drugie nie interesuje się filmami. To musi byc coś innego?
- Jak się zobaczycie to z pewnością ci wszystko wyjaśni.
- O właśnie!- uniosła palec do góry- Jak się zobaczymy. Dlaczego nie ma jej dziś w szkole?
- Może złamała nogę- zaśmiała się Cassie.
- I co? Została u Tony'ego zamiast jechać do szpitala?
- To może ją zamordował?
- Serio?- uniosła brew Jo.
- No co? Takie było moje pierwsze skojarzenie.
- Oglądasz za dużo filmów kuzyneczko- poklepała ją Jo.
- Skoro wspomniałaś o filmach. Chciałabym jeden nakręcić o uczniach tej szkoły.
- A po co jeśli można wiedzieć?
- Pan Wales wspominał coś o takim projekcie na zaliczenie przyszłego semestru. A jeśli zaczęłabym zbierać materiały teraz, to lepszą ocenę dostanę na koniec roku.
- Sprytnie- pochwaliła Jo.
- Wiem. Już nawet wpadłam na temat- uśmiechnęła się- Wybiorę kilkoro uczniów, oczywiście każdy będzie się różnił osobowością i miał inne zainteresowania. Po prostu scharakteryzuję określone typy uczniów.
- Typy?
- No wiesz, rodzaje. Na przykład ty i Brian- idealna para, Natalie- władca królestwa, Kate- wulkan energii, Win- egocentryczny kobieciarz, Dean- pociągający i silny przywódca, i tak dalej.
- Nieźle nas opisałaś- zaśmiała się dziewczyna- Może być ciekawie.
- Jeśli wyjdzie jak to zaplanowałam, to będę mogła być z siebie dumna.
- Na pewno będzie genialne- skomentowała i dodała mrużąc oczy- Według ciebie Dean jest pociągający? Czy ja o czymś nie wiem?
- Daj spokój, to tylko przykłady. Powiedziałam co mi pierwsze przyszło na myśl.
- Nie no spoko. Ale wiesz- szturchnęła ją- winny się tłumaczy.
- Odczep się.
***
- Musisz o tym powiedzieć rodzicom- zaczął Steven.
- Nie muszę.
- I jak to sobie wyobrażasz? Ślub bez ich zgody i obecności.
- Dokładnie- przytaknęła April.
- Chyba nie mówisz poważnie?
- Całkowicie. Są kochani, ale tego nie zrozumieją. Jeśli się dowiedzą, że jesteś moim nauczycielem to cię zniszczą. Zrobią wszystko, żeby nas rozdzielić. Reputacja jest dla mojej rodziny ważna i nie pozwolą jej zniszczyć. A ślub ich córki ze starszym facetem, a do tego nauczycielem na pewno się na niej odbije. Nie powiemy im. Obiecaj mi.
- A twoi znajomi?
- Tylko najbliżsi będą wiedzieli. Zrobimy małą, kameralną uroczystość.
- April- podszedł do niej i spojrzał jej w oczy- Wydaje mi się, że nie tak sobie wyobrażałaś swój ślub.
- Może i nie- pogłaskała go po policzku- Ale najważniejszy jesteś ty i to, że chcę być z Tobą.
- Nie masz wrażenia, że poświęcasz za dużo? Przecież wiesz, że to będzie szok. Dla twojej rodziny, mojej rodziny, uczniów, dyrekcji, przyjaciół. Wielu z nich się od nas odwróci. Jesteś na to gotowa?
- Tak. I nie pytaj czy jestem pewna, bo jestem. Na sto procent.
Wtedy Steven się uśmiechnął i odsunął od niej. Dziewczyna przyglądała się mu z zaciekawieniem. Wtedy klęknął i wyjął małe czerwone pudełko z kieszeni.
- April Adams, czy chciałabyś zostać moją żoną?
Dziewczyna przechyliła głowę na bok. Na jej twarzy pojawił się najszczerszy uśmiech jaki do tej pory widział. Zaś po policzkach płynęły jej łzy.
- Tak- odpowiedziała, złapała go za szyję i pocałowała.
***
Natalie wyjrzała przez okno samochodu. Zobaczyła dom, co prawda nie tak wielki jak jej, ale też był imponujących rozmiarów. Kiedy wysiedli, dziewczyna stanęła i zaczęła ciężko oddychać.
- Wszystko w porządku?- podszedł do niej Dylan.
- Nie za bardzo.
- Coś z dzieckiem?
- Raczej ze mną- spojrzała na niego, a potem na dom- Nie wejdę tam.
- Przestań. Nic złego się nie stanie. To tylko obiad. Nie masz się czego obawiać.
- A co jeśli mnie nie zaakceptują?
- Jak nie wejdziesz to się nie dowiesz.
Wyciągnął do niej rękę i skinął głową. Dziewczyna za nią chwyciła i ruszyli do drzwi. Dylan od razu złapal za klamkę i wszedł do środka. Pomógł Natalie się rozebrać i wprowadził ją do salonu. Wtedy pojawiła się urocza kobieta. Od razu podeszła do chłopaka i zaczęła go przytulać.
- Dylan!
- Cześć mamo- uśmiechnął się chłopak.
- A kim jest ta młoda dama?
- To Natalie.
- Hmm. Natalie- puściła mu oko mama- Witaj kochanie.
- Dzień dobry- przywitała się dziewczyna i wyciągnęła rękę.
Wtedy mama Dylana zamiast uścisnąć jej dłoń, przytuliła ją. Natalie zrobiła wielkie oczy. Po chwili w salonie pojawił się pan von Beckhoven.
- Witaj synu- podszedł do syna i poklepał go po ramieniu- A to z pewnością twoja urocza dziewczyna.
- Zgadza się.
Mężczyzna dołączył do przytulających się kobiet.
- Już mnie nie dziwi, dlaczego zawsze jesteś taki życzliwy i radosny- skomentowała z uśmiechem Natalie.
- Jeśli chodzi o rodzinę to mi się poszczęściło. Są wspaniali. Mam nadzieję, że też będę tak dobrym rodzicem.
- Na pewno- uśmiechnęła się do niego mama- A ja wtedy będę szczęśliwą babcią.
- Właściwie to już jesteś.
- Słucham?
- Jesteście dziadkami- wzruszył ramionami Dylan.
Natalie zesztywniała. Mieli zjeść obiad i przyzwyczaić jego rodziców do tej sytuacji. Powoli wprowadzić w temat, a nie rzucać coś takiego od razu, na wejściu.
- Natalie jest w ciąży?!- zapytała otwierając usta mama.
- Tak.
Kobieta spojrzała na dziewczynę i była oburzona. Natalie spuściła głowę.
- Skoro ona nosi w sobie malucha to dlaczego jeszcze tu stoi?- zapytał ojciec.
- Nie masz prawa przebywać w tym pomieszczeniu- odezwała się matka i dodała- Biegiem do jadalni! Musisz dużo jeść, żeby mieć siłę. I uwierz mi na słowo, von Beckhovenowie pochłaniają bardzo dużo.
Natalie spojrzała na Dylana. Chłopak szeroko się do niej uśmiechnął i złapał za rękę.
- Mówiłem ci, że to nie będzie straszne.
- Oni są- łza zakręciła jej się w oku- najcudowniejszymi ludźmi na świecie.
- Wiem- pocałował ją w policzek- I pomyśl, że niedługo będziesz miała jednego z tej rodziny w ramionach.
***
Dean i jego ekipa są zmęczeni po wczorajszym wyjściu do klubu. Jak zwykle zrobili dużo zamieszania i oczywiście wspaniałe widowisko. Poczuli łączącą ich więź. Znowu są tymi samymi, zgranymi przyjaciółmi, którymi byli na początku. Jednak Deana martwi jedna rzecz. Gdzie się podział Tony?
- Hej, Harvey!- krzyknął Scott- Myślę, że się ze mną zgodzisz, żeby nie robić dzisiaj treningu.
Cała ekipa popatrzyła na lidera.
- Wczoraj popracowaliście na dwieście procent, więc chyba dzisiaj mogę wam odpuścić.
- Mój człowiek- klepnął go Nate.
- Zabierz te łapy- Dean spojrzał na niego z szyderczym uśmiechem.
- Się robi szefie.
- Okej, dzisiaj się nie wyginamy, ale możemy pomyśleć nad zmianami w układzie.
- Zmianami?- zapytała Gina.
- Myślałem o nowych tancerzach- zaczął Dean- Przynajmniej dwójka nowych by się nam przydała.
- Masz już kogoś konkretnego na oku?- odezwał się Ron.
- Nie do końca. Obserwowałem jednego gościa wczoraj w klubie i mógłby się nadać. Rozmawiałem z nim, ale powiedział, że bawi się tylko solo.
- Mówisz o Zacku Hendersonie?- zapytała Jenna.
- Dokładnie. Znasz go?
- Nie osobiście. On gada tylko z nielicznymi laskami. No, ale o jego tańcu słyszał chyba każdy.
- No właśnie. Bardzo by nam się przydał.
- A myślisz, że nie dostał podobnych propozycji od innych ekip?
- Z pewnością, ma ich kilka. Ale tego właśnie szukam. Talentu, który chciałaby pozyskać każda ekipa.
- Można by spróbować go zwerbować- wtrącił Scott.
- A jak chcesz to zrobić?
- Zaproś go na naszą pierwszą bitwę w BigBattle i niech sam się przekona kim jesteśmy.
- To może być dobre na początek- ocenił Dean- A potem będziemy go naciskać, aż się zgodzi.
- Będzie nasz- skomentował Nate i znowu klepnął Deana.
- Zabierz te łapy- walnął go w głowę Harvey.
- Dobra, już dobra.
- Okej. Czyli mamy cel: wkręcić Zacka do ekipy. Ale martwi mnie coś jeszcze- zmarszczył brwi Dean- Gdzie do cholery jest Tony?
***
- Co to za miejsce?
- Jakaś stara szkoła.
- Taka mała?
- Uczęszczali do niej najbiedniejsi w tym mieście.
- Skąd to wiesz?
- Moja mama tu się uczyła- Tony pchnął drzwi i weszli do środka.
- Co? Myślałam, że była uczennicą naszej szkoły.
- Tak. Tutaj uczyła się kilka lat wcześniej.
Weszli na salę, w której na głównej ścianie były lustra a przy nich przymocowane były poręcze. Sala była o połowę mniejsza od tej w ich szkole. Na oknach wisiały stare, ale przepiękne kotary. W jednym rogu znajdowała się stara wieża. Tony do niej podszedł i włączył jakąś kasetę. (Lifehouse- Everything, włączcie od 3:13 min) Kiedy rozległa się muzyka zbliżył się do dziewczyny. Złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Ich spojrzenia się spotkały. Wtedy Rose zamknęła oczy, a ich usta się zetknęły. Potem zaczęli tańczyć. Jednak nie był to zwykły i prosty układ. Ich ciała same ich prowadziły, a przy tym idealnie się zgrywały. Nie myśleli o tym co robią i dlaczego. Pozwolili swoim duszom i uczuciom przejąć kontrolę. Pierwszy raz całkowicie się sobie oddali. Bo nie tylko cielesność była tym co powninni w sobie przełamać. Najcięższe było zburzyć mur, który oboje zbudowali i bali się odkryć przed tym drugim. Bali się uzewnętrznić swoje emocje. Bali się tego co do siebie czują. Bali się przed sobą otworzyć. Bali się, że zostanął zranieni i odrzuceni. Bali się pokochać.
Kiedy przestali na chwilę tańczyć, Tony spojrzał na nią z uczuciem i powiedział:
- Jesteś wszystkim czego chcę i czego potrzebuję. Jesteś dla mnie wszystkim.
Dziewczyna go pocałowała. I tak oboje stali w starej, zniszczonej sali baletowej. W miejscu, które miało dla nich obojga wielkie znaczenie. Nie mogli przestać się całować. Rose po chwili się odsunęła i popatrzyła w jego przepiękne zielone oczy. Chłopak widział żar w jej spojrzeniu i czuł jak w nim samym też się on rozpala. Rose się odezwała:
Subskrybuj:
Posty (Atom)