- Zbliżamy się do "centrum"- pomyślała i zaśmiała się w duchu.
Kiedy autobus przyjechał na miejsce, na parkingu stał stary, zielony garbus. Dziewczyna znała ten... powiedzmy "samochód". Obok niego rysowały się dwie postaci. Ciotka Susan i wujek Tom.
- Witaj Madeline- rozłożyła ręce kobieta.
- Nie cierpię tego imienia. Wystarczy Mad- dziewczyna otworzyła drzwi, wrzuciła torbę do środka, zdjęła plecak i usiadła na tylnym siedzeniu.
Tom lekko się uśmiechnął do żony i skinął głową, żeby również wsiadła. Aby uniknąć niezręcznej ciszy podczas jazdy, włączył radio.
- Lubisz Madonnę? Nagrałem specjalnie dla ciebie.
Dziewczyna zamknęła oczy.
- Nic nie mów. Nie pyskuj. Nie komentuj. Nie zrzędź- powiedziała do siebie.
Posłała lekki uśmiech wujowi. Potem założyła słuchawki i włączyła swojego iPoda. Na ekranie wyświetlił się Imagine Dragons- Demons. Kliknęła przycisk "play" i oparła głowę o siedzenie, wpatrując się w widok za oknem. Myślała o rodzicach. Może gdyby nie sprawiała tak dużo problemów, pozwoliliby jej zostać w Chicago. Ze względu na swoją pracę, dużo wyjeżdżali. Czasem nie było ich po kilka tygodni. Maddie musiała radzić sobie sama. Lubiła to. Wolność, niezależność, swoboda. To pozwalało jej na więcej rozrywek i mniej obowiązków, takich jak chodzenie do szkoły czy praca domowa. Jednak kiedy wdała się w bójkę na korytarzu, dyrektor stwierdził, że to już za dużo. Poinformował, że nie może dłużej tolerować jej wybryków. Robił to przez jakiś czas w zamian za obietnicę poprawy i rekompensatę ze strony rodziców w postaci funduszy na rozwój szkoły. Jednak jej zachowanie w ogóle się nie zmieniało. Dodatkowo "pokrzywdzona" dziewczyna- tak trzeba ją nazwać, bo Maddie nieźle ją poturbowała- wniosła oskarżenie do prokuratury. Groziło jej wydalenie ze szkoły i 2 miesiące prac społecznych. Rodzice, jako wpływowi ludzie, zapłacili rodzicom dziewczyny w ramach zadośćuczynienia i zdołali złagodzić wyrok. Sąd umorzył postępowanie pod warunkiem, że dziewczyna dobrowolnie zmieni szkołę. Nie wydaje się to odpowiednią karą, ale w rzeczywistości nią jest. Sława Madeline Jones w piorunującym tempie przeszyła całe miasto i żadna z porządnych szkół nie chciała jej mieć u siebie. Rodzice za namową wujostwa postanowili przepisać córkę do szkoły w East Grove. To małe miasto, ale mama Maddie uważa, że może jej to wyjść na dobre. Nie ma tu tylu zagrożeń, ani możliwości na rozrabianie czy bójki, jak i nieodpowiednich znajomych. Może poziom nauczania nie jest tak wysoki jak w szkołach w Chicago, ale placówka zalicza się do dobrych. Maddie ma nie tylko nauczyć się systematyczności, ale też dobrego zachowania i szacunku do rodziny. Jej ojciec zawsze uważał, że jego brat Tom wraz z małżonką Susan, są świetni w wychowywaniu dzieci. Wystarczy spojrzeć na ich nastoletnią córkę Sarę. Kulturalna, miła, uczynna, uprzejma i do tego zawsze uśmiechnięta.
- Witaj Maddie- przywitała się dziewczyna, gdy podjechali pod dom.
- Cześć Sara.
- Cieszę się, że jesteś. W końcu poczuję się jakbym miała siostrę. Będziemy w jednej klasie, poznasz moich znajomych. To będzie świetna zabawa.
- Ju hu- przewróciła oczami Maddie.
- Masz świetne ciuchy- skomplementowała ją kuzynka.
Maddie miała na sobie czarny top z białym napisem " Don't come, I bite". Do tego dżinsową kamizelkę. Spodnie miała przetarte w kilku miejscach, a na nogach czarne trapery. Na lewej ręce nosiła zawiązaną czerwoną bandamkę, a na palcach prawej ręki pierścionki i sygnety. Paznokcie pomalowane na czarno kompletowały strój. Jedyną rzeczą nie pasującą były jej dziewczęce rysy twarzy i delikatnie pofalowane, blond włosy opadające na ramiona.
- Kradzione- odpowiedziała.
- Madeline, co ty wygadujesz?- spojrzała na nią ciotka.
- Luz. Żartowałam.
- Chodź- złapała ją za rękę Sara- Pokażę ci twój pokój.
- Myślisz, że damy sobie z nią radę?- Susan przytuliła się do męża.
- Na pewno. Ona potrzebuje tylko odrobiny motywacji. W Chicago będąc zdana tylko na siebie, nie zawsze wiedziała co ma robić i czy decyzja, którą podejmuje jest słuszna. Tutaj, jesteśmy my, aby jej podpowiadać.
- A myślisz, że zawsze będziemy wiedzieć co jest dla niej dobre?
- Kochanie, a poznałaś naszą córkę?- spojrzał na nią z uśmiechem.
- Poznałam. Jest wspaniała.
- Z Maddie będzie tak samo. Zaufaj mi- pocałował ją w czoło i ruszył do kuchni- Herbaty?
***
Maddie weszła do pokoju, który wskazała jej Sara. Trzy ściany były w kolorze żółtym, a na czwartej poprzyklejane były obrazki przedstawiające misie i księżniczki. Część z nich zakrywała szafa. Pod oknem stało drewniane biurko, pomalowane białą farbą. Podobnie wyglądało krzesło. Obok biurka stał regał z książkami. Na oknach wisiały białe firanki. Łóżko było dość duże. Na nim leżała biała pościel.
- Trzeba będzie tu zrobić małe przemeblowanie- stwierdziła Sara.
- Mówisz- uniosła brew Maddie.
- Tata z chęcią ci pomoże.
- On pracuje na budowie, nie?
- Tak. A czemu pytasz?
- Bez powodu- wzruszyła ramionami.
- Cieszysz się, że jutro pójdziesz do nowej szkoły?- próbuje podtrzymać rozmowę Sara.
- Skaczę z radości- podeszła i wyjrzała przez okno- Wprost uwielbiam małomiasteczkowych ludzi. Nie dość, że spotykasz ich w szkole, to jeszcze poza nią. Wszyscy wszystko o tobie wiedzą, a nawet jak nie, to sobie dopowiedzą. Macie tu pewnie jedną knajpę, w której wszyscy się mieszczą. Ale zostaje jeszcze dodatkowo 20 wolnych miejsc, nie wiadomo po co. Jakby ktokolwiek chciał tu przyjechać. Tak. Bardzo się cieszę.
- Nie będzie tak źle- uśmiechnęła się dziewczyna- Za szybko nas oceniasz. Wbrew twoim osądom, tutaj sporo się dzieje.
- Jasne- uśmiechnęła się lekko.
- I mamy więcej niż jedną knajpę- powiedziała dumnie.
Maddie rozbawił ten widok. Dziewczyna z małego miasta, dumna z tego, że jest z małego miasta.
- Pomóc ci się rozpakować?
- Nie, dzięki.
- Jak będziesz mnie potrzebowała to jestem zaraz obok.
- Właściwie to...- zaczęła mrużąc oczy- jest jedna rzecz, w której możesz mi pomóc.
- Jasne. Mów.
- Podwieź mnie do jakiegoś centrum handlowego. Muszę kupić parę rzeczy.
Sara patrzyła na kuzynkę i nic nie mówiła.
- Macie tu chyba centrum handlowe, nie?- zapytała lekko przerażona.
- Tak. Pewnie. Tylko, że ja... nie mam prawa jazdy.
- Spoko- machnęła ręką Maddie- Mi też kiedyś zabrali. W sumie to niedawno. Za przekroczenie prędkości. A tobie? Za co?
- Nie- pokręciła głową Sara- Ja nie mam prawa jazdy, bo nie potrafię jeździć.
- Żartujesz?!
- Nie. Boję się prowadzić samochód.
- Nieźle- zaśmiała się Maddie- No nic. Ja poprowadzę, a ty będziesz nawigować.
- Świetnie- podekscytowała się dziewczyna.
- Wyluzuj. To tylko przejażdżka. Nie jesteśmy...jak wy to tam mówicie? ...przyjaciółkami.
- Jasne. Tylko przejażdżka.
***
- Podasz mi ten klucz?
- A sam nie możesz go sobie podać?- upił łyk napoju gazowanego.
- Mogę, ale wtedy będę musiał puścić śrubę i wszystko, co do tej pory złożyłem do kupy, się rozleci. Co za tym idzie, będę to składał od nowa. Wyciągnij wniosek. Będziesz musiał czekać jeszcze około godziny, zanim wskoczymy na motory i pojeździmy.
- Wystarczyło powiedzieć: "Podasz do cholery czy nie?!"- uśmiechnął się chłopak.
Lucas, nic nie powiedział, tylko pokręcił głową. Kyle to jego najlepszy przyjaciel od początku liceum. Zawsze go wysłucha i zrozumie. Do jego zalet należy to, że zawsze znajdzie rozwiązanie problemu. Właściwie to jest ono zawsze takie samo- impreza.
- Gotowe.
- No to jazda, bracie- klapnął go w ramię Kyle.
- Gdzie chcesz jechać?
- Gdziekolwiek.
- Chyba znam drogę do tego miejsca.
- Się wie.
Obaj kumple wsiedli na swoje motory i ruszyli w trasę. Często tak robili. Lubili te maszyny i oczywiście ich prędkość. Obaj urodzili się w bogatych rodzinach i mogli sobie na takie "zabawki" pozwolić. W tym mieście nie za dużo się dzieje, więc każdy pomysł na zabicie nudy i zrobienia odrobiny zamieszania, jest dobry.
***
- Mamy farbę do ścian i drewna, tapetę, kilka ram na obrazy i zdjęcia, dywan i spray. Nie jest źle- skomentowała Maddie.
- Po co ci te wszystkie rzeczy?
- Muszę doprowadzić mój pokój do stanu użytkowego. Macie w domu maszynę do szycia?
- Tak.
- No i świetnie. Idę jeszcze po materiał i możemy wracać.
- Pójdę z tobą.
- Nie trzeba.
Sara przyglądała się swojej kuzynce. Biegała między półkami i szukała różnych rzeczy. Wydawała się taka pewna siebie. Postanowiła zmienić wystrój pokoju i po prostu to robi. Według własnego pomysłu i wizji. Sara prawdopodobnie poradziłaby się mamy i przystała na jej zdanie, a nie swoje własne. Tym właśnie różniła się od Maddie. Zawsze słuchała rodziców i spełniała ich oczekiwania. Dzięki temu życie było prostsze. Tylko dla kogo?
- Czy Tom ma w domu cegły?
- Cegły?- wytrzeszczyła oczy Sara- Po co ci cegły?
- Ma czy nie?
- Nie.
- Mówiłaś, że pracuje na budowie.
- Tak. Ale czy to oznacza, że musi mieć w domu cegły?
- Nie- zmarszczyła brwi Maddie- Chyba nie.
- Niedaleko jest sklep rodziny Moon'ów- przypomniała sobie Sara- Sprzedają materiały budowlane dla całego miasta. Możemy tam podjechać.
- Czyli jednak umiałabyś poradzić sobie bez mamusi i tatusia- powiedziała z ironią.
- Co?
- Nieważne. Bierz te rzeczy i spadamy.
- Do... kasy?- zapytała niepewnie Sara.
- Tak. Do kasy- zaśmiała się Maddie- A co myślałaś?
- No wiesz. "Bierz i spadamy" zabrzmiało podejrzanie.
Maddie podniosła koszyk i parząc na kuzynkę pokręciła głową.
- Gdzie ja trafiłam?- powiedziała do siebie.
***
- Przestaniecie się migdalić?
- Ktoś tu jest zazdrosny, bo nie ma dziewczyny- uśmiechnął się szeroko Chris.
- Spadaj leszczu- rzucił w niego pudełkiem po chińszczyźnie.
- Też mógłbyś sobie kogoś znaleźć, gdybyś tylko chciał- odpowiedziała Alison i wróciła do całowania Chrisa.
- Jesteście nie do zniesienia- wstał i ruszył do drzwi.
- Hej, Swayze. Gdzie idziesz?
- Rick dzwonił, że planuje jakąś akcję. Na razie.
- Idziemy?- zwrócił się do dziewczyny.
- Jeśli brak ci atrakcji, to mogę ci je zapewnić bez wychodzenia z pokoju.
- Przekonałaś mnie- Chris uśmiechnął się i zaczął rozpinać jej bluzkę.
***
- Powiesz mi co tu robimy?
- Obiecałem ojcu, że pomogę dziadkowi przy rozliczeniu za ten miesiąc.
- A czy przypadkiem nie macie od tego ludzi?- uniósł brew Kyle.
- Mamy. Ale woli, żebym ja to jeszcze raz sprawdził.
- Trafił mu się synek-mózgowiec.
- Matematyka nie jest trudna- wzruszył ramionami Lucas- A zwłaszcza rozliczenia rachunków czy faktur. To proste obliczenia. Zgubić się można jedynie w kolejności albo w przecinkach.
- Zatrzymałem się w momencie, kiedy powiedziałeś, że matma nie jest trudna- pokiwał głową Kyle.
- Chodź. To nie potrwa długo.
- Mam nadzieję, bo chcę dzisiaj wieczorem gdzieś wyskoczyć.
Lucas nic nie odpowiedział i wszedł do sklepu.
- Słyszałeś co właśnie powiedziałem?
- Tak.
- I co?
- Umówiłem się z Vicky.
- No jasne. Vicky- przewrócił oczami Kyle.
- Coś nie tak?
- Macie jeszcze dużo czasu na randki. Jakieś 20 lat.
- Słucham?
- Spójrz- stanął przed nim- Jesteście ze sobą odkąd...- podrapał się w głowę- od kiedy sięgam pamięcią. A imprezować zaczęliśmy dopiero w liceum. Przyjaźnić zaczęliśmy się dopiero w liceum. Jesteśmy w trzeciej klasie. Mi to jeszcze nie wystarcza.
- O co ci chodzi?
- O to, że Vicky będziesz miał zawsze. A mnie już tylko pół semestru trzeciej klasy i całą czwartą. Potem rozjedziemy się w różne strony, collage i te sprawy. Mógłbyś czasem jakąś randkę odpuścić na rzecz imprezy.
- Może masz rację- zastanowił się- Zadzwonię do niej i spróbuję to przełożyć.
- No i tak postępuje dobry przyjaciel- uśmiechnął się Kyle.
- Dobry przyjaciel zrozumiałby też, że mam obowiązki wobec dziewczyny.
- Hola, hola. Powiedziałem, że to ty jesteś dobrym przyjacielem. Ja jestem tym złym- klepnął go w ramię- Luca, zacznij w końcu nadążać.
- Witajcie chłopcy- przywitał ich elegancko ubrany starszy mężczyzna.
- Cześć dziadku.
- Witam panie Moon- podał mu rękę Kyle.
- Luca- zwrócił się do niego dziadek- Na tamtym biurku twój ojciec zostawił papiery. Przejrzyj je i daj mi znać, jeśli coś jest nie tak.
- Jasne.
Chłopcy ruszyli do wyznaczonego miejsca. Z kolei pan Moon staną za ladą i zajął się sprzedażą. Po kilku minutach do sklepu weszła młoda dziewczyna. To niecodzienny widok w takim miejscu.
- W czym mogę pomóc?
- Chciałam kupić cegły- powiedziała ładna blondynka.
Gdy wypowiedziała to zdanie pan Moon spojrzał na nią od góry do dołu i nie zdołał wydusić z siebie słowa. Kyle również zwrócił na nią uwagę.
- Stary- szturchnął Lucasa- Słyszałeś to? To może być niezłe.
Lucas podniósł głowę znad papierów. Nigdy wcześniej nie widział tu tej dziewczyny. Jej blond włosy świeciły jasno przez odbijające się od nich światło wpadające przez okno. Czarne paznokcie i pierścionki nadawały jej charakteru. Nietypowy ubiór też przykuwał uwagę. Po chwili chłopak przeniósł swój wzrok na jej twarz. Granatowe jak ocean oczy, podkreślone delikatnie czarną kredką. Dlaczego zwraca uwagę na takie szczegóły? Jednak najciekawsze wydały się mu jej usta. Nie były duże, ani też małe. Nie były wydatne, ale też nie wklęsłe. Wargi nie miały czerwonego koloru, ale też nie różowego. Wydawały się być optymalne pod każdym względem. Nie. Nie optymalne. Idealne. Wtedy otrząsnął się z tych myśli i zaczął przysłuchiwać rozmowie.
- Młoda damo- odezwał się z uśmiechem pan Moon- A po co ci cegły?
- Bo chcę wybudować dom. Będę codziennie przychodziła i kupowała po jednej cegle. Następnie zaniosę ją na puste pole i po kolei będę szpachlować i budować.
- Słucham?
Lucas widząc jej minę i słysząc ironiczny ton zaczął się śmiać. Kyle również załapał żart.
- Chcę zrobić półkę na książki.
- Z cegieł?!
- Proszę pana- uśmiechnęła się- Gdybym chciała ją zrobić z rolek po papierze toaletowym to przyszłabym tutaj?
Mężczyzna przyglądał się dziewczynie.
- Okej- potrząsnął głową- Półka z cegieł. Jakie mają być?
- Myślałam o zwykłej, ceramicznej, ale jest zbyt ciężka. Więc może klinkierową albo dziurawkę. Która z nich jest lżejsza?
- Dziurawka- odpowiedział pan Moon uśmiechając się. Nie spodziewał się, że tak młoda dziewczyna zna się na budownictwie.
- Tak myślałam. Ale klinkierowe są ładniejsze.
- Zależy co się komu podoba. Ale zgadzam się z panią.
- A są może o mniejszych rozmiarach? Mam na myśli to, aby były trochę węższe.
- Oczywiście. Ale jeśli mogę coś podpowiedzieć. To lepiej będzie jeśli kupi pani płytkę dekoracyjną z cegły. Jest tania, lekka i łatwa w obróbce. Zaoszczędzi pani czas, pieniądze i energię.
- A co z wyglądem? Przypomina chociaż cegłę?
- Krawędzie są co prawda bardzo równe, ale takie są wymagania klientów- uśmiechnął się mężczyzna.
- Myślę, że nie będę miała problemu, żeby je trochę zniszczyć- uniosła kącik ust- Muszą realnie wyglądać.
- Czyli kupujemy?
- Tak.
- Proszę za mną, pokażę pani wzory.
- Spoko- ruszyła za nim- I porada na przyszłość- spojrzała na niego i zmarszczyła brwi- Nigdy nie mów do nastolatek per "pani". To je odstrasza.
- Oczywiście. Zapamiętam- przytaknął pan Moon.
Oboje ruszyli w głąb sklepu. Kyle i Lucas nie odrywali od nich wzroku.
- Czy ta laska właśnie zwróciła uwagę staremu twojego starego?- zapytał kumpel.
- Czy ta laska własnie zwróciła uwagę staremu mojego starego a on jej posłuchał?- zapytał sam siebie Lucas.
- Niemożliwe. Tutaj są gdzieś ukryte kamery. Na pewno- rozglądał się po pomieszczeniu Kyle.
Lucas przyglądał się nieznajomej. Wdała się w dyskusję z jego konserwatywnym dziadkiem i przyprawiła go o uśmiech. Z pewnością siebie mówiła co ma na myśli i nie obchodziło ją czy rozmawia ze zwykłym człowiekiem czy z jednym z najbogatszych ludzi w tym mieście. To niecodzienny widok. Ludzie zazwyczaj podlizują się jego rodzinie. Ta, tutaj, przychodzi i rozstawia wszystkich po kątach.
- Wydaje mi się czy właśnie obaj zastanawiamy się, że tak charakterystycznej dziewczyny to miasto jeszcze nie widziało?- przerwał mu rozmyślania kumpel.
- Nie wydaje ci się. Ciekawe czy chodzi do naszej szkoły? Może warto by się przedstawić?
- Daj spokój.
- Dlaczego?
- Dziwnie się ubiera i pewnie zadziera nosa. To nie jest nasz typ.
- A jaki jest "nasz typ"?
- Właśnie taki- wskazał na wchodzącą do sklepu dziewczynę.
Jej jasnobrązowe włosy sięgały prawie do pasa. Miała na sobie obcisły top i dżinsowe szorty. Na nogach miała koturny, a na ramieniu torebkę w kolorze bluzki.
- Cześć kochanie- pocałowała Lucasa.
- Hej, Vic- przywitał się Kyle.
- Gotowy na kino?
- Właściwie to...
- Chcieliśmy gdzieś wyskoczyć na drinka- dokończył za niego Kyle.
- Nie ma sprawy. Do kina pójdziemy kiedy indziej. Może zadzwonię do Trudy i wyjdziemy we czwórkę?
- Dla mnie pasuje- uśmiechnął się kumpel.
- Dzięki. Jesteś wspaniała- pocałował ją Lucas.
Wtedy wszyscy usłyszeli jak pan Moon się śmieje. Potem oboje z nieznajomą pojawili się przy kasie.
- Kto to?- zapytała Vicky.
- A czy to ważne? Chodźmy się zabawić- skomentował Kyle.
Jednak wszyscy ciągle patrzyli w tamtą stronę. Dziewczyna powiedziała jeszcze coś śmiesznego i ruszyła do wyjścia. Grupa przyjaciół również wychodziła. Lucas przyspieszył kroku i otworzył nieznajomej drzwi. Dziewczyna nawet na niego nie spojrzała. Patrzył jak wsiada do samochodu i odjeżdża.
- Co to miało być?- zapytała Vicky.
- Co? Nic- wzruszył ramionami, cały czas patrząc za samochodem- Dbamy o naszych klientów.
***
- Udało się kupić co chciałaś?- zapytała kuzynka.
- Tak. A nawet lepiej. Henry pomógł mi z wyborem i pokazał kilka budowlanych tricków.
- Henry? Pan Henry Moon?
- No tak.
- I mówisz do niego po imieniu?
- No tak- zmarszczyła brwi Maddie.
- Wiesz, że jest jednym z najbogatszych ludzi w tym mieście?
- Właściwie- uśmiechnęła się sztucznie- to mam to gdzieś. Spoko z niego typek. Jak się rozluźni to daje radę. Szkoda, że nasz dziadek jest taki sztywny.
- Nasz dziadek nie żyje od kilku lat.
- No właśnie- uniosła brwi- Sztywny. Łapiesz?
- Zastanawiam się czy ty, aby jesteś normalna?
- I co wymyśliłaś?
- Że nie jesteś.
- To niedobrze- spojrzała na Sarę i uśmiechnęła się szyderczo- Bo nienormalnym ludziom nie daje się prowadzić.
Przyspieszyła. Zaczęła zmieniać biegi i po chwili jechały już z prędkością 120 km/h.
- Zwariowałaś?! Zwolnij!
- Spoko. Szybciej nie będzie, bo ten grat więcej nie wyciągnie.
- Maddie!
- Dobra, już dobra.
Kiedy zwolniły, Maddie kątem oka przyglądała się kuzynce. Siedziała obrażona i patrzyła w okno.
- Gdzie teraz skręcić?
Sara nic nie powiedziała.
- Okej. Jadę byle gdzie.
Kuzynka zaczęła przyglądać się Maddie.
- Mogę ci zadać pytanie?
- Już? Tak krótko się złościsz?
- Dlaczego taka jesteś?
- A konkretnie?
- Dlaczego robisz to co chcesz i to co ci się podoba?
- Bo tak postrzegam wolność. A lubię być i czuć się wolna.
- Co z tego? Jeśli nie zważasz na konsekwencje, możesz sobie zaszkodzić.
- Może i tak. Potem może i muszę ponieść karę, ale najpierw czerpię z tego radość.
Wtedy podjechały pod dom.
- A więc?- zastanowiła się Sara- Warto?
- Warto- Maddie wysiadła, wyciągnęła pudło z zakupami i schyliła się do okna- To o wiele lepsze od szarego i nudnego życia.
Coraz bardziej mi się podoba ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy. (:
OdpowiedzUsuńUwielbiam gdy główne bohaterki mają mocny charakter ♥♥♥ Czekam na nastepny
OdpowiedzUsuńPozdro xoxoxo
Kocham Twoje opowiadania *.* sa swietne. Zawsze. Dziekuje Ci za to...
OdpowiedzUsuńHej, świetne opowiadanie *o* może zajrzysz do mnie? dopiero zaczynam ;) http://wearecrazyandstupid.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń