sobota, 29 listopada 2014
Episode 39: Alps are waiting!
Rose i Dean odwrócili się. Chłopak puścił dziewczynę i patrzył przyjacielowi prosto w oczy. Tony również nie odrywał od niego wzroku. Stali tak dłuższą chwilę. Muzyka dobiegająca ze środka wydawała się być bardzo odległa a oni czuli jakby byli w zupełnie innym miejscu. Cała trójka w innej przestrzeni.
- Wiem co teraz czujesz- odezwał się w końcu Tony- Masz tysiąc myśli, które krążą wokół twojej głowy, ale żadna nie wydaje się być właściwa. Jest ci na zmianę zimno i gorąco. Jesteś rozżalony i smutny a po chwili niezwykle wściekły. Czujesz jakby ktoś gołymi rękami wyrywał ci serce i rozrywał je powoli na małe kawałki. Chcesz wykrzyczeć całemu światu jak bardzo jesteś nieszczęśliwy, ale jedyne co jesteś w stanie zrobić to zacząć płakać- wtedy spojrzał na Rose- A powodem tego wszystkiego jest właśnie ona.
Dean patrzył szeroko otwartymi oczami na kumpla, później spojrzał na dziewczynę i znowu na niego. Rose chciała coś powiedzieć, lecz Tony pokręcił przecząco głową i postanowił mówić dalej.
- Najgorsze jest to, że nie możesz i nie chcesz jej obwiniać. Zestawiasz sobie wszystkie jej pozytywne cechy. Jej zalety. To ile razy powodowała, że się uśmiechasz. To jak się przy niej czujesz. I dochodzisz do wniosku, że jedynym błędem jaki popełniła było zgubienie się we własnych uczuciach- westchnął- Dean, bardzo dobrze wiem jak się czujesz, bo nie raz zostałem przez nią zraniony. I to z twojego powodu.
- Jak to?- zapytał zdziwiony.
- Widzisz- spojrzał przed siebie- Jestem w niej zakochany od kiedy ją zobaczyłem. Tak, może to głupio brzmi, ale tak właśnie jest. Pierwszy raz widziałem ją na placu w pierwszy dzień szkoły. Od razu przyciągnęła moją uwagę. Miałem nadzieję, że kiedyś ją poznam. I miałem okazję. Już tego samego dnia, na imprezie Jackie. Jednak byłeś pierwszy. I zupełnie nie byłem zdziwiony, że też chcesz się z nią umówić. Ale kiedy o tym mówiłeś, to był dla mnie cios. Niewielki, ale był. Następny...- zastanowił się- Kiedy bawiliście się z Winem w zakład, który z was się z nią umówi. Dwóch moich kumpli walczy o dziewczynę, która mi się podoba, tylko dla zabawy. Świadomość tego też nie była łatwa.
- Chwila?- odezwała się Rose i spojrzała na Deana- Zakład?
- To było dawno- odezwał się chłopak- Chciałem dopiec Winowi. Szybko się przekonałem, że nie jesteś zwykłą dziewczyną. I, że nie chcę, żeby to była zabawa.
- Mówi prawdę- Tony zwrócił się do Rose- Zauważyłem to kiedy o tobie mówił. Był totalnie oczarowany. Twoimi pomysłami, twoim nastawieniem, tym jak potrafiłaś mu pomóc. Kiedy poprosił cię o rady dotyczące filmu dla ekipy, widać było, że bardzo cię ceni. Ciężko się patrzyło, że był tobą równie zafascynowany co ja- teraz spojrzał na Deana- A jeszcze gorzej było, kiedy zaczęliśmy pracować nad sesją. Z jednej strony miałem możliwość przebywania z Rose a z drugiej dręczyła mnie myśl, że przecież ona nie robi tego dla mnie. Jednak zawsze były chwile, kiedy mogliśmy porozmawiać. Były też takie, kiedy nie mogliśmy rozmawiać, ale ja i tak nie mogłem oderwać od niej wzroku. Kiedy pierwszy raz ją pocałowałem, na bitwie, to było jedno z najlepszych momentów jakie przeżyłem. Poniosło mnie. Jednak jeszcze szybciej dopadło mnie poczucie winy. Wycofałem się z tego od razu. Nie mogłem wtedy myśleć tylko o sobie.
- Nie wiedziałam o tym- przerwała mu Rose i patrzyła z niedowierzaniem.
- Bo niby skąd?- próbował się uśmiechnąć ironicznie- Nie chciałem, żeby żadne z was o tym wiedziało. Zwłaszcza, że coraz częściej pojawiałaś się na naszych treningach. Pamiętam sytuację, kiedy jedliśmy tam pizzę...
- Przyniosłeś mi kawałek bez groszku- dodała dziewczyna.
- Nawet to o tobie wiedziałem- westchnął i spojrzał na Deana- A potem wpadliście cali rozweseleni i ogłosiliście, że jesteście parą. Ledwo ustałem na nogach, kiedy to usłyszałem. Zraniło mnie to niesamowicie i wtedy jedyne rozwiązanie jakie widziałem to upić się do nieprzytomności.
- Nie miałem pojęcia- Dean błądził wzrokiem- Nigdy nic nie powiedziałeś. Dlaczego?
- Myślałem, że Rose właśnie tego chce i na tamten moment pewnie tak jej się wydawało. A Ty byłeś... jesteś moim kumplem. Byłem rozdarty między tym co powinienem a co chcę zrobić. Tym co powinienem czuć a co faktycznie czuję.
- Nie wiem czy dobrze pamiętam, ale spotykałeś się wtedy z Jennifer?- zapytał Dean- Z resztą zawsze się kręciły jakieś dziewczyny koło ciebie i Wina. Nie dawałeś nic a nic po sobie poznać. Mogłeś mieć każdą dziewczynę.
- Tylko nie tę, którą chciałem- spojrzał na nich oboje.
Rose wtedy odwróciła się w stronę barierki. Łzy zaczęły płynąć jej po policzkach.
- Co jest?- zapytał się Tony.
- Odpychałeś mnie jak tylko mogłeś- wzięła głęboki oddech- Próbowałeś mi wmówić, że jesteś tylko zwykłym dupkiem.
- Tak było łatwiej- podszedł do niej.
- Tylko dla kogo?- spojrzała mu w oczy.
Zapadła cisza. Przez chwilę patrzyli na siebie nawzajem a potem błądzili wzrokiem po tarasie, jakby szukali tam jakiejś wskazówki.
- Z pewnością nie dla was- odezwał się w końcu Dean- Nie wiem tylko jak mogłem tego wcześniej nie zauważyć. Dlaczego Tony, do cholery nic nie powiedziałeś? Masz takie samo prawo do szczęścia jak inni. Oczywiście, chciałem być z Rose, ale to nie oznacza, że jestem dla niej najlepszy. Może chciałbym być. Może starałem się taki być. Ale nie jestem.
- Zauważyła coś w tobie. A to oznacza, że w pewnym momencie byłeś tym z kim chciała być. Chciałem to uszanować. Was uszanować- nabrał powietrza i spojrzał w gwiazdy- Jednak coś sprawiło, że między nami zaczęła się pojawiać jakaś więź. Nie wiem co to było. Ale w końcu się odnaleźliśmy.
- Zacząłeś się przede mną otwierać- spojrzała na niego- Wtedy zrozumiałam, że to jest to czego naprawdę chcę słuchać. Że to z tobą chce jak najwięcej przebywać. Wydobywasz ze mnie o wiele więcej niż inni ludzie. Podobało mi się to i tego pragnęłam.
- Jednak ciągle byłaś z Deanem- skomentował Tony.
- Nie wiedziałam jak to rozwiązać. Żadnego z was nie chciałam ranić.
- Wiem. Ale obaj dostaliśmy od ciebie niezły łomot emocjonalny.
- I żaden z was na to nie zasłużył- spojrzała przed siebie.
- Dean- zwrócił się do niego Tony- Właśnie tak z nią jest. Rose nie myśli o sobie, tylko o naszym cierpieniu. O tym na co zasłużyliśmy a na co nie. To sprawia, że ludzie się do niej zbliżają. Zawsze myśli o innych i każdemu jest gotowa pomóc.
- Ty masz tak samo- skomentował Dean- Okazuje się, że ja w tej sytuacji byłem głupkiem i samolubem. Nie widziałem, że coś się między wami dzieje. Nie dostrzegałem jakimi jesteście ludźmi. Jak się o mnie martwicie i jak ciężko wam było z tym wszystkim. A ja myślałem wyłącznie o sobie- zaśmiał się nerwowo- Boże! Przecież jakbyście od początku myśleli o sobie to prawdopodobnie bylibyście razem już od dawna.
- Nie interpretuj tego tak- podeszła do niego Rose.
- Niestety tak to wygląda- wziął głęboki oddech- Tylko zastanawia mnie jedno. Czy żadnemu z was nie przyszło do głowy, żeby mi o tym powiedzieć? Tony, jesteśmy przyjaciółmi. Myślałem, że możemy powiedzieć sobie wszystko.
- Chciałem- spojrzał na niego- Chciałem ci powiedzieć wtedy kiedy zrozumiałem co do niej czuję i że chcę ją tylko dla siebie. Nadarzyła się taka okazja kiedy byliśmy u Alice. Lecz Rose mi nie pozwoliła. Na moich oczach cię pocałowała. Myślałem, że to koniec. Ten widok przyprawił mnie o nieopisany ból. Po raz kolejny.
- A potem ze mną zerwałaś- Dean zwrócił się do Rose.
- Chciałam ci to wytłumaczyć. Łagodnie i spokojnie. I wydawało mi się to wtedy najlepszym rozwiązaniem.
- Stary to jest właśnie to- odezwał się Tony- Wolała zranić mnie o wiele bardziej niż ciebie. Zazdroszczę ci tego, bo wiem, że i teraz tak jest. I pewnie zawsze tak będzie, że dla ciebie będzie miała więcej empatii, współczucia, wyrozumiałości, delikatności.
- Tony...- spojrzała na niego.
- Nie. W porządku- spuścił głowę i za chwilę ją podniósł- Jest dla ciebie ważny i zawsze będzie. Muszę to zaakceptować.
- Szkoda, że ja tak nie potrafiłam- Rose spojrzała na Deana- Nie potrafiłam zrozumieć jaka Alice jest dla ciebie ważna. Jednak szybko to dostrzegłam. I myślę, że ty też. Jeśli chodziło o nią, zawsze przegrywałam. Źle mi było z tym, że ona jest na pierwszym miejscu. Tak samo twoja ekipa. Zostałam zepchnięta na dalszy plan.
- A Tony był tym, dla którego byłaś najważniejsza- dokończył za nią i pomyślał o rozmowie z Winem- Ktoś mi to dzisiaj już uświadomił.
- Szanował mnie. Inspirował. Cenił mój talent jak nikt inny. Był mną zafascynowany i w niektórych sytuacjach skrępowany. Między nami zawsze narastało napięcie. I wiem, że ciężko jest tego słuchać, ale nigdy nie chcieliśmy cię zranić. Rozstałam się z tobą, a dopiero później dałam szansę Tony'emu. Jednak szukałeś powodu naszego zerwania i kiedy dowiedziałeś się, że jest coś między mną a Tonym pomyślałeś, że cię zdradziłam. Fakt, czułam coś do niego i te uczucia mnie gubiły. Nie wiedziałam czy jestem dla niego odpowiednią dziewczyną. Wiedziałam, że nie jestem nią dla ciebie. Rozstałam się z tobą tylko dlatego, żeby uwolnić ciebie i samą siebie. Żebyś mógł znaleźć szczęście na które zasługujesz i dziewczynę, z którą będzie łączyło cię coś wyjątkowego. Tego właśnie dla ciebie pragnęłam. I wiem, że śmiało możesz nazwać nas zdrajcami czy nieczułymi, bezdusznymi osobami, ale bardzo by nas to zabolało. Z pewnością zabolałoby Tony'ego, który uwierz mi ceni cię jak nikogo innego. I nie zniesie myśli, że możesz go nienawidzić.
- Nie wiem czy wiesz ile dla mnie znaczysz?- Tony spojrzał na kumpla.
Dean odwrócił się od nich plecami. Rose patrzyła na Tony'ego a on na nią. Nie do końca wiedzieli co to znaczy. Powiedzieli mu to co czuli i ciągle czują. Jednak wymagają od niego bardzo dużo. Że to zrozumie, zaakceptuje i będzie w stanie znosić.
- Nie oczekuję, że mi wybaczysz- odezwał się nagle Tony- Nie wiem czy ktokolwiek jest w stanie to wybaczyć. Ale chcę, żebyś wiedział, że cierpiałem tylko dlatego, że chciałem zaznać odrobiny szczęścia. Myślę, że każdemu się ono należy. A Rose mi je daje. I myślę, że ja mogę odwzajemnić się tym samym. Nie chcę też analizować co do niej czułeś lub co ona czuła do ciebie. Ale ja... Ja ją kocham. Jak nikogo na świecie.
Dean odwrócił się i spojrzał na przyjaciela. Nic nie mówiąc podszedł do niego i go przytulił. Stali tak przez chwilę. Dean poczuł, że nie chce go tracić. Dużo razem przeszli i to nie powinno się tak skończyć. Będzie próbował zbudować ich relację od nowa. Kiedy zwolnił uścisk, Tony poklepał go w ramię i postanowił się oddalić. Zatrzymał się kilkanaście metrów dalej przy drzwiach balkonowych. Wtedy Dean podszedł do Rose.
- Nie potrafiłem cię docenić, co?- uniósł lekko kącik ust i spojrzał jej w oczy- A przecież tyle dla mnie zrobiłaś. Pomagałaś w treningach, przy filmie, na bitwie, przy sesji, na wystawie, znosiłaś moje fanki, znosiłaś Alice i moje humory. No i do tego zwerbowałem dzięki tobie Zacka. A dzięki twoim uwagom i pomocy przy układzie możemy wygrać BigBattle. Bez ciebie nie byłbym tym, kim teraz jestem i nie osiągnąłbym tego co mam. Nie powinienem... A właściwie nie mogę być na ciebie zły. Bardzo dużo ci zawdzięczam. Cholera- zatrzymał się- Bez ciebie nie miałbym połowy tego co mam. I nie chodzi mi tylko o wygrane bitwy czy nagrodę za sesję. Mam więcej możliwości i potrafię dostrzec rzeczy, które wcześniej nie miały dla mnie znaczenia. Jasne, zraniłaś mnie, ale właśnie to pozwoliło mi docenić to kim jesteś. Teraz to widzę. I wiedz, że doceniam to, że byliście ze mną szczerzy. Pewnie zajmie mi trochę czasu zanim to wszystko przełknę. Ale wiem jedno. Więcej razy nie chcę was tracić. Bo mimo cierpienia, którego doświadczyło każde z nas to jesteśmy przyjaciółmi. Najlepszymi przyjaciółmi, którzy potrafią wydobyć z siebie nawzajem o wiele więcej niż każdy z osobna kiedykolwiek mógłby osiągnąć.
Rose popłynęły łzy i przytuliła się do Deana. Tony przyglądał się im i rozmyślał, co takiego jej powiedział. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, bo to jest moment, w którym on i Rose mogą być naprawdę szczęśliwi. Wtedy na taras wyszedł Zack.
- Lider dostaje wszystko, co?
- Nie tym razem- uśmiechnął się jakby do siebie.
Wtedy podeszła do nich Rose. Złapała Tony'ego za rękę i zwróciła się do Zacka.
- Mogę cię prosić o przysługę?
- A kim ja jestem? Służącym?
- Zadbaj o to, żeby Dean bezpiecznie wrócił do domu- zignorowała jego słowa i dotknęła go ręką w klatkę piersiową- Dziękuję.
Wtedy Tony objął ją ramieniem i oboje weszli do środka.
***
Następnego dnia z samego rana Jackie wybrała się do lekarza. Kiedy wyczytano jej nazwisko wstała i weszła do gabinetu.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry panno Kendall. Są z panią rodzice tak jak prosiłem?
- Niestety nie. Dzwonili, że trochę się spóźnią. Wracają z delegacji.
- W takim razie proszę poczekać i wejść, kiedy twoi rodzice się zjawią.
- A nie może mi pan powiedzieć co się dzieje? Od zawsze przechodzę te badania i nigdy nie było problemu z uzyskaniem wyników. Czy teraz jest inaczej?
- Niestety tak.
- To znaczy?
- W twoich wynikach było coś dziwnego i postanowiliśmy zrobić kilka dodatkowych testów. Niestety dla jednego wirusa wynik był pozytywny.
- Jakiego?
- Naprawdę proszę przyjść z rodzicami.
- Proszę mi powiedzieć co to takiego.
Wtedy do gabinetu weszli państwo Kendall.
- Dzień dobry. Przepraszamy za spóźnienie. Już jesteśmy. O co chodzi?
- Jackie- odezwał się lekarz- Może poczekasz na korytarzu?
- Nie ma mowy. Chcę wiedzieć co się dzieje.
- Dobrze. Proszę usiąść- lekarz wskazał na krzesła- Zrobiliśmy rutynowe badania jak zawsze. Jednak te były inne. Parę dodatkowych testów wykazało co to jest. Bardzo mi przykro- patrzył rodzicom prosto w oczy- Ale państwa córka została zarażona wirusem HIV.
- To na pewno jakaś pomyłka- powiedział spokojnie ojciec.
- Niestety. Powtarzaliśmy test kilka razy. Wynik jest jednoznaczny.
Oczy pani Kendall w tej chwili zalały się łzami i przytuliła się do męża. Jackie natomiast patrzyła pustym wzrokiem w ścianę. Nie było widać po niej żadnych emocji.
- Choroba jeszcze się nie rozwinęła- postanowił mówić lekarz- A możliwe, że nigdy się nie rozwinie. Wirus HIV wykryty bardzo wcześnie, dzięki odpowiedniemu leczeniu może zostać przytłumiony i nigdy nie wywołać AIDS. Wiele osób z tym żyje i ma się całkiem dobrze.
- Co mi pan próbuje powiedzieć?!- zaczęła krzyczeć kobieta- Że wszystko będzie dobrze?! Moje dziecko- zaczęła płakać kobieta, podeszła do córki i ją przytuliła- Moje dziecko. Jak to w ogóle możliwe?
- Z tego co mogę wywnioskować to poprzednie badania nie wykazały obecności wirusa, więc nie jest on dziedziczny. Jest nabyty.
- W jaki sposób?- zapytał ojciec.
- Jest przenoszony przez krew- wyjaśnił lekarz- Wystarczy, że krew zarażonego dostała się do krwiobiegu Jackie. Poprzez zacięcie i bezpośredni kontakt. Możliwe jest też przedostanie się drogą- tu spojrzał na dziewczynę- płciową. Jackie, miałaś partnera lub kilku partnerów?
- Co to jest w ogóle za pytanie?- oburzyła się matka- Jak pan śmie?
- Przepraszam. Jednak muszę to wiedzieć. Jeśli Jackie miała więcej niż jednego partnera to każda osoba jest w niebezpieczeństwie.
- Około dwudziestu- odezwała się w końcu dziewczyna.
Pani Kendall od razu puściła córkę i odeszła na kilka kroków. Ojciec patrzył na Jackie z żalem w oczach i wielkim smutkiem. Objął ramieniem żonę i starał się stłumić łzy.
- Pamiętasz ich imiona i nazwiska?
- Myślę, że tak.
- Możesz mi je podać? Jeśli miałabyś do nich numer telefonu to również byłoby pomocne.
Dziewczyna usiadła przy biurku. Wyjęła telefon i po kolei wypisywała nazwiska na kartce. Rodzice patrzyli na nią i nie mogli uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Ich córka nie dość, że zapomniała jakie wartości powinna wyznawać, to całkiem się zatraciła. Teraz będzie musiała cierpieć do końca życia. A oni razem z nią. Kiedy ich dziecko wymknęło się spod kontroli?
- Proszę pójść ze mną- odezwał się lekarz do całej rodziny- Na parterze czeka na was psycholog. Pomoże wam porozmawiać o całej tej sytuacji. Ja natomiast zapiszę was na kolejną wizytę i rozpoczniemy leczenie.
Jackie kiedy skończyła pisać, wstała i bez słowa skierowała się do drzwi.
- Jakie...- odezwała się matka. Jednak dziewczyna nie zareagowała.
- Tego się właśnie spodziewałem- odezwał się lekarz- Jest w szoku. Wizyta u psychologa bardzo jej się przyda. Proszę za mną.
***
April dostaje kolejny telefon w sprawie propozycji nagrania demo. Po wielu namowach menadżerki Meller postanawia przyjść do studia. Kiedy wchodzi do środka wytwórni w głównym holu widzi wiele złotych i platynowych płyt wiszących nad biurkiem recepcji. April kojarzy sporo nazw zespołów i wykonawców z tej ściany.
- W czym mogę pomóc?- pyta recepcjonistka.
- Byłam umówiona z Madison Meller.
- Nazwisko?
- Adams. April Adams.
- Proszę na drugie piętro i drugi pokój po prawej.
- Dziękuję.
Dziewczyna od razu ruszyła w wyznaczone miejsce. Nie zdążyła zapukać a drzwi się otworzyły. Stanęła w nich pani Meller.
- Super, że jesteś- uśmiechnęła się i wzięła dziewczynę za ramię- Chodźmy.
- Dokąd?
- Do studia nagraniowego. Nagramy coś ładnego.
- Przecież nie mam swoich piosenek ani muzyki.
- A właśnie, że masz- pstryknęła ją palcem w nos- Mamy gotowe materiały. Wiesz, że trudniej jest znaleźć dobrego wokalistę niż stworzyć dobry utwór? Nawet sobie nie wyobrażasz ile mamy hitów, które powinien usłyszeć świat, lecz nie ma kto ich śpiewać. To jest teraz problem show- biznesu.
Kobieta szła z zapałem i gotowa do pracy. April próbowała dotrzymać jej kroku. Rozglądała się dookoła. Nie była do końca pewna czy powinna tu być.
- Kiedy tam wejdziesz, to może zmienić twoje życie- Meller otworzyła szeroko drzwi i się uśmiechnęła- Zapraszam.
***
Charlie bardzo chciała pojechać w góry razem z kolegami ze szkoły. Lecz kiedy namówiła Andy'ego, żeby poddał się operacji, postanowiła, że z nim zostanie. Chce spędzać z nim jak najwięcej czasu. Dzisiaj wybrali się na spacer do parku. Charlie zauważa w oddali znajomą sylwetkę. Gdy chłopak podchodzi bliżej od razu z nią się wita.
- Cześć Charlie- uśmiecha się i zwraca do chłopaka- Andy.
- Cześć- odpowiada chłopak.
- Louis, co tutaj robisz?- pyta dziewczyna.
- Wydaje mi się, że spaceruję.
- To tak jak my.
- Przyłącz się jeśli chcesz- dodaje Andy.
Charlie spojrzała na chłopaka. On nie znosi Louisa, a jednak zaprasza go do wspólnego spaceru. Coś się w nim zmienia. Zdecydowanie. Ale skoro jest to zmiana na lepsze to nie ma się czym martwić.
- Skoczysz mi po gorącą czekoladę?- zapytał Andy- Tu niedaleko jest budka.
- Jasne- uśmiechnęła się dziewczyna- Louis, chcesz coś?
- Nie, dzięki.
Kiedy Charlie się oddaliła, Andy zwrócił swój wózek w stronę Louisa.
- Kochasz ją prawda?
- Słucham?
- Jesteś w niej zakochany. To widać.
- Posłuchaj- zaczął Louis- Jest wspaniałą dziewczyną, ale wybrała ciebie. To co ja czuję, nie jest tutaj ważne.
- Mylisz się- spojrzał na niego poważnie- Wiesz na co choruję?
- Tak. Sprawdziłem twój profil w fundacji.
- Dostałem serce do przeszczepu. Ale jak dobrze wiesz, mogę tego nie przeżyć. Dlaczego o tym mówię?- spojrzał w stronę, gdzie poszła Charlie- Jeśli cokolwiek mi się stanie. A zakładam najgorsze. Proszę cię, zajmij się nią. Będzie cierpiała, ale twoje wsparcie zawsze jej pomagało. Uwielbia cię. I będzie jej o wiele lepiej, kiedy będziesz obok.
- Andy...
- Nie- przerwał mu- Wiem co chcesz powiedzieć. Że będzie dobrze. Trzeba pozytywnie myśleć i tak dalej. Tego was uczą w fundacji. Ja jestem realistą. Oczywiście mam nadzieję i wierzę w umiejętności lekarzy. Ale jestem świadomy co może się wydarzyć. Jednak nie o mnie tu chodzi. Chodzi o Charlie. Bardzo się do mnie przywiązała, dlatego chcę, żebyś był przy niej cały czas. W sytuacji, w której dowie się, że operacja się powiodła jak i w tej, że niestety... się nie udało- westchnął- Widzę jak na nią patrzysz. Będzie z tobą szczęśliwa. I myślę, że jesteś osobą, która ma więcej do zaoferowania niż ja. Tak więc obiecaj mi, że będziesz o nią dbał.
- Obiecuję- odpowiedział bez namysłu.
- O czym gadacie?- zapytała Charlie, wręczając kubek Andy'emu.
- O Tobie.
- Nie wiem czy jestem na tyle ciekawą osobą.
- Myślę, że jesteś warta uwagi każdego z nas- odpowiedział Louis i kiwnął głową do Andy'ego.
- Zdecydowanie.
***
Po kilku dniach nadeszła Wigilia. Każdy uczeń spędzał święta ze swoją rodziną. Jednak kilkoro z nich nie mogło się doczekać zaplanowanego wyjazdu. Zwłaszcza Win, który nie cierpiał spędzać czasu ze swoim ojcem i jego narzeczoną. Co chwila wysyłał smsy znajomym o której się mają stawić na lotnisku i co ze sobą zabrać. Nie do końca był pewien, kto poleci w góry. Więc dla pewności wysłał wiadomości do wszystkich zaproszonych. Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi Win od razu się uśmiechnął i podniósł z miejsca.
- Otworzę.
W drzwiach stał Tony i Brian.
- Jak dobrze, że jesteście, bo dłużej ten farsy nie zniosę.
- Dobry wieczór panie Chambers- przywitali się chłopcy.
- Witajcie. Usiądźcie z nami.
- Bardzo by chcieli, ale muszą odmówić- odpowiedział za nich Win- Zabieram walizkę i już się zmywamy.
- Dokąd idziecie?
- Mówiłem ci, że lecimy w góry.
- Ach tak!- przypomniał sobie Ben- W takim razie miłej podróży i pobytu.
- Dzięki tato. Na razie.
Kiedy wyszli z budynku, czekała już na nich limuzyna, która zawiezie ich prosto na lotnisko.
- Gdzie wasze dziewczyny?- zapytał Win.
- Przyjadą na lotnisko. Miały wstąpić jeszcze do Kate i zabrać się razem z nią.
- Okej. A co z Deanem?
- Nie jestem pewien- podrapał się w głowę Tony- Myślę, że czuje się lepiej. Ale czy powinien z nami przebywać? Tego nie jestem pewien. Mówiłem mu, że jest mile widziany. Zwłaszcza, że część ekipy jedzie.
- Jak się wyalienuje będzie jeszcze gorzej- skomentował Brian.
- Dobrze gada- klepnął go Win.
- A co z resztą?- zapytał Tony.
- Nie wiem. Każdy po kilka razy zmienia zdanie. Do końca nie wiem w jakim składzie jedziemy.
- Ty to się umiesz zorganizować.
- Coś nie pasuje?
- Nie. Jest bajecznie- wyszczerzył zęby Tony.
- Jesteśmy na miejscu- odezwał się kierowca.
- Świetnie- zaciera ręce Win- I bajecznie to dopiero będzie.
***
- Kate, chodź już!- krzyczy Jo z samochodu.
- Załatwia wszystko na ostatnią chwilę- skomentowała Rose.
- Taki już jej urok- uśmiechnął się Matt.
- Już jestem- wsiadła zdyszana.
- Na pewno wszystko wzięłaś?- nabija się Cassie.
- Cholera! A śpiwór? Czy ja mam śpiwór?
- Tak!- odpowiedzieli chórem.
- Jedźmy już- westchnęła Jo.
- Dobra już dobra- udała obrażoną Kate- Ruszamy.
***
Dean i kilkoro jego przyjaciół z ekipy zjawili się na lotnisku jako pierwsi.
- Może pomyliliśmy godzinę wylotu?- zapytał Nate.
- Nie wydaje mi się- odezwał się Scott widząc zbliżającego się Wina i braci Carter.
- Super, że jesteście- witał się z nimi Tony i zwrócił do Deana- Dobrze cię widzieć.
- Ciebie też- uśmiechnął się lekko i zwrócił do Wina- Masz coś przeciwko, że polecą z nami Alice i Zack?
- Jeśli Tony'emu to odpowiada. Dla mnie może lecieć i twoja matka.
- To jak?- zapytał Zack.
- Nie ma problemu- spojrzał na niego poważnie- Jeśli będzie się zachowywał w porządku to nie widzę przeszkód.
- Myślę, że umie się zachować- dodał Dean.
Wtedy wszyscy usłyszeli kolejną roześmianą grupę zbliżającą się w ich kierunku.
- Witam spóźnialskich- krzyknął Win.
- Nie powiem kto się najbardziej grzebał- Matt objął ramieniem Kate i pocałował ją w czoło.
- Tylko jej nie obśliń- skomentował Win i dodał- Dobra. Czekamy jeszcze chwilę na wypadek jakby ktoś miał się zjawić. Potem ładujemy się do samolotu. Bagaże rzućcie na tę taśmę.
- A kto może się jeszcze zjawić?- zapytał Scott.
- Może jakiś kolejny wielbiciel Rose- skomentowała Alice.
- Ktoś tu ma niewyparzony język- zaśmiał się Win.
- Kogoś mi to przypomina- puściła mu oko Kate.
- Jeszcze nie wylecieliśmy a już mam was dosyć- skomentował z uśmiechem Nate- Dajcie na luz. Mamy święta. Powinniśmy się kochać. I być czuli i troskliwi.
- Ktoś tu chyba ma ból, że nie ma dziewczyny- zaśmiał się Brian.
Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Dobra. Ładujcie się do samolotu. Alpy czekają!
Matt i Kate chwycili się za rękę. Podobnie Brian i Jo. Cassie szła obok nich i zauważyła jak Alice mrozi ją spojrzeniem i bierze pod rękę Deana, który pochłonięty jest rozmową ze Scottem i Natem. Zack przyglądał się Rose, a potem Cassie. Za to Rose wskoczyła Tony'emu na barana i pocałowała go w szyję. Na końcu szedł Win i wszystkich obserwował.
-Obyśmy wracali w takim samym składzie i w takich humorach jak stąd wyjeżdżamy- pomyślał.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
PIERWSZZZAA!!! ;) ;) :) HAHAHAHAHAHAHH
OdpowiedzUsuńWygrałam!!! BOŻE
Rozdział zajebisty! Dodałaś go szybciej niż ten ostatni, dlatego jestem Ci strasznie wdzięczna! <3
Boszz jakie to jest kurwa zajebiste. Z ręka na sercu muszę przyzna, że jest to najlepszy blog jaki czytam, a uwierz czytam ich bardzo dużo. Na mojej liści jest ponad 100 blogów jak nie 200. Sama nie wiem jak ja spamiętuję te historie. :) ale Twój blog jest po prostu nie pokonany. Piszesz już tyle czasu, a akcja nie kończy się, nie urywa, ani nie nudzi. Wręcz przeciwnie ciągle się rozwija, dochodzą nowe wątki. Normalnie jak w filmach. Myślę, że powinnaś napisać książkę, a nie pisać blog ;). WENY <3 WENY <3 WENY <3 Pisz następny szybko. PROSZĘĘĘĘ.... - M*.*
Rozdział jak zwykle świetny! :D cieszę się, że pomiędzy tonym deanem i rose wszystko się pokładało :)) już chciałabym wiedzieć co się będzie działo w alpach ^^
OdpowiedzUsuń"-Obyśmy wracali w takim samym składzie i w takich humorach jak stąd wyjeżdżamy- pomyślał."
OdpowiedzUsuńOSZ TY W KUR... ZACZYNAM SIĘ BAĆ! :D
TO JEST GENIALNE!
Tylko mało scenek z Kate i Winem :D
Ja ich kocham, no są the best! <3
ROSE, TONY I DEAN wreszcie się pogodzili <3
JESTEŚ KOCHANA. I BYŁABYŚ IDEALNA GDYBYŚ CZĘŚCIEJ DODAWAŁA ROZDZIAŁY ALE NO TRUDNO :( GRUNT ŻE JEST CO CZYTAĆ <3 TO JEST WSPANIAŁE
No w końcu się pogodzili :D No i strasznie szybko pojawił się rozdział :3 Oby tak dalej ;d
OdpowiedzUsuńRozdział jest ZAJEBISTY :D
No wiesz? Skończyć w takim momencie????????????????????? Zabijesz mnie ciekawością
OdpowiedzUsuńCzytam setki blogów z takimi opowiadaniami i tyko dwa tak mnie wciągnęły i poruszyły. Jednym z nich oczywiście jest Twój ! Dziewczyno Jesteś Wspaniała! Wszystko idealnie dopracowane, kreatywne i mega wciągające . Tym co wahają się czy przeczytać mowie stanowcze CZYTAĆ !
OdpowiedzUsuńMyślę, ze na tym moglabys zakończyć to opowiadanie , ponieważ to dobre zakończenie. Dodac jakiś epilog co się stało z Andym itp. Albo dla tych co są za winem napisać cos w stylu ze po kilku latach spotykają się na grobie Matta który zginął w górach a Kate jest z winem rose z Tonym Natalie z dzieckiem itp, Pomysl nad tym ;)
OdpowiedzUsuńGratulacje!!! ;)
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowane do Liebster Award! (pewnie nie pierwszy i nie ostatni raz) ;)
Więcej informacji na moim blogu: merc-story.blogspot.com