niedziela, 17 stycznia 2021

Episode 42: "Price I have to pay"

 Hej! Nie zabijcie mnie :DD Od jakiegoś czasu przeglądam wasze pojawiające się komentarze i stwierdziłam, że chyba muszę wziąć się w garść i skończyć tę historię, bo nie dacie mi żyć. Planuję max 10 rozdziałów i będzie koniec. Pisząc to sama się do siebie śmieję, że po tylu latach pamiętacie jeszcze o tych bohaterach i ja też. Od kiedy zaczęłam to pisać minęło chyba z 8 lat :p Wtedy byłam jeszcze zagorzałą studentką. Dzisiaj jestem osobą pracującą, żoną i mamą 2-letniego chłopca :)) a co do rozdziału, trochę krótki, ale postaram się lepiej jak wena mnie dopadnie. No i będę musiała przeczytać tę historię od początku, żeby każdy wątek pozamykać :D A trochę tego będzie. Miłego!


Wszyscy uczniowie z High School of Art & Design wracają do szkoły w bardzo dobrych humorach. Po przerwie świątecznej zostaje niewiele czasu do wystawienia ocen semestralnych. Część uczniów ma już zaliczone kilka przedmiotów artystycznych, jedyne co im zostaje to testy naukowe. A ci którzy niezbyt się starali przez cały semestr, no cóż, ich czeka ciężka praca. Cassie jako nowa uczennica została poproszona na rozmowę do gabinetu dyrektora. Prawdopodobnie dostanie plan na nowy semestr i zapozna się z wszystkimi nauczycielami i instruktorami. Kiedy weszła na główny plac szkoły, wszyscy jej się przyglądali. Dlaczego? Nie dlatego, że jest nowa. Przecież kręciła się w szkole już od dłuższego czasu. Wszyscy ją znali. Patrzyli się dlatego, że obok niej szedł Dean. Chwycił ją za rękę i dumnie paradował wśród koleżanek i kolegów.


- Czyli tak czują się gwiazdy na czerwonym dywanie?- zaśmiała się Cassie.

- Nie. Tak się czują tylko gwiazdy na moim dywanie.

- Skromny.

- I przystojny- puścił jej oko.

- Myślisz, że mnie pożrą?

- Kto?

- Twoje fanki.

- Nie mam fanek- spojrzał na nią poważnie i od razu się uśmiechnął- Mam raczej groupies.

- Idiota- uderzyła go w ramię.


Dean się zaśmiał i przytulił ją w ramach przeprosin. Potem objął ją ramieniem i oboje weszli do szkoły.


***


Win otwiera oczy.

- Czuję, że dzisiejszy dzień będzie do dupy- mówi sam do siebie.

Lekko unosi głowę i patrzy na zegarek. 10.00. Jest spóźniony.

- Cholera- Opada z powrotem na poduszkę- Pierwszy dzień szkoły w nowym roku. Brawo Win.

Po chwili podnosi się i idzie pod prysznic. Kiedy wraca chwyta za telefon. Jedna wiadomość głosowa.

- "Cześć synu. Dzwoniłem do dyrektora i wziąłem ci wolne. Musisz polecieć na dwa dni do Londynu i przypieczętować fuzję. Dokumenty zostawiłem na twoim biurku w firmie. Daj znać jak wylądujesz."


- Cholera.

- Tobie też dzień dobry- do pokoju wszedł Tony.

- Masz- rzucił mu telefon- Posłuchaj.

Tony odtworzył wiadomość. Potem spojrzał na Wina.

- No i?

- "Wziąłem ci wolne"?- Win rozłożył ręce- To szkoła, a nie zakład pracy. I jeszcze to "musisz polecieć"- pokręcił głową i naśladował ojca- "Dokumenty masz na biurku". Pieprzony służbista.

- Może nie miał czasu rozmawiać.

- Mamy XXI wiek i świetne telefony. A on używa ich jak do nadawania telegramów.

- Polecisz?

- I tak zwolnił mnie z lekcji. Zadzwonię tylko do...- zawahał się- Do znajomej.

- Hmm. Zanajomej. Jest na tyle ważna, że musi ci wydać pozwolenie?- uniósł brew.

- Daj na luz- Win przewrócił oczami- Muszę zadzwonić, bo miałem jej pomóc w jednej sprawie.

- Macie teraz wspólne sprawy. Nieźle.

- Zaraz ci coś zrobię.


Wtedy do pokoju weszła Martha. Przyniosła Winowi śniadanie. Obaj chłopcy spojrzeli na tacę. Były na niej jajka. Przypomnieli sobie pierwszy dzień szkoły. Tony szeroko się uśmiechnął.


- Nawet o tym nie myśl- Win wybrał numer i przyłożył telefon do ucha- Serio Tony. Nie chcesz tego robić.

- Ależ chcę- chwycił za jajko i podrzucał nim w górę.


Win to zignorował, zrobił się poważny i wszedł do łazienki.


- No tu mnie zaskoczył- Tony zwrócił się do Marthy.

- Może w końcu dojrzał- zabrała mu jajko- Weź z niego przykład.

- Przykład? Z Wina?!


- Hej, Rose. Będę poza miastem dwa dni. Wszystko ci prześlę na maila, ale na razie musisz radzić sobie sama.

- Jasne. Dzięki za pomoc.

- Nie ma sprawy.

- Mam nadzieję, że dobrze robimy.

- Ja też. Do zobaczenia.

- Pa.

- Hej- Tony wszedł do łazienki- Podrzucisz mnie do szkoły.

- Jasne- przytaknął Win i zmarszczył brwi- Gdzie masz jajko?

- Martha zabrała i skarciła nas, że powinniśmy dorosnąć.

- Cholera- westchnął- Mówiłem, że dzisiejszy dzień będzie do dupy.


***


Jackie postanowiła przyjść na terapię grupową. Wchodząc na salę czuła się odrobinę niepewnie. Wszyscy wesoło się witali i ze sobą rozmawiali. Dziewczyna wolnym krokiem podeszła do grupy i usiadła na pierwszym wolnym krześle.


- Przyszłaś- David usiadł obok- Musiałem zrobić na tobie spektakularne wrażenie.

- Tak. Właśnie tak było- przytaknęła nawet na niego nie patrząc.

- Udajesz niedostępną?

- Dla ciebie? Bardziej ślepą i głuchą. Nie widzę cię i nie słucham cię.

- Ale dalej ze mną rozmawiasz.


Dziewczyna wyciągnęła telefon i zaczęła grać w grę. Chłopak się uśmiechnął i rozsiadł na swoim krześle. Wtedy na salę weszła Jane.


- Dzień dobry wszystkim. Co dzisiaj dla mnie macie?

- Ja mogę opowiedzieć o filmie- zgłosił się jeden chłopak.

- Dziękuję Patrick, ale chyba nie chcemy znowu słuchać o Kac Vegas.

- Mamy nową koleżankę- odezwał się David i wskazał na Jackie.

- Zamknij się- szturchnęła go.

- Witaj Jackie. Cieszę się, że przyszłaś. Chciałabyś nam coś o sobie powiedzieć?

- Nie. Dzięki.

- Okej. Może innego dnia.

- Myśli, że jest lepsza od nas, bo ma kupę kasy- odezwała się jedna z dziewczyn.

- Lea. Nie bądź nie miła. Każdy ma tyle czasu ile potrzebuje.

- Myślisz, że obchodzą nas twoje problemy? Myslisz, że masz ciężko?- kontynuowała dziewczyna- Niektórych z nas nawet nie stać na leczenie. Musimy pracować, żeby tu być. A ty masz szansę sobie pomóc a z tego nie korzystasz. Zacznij doceniać to co masz, bo szybko to możesz stracić.

- Lea! Wystarczy- odezwała się Jane.


Jackie spojrzała na tę dziewczynę. Wyłączyła telefon i się wyprostowała. Potem rozejrzała się po całej sali. Wszyscy się jej przyglądali. Obróciła głowę w stronę Davida. Chłopak lekko się uśmiechnął i skinął głową.


- Nazywam się Jackie Kendall. Właściwie to Jacqueline, ale żadnemu z moich znajomych się do tego nie przyznałam. Sami rozumiecie. Ja to brzmi? Jacqueline.


Kilka osób zachichotało. Jane patrzyła na dziewczynę ciepło i zachęcała ją do kontynuowania.


- Niedawno dowiedziałam się, że jestem nosicielką wirusa HIV. To trochę dziwne. Wiem o tym. Widziałam wyniki. Biorę leki. Ale ciągle to do mnie nie dociera. Odbija się jak echo wokół mnie, ale nigdy do mnie nie dotrze. Łapiecie? No bo niby to takie straszne. I każdy mi mówi, że tyle się zmieni w moim życiu. Że tyle muszę przetrwać. Że mam się z czymś pogodzić. Ale ja jakoś tego nie czuję. Nie czuję, żebym była inna w środku. Albo, że jestem inną osobą. Właściwie to jestem prawdziwą sobą- spojrzała na Lea'ę- Przez pewien czas. A właściwie ostatnie pół roku byłam kimś innym. Zmieniłam się o 180 stopni. Byłam tą powierzchowną, zapatrzoną w siebie, rozpuszczoną bogaczką, którą myślicie, że jestem. Tak, byłam taka- znów rozejrzała się po sali- Ale nawet wtedy nachodziły mnie myśli, że tęsknię za tą Jackie, którą byłam kiedyś. Za tą która nie imprezowała, nie sypiała z kim popadnie, nie nocowała w przypadkowych hotelach, nie olewała szkoły. I wiecie co. Nie umiałam wrócić do dawnej siebie. Zatraciłam się w tym. A potem nagle. Bum! Wchodzi lekarz i mówi "masz HIV". I wiecie co?- zaśmiała się- Siedzę w domu. Prawie nie wychodzę. A jeśli już to wracam o przyzwoitej porze. Uczę się, żeby poprawić stopnie w szkole. Nie rozmawiam ze swoimi dawnymi "przyjaciółkami". Nie szlajam się- spojrzała na Jane- Jestem dawną sobą. To niesamowite. Ale też cholernie smutne. Musiało mi się przytrafić akurat to, żebym się opamiętała? Ale okej. Stało się. Nie zmienię tego. Tylko jestem teraz w dziwnym miejscu. No bo mam się cieszyć, że jestem dawną sobą? Spoko. Ale to oznacza, że cieszę się, że mam HIV? No to już nie jest normalne. Z drugiej strony mam być załamana, bo mam HIV? Mam do tego prawo. Ale mam być załamana, że odzyskałam dawną siebie i wierzę w wartości, w które wierzyłam kiedyś i które dawały mi szczęście, uznanie rodziny i prawdziwych przyjaciół? To raczej głupie. Wiem co sobie myślicie, że źle myślę, bo swoje zasady i dawne życie można inaczej odzyskać. Ale mi się udało właśnie w ten sposób. I to, że jestem chora nie widzę jako jakiegoś rodzaju kary czy potępienia. Widzę to raczej jako cenę, którą muszę zapłacić, żeby być... po prostu Jackie.


Kiedy skończyła zapadła cisza. Wszyscy patrzyli na nią tak jak wcześniej. Nikt nic nie powiedział. Nie ocenił. Tylko wysłuchał. Jackie czuła się o wiele lepiej. Jakby jakiś ciężar spadł jej z serca. Czuła się jakby się wygadała przyjacielowi albo jakby spisała swoje myśli w pamiętniku. Czuła po prostu ulgę.


- Dziękujemy Jackie- uśmiechnęła się Jane- Bardzo mi pomogłaś.

- Pani?

- Tak. Jesteś o wiele bardziej waleczna niż myślałam. To bardzo dobrze. A jeszcze lepiej, bo takie silne osoby ułatwiają mi zadanie.

- To znaczy?

- Zobacz jak wszyscy cicho siedzą. Jak zaczarowani- zaśmiała się- Normalnie zajmuje mi pół godziny uspokajanie ich i próba przeprowadzenia sesji. Tak więc, dziękuję bardzo. Ktoś jeszcze chce się wypowiedzieć?

- Normalnie Super woman- skomentowała Lea.

- Lea- upomniała ją Jane.

- No co?

- Mogę zadać pytanie naszej nowej koleżance?- zapytał jeden z chłopców.

- Jackie?- spojrzała na nią Jane.

- W porządku.

- Od kiedy chorujesz?

- Dowiedziałam się niecałe 3 tygodnie temu.

- 3 tygodnie?- wytrzeszczył oczy- Jestem pod wrażeniem.

- Dlaczego?

- Większość z nas leżała wtedy w łóżkach i nie pokazywała się światu- wyjaśnił jej David- Jesteś chyba rekordzistką. Nikt tak szybko nie trafił na grupę.

- Dzięki. Tak myślę- powiedziała niepewnie- Jeśli można dziękować za cokolwiek związanego z HIV.


Jane spojrzała na Jackie z miną mówiąca "mówiłam, że jesteś silna". Dziewczyna skinęła głową.


- Ktoś jeszcze ma jakieś pytania?

- W której szkole się uczysz?- zapytała dziewczyna siedząca obok Lea'i.

- High School of Art & Design.

- Jesteś artystką?

- Raczej uczę się jak nią być. Chodzę na zajęcia z rysunku i tańca współczesnego.

- A znasz Deana z Noise?- zapytała inna dziewczyna.

- Tak. I resztę członków jego ekipy. Kiedyś występowali na moim przyjęciu.

- Jaki on jest?

- Aly- upomniała ją Jane- To chyba pytanie na prywatną rozmowę.

- A znasz Natalie Lawrance?

- Też.

- Fajnie- rozmarzyła się dziewczyna, a po chwili zwróciła się do Jane- Myśli pani, że Noise mogliby wystąpić na naszym przyjęciu charytatywnym?

- Aly nie rozmawiamy tu o organizacji przyjęcia.

- Jakie przyjęcie?- zapytała Jackie.

- Organizujemy zbiórkę dla naszej placówki- wyjaśniła Jane.

- Kiedy?

- W przyszłym tygodniu.

- Myślę, że mogę ich zapytać. Prawdopodobnie się zgodzą. Są bardzo w porządku.

- No cudowna Super woman- przewróciła oczami Lea.

- Dziękujemy Jackie- Jane skarciła Lea'ę spojrzeniem- A teraz wróćmy do zajęć.

- Pokazujesz się pierwszy raz i już jesteś gwiazdą- odezwał się David.

- Zazdrosny?

- Raczej zadowolony. Już się bałem, że skoro ja jestem gwiazdą, a ty nie, to nic z tego nie będzie. A teraz wychodzi na to, że idealnie do siebie pasujemy.

- Co ty bredzisz?


David uśmiechnął się szeroko i zaczął słuchać o czym dyskutuje grupa. Jackie przyglądała mu się chwilę i postanowiła zrobić to samo.


***


Win siedzi w swoim gabinecie i przegląda dokumenty związane z fuzją. Wszystko wydaje się być dopięte na ostatni guzik. Jedyne co musi osiągnąć to zrobić dobre wrażenie na właścicielach tej drugiej firmy. Z tym raczej nie powinien mieć problemu. W końcu jest Winem Chambersem, a jego urok osobisty to najmocniejsza strona.


- Panie Chambers- do gabinetu weszła sekretarka.

- Win- poprawił ją- Czego się dowiedziałaś?

- Lubi szykowne przyjęcia. Nie znosi szmpana. Za to jest fanem whiskey i cudownych kobiet.

- Kobiet? Jakich kobiet?

- Na pewno nie dam do towarzystwa. Uwielbia kobiety biznesu, które mają coś do powiedzenia.

- Rozumiem.

- Rozpocząć poszukiwania?

- Chyba znam kogoś odpowiedniego. Przekaż pilotowi, że będziemy mieć dodatkowego pasażera.

- Już się robi.


Win wyciąga telefon i głęboko oddycha. Dziś przez cały dzień zastanawiał się nad tym co powiedziała mu wczoraj Rose. Po chwili wybiera numer.


- Czego chcesz?- usłyszał cichy głos.

- Czemu szepczesz?

- Jestem na lekcji.

- Odebrałaś telefon na lekcji? Jesteś normalna?

- Dzwonisz, żeby mnie obrażać?

- Nie. Przepraszam. Mam do ciebie sprawę.

- Teraz? Przecież mam lekcję.

- To po cholerę odbierasz jak jesteś zajęta?

- Ciszej. Ktoś cię może usłyszeć. O co chodzi?

- Poleć ze mną na dwa dni do Londynu.

- Zwariowałeś?!

- Co się tam dzieje?- Win usłyszał głos w tle.

- Nic. Uderzyłam się w palec. Mogę iść do pielęgniarki?- zapytała dziewczyna.

- Proszę. Tylko wracaj szybko.


Dziewczyna truchtem wybiegła z sali.


- Kate? Jesteś tam?

- Jestem. Co przed chwilą powiedziałeś?

- Poleć ze mną do Londynu.

- Po co?

- Muszę załatwić tam jedną sprawę.

- A ja ci jestem potrzebna ponieważ?

- Chcę, żebyś tam była. Potrzebne mi wparcie.

- Na pewno jesteś Winem?

- Co?

- Win, którego znam umie radzić sobie sam.

- Może się zmieniłem.

- Jasne- przewróciła oczami- Data urodzenia?

- Co?

- Twoja data urodzenia?

- 23 lipca.

- Znak zodiaku?

- Tygrys- uśmiechnął się sam do siebie.

- Okej. To jednak ty.

- Mówiłem.

- O co tak naprawdę chodzi?- zapytała poważnie.

- Mówiłem. Potrzebuję wsparcia.

- Przyjaciółki?


Zawahał się.


- Twojego.

- Jak mam to rozumieć?

- A musisz rozumieć? Nie możesz po prostu czegoś dla mnie zrobić?

- Czego oczekujesz? Że oleję egzaminy? Że zostwię Matta i polecę z tobą na inny kontynent?

- Mniej więcej.

- Ciekawa jestem czy ty byś coś takiego dla mnie zrobił.

- Zrobiłbym.

- Tak?

- Tak.

- Nie wierzę ci.

- Problem w tym Kate, że nie zapytałaś- wziął oddech- Nie wiem czego ode mnie oczekujesz, bo o nic mnie nigdy nie prosiłaś. Ja cię potrzebuję. Chcę, żebyś była tam ze mną. Rozumiesz? Proszę cię o to. Mówię czego chcę. To co z tym zrobisz to już twoja sprawa. Ale dobrze mnie znasz i otworzyłem się przed tobą po raz pierwszy. Więcej tego nie zrobię. Jeśli cokolwiek dla ciebie znaczę to... Z resztą... nie ważne. Czekam na lotnisku do 16. Mam nadzieję, do zobaczenia.


***


Natalie za namową matki postanawia wrócić do domu. W środku zastaje Bertę, która przygotowała dla niej uroczysty obiad. Dziewczyna przywitała się ze służącą i usiadła do stołu.


- Panienka wróciła na stałe?

- Na razie na kilka dni. Potem albo pojadę do van Beckhovenów albo Dylan przyjedzie do mnie.

- Przygotuję mu pokój.

- Nie- zatrzymała ją Natalie- Usiądź i zjedz z nami.

- Nie powinnam.

- Jesteś moją opiekunką i służącą od urodzenia. A to oznacza, że jesteśmy rodziną. Nie możesz mi odmówić.

- Oczywiście.

- Masz może jakieś informacje od mojego ojca?

- Jutro przylatuje do Nowego Jorku.

- Świetnie. Powiedz mu, że chcę się z nim spotkać. Najlepiej w jego biurze.

- Co panienka planuje?

- Chcę z nim porozmawiać. Zapytać co z nim i mamą. Ona nie chce za dużo powiedzieć. Może poznał kogoś? Czy to coś poważnego?

- Chce panienka udawać troskliwą córkę i wybadać sytuację?

- Widzisz- uśmiechnęła się dziewczyna- Ty znasz mnie najlepiej.

- Myślałam, że panienka skończyła z podstępami.

- Bo skończyłam. Przynajmniej z tymi większymi. Jestem przykładna i odpowiedzialna. Ale nigdy nie możesz zmienić w sobie wszystkiego. No chyba, że jesteś socjopatą i masz alter ego. A ja nie mam. Więc mały podstęp... Nie, nie podstęp. Dochodzenie- uśmiechnęła się- Dochodzenie mi nie zaszkodzi.

- Tak się cieszę, że panienka wróciła.

- Ja też Berto.


***


- Gdzie byłaś?- zapytał Steven stając w holu.

- W szkole.

- Nie kłam.

- Steve jestem po ciężkim dniu- podeszła i pogłaskała go po policzku-Odpuść mi.

- Kłamiesz. Nie ma cię za dnia. Nie ma cię w nocy. Jesteś wiecznie wykończona. Powiesz mi co się z tobą dzieje?

- Tak. Dzisiaj wieczorem.

- A dlaczego nie teraz?

- Bo idę się zdrzemnąć- April rzuciła się na łóżko i dodała- Obudź mnie o 17.


Steven coraz bardziej się niepokoi o swoją dziewczynę. Zachowuje się nadzwyczaj dziwnie. Ma nadzieję, że wszystko dzisiaj wyjaśni, tak jak obiecała.


***


- Chciała mnie pani widzieć?- Rose weszła do gabinetu pani Richardson.

- Tak, usiądź.

- O co chodzi?

- Wiesz, że wystawiamy na wiosnę spektakl. I pewnie wiesz, że nie dajemy raczej szansy pierwszoroczniakom. Tak miało być i w tym roku. Główną rolę miała dostać Natalie. Jednak wszyscy wiemy w jakiej jest kondycji. Nie wiemy jednak kto powinien ją zastąpić. To znaczy ja wiem- uśmiechnęła się- Ale nie każdy nauczyciel się ze mną zgadza. A więc chce, żebyś przystąpiła do przesłuchania i pokazała co potrafisz.

- Że ja?

- Tak. A uprzedzam cię o tym dlatego, że chcę, żebyś tę rolę zdobyła. A wiem jak najłatwiej to zrobić- spojrzała na nią poważnie- Większość uczniów decyduje się na występy solowe. Jednak nie one wpływają na naszą decyzję. Najlepiej ocenia się duety lub wystąpienia grupowe. To w nich widać ile włożono w układ pracy. Jak tancerze ze sobą współpracują. Jak budują atmosferę i emocje. To pozwala nam dowiedzieć się z jakim tancerzem przyjdzie nam pracować.

- To co mam zrobić?

- Podoba mi się twoje podejście- uśmiechnęła się szeroko- Znajdź sobie partnera i do roboty.

- I już?

- Tak, już. A teraz zmykaj.

- Jasne. Dziękuję bardzo.

- Podziękujesz jak już dostaniesz rolę.

- Do widzenia.

- A, Rose!

- Tak?

- Wierzę w ciebie. Nie zawiedź mnie.

- Nie ma mowy.

- To dobrze- puściła jej oko- Spadaj już.


***


Win rozgląda się dookoła. Nie ma jej. Zegarek. 15.45. Jest jeszcze czas. Może przyjdzie. Nagle słyszy za plecami głos.


- Win?

- Alice? Co tu robisz?

- Szukałam cię. W firmie powiedzieli, że tu będziesz.

- Muszę im uciąć premię, bo mają za długie języki.

- Możemy pogadać?

- Nie za bardzo mam czas.

- Jak na razie to stoisz w miejscu- uniosła brew.

- Racja. Co jest?

- Mogę lecieć z tobą?

- Na łeb upadłaś?- zdziwił się- Skąd ci to przyszło do głowy?

- Sam ostatnio mówiłeś...

- Alice posłuchaj- złapał ją rękami za ramiona- To co ostatnio mówiłem to... To było po to, żeby cię pocieszyć. Byłaś przybita. Z resztą nie dziwię się, po tym co zrobił Dean. Potrafi dowalić- spojrzał na nią poważnie- Wiesz co? Powiem ci co się dzieje. Nie jesteśmy przyjaciółmi. Przyszłaś do mnie, bo chciałaś zapomnieć. Myślałaś, że jestem takim bucem, że wykorzystam twoją słabość. Że prześpię się z tobą. Nie zrobiłem tego. Po prostu z tobą pogadałem. Podniosłem cię na duchu. Byłem miły. Tak jak nie ja. I teraz myślisz, że jestem najsłodszym chłopakiem świata. Że tylko udawałem, że jestem nadętym i rozpuszczonym dzieciakiem. Że tak naprawdę to jestem w porządku i myślisz, że masz u mnie jakieś szanse- podszedł do niej bliżej- Nie masz Alice. Nie podobasz mi się. Pomogłem ci tylko dlatego, że kiedy stanęłaś w moich drzwiach, i już miałem je zamknąć, pomyślałem, że nie masz w sumie dokąd pójść. Więc cię w puściłem i pozwoliłem mówić. Tyle. Nie ocaliłem ci życia. Nie poprawiłem ci humoru. Pozwoliłem ci tylko posiedzieć w moim domu- zaśmiał się- Taki jestem dobroduszny.

- A więc się pomyliłam?

- Nawet bardzo.

- No cóż- westchnęła.

- Cholera. Chodź tu- przytulił ją do siebie- Przez 5 sekund mogę być bardziej dobroduszny. I pogadaj z Deanem jeszcze raz. A jeśli dalej nie będzie chciał cię znać. To znajdź sobie innych przyjaciół. Z dala od HS of Art & Design. Ok?

- Okej.


Kate weszła na lotnisko. Skierowała się w stronę bramek do prywatnych lotów. Od razu zauważyła Wina. Był z jakąś dziewczyną. Trzymał ją za ramiona. Wyglądało to poważnie. Podeszła bliżej. Teraz się przytulali.


- Alice?


Oboje spojrzeli na dziewczynę. Win był szczęśliwy, że przyszła. Jednak sądząc po jej minie, ona chyba nie do końca.


- Tak chciałeś mnie upokorzyć?!- zacisnęła zęby a łzy napłynęły jej do oczu.

- Kate przecież...- zrobił krok.

- Nie podchodź do mnie.


Spojrzała na nich z pogardą. Odwróciła się i zaczęła biec w stronę wyjścia.


- Ten dzień jest bardziej do dupy niż myślałem- pokręcił głową Win i ruszył za Kate.


Oboje biegli. Kiedy Kate była już przy bramkach, jeden z ochroniarzy ją zatrzymał.


- Dzięki stary- odezwał się Win- Sam bym jej nie złapał.

- Puść mnie- krzyknęła do ochroniarza Kate.

- Proszę się uspokoić.

- Zostaw mnie!


Win przyglądał się jak dziewczyna szarpie się z dwa razy większym od siebie facetem. Potem skinął mu głową, żeby odpuścił. Wtedy podszedł do Kate i obrócił ją w swoją stronę.


- Uspokój się wariatko- uśmiechnął się lekko- Robisz niepotrzebne zamieszanie.

- Ja robię zamieszanie?- wskazała ręką na stojącą nieopodal Alice- Spójrz na siebie.

- Kate...- powiedział niskim głosem i spojrzał na nią ciepło.

- Co?


Patrzyli tak na siebie przez chwilę. Win pomyślał o tym, ile ją kosztowało to, żeby tu przyjechać. Jednak tu jest. To coś znaczy. Kate patrzyła na niego błądzącym wzorkiem. Nie wiedziała czy dobrze zrobiła. To był impuls.


- Polecisz ze mną?

- Serio o to pytasz? Po tym co widziałam?

- A co widziałaś? Jak jakaś laska się do mnie przystawia a ja ją odtrącam i pocieszam?

- Ona się przystawiała do ciebie? Dobre sobie.

- Wiedziałem- pokręcił głową- To samo powiedziałem Rose. Nie wytrzymasz, jeżeli w pobliżu mnie będzie jakakolwiek dziewczyna. Po prostu sobie z tym nie poradzisz.

- A kto normalny będzie sobie z tym radził, co? Mam udawać, że mnie to nie rusza? Patrz jak mi to wyszło- zachciało jej się śmiać- Wszyscy się na nas gapią.


Win rozejrzał się dookoła. Faktycznie. Ludzie bacznie im się przyglądali. Co im się dziwić, ta sytuacja wygląda jak scena z telenoweli. Potem spojrzał na dziewczynę. Zależy jej. Nie spodziewał się, że tak bardzo. Właśnie swoim zachowaniem udowodniła, że chociaż wszystko ją w nim wkurza, to właśnie bez niego nie byłaby sobą. Lubi ich krzyki, sprzeczki i docinanie sobie nawzajem. Taka już jest. Ale tylko on potrafi zapalić w niej tę iskrę, którą teraz widać. To on jest powodem dla którego traci zmysły i postępuje impulsywnie. To dla niego tu dzisiaj przyjechała.


- Pocałuję cię teraz- powiedział w końcu.


Zbliżył się do niej. Chwycił obiema dłońmi jej twarz i namiętnie pocałował. Teraz przez jego głowę przelatywały wspomnienia. Jak się poznali. Jak się całowali po raz pierwszy na moście. Jak go spoliczkowała. Jak ukradł jej bransoletkę mamy. Jak przyniosła mu lody truskawkowe. Jak leciała do Anglii. Jak była u niego i rozmawiali o Rose i Tonym. Wszystko co było z nią związane teraz mu się przypomniało. Kiedy ich wargi się rozłączyły otworzyli oczy. Win szeroko się uśmiechnął.


- Teraz już mi nie uciekniesz.