Dean postanowił poszukać swojej dziewczyny. Zastanawiał się
co spowodowało, że tak nagle opuściła przyjęcie. Ostatnio dzieje się z nią coś
dziwnego. Jest jakaś rozkojarzona i zachowuje się jakby coś ukrywała.
- Hej, wszystko w porządku?- pyta chłopak znajdując Rose na
zewnątrz.
- Tak. Jasne.
- To czemu wyszłaś z przyjęcia?
- Zakręciło mi się w głowie- odpowiedziała dziewczyna
patrząc przed siebie- Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza.
- Źle się czujesz?
- Nie.
- Rose?- chłopak odwraca ją do siebie- Wiesz, że możesz mi
powiedzieć jeśli coś jest nie tak.
Dziewczyna patrzyła na niego i wtedy uświadomiła sobie
dlaczego z nim jest. On zawsze się o nią troszczył. Przy nim czuje się
bezpieczna. Z nim wszystko jest takie proste i łatwe. Tylko czy to jest to
czego tak naprawdę pragnie? Te myśli nie dają jej spokoju i nie pozwalają na
kolejny krok w ich związku. Czy już zawsze tak będzie? Będzie się zastanawiała
czy to Dean jest tym właściwym?
Chłopak widząc niepewność i zdezorientowanie w jej oczach,
uśmiechnął się lekko i przytulił ją do siebie.
- Możesz powiedzieć mi wszystko- zaczął- Możesz też milczeć.
Możesz zrobić cokolwiek…coś co sprawi, że poczujesz się lepiej, ok?
- Zatańcz ze mną- powiedziała dziewczyna.
Oboje słysząc muzykę dobiegającą z sali balowej zaczęli
tańczyć. Subtelnie i wolno. Nie wiedzieli, że przygląda się im chłopak stojący
przy oknie. To był Tony.
- Hej, jak się bawisz?- zapytał go Win.
- Wspaniałe przyjęcie- oderwał wzrok od pary- Gratulacje.
Słyszałem o akcjach w firmie. Niezła robota. No i oczywiście pogratuluj ode
mnie ojcu z okazji zaręczyn.
- Dzięki- uśmiechnął się Win, a potem spojrzał na
przyjaciela podejrzliwie- Ale pytałem jak się bawisz a nie czy przyjęcie jest
wspaniałe.
- Jest świetnie- próbuje się uśmiechnąć Tony.
Wtedy Win spojrzał przez okno i zobaczył tańczących Deana i
Rose. Potem spojrzał na Tony’ego.
Zaraz obok stała Kate i zaczęła przysłuchiwać się rozmowie
dwóch kumpli. Żaden z nich jej nie zauważył.
- Wiesz, znam takiego, niesamowitego gościa- zaczął Win-
Znam go całe swoje życie. Potrafi skrywać swoje uczucia przed innymi ludźmi.
Naprawdę świetnie mu to wychodzi. Ale
przede mną, niestety nic nie ukryje. Nie musi nawet nic mówić. Ja wiem co się
dzieję. Mam instrukcję obsługi do tego gościa i wyczytam z niego wszystko. Znam
go jak nikogo innego. Jest dla mnie jak brat. Kocham go jak brata. I nie
pozwolę mu na to co sobie właśnie robi.
- Win…
- I wiesz co jeszcze?- przerywa mu przyjaciel- Kiedyś przyjdzie
taki dzień kiedy ten gość stanie przede mną i powie: „Pamiętasz jak kazałeś mi
pozbierać się do kupy? Wziąć sprawy w swoje ręce i zawalczyć. Raz pomyśleć o
sobie? Jak kazałeś mi raz w życiu postąpić tak jak ty? Samolubnie, w stylu Wina
Chambersa? To była najlepsza rada jaką mogłeś mi dać. Dziękuję ci za to.” A
wiesz co ja wtedy mu odpowiem?- Win spojrzał poważnie na Tony’ego a potem się
lekko uśmiechnął- Odpowiem: „Przyjemnie było kopnąć cię w dupę, bracie.
Naprawdę przyjemnie”.
Tony nie wiedział co ma powiedzieć. Win zawsze wiedział co
się z nim dzieje i wiele razy pomagał mu w ten sposób. Chłopak poczuł wielką
siłę w tych słowach i postanowił wziąć je do siebie. Spojrzał na kumpla z
radością w oczach i go przytulił.
- Uważaj, bo pognieciesz mi smoking.
- Zamknij się, bo psujesz tę chwilę- uśmiechnął się Tony.
- Dobra odczep się, bo to wygląda zbyt gejowsko.
Wtedy obaj kumple wybuchli śmiechem, a potem ruszyli do
baru.
***
- Gdzieś ci się chyba zgubiła partnerka- zaczęła Jo, gdy podszedł
do niej Brian- Albo może dziewczyna? Przepraszam, na jakim etapie jest wasz
związek? Bo już chyba nie nadążam.
- Przestań się tak zachowywać.
- Słucham? Ty chcesz upominać mnie, na temat zachowania?
- Nie musisz używać ironii- próbuje mówić spokojnie Brian-
Wiem, jak się czujesz.
- Nie wydaje mi się.
- A jednak. Właśnie przyszłaś na przyjęcie z moim bratem.
- On przynajmniej się mną przejął.
- Jo, daj spokój. Wiesz przecież, że ja też się tobą
przejąłem. Nie rób z Tony’ego najbardziej współczującego i troskliwego
człowieka na ziemi.
- Ty naprawdę nie znasz swojego brata- stwierdziła Jo i
spojrzała na Briana ze zdziwieniem- Może nie zawsze jest kulturalny albo
taktowny, ale liczy się z uczuciami innych.
- A ja nie?
- Nie wiem- wzruszyła ramionami dziewczyna i potem rzuciła
na od chodnego- Chyba sam powinieneś odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Brian chciał ją zatrzymać, ale nie wiedział jak to zrobić.
Po chwili pojawili się jego rodzice i Melissa. A on jako przykładny syn
postanowił dotrzymać im towarzystwa. Dziewczyna odwróciła się i spojrzała na
niego smutnym spojrzeniem. Chłopak zdał sobie sprawę, że zaczyna ją tracić.
Myślał, że bycie zasadniczym wystarczy, aby mógł stworzyć silny związek. Nie
zdawał sobie sprawy, że do tego potrzeba znacznie więcej.
***
Jackie i Natalie na przyjęciu robiły zniewalające wrażenie.
Wesołe, zabawne, przepiękne, otwarte i świetnie się czujące w roli dusz
towarzystwa. Tak, to był ich żywioł.
W pewnym momencie do przyjaciółek podchodzi przystojny młody
mężczyzna.
- Witam przepiękne i eleganckie panie- mówi z uśmiechem
chłopak i zwraca się do Natalie- Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy mogę
prosić do tańca?
- Oczywiście- odpowiada dziewczyna i ruszają na parkiet.
Jackie zostaje sama i nie do końca jej się to podoba. Chce
się zabawić, ale nie widzi nikogo interesującego w pobliżu.
- Widzę, że mój przyjaciel świetnie sobie poradził- odzywa
się nagle jakiś nieznajomy chłopak do Jackie- Jestem Henry. A mój kolega to
Leon.
- Jackie. A tamta czarnowłosa piękność to moja przyjaciółka
Natalie.
- Miło cię poznać Jackie. Masz ochotę zatańczyć?
- Nie wiem. A jak dobrym tancerzem jesteś?- zaczyna
flirtować dziewczyna.
- Zaraz się przekonasz- uśmiecha się chłopak i łapie
dziewczynę za rękę.
Obie pary zaczynają wirować na parkiecie. Natalie i Jackie
wymieniają jednoznaczne spojrzenia. A potem się do siebie uśmiechają. Wiedzą co
to oznacza. Kolejna szalona noc. Tak właśnie się bawią królowe HS of Art &
Design.
***
Następnego dnia, gdy April otworzyła oczy od razu zauważyła
śniadanie na stoliku nocnym. To miłe- pomyślała. Na tacy leżała również kartka.
„Kochanie, nie chcieliśmy cię budzić. Pojechaliśmy odwiedzić
ciotkę Sandrę. Wrócimy wieczorem. Mama i Tata.”
Wtedy rozlega się dzwonek do drzwi. Dziewczyna zakłada
szlafrok i biegnie na dół.
- Cześć- wita się z uśmiechem Louis, gdy April otwiera mu
drzwi- Co ty robisz jeszcze w pidżamie?
- Właśnie wstałam- tłumaczy dziewczyna- Pytanie, co ty tutaj
robisz?
- Halo! Ziemia do April. Mamy iść do domu dziecka.
Dziewczyna robi wielkie oczy. Zupełnie o tym zapomniała
przez wczorajszą randkę ze Stevenem.
- Zaczekaj w salonie. Zaraz będę gotowa- rzuciła i pobiegła
na górę.
Louis usiadł na kanapie i zaczął się rozglądać. Dokładnie
tak wyobrażał sobie dom, w którym mieszka April. Gustowny, ale nie sprawiający
wrażenia, że boisz czegokolwiek się dotykać. Wręcz przeciwnie czuł się tu
bardzo swobodnie. Kiedy tak rozmyślał, ktoś zadzwonił do drzwi. Chłopak nie
myśląc długo postanowił je otworzyć.
- Cześć- przywitała się dziewczyna stojąca w drzwiach-
Dobrze trafiłam? Tu mieszka April Adams?
- Zgadza się. A o co chodzi?- zapytał Louis.
- Jestem Charlie. Jej koleżanka ze szkoły.
- Miło cię poznać. Jestem Louis. Wejdź do środka.
- Wiesz, może wpadnę później- zarumieniła się dziewczyna-
Chyba jesteście zajęci.
- O!- załapał chłopak- Nie. Dopiero przyszedłem.
- A, okej…- Charlie
zrobiło się trochę głupio- Myślałam, że wy…
- Nie- uśmiechnął się Louis- Wybieramy się z April do domu
dziecka
- Serio? Bo ze mną też się umówiła.
- W takim razie zaczekamy na nią razem- uśmiechnął się chłopak
i wpuścił Charlie do środka- To będzie twój pierwszy raz?
- Nie- uśmiechnęła się dziewczyna- Pomagam im już sporo
czasu. W sumie chodzę tam od kiedy pamiętam.
- Jako wolontariusz?
- Tak. Organizuję zbiórki ubrań, zabawek, książek,
podręczników. Zajmuję się też czasami sprawami wychowawczymi, np. na obozach i
wycieczkach, a także wydarzeniami kulturalnymi. Wiesz, kino, teatr, zoo, muzea
i tego typu rzeczy.
- Nieźle. Jestem pod wrażeniem- popatrzył na nią z podziwem-
Myślałem, że April jest w to mocno zaangażowana, ale ty… jesteś po prostu
niesamowita.
- Nie przesadzaj- uśmiechnęła się Charlie- To nic wielkiego.
Póki sprawia mi to przyjemność, będę to robić.
- Już jestem gotowa- wykrzykuje April zbiegając po schodach.
- Cześć April- przywitała się Charlie.
- O! Z tobą też się umawiałam?
- Tak. Nie pamiętasz?
- Musiało mi wylecieć z głowy.
- Ostatnio jesteś jakaś rozkojarzona- stwierdza podejrzliwie
Charlie.
- Nie. Wydaje ci się.
- Na pewno?
- No daj już spokój- April się uśmiechnęła- Idziemy do
dzieciaków czy będziesz dalej drążyć temat?
***
Kate po tym co wczoraj usłyszała z ust Wina i po całym jego
zadziwiająco normalnym zachowaniu zaczęła rozmyślać. O tym, że mogłaby nawet go
polubić gdyby był taki częściej. Może nie jest taki jak go dotychczas oceniała.
A z drugiej strony co jeśli jest? Nie wie dlaczego, ale ten chłopak zawsze ją
zaskakuje i zadziwia. Pozytywnie i negatywnie. Czasem ją wkurza, a potem jest
niesamowicie uprzejmy. Raz jest twardy, a innym razem pokazuje wrażliwą stronę.
Jest pełen sprzeczności, to pewne. Ciekawe tylko, która z jego wielu osobowości
to ta prawdziwa? Kate jest naprawdę zmieszana i chyba potrzebuje o tym
porozmawiać. Dlatego łapie za telefon wysyła wiadomości do przyjaciółek, że
organizuje babskie pogaduchy dziś wieczorem. To dobrze im zrobi, bo ostatnio
nie rozmawiały za wiele i muszą to nadrobić.
***
Win przygotowuje się do oficjalnego przywitania w Chambers
Sold. Partnerzy i współudziałowcy jego ojca zebrali się już w sali
konferencyjnej i czekają na prezentację. Większość z nich nie wierzy w
umiejętności tego młodzieńca, a wręcz mają nadzieję, że nie przetrwa okresu
próbnego i nie podoła swoim obowiązkom. Wtedy oni będą czerpać korzyści z jego
porażki a co za tym idzie, będą mogli wykupić jego udziały.
- Witam wszystkich zebranych- mówi donośnym głosem Benjamin
Chambers wchodząc do sali- Miło was widzieć. Świetnie wyglądacie jak na
dżentelmenów, którzy wczoraj tak dobrze bawili się na moim przyjęciu
zaręczynowym. Ale nie ma czasu na wspominanie rozrywek. Przejdźmy do interesów.
Wtedy Ben oddaje głos i dowodzenie Winowi. Wśród zebranych
widać poruszenie, ciekawość, a nawet słychać docinki współpracowników. To
powoduje, że Win chce pokazać na co tak naprawdę co stać i udowodnić, że mimo
młodego wieku jest odpowiednią osobą, której można powierzyć, tak ważne dla tej
firmy, stanowisko.
***
Dean, siedząc w kanciapie, zaczął przeglądać zdjęcia do
swojego projektu. Kilka jest naprawdę dobrych i można będzie zrobić z nich coś
fajnego. Jednak potrzebuje ich o wiele więcej, jeśli mają zrobić wrażenie na
nauczycielu i ma dostać dobrą ocenę. Dlatego postanowił umówić się z Tonym sam
na sam.
- Już jestem!- dobiega głos Tony’ego z głównej sali.
- Jestem w boksie! Chodź tu stary- odpowiada mu kumpel.
- Siemanko- wita się Tony wchodząc do pomieszczenia-
Musiałeś mnie tak wcześnie zrywać z łóżka?
- Nie wiesz, że na kaca najlepsza jest praca- śmieje się
Dean- Zabieraj się za sprzęt i ruszamy.
- A co z Rose?
- Dzisiaj pracujemy tylko we dwóch. Wybrałeś może w jakim
miejscu chcesz mieć solowe zdjęcia?
- Hmm… Za murami szkoły. Na placu.
- Nie wiem co w nim takiego wyjątkowego- dziwi się Dean- Ale
okej. Mi pasuje.
Tony wiedział, dlaczego to miejsce jest tak dla niego ważne.
To właśnie stojąc na głównym placu pierwszy raz zobaczył Rose. Wesołą, pełną energii,
robiącą urocze miny i patrzącą tymi pięknymi brązowymi oczami. Tak, właśnie tam,
wspominając pierwszy dzień szkoły, będzie mógł naprawdę się wyrazić.
- Po prostu lubię szkołę- wzruszył ramionami Tony.
- Ha, ha. Dobry kawał w niedzielny poranek- zaśmiał się
Dean- Skoro taki z ciebie kujon, to zostaniesz tam na noc, bo pewnie nie możesz
doczekać się poniedziałku.
- Mówił ci już ktoś, że jesteś wkurzający?
- Pociągający? Jasne, słyszę to codziennie- nabija się dalej
Dean.
- Przypomnij mi, czemu jesteśmy kumplami?
- Bo jestem taki wspaniały.
- Chyba raczej dlatego, że coraz bardziej przypominasz Wina.
- No teraz to przegiąłeś stary.
- Ja też cię lubię Dean- śmieje się Tony.
- Chodźmy już zanim porównasz mnie do Natalie.
- Nie, nie masz takich zgrabnych nóg.
- Zamknij się- Dean walnął go w ramię i ruszył w kierunku wyjścia-
Do roboty!
***
Jennifer myślała, że scena jaką odstawiła przed Natalie wystarczy,
żeby ją załamać. Jednak się myliła. Jej kuzynka zapomniała o tym wczoraj
wieczorem dobrze bawiąc się w towarzystwie innych facetów. Chyba nie zna
sposobu, żeby zrobić jej coś tak okropnego, jak zrobiła to Natalie. Jennifer
czuje się zmęczona tym miastem. Ciągłe romanse, intrygi, imprezy, zabawa i nic
więcej. To życie jakiego pragnęła. Właśnie… pragnęła. I co z tego ma? Nie
została przyjęta do wymarzonej szkoły, ujawniono upokarzające ją zdjęcia i
starała upodobnić do swojej kuzynki. To chyba ten moment, w którym powinna
przemyśleć, czy to jest dokładnie to, czego chciała i czego się spodziewała po
pobycie tutaj. Nie, na pewno nie. Jedyne co teraz może zrobić to zostawić to
wszystko. Głupie, nieprzemyślane, lekkomyślne, złe i niemoralne rzeczy jakie
zrobiła. Zostawić to wszystko i ruszyć do przodu. Dlatego nie zostanie w tym
mieście i w tym domu ani minuty dłużej. Dzisiaj opuszcza to toksyczne i
niepoprawne miejsce, które w żadnym stopniu nie pomogło jej odpocząć, a wręcz
przeciwnie zmęczyło ją fizycznie i psychicznie. Czas wracać. Wracać do starego
życia i je zmienić. Zmienić na nowe… i ma nadzieję- lepsze.
***
Jackie budzi się obok nowo poznanego chłopaka w jakimś
pokoju hotelowym. Po cichu podnosi się z łóżka i zbiera swoje rzeczy. Ubiera
się i szybko wymyka z pokoju. Wybiera na komórce numer swojej nowej
przyjaciółki.
- Hej, gdzie jesteś?
- Jak się dowiem to ci powiem- mówi zaspanym głosem Natalie.
- Jesteś sama?
- Yyyhmm.
- A cokolwiek pamiętasz z wczorajszego wieczoru.
- Tylko tyle, że się odbył i z pewnością dobrze się bawiłam
z jakimś gościem. Podejrzewam, że niejednym.
- No to nieźle- śmieje się Jackie.
- Musisz kiedyś spróbować.
- Dzięki, ale na razie jeden mi w zupełności wystarcza.
- Nie wiesz co tracisz.
- Widzimy się dzisiaj?
- U kosmetyczki. Muszę zadbać o cerę, żeby w szkole wyglądać
zniewalająco.
- Zniewalająco jak zawsze- pochlebia jej Jackie- o 15?
- Pasuje. Do zobaczenia boska.
- Pa.
Jackie czuje się świetnie. W końcu zrozumiała o co chodzi w
świetnym życiu bogatej i rozpuszczonej nastolatki. Żadnych zasad, żadnych reguł
i barier. Zabawa na całego i zero konsekwencji. Teraz jest pewna, że tak
właśnie chce przeżyć czasy liceum. Bez zmartwień i oglądania się za siebie.
Może robić wszystko i czuć się jak prawdziwa królowa.
***
Jo po otrzymaniu wiadomości od Kate stwierdziła, że przyda
im się wieczór tylko w damskim gronie. Rodzice nie od razu się zgodzili, ale
drobne kłamstewko o wspólnym projekcie na poniedziałek zaważyło na ich decyzji. Dziewczyna
kiedy tylko dostała pozwolenie, pobiegła do pokoju i zaczęła pakować rzeczy na
nocowanie. Wtedy usłyszała pukanie do drzwi.
- Mamo, dam sobie radę- rzuciła Jo.
- Z tym na pewno dasz sobie radę- odpowiedział chłopak
wchodzący do pokoju- Ale są rzeczy z którymi sobie nie radzisz. A właściwie nie
radzimy.
- Brian?- zdziwiła się Jo- Po co przyszedłeś?
- Chcę porozmawiać o wczorajszym wieczorze.
- Nie ma o czym gadać.
- Ciągle jesteś zła. Rozumiem. Ale…
- Nie- przerwała mu dziewczyna- Nie rozumiesz. Nie byłam
zła, ale teraz jestem. A wiesz czemu? Bo mnie męczysz.
- Męczę?
- Tak. Nie dasz sprawom ochłonąć. Zawsze musisz przybiec i
się tłumaczyć. Nie chcę tego, rozumiesz? Najpierw robisz coś głupiego i za
chwilę przepraszasz. Potem znów coś robisz i przepraszasz. I kolejny raz. I tak
ciągle.
- To źle, że mi przykro?
- Nie. Nie o to tu chodzi. Wygląda to tak, że robisz coś źle
i zaraz za to przepraszasz, tylko dlatego żeby mieć to z głowy. Takie
przeprosiny nie mają żadnej wartości. Są powiedziane tylko po to, aby… zostały powiedziane
i już. Załatwione- wtedy dziewczyna spojrzała mu prosto w oczy- Nie o to chodzi
w przepraszaniu.
- Nie rozumiem- mówi zdezorientowany chłopak- Chcę cię
przeprosić i to robię. Po prostu.
- A wiesz za co przepraszasz?
- Za to, że cię zdenerwowałem.
Dziewczyna popatrzyła na niego ze smutkiem.
- Właśnie o tym mówię. Nawet nie jesteś do końca świadomy co
zrobiłeś nie tak, bo nigdy o tym nie myślisz. Przychodzisz i przepraszasz. Bez
wyciągania jakichkolwiek wniosków z tej sytuacji. Takie przeprosiny nie są
szczere, ani proste. Są bez sensu.
- To co chcesz, żebym zrobił?
Dziewczyna podeszła do niego.
- Nie chodzi tu o to, żebym mówiła ci co masz robić. Tylko,
żebyś czuł, że to co robisz jest właściwe i że ja tego właśnie oczekuję.
- Żartujesz tak? To
przecież niemożliwe, żebym zawsze wiedział czego pragniesz. Ja tego nie
potrafię. Boże, Jo- westchnął Brian- Nikt tego nie potrafi.
- Nie oczekuję "zawsze"- ruszyła w kierunku drzwi- Ale oczekuję
odrobiny wysiłku… "tu i teraz".
- A myślisz, że co ja tutaj robię?
- Idziesz na łatwiznę- rzuciła wychodząc z pokoju.
***
Pan Evans wysiadając ze swojego samochodu zauważa przed
swoim domem pewnego młodzieńca.
- Czy my się przypadkiem nie znamy, chłopcze?
- Witam, Panie Evans- uśmiechnął się chłopak- Świetnie pana
widzieć.
- Sam…- Ted spojrzał na niego udawanym, złym wzrokiem-
Jeszcze raz mi powiesz na „pan” to obiecuję, że nie wpuszczę cię więcej do tego
domu.
- Jasne- uśmiechnął się Sam- Ale ostatnio i tak za często tu
nie bywam.
- Dało się zauważyć- stwierdza Ted- Pokłóciliście się z Rose?
- Nie. Wydaje mi się, że nie za bardzo ma dla mnie czas
przez Deana.
- Ach, tak. Jej kolega.
- Chłopak właściwie- poprawia Sam.
- Jak zwał tak zwał- uśmiechnął się pan Evans- Chodź do
środka. Może załapiesz się na obiad.
- Mam jakąkolwiek możliwość odmówić?
- Nie.
- Tak myślałem.
Obaj wchodzą do domu
i słyszą śmiechy dobiegające z kuchni. Podążyli za hałasem i zobaczyli Panią
Evans wraz z Deanem śmiejących się do łez.
- Witaj kochanie- przywitała go Emily.
- Dzień dobry- przywitał się również Dean.
- Cześć- mówi niepewnie Ted- Nie do końca rozumiem co się tu
dzieje.
- Zaprosiłam Deana na obiad- tłumaczy pani Evans.
- Miło, bo ja zaprosiłem Sama- uśmiecha się Ted.
- Dzień dobry pani Evans- wita się z uśmiechem chłopaki
dodaje- Cześć Dan.
- Dean- poprawia go Harvey.
- Jasne. Przejęzyczyłem się.
- Przeprosiny przyjęte- uśmiechnął się przez zęby Dean.
- Albo mi się wydaje, albo rodzina nam się powiększyła- mówi
Rose wchodząc do kuchni- Hej, Sam. Nie przypominam sobie, żebyśmy się na
dzisiaj umawiali.
- Bo nie umawialiśmy się. I w tym rzecz. Nie ładnie jest
zapominać o kumplach- udaje obrażonego Sam.
- Ostatnio miałam wiele na głowie. Zajęcia, sesja, projekty…
- Daj spokój- uśmiechnął się chłopak- Zgrywam się.
Rose popatrzyła na niego z udawaną złością, ale potem się uśmiechnęła.
- Masz czas dzisiaj wieczorem?- zapytał Sam- Moglibyśmy pobiegać.
- Właściwie to umówiłam się już z dziewczynami.
- Jasne. Przyjaciółki najważniejsze - wzdycha kumpel.
- Zaraz po chłopaku- dodaje Dean.
Rose spojrzała na niego karcącym spojrzeniem.
- Nic nie szkodzi- odzywa się Ted- Możemy z Samem obejrzeć dzisiaj
mecz. Co ty na to?
- Z chęcią Ted.
- Dean?- zwróciła się do niego Emily- Może też chciałbyś
zostać?
- Czemu nie.
- No to świetnie- uśmiechnęła się pani Evans- Każdy ma
plany. A ja skoczę do Mary na herbatkę.
- Zapowiada się ciekawie- mówi po nosem Rose i dodaje- Siądźmy
już może przy stole.
***
Charlie, gdy wróciła z domu dziecka postanowiła pochwalić
się tym swojemu nowemu przyjacielowi.
Rozmawiała z Andym coraz częściej. Lubiła
opisywać mu co robiła w ciągu dnia. O swoich zwykłych, codziennych czynnościach,
a także o nowych doświadczeniach. On też zwierzał jej się z wielu rzeczy.
Podobało jej się to, że mogli o wszystkim napisać, a ta druga osoba nie będzie
jej oceniała. Wręcz przeciwnie, byli zafascynowani, że mogą się wyrazić i to
interesuje drugą osobę.
- „O czym teraz myślisz?”- napisał Andy.
- „ O tym jak wspaniale spędziłam dzień. Wraz koleżanką i
jej kolegą byliśmy w domu dziecka”
- „ Z tą April tak?”
-„ Tak, i Louisem”
- „ Uuu, co to za Louis?”
- „Kolega April. Całkiem fajny chłopak”
- „Fajny chłopak? Tylko tyle? Opowiedz mi o nim więcej”
- „To znaczy?”
- „Jaki jest? Czy też mu się tam podobało? Czy go lubisz?”
- „ Dopiero dzisiaj go poznałam. Życiorysu mi jeszcze nie
wręczył”
- „ Jaka ty jesteś zabawna ;p”
- „Zdarza mi się czasami”
- „A Louis jest zabawny?”
- „ Bardzo. Świetnie się z nim rozmawia. Ale czemu tak o
niego wypytujesz?”
- „Bo jestem ciekawski ;). Chcę lepiej poznać twoich
znajomych”
- „ To może trochę zająć”
- „Mam czas”
-„ Okej, to zaczynam. Najbardziej znana osoba w mojej szkole
to Natalie…"
***
- Okej. Mamy napoje, przekąski, dobrą muzykę- stwierdza
Kate- brakuje tylko dobrego humoru, mam rację Jo?
- Co? Nie, ja mam świetny humor.
- Yhym, dobra mów co ci leży na sercu, albo duszy, albo
gdziekolwiek indziej.
- Niech zgadnę- zaczęła Rose- Tony?
- Co?- zmarszczyła brwi Jo.
- To ja się zapytałam: co?- powiedziała z lekką złością
Rose.
- Przyszłaś z nim na przyjęcie- dodała Kate- Albo mi się
wydawało albo byłaś niedawno dziewczyną Briana. A potem pokazujesz się z Tonym.
Ciekawi nas o co w tym chodzi?
- O nic. Z Tonym się po prostu dobrze dogaduję.
- No, nie wierzę- przewróciła oczami Rose.
- W co?
- Ktoś niedawno mi mówił, że Tony to kopia Wina i trzeba się
trzymać do niego z daleka. Chwila… kto to był?- mówi z ironią dziewczyna.
- Wtedy go nie znałam. Chyba się co do niego pomyliłam.
- Pomyliłaś?! Żartujesz tak?
- Dlaczego tak się denerwujesz?- pyta spokojnie Jo.
- Bo jesteś hipokrytką!- krzyknęła Rose.
- Słucham?
- Tak. Najpierw odradzasz mi poznanie Tony’ego, bo jest podobno
bezwzględną osobą, a teraz spędzasz z nim czas i się okazuje, ze jest w porządku.
- Przecież nie wiedziałam, że tak wyjdzie- tłumaczy Jo.
- Ojej, biedna ty. Za to dobrze wiedziałaś, że coś do niego
czuję. Ale nie… mi przecież nie wolno się do nikogo zbliżać, bo dla mnie jest
nieodpowiedni- spojrzała przyjaciółce prosto w oczy- Wspaniale się na was
patrzyło, śmiejących się w stołówce, bawiących się na przyjęciu. Naprawdę
wspaniale.
- Rose, on mi pomagał. Ostatnio było mi ciężko.
- A mi było łatwo, kiedy musiałam się wam przyglądać i
utwierdzać w przekonaniu, że moja przyjaciółka odsunęła mnie od chłopaka tylko
po to by mieć go dla siebie?
Jo nie mogła uwierzyć w słowa, które właśnie usłyszała. Jak
Rose mogła pomyśleć, że ona jest zainteresowana Tonym. Wtedy spojrzała na Kate.
- Tak to wyglądało Jo- dodała przyjaciółka.
- Ale tak nie było.
- I mam w to uwierzyć?- zapytała Rose.
- Możesz przestać?!- zdenerwowała się Jo- Nie chciałam
zrobić nic złego. I przykro mi, że tak to odbierasz. Ale Tony pomógł mi, bo mam
problemy z Brianem. Tyle. Nic więcej.
- Nie wyglądałaś na osobę z problemami. Widać Tony jest
świetnym pocieszycielem.
- Teraz przesadziłaś!
- Nie wydaje mi się.
- A jednak- zacisnęła zęby Jo- A z resztą co cię to obchodzi,hm?!
Masz chłopaka. I przypomnę ci, że ma na imię Dean. Więc nie powinno cię
obchodzić z kim zadaje się Tony.
- To nie fair- odpowiada Rose.
- Nie fair to jesteś ty wobec Deana. Podoba ci się Tony,
lecz jesteś z Deanem. Nie liczysz się z jego uczuciami tylko się nimi bawisz. A
teraz udajesz wielce pokrzywdzoną, bo ja zbliżyłam się do Tony’ego. I kto tu
jest hipokrytką?
- Masz trochę racji- włącza się Kate- Ale z drugiej strony,
rozmawiamy o was. A Rose nigdy nie zrobiła nic przeciwko tobie i Brianowi.
- Może i nie- odpowiedziała Jo- Ale bawienie się czyimiś
uczuciami nie jest w porządku. I ciebie też to dotyczy.
- Mnie?- zapytała zdziwiona Kate.
- Nie ty masz chłopaka w Anglii? I nie ty za jego placami
umawiasz się z Winem?
- Żartujesz sobie, prawda? Przecież mnie z Winem nic nie
łączy.
- Proszę cię- spojrzała na nią Jo pogardliwym spojrzeniem i
dodała- Obie jesteście dobre. Bawicie się facetami i wydaje się wam, że tak
wolno. Wcale nie różnicie się od Natalie i Jennifer.
- Wiesz Jo- zaczęła Rose- Nigdy bym się nie spodziewała, że
tak będziesz usprawiedliwiać swoje zachowanie. Wytykając nam nasze błędy. Nie
taką Jo znam- podniosła się i skierowała do drzwi.
- Rose!- zawołała ją Kate- Wróć tu. Musimy sobie wszystko
wyjaśnić.
- Ja już wszystko wiem- stwierdziła Rose i spojrzała na Jo-
Jestem z Deanem, bo to mi właśnie radziłaś. Powiedziałaś, że on zasługuje na
szansę. I ją dostał… dzięki Tobie. Ja nie popełniłam błędu będąc z nim. Bo jest
wspaniały. Ty go popełniłaś odsuwając ode mnie kogoś na kim mi zależało. Ty
popełniłaś błąd tłumiąc we mnie uczucia do Tony’ego- łzy zaczęły spływać jej po policzkach- Dlatego teraz cierpię wiedząc,
że mogło nam się udać… przez Ciebie. Dlatego Dean będzie cierpiał, kiedy mu
powiem, że jest tym drugim… przez Ciebie. Dlatego cierpię, bo nie sądziłam, że będę musiała kogoś zranić... przez Ciebie. Dlatego nasza
przyjaźń wisi na włosku…
Jo poczuła nagle przypływającą przez jej ciało silną falę.
Falę smutku i poczucia winy, poczucia straty i bólu. Zaczęła płakać.
…przez Ciebie- dokończyła Rose i wybiegła z domu.