Po tak burzliwym weekendzie Jackie z ochotą wraca do szkoły.
Czuje się rześka i wypoczęta. Z zaangażowaniem i entuzjazmem opowiada swoim
nowym koleżankom o swoich sobotnich poczynaniach z Natalie. Jest dumna z tego
jak się zachowuje i jak godnie reprezentuje szkolną elitę. Nawet nie zauważa
gdy Natalie dołącza do grupy, lecz nie wygląda olśniewająco jak zwykle, a
raczej szaro i smutnie. Zagaduje do niej jedna z uczennic.
- Hej Natalie. Wszystko w porządku?
- Raczej tak- odpowiada niepewnie dziewczyna.
- Nie wyglądasz za dobrze- dodaje inna koleżanka.
- Wydaje wam się- próbuje się uśmiechnąć Natalie- Co dziś
nowego?
- Hej kochana!- wykrzykuje Jackie bo dopiero teraz zauważyła
przyjaciółkę- Jakoś niewyraźnie wyglądasz. Ta kosmetyczka chyba się nie
popisała. Może zerwiemy się z lekcji i skoczymy do spa? A potem na jakieś
pyszne jedzonko. Co powiesz na koktajl mleczny?
Natalie nie wie czemu ale na samą myśl o mleku zrobiło się
niedobrze. Nagle zrobiła się blada, zakryła dłonią usta i pobiegła do
najbliższej toalety.
- Ej, co jej jest?- zapytał Patrick mijając Natalie.
- Pewnie zjadła coś nieświeżego- machnęła ręką Jackie- Nic
jej nie będzie. Kto chce posłuchać dalszej części historii?
Jackie ani trochę nie przejęła się stanem przyjaciółki. Nie
wpadła nawet na to, żeby pójść za nią i sprawdzić czy wszystko w porządku i czy
nie trzeba jej pomóc. Wolała nacieszyć się popularnością jaką w tej chwili ma i
prowadzić szkolną elitę przez główny korytarz. Przecież jako druga królowa musi
się odpowiednio zachowywać i dobrze prezentować.
***
-Witaj Tony- odzywa się pan Davis nie odrywając wzroku od
pracy na swoim biurku- Miło, że zaszczyciłeś mnie swoją obecnością.
- Dzień dobry- odpowiada chłopak i zaczyna się tłumaczyć-
Przepraszam, ale nie mogłem wcześniej, bo…
- Ciiii. Nie ględź mi tu, tylko usiądź.
Chłopak od razu zajmuje miejsce na pierwszym, najbliżej
stojącym krześle. Spodziewał się, że jak to zrobi to nauczyciel wyjaśni mu po
co go wezwał. Jednak nie. Pan Davis nie odezwał się ani słowem. Tony postanowił
przerwać to milczenie.
- Chciał pan mnie widzieć, ponieważ?
- A musi być jakiś powód?
- No wydaje mi się, że tak. W sekretariacie powiedzieli, że
to pilne.
- Nie synu, nie pilne- uśmiechnął się nauczyciel- Raczej
ciekawe.
- A można trochę jaśniej?- dopytuje się chłopak.
- Spójrz na to i powiedz mi jaką ocenę mam postawić osobie,
która to narysowała- powiedział pan Davis wstając i podając Tony’emu kartkę ze
swojego biurka.
- Nie wydaje mi się, żebym miał jakiekolwiek prawo oceniać
czyjąś…
Chłopak zamilkł kiedy spojrzał na rysunek. Przedstawiał on
uczniów z liceum. Tego liceum. Lecz co zainteresowało Tony’ego to, to, że osoby
na tym rysunku, zamiast głów ludzkich, narysowane miały głowy zwierząt. Jedni z
nich byli lwami, przedstawionymi jako przywódcy. Inni byli hienami, które
zrobiłyby wszystko, aby zabrać innym co cenne. Kolejni to myszy kryjące się w
kątach i czekające, aż wygłodniałe kocury je dopadną. Dalej leniwce, nie dające
znaku życia i niewyrażające chęci podjęcia jakiegokolwiek wysiłku. Potem lisy,
chytre i podstępne. Barany, jako określenie tych najbardziej opornych na
wiedzę. Mrówki, pracowite, lecz zbyt małe, żeby cokolwiek znaczyć. Wilki,
piękne i drapieżne. I wiele, wiele innych zwierząt, które zdecydowanie można
przyporządkować do licealistów z tej szkoły. Ale najbardziej zaskakujące jest
to, że na samym środku placu w fontannie pływały głowy…te ludzkie głowy
zastąpione zwierzęcymi.
- Niesamowity prawda?
Tony dalej nie mógł wydusić z siebie słowa.
- No co tak ucichłeś panie najzdolniejszy?- uśmiechnął się
mężczyzna- Powiedz co myślisz.
- Myślę… Myślę, że to jest to czego od dawna szukałem.
- Ty szukałeś?- nauczyciel zabrał mu z rąk rysunek- Ja tego
od dawna szukałem. To jest niewiarygodne.
- Kto to narysował?
- Niestety, nie mogę ci powiedzieć.
- Czemu?
- Bo sam musisz tego kogoś znaleźć.
- Jak mi pan powie to pójdzie łatwiej- uśmiechnął się
niewinnie Tony- Może ten ktoś by mi pomógł. No wie pan, powie mi skąd czerpie
inspirację, pomysły, skąd zna takie sposoby wyrazu. To może mi bardzo pomóc.
- Przestań zrzędzić. Twoje prace już i tak są za dobre.
- Sztuka nigdy nie jest za dobra.
- O właśnie!- dotknął go palcem w nos nauczyciel- I to sobie
zapamiętaj i powtarzaj. Sztuka nigdy nie jest za dobra.
- Czasem na serio pana nie rozumiem.
- Sztuka nigdy nie jest za dobra. Sztuka nigdy nie jest za
dobra- powtarza ciągle pod nosem nauczyciel i znów siada przy biurku.
Tony, chociaż jest zafascynowany tym rysunkiem i chciałby
się dowiedzieć kto jest jego autorem, wie, że powinien już sobie pójść. Pan
Davis bardzo go lubi, ale na pewno mu nic nie powie. Dlatego chłopak skierował
się w kierunku drzwi. Przechodząc przez próg, obrócił się i zapytał.
- Jest pan rozczarowany, że to nie moje dzieło?
- Tak- podniósł głowę mężczyzna- Bo teraz boję się, co
takiego wykombinujesz, żeby to przebić.
***
Jo siedzi rozbita na parapecie na szkolnym korytarzu. Po
wczorajszej kłótni z przyjaciółkami nie czuje się dobrze. A już na pewno nie
tak dobrze, żeby pracować nad tekstem do przesłuchania, które na nieszczęście
odbywa się jutro. Na dobór złego, dzisiaj po południu musi przećwiczyć z kimś
kilka kwestii. Nie chciałaby prosić Briana o pomoc, bo to może źle się dla nich
skończyć. Kate i Rose teraz też jej nie pomogą. Dlaczego wszystko naraz musi
się zawalić?
- Hej- przywitała się Kate i podeszła do Jo.
- Cześć- odpowiedziała dziewczyna- Myślałam, że nie chcesz
ze mną gadać po wczorajszym wieczorze?
- Nie chcę. A zwłaszcza o wczorajszym wieczorze. Ale
przyszłam tu ze względu na Rose.
- Nie rozumiem.
- Rozmawiałyśmy rano. Powiedziała
mi, że masz jutro przesłuchanie i musisz dziś poćwiczyć. A wiadomo, że jak
umówisz się z Brianem to nic dobrego z tego nie będzie. Na nas też raczej nie
liczysz. Więc się martwi.
Jo się lekko uśmiechnęła. Nawet jak są ze sobą skłócone, ona i Rose, to
myślą tak samo.
- I ona kazała ci tu przyjść?
- Nie. Wiesz, że jest zbyt dumna, żeby zrobić krok w twoim
kierunku. Tak tylko pomyślałam, że jakbyś nikogo nie znalazła to mogę ci pomóc.
- Jasne. Dzięki.
- To ja lecę. Na razie.
Jo poczuła wewnątrz rozchodzące się, delikatne ciepło. To
dobry znak. Przynajmniej jakiś początek, aby załagodzić to co sobie wczoraj
nawrzucały i wypomniały. Lecz naprawa ich relacji wcale nie musi być prosta.
Nigdy w życiu tak się od siebie nie oddaliły. Więc ponowne odnalezienie siebie
nawzajem może wymagać dużo pracy i poświęcenia. Ale taka właśnie jest cena,
jaką trzeba zapłacić, aby docenić wartość prawdziwej przyjaźni. Jo tylko ma
nadzieję, że ją na to stać.
***
Dean zebrał swoją ekipę w kanciapie w celu rozpoczęcia
przygotowań do turnieju, w którym mogą zgarnąć niemałą kasę. Mają już
przygotowane świetne ruchy, akrobacje i tricki, kilka ciekawych kombinacji,
jednak potrzeba tu kogoś kto poskleja to w całość.
- Moi drodzy- zaczął Dean- Jesteśmy tu…
- Aby połączyć się w bólu i złożyć kondolencje innym ekipom,
którym skopaliśmy dupska na parkiecie- kończy Scott.
- Tak powinna brzmieć przemowa końcowa, głąbie!- rzucił w
niego poduszką Ron.
Cała ekipa wybuchła śmiechem.
- Pozamykajcie się!- uspokaja ich lider.
- Harvey wyluzuj- dodaje Gina- Spinasz się trochę.
- Ja się spinam? Musimy ćwiczyć. Turniej sam się nie wygra.
- Masz rację- odzywa się Nate- Dlatego potrzeba nam tajnej
broni. Ciężkiej artylerii. Wiecie o co mi chodzi. Coś co robi… Nie wiem…
Zaskoczenie, zdziwienie, zamieszanie. Żeby tym cwaniakom z jury opadły szczęki.
- Podoba mi się twoje myślenie- uśmiecha się Dean- Wiesz już
co to może być?
- Yyy… Jeszcze do tego nie doszedłem- drapie się w głowę
chłopak
- Z kim ja pracuję?- mówi do siebie Harvey i pyta grupy-
Ktoś jeszcze? Jakieś pomysły? Co może nam pomóc?
W szkole Dean
powiedział Rose, że mają trening i zasugerował, że może przyjść i popatrzeć. A
po całej próbie zabierze ją na romantyczny spacer. Dziewczyna skończyła
wcześniej lekcje i przyszła do kanciapy. Trafiła na moment ważnej dyskusji i
postanowiła nie przeszkadzać. Oparła się o filar, obserwowała i przysłuchiwała
rozmowie.
- Rose.
Gdy Tony to powiedział, cała ekipa odwróciła się w jego
stronę. Rose też zastanawiała się, czy dobrze usłyszała. Chyba tak. Powiedział
to dość wyraźnie.
- Ta mała, co tu zaszalała na bitwie?- zapytał jeden z członków,
żeby się upewnić.
- Tak-potwierdził chłopak- Sami widzieliście, że dużo
potrafi. Zaangażowanie i zaskoczenie. Tego nam trzeba.
- Z całym szacunkiem Tony- odezwała się Jenny- Ale baletem
świata nie zwojujesz. Może i była dobra, ale to trochę za mało na takie
wyzwanie jakim jest ten turniej.
- Zgadzam się- dodaje Gina- Przecież skoki, piruety i
szpagaty nie robią wrażenia. Nic w tym nadzwyczajnego.
- A potrafisz zrobić chociaż jedną z tych rzeczy?- zapytał
się Tony.
- Nie. Nie będę robić z siebie idiotki. Co nie Harvey?
- Stary, daj spokój. Balet?- uśmiechnął się Dean do kumpla-
Oni mają rację. Przecież taki styl tańca do nadymanie się, wypinanie klaty i
sztywniacka farsa.
- Hej! Nie przesadzaj- podniósł głos Tony- Możesz mieć swoje
zdanie co do klasyki, ale nie przeginaj. Uszanuj to, że to ciężka, wieloletnia
praca i wysiłek.
- Pfff, użynanie damy. Wielka mi trudność- nabija się dalej
Jenny- Sorry Dean, ale twoja dziewczyna to dama.
- Wiem, ale to do niej pasuje- uśmiechnął się chłopak.
- Żartujesz, tak?- zwrócił się do niego Tony.
- Stary, przecież wiesz, że ją uwielbiam, ale moje zdanie,
co do baletu czy jazzu czy jeszcze tam jakiegoś śmiesznego tańca, się nie
zmieni.
- A ona o tym wie?
- Już tak- odezwała się Rose.
Wtedy wszyscy
spojrzeli w stronę skąd dobiegał głos. Całą ekipę zamurowało. Ona cały czas tu
była i to słyszała. Chyba się nie popisali.
- Jak długo tu stoisz?- zapytał Dean.
- Od jakiegoś czasu.
- Słuchaj Rose, my… my tylko…
- Tak?- zapytała z lekkim zdenerwowaniem.
- Omawiamy różne pomysły i koncepcje. Mówiłem ci.
- I to wszystko?
- To luźna rozmowa, każdy wyraża swoją opinię. Chyba mu
wolno?
- Absolutnie- odpowiada stanowczo dziewczyna mierząc
wszystkich zimnym spojrzeniem.
- Czyli wszystko gra?
- Jasne- odpowiedziała dziewczyna i dodała- Może nie będę
wam przeszkadzać i sobie pójdę?
- Nie, zostań- mówi z
uśmiechem Dean.
- Tak, siadaj- dodaje Gina.
- Będzie fajnie- mówi z uśmiechem Scott.
- Oj będzie- pomyślała Rose i dołączyła do grupy jak gdyby
nigdy nic.
- To może pokażecie mi kilka fajnych ruchów?- proponuje
dziewczyna- Jakieś odlotowe kroki i tricki?
- Pewnie- odpowiada Nate.
Wtedy wszyscy się podnoszą. Każdy z członków ekipy coś
pokazuje. Rose zrzuca szkolną torbę i ćwiczy z nimi. Gdy ktoś pokazuje jakiś
ruch, dziewczyna zaraz go powtarza. Potem kolejna osoba, a Rose po kilku
próbach znów świetnie wykonuje trick. Dziewczyna uczy się nowych kroków od
następnych tancerzy i znów je powtarza. Potem podchodzi do konsoli, puszcza
muzykę i zaczyna tańczyć. Każdą partię tego co jej pokazali wykonuje świetnie.
Kiedy kończy rozlegają się brawa i gwizdy. Rose ma poważną minę, co po chwili
ekipa zauważa.
- Hmm chyba to nie robi wrażenia. Nic w tym nadzwyczajnego-
wzrusza ramionami dziewczyna i prowadzi ze sobą ironiczny dialog naśladując tancerzy- Pewnie Rose!
Masz rację, taki styl tańca to tylko suche kroki i izolacja ciała, zwykła
farsa. O! No i jeszcze użynanie cwaniaków. No przecież wiem, ale to do nich
pasuje-Rose rzuciła im wrogie spojrzenie.
- Macie za swoje bałwany- śmieje się Tony, widząc poważne
miny swojej ekipy.
- Hej Rose, nie chcieliśmy…- zaczął Harvey.
- Daj sobie spokój- przerwała mu dziewczyna- Nie chcę
waszych przeprosin ani tekstów w stylu „pomyliliśmy się”, „nie chcieliśmy”,
„chodziło nam o to”. Mam to gdzieś. Nie mam ochoty przebywać z ludźmi, którzy
tak mnie oceniają. Nie znacie mnie i nie macie prawa o mnie niczego mówić- Rose
wzięła torbę i ruszyła do wyjścia.
- Hej! Młoda, weź wyluzuj. Trochę nam odbiło. Ale nie musisz
się tak wkurzać- odezwała się Jenny, ale postanowiła coś dodać- Takiego
nadymania się was tam uczą w tej waszej artystycznej szkółce?
- A co ty wiesz o mojej szkole?-dziewczyna się odwróciła- Wszyscy oceniają i przyporządkowują innych do
określonych grup, żeby nie powiedzieć stad. Robicie to samo. Jak zwierzęta-
rzuciła na koniec i wyszła.
- O co jej chodzi?- zapytał Ron.
- Pogadam z nią później- odpowiada Dean- Zabierajmy się do
pracy.
***
- Hej masz chwilę?
- Jasne, wejdź.
April poczekała na moment, kiedy zadzwoni dzwonek na
ostatnią lekcję. Część uczniów poszła do klas, a inni do domów. Wtedy miała
czystą drogę, żeby nikt nie widział jak wchodzi do gabinetu Stevena.
- Tak sobie pomyślałam, że może wpadłabym dzisiaj do ciebie.
Co ty na to?
- Potrzebujesz korepetycji?- uśmiechnął się Steven.
- Z psychologii?- uniosła brew dziewczyna- Nawet jakbym
miała taki przedmiot to z pewnością nie byłby trudny i bym ich nie
potrzebowała.
- Nigdy nic nie wiadomo.
- Czy to ma znaczyć "tak"?
- Tak.
- O której mam wpaść?
- Może o 7?
- Myślę, że lepiej o 9. Będzie już ciemno i nikogo znajomego
z pewnością nie spotkam.
- Równie dobrze możesz wsiąść w taksówkę o 7 i tam raczej
też nikogo znajomego nie będzie- uśmiechnął się Steven.
- A co nie wytrzymasz do 9?
- To bardzo prawdopodobne. Już i tak mi źle z tym, że nie
mogę na ciebie patrzeć dłużej niż 3 sekundy na korytarzu.
- Nie możesz?- uśmiechnęła się dziewczyna i zbliżyła do
nauczyciela.
- Nie powinienem.
- Hej- zaczęła April, usiadła mu na kolanach i pogładziła go
po policzku- Nie zaczynaj tego od nowa. Wczoraj przez telefon powiedziałeś, że
możemy spróbować. Skoro nikt nas nie poznał w wesołym miasteczku, to i w szkole
może też przejść. Jeśli będziemy uważać.
- Wiem, ale nie chciałbym się ukrywać.
- Na razie musimy. Później pomyślimy co z tym zrobić, okej?
- Okej- mężczyzna uśmiechnął się i ją pocałował.
- To mi się podoba- dziewczyna wstała i ruszyła do wyjścia-
Do wieczora.
- Do zobaczenia.
Steven wie, że postępuje źle. Miał zakończyć ten związek, a
właściwie to nieodpowiednią relację z uczennicą. Lecz nie potrafi. Chyba
zauroczył się w tej dziewczynie. Ona sprawia, że czuje się tak lekko i
beztrosko. Jakby życie wydawało się być proste i miało takie pozostać u jej
boku. Nie chce zrezygnować z czegoś co daje mu taką radość, spokój i szczęście.
Kiedy jest z tą dziewczyną, wszystko inne wydaje się takie błahe i odległe.
Ważne jest tu i teraz. Ona i on. Razem.
***
Kate dostała wiadomość od Jo, że znalazła już kogoś do
pomocy z tekstem. A więc ma wolne popołudnie i zero pomysłów co z nim zrobić.
Łapie za telefon i wybiera numer Matta. Włącza się poczta głosowa.
-Czemu nie ma facetów wtedy, kiedy są potrzebni?- mówi do
siebie.
Wtedy do domu wchodzi jej tata w towarzystwie Bena
Chambersa.
- Hej słonko! Jak ci minął dzień?
- Świetnie, a u was?
- Jak zwykle kocioł, ale pod moją kontrolą- odpowiada jej
pan Chambers z uśmiechem.
- Wiesz, Win sobie świetnie radzi- zwraca się do córki Mark-
Jego wczorajsza prezentacja była naprawdę dobra.
- Taa, to świetnie. Pogratuluj mu ode mnie.
- Możesz zrobić to sama- powiedział ojciec- Ben mówił, że
Win siedzi w domu i nadrabia zaległości ze szkoły. Zaniosłabyś mu notatki.
- Zgadza się. Przez interesy nie było go dzisiaj w szkole.
- Jak będę chciała pomagać ludziom to założę fundację-
wyszczerzyła zęby Kate.
- Kochanie- zaczął Mark- Wiem, że się pokłóciłaś z
koleżankami, a twój przyjaciel Matt wyjechał…
- Chłopak- poprawiła dziewczyna.
- Nieważne. Nudzisz się i powinnaś spędzać czas z
rówieśnikami. Potrzebujesz z kimś pogadać. Z kimś kto umie słuchać i doradzić.
- I tą osobą ma być Win?!- wybuchła śmiechem Kate.
- Może nie jest taki zły w udzielaniu rad.
Kate miała już rzucić kolejną docinkę, ale przypomniała
sobie rozmowę Wina z Tonym. Nie wie o co w tym do końca chodziło, ale to chyba
coś ważnego. Może warto by się dowiedzieć.
- Wiesz tato- zaczęła dziewczyna- Może masz rację. Pożyczę
twój samochód.
- Przecież masz swój.
- No w sumie tak. Ale jak ktoś mnie pyta skąd mam taką
wypasioną brykę, to mówię, że to taty i że mam fart, że mi go pożyczyłeś. Wtedy
nie wychodzisz na rodzica, który rozpuszcza swoją ukochaną córeczkę jedynaczkę
kupując jej własne auto. Tylko na surowego, ale zarazem dobrego ojca, który od
czasu do czasu daje córce swój samochód.
- Jesteś niewiarygodna- śmieje się Mark- I o dziwo
zrozumiałem o co ci chodzi.
- Po prostu dbam o twoją reputację i sposób postrzegania
naszej rodziny- uśmiechnęła się dziewczyna.
- I nie ma to nic wspólnego z tym, że to nówka z salonu i
robi wrażenie na każdym?
- Yyy… Pa tato- rzuciła szybko dziewczyna i wyszła.
- Urabia cię tak samo jak Win mnie- śmieje się Ben.
- Wiem. Ale lubię patrzeć, jak myślą, że robią z nas idiotów
i my o tym nie wiemy- zaśmiał się Mark.
***
Do Charlie zadzwonił Louis i poprosił o spotkanie.
Dziewczyna fajnie spędziła z nim ostatnio czas, więc bez zastanowienia się
zgodziła. Zaprosiła go do siebie i upiekła domowe ciastka z kawałkami
czekolady.
- Są świetne- zachwala ciaskta Louis- Mogę jeszcze kilka?
- Jasne. Nie krępuj się. Jak chcesz to upiekę więcej.
- Nie, nie kłopocz się- uśmiechnął się chłopak- Przyszedłem
tu w pewnej sprawie, a tylko się opycham.
- No to zamieniam się w słuch.
- Chciałem wiedzieć, co muszę zrobić, żeby być… jak to
nazwać… pełnoetatowym wolontariuszem.
- Pełnoetatowym wolontariuszem?- zaśmiała się Charlie.
- No wiesz, takim jak ty. Organizować różne akcje, zbiórki,
obozy, warsztaty i takie rzeczy.
- Aż tak ci się to spodobało?
- Pewnie. To świetne zajęcie. A co więcej, sprawia mi to
przyjemność.
- Zaskoczyłeś mnie, nie powiem.
- Czemu? Bo tancerz towarzyski kręcący tyłkiem i z ułożonymi
włosami nie może zajmować się poważnymi sprawami?
- No może tak bym tego nie ujęła- zaśmiała się Charlie- Ale
po prostu myślałam, że poprzestaniesz na tym czym zajmuje się April.
- Też tak myślałem. Ale zadziwiłem sam siebie, bo to mi już
nie wystarczy. Chcę spróbować czegoś nowego, cięższego, czegoś czego nigdy nie
robiłem.
- Dokładnie rozumiem o co ci chodzi.
- Serio?
- Pewnie. Nie widziałeś mojej determinacji, jak chciałam
zmienić swój styl na całkiem inny i chodzić z najpopularniejszym chłopakiem.
- Udało się?
- Pierwsza część tak, a druga nie.
- A co nie spodziewałaś się, że ze zmanią czegoś na zewnątrz
musisz zmienić coś wewnątrz, żeby przebić się do nowego świata?
- Dokładnie. Ludzie myśleli, że skoro jestem bardziej
atrakcyjna to mi ubyło z osobowości. Bo ich zdaniem powinno.
- Głupia zasada. Cieszę się, że się do niej nie stosujesz-
uśmiechnął się Louis.
- Ja też- uśmiechnęła się dziewczyna.
Przez chwilę patrzyli na siebie w ciszy. Louis obserwował ją
i zastanawiał się, czemu nie spotkał tak wspaniałej osoby wcześniej. Charlie za
to rozmyślała, czy to możliwe, żeby bogaty i przystojny chłopak miał również wspaniałe
wnętrze.
- Myślę, że możesz zacząć od wypełnienia formularza-
przerwała tę ciszę dziewczyna- Złożymy twoje podanie w fundacji i będziesz mógł
za kilka dni zacząć pracę.
- Brzmi świetnie- ucieszył się Louis- Daj mi tylko długopis
i jestem gotowy.
***
Tony po męczącym treningu nie miał ochoty siadać do lekcji
albo nauki. Położył się na łóżku i wpatrywał w sufit. Zaczął rozmyślać o tym,
co wydarzyło się na treningu. Nie znał Rose od tej strony. Słysząc opinie na
swój temat, zamilkła i udawała, że wszystko jest w porządku. Potem z
niespotykanym spokojem pokazała co potrafi i udowodniła, że ekipa się co do
niej pomyliła. Jak ona to zrobiła? On ja jej miejscu wkurzyłby się, odwrócił na
pięcie i wyszedł. Potem z pewnością odreagowałby to w domu, na papierze.
Rysując coś co przyniesie mu ulgę. Bo tak radził sobie z problemami. Wtedy
obrócił głowę i spojrzał na czystą kartkę papieru na sztaludze. Tak... to mu
pomagało.
Ciekawe jak Rose…- powiedział do siebie, lecz po chwili
zerwał się na równe nogi i zaczął ubierać- Nie wierzę, że nie załapałem tego od
razu.
Potem wybiegł z domu.
***
Win siedział na swoim łóżku obłożony dookoła książkami,
zeszytami i notatkami. Długopis w jego ręku prawie się palił od szybkości
pisania, a rażące, porozwalane zakreślacze dopełniały cały obraz. Wydawał się
taki zaangażowany i pochłonięty swoim zajęciem. Dla Kate to był niecodzienny i trzeba
przyznać, śmieszny widok.
- Dobrze trafiłam? To tutaj mieszka nowy udziałowiec firmy
Chambers Sold?