Jo z samego rana postanowiła przyjść do Rose. Jak można być tak nieodpowiedzialnym i nie dawać znaku życia przez dwa dni. A do tego przecież Jo kryła ją przed jej rodzicami. Na szczęście kupili tę bajkę o nocowaniu. Nie raz się zdarzało, że dziewczyny nocowały u siebie nawzajem i ich rodzice nie mieli nic przeciwko temu. Darzyli je zaufaniem i niezbyt przyjemnie by było gdyby się dowiedzieli, że ich kochane córki ich okłamują.
Jo wyszła zza zakrętu i szła wzdłuż chodnika. Od razu zauważyła samochód stojący przed bramą wjazdową do domu Rose. O auto opierał się nikt inny jak Tony. W pewnym momencie chłopak się uśmiechnął i po chwili pojawiła się Rose. Podeszła do niego i go pocałowała. Jo nie mogła uwierzyć w to co widzi. Para ciągle się uśmiechała. Nie zwracali uwagi na to co się dzieje dookoła. Jakby poza nimi świat w ogóle nie istniał. Jo postanowiła podejść.
- Chyba mam halucynacje.
Oboje spojrzeli na przyjaciółkę.
- O! Cześć- odezwała się Rose.
- No- Jo podeszła do nich i klepnęła ręką w dach samochodu- Powiedzcie, co tam słychać, hm?
Tony spojrzał na Rose i zaczął się śmiać. Poczuł się jak dzieciak przyłapany przez nauczycielkę podczas pierwszego pocałunku z dziewczyną.
- Coś się działo ciekawego?- Jo brnęła dalej i nie ukrywała, że ma niezły ubaw z ich skrępowania.
Rose się uśmiechnęła.
- Całkiem sporo. Tak bym powiedział- śmiał się dalej Tony.
- Mówisz? Nie zauważyłam.
- Jo?- Rose przechyliła głowę na bok- Przestań już.
- Ale co? Ja się tylko pytam co tam u was- udaje skromną i niewinną- Bo wydaje mi się, że nie było z wami ostatnio kontaktu. Mylę się?
- No nie.
- A więc?
- Przepraszamy?- zapytał niepewnie Tony.
- I?
- I to się więcej nie powtórzy?- tym razem zapytała Rose.
- Jak wy się pięknie uzupełniacie- powiedziała z udawaną ironią- A tak serio, to co wyście sobie myśleli?! Odchodziłam od zmysłów. Nie wiedziałam gdzie jesteście, co się z wami dzieje. Dzwonię do ciebie w nocy i odbiera Tony. Mówi, że mam cię kryć. Myślałam, że coś ci się stało. Albo może ktoś cię porwał? Albo jeszcze lepiej, że wplątaliście się w jakieś porachunki gangów. A do tego nie pojawiliście się na drugi dzień w szkole. Mało nie dostałam zawału. Co to w ogóle był za pomysł?! Jak mogliście...
- Jo, oddech- złapała ją za ramiona Rose.
- Co?
- Oddech.
Jo zaczerpnęła powietrza i spojrzała z udawaną złością na przyjaciółkę.
- Już. Wszystko ze mną okej, Nic mi się nie stało- Rose ją przytuliła- Jest dobrze. Naprawdę dobrze.
- Nie chcę przerywać tej cudownej chwili- odezwał się Tony- ale jeśli chcemy zdążyć do szkoły musimy już jechać.
- Nie odzywaj się, bo to wszystko przez ciebie- walnęła go w ramię Jo.
- Jak to przeze mnie? Przecież nie zamknąłem jej u siebie w domu- dziewczyny popatrzyły na niego, a ten podrapał się w głowę- A może zamknąłem?
- Jedźmy już- przewróciła oczami Rose.
Wszyscy wsiedli do samochodu i ruszyli.
- Jaka jazda- pokręciła głową Jo- Tony i Rose. Razem. Co się tu wyrabia?
Rose i Tony spojrzeli po sobie i zaczęli się śmiać.
- Chyba do niej to jeszcze nie dotarło- skomentował chłopak.
- Dajmy jej ze 20 minut. Czasem wolno czai.
- Słyszałam.
***
Natalie dzisiaj czuje się bardzo słabo i postanawia zostać w domu. To zdarza się już po raz piąty w tym miesiącu. Pani Lawrance zaczyna się martwić o córkę.
- Może powinniśmy pojechać do szpitala?
- Nie. Nie trzeba.
- To pewnie zatrucie. Myślę, że trzeba to skonsultować z lekarzem.
- To nie zatrucie.
- Może mamy jakąś nieświeżą żywność w lodówce. Każę Bercie wszystko wyrzucić i zrobić zakupy.
- Nie mamy zepsutego jedzenia- próbuje coś powiedzieć Natalie.
- Może coś zjadłaś wczoraj, co mogło to wywołać.
- Mamo, to nie jest zatrucie.
- Kochanie- zwróciła się do męża Helen- Nasza córcia się rozchorowała.
- Nie jestem chora.
- Helen- powiedział pan Lawrance wchodząc do salonu i zapinając płaszcz- Bardzo się śpieszę, nie mam czasu. Jak zwykle przesadzasz. A ty Natalie, połóż się do łóżka i szybko wyzdrowiejesz.
- Nie jestem chora. Jestem w ciąży.
Rodzice spojrzeli po sobie.
- Co za bzdury wygadujesz słonko? Może masz gorączkę- matka podeszła do dziewczyny.
- Mam podwyższoną temperaturę, bo tak mają kobiety w ciąży- powiedziała po raz kolejny, tylko tym razem bardziej stanowczo.
- Natalie, powiedz mi, że żartujesz- ojciec spojrzał na nią z powagą.
- Nie- pokręciła głową- Za około 7 miesięcy urodzę dziecko.
Helen usiadła na kanapie nie mogąc uwierzyć w to co słyszy. Za to na twarzy jej męża rysowała się złość. Natalie wiedziała co nastąpi za chwilę. Zaczną na siebie krzyczeć i nawzajem się oskarżać, że to drugie nie potrafi wychować dziecka. Nie myliła się. Kłótnia to gwarantowana rzecz w momencie, kiedy dowiadują się, że ich córka coś przeskrobała. Tylko tym razem to jest o wiele poważniejsza sprawa. Dlatego dziewczyna nie chcąc słuchać ich krzyków i się tym denerwować, poszła do swojego pokoju. Z pod łóżka wyciągnęła walizkę i zaczęła pakować rzeczy. Po 15 minutach była gotowa do wyjścia. Rodzice kłócili się dalej. W pewnym momencie do salonu wszedł jakiś chłopak.
- Czy my się znamy?- zapytał go pan Lawrance- I kto cię tu w ogóle wpuścił?
- Ja- odezwała się Berta.
- A mogę wiedzieć czemu?
- Przecież to Dylan.
- To dużo wyjaśnia- powiedział z ironią i zwrócił się do chłopaka- Kim jesteś i czego chcesz?
- Jest moim chłopakiem- odezwała się Natalie i ruszyła w stronę Dylana.
- A na pytanie czego chcę- zwrócił się do jej ojca- Odpowiem, że dzięki pana córce mam już wszystko.
Rodzice Natalie spojrzeli po sobie i nie wiedzieli co mają zrobić.
- Nie kłóćcie się z mojego powodu- zaczęła dziewczyna- To moja sprawa i was to nie dotyczy. Wiem, że nie tego po mnie oczekiwaliście, ale nic nie poradzę. Stało się. A ja nie zamierzam z tego powodu rozpaczać. Wręcz przeciwnie. Będę się tym cieszyć.
- Nie możesz mieć dziecka. Jak ty to sobie wyobrażasz?! Co z twoją przyszłością?- pytała z rozpaczą matka.
- Po co ci ta walizka?- zapytał ojciec.
- Przeprowadzam się do Dylana.
- Słucham?!
- Dobrze słyszysz- przytaknęła dziewczyna- Nie chcę, żeby moje dziecko przebywało w takiej atmosferze. Nawet ja nie chcę tu przebywać. Ten dom to ciągłe kłótnie, pretensje i oskarżenia. A kiedy tylko go opuszczacie to gracie przez innymi idealną rodzinę. Mam tego dosyć. Tego waszego ciągłego dążenia do doskonałości. Zgadnijcie co? Nie da się nad wszystkim zapanować. Jestem tego najlepszym przykładem.
- Natalie, kochanie. Co ty mówisz?
- Wybacz mamo, ale nie chcę tu być. Jedyne co teraz od was dostanę to poczucie winy i tego, że was zawiodłam. A to mi w niczym nie pomoże. U rodziców Dylana zaznam chociaż odrobinę ciepła rodzinnego, które myślę, że mi się należy. Moje dziecko też będzie tego potrzebować. Tak więc, życzę miłego dnia i odwiedzę was jak oswoicie się z tą sytuacją.
- Natalie, proszę!- krzyknęła przez łzy Helen.
- Do widzenia państwu- odezwał się Dylan- Cześć Berta.
- Cześć maluchy.
Kiedy wyszli z domu Dylan przyglądał się Natalie.
- Jak się czujesz?
- Czuję ulgę. Od początku chciałam im wyznać prawdę, ale nie mogłam się zebrać na odwagę.
- Mogłaś poczekać na mnie. Ustaliliśmy, że powiemy im razem.
- Wiem, ale chyba chciałam sama zmierzyć się z tym co mnie najbardziej przerażało.
- I to zrobiłaś. Byłaś taka... pewna siebie, opanowana i zdecydowana.
- Myślisz, że przemawia przeze mnie instynkt macierzyński?
- Chyba bardziej twój silny charakter- pocałował ją- Lubię kiedy jesteś silna.
- Taka się czuję. A do tego też wolna... Myślisz, że to źle?
- Myślę, że postępujemy słusznie, a czy faktycznie tak jest to przekonamy się w najbliższym czasie.
***
- Patrzcie kto postanowił się pojawić- powiedział Win, gdy zobaczył Tony'ego.
- Siema stary.
- Gdzie jest Rose?
- Prawdopodobnie w drodze do klasy.
- Ale czemu?
- A czemu ma nie być?
- Byłem przygotowany na wielkie wejście. Nawet kupiłem szampana.
- Nic takiego nie będzie miało miejsca.
- Chyba nie łapię- przymrużył oczy Win- Coś się stało?
- Wszystko w porządku.
- No to jaki problem widzisz w tym, żeby wszyscy się o was dowiedzieli?
- Dobrze wiesz.
- Dean- pokiwał głową Win.
Obaj kumple patrzyli na siebie.
- Nie chcę go dołować. To mój kumpel. I lider mojej ekipy. Nie zasłużył na to.
- Niech zgadnę. To był pomysł Rose.
Tony nic nie odpowiedział.
- Nie wiem co ona w sobie ma, że godzisz się to znosić.
- Dobrze wiesz.
- Moim zdaniem nie powinieneś się na to zgodzić.
- Moment- Tony spojrzał na niego pytająco- Już nie jesteś po jej stronie?
- Nigdy nie byłem. Zawsze chodziło mi o ciebie i twoje szczęście.
- Jestem szczęśliwy.
- Ale nie wmówisz mi, że nie chcesz, żeby wszyscy o tym wiedzieli.
- Wystarczy mi, że ty o tym wiesz. Inni mnie nie obchodzą.
- Co ona ci zrobiła?- uśmiechnął się Win.
- Daj na luz. W końcu mam czego chciałem- uśmiechnął się szczerze- A co z tobą?
- Ze mną?
- Jak idą sprawy z Kate?
- Nie chcę być z Kate.
Tony zaczął się śmiać.
- No co? Mówię serio.
- Przypominasz mi jednego gościa, którego kiedyś znałem. Też nie chciał się przyznać do swoich uczuć.
- Kogo?
- Mnie z przez kilku dni- rzucił i ruszył w stronę szkoły.
- Chyba cię pogięło- krzyknął za nim Win.
***
Jackie dzisiaj również opuszcza dzień szkoły. Musiała pojechać do szpitala na rutynowe badanie krwi. Jej rodzice są zapracowani i nie mieliby czasu zajmować się córką, gdyby zachorowała. Dlatego co jakiś czas, wysyłają ją na badanie, żeby sprawdzić czy wszystko jest w porządku.
- Kiedy dostanę wyniki?- zapytała dziewczyna.
- Prawdopodobnie za kilka dni. Może wcześniej- odpowiedział lekarz- Zadzwonimy do ciebie.
- Jasne. Dziękuję bardzo. Do widzenia.
- Do widzenia.
Dziewczyna po wykonanych badaniach zawsze dostaje zwolnienie z zajęć w szkole. Tak więc warto wykorzystać ten czas. Chwyta za komórkę i dzwoni do Carmen.
- Zrywaj się z zajęć i idziemy na zakupy.
- Już się robi. Zabrać ze sobą dziewczyny.
- Jak chcesz i tak ich nie lubię.
- Okej. To do zobaczenia. Buziaczki.
- Buziaczki- przewróciła oczami- Pośpieszcie się.
***
Pora lunchu cztery przyjaciółki siadają przy jednym ze stolików.
- Nagrabiłaś sobie- założyła ręce Kate.
- Wiem- westchnęła Rose- Pewnie chcesz mnie teraz zabić.
- Oooo. Nie wyobrażasz sobie. Jestem tak wkurzona, że mogłabym cię zabić na dziesięć różnych sposobów.
- Daj spokój- uspokoiła ją Jo.
- Serio?- zapytała Cassie- Dziesięć?
Wszystkie trzy spojrzały na nią.
- Jasne. Żartowałaś. Załapałam.
- A więc- śmiała się Kate- Mów. Co się z tobą działo?
- Zrobiłam sobie wolne.
- Nie zauważyłam- przewróciła oczami przyjaciółka- Gdzie się podziewałaś?
- Byłam z Tonym- Rose uśmiechnęła się na samą myśl.
- Kolejna odpowiedź, której się nie spodziewałam- powiedziała z ironią.
- Dobra. Słuchajcie. Ale ani słowa- spojrzała na nie poważnie- Nikomu. Jasne?
- Jak słońce- odpowiedziała Jo.
- Pewnie. Mów.
- Okej. A więc zadzwoniłam do Wina...
***
Dzisiejszy dzień w szkole, dla Charlie, był istną męczarnią. Nie mogła skupić się na zajęciach. Myślała tylko o tym co powiedział jej Andy. O tym, że może go stracić. Dziewczyna zastanawia się co powinna zrobić. Odczekać, oswoić się z tym, pobiec i na niego nawrzeszczeć czy zaszyć się w domu i płakać. Zupełnie nie wie jak postąpić.
- Charlie? Znasz odpowiedź na to pytanie?
Dziewczyna otrząsnęła się z myśli i spojrzała z przerażeniem na nauczycielkę. Nie wiedziała o co właśnie ją zapytano. Duchem była w zupełnie innym miejscu.
- Charlie?
- Przepraszam, ale muszę wyjść.
Dziewczyna podniosła się i ruszyła bez słowa do drzwi. Kiedy wyszła ze szkoły wzięła głęboki oddech.
- I co teraz?- powiedziała do siebie.
Jednak nie musiała długo się zastanawiać. Ruszyła przed siebie. Jedynym miejscem, w którym chciała teraz być był dom Andy'ego. Złapała taksówkę i postanowiła tam pojechać. Kiedy zapukała, otworzyła pani Palmer. Żadna z nich nie odezwała się słowem. Kobieta wpuściła Charlie do środka i zniknęła w kuchni. Dziewczyna weszła do pokoju Andy'ego. Gdy tylko go zobaczyła, poczuła się o wiele lepiej. Spał. Wyglądał na zmęczonego, ale i spokojnego. Charlie przyglądała mu się chwilę, a potem delikatnie położyła się obok niego i się w niego wtuliła. Chłopak od razu się przebudził.
- Charlie? Co ty...
- Nic nie mów- nie dała mu dokończyć- Śpij.
Andy pocałował ją w czoło i zamknął oczy. Dziewczyna przytuliła się do niego jeszcze mocniej. Oboje tego potrzebowali.
***
- Okej. Jak wiecie, prawdopodobnie jutro będziemy mieć pierwszą bitwę- zaczął Dean- Jaki jest jej cel?
- Wygrana. To oczywiste.
- Punkt dla Scotta. Co jeszcze?
- Zwerbować Zacka.
- Punkt dla Giny.
- Po cholerę nam ten nadęty dupek- rzucił Tony wchodząc do kanciapy.
- A przepraszam kim ty jesteś?- zapytał Dean.
- Jak dobrze pamiętam to członkiem twojego zespołu.
- Jesteś pewien?
Cała ekipa popatrzyła na lidera. Nie wydawało się, że żartuje. Był całkiem poważny. To, że Tony opuścił kilka treningów, może źle wpłynąć na jutrzejszą bitwę.
- Słuchaj. Przepraszam. Miałem coś ważnego do zrobienia.
- Oświeć mnie. Co takiego jest ważniejszego od nas?
- To raczej prywatna sprawa.
- Wydaje mi się, ale chyba nie mamy w ekipie tajemnic. Mam rację?
Nikt się nie odezwał.
- Co z wami? Nagle zabrakło wam śliny?
- Harvey, wyluzuj. Każdy ma prawo do odrobiny prywatności- skomentował Nate.
- Jasne, ale jeśli to nie wpływa na innych. A przez jego nieobecność nie mogliśmy pracować.
- Przez twoją złość również- rzucił Tony.
- Do czego pijesz?
- Wkurzasz się na mnie i na resztę ekipy. Czepiasz się czegokolwiek, tylko po to, żeby wyładować złość. Przełknij to i nie zrzucaj tego na nas.
Dean spojrzał na Tony'ego zaciskając zęby. Miał rację. Nie radził sobie z emocjami i próbował ich tym obarczyć. Nie tak powinno to wyglądać. Jest liderem i ma im dawać przykład. Tylko czy jemu nie należy się też chwila słabości? Niestety nie jest człowiekiem ze stali i ma uczucia. Jednak to nie powinno wpływać na jego pracę.
- Zaczynajmy trening- powiedział w końcu- Nie zostało nam dużo czasu.
***
Kolejny dzień. Steven budzi się i rozgląda po pokoju. April siedzi przy stole i zakleja koperty.
- Co robisz?
- Adresuję zaproszenia.
- Przecież pobieramy się dopiero po nowym roku.
- Wiem, ale nie mogę się już doczekać- uśmiechnęła się do niego.
- Chodź do mnie.
- Dopiero jak skończę.
- Nie chcesz, żebym się podnosił i cię zmusił.
- Może właśnie chcę- spojrzała na niego i przygryzła wargę.
- Nie rób tego.
- Dlaczego?
Steven uśmiechnął się i podniósł z łóżka. Podszedł do niej i przerzucił przez ramię. Potem położył ją na łóżku i pocałował.
- Panie Shane, czy nie jest pan zbyt brutalny?
- Dopiero się rozkręcam- spojrzał jej w oczy- Przyszła pani Shane.
***
Brian pracuje nad scenariuszem do jednego z przedstawień. Pomaga mu w tym Jo. Jednak dziewczyna nie ma za bardzo ochoty na pisanie tekstu w sobotnie popołudnie.
- Wybierasz się na bitwę Tony'ego?
- Pewnie. A potem lecę na Marsa.
- Serio? A zabierzesz mnie ze sobą?
Chłopak spojrzał na nią z zażenowaniem.
- Wiesz, że żartowałem, nie?
- Z lotem na Marsa? Wiem. Z bitwą? Nie.
- I jednym i z drugim. Nie lubię takiego towarzystwa. Dobrze o tym wiesz.
- Wiem, ale myślę, że to o wiele ciekawsze od tego co robimy teraz.
- Sama chciałaś mi pomóc.
- Wiem, ale myślałam, że będzie w tym trochę zabawy.
- Kochanie, nie zawsze chodzi o zabawę.
Jo przyglądała mu się jak pilnie pisze, układa dialogi w głowie i przenosi je na papier. Chłopak podniósł głowę i spojrzał na dziewczynę.
- Co?
- Nudzę się.
- Nie trzymam cię tu siłą- uśmiechnął się- Możesz iść ze znajomymi na tę bitwę.
- Chcę iść z tobą.
- Jo daj już spokój.
- Nie uważasz, że... - próbowała znaleźć odpowiednie słowa.
- Hm?
- Nie uważasz, że wkradła się do nas rutyna?
- Co?- spojrzał na nią z uśmiechem.
- Spójrz. Widzimy się codziennie w szkole. Dostaję od ciebie całusa. Potem mamy próbę w teatrze. A wieczorami odrabiasz lekcje lub piszesz sztukę. Ja za to spotykam się wtedy ze znajomymi. Robimy codziennie to samo. To stało się strasznie nudne. Wydaje mi się, że nam czegoś brakuje.
- Mamy swoje obowiązki. To zrozumiałe, że poświęcamy im czas. Ja nie widzę w tym nic złego.
- Nie mówię, że to złe. A moglibyśmy się czasem postarać zrobić coś nieschematycznego.
- Nieschematycznego?
- No wiesz. Coś innego niż zwykle.
- Okej. Co powiesz na to, że zamiast głównymi drzwiami- zaczął się śmiać- do szkoły wejdziemy tylnymi?
- Spadaj- walnęła go w ramię- Ja mówię poważnie.
- Ja też. Nigdy tego nie robiłem. To będzie szalone.
Jo spojrzała na niego i założyła ręce.
- Dobra- pocałował ją- pójdziemy na tę bitwę.
- Serio?- podekscytowała się dziewczyna.
- Tak.
- Dzięki. Dzięki. Dzięki- ucieszyła się i mocno pocałowała go w policzek.
- Dobra. Już przestań. Najpierw pomóż mi skończyć ostatnią scenę.
- Jasne. Co ma w niej być?
- Mniej upierdliwej dziewczyny a więcej pracy.
- Bardzo śmieszne- wystawiła język.
***
Alice dostała smsa od Deana gdzie odbywa się bitwa. Czeka na niego i resztę ekipy przed klubem Push Power. Wtedy zauważa tę samą dziewczynę, z którą kilka dni temu umówił się jej przyjaciel. Postanawia do niej podejść.