wtorek, 2 września 2014
Episode 37: No matter what
Tego wieczoru "Noise" dało świetny popis na parkiecie. Jury nie miało wątpliwości, kto wypadł lepiej. Wszystkie wyszukane tricki i niespodzianki wprawiły widownię w zachwyt. A tancerze czuli się pewnie i swobodnie, wiedząc, że na sali są ich przyjaciele i fani. Druga drużyna nie miała żadnych szans. Zostali pokonani, ale powinni być w pewnym stopniu dumni z tego, że zostali wyeliminowani przez tak dobrą ekipę. Dean i jego paczka, po skończonej walce podziękowali rywalom za pojedynek. Zazwyczaj przegrani zmywają się z klubu nie chcąc słuchać ciągłych docinek na temat porażki. Jednak Dean postanowił to zmienić.
- Hej ludziska!- krzyknął, gdy już wbił się na konsolę- Dzięki, że jesteście tu dzisiaj z nami.
Na sali rozległy się okrzyki, brawa i gwizdy. Panował niezły chaos.
- Spokój tam na dole!- kontynuował z uśmiechem- Chcę też podziękować ekipie, która się z nami zmierzyła. Brawa dla Movers!
Widownia zaczęła buczeć i rzucać obelgi. Dean podniósł rękę do góry na znak, żeby przestali. Nastała cisza.
- Wyluzujcie- uspokajał tłum- Chyba nie do końca łapiecie o co tu chodzi. Ten turniej ma promować przede wszystkim taniec. Nie agresję. Ja jestem fanem tańca i jestem tancerzem. Moja ekipa też. Tak samo jak Movers. Wszyscy jesteśmy tu po to, żeby pokazać i zarazić was naszą pasją. Mam tylko jedną prośbę. Przyjmijcie nas miło- spojrzał na lidera rywali- Nas wszystkich. Hej Terry! Zbieraj swoich i usiądźcie z nami.
Ludzie w klubie spojrzeli po sobie. Na początku nie wiedzieli jak na to zareagować. Rose postanowiła coś z tym zrobić.
- Noise!- krzyknęła i wszyscy odwrócili się ku niej. Kiedy poczuła, że ma ich uwagę postanowiła ruszyć dalej- Movers! Noise! Movers!
Jo, Brian, Cassie, Kate, Win i nawet Alice podłapali ten rytm i przyłączyli się do dziewczyny. Następni byli tancerze z ekipy Dean'a. Potem dołączyli się członkowie Movers. Widownia również przyłączyła się do skandowania. Dean popatrzył na Rose i wyszeptał "Dzięki". Ona odesłała mu lekki uśmiech.
***
Rodzice Dylana przyjęli Natalie do swojego domu z ogromną radością. Pani van Beckhoven przyszykowała górę jedzenia i stertę czasopism dla młodych mam. Natalie zaczęła płakać.
- Złotko- odezwał się pan Beckhoven- Dobrze się czujesz?
- Najlepiej na świecie- wydusiła przez szloch.
- Jest bardzo zmęczona- skomentował Dylan- Chyba powinna się położyć.
- Oczywiście- przytaknęła matka- Pokażę ci twój pokój, a kolację przyniosę za chwilę.
- Dziękuję- uśmiechnęła się lekko dziewczyna.
Kiedy Dylan został z ojcem sam na sam, ten spoważniał.
- Wiesz, że to duża odpowiedzialność.
- Wiem, tato.
- Na pewno jesteś na to gotowy?
- Wiesz dobrze co do niej czułem. Nadal czuję.
- To zrozumiałe- westchnął ojciec- Jednak nie wiem czy jesteś do końca świadomy, że przez następne kilka lat nie będziesz mógł być zwykłym studentem. Zero imprez, zero kumpli, zero rozrywek. Tylko Natalie, dziecko i praca. To może być przytłaczające dla młodego człowieka.
- Chyba pozostaje mieć tylko nadzieję, że dam radę- uśmiechnął się lekko i ruszył do jadalni- Zwłaszcza, ze mam was.
- A ja mam nadzieję, że takie pozytywne myślenie cię nie opuści- pomyślał ojciec.
***
Charlie się obudziła. Wyjrzała za okno. Było już ciemno. Spojrzała na Andy'ego. Spał. Postanowiła delikatnie wyślizgnąć się z jego uścisku.
- Gdzieś się wybierasz?- zapytał otwierając oczy.
- Myślałam, że śpisz.
- Od 2 godzin tylko rozmyślam.
- Nad czym?
- Nad sobą. Nad tobą. Nad nami- spojrzał na nią czule i jego głos zadrżał- Myślałem, że nie wrócisz.
- Ja też- przyznała ze smutkiem- Ale zrozumiałam, że muszę, bo cię...
- Nie kończ tego zdania- przerwał jej zdecydowanym tonem i po chwili złagodniał- Proszę.
- Dlaczego?
- Nie chcę tego wiedzieć.
- Andy?
- Nie możesz tego robić- spojrzał na nią- Nie możesz mnie kochać. Nie mogę pozwolić, żebyś mnie kochała- wziął oddech- Jeśli coś mi się stanie będziesz strasznie cierpiała. Stracisz coś ważnego. Nie mogę ci zabrać tego uczucia wraz z sobą. Nie mogę. Rozumiesz?
Dziewczyna spojrzała na niego, potem za okno. Podniosła się i znów spojrzała w te jego ciemnoszare oczy.
- Chcesz, żebym była przy tobie, ale nie darzyła cię uczuciem? To nie ma sensu.
- Może i nie. Ale mimo wszystko potrzebuję twojej obecności.
- Zdajesz sobie sprawę, że to jest nie fair? Zrzucasz na mnie swój ciężar, dzielisz się sekretami, spędzasz ze mną czas, przytulasz, całujesz... Robisz to żeby ci było lepiej. Kim dla ciebie jestem? Pocieszeniem? Zabawką?
- Dobrze wiesz, że to nie tak.
- A jak?
- Charlie- popatrzył na nią ze smutkiem- Jesteś najcudowniejszą istotą, jaką w życiu poznałem. Nie chcę żeby moja choroba cię niszczyła. Nie wybaczyłbym sobie jeśli musiałabyś przeze mnie cierpieć.
- I dlatego mnie od siebie odpychasz? Chociaż chciałbyś mnie mieć przy sobie?
- Mniej więcej. Mam na uwadze w tej chwili twoje dobro.
- Dziękuję. Ale nie ty mnie do siebie przyciągnąłeś. Sama cię odszukałam. Sama tu przyszłam. Sama chciałam przy tobie zostać. Więc możesz chcieć, żebym odeszła, ale i tak tego nie zrobię.
Chłopak spojrzał w sufit. Charlie przyglądała się mu chwilę. Myślała nad tym, żeby wyjść. Ale wtedy dopiąłby swego. Nie mogła na to pozwolić, więc przytuliła się do niego.
- Kocham cię Andy- wydusiła.
- Och, Charlie- głos mu się załamał, a łza spłynęła po policzku.
***
Movers świetnie się bawili w towarzystwie Noise i ich przyjaciół. Już prawie zapomnieli o tym, że przegrali pojedynek. Może stracili szansę na wygraną, ale zyskali fajnych kumpli. W pewnym momencie koło ich stolików pojawia się wyczekiwany przez wszystkich tancerz.
- Siema Zack- krzyknął w jego stronę Dean.
Wtedy Rose obróciła głowę i zobaczyła przed sobą bardzo przystojnego chłopaka. Miał ciemne proste włosy i ciemnobrązowe oczy. Ubrany był w drogie, markowe ciuchy. Jak się na niego patrzyło miało się wrażenie, że jego ubranie układa się na nim idealnie. Jego włosy były idealne. Rysy twarzy również. Nawet to jak stał wyglądało... idealnie. Jakby się dłużej zastanowić to tak większość kobiet mogłaby wyobrazić sobie ideał mężczyzny. Z tych rozmyślań wyrwał ją dźwięk jego głosu. Był aksamitny, ale zarazem zdecydowany. Wprost... idealny.
- Imponujące- skomentował, gdy stanął bliżej nich wraz z kilkoma kolegami.
- Mówisz o układzie?- podniecił się lider.
- O tym co tu się dzieje. O atmosferze.
- Prawie zawsze tak to u nas wygląda- uśmiechnął się Dean- Na treningach też jest nieźle.
- Słyszałem o kilku waszych akcjach.
- I pewnie przypadły ci do gustu, co?
- Raczej tak. Są w moim stylu. Ale zastanawia mnie jedno- spojrzał na Rose- Laska sprawia, że więcej się dzieje, ale z wami nie tańczy. Nie zasłużyła, żeby być w ekipie?
- Laska ma imię- odezwała się Rose i zmroziła go spojrzeniem.
- Właśnie o tym mówię- puścił jej oko i rzucił uśmiech, który to lodowate spojrzenie roztopił- Masz w sobie ogień. Takie miejsca cię rozpalają i determinują. Już po twojej solowej bitwie zrobiło się o tobie głośno. Dzisiaj też coś się działo przed bitwą- uśmiechnął się szerzej- No i po. Stary- zwrócił się do lidera- Nie łapię tylko, czemu jej nie chcesz?
Dean nie wiedział co ma odpowiedzieć. Popatrzył na Rose, ona spojrzała na niego, a potem na Tony'ego. Chłopak przyglądał się nowemu i z miejsca go nie polubił. Bo niby za co miał go lubić? Za to, że jest arogancki czy za to że bajeruje jego dziewczynę?
- Ja...- zaczął Dean i rzucił co pierwsze mu przyszło do głowy- Nie werbuję pierwszaków.
- Ja jestem pierwszakiem- rozłożył ręce Zack- Przykro mi.
- Jesteś przecież 3 lata starszy.
- Jestem pierwszakiem na studiach- zaśmiał się lekko.
- Miałem na myśli, że nie młodszych od siebie- próbował się ratować Dean.
- Jestem młodszy- uśmiechnął się znowu- Duchem. Czuję się po prostu jakbym miał kilka lat mniej.
Na twarzy Deana i jego ekipy widać było zmieszanie. Zack i jego koledzy dobrze się bawili. Ciągle się śmiali.
- Daj sobie z nim spokój- wkurzyła się Rose- Pogrywa z tobą i jeszcze się napawa dumą- spojrzała na Zacka- Myśli, że jest pępkiem świata i bez niego nikt nie da rady.
- Bo to prawda- uśmiechnął się do niej i zwrócił do Deana- O której jutro próba?
- 17- odpowiedział z lekkim niedowierzaniem lider- Będziesz z nami tańczył?
- Jeśli ona tam będzie- rzucił jej ostatni uśmiech- Na razie.
Kiedy Zack i jego koledzy oddalili się do baru, Dean spojrzał pytająco na Rose. Od razu załapała o co mu chodzi.
- Nie ma mowy.
- No mała- odezwała się Gina- Daj spokój.
- No chyba was pogięło- oburzyła się.
- Nie wymagamy od ciebie wielkiego poświęcenia- odezwała się Jenna- Polubił cię i chce się zaprzyjaźnić. Czy to coś złego? Ja bym dużo dała, żeby chociaż chciał ze mną pogadać.
- Patrzył na nią jak na kawałek mięsa- odezwał się w końcu Tony i podniósł z miejsca.
Wszyscy śledzili jego ruchy. Tak jak się spodziewali, ruszył za Zackiem. Rose przestała na chwilę oddychać, nie wiedząc co się wydarzy.
- Hej- rzucił do Zacka- Nie powinieneś tak traktować ludzi.
- Słucham?
- Dobrze słyszałeś.
- Nie podskakuj, bo się rozmyślę. A wtedy twój kumpel nie będzie zadowolony.
- Myślisz, że mi na tobie zależy? Chcesz tańczyć w ekipie? Tańcz. Nie chcesz? To nie tańcz. Rób co chcesz, ale trzymaj się od niej z daleka.
- Aha. Tutaj zabolało- Zack szyderczo się uśmiechnął i popijał piwo. Tony zamówił whiskey i chciał się oddalić.
- Ona nie jest dla ciebie- rzucił po dłuższej chwili Zack.
- Powtarzaj to sobie- podszedł i szepnął mu do ucha Tony- Codziennie przed lustrem.
***
Dean wpadł do Alice z samego rana. Postanowił jeszcze raz pogadać z przyjaciółką o wczorajszej bójce z Rose.
- Mówiłem ci już, że wyglądasz jak wystraszony kurczak?- oparł się o futrynę w jej pokoju.
Dziewczyna podniosła się i zaczęła palcami czesać włosy. Tylko lekko się uśmiechnęła.
- Cześć- powiedziała w końcu- Coś się stało?
- Nie. To znaczy tak- usiadł obok niej na łóżku i wskazał obite miejsce na jej twarzy- Chcę pogadać o tym co działo się wczoraj.
- Wiem- spuściła głowę- Przesadziłam.
- Gadasz?- zaśmiał się lekko i po chwili spojrzał na nią poważniej- Chcę wiedzieć co tam dokładnie się wydarzyło. Wywnioskowałem tylko tyle, że sprzeczałaś się z Cassie a biłaś z Rose. Jak do tego doszło?
- Nie pamiętam co dokładnie mówiłam, ale ostrzegłam tę nową, żeby się na ciebie nie śliniła. A ona zaczęła się wściekać.
- Cassie?
- Tak- spojrzała na niego- A potem Rose chciała ją odciągnąć i rzucała w moją stronę obelgi.
- Rose?- zdziwił się Dean- To do niej nie podobne.
- Harvey- położyła rękę na jego ramieniu- Jeszcze tydzień temu powiedziałbyś, że jest najlepszą dziewczyną na świecie. A tymczasem widzisz co się dzieje.
- To nie ma z nami nic wspólnego.
- Właśnie, że ma- oczy jej zapłonęły- Zostawiła cię dla Tony'ego.
Te słowa uderzyły w niego z niespotykaną siłą. Wczoraj Alice też to mówiła, ale nie chciał jej wierzyć. Później obserwował tę dwójkę i nic nadzwyczajnego się nie działo. Czy to możliwe?
- Cassie powiedziała, że to ty go całowałaś. Z resztą Tony to babiarz i casanova.
- Właśnie. I to on pocałował mnie- skłamała- Byłam tak samo zaskoczona jak ty teraz. Nie wiem o co mu chodzi.
- Nie wierzę, że Tony mógł zrobić coś takiego.
- Tony?- zdziwiła się Alice- Jak Rose mogła ci to zrobić? Jest fałszywa i bezuczuciowa. Owinęła was sobie wokół palca i się wami bawiła.
- Nie wiem co o tym myśleć- zmieszał się.
- Zapytaj ją.
- Nie wiem czy to dobry pomysł- patrzył na niedokończone malowanie ścian w jej pokoju.
- Chyba najlepszy- przytuliła się do niego- Dasz radę. Masz przecież mnie.
- Wiem- uśmiechnął się do niej- Ty nigdy mnie nie zawiodłaś.
***
Rose przykleja kolejny plaster na swojej wardze. Nieźle się urządziła. Najpierw nielegalne graffiti, a teraz bójka. Zaczynam chyba powoli zmierzać w stronę marginesu społecznego- pomyślała. Po chwili dostała wiadomość:
" Wpadnij dziś do dziupli. Wiem, że Zack jest uciążliwy, ale dla mnie ważne jest, żeby go zwerbować. Mówiłaś, że nie chcesz zrywać ze mną kontaktu. Niech to będzie krok w stronę, żeby go utrzymać. Dean"
- Świetnie- powiedziała do siebie- Muszę się zakumplować z nieznośnym palantem, co prawda przystojnym, ale wciąż palantem, żeby nie stracić Deana. Tony będzie zachwycony- zaśmiała się nerwowo.
***
Win wpadł do domu Carterów na obiad. Po tym jak skończył oczarowywać Tiffany poszedł razem z Tonym do jego pokoju.
- Co zamierzasz zrobić z tym gogusiem?
- A możesz być bardziej precyzyjny?- spojrzał na niego Tony.
- No z tym pięknisiem, którego chce u siebie Dean.
- Zack.
- Dokładnie. Zack-Cudna Gęba.
- Czy ty aby nie jesteś zazdrosny?- zaśmiał się kumpel.
- Niby o co?
- Może o to, że znalazł się koleś przystojniejszy od ciebie.
- Nie ma takich. Dobrze o tym wiesz- powiedział z dumą Win i dodał- A nawet jeśli, to ty bardziej powinieneś się tym przejmować. W końcu ślinił się do twojej dziewczyny.
- Po pierwsze to nie ślinił się tylko rzucał chamskie komentarze, a po drugie ona nie jest moją dziewczyną.
- Ślinił się, nie ślinił, Nie ważne. Ważne, że włazi na twoje terytorium- zastanowił się- Czekaj coś ty powiedział? Dobrze słyszałem?! Rose nie jest twoją dziewczyną.
- Teoretycznie nie- wzruszył ramionami- Nie uporała się, a właściwie nie uporaliśmy się jeszcze z Deanem. Dopiero kiedy się o nas dowie będziemy mogli zachowywać się jak normalna para. Bez napięć i stresu, że ktoś może nas zobaczyć.
- No to załatw to z nim- powiedział bez uczuć Win- Dacie sobie po gębie i załatwione.
- Myślę, że Rose jest warta więcej niż jedna strzała.
- Czyli wnioskujesz, że dostaniesz od Deana niezły łomot?
- Całkiem możliwe.
- W co ona cię wpakowała?- zaśmiał się Win.
- Jakby nie patrzeć, sam się o to prosiłem.
- Fakt- przyznał mu rację i po chwili dodał- Skoro "teoretycznie" jesteś singlem to możemy lecieć na jakąś małą imprezkę. Hm?
- Może i możemy, ale nie chcemy.
- Ja chcę- uśmiechnął się szyderczo Win.
- Drzwi otwarte- wskazał mu ręką Tony.
- Czyli tak to będzie teraz wyglądać? Już koniec z naszym balowaniem? Teraz będziesz żył w celibacie?
- Kocham ją i jeśli tego będzie ode mnie wymagać- spojrzał poważnie na kumpla- To tak właśnie będzie.
- Dlaczego ja wam w ogóle pomagałem?- przewrócił oczami.
- Bo nie mogłeś patrzeć jak chodzę przybity? Bo mnie uwielbiasz? Bo chcesz żebym dostał od życia to co najlepsze? Bo chcesz patrzeć jaki jestem z nią szczęśliwy? Bo chcesz być drużbą na moim ślubie? Bo chcesz być ojcem chrzestnym moich dzieci?- mówiąc to coraz szerzej się uśmiechał.
- Ślub? Dzieci?! Czy ciebie już do reszty pogięło?
- Całkiem możliwe- śmiał się Tony, patrząc na minę Wina.
- Nie no- wstał i otrzepał, czyste jak łza, ubranie- Muszę się napić.
- Czemu?- uśmiechnął się szeroko kumpel- Boisz się, że ciebie też to czeka? Z Kate.
- Co się tak jej uczepiłeś?
- Bo chcę, żebyś przyznał, że ci się podoba. I wiem czemu. Jesteście identyczni. Pomijając to, że ona jest kobietą no i nie sypia z nowo poznanymi kobietami.
- Lepiej zajmij się sobą- odwarknął Win i ruszył do wyjścia.
- Nie uciekniesz przed tym- rzucił na koniec i powiedział do siebie- Choćbyś nie wiem jak próbował.
***
- Cześć Cassie- uśmiechnął się chłopak, gdy tylko otworzyła drzwi.
- Dean?
Subskrybuj:
Posty (Atom)