piątek, 5 czerwca 2015

Episode 41: New Year's wish

- Pięć, cztery ,trzy, dwa, jeden! Szczęśliwego Nowego Roku!

Cała grupa stała na zewnątrz i podziwiała pokaz fajerwerków. W dobrych humorach przywitali Nowy Rok. Istnieje przesąd, że to jak się czujesz w pierwszy dzień roku decyduje jak będziesz czuł się przez cały rok.

- Chciałabym, żebyś poczuł do mnie to co ja czuję do Ciebie- powiedziała Alice kiedy składała życzenia Deanowi.
- Już dawno tak jest- uśmiechnął się szeroko.

Dziewczyna była poważna i ciągle na niego patrzyła.

- Robert, co jest?- spytał po chwili.
- Przejdźmy się- złapała go za rękę i ruszyli w stronę stoku.

Cassie chciała podejść do Deana, ale zauważyła jak ten odchodzi razem z Alice. Zastanawiała się co to może oznaczać. Nie miała zbyt dobrego przeczucia.

- Szczęśliwego Nowego kuzyneczko!- podbiegła do niej Jo.
- Szczęśliwego- przytuliła ją.
- Czego sobie życzysz w tym roku?
- Miłości. Zdecydowanie- westchnęła Cassie patrząc na odchodzących Alice i Deana.
- No to mam nadzieję, że się uda- uśmiechnęła się i dodała- Lecę do Briana.

- A czego sobie życzy najpiękniejsza dziewczyna świata?- Tony uśmiechnął się do Rose.
- Chyba tego, żebyśmy zawsze byli razem.
- Myślę, że da się zrobić- uśmiechnął się i ją pocałował.
- A ty?

Tony spojrzał w górę i przez chwilę milczał. Chyba powinien otworzyć się przed Rose. Jest przy nim i go wspiera. Zawsze tak było. Powinien jej zaufać.

- Chciałbym znowu zobaczyć moją mamę- odezwał się w końcu.

Rose aż zakuło w sercu. Była ostatnio taka szczęśliwa z Tonym. Zapomniała o tym, że jemu brakuje sporo do pełni szczęścia. On zawsze będzie pamiętał o Isabel. O swojej matce, której miłości ciągle potrzebuje. A ona może mu podarować to szczęście. Musiałaby tylko złamać obietnicę daną Isabel. Czy powinna to zrobić?

- Myślisz, że to możliwe?
- Nie wiem- wzruszył ramionami- Może to głupie, ale czasem czuję jej obecność. Jakby była blisko. Jakby mnie obserwowała. Rozumiesz?
- Tony...- Rose zakręciła się łza w oku i chciała mu powiedzieć, że to co czuje wcale nie jest głupie. Że jego mama jest tuż obok- Ja...
- Co tam gołąbeczki?- podszedł do nich Win.
- Całkiem dobrze- odpowiedział Tony.
- Mi trochę zimno- odezwała się Rose- Idziemy do środka?

- Co jest takiego strasznego, że musisz mi powiedzieć to na osobności?- zaśmiał się Dean.
- Kocham cię- wyrzuciła z siebie Alice.
- Ja też cię kocham, mordo- podszedł, żeby ją przytulić.
- Nie- odsunęła się i spojrzała mu głęboko w oczy- Kocham cię. Już od dawna myślałam, żeby ci o tym powiedzieć. Właściwie od mojego przyjazdu. Jestem w tobie zakochana od kiedy byliśmy dziećmi. Cały czas kiedy byłam w Szwajcarii myślałam tylko o tym kiedy tu wrócę i będę mogła z tobą być. Kiedy ci powiem co do ciebie czuję, a ty to odwzajemnisz. Znaczy mam taką nadzieję.

Dean patrzył na Alice z szeroko otwartymi oczami. Nie spodziewał się, że coś takiego usłyszy. Kochał tę dziewczynę, ale raczej jak przyjaciółkę. Chyba...

- Dean- ciągnęła dalej- Od kiedy przyjechałam spędzaliśmy ze sobą masę czasu. Stawiałeś mnie i moje potrzeby na pierwszym miejscu. Odniosłam nawet wrażenie, że przeze mnie albo dzięki mnie, zapominasz o Rose. Przyznaję, że miałam w tym nie mały udział. Cudownie było jak zabrałeś mnie jako osobę towarzyszącą na swoją wystawę. Potem pomogłeś mi przy remoncie w pokoju, chociaż ten czas powinieneś poświęcić swojej dziewczynie. Ciągle dawałeś znaki, że jestem bardzo, ale to bardzo dla ciebie ważna.
- Bo jesteś- stwierdził- Ale...
- Poczekaj- przerwała mu- Potem widziałam, że jednak Rose jest zainteresowana Tonym. Bolało mnie to, że jest z tobą a przyprawia ci rogi. Dlatego postanowiłam się na niej odegrać i pocałowałam Tony'ego kiedy miałam okazję. Tylko po to, żeby ją zranić. Tak samo cieszyłam się kiedy oni oboje pomagali nam przy remoncie pokoju. Chciałam ich zdemaskować. Nie udało mi się. Wtedy Rose z tobą zerwała. Cieszyło mnie to, bo pojawiła się dla mnie szansa. Ale nienawidziłam jej za to co ci robiła. Dlatego cię podpuszczałam, żebyś się jej zapytał co było prawdziwym powodem waszego rozstania. Chciałam, żebyś wiedział, że ona jest okropną osobą. Ale przysporzyłam ci jeszcze więcej cierpienia. Co jeszcze? Cassie. Wiedziałam, że się jej podobasz i chyba ona podoba się też tobie. Byłam strasznie o nią zazdrosna i dlatego wszczęłam z nią bójkę. Właściwie to ją obraziłam, a Rose stanęła w jej obronie. I wtedy się zaczęło- zamilkła na chwilę, rozejrzała się dookoła i wzięła głęboki oddech- I dopiero niedawno doszłam do tego, że to cierpienie, które ci ostatnio towarzyszy... To ja jestem jego powodem. A raczej przyczyniłam się do większości przykrości jakie cię spotkały. Przepraszam cię- łzy zaczęły jej się zbierać- Chciałam dobrze, a wszyło na to, że wszystko popsułam. Przepraszam.

Dean nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Nigdy, ale to przenigdy nie sądził, że dowie się czegoś takiego o swojej najlepszej przyjaciółce. Była przebiegła, manipulowała nim, chciała go skłócić z przyjaciółmi. Kto tak postępuje?

- Twierdzisz, że zrobiłaś to wszystko z miłości?- spojrzał na nią gniewnie- Chcesz mi wmówić, że mnie kochasz?
- Dean...
- Co Dean?!- krzyknął, lecz po chwili się uspokoił- Jak w ogóle mogłaś tak postępować? Alice...- spojrzał na nią już ze smutkiem i żalem- Byłaś dla mnie oparciem. Przyjacielem jakiego potrzebowałem, przechodząc przez to wszystko. A okazuje się, że większość tych złych rzeczy to twoja sprawka. Jak mam się czuć, co? Co mam zrobić?
- Wiem- zbliżyła się do niego- Przepraszam. Po stokroć przepraszam. Nie wiem co sobie myślałam. Kierowały mną silne uczucia- chwyciła jego twarz obiema dłońmi- Kocham cię, Dean. I wiem, że robiłam niewybaczalne rzeczy. Ale proszę cię zrozum...

Dean podniósł wzrok. Łzy zaczęły mu się zbierać. Patrzył przenikliwie na dziewczynę. Nie wiedział co powinien zrobić. Alice patrzyła z niepewnością i nadzieją w oczach. Wtedy Dean przyciągnął ją do siebie i namiętnie pocałował. Dziewczyna poczuła ulgę i poddała się namiętności. Czekała bardzo długo na ten moment i w końcu on nastąpił. Kiedy skończyli się całować, Dean na nią spojrzał.

- To był nasz pierwszy pocałunek i...- patrzył na nią poważnie- Ostatni.

Dziewczyna otworzyła usta i chciała już coś powiedzieć.

- Nie musisz nic mówić. To nic nie zmieni- powiedział zimno- Żegnaj Alice. Nie chcę cię więcej widzieć- odsunął ją od siebie, odwrócił się i ruszył w stronę grupy.

Dziewczyna osunęła się za ziemię i zaczęła płakać. Przyznała się do błędów jakie popełniła, ale nic to nie dało. Myślała, że Dean to zrozumie i doceni. Może kiedyś wybaczy. Ale najwidoczniej ostatnie wydarzenia zmieniły go na tyle, że stał się bardziej twardym i zimnym człowiekiem. Czy da się to jeszcze odkręcić?

- Wszystkiego Najlepszego przyjaciółko!- Win podszedł do Kate.
- Dzięki- uśmiechnęła się lekko.
- Jakie masz życzenie na nowy rok? Zaręczyny? Ślub? Dziecko?
- Bardziej bym poszła w stronę "w tym roku muszę lepiej dobierać przyjaciół, bo czasem nie mogę wytrzymać z zachowaniem jednego z nich, który we wszystko się wtrąca, bo jest troskliwy i dobroduszny, ale nie chce tego pokazać"- uśmiechnęła się szeroko.
- Całkiem fajne- zaśmiał się, wiedząc, że to o nim mówi.
- A twoje życzenie?
- Jestem Winem Chambersem. Mam wszystko czego pragnę.
- Nie zgrywaj się- szturchnęła go- Na pewno jest coś takiego co chciałbyś mieć.
- Jest- spojrzał na nią poważnie- I to całkiem blisko.
- Dlaczego mam wrażenie, że zaraz powiesz: "butelka whiskey w moim barku"?
- Musimy przestać ze sobą rozmawiać, bo zaczynasz za dobrze mnie znać- uśmiechnął się.
- Nie tylko znać. Czasem mam wrażenie, że nawet cię rozumiem- zaśmiała się.
- Co tam?- podszedł do nich Matt.
- Sportowiec przyszedł- szepnął- To ja się zawijam.
- O co mu chodzi?- zapytał chłopak widząc odchodzącego Wina.
- Wygłupia się- uśmiechnęła sie Kate.
- Idziemy do środka? Tam się przenosi cała impreza.
- Jasne.

***

Dean był wkurzony i zarazem rozżalony. Podszedł do baru i nalał sobie drinka. Wypił go jednym tchem. Wtedy w salonie pojawiła się Cassie razem z Natem. Rozmawiali i śmiali się bardzo głośno. Chłopak patrzył na dziewczynę. Pragnął jej. Tu i teraz. Postanowił podejść.

- Hej. Możemy pogadać?
- Jasne- odpowiedziała i widząc jego minę trochę się zmartwiła- O co chodzi?
- Nie tutaj- złapał ją za rękę i poprowadził schodami na górę.

Kiedy znaleźli się w pokoju, Cassie usiadła na łóżku i była bardzo przejęta zachowaniem Deana. Chłopak usiadł obok niej i spojrzał jej głęboko w oczy. Potem się zbliżył i pocałował. Cassie oddała pocałunek. Zaczęli się namiętnie całować. Wtedy Dean ściągnął koszulkę. Cassie się odsunęła.

- Co robisz?- zapytała i widząc jego zmieszaną minę dodała- Chciałeś pogadać, a teraz się na mnie rzucasz. O co chodzi?
- Przepraszam- spuścił głowę- Jestem idiotą. Zapomnij o tym.
- O czym?- spojrzała na niego- Nic się nie wydarzyło. Przynajmniej w moim przypadku. Powiedz mi co się dzieje.
- Chciałem cię wykorzystać, żeby zapomnieć o problemach- spojrzał na nią, założył koszulkę i chciał wyjść.
- Hej- podeszła do niego i złapała za rękę- Wiem dobrze, że taki nie jesteś. Więc powiedz mi co się stało.
- Nie jestem?- zaśmiał się- Przed chwilą pragnąłem cię jak nikogo innego. Tylko dlatego, że jestem wkurzony.

Dziewczyna mu się przyglądała. Widać było, że się z czymś zmaga. Nie wie czemu tak się zachowuje, ale powinien się z tym uporać. Zaczyna przypominać kogoś innego. Kogoś o wiele gorszego. A ona nie chce znać takiego człowieka.

- Dean- pogładziła go po policzku- Albo mi powiesz o co tu chodzi albo już się więcej do ciebie nie odezwę. Rozumiem, że możesz być na coś lub na kogoś zły, ale to nie jest moja wina. Chciałeś zrobić coś głupiego. Każdemu się zdarza. Ale uprzedzam cię, że jeśli nie będziesz ze mną szczery i drugi raz tak samo postąpisz to nie licz na to, że będę to tolerowała. Nie ma mowy.

Chłopak na nią spojrzał. Spodziewał się tej miłej niewinnej Cassie, którą znał. Tej, do której często zwracał się z problemami. Jednak ona postawiła sprawę jasno. Bardzo go lubi, ale nie jest zabawką i nie da się źle traktować. Wtedy dotarło do niego, że źle postąpił wobec osoby, która była zawsze dla niego życzliwa.

- Przepraszam- wydusił w końcu- Bardzo cię przepraszam. Nie powinienem na tobie wyładowywać złości.
-Racja- spojrzała na niego ciepło- A skoro mamy to twoje głupie zachowanie za sobą, powiesz mi co się stało?

***

Po imprezie, która odbywała się w salonie do 5 nad ranem, cała paczka była zmęczona i postanowili położyć się spać. Mieli bardzo mało czasu na wypoczynek, bo lot chociaż prywatny był zaplanowany na godzinę 10. Każdy kto wsiadał do samolotu był niewyspany i marudny. Win siedząc przyglądał się na Kate i Matta. Dziewczyna również na niego patrzyła. Spodziewała się, że po tym wyjeździe wszystko się wyjaśni między nią a Winem. A to o wiele bardziej się skomplikowało. Przynajmniej dla niej, bo Win wygląda na bardzo zadowolonego z ich przyjaźni. Alice siedziała skulona na samym końcu. Wodziła tylko wzrokiem za Deanem. Z kolei ten nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. Za to dużo poświęcał jej Cassie. Dziewczyna wydawała się być szczęśliwa. Jo i Brian zachowywali się jak świeżo zakochana para. Wydawać by się mogło, że każdy im tego zazdrościł. Jedynym problemem jaki mieli kiedykolwiek, to Melissa. Lecz bardzo szybko to rozwiązali. To ich umocniło i od tamtej pory byli nierozłączni. Tony i Rose również wyglądali na szczęśliwych. Chłopak lekko całował dziewczynę. Raz w czoło, raz w policzek, raz w dłonie. Rose czuła się błogo i szczęśliwie. Jednak jej umysł zaprzątała jedna sprawa. Isabel. Myślała o tym od kiedy Tony o niej wspomniał. Zdecydowała, że ją odwiedzi i powie jej, że nie jest w stanie dotrzymać obietnicy i jej syn o wszystkim się dowie. To wydaje się odpowiednią rzeczą jaką powinna zrobić. Kocha go i uważa, że nie powinni mieć przed sobą tajemnic. Zack przyglądał się każdemu z osobna. Jest tu nowy, a jednak wszyscy go ciepło przyjęli. Miał zamiar sporo namieszać wśród tych ludzi, ale nie spodziewał się, że tak ich polubi. Sam jest zdziwiony jak dobrze się wśród nich czuje. Scott i Nate ciągle się wygłupiali. Opowiadali kawały i wymyślone historie. Uwielbiają być w centrum uwagi i świetnie się bawią, jeśli każde oczy są ku nim zwrócone. Nie mogą się doczekać aż opowiedzą całej ekipie co się działo w górach.

- Jesteśmy w domu!- podniósł się Win, gdy wylądowali- Chciałbym tylko powiedzieć, że fajnie było mieć was przez kilka dni. Ale już mam was dosyć, więc spadajcie.

Wszyscy zaczęli się śmiać i ze sobą żegnać. Za dwa dni rusza kolejny semestr w szkole i niedługo się zobaczą.

***

Helen Lawrance postanowiła odwiedzić córkę. Kobieta nie mogła znieść myśli, że Natalie i jej przyszły wnuk nie spędzają świąt w domu. To był jeden z niewielu momentów rodziny Lawrance kiedy byli szczęśliwi. Helen zapukała do drzwi pięknego domu. Po chwili drzwi się otworzyły i ukazał się w nich Dylan.

- Witaj Dylan- przywitała się kobieta.
- Dobry wieczór.
- Mogę?
- Tak, jasne- podrapał się w głowę chłopak- Tędy.

Dylan wziął od niej płaszcz i zaprowadził do salonu. W nim siedzieli państwo van Beckhovenowie, ich syn Jeff i jego partner Arthur a na wygodnym fotelu siedziała roześmiana Natalie. Kiedy zobaczyła matkę od razu spoważniała, podniosła się i podeszła do kobiety.

- Co tu robisz?- zapytała dziewczyna.
- Chciałam cię zobaczyć- uśmiechnęła się lekko- Możemy porozmawiać?
- Pójdziemy do kuchni zaparzyć herbatę- stwierdziła pani von Beckhoven i wzięła męża za rękę- Jeff, Artur i Dylan. Pomożecie nam.

Wszyscy udali się do kuchni. Natalie wskazała matce kanapę i obie na niej usiadły.

- Dobrze wyglądasz- zaczęła kobieta.
- I tak też się czuję- uśmiechnęła się Natalie.
- Brakowało mi cię przy świątecznym stole.
- Dziwię się, że w ogóle zauważyłaś, że mnie nie było wśród setki twoich gości.
- W tym roku nie wydaliśmy przyjęcia- spuściła głowę kobieta- spędziłam święta tylko z Bertą.
- A tata?

Kobieta spojrzała na córkę, a łzy zaczęły jej spływać po policzkach. Natalie nie wiedziała o co dokładnie chodzi, ale zrobiło jej się przykro, że jej matka cierpi.

- Mamo...- dziewczyna ją przytuliła.
- Nawet nie wiem dlaczego mnie to rusza- zaśmiała się nerwowo- Od dawna nie byliśmy prawdziwym małżeństwem. To była tylko kwestia czasu. Jednak najbardziej żałuje, że straciłam ciebie.
- Już dobrze- uspokajała ją- Jestem tu. Już cię nie zostawię.
- Czy to znaczy, że wrócisz do domu?- zwolniła uścisk kobieta- Potrzebuję cię.
- A gdzie ty byłaś, kiedy ja cię potrzebowałam?
- Wiem kochanie. Wiem, że źle zrobiłam. Ale byłam w szoku. Nie wiedziałam co powinnam zrobić. A właściwie to wiem. Powinnam cię przytulić i powiedzieć jak bardzo cię kocham i że sobie poradzimy. Wiedziałam, że tak trzeba zrobić. Jednak się bałam. A może nie umiałam tego powiedzieć. Tata zawsze podejmował decyzje a ja się podporządkowywałam jego wyborom. Teraz wiem, że nie zawsze miał rację. Wiem, że ja jej nie miałam zdając się na jego osąd. Ale chce cię prosić tylko o to, żebyś nie karała mnie za to, że postąpiłam jak zawsze i nie potrafiłam inaczej. Teraz to rozumiem i chcę wszystko naprawić. Przepraszam cię córeczko.
- Już dobrze- Natalie ponownie ją przytuliła- Porozmawiam z Dylanem i jego rodziną. I ty też powinnaś. Zostań z nami na wieczór.
- Dobrze- pocałowała ją w czoło- Dziękuję.

***

Przez całą przerwę świąteczną April pracowała nad swoim demo. Miała coraz mniej czasu dla swojego narzeczonego. Mężczyzna wiedział tyle co mu powiedziała. Pracuje nad czymś, ale powie mu wszystko dopiero jak skończy nad tym pracować. Steven budzi się o 3 w nocy i chce przytulić się do swojej narzeczonej. Jednak nie znajduje nic innego jak idealnie ułożoną poduszkę. Otwiera oczy i patrzy na zegarek. Potem chwyta za telefon i dzwoni do April.

- Halo?
- April jest 3 w nocy. Gdzie jesteś?
- Mówiłam, że późno wrócę. Nie martw się.
- Późno to nie to samo co nad ranem. Możesz mi powiedzieć czym się zajmujesz?
- Kochanie to tajemnica. Mówiłam ci. Wszystko wyjaśnię jak skończę. To już niedługo.
- Mogę chociaż po ciebie przyjechać?
- Już zamówiłam taksówkę. Dam sobie radę. Muszę kończyć. Niedługo będę. Pa.
- Kocham cię April.
- Tak tak. Pa.

Steven odłożył telefon i położył się na plecach. Patrzył w sufit i zastanawiał się co się zmieniło, że ich związek wygląda tak jakby byli już małżeństwem dobre 10 lat. On leży sam w łóżku, a jego dziewczyna jest nie wiadomo gdzie i nie wiadomo z kim. Czyżby przerosła ją myśl o ślubie? Chce się wyszaleć na zapas? O co tu chodzi?

***

- Jak się dzisiaj czujesz?
- Jestem nieuleczalnie chora. Jak pani myśli?

Jackie systematycznie uczęszcza na sesje u psychologa, który pracuje nad tym, żeby dziewczyna zaakceptowała stan swojego zdrowia i nauczyła się z tym żyć. Powinna spróbować żyć jak normalna nastolatka. Jednak dziewczyna kiedy tylko wyszła z szoku od razu pogrążyła się w złości.

- Miałaś mi mówić Jane- spojrzała na nią ciepło pani psycholog- A co do tego co myślę. To uważam, że jeśli masz energię, żeby się wściekać to masz też w sobie dużą siłę. Jesteś osobą, która potrafi walczyć. Pytanie tylko czy chcesz walczyć?
- A o co walczę? O to, że jeśli kiedykolwiek ktoś będzie chciał się ze mną spotykać to na wstępie muszę go uprzedzić, że może zachorować na HIV? A może o to, że wszyscy w szkole będą na mnie patrzeć z góry i odsuwać się jakbym była trędowata? O to mam walczyć?
- Jackie chciałabym, żebyś przyszła na jutrzejsze spotkanie. Jest to spotkanie grupowe. Myślę, że o wiele bardziej pomoże ci kontakt z osobami, które są w podobnej sytuacji.
- Mam słuchać jak inni narzekają? Nie, dzięki. Mam wystarczająco swoich problemów.
- To twoja decyzja. Ale drzwi są zawsze otwarte.
- Fajnie. Mogę już iść?
- Nie- uśmiechnęła się lekko kobieta- Mam dla ciebie prezent.
- Receptę na jakieś fajne tabletki?
- Nie- kobieta wyciągnęła z szafki płytę CD- Chciałabym, żebyś posłuchała jednego utworu z tej składanki.
- Po co?
- Przesłuchaj uważnie numeru 5. Potem opowiesz mi o czym jest ten utwór.
- Prawdopodobnie o tym o czym myślał wtedy gość, który go pisał- uniosła brew.
- Prawdopodobnie- Jane skinęła głową- Lecz potrzebuję twojej opinii.
- Z całym szacunkiem- Jackie podniosła się z krzesła- Ale piosenek to mogę sobie posłuchać w domu. I w dodatku takich jakie mi się podobają. Dzięki za prezent, ale go nie potrzebuję.
- Dlaczego nie chcesz spróbować?
- Bo to jest głupie.
- Dlaczego?
- Bo to nic nie zmieni. Nie sprawi, że będę zdrowa.
- Nie chcę, żebyś była zdrowa.
- Słucham?- Jackie spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- W sensie fizycznym. Tu nie jestem w stanie pomóc. Ale psychicznie i duchowo? W tym jestem ekspertem. Chcę, żebyś lepiej zrozumiała co się dzieje z twoim ciałem a także jak to wpływa na twoje myślenie. Jeśli to zrozumiesz to lepiej się poczujesz.
- Doceniam starania, ale wątpię, że jest pani w stanie mi pomóc.
- Wiesz ile razy to słyszałam?- uśmiechnęła się do niej psycholog.

W tym momencie do jej gabinetu wbiegł chłopak. Za nim weszła recepcjonistka.