wtorek, 25 grudnia 2012

Episode 4: Talent part I



Wtorek. 9.00. Jedni uczniowie wchodzą do klas, inni na salę treningową a pozostali przewracają się w łóżku na drugi bok. Zaczęła się szkoła.

***

Pierwsze zajęcia Jo z aktorstwa. Wchodząc do sali zauważa wolne miejsca tylko z tyłu. No nic. Trzeba będzie się skupić, żeby cokolwiek usłyszeć na końcu sali. Po chwili do klasy dołącza dziewczyna ubrana tak schludnie, skromnie, zapięta pod samą szyję, jakby szła do kościoła. Siada w ostatniej ławce zaraz obok Jo.

- Cześć. Jestem Charlie- wita się dziewczyna.

No nie wierzę. Nie dość, że siedzę w ostatniej ławce. To będę mieć koleżankę z kółka różańcowego- pomyślała Jo- Spokojnie się przywitam i może się odczepi.

- Cześć. Ja jestem Jo.
- Miło cię poznać. Masz fajną bransoletkę- chciała się przypodobać Charlie.
- Dzięki. Dostałam od mojej najlepszej przyjaciółki. Ma na imię Rose.
- Też chodzi na te zajęcia?
- Nie. Jest totalnie z innej bajki. Jej pasją jest taniec.
- Fajnie.
- Wybacz, że to mówię, ale nie wyglądasz mi na aktorkę- skrytykowała ją Jo.
- Właściwie to interesuje mnie historia sztuki. Zapisałam się do koła zainteresowań sztuką. I to Brian mi poradził zapisanie się też tutaj.
- Kto?
- Przedstawiciel naszego koła.

Pewnie jakiś nudziarz- zaśmiała się w duchu Jo. Tymczasem do sali weszła elegancka kobieta w podeszłym wieku. A za nią wysoki ciemnowłosy i ciemnooki chłopak. Kiedy zauważył Charlie posłał jej uśmiech.

- To on?- zapytała Jo.
- Tak. Jest w trzeciej klasie.
- Mniam. Przystojniak.
- Słucham?
- No co? Jest seksowny.
- Przestań.
- Nie podoba ci się?
- Ja nie interesuję się chłopcami- odpowiedziała rumieniąc się Charlie. Tak naprawdę Brian bardzo jej się podobał.

O matko! Skąd ona się wzięła- pomyślała Jo.

-Proszę o uwagę-powiedziała elegancka kobieta- Witam wszystkich. Nazywam się Olivia Lewis i prowadzę zajęcia z aktorstwa. Na początek chciałabym przedstawić wam również mojego asystenta, i dwa lata starszego od was kolegę, Briana Cartera. Brian jest bardzo dobrym reżyserem i pisarzem. I wie o aktorstwie całkiem sporo. Jest również przedstawicielem kółka zainteresowań sztuką. Jeśli ktoś chciałby do niego należeć to proszę się zgłaszać do niego osobiście.

Brian pomachał wszystkim uczniom na przywitanie i się uśmiechnął. Rozejrzał się po klasie chcąc, chociaż po twarzach, poznać nowych uczniów. Swój wzrok zatrzymał na rudowłosej dziewczynie z ostatniej ławki. Wyróżniała się spośród reszty. I to nie tylko niespotykaną i nieprzeciętną urodą, ale także dziwnym magnetyzmem, dzięki któremu chciało się ją obserwować.

Ciekawe- pomyślał.

-Wracając do tematu naszych zajęć-kontynuowała pani Lewis- jak wiecie co roku przygotowujemy dwa spektakle. Jeden jesienny, a drugi wiosenny. W tym pierwszym biorą udział zazwyczaj starsi uczniowie, ponieważ potrafią trochę więcej od was i są obyci ze sceną. Wy natomiast możecie pomagać przy dekoracjach, strojach, oświetleniu, jako asystenci aktorów, suflerzy czy zagrać ewentualnie jako statyści w sztuce. Za to w spektaklu wiosennym macie większe szanse na zdobycie znaczącej roli. Po pierwszym semestrze niektórzy z was będą już „co nie co” potrafili. Jednak nie myślcie sobie, że to będzie łatwe. Należy w to włożyć dużo pracy. Sam talent nie wystarczy. Jest również prawdopodobne, że niektórzy z was w ogóle nie mają talentu aktorskiego. Ale za to mogą być świetnymi reżyserami, menadżerami czy pisać niesamowite scenariusze albo piosenki. Tak więc, na tych zajęciach dowiecie się jaki zawód związany z aktorstwem jest wam pisany. Brian rozda wam tematy kolejnych lekcji. Zapoznajcie się z nimi i zaczynamy pierwszą lekcję. A może najpierw, czy są jakieś pytania?
- Kiedy są przesłuchania do sztuki jesiennej?- zapytała Jo.
- Widzę, że mamy odważną ochotniczkę- uśmiechnęła się pani Lewis- Casting odbędzie się za 2 tygodnie. Lista, na którą możecie się wpisać jest u Briana. Ale mam wielką prośbę. Szanujcie mój czas. Jeśli naprawdę nie czujecie się na siłach, aby udźwignąć którąkolwiek z ról, to nie przychodźcie na przesłuchanie. Nie chcę was zniechęcać, ale to trudna sztuka. Wielu po pierwszej porażce rezygnuje całkowicie z aktorstwa. Jak już mówiłam to ciężka praca. Także takie plany najlepiej odłożyć na wiosnę lub na następny rok.
- A jaka to będzie sztuka?- zapytała się Charlie.
- „Król Lear” Wiliama Shakespeare’a- odpowiedział Brian- ktoś wie o czym jest?

Na sali zapadła cisza. Charlie kiedyś ją czytała, ale nie może sobie teraz przypomnieć o czym była. Za to Jo znała ją doskonale. Jej babcia była wielką fanką teatru, a zwłaszcza dzieł Shakespeare’a. Kiedy była jeszcze dzieckiem, babcia na dobranoc czytała jej jego utwory. Wtedy jako mała dziewczynka nie do końca rozumiała ich problematyki. Ale z wiekiem zaczęła dostrzegać wartości i przesłania tam zawarte. W wieku 12 lat to ona zaczęła czytać je babci. Zauważyła, że problemy tam przedstawione miały odzwierciedlenie w życiu każdego człowieka. Dlatego Jo również zaczęła podziwiać Shakespeare’a.

- „Nie traćmy serca w tej dotkliwej próbie,
 Czując, co czujem, czyńmy, co na dobie.
 Ten z nas najstarszy zniósł najwięcej ciosów:
 My nie dożyjem równych lat i losów”- Jo zacytowała ostatnie linijki utworu.

Wtedy cała sala odwróciła się i patrzyła na nią jakby zrobiła coś niemożliwego. Łącznie z panią Lewis. Brian za to był pod wrażeniem.

- Słowa Edgara. Brawo panno…
- Morgan. Joanna Morgan- uśmiechnęła się Jo.
- Dziękujemy ci Joanno. Znajomość takiego utworu się ceni- zabrała głos pani Olivia- A teraz zajmijmy się tematem lekcji. Teatr- rozrywka czy terapia?

Brian całą lekcję przyglądał się Jo. Udzielała się najwięcej ze wszystkich uczniów. Jej wnioski nie zawsze były zgodne z przekonaniami i założeniami poetów, lecz również były sensowne. Ta dziewczyna na pierwszy rzut oka wygląda na lekkomyślną i niezbyt dojrzałą. Ale jak się okazuje ma silny charakter i jeśli wyraża swoje zdanie, to robi to z przekonaniem. Jak dorosła osoba. Dlatego tak go zaskoczyła. Ma w sobie coś co powoduje, że chce się jej słuchać. Tylko co? Jego rozmyślania przerywa dzwonek.

- Na następną lekcję przygotujcie własną opinię na ten temat. Dziękuję za uwagę. Do zobaczenia- powiedziała pani Lewis.

Gdy uczniowie zaczęli wychodzić, nauczycielka poprosiła Jo, alby chwilę została. Charlie zatrzymała się za drzwiami, aby podsłuchać rozmowę.

 - A więc panno Morgan- zaczęła pani Olivia- jest pani zainteresowana grą w jesiennym spektaklu, tak?
- Myślę, że warto by spróbować.
- Powiem szczerze. Nie spodziewałam się takiej uczennicy w pierwszej klasie. Masz sporo wiedzy na temat, który dzisiaj poruszaliśmy. I bardzo mnie to cieszy. Przynajmniej Brian miał miej pracy i nie musiał was zmuszać do mówienia. A uwierz mi tak zwykle jest- uśmiechnęła się nauczycielka- Jeśli naprawdę chcesz starać się o rolę, będziesz musiała pracować po lekcjach. Czy to nie za dużo jak na pierwszą klasę?
- Jak nie spróbuję, to się nie dowiem.
- W porządku. W takim razie… Brian! Będziesz pomagał Jo przygotować się do przesłuchania.
- Oczywiście-bez namysłu odpowiada Brian.
- Będę z nim pracować?- pyta z niedowierzaniem Jo.
- Tak. Pomógł już paru uczniom. A do tego dostanie u mnie 6 jak wydusi z ciebie trochę gry aktorskiej.
- Okej. W takim razie zabieramy się do pracy- zwraca się do dziewczyny Brian- Pójdziemy do sali teatralnej. Myślę, że tam najlepiej poczujesz Shakespeare’a.
-„Ja się niebawem muszę wybrać w drogę,
 Mój pan mię woła, odmówić nie mogę”- wychodząc cytuje Jo.

Pani Lewis zmierzyła ją dziwnym spojrzeniem. Brian zaczął się śmiać.

- Już przestaję- zrozumiała przesłanie nauczycielki.

Charlie widząc Briana i Jo wychodzących z sali czuje się odrobinę zazdrosna. Też chciałaby zostać doceniona pierwszego dnia szkoły. A do tego uwaga Briana jest dla niej bardzo ważna. Musi szybko coś wymyślić, aby stać się ulubienicą starszego kolegi.

***

Rosalie za chwilę zacznie swoje pierwsze zajęcia z tańca nowoczesnego.
Nie może się doczekać, aż wskoczy w swoje jazzówki (buty do tańca jazz, modern, show dance) i zacznie tańczyć pierwszą choreografię. Gdy wchodzi na salę, nie widzi nikogo znajomego. No cóż. Ma nadzieję, że nie będzie ciężko odnaleźć się w tej grupie. Rose zdejmuje dres. Zakłada zakolanówki, krótkie spodenki, obcisły, czarny top i swoje jazzówki. Reszta dziewczyn ubrana jest w dres i zwykłe koszulki, a na nogach mają tylko skarpety. Dziwnie przyglądają się na Rose i komentują.

-Co ona ma na sobie? Czy ona przyszła na jakieś „Jezioro łabędzi”? Za kogo ona się ma?- to tylko niektóre z wielu szeptów jakie słyszy za plecami.
- Dzień dobry wszystkim. Jestem Jenna Richardson. Prowadzę zajęcia z jazzu, modernu, show dance, popu, tańca nowoczesnego i klasyki. O ile wiem jesteście grupą początkującą dlatego zajmiemy się na razie podstawami baletu i jazzu. Na początek kwestia stroju. Wyglądacie okropnie. Nie cierpię dresu. A te obwisłe koszulki. Tragedia.

Wszystkie dziewczyny spojrzały po sobie. Ta kobieta zaczyna je przerażać.

- W tańcu jakim jest jazz lub balet najważniejsza jest postawa. A ciekawe jak mam dostrzec ułożenie stóp, nóg, ramion, dłoni czy sylwetki skoro przychodzicie w workach?- skrytykowała wszystkie uczennice Jenna.
- Nie wiedziałyśmy jaki strój będzie odpowiedni- odezwała się jedna z dziewczyn.
- A to tak trudno zapytać. Mnie albo jedną ze starszych koleżanek- z żalem mówi nauczycielka.
Wtedy zauważa Rose.
- Dziękuję ci bardzo-zwraca się do dziewczyny- chociaż ty wyglądasz jak trzeba. Jak ci na imię?
- Rosalie Evans.
- Proszę! Wszystkie spójrzcie na Rosalie. Tak macie wyglądać. Możecie również ubierać trykoty. Ale zakładam, że nie wiecie co to jest. Dopuszczam jeszcze legginsy. I proszę nie zapomnijcie o butach. A teraz rozgrzewka!

Wszystkie dziewczyny szybko się rozbiegły po sali. Nie chciały znowu zdenerwować nauczycielki. Starały się jak najlepiej naśladować ruchy pani Richardson. Niektórym nawet wychodziło, ale tylko Rose wiedziała o co w tym chodzi.
Dwa lata temu pojechała na obóz dla poczatkujących tancerek. Przez dwa tygodnie nauczyła się tyle czego inne dziewczyny uczyły się przez pół roku. Po powrocie chciała zapisać się do jakieś grupy, lecz nie miała ani czasu, ani pieniędzy, żeby opłacić lekcje. Więc tylko czasem włączała sobie muzykę w domu i trenowała sama. Niektóre figury i układy ćwiczyła z filmików w internecie. Jednak dopiero tutaj styka się z profesjonalną nauką.

- Teraz moje panie, rozciąganie!

Jak śmiesznie, a zarazem smutno wyglądały starania tych dziewcząt w oczach nauczycielki. Jedynym pocieszeniem było patrzenie na tę blondynkę, która chyba jako jedyna potrafi zrobić szpagat. Dzięki ci Panie, chociaż za jedną- pomyślała Jenna.

- Okej. Starczy tego. Uwierzcie, że rozciąganie nie jest cierpieniem. Cierpieniem jest patrzenie na waszą formę. Będziecie musiały zacząć biegać i robić brzuszki.

Dziewczyny spojrzały po sobie. Chyba właśnie zdały sobie sprawę, że to nie zabawa, lecz cięzka praca i ogromny wysiłek.

-Dzisiaj pokażę wam podstawowe pozycje klasyczne i jazzowe- powiedziała nauczycielka.

Zaczęła pokazywać ułożenie stóp, nóg, ramion i dłoni. Zaprezentowała po dwa razy każdą pozycję. Następnie kazała dziewczętom na komendy je pokazywać.

- Najpierw stopy. Pierwsza klasyczna!

Większość pamiętała.

- Trzecia klasyczna!

Już tylko część.

- Piąta klasyczna!

Tę pamiętała tylko Rose.

- To będzie długi dzień- pomyślała pani Richardson.

- Okej, teraz ręce. Piąta klasyczna!

Wszystkie dziewczyny spojrzały na Rose i powtórzyły.

- Czwarta jazzowa!

Znowu cała grupa powtarza po dziewczynie.

- Rosalie usiądź na moment- powiedziała nauczycielka.

Rose nie wiedziała o co chodzi pani Richardson, ale bez wahania się posłuchała.

- Stopy. Druga jazzowa!- zwróciła się do grupy kobieta.

Nikt nie pamiętał.

- Szósta klasyczna!

Nic.

- Szósta jazzowa?!

Znowu nic.

- Moje drogie panie. Na następne zajęcia macie to umieć doskonale. Bo inaczej będziecie robić pompki. A strzelam, że tego nie lubicie- z determinacją powiedziała nauczycielka- Rose możesz wrócić do grupy-zwraca się do dziewczyny- Teraz za to dowiecie się jak wygląda plié, relevé, tendu i dégagé. To odrobina podstaw klasyki. A z jazzu padebure, bo baletowe jest zbyt trudne i może obroty chane i pique.

Rose od razu ruszyła w stronę poręczy baletowej. Za to cała grupa wygląda tak jakby właśnie ktoś mówił do nich po chińsku. Pani Richardson widzi zmieszanie w oczach tych dziewczyn, lecz nie zamierza się nad nimi litować.

- Raz, raz! Dlaczego tak stoicie?
- Musicie podejść do drążków- odzywa się Rose.

Wszystkie dziewczyny natychmiast pobiegły w stronę poręczy. Jenna pokazuje plié i relevé. Lecz znowu tylko Rose w miarę dokładnie potrafi powtórzyć te figury. Nauczycielka postanawia porozmawiać z uczennicą.

- Rose. Zauważyłam, że dobrze ci idzie na dzisiejszych zajęciach. Potrafisz więcej niż reszta grupy. Wydaje mi się, że potrzebujesz bardziej zaawansowanego programu nauczania.
- To znaczy?
- Porozmawiam z dyrektorem. Może uda się przenieść cię na zajęcia z rok starszymi uczniami. Co ty na to?
- To tak można?
- W specjalnych wypadkach można. Bo widzę, że miałaś już do czynienia z tańcem. Do tego masz potencjał i możesz się wiele nauczyć, rozwijać. Lecz nie w tej grupie. Te dziewczyny będę uczyć tego co już znasz, a w starszej nauczysz się nowych rzeczy.

Rose nie spodziewała się, że usłyszy coś takiego.

- Nie musisz decydować teraz. Spokojnie się nad tym zastanów i daj mi znać za parę dni. Okej?
- Dobrze- odpowiedziała dziewczyna, nie wiedząc do końca co się dzieje- Dziękuję pani.

Nauczycielka oddalając się tylko się uśmiechnęła i wróciła do trenowania grupy.

***

- Jeszcze raz. Musisz się bardziej wczuć.
- Nie umiem bardziej- usprawiedliwia się Jo- i dlaczego w ogóle muszę grać faceta?
- Nie musisz go grać. W tej chwili nim jesteś- naśmiewa się Brian.
- Spadaj- Jo pokazuje mu język.
- Naprawdę. Jak w tej reklamie: Jesteś tym co grasz!
- Tam jest: Jesteś tym co jesz!- poprawia go Jo- Głupek!

Oboje zaczynają się śmiać. Chłopak uważnie przysłuchuje się śmiechowi Jo i przygląda minom jakie wtedy robi. Gdy dziewczyna przestała, Brian spojrzał jej głęboko w oczy. Ona również patrzyła na niego. Oboje poczuli jakby czas staną w miejscu, a wokół nie było niczego. Tylko oni i niewielki dystans między nimi, który chcą zmniejszyć. Chłopak powoli się przysuwa. Jo czuje jego ciepły oddech przy swoich ustach. I… właśnie tym momencie pojawia się Charlie.

- Brian hej! Dobrze, że cię znalazłam. Nikogo nie widzę pod salą. Odwołałeś spotkanie?- na szybko wymyśla Charlie.
- Jaką salą? Jakie spotkanie?- pyta zdezorientowany chłopak.
- To ja będę się już zbierać- mówi Jo, trochę zawstydzona tą sytuacją.
- Nie, zaczek…- Brian próbuje zatrzymać dziewczynę.
- Pod salą 101. Mamy spotkanie naszego kółka. Zapomniałeś?- wcina się Charlie.
- Na razie. Do jutra.- Jo żegna się i szybko wychodzi.
- Kółko spotyka się w środy, nie we wtorki Charlie- prostuje chłopak, zbierając książki ze sceny.
- Ups. Mój błąd. Czyli masz wolne popołudnie, tak? Może pójdziemy do muzeum na najnowszą wystawę?
- Może innym razem. Mam jeszcze parę rzeczy do załatwienia dla pani Lewis.
- Z chęcią ci pomogę- narzuca się dziewczyna.
- Naprawdę. Nie trzeba.
- Och daj spokój. Lubię pomagać- Charlie nie daje za wygraną.
- Okej. Jak chcesz. Najpierw znajdźmy panią Olivię.

***

Zajęcia z tańca nie były dla Rose tak wyczerpujące jak się spodziewała. A po szybkim prysznicu w ogóle nie czuła zmęczenia. To chyba dobrze. Zwłaszcza, że czekają ją jeszcze zajęcia z rysunku.

- Hej! Jak pierwsze zajęcia z tańca?- zaczepia ją Jo.
- Nic specjalnego. W sumie to trochę się nudziłam.
- Aż tak źle?
- Trochę. Pomijając fakt, że nauczycielka zaproponowała mi przeniesienie do starszej grupy- mówi Rose udając niewzruszoną.
- Aaaaa! To ekstra!
- No nie?!
- Od razu trzeba było krzyczeć. To świetna wiadomość.
- Chciałam udawać opanowaną.
- Ty?! Jesteś najmniej opanowaną i zrównoważoną osobą jaką znam- nabija się Jo.
- Uczę się od najlepszych, czyli od ciebie- odgryza się przyjaciółka- Teraz twoja kolej. Jak aktorstwo?
- Prawdopodobnie zagram w jesiennym spektaklu- z uśmiechem mówi Jo.
- A nie mówiłam? Jesteś do tego stworzona!- cieszy się Rose- Chwila… Czy przypadkiem na jesień nie grają starsi uczniowie? Z tego co wiem niewielu pierwszoroczniakom udało się zagrać w pierwszej sztuce.
- No właśnie.
- Żartujesz, tak?! Wzięli cię?
- Spokojnie. Nigdzie mnie jeszcze nie wzięli. Tylko pozwolili wziąć udział w przesłuchaniu. A do tego muszę się dobrze przygotować. Zostawać po lekcjach i w ogóle.
- Po szkole? Nieźle się załatwiłaś. Dasz radę?
- Pewnie, że tak. Mam do tego pomocnika.
- Pomocnika?- zainteresowała się Rose- Jakiego pomocnika?
- Przedstawiciela kółka zainteresowań sztuką.
- Ha, ha. Przedstawiciela czego?! Pewnie jakiś nudziarz pod krawatem, zapięty pod szyję, który potyka się o własne nogi- naśmiewa się Rose.
- Powiem ci, że dopóki go nie zobaczyłam, to też tak myślałam. Ale jest naprawdę fajny i przystojny.
- Ta, jasne. Tylko tak mówisz, żebym się z ciebie dłużej nie nabijała.
- Spadaj. Sama zobaczysz. Przyjdź jutro o 15 do sali teatralnej.
- Dobrze już dobrze. Nie musisz mi nic udowadniać. Wierzę ci. Chodźmy już na zajęcia.
- Mamy jeszcze pół godziny.
- Okej, to może chodźmy zapisać się na te dodatkowe lekcje do pana Shane’a?
- Już to zrobiłam dziś z samego rana. Wysłałam mu maila z naszymi danymi. Tylko czekam na potwierdzenie- uśmiecha się dziewczyna.
- Ty to masz głowę. Zawsze wszystko załatwione. Nie dość, że pilnujesz swoich spraw to także moich.
- Widzisz, za dobrze ze mną masz.
- Fakt. W nagrodę stawiam kawę.
- I szarlotkę.
- Niech będzie. Idziemy.

***

Nauczyciel od rysunku nazywa się Johnathon Davis. Ma 60 lat i jest odrobinę dziwny. Czasem wydaje się jakby był w innym świecie. Ale może przez to jest tak dobrym artystą. W szkole znany jest ze swojego niecodziennego podejścia do uczniów. Na jego zajęciach nigdy nie wiadomo co się zdarzy. Co jest zrobione dobrze, albo źle. Ten nauczyciel ceni sobie uzewnętrznianie uczuć, poglądów i szczerość płynącą z wnętrza człowieka. Jednak nikt nie wie jak się zachowa i jakie sytuacje w jaki sposób na niego wpływają. Trud tych zajęć polega na zrozumieniu takiego artysty, jakim jest Pan Davis.
Na pierwszych zajęciach mówi trochę o historii. Lecz, aby nie zanudzać uczniów, stara się omawiać zagadnienia w dużym skrócie. Kiedy kończy daje uczniom pierwsze zadanie. Każe im narysować uczucie.

- No już zabieramy się do pracy- motywuje uczniów pan Davis.
- Uczucie? Jak do cholery narysować uczucie?- pyta jeden uczeń drugiego.
- Zastanawiam się co ten koleś bierze- szepcze Jo do przyjaciółki.
- Nie wiem, ale widocznie daje kopa- naśmiewa się Rose.
- Widzę, że dwie artystki już skończyły pracę- zwraca się do dziewczyn nauczyciel- Mam rację?

Cała klasa przygląda się dziewczynom.

- Niestety nie, proszę pana- odpowiada Jo.
- To dlaczego się śmiejecie?
- Ponieważ to zadanie wydaje mi się trochę absurdalne- wyraża swoją opinię Rose.
- Słucham?! Absurdalne? Niby czemu?
- Dlatego, że doświadczamy różnych uczuć. I każdy z nas na swój sposób rozumie to pojęcie.
- Ale ja właśnie to chcę zobaczyć. Jak postrzegacie uczucie- nakłania nauczyciel, nie akceptując argumentu uczennicy.

Dlatego Rose postanawia dalej brnąć w tę rozmowę.

-Jednak proszę pomyśleć. Definicja uczucia dla każdego w tej sali jest inna.  Dla jednej osoby może to być miłość matki, którą był otaczany całe życie. Dla innego poczucie szczęścia, które zawsze mu towarzyszy i pomaga zwalczać trudności. Dla kolejnego to poczucie wiary, która czyni go silnym i daje cel w życiu. Dla jeszcze innego to odczuwanie bólu, przez który musi przejść by przetrwać. Innymi za to kieruje żal, radość, determinacja, pożądanie, smutek i wiele innych złożonych zachowań, którym towarzyszą emocje. Więc jak chce pan ocenić pracę, na której ktoś przedstawił coś bardzo dla niego znaczącego, co dla pana może wydać się błahe lub nieistotne?

Na sali zapadła cisza. Wszyscy patrzyli się na pana Davisa i czekali na jego reakcję. Wśród uczniów nastąpiło wielkie zdziwienie, gdy się uśmiechnął i powiedział:

- Widzę, że i w tym roku będę miał z kim pracować. Świetna robota panno…
- Evans- powiedziała Rose.
- Wracajcie do pracy. Dzięki pannie Evans zadanie nie będzie oceniane. Ale chcę widzieć efekty!- zarządził nauczyciel.
Uczniowie spojrzeli po sobie i zabrali się do pracy. Rysunki były dziwne, kolorowe, różnokształtne. Ale o to tu chodziło. Aby każdy wyraził coś, co jest jego częścią.
Gdy wszyscy skończyli rysować, odłożyli prace na biurko, to zaczęli wychodzić.

- Idziesz Rose?- zapytała Jo.
- Zaraz do ciebie dołączę.

Rose została, aby porozmawiać z nauczycielem.

- Przepraszam. Chciałam o coś zapytać- zaczęła Rose.
- Nie byłabyś sobą gdybyś nie spytała, prawda?
- Chyba tak…- zastanowiła się- Chcę wiedzieć, dlaczego przyznał mi pan rację, zamiast ukarać mnie za krytykę?
- Dlaczego miałbym cię karać, za to, że dostrzegłaś coś właściwego, hm?
- Bo wydaje mi się, że podważyłam pański autorytet.
- A może raczej pokazałaś, że również zasługujesz na szacunek?
- Nie rozumiem.
- Panno Evans…
- Rose. Proszę mi mówić Rose.
- A więc Rose. Jesteś osobą którą rządzą bardzo silne emocje. Dlatego zrozumiałaś sens, a raczej bezsens oceniania rysunków. Zadaniem nie było rysowanie, lecz walka o własne uczucia, którą ty wygrałaś. Co mnie bardzo cieszy, bo niewiele jest tu osób takich jak ty.
- Tu?
- Tak w tej szkole. Dlatego powiedziałem, że i w tym roku będę miał z kim pracować- powiedział wstając z za biurka i podchodząc do jednej ze ścian sali.
-Spójrz na to- powiedział nauczyciel wskazując na jeden z rysunków- To właśnie narysował jeden z moich buntowników.
Ten rysunek coś w sobie miał. I Rose to poczuła. Przedstawiał stary budynek z wieloma oknami, który płoną od dołu w górę. Za to z nieba padał deszcz. Jak dobro i zło. Działają różnie, lecz w jednym, tym samym kierunku, w stronę ludzi. W każdym oknie była jakaś postać. Patrząc na każdą z osobna, można było dostrzec, różne uczucia. Właściwie to wszystkie. Ale nie dało się ich opisać. Ciekawe jak on to zrobił? Albo ona. Czy to możliwe, żeby jedna osoba doświadczyła tylu uczuć? A może spotkała się z takimi uczuciami u innych?

- Niesamowite- powiedziała Rose, nie mogąc wyjść z podziwu.
- To mój ulubiony.
- Nie dziwię się. Niby to tylko zwykły rysunek, ale jest na nim…
- Wszystko- dokończył pan Davis.
- Właściwie to tak- zgodziła się Rose- Kto go narysował?
- Nie wiem- skłamał- Znalazłem go na swoim biurku w tamtym roku.
- Nie próbował się pan dowiedzieć kto panu go dał?
- Po co? Czy to ważne?
- Ja z pewnością chciałabym poznać tą osobę.
- Może ci się uda- uśmiechnął się pan Davis.

Rose dziwnie się na niego popatrzyła. Nietypowy nauczyciel- pomyślała.

- Rose. Autobus nam ucieknie!- ponagla ją Jo wychylając się z za drzwi.
- Już idę- odpowiedziała przyjaciółce- Muszę iść. Do widzenia panu –pożegnała pana Davisa.
- Do widzenia Rose, do widzenia- odpowiedział nauczyciel.

Spojrzał jeszcze raz na ścianę- Czekam na coś lepszego, smarkaczu- powiedział do obrazka z uśmiechem i wyszedł.

***

Dziewczyny wybiegają ze szkoły. Właśnie podjechał autobus. Miały szczęście, że zdążyły w ostatniej chwili, bo inaczej musiałyby wracać spory kawałek na piechotę.

2 komentarze:

  1. świetne te opowiadanie, mogliby nagrać z tego ciekawy serial

    OdpowiedzUsuń
  2. Popieram, byłby z tego niezły serial w stylu Gossip Girl :)

    OdpowiedzUsuń