niedziela, 23 czerwca 2013
Episode 25: Exhibition
Uczniowie HS of Art & Desing byli ostatnio ciągle zapracowani. Każdy zajmował się swoimi sprawami, zarówno osobistymi jak i szkolnymi. Romanse, projekty, spotkania, prace domowe, treningi, sprawy rodzinne, zajęcia... Wszystko to sprawiło, że w piorunującym tempie przywitał ich koniec tygodnia. Piątek. Dzień, w którym kończą się obowiązki a zaczyna relaks i odpoczynek.
Steven wszedł do sali i przywitał swoich ulubionych uczniów.
- Cześć, jak się dziś mają moi artyści?
- Mój zbiornik energii jest na wyczerpaniu- odzywa się Josh.
- U mnie zbiornik kreatywności- mówi Dean.
- A ja mam dosyć prób w teatrze- wzdycha Jo.
- Ja mam pusty żołądek- uśmiecha się Derek.
- Ja pusty portfel- rzuca Win.
Wtedy cała grupa odwraca się i patrzy na najbogatszego chłopaka w szkole.
- Żartowałem- uśmiecha się szyderczo Win i rozsiada się wygodnie na krześle- Jakby to w ogóle mogłoby być możliwe.
Wtedy puszcza oko do Kate. Dziewczyna tylko przewraca oczami i odwraca się do przyjaciółek.
- Czy tylko mnie on tak denerwuje czy was też?
- W sumie to mi to zwisa- wzrusza ramionami Rose.
- Mi też- dodaje Jo- Przyzwyczaiłam się. Ale ty chyba nie.
- Czy ty coś sugerujesz?
- Halo? Drogie Panie- zwraca się do nich pan Shane- Skoro jesteście takie wygadane, to może się z nami podzielicie problemem? O czym tak dyskutujecie?
- Strzelam, że kłócą się o mnie- uśmiecha się do nich Win.
- Ktoś go walnie czy ja mam to zrobić?- wzdycha Kate.
- Okej. Spokój- łagodzi sytuację nauczyciel- Ja zacznę. Pamiętacie, że dzisiaj w szkole mamy wystawę fotografii jednego z naszych uczniów. Okazało się, że jego projekt jest najlepszy. Pogratulujmy gorąco Deanowi!
Na sali rozległy się brawa i gwizdy. Słychać też pojedyncze pochwały: "Dobra robota stary!", "Gratulacje!", "Brawo!".
- Dzięki- uśmiechnął się chłopak- Ale nie poradziłbym sobie bez dwójki wspaniałych ludzi. Tony i Rose. Dzięki wielkie.
- Taa, brawo za utworzenie pokręconego trójkąta miłosnego- powiedziała do siebie Kate.
- Co?- spojrzał na nią Dean.
- Nic- przestraszyła się Kate- Powiedziałam, dobra robota pokręconego trenera tanecznego. Gratulacje.
- Dzięki.
- Dobra, dobra, dobra. Starczy tego- przerwał poruszenie Steven- Bo jeszcze nam się Dean zrobi próżny i dumny jak paw.
- Użyłabym innego porównania ,ale niech będzie- spojrzała na Wina Kate.
Uczniowie zaczęli się śmiać.
- Okej, koniec z wygłupami- powiedział powstrzymując śmiech nauczyciel- Mam nadzieję, że dziś wszyscy pojawicie się na wystawie, żeby wspierać kolegę. Szkoła wydaje to przyjęcie z okazji wizyty naszych zagranicznych sponsorów i inwestorów. Musicie pokazać, jakie to miejsce jest dla was ważne no i oczywiście obejrzeć prezentacje, prace i występy waszych starszych kolegów. A teraz, może w końcu uda nam się przejść do zajęć. Macie jakieś propozycje o czym chcielibyście porozmawiać?
- Jak sprawić, żeby lekcje nie trwały tak długo?- rzuca Derek.
- Zacząć się uczyć- odpowiedziała mu Tina.
- Ten problem mamy rozwiązany- uśmiechnął się Steven- Coś innego. Tylko tym razem na poważnie.
- Jak poradzić sobie ze stratą kogoś bliskiego?- odzywa się Rose- Jak pomóc sobie, jak zmniejszyć ból i tęsknotę?
- Okej- przytakuje jej nauczyciel- Każdy z nas kiedykolwiek doświadczył straty. Członka rodziny, przyjaciela, ulubionego zwierzaka albo szansy na osiągnięcie sukcesu lub zdobycie czegoś czego zawsze chcieliśmy. Strata jest wpisana w los każdego z nas. Czasami tak się dzieje i nie do końca mamy na to wpływ. Pozostaje pytanie jak sobie poradzić z taką sytuacją? Jaką powinniśmy przyjąć wobec tego postawę? Jak się zachowywać? Jak sobie pomóc? Czy pozwolić komuś nam pomóc? Hmm, co o tym sądzicie?
- Myślę, że w takiej sytuacji z pewnością powinniśmy pozwolić komuś się do nas zbliżyć. Trzeba wyrzucić z siebie trochę cierpienia- zaczyna April.
- Jednak niektóre rzeczy lepiej, żeby pozostały nienaruszone. Bo jeśli się o tym mówi może to sprawiać jeszcze większy ból- stwierdza Josh.
- No, ale skąd możesz wiedzieć, że rozmowa z kimś innym nie pomoże, jeśli nawet nie spróbujesz- dodaje Jo.
- Właśnie- przerywa im Steven- Największym pytaniem jest czy powinniśmy się otworzyć czy tłumić w sobie nasze cierpienie. Chcę, żebyście opowiedzieli się za którąś ze stron.
- Ja uważam, że nie z każdym można o tym porozmawiać- odzywa się Win- Ta druga osoba może nie zrozumieć przez co teraz przechodzisz lub przechodziłeś.
- Czyli nie warto mówić o sobie innym?- pyta nauczyciel.
- Nie. Nie to mam na myśli. O wiele łatwiej się porozumieć z osobą, która doświadczyła tego samego- mówiąc to spojrzał na Kate- Jeśli ona ma podobne przeżycia, to cię zrozumie. Poczujecie swego rodzaju więź, wspólną rzecz, która was łączy. Tragiczną i smutną rzecz, ale wspólną. Wtedy, razem, łatwiej jest sobie z tym poradzić.
- Świetnie. Dziękuję za wypowiedź Win. Kto jeszcze chce zabrać głos? Może Tony?
- Ja myślę, że czasem zdarza się coś o czym po prostu nie chcemy mówić. Dobrze jest jak inni to uszanują i nie będą ingerować w czyjeś osobiste sprawy.
- I uważasz, że jesteśmy w stanie sami sobie z tym poradzić?- docieka Steven.
- To możliwe. Są różne sposoby na to, żeby zapomnieć o bólu.
- Jak zatracić się w jakiejś czynności?- zapytała Rose- Być tak bardzo pochłoniętym swoim zajęciem, żeby nie myśleć o tym co sprawia ci cierpienie? To twoim zdaniem jest rozwiązanie?
Tony zdziwił się, że tak na niego naskoczyła, ale postanowił bronić swojej idei.
- Tak. W pewnym sensie tak. Możesz wyrazić swoje emocje poprzez swój talent, hobby, rzeczy, które sprawiają, że czujesz się lepiej. To też pomaga.
- Okej. Jeśli moim zainteresowaniem jest gastronomia, to z pewnością garnek czy łyżka powiedzą mi w trudnej chwili: "Wszystko będzie dobrze Rose. Poradzisz sobie"? Nie, nie powiedzą.
- Widzisz, nie rozumiesz tego. I zgodzę się tu z Winem. Nie każdy może pomóc, bo tego po prostu nie rozumie. Jeśli nie byłaś w takiej sytuacji, to nie wiesz, jak to jest.
- A może ten ktoś chciałby pomóc, hm? Tylko jeśli nie pozwalamy się do siebie zbliżyć, to jest to równoznaczne z tym, że nie pozwalamy sobie pomóc. A powinniśmy. I gadanie: "Nie chcę twojej pomocy" czy "Nie potrafię się otworzyć" jest tylko wmawianiem sobie, że potrafimy sobie z tym poradzić. Otóż nie. Nie znam osoby, która sama przeszła przez swoje cierpienie i teraz jest szczęśliwa. Czemu kogoś takiego nie znam? Bo takich ludzi nie ma. Są tylko tacy, którzy wyrzucili z siebie ból, cierpienie, problemy i dopuścili kogoś innego. Są też tacy, którzy twierdzili, że sobie poradzą, ale dalej są w tym samym miejscu i tylko udają, że wszystko jest w porządku. W trudnych chwilach drugi człowiek jest potrzebny jak nic innego. I myślę, że słowa "Wszystko będzie dobrze" są proste, ale wypowiedziane z ust osoby, której na nas zależy, mają największą moc. Bliskość drugiego człowieka nie jest czym czego powinniśmy się bać i unikać, ale czymś o co powinniśmy walczyć z wszystkich sił.
- To były piękne słowa i myślę, że każdy się z nimi zgodzi- przytakuje dziewczynie pan Shane- Przynajmniej ja się zgadzam. Ktoś coś ma jeszcze do dodania? Bo za kilka minut powinniśmy skończyć. Niedługo zaczną się przygotowania do przyjęcia. Więc jak?
- Myślę, że Rose wyczerpała temat- ocenia Derek.
- I nie mówisz tego, bo chcesz już iść do domu na obiad?- unosi brew Steven.
- Absolutnie nie- uśmiecha się chłopak.
- Dobra. Spadajcie i do zobaczenia wieczorem.
- Do widzenia- mówili po kolei uczniowie, wychodząc z sali.
- April, możesz zostać na moment?
- Oczywiście panie Shane- uśmiechnęła się lekko dziewczyna.
Steven poczekał aż wszyscy uczniowie wyjdą.
- Co powiesz na kolację?
- A nie powinniśmy być na szkolnej wystawie?
- Będziemy, ale tutaj musimy się pilnować. A wiesz, że chciałbym spędzać z tobą czas jak normalna para.
- Ach, tak?- przygryzła wargę April- Czy to nie jest aby nieodpowiednie, panie Shane?
- Przestań, jesteśmy w szkole- uśmiechnął się Steven.
- Okej. Już mnie nie ma- dziewczyna rusza do drzwi.
- No a kolacja?
- Nie mogę się z panem umówić, przecież jesteśmy w szkole- śmiejąc się, udaje poważną April.
- April?- spojrzał na nią z udawaną złością.
- Zastanowię się. Pa.
- Doprowadza mnie do szału- powiedział do siebie i się uśmiechnął.
***
- Hej, spakowana już?- zagaduje Win.
- Nie twój interes- odpowiada Kate.
- Mój, bo ja będę ci pomagał dźwigać walizkę jak wylądujemy w Londynie.
- Mówiąc "ja" masz z pewnością na myśli swoich służących. Nie możesz przecież pozwolić, żeby ręce ci się zmęczyły. A raczej, żeby "piękne i wypielęgnowane" ręce Wina Chambersa się zmęczyły.
- Podoba mi się jak używasz rozbudowanej ironii.
- Pff.
- Czemu ciągle jesteś taka wkurzona?
- Czemu? Zawsze jak dzieje się coś dobrego, pojawiasz się ty i wszystko legnie w gruzach. Zawsze musisz mi uprzykrzyć życie. Ten obóz to spełnienie moich marzeń i możliwość odwiedzenia Matta. Wszystko byłoby idealnie, gdybym nie musiała znosić tam ciebie.
- Wow!
- Co?
- Nie wiedziałem, że jestem aż takim utrapieniem i niszczę ci życie- spojrzał na nią z żalem i odrobiną złości- Myślałem, że to będzie zabawa. Ja lubiłem z tobą przebywać. Ale teraz widzę jaka jesteś. Samolubna i wredna.
- Słucham?
- Ale skoro tak. To ja też będę się zachowywał wobec ciebie tak jak ty wobec mnie. Miłego dnia.
- Win!- krzyknęła za nim dziewczyna.
Chłopak nie zareagował i się nie odwrócił. Patrzyła jak odchodzi. Poczuła coś jakby poczucie winy. Mogła przecież, tak od razu na niego nie naskakiwać. Ale nic nie może poradzić, że on tak ją irytuje. Wszystko co robi wywołuje u niej emocje. Dlaczego?
***
Natalie usłyszała pukanie do drzwi i postanowiła je otworzyć. Skoro jej rodzice są w delegacji to prawdopodobnie przyszedł ktoś ze szkoły. Dziewczyna ma nadzieję, że to Jackie. Jej przyjaciółka nie odzywała się od kilku dni, jakby w ogóle nie obchodziło ją co się z nią dzieje.
- Witaj Natalie, mogę wejść?
- Dylan?
Dziewczyna nie może uwierzyć w to co widzi. Dlaczego on tu jest? Musi jak najszybciej się go pozbyć.
- Czego chcesz?
- Porozmawiajmy.
- Nie mamy o czym.
- Chyba mamy.
- Posłuchaj- westchnęła dziewczyna- To był nic nieznaczący epizod, ok? Zwykła zabawa, nic więcej. Także odpuść.
- Natalie, znam cię. Dobrze wiem, że to coś znaczyło. Dlatego pozwolisz mi wejść i porozmawiamy.
- Skoro tak dobrze mnie znasz, to dobrze wiesz, że to było nic. Zupełnie nic. Bo taka właśnie jestem. Bawię się i żyję imprezami. Więc zapomnij o mnie i wracaj skąd przyszedłeś.
- Zapomnę, kiedy będę wiedział, że ty zapomniałaś- spojrzał jej w oczy- Dzisiaj uszanuję twoją prośbę i odejdę. Ale wrócę jutro. Będę przychodził codziennie, aż w końcu mnie wpuścisz. Chcę, żebyś wiedziała, że się nie poddam. Nie tym razem.
Dziewczyna zamknęła drzwi i oparła się o nie. Łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Osunęła się na ziemię i skuliła. Czuła się bezbronna i słaba. Nikogo przy niej nie ma w momencie, w którym potrzebuje bliskości. A jedyną osobę, której na niej zależało właśnie odesłała. Dlaczego wrócił? W głębi duszy pragnęła tej chwili. Chwili, w której zobaczy go znowu. Ale wszystko się skomplikowało. Jak sobie z tym poradzi? Czy powinna się pozbyć problemu i zapomnieć? Chciałaby poznać odpowiedź na to pytanie. Powinna zdecydować do będzie dla nich najlepsze. Lecz to właśnie jest najtrudniejsze.
***
Charlie przymierza sukienki ze swojej szafy i nie może się zdecydować, którą z nich włożyć. W takiej sytuacji najlepiej się kogoś poradzić. Robi kilka fotek sukienkom i wrzuca je do komputera.
-"Hej, potrzebuję porady".
-"W jakiej sprawie?"- za chwilę odpisuje Andy.
-"Po tym jak ostatnio pomogłeś mi z fryzurą do szkoły, zostałeś oficjalnie moim stylistą ;). Potrzebuję teraz żebyś wybrał mi sukienkę na przyjęcie"
-"To szkolne przyjęcie? Z wystawą i występami starszaków?"
-"Dokładnie to. Pomożesz?"
-" Tobie zawsze"
-"Ok. Wysyłam ci zdjęcia sukienek"
Po kilku minutach Andy się odzywa
-"Zielona. Jeśli mi dobrze siebie opisałaś to stwierdzam, że podkreśli kolor twoich oczu i dobrze będzie współgrała z ciemnymi włosami"
-"Jesteś mistrzem ;)"
-"Wiem"
-"Dumny jak zwykle"
-"Staram się"
-"A jak idzie pisanie?"
-"Nawet nieźle. Pierwszy rozdział prawie gotowy. Pewnie go skończę, jak ty będziesz się bawić na przyjęciu . Jakie życie jest nie fair, jedni się bawią a inni pracują"
-"Pisałam ci, że możesz iść ze mną to nie chciałeś"
-"Daj spokój, droczę się tylko ;). A z resztą nie pasowałbym do twojego środowiska"
-"Jesteś jakiś przewrażliwiony. Ja cię lubię i inni by też cię polubili. Wszyscy są tam sympatyczni. Tam się nie da nie pasować"
-"Dobra już dobra, następnym razem się wybiorę"
-"Trzymam za słowo"
-" Koniecznie perłowe cienie"
-"?"
-"No do sukienki"
-"Haha, myślałam już, że piszesz z kimś jeszcze i wysłałeś nie do tej dziewczyny co trzeba"
-"Nie. Jesteś moim jedynym romansem ;)"
-":))"
-"Powiem ci, że się rozpisałaś z odpowiedzią ;p"
-"Wiesz, uczę się talentu pisarskiego od ciebie"
-"Auć, zabolało"
-"Miało zaboleć ;) A tak serio to nie mogę się doczekać rozdziału. Ma być dobry!"
-"Się robi szefowo. A ty masz się dobrze bawić na przyjęciu"
-"Tak jest, sir!"
-"No to dobrze, że się rozumiemy ;)"
-"Jak zwykle z resztą. Do później. Idę się szykować"
-"Pa"
***
- Dzień dobry pani Morgan, przyszedłem po Jo- przywitał się Brian, gdy tylko otworzyły się drzwi.
- Witaj Brian, wejdź proszę. Już ją wołam.
Po kilku minutach Jo schodzi na dół. Mama powiedziała, że ktoś na nią czeka. Niby nic dziwnego, tylko, że tak się składa, że z nikim się nie umawiała. Kiedy znalazła się już w holu, to co zobaczyła nie za bardzo ją zdziwiło.
- Co tutaj robisz?
- Pomyślałem, że możemy pójść razem.
- Wiesz, że nie wszystkie pomysły zawsze są dobre.
- Jo- westchnął Brian- zachowujesz się tak od kilku dni. Staram się to naprawić, ale ty nie wykazujesz żadnej inicjatywy. Zaczyna mnie to męczyć.
- Szybko się poddajesz.
- Nie poddaje się. Dlatego właśnie tu dzisiaj stoję, skruszony, załamany, zdesperowany i błagający o drugą szansę. Co jeszcze mogę zrobić?
Dziewczyna popatrzyła na niego ciepło. Musi przyznać, że też jest już zmęczona tą sytuacją i za nim tęskni.
- Chyba nic nie możesz zrobić.
- Jasne- spuścił głowę chłopak i otworzył drzwi.
- No może poza podarowaniem mi wspaniałego wieczoru na przyjęciu.
Spojrzeli na siebie i zaczęli się uśmiechać. Jo podeszła do drzwi, wzięła go za rękę i oboje wyszli.
***
- Jeszcze raz powiedz mi dlaczego przyszłaś bez Deana?- pyta Kate swoją przyjaciółkę.
- Dzwonił, żebyśmy spotkali się na miejscu, bo do jej mamy przyjechała przyjaciółka i narobiła trochę zamieszania. W ostatniej chwili próbują jej zdobyć zaproszenie na wystawę.
- Jasne. A nas wysłał, żeby pomagać przy rozwieszaniu zdjęć?
- Niestety nikt inny oprócz mnie nie ma pojęcia, jak to powinno być rozmieszczone. To nie są pojedyncze, nic nieznaczące zdjęcia, tylko spójna całość opowiadająca historię. Wyrażają coś ważnego, emocje, pasję...
- Bla, bla, bla. Łapię. Bzdety- przewraca oczami Kate- Bierzmy się do pracy. O której przychodzą rodzina, przyjaciele i inwestorzy?
- o 8. Więc mamy tylko godzinę i dwie pary rąk.
- Może być trzy- uśmiecha się podchodzący do nich Win.
- Ty? Chcesz pomóc?- dziwi się Kate.
- Mówiłem do Rose- spojrzał na nią i zwrócił się do jej przyjaciółki- Nudzę się i z chęcią się ponabijam z Tony'ego na tych fotkach. To jak?
- Każda pomoc mile widziana- przytaknęła mu Rose.
- Idę po resztę folderów- stwierdziła Kate i odeszła.
- A więc- zaczął Win biorąc pierwszą z fotografii- o co w tym chodzi? No wiesz, bujasz się z Deanem, a odstawiasz niezłe tango z Tony'm. To chyba nie w twoim stylu. Wyglądasz na spoko dziewczynę.
- To tylko sesja. Pomagam Deanowi, tak jak Tony. Wspólny projekt. To jedyne co nas łączy.
- Pewnie- zaczął przyglądać się kolejnym fotografiom Win- Możesz się oszukiwać, ale to nic nie da.
Rose spojrzała na niego. Win przyjrzał się jej, potem podał jej jedno ze zdjęć. Przedstawiało ją i Tony'ego w partnerowaniu. Piękna sceneria, ich emocje i świetnie uchwycona chwila.
- Chyba nie wiesz do końca o czym mówisz- stwierdziła dziewczyna.
- Czyżby?- uśmiechnął się Win- Nie jestem przypadkiem najlepszym przyjacielem tego gościa?- wskazał na zdjęcie.
- Okej, to jakaś pokręcona sytuacja- zmarszczyła brwi Rose- Nigdy ze mną nie rozmawiałeś, a teraz odstawiasz tu jakieś prawienie morałów?
- Tylko mówię, że widzę co się dzieje. Znam Tony'ego i jak coś go zainteresuje, to go pochłania bez reszty. A ty...- przybliżył się do niej i powiedział do ucha- Jesteś tym co go interesuje.
Dziewczyna się odsunęła.
- To dlaczego...
- Nie analizuj- przerwał jej Win- Po prostu zaakceptuj to co jest. Łatwiej ci będzie to zrozumieć.
Chłopak wziął pudła z rupieciami i ruszył do klasy.
- Win- zatrzymała go dziewczyna i lekko się uśmiechnęła- Dziękuję.
- Przyniosę nam coś do picia- odpowiedział chłopak.
- Strzelam, że cię też podrywał- zaczęła Kate, gdy wróciła ze zdjęciami.
- Właściwie to...- zamyśliła się na chwilę- Zaczynam się chyba do niego przekonywać.
- Zwariowałaś, tak?- uniosła brew przyjaciółka.
- Chyba zwariowałam- zaczęła się śmiać Rose- Naprawdę zwariowałam.
***
Wybiła 8.00. Przyjęcie w High School of Art & Design oficjalnie się rozpoczyna. Wszyscy zaproszeni przybyli już na miejsce. Kobiety wyglądają zjawiskowo, a mężczyźni zasługują na miano prawdziwych gentlemanów. A to wszystko po to, aby zobaczyć osiągnięcia uczniów tego wspaniałego liceum. Wieczór oczywiście rozpoczyna się przemową dyrektora szkoły, podczas, której mniej zainteresowani goście idą spróbować specjałów cateringu i skosztować szampana. Wszyscy jednak czekają na występy i prezentacje. Bo nikogo nie trzeba przekonywać, że to jest główną atrakcją wieczoru. Na pierwszy ogień idzie wystawa sesji fotograficznej Deana Harvelle. Kiedy chłopak pojawia się na sali, wszystkie oczy zwrócone są ku niemu. Reporterzy i fotografowie od razu reagują i ruszają w stronę Deana. Rose nawet nie próbuje się tam przedrzeć. To może grozić kilkoma siniakami i oślepieniem od fleszy aparatów.
- Jest i nasza gwiazda wieczoru- podchodzi do przyjaciółki Jo w towarzystwie Briana.
- Jego wielki wieczór- uśmiecha się dziewczyna i odwraca w stronę przyjaciół- I widzę, że wasz też.
- Można tak to nazwać- uśmiechnął się Brian.
- Hej, kto to jest?- nagle zapytała Jo wskazując na Deana i tajemniczą dziewczynę obok niego.
Rose się odwróciła i nie mogła uwierzyć w to co widzi. Obok jej chłopaka stała przepiękna dziewczyna. Miała kasztanowe, długie włosy, duże, granatowe oczy, wydatne kości policzkowe i ponętne usta. Nie wyglądała na fankę, która chce zrobić sobie zdjęcie z Deanem. Trzymała go pod rękę i słodko się uśmiechała. Jakby wiedziała, że to właśnie jest właściwe dla niej miejsce.
- Nie mam zielonego pojęcia- odpowiedziała Rose.
- Przyznam, że to dosyć dziwne- stwierdza Jo.
- To pewnie jakieś nieporozumienie. Nie ma się czym martwić. Chodźmy się czegoś napić.
***
April, gdy tylko się pojawiła od razu wypatrzyła wśród gości Stevena. Mężczyzna też ją zauważył. Przez chwile, nie mogli oderwać od siebie wzroku. Było w nim pożądanie, namiętność i zero poczucia, że ktoś może to zauważyć. Ich wspaniałą chwilę przerywa Louis.
- Całą drogę, byłaś jakaś rozkojarzona.
- Wydaje ci się- uśmiecha się dziewczyna- Lepiej poszukajmy Charlie.
- Pewnie z kimś przyszła. Nie chciałbym się jej narzucać.
- Oj, przestań. Dziewczyny lubią jak im się ktoś narzuca.
- Nie Charlie.
- W takim razie, nie jest dziewczyną- zaśmiała się April.
- Bardzo śmieszne.
Wtedy Louis wypatrzył piękną zieloną suknię w tłumie. Dziewczyna, która ją nosiła stała tyłem, ale coś mówiło mu, że to właśnie ta której szuka. Postanowił do niej podejść.
- Przecudnie wyglądasz.
- Louis!- ucieszyła się Charlie na jego widok- Co ty tu robisz?
- Przyszedłem z April. A gdzie twój partner?
- Przyszłam sama.
- O!- zastanowił się Louis- Myślałem, że kogoś zaprosiłaś.
- Bo tak było. Ale nie mógł przyjść.
- To mi przykro.
- Niepotrzebnie. Myślę, że świetnie się będę z wami bawić- dziewczyna się rozejrzała- A gdzie jest April?
- Stoi tam- chłopak wskazał miejsce, gdzie przed chwilą rozmawiali- Stała- uśmiechnął się- Więc chyba zostaliśmy we dwoje.
- Nie ukrywam, że się cieszę- odwzajemniła uśmiech dziewczyna.
Oboje ruszyli w tłum zebrany wokół wystawy Deana. Chcą obejrzeć jego projekt i pogratulować sukcesu.
***
Rodzice Rose są bardzo podekscytowani sesją, w której wystąpiła ich córka. Oczywiście pani Evans, jako wielka fanka Deana, nie może oderwać wzroku od fotografii i dyskutuje o nich z każdym kogo pozna. Ted i Sam przyszli tu za prośbą Rose, bo sztuka nie za bardzo ich interesuje. Jednak dla niej się poświęcili i ubrali w garnitury, chociaż obaj z pewnością woleliby luźne dresy i telewizor.
- I jak wam się podoba?- pyta rozpromieniony Dean.
- Kochany, Rose nie wspominała, że potrafisz robić takie zdjęcia. Są przepiękne, gratuluję- uściskała go Emily.
- Tak, całkiem fajne, gdzie jest bufet?- pyta Ted.
- Prosto i w lewo- pomaga mu córka- Jak możesz to zabierz stąd mamę, bo wszystkich zamęczy.
Rodzice odchodzą. Sam zostaje razem z Deanem i Rose.
- A tobie, jak się podoba?- pyta Sama Harvey.
- Rose wygląda na nich niesamowicie- komplementuje dziewczynę przyjaciel.
- Dzięki talentowi Deana- mówi podchodząc do nich piękna nieznajoma, która towarzyszyła Deanowi przy zdjęciach.
- O! Poznajcie Alice- przedstawia ją chłopak- To Sam i Rose.
- Miło poznać- podaje jej rękę Sam.
- Cześć- wita się Rose.
- Przyznacie, że Harvey jest niesamowity- dziewczyna całuje go w policzek- Już prawie zapomniałam jaki jesteś cudowny.
Rose spojrzała pytająco na Deana.
niedziela, 2 czerwca 2013
Episode 24: Five questions
Tekst Andy'ego, który umieściłam w opowiadaniu, był moją pierwszą próbą pisarską. Dzięki niemu mogę pisać dalej. Inspiruje mnie i motywuje do kontynuowania tej historii.
Kate wychodzi przed dom. Ciepłe promienie słoneczne ogrzewają jej twarz i dodają wiele energii. Dziewczyna jak co dzień idzie sprawdzić skrzynkę pocztową. Robi to od kiedy pamięta. Kiedy była dzieckiem uwielbiała przynosić ojcu listy. Z uśmiechem i zaciekawieniem przyglądała się mu, gdy dostawał kolejne dotacje dla firmy albo pozyskiwał nowego partnera biznesowego. Cieszył się wtedy jak małe dziecko. A może raczej jak duże. W każdym razie był przez chwilę szczęśliwy. Przypominało jej to czasy, kiedy mama była jeszcze z nimi.
Dziewczyna otrząsnęła się z myśli, zaczęła przeglądać pocztę i głośno ją czytać.
-Kupony z McDonald's, ulotki z nowego sklepu odzieżowego, zaproszenie na warsztaty dla młodych DJ'ów, zniżka na buty " 2 w cenie 1". Mój, Boże, jakby ktoś potrzebował kupować jeden but- skomentowała z uśmiechem, lecz po chwili stanęła jak wryta.
- Hej kochanie- przywitał ją ojciec całując w czoło- Mieliśmy razem zjeść śniadanie, ale Ben dzwonił i ma dla mnie coś ważnego.
Mark wsiadł do swojego samochodu i patrzył na córkę. Kate ciągle stała w bezruchu i z otwartą buzią.
- Coś się stało?
- Tato, zawieź mnie do szpitala, bo zaraz dostanę zawału.
- Boże, o czym ty mówisz?!
- Aaaaaaaaaaa!- krzyknęła Kate z całych sił- Wzięli mnie!
- Kto? Co? Jak?- dopytuje się Mark.
- Przyjęli mnie na obóz dla muzyków. To znaczy dla DJ'ów.
Pan Brenwick odetchnął z ulgą, a potem się zaśmiał.
- Halo! To poważna sprawa- dziewczyna zajrzała przez okno samochodu- A ciebie to bawi.
- Nie to kochanie- uśmiechnął się jeszcze szerzej Mark- Jestem z ciebie dumny. Gratuluję.
- Czasem nie rozumiem twojego humoru- westchnęła dziewczyna- Ale i tak cię kocham.
- Ja ciebie też słonko. Do zobaczenia wieczorem.
- Pa.
Mark jeszcze przez chwilę patrzył jak jego córka odchodzi i znika za drzwiami ich wielkiego domu. Coraz bardziej przypomina swoją matkę. Mądra, przepiękna, urocza, odrobinę zaborcza i niesamowicie reagująca na dobre wieści. Pamięta, że kiedy oświadczył się Nadii, jej pierwszymi słowami było głośne "Aaaaaaaa!", a potem dopiero "Tak". To jedna z wielu rzeczy, które w niej uwielbiał. Miała swoje określone zachowania i nie obchodziło ją to, co pomyślą inni. Za to właśnie ją kochał. Nadal kocha.
***
Charlie jak każdego poranka wyskakuje z łóżka i włącza ulubioną muzykę. Idzie do łazienki, czesze się, szczotkuje zęby, robi delikatny make-up, wybiera ubranie, pakuje książki i schodzi na śniadanie. Jednak do jej porannego grafika wskoczyła jeszcze jedna czynność.
- "I jak się czuje piękna o poranku?"
- "Hej Andy, zrobiłam makijaż, więc już jestem piękna ;) dzięki, czuję się świetnie"
- "I bez malowania jesteś piękna"
- "Skąd wiesz, nie widziałeś mnie?"
- " Strzelam, a uwierz jestem w tym dobry"
- "To może nie powinieneś strzelać, tylko sam się przekonać"
- "?"
- "Myślałam ostatnio nad tym, że może moglibyśmy się spotkać, hmm?"
- "To chyba nie najlepszy pomysł"
- "Czemu?"
- "Mam mały problem z pokojem, jest u nas remont i wszystko jest w rozsypce"
- "No to umówmy się gdzieś na mieście. Albo u mnie"
- " Nie za bardzo mam czas"
- ";("
- "Ale za to mogę z tobą tu pogadać ;)"
- "Ok. Powiedzmy, że na razie to kupuję ;)"
-" No to w takim razie powiedz mi co sądzisz o tym:
Nie wiem ile razy liczyłem do dziesięciu. Nie wiem ile oddechów trzeba, aby uszło ze mnie wszystko. Chcę poczuć pustkę. Niestety powraca. Siła, której nie potrafię zatrzymać. Uderza nagle, wyrywając słowa z długiego monologu i daje się odczuć w każdym miejscu mojego umysłu i duszy. Słyszę mocniej to co na ogół nie jest słyszalne. Zamykam oczy i zbieram się do ataku. Pragnę wyrzucić z siebie wszystkie złe myśli. Wykrzyczeć, przeszyć złowrogim spojrzeniem, słowem zranić jak najmocniej się da, zniszczyć przyczynę mej złości. Wtedy zaczyna się walka. Walka z samym sobą. Najcięższa, najtrudniejsza, najbardziej wyczerpująca, najmocniejsza... Chociaż trwa kilka sekund, decyduje o tym, co pomyślę, co zamierzam, co zrobię... Wygrywa. Zło czy Dobro? Hałas czy Cisza? Krzyk czy Milczenie? Krzywda czy Pomoc? Cierpienie czy... Cierpienie? Ono zawsze będzie. Więc dlaczego mam całe wziąć na siebie? Albo obarczyć nim kogoś innego, aby ulżyć sobie? Nie potrafię odpowiedzieć. Nie potrafię podjąć decyzji. Bez względu na wybór, nie zniknie. Będzie tu ze mną, aby dać o sobie znać co jakiś czas. Nie pozwoli zapomnieć, tylko się wyciszy, aby potem, z jeszcze potężniejszą siłą,uderzyć i mnie opanować. Teraz jest przy mnie. Rodzi gniew, smutek, nienawiść i łzy... Odpowiedni moment? Wtedy pojawiasz się "Ty". Niesiesz ciepło, spokój, ukojenie, dobroć, uczucie, pomoc i radość. Zaczynam się śmiać, dając odejść "Tamtemu". Chcę, abyś "Ty" był zawsze, a "Tamto" nigdy nie wróciło. Masz tu swoje miejsce, w moim sercu, odkąd Bóg postanowił mi Cię zesłać.
I jak?"
- "O mój Boże! To jest niewiarygodne! Sam to napisałeś?!"
- "Sam ;)"
- "Przepiękne! Masz tego więcej?"
- "Nie, ale będę miał. Planuję pisać to dalej"
- "Masz na myśli coś jak książkę, tak? Bo to byłoby świetne!"
- "Może raczej opowiadanie lub historię, coś takiego"
- "Niemożliwe to jest! Cholera! ;) Nigdy nie mówiłeś, że piszesz"
- "Teraz mówię ;p"
- "Mogłeś się wcześniej pochwalić. Ale to nic, w nagrodę, że miałeś przede mną tajemnicę to chcę być pierwszą, która przeczyta całość"
- "Jasne ;) zwłaszcza, że byłaś inspiracją ;))"
- "Serio?! Z jakiego to powodu?"
- "No nie!"
- "Co?"
- "Nie zadawaj takich trudnych pytań, bo znowu zajmie mi cały dzień, żeby na nie odpowiedzieć. Nie opiszę tego w jednym zdaniu ;p"
- "Wariat!"
- "Wariatka!"
- "Hej, muszę już spadać do szkoły ;/"
- "Jasne, leć"
- "Zastanawiam się dlaczego ty nigdy nie spieszysz się do szkoły?"
- "Dziwne pytanie. Tacy utalentowani ludzie jak ja, nie chodzą do szkoły. Z resztą też by potrzeba całego dnia, żeby wytłumaczyć jakim geniuszem jestem"
- "Czy twoje ego mieści się jeszcze w pokoju? ;p"
- "Spokojnie, zrobiłem mu miejsce w garażu ;D"
- "Haha ^^, do zobaczenia wieczorem"
- "Pa, będę czekał"
***
- Hej, przepraszam. Szukam Natalie. Wiesz gdzie jest?
Rose obróciła się i spojrzała na chłopaka od góry do dołu. Nie miał bluzy ani swetra ze szkolnym logo. Na pewno się tu nie uczy. Był ubrany nieco niechlujnie, ale nazwać to można artystycznym nieładem. Jego blond loki przysłaniały czoło i niebieskie jak ocean oczy. Wyglądał nieporadnie, lecz można powiedzieć, że nawet uroczo.
- Masz na myśli Natalie Lawrance, tak?
- Jeśli tak się nazywa- uśmiechnął się delikatnie chłopak- Kruczoczarne włosy, niebieskie oczy, zgrabna, świetna tancerka.
- To ona- potwierdziła Rose.
- Wiesz gdzie ją znajdę?
- Pewnie gdzieś tutaj- dziewczyna pokazała ręką na główny plac szkoły.
- Świetnie. Dzięki wielkie...
- Rose.
- Tak, dzięki wielkie Rose.
- Nie ma za co...- odpowiedziała dziewczyna i zanim zdążyła zapytać o imię tego chłopaka, on już zniknął w tłumie uczniów- Nieznajomy.
- Hej! Czyżby nowy podryw?- Kate uniosła brew, witając się z przyjaciółką- Dlaczego tylu się wokół ciebie kręci, co?
- A co to niby ma znaczyć?
- No wiesz, Dean, Tony, Sam, a teraz ten koleś.
- Zapomniałaś o Jacku, moim pierwszym chłopaku- przyłożyła jej palec do czoła.
Obie zaczęły się śmiać.
- Szukał Natalie- powiedziała po chwili Rose.
- Oj, biedny nie ma szans- westchnęła Kate.
- Czemu?
- Bo to Natalie- przewróciła oczami przyjaciółka- która bawi się facetami, ale wszyscy wiedzą, że zależy jej na Winie.
- Co denerwuje ciebie- dodała Rose.
- Że co proszę?
- Nieważne- przytuliła ją do siebie- Musiałam się odegrać.
Obie dziewczyny ruszyły przez bramę szkoły.
- A! zapomniałabym- zaczęła Kate- Mam newsa.
- Jakiego?
- Słyszałaś o warsztatach dla "młodych i utalentowanych muzyków, zajmujących się muzyką klubową"?
- Masz na myśli "obóz z techno-mułami"?
- Tak- uśmiechnęła się dziewczyna- I zgadnij kogo tam zaproszono?
- Nie?!
- O, tak!
- O mój Boże! Gratulacje!
- Dziękuję, dziękuję, autografy później.
- Kiedy, gdzie, co, jak i ile cię nie będzie?
- Są w Europie. A dokładnie w Londynie. Co oznacza że....?
- Że?
- Że spędzę całe dwa tygodnie z Mattem, kretynko!- Kate uśmiechnęła się najszerzej jak potrafiła.
- No to podwójnie gratuluję! Pewnie się za nim stęskniłaś.
- I to jak! Od razu do niego zadzwoniłam. Oczekuje mnie w przyszły poniedziałek, ale ja wiem, że nie wytrzymam i polecę już w weekend.
- I mnie zostawisz na tak długi czas?- Rose zrobiła sztuczną, smutną minę.
- Nie łudź się, nie wyglądasz jak mały, smutny szczeniaczek.
- Ale przyznaj, że było blisko.
- Ani trochę- zaśmiała się Kate- A skoro mowa o samotności, to widzę samotnika na dwunastej.
Rose odwróciła się i zobaczyła Tony'ego zmierzającego w ich kierunku. Wyglądał inaczej. Jakby trochę przygnębiony, trochę nieobecny i bardzo zamyślony. Rose przypomniała sobie jak wczoraj świetnie się ze sobą dogadywali i postanowiła się przywitać.
- Hej, Tony!
Chłopak nawet nie zareagował i minął je jakby były duchami.
- To coś nowego- zdziwiła się Kate i spojrzała na przyjaciółkę.
- Na mnie nie patrz. Nie wiem o co chodzi. Wczoraj był rozgadany jak reporter telewizyjny.
- Wczoraj?
- Tak. Byliśmy tak jakby na spacerze.
- Na spacerze? A co na to Dean?
- Nic.
- Nic w sensie "nie przeszkadza mu to" czy nic "nawet o tym nie wie"?
- To drugie nic- spojrzała niewinnie Rose i dodała- To nic wielkiego, rozmawialiśmy o rysunkach.
- Skoro to nic wielkiego, to Dean może wiedzieć, mam rację?
- Chyba tak.
- Zwłaszcza po wczorajszej akcji w kanciapie.
- Skąd o tym wiesz?
- Dean do mnie dzwonił. Myślał, że jesteś u mnie, bo nie odbierałaś telefonu. O dziwo też nie wiedziałam, czemu- uniosła brew Kate- Teraz wiem.
- To była zwykła rozmowa.
- Rose, między tobą a Tonym nic nie jest zwykłe. To oczywiste. Ale musisz uważać, na to co robisz. Bo możesz kogoś niepotrzebnie lub niechcący zranić.
- Wiem- westchnęła dziewczyna- Z resztą, Tony i tak nie przywiązuje do tego wagi. Nie był oto dla niego nic ważnego. Sama widziałaś.
- Widziałam- Kate uśmiechnęła się pocieszająco do przyjaciółki i potem pomyślała- "Widziałam chłopaka, który walczy ze sobą, aby nie ulec, nie poddać się i nie spojrzeć Ci w oczy. Który nawet jak nie patrzy to widzi, widzi twoją duszę. I to go przeraża. Boi się być blisko. Boi się tego co czuje, kiedy jesteś w pobliżu. Boi się swojego pragnienia"
- Kate? Idziesz?- zawołała Rose będąc już przy drzwiach szkoły.
- Jasne.
***
April wychodzi z gabinetu Stevena rozpromieniona jak nigdy wcześniej. Cieszy się, że spotkała kogoś takiego. Nie może do końca uwierzyć, że kiedyś była najlepszą przyjaciółką najpopularniejszej dziewczyny w szkole, podziwianą przez wszystkich i uwielbianą, a teraz jest zwykłą dziewczyną i nigdy nie była bardziej szczęśliwa.
" Natalie za Stevena. Dobra wymiana"- pomyślała i uśmiechnęła się sama do siebie.
- Hej, co się stało, że tak się uśmiechasz?- zapytała przechodząc Charlie.
- Życie jest świetne- odpowiedziała April.
- Oookej- spojrzała na nią podejrzliwie dziewczyna- Wygrałaś na loterii kupę kasy?
- O wiele lepiej.
- Nowe ubrania? Buty? Biżuteria?
- Nie przeginaj. To były kiedyś moje powody do radości. A właściwie Natalie chciała, żeby były.
- Więc co?
- Nie mogę na razie o tym mówić, ale już niedługo- uśmiechnęła się- Powiedz lepiej jak idą sprawy z Louisem.
- Świetnie. Przyjęli go na okres próbny, żeby sprawdzić czy się nadaje. Ale to tylko formalność. Jest w tym dobry, więc na pewno go przyjmą.
- Nie mówię o domu dziecka głuptasie. Tylko o was.
- Co?- zapytała Charlie ze skrzywioną w grymasie miną.
- No, jak idą wasze sprawy.
- Nie mamy naszych spraw.
- Żartujesz, tak? Kiedy go nie spotkam ciągle o tobie mówi. Jak do niego dzwonię to ty jesteś głównym tematem rozmowy. Nic tylko, Charlie, Charlie, Charlie.
- Serio?
- Nie mów, że nie zauważyłaś.
- Nie bardzo- wzrusza ramionami dziewczyna.
- Zadzwoń do niego. Pogadajcie. Umów się z nim na randkę. To świetny chłopak.
- Wiem. Ale myślałam, że wy macie się ku sobie.
- Z pewnością! Jesteśmy po uszy w sobie zakochani i dlatego każę ci się z nim umówić. Brzmi całkiem logicznie, nie?- spojrzała lekko pogardliwie April i uśmiechnęła się- Zadzwoń.
Charlie się uśmiechnęła. Nie wie, co tak zmieniło April, albo kto, ale jest zdecydowanie lepszą osobą. Myślała, że ludzie nie mogą się zmienić. A jednak. Chociaż może zawsze taka była tylko znalazła kogoś kto pomógł jej to uzewnętrznić. W każdym razie ten kto to zrobił wykonał świetną robotę.
Jej rozmyślania przerywa zbliżający się do niej chłopak. Wygląda na sympatycznego.
- Przepraszam, szukam Natalie Lawrance. Znasz ją?
- Znam.
- A wiesz gdzie jest?
- Szczerze mówiąc nie widziałam jej dzisiaj, ale może się spóźni. To bardzo prawdopodobne w jej przypadku.
- Co masz na myśli?
- Nieważne- uśmiechnęła się dziewczyna- A ty jesteś?
- Dylan van Beckhoven.
- Charlotte Brown.
- Miło poznać.
- Mi również. Pochodzisz z Holandii?
- Nazwisko zawsze mnie zdradza- uśmiechnął się chłopak- Mój ojciec jest Holendrem. Ja urodziłem się w Ameryce.
- Fajnie. Wiesz, zawsze podobały mi się nazwiska z przedrostkiem "van", wydają się takie doniosłe i ważne.
- Chyba tylko w wymowie.
Oboje zaczęli się śmiać.
- O! To bliska przyjaciółka Natalie- Charlie wskazuje na przechodzącą Jackie- Może ona wie, co się z nią dzieje. Jackie!
- Co?- odpowiada dziewczyna.
- Wiesz gdzie jest Natalie?- pyta chłopak.
- No nie- przewróciła oczami Jakie- To znowu ty. Co się tak jej uczepiłeś?
- Chcę z nią pogadać. Powiedz mi gdzie jest.
- Dla ciebie na biegunie północnym.
- Przestań się zachowywać jak dziecko- westchnął Dylan- Powiesz mi co jest grane?
- Nie.
- Podaj mi jej adres?
- Nie.
- Mogłabyś powiedzieć jej...
- Mógłbyś nie ganiać za nią jak pies- przerwała mu Jackie.
- Bo co?
- Bo to żałosne.
- A twoje uganianie się za mną nie było żałosne.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Jesteś jeszcze gorsza niż myślałem. Nie ważne, sam sobie poradzę.
- Powodzenia!- rzuciła Jackie i ruszyła szybko w głąb korytarza.
Charlie stała na środku jeszcze przez chwilę, myśląc nad tym co tu właściwie zaszło.
- Chyba muszę znaleźć szkolne plotkary, bo już totalnie nie wiem co się dzieje w tej szkole- powiedziała do siebie i ruszyła w stronę klasy.
***
- Co to jest?
- Rysunek?- pyta niepewnie chłopak.
Pan Davis uderza go lekko w tył głowy. Następnie bierze kartkę i ją gniecie.
- A teraz?
- Zniszczony rysunek?
- Nie. To jest piłka. Wiesz czemu to piłka a nie rysunek?
- Nie.
- Bo nigdy nie była rysunkiem!- krzyknął pan Davis a potem usiadł za biurkiem- Słuchaj Tony...Nie wiem czemu ciągle do niej wracasz. Nie możesz tego robić. Za każdym razem jak robisz krok do przodu, potem kolejny i kolejny mam nadzieję, że w końcu dobiegniesz do mety. A ty stajesz i zawracasz. Czemu?
- To proste. Ona była moją pierwszą inspiracją i to dzięki niej rysuję.
- Masz rację. Była twoim początkiem. Ale dążysz do tego, żeby była i twoim końcem. I to niezbyt szczęśliwym. A mi się to nie podoba, bo ja lubię szczęśliwe zakończenia. Masz ogromny talent i zero pojęcia jak go wykorzystać. Ja też nie wiem jak to zrobić. Dlatego się na ciebie wydzieram. Jak ludzie są bezradni to krzyczą, wiesz?
Nauczyciel spojrzał na niego.
- Dlaczego ty nie krzyczysz Tony? Dlaczego nie wyrzucisz z siebie wszystkiego? Dlaczego nie przyznasz, że nie wiesz co robić? Dusisz to w sobie i ją rysujesz. Chowasz uczucia do środka i rysujesz. Nie o to w tym chodzi.
- A co jeśli tak mi łatwiej?
- Czy kiedykolwiek powiedziałem, że ma być łatwo? Nie! Ma być trudno jak cholera!
Chłopak spojrzał na nauczyciela i odłożył ołówek.
- Masz dosyć?
- Chyba tak.
- To po co przyszedłeś?
- Nie wiem...- spojrzał przez okno- Chyba myślałem, że potrafię krzyczeć.
- To wróć jak się nauczysz. Do widzenia.
- Myśli pan, że się nauczę?
- Tony... powiedziałem do widzenia, nie żegnaj.
- Jasne- uśmiechnął się lekko chłopak- Do widzenia.
Pan Davis po wyjściu Tony'ego również spojrzał przez okno i się uśmiechnął.
- Męczy mnie tak samo jak ty, Isabel.
***
Dean w każdej wolnej chwili przesiaduje z kilkoma członkami swojej ekipy, którzy chodzą do HS of Art & Design. Podczas przerwy na lunch próbują posklejać najlepsze układy w jeden, lecz wymaga to sporo pracy.
- A może ten fragment, którym wygraliśmy ostatnią bitwę- pyta Ron.
- Jest niezły, ale trzeba go zmodyfikować. Nie chcemy być powtarzalni- ocenia Dean.
- Jasne. Scott pewnie coś wymyśli.
- A co ty na to, żeby dołożyć trochę dancehallu?- pyta Gina.
- Nie będę trząsł tyłkiem- rzuca Ron.
- Nie ty głąbie. Harvey posłuchaj, mamy u nas parę dziewczyn. Inne ekipy myślą, że to nasza słabość, bo głównie składają się z facetów. Więc pokażmy im, że nasza rzekoma słabość jest ogromną siłą.
- Podoba mi się. Zacznijcie ćwiczyć coś dzisiaj.
- Się robi szefie.
- A gdzie do cholery jest Tony?
- Był jakiś przybity dzisiaj rano- odpowiada Ron- Może pisze poezję, żeby odreagować. Ja czasem tak robię.
- Stary- złapała go za ramię Gina- Jesteśmy ze sobą blisko i mówimy sobie o wszystkim. Proszę, nie róbmy tego więcej.
Oboje z Deanem wybuchli śmiechem.
- Mówiłem, że was nienawidzę?
- Jakieś sto razy- poklepał go plecach Dean- A teraz przepraszam, bo idę się płaszczyć przed moją dziewczyną.
Rose siedziała sama przy stoliku, czekając na Kate. To idealna sytuacja dla Deana, żeby pogadać z nią sam na sam. Kiedy chłopak podchodzi do stolika, Rose odzywa się pierwsza.
- Masz pięć pytań.
- Co?
- Zostały cztery.
- Mogę się przysiąść?
- Możesz. Tylko, że dwa miejsca dalej, bo jak się nadymam to zajmuję trzy naraz.
- Ciągle jesteś zła?
- Zadałeś już 3 bezsensowne pytania.
- Okej, jesteś zła.
- Bystrzak. Ale mi się trafiło.
- Przestaniesz?
- Zostało ci ostatnie pytanie.
- Wyjdziesz za mnie?
Rose popatrzyła na niego z przerażeniem.
- No co? Nie wiedziałem czy mam pięć pytań na całe życie czy tylko na tę rozmowę. Wolałem nie ryzykować- zaczął śmiać się Dean.
- Zabiję cię kiedyś- powiedziała Rose próbując zachować powagę, ale uśmiech sam cisnął jej się na usta.
- Trzeba było najpierw określić zasady- wzruszył ramionami chłopak.
- Mówisz o grze czy o nas?
- O obu- spojrzał na nią- Wiem, że schrzaniłem. I to nieźle. Ale taki już jestem. Moja ekipa, muzyka, streetdance, breakdance, kanciapa... to mój świat. Świat, który sobie zbudowałem i czuję się w nim niesamowicie. Jest dla mnie bardzo ważny. Co nie oznacza, że ty nie jesteś. Wiesz, że cię uwielbiam. Uwielbiam to jak tańczysz, chociaż myślisz, że tego nie doceniam. To jak się uśmiechasz, kiedy robię z siebie głupka. To jak przytulasz się do mnie kiedy jesteś smutna. To jak postrzegasz świat. To jak łatwo potrafisz mnie rozgryźć i zrozumieć co czuję. To jak potrafisz akceptować ludzi takimi jacy są. To jak lubisz innym pomagać. Zwłaszcza mi, z moją ekipą i z fotografią. Jesteś najlepszą rzeczą, która mogła mnie spotkać.
- Ale?
- Jakie ale?
- W filmach po takich głębokich monologach zawsze następuje jakieś ale, więc...
- Ale... - zaczął z poważną miną Dean i zaczął grzebać po kieszeniach- Cholera! Miałem zapisane to na kartce. No nic. Najwyżej pozostaniemy przy tym.
Rose spojrzała na niego i się uśmiechnęła. Dean odwzajemnił uśmiech.
- Jest ok?- złapał ją za dłoń.
- Wydaje mi się, że tak.
- To co? widzimy się dzisiaj w dziupli?
- Widzimy?
- Byliśmy umówieni na sesję.
- Chwila moment- Rose złapała się za brodę udając wielkiego myśliciela- Ta cała pogadanka była po to żebym nie była na ciebie zła i nie olała sesji?
- Jesteś ponad to słońce. I tak nie olałabyś sesji, bo jesteś cudowną dziewczyną- uśmiechnął się Dean, wstał i odchodząc dodał- Pogadanka była po to, żebyś nie miała skwaszonej miny na zdjęciach. To by totalnie popsuło mój projekt.
Dziewczyna złapała za jabłko leżące na stole i rzuciła w stronę Deana. Chłopak odskoczył na bok i jabłko złapał ktoś za nim.
- Mogłaś być bardziej oryginalna- spojrzał na nią z uśmiechem Dean- Na przykład strzelić do mnie strzałą amora.
- Uważaj, bo jeszcze trafię i polegniesz- rzuciła groźbę z uśmiechem.
- Tylko, żebyś tym razem trafiła właściwego- powiedział Harvey wskazując na chłopaka, który trzyma jabłko.
Rose przestało być do śmiechu. To był Tony.
Kate wychodzi przed dom. Ciepłe promienie słoneczne ogrzewają jej twarz i dodają wiele energii. Dziewczyna jak co dzień idzie sprawdzić skrzynkę pocztową. Robi to od kiedy pamięta. Kiedy była dzieckiem uwielbiała przynosić ojcu listy. Z uśmiechem i zaciekawieniem przyglądała się mu, gdy dostawał kolejne dotacje dla firmy albo pozyskiwał nowego partnera biznesowego. Cieszył się wtedy jak małe dziecko. A może raczej jak duże. W każdym razie był przez chwilę szczęśliwy. Przypominało jej to czasy, kiedy mama była jeszcze z nimi.
Dziewczyna otrząsnęła się z myśli, zaczęła przeglądać pocztę i głośno ją czytać.
-Kupony z McDonald's, ulotki z nowego sklepu odzieżowego, zaproszenie na warsztaty dla młodych DJ'ów, zniżka na buty " 2 w cenie 1". Mój, Boże, jakby ktoś potrzebował kupować jeden but- skomentowała z uśmiechem, lecz po chwili stanęła jak wryta.
- Hej kochanie- przywitał ją ojciec całując w czoło- Mieliśmy razem zjeść śniadanie, ale Ben dzwonił i ma dla mnie coś ważnego.
Mark wsiadł do swojego samochodu i patrzył na córkę. Kate ciągle stała w bezruchu i z otwartą buzią.
- Coś się stało?
- Tato, zawieź mnie do szpitala, bo zaraz dostanę zawału.
- Boże, o czym ty mówisz?!
- Aaaaaaaaaaa!- krzyknęła Kate z całych sił- Wzięli mnie!
- Kto? Co? Jak?- dopytuje się Mark.
- Przyjęli mnie na obóz dla muzyków. To znaczy dla DJ'ów.
Pan Brenwick odetchnął z ulgą, a potem się zaśmiał.
- Halo! To poważna sprawa- dziewczyna zajrzała przez okno samochodu- A ciebie to bawi.
- Nie to kochanie- uśmiechnął się jeszcze szerzej Mark- Jestem z ciebie dumny. Gratuluję.
- Czasem nie rozumiem twojego humoru- westchnęła dziewczyna- Ale i tak cię kocham.
- Ja ciebie też słonko. Do zobaczenia wieczorem.
- Pa.
Mark jeszcze przez chwilę patrzył jak jego córka odchodzi i znika za drzwiami ich wielkiego domu. Coraz bardziej przypomina swoją matkę. Mądra, przepiękna, urocza, odrobinę zaborcza i niesamowicie reagująca na dobre wieści. Pamięta, że kiedy oświadczył się Nadii, jej pierwszymi słowami było głośne "Aaaaaaaa!", a potem dopiero "Tak". To jedna z wielu rzeczy, które w niej uwielbiał. Miała swoje określone zachowania i nie obchodziło ją to, co pomyślą inni. Za to właśnie ją kochał. Nadal kocha.
***
Charlie jak każdego poranka wyskakuje z łóżka i włącza ulubioną muzykę. Idzie do łazienki, czesze się, szczotkuje zęby, robi delikatny make-up, wybiera ubranie, pakuje książki i schodzi na śniadanie. Jednak do jej porannego grafika wskoczyła jeszcze jedna czynność.
- "I jak się czuje piękna o poranku?"
- "Hej Andy, zrobiłam makijaż, więc już jestem piękna ;) dzięki, czuję się świetnie"
- "I bez malowania jesteś piękna"
- "Skąd wiesz, nie widziałeś mnie?"
- " Strzelam, a uwierz jestem w tym dobry"
- "To może nie powinieneś strzelać, tylko sam się przekonać"
- "?"
- "Myślałam ostatnio nad tym, że może moglibyśmy się spotkać, hmm?"
- "To chyba nie najlepszy pomysł"
- "Czemu?"
- "Mam mały problem z pokojem, jest u nas remont i wszystko jest w rozsypce"
- "No to umówmy się gdzieś na mieście. Albo u mnie"
- " Nie za bardzo mam czas"
- ";("
- "Ale za to mogę z tobą tu pogadać ;)"
- "Ok. Powiedzmy, że na razie to kupuję ;)"
-" No to w takim razie powiedz mi co sądzisz o tym:
Nie wiem ile razy liczyłem do dziesięciu. Nie wiem ile oddechów trzeba, aby uszło ze mnie wszystko. Chcę poczuć pustkę. Niestety powraca. Siła, której nie potrafię zatrzymać. Uderza nagle, wyrywając słowa z długiego monologu i daje się odczuć w każdym miejscu mojego umysłu i duszy. Słyszę mocniej to co na ogół nie jest słyszalne. Zamykam oczy i zbieram się do ataku. Pragnę wyrzucić z siebie wszystkie złe myśli. Wykrzyczeć, przeszyć złowrogim spojrzeniem, słowem zranić jak najmocniej się da, zniszczyć przyczynę mej złości. Wtedy zaczyna się walka. Walka z samym sobą. Najcięższa, najtrudniejsza, najbardziej wyczerpująca, najmocniejsza... Chociaż trwa kilka sekund, decyduje o tym, co pomyślę, co zamierzam, co zrobię... Wygrywa. Zło czy Dobro? Hałas czy Cisza? Krzyk czy Milczenie? Krzywda czy Pomoc? Cierpienie czy... Cierpienie? Ono zawsze będzie. Więc dlaczego mam całe wziąć na siebie? Albo obarczyć nim kogoś innego, aby ulżyć sobie? Nie potrafię odpowiedzieć. Nie potrafię podjąć decyzji. Bez względu na wybór, nie zniknie. Będzie tu ze mną, aby dać o sobie znać co jakiś czas. Nie pozwoli zapomnieć, tylko się wyciszy, aby potem, z jeszcze potężniejszą siłą,uderzyć i mnie opanować. Teraz jest przy mnie. Rodzi gniew, smutek, nienawiść i łzy... Odpowiedni moment? Wtedy pojawiasz się "Ty". Niesiesz ciepło, spokój, ukojenie, dobroć, uczucie, pomoc i radość. Zaczynam się śmiać, dając odejść "Tamtemu". Chcę, abyś "Ty" był zawsze, a "Tamto" nigdy nie wróciło. Masz tu swoje miejsce, w moim sercu, odkąd Bóg postanowił mi Cię zesłać.
I jak?"
- "O mój Boże! To jest niewiarygodne! Sam to napisałeś?!"
- "Sam ;)"
- "Przepiękne! Masz tego więcej?"
- "Nie, ale będę miał. Planuję pisać to dalej"
- "Masz na myśli coś jak książkę, tak? Bo to byłoby świetne!"
- "Może raczej opowiadanie lub historię, coś takiego"
- "Niemożliwe to jest! Cholera! ;) Nigdy nie mówiłeś, że piszesz"
- "Teraz mówię ;p"
- "Mogłeś się wcześniej pochwalić. Ale to nic, w nagrodę, że miałeś przede mną tajemnicę to chcę być pierwszą, która przeczyta całość"
- "Jasne ;) zwłaszcza, że byłaś inspiracją ;))"
- "Serio?! Z jakiego to powodu?"
- "No nie!"
- "Co?"
- "Nie zadawaj takich trudnych pytań, bo znowu zajmie mi cały dzień, żeby na nie odpowiedzieć. Nie opiszę tego w jednym zdaniu ;p"
- "Wariat!"
- "Wariatka!"
- "Hej, muszę już spadać do szkoły ;/"
- "Jasne, leć"
- "Zastanawiam się dlaczego ty nigdy nie spieszysz się do szkoły?"
- "Dziwne pytanie. Tacy utalentowani ludzie jak ja, nie chodzą do szkoły. Z resztą też by potrzeba całego dnia, żeby wytłumaczyć jakim geniuszem jestem"
- "Czy twoje ego mieści się jeszcze w pokoju? ;p"
- "Spokojnie, zrobiłem mu miejsce w garażu ;D"
- "Haha ^^, do zobaczenia wieczorem"
- "Pa, będę czekał"
***
- Hej, przepraszam. Szukam Natalie. Wiesz gdzie jest?
Rose obróciła się i spojrzała na chłopaka od góry do dołu. Nie miał bluzy ani swetra ze szkolnym logo. Na pewno się tu nie uczy. Był ubrany nieco niechlujnie, ale nazwać to można artystycznym nieładem. Jego blond loki przysłaniały czoło i niebieskie jak ocean oczy. Wyglądał nieporadnie, lecz można powiedzieć, że nawet uroczo.
- Masz na myśli Natalie Lawrance, tak?
- Jeśli tak się nazywa- uśmiechnął się delikatnie chłopak- Kruczoczarne włosy, niebieskie oczy, zgrabna, świetna tancerka.
- To ona- potwierdziła Rose.
- Wiesz gdzie ją znajdę?
- Pewnie gdzieś tutaj- dziewczyna pokazała ręką na główny plac szkoły.
- Świetnie. Dzięki wielkie...
- Rose.
- Tak, dzięki wielkie Rose.
- Nie ma za co...- odpowiedziała dziewczyna i zanim zdążyła zapytać o imię tego chłopaka, on już zniknął w tłumie uczniów- Nieznajomy.
- Hej! Czyżby nowy podryw?- Kate uniosła brew, witając się z przyjaciółką- Dlaczego tylu się wokół ciebie kręci, co?
- A co to niby ma znaczyć?
- No wiesz, Dean, Tony, Sam, a teraz ten koleś.
- Zapomniałaś o Jacku, moim pierwszym chłopaku- przyłożyła jej palec do czoła.
Obie zaczęły się śmiać.
- Szukał Natalie- powiedziała po chwili Rose.
- Oj, biedny nie ma szans- westchnęła Kate.
- Czemu?
- Bo to Natalie- przewróciła oczami przyjaciółka- która bawi się facetami, ale wszyscy wiedzą, że zależy jej na Winie.
- Co denerwuje ciebie- dodała Rose.
- Że co proszę?
- Nieważne- przytuliła ją do siebie- Musiałam się odegrać.
Obie dziewczyny ruszyły przez bramę szkoły.
- A! zapomniałabym- zaczęła Kate- Mam newsa.
- Jakiego?
- Słyszałaś o warsztatach dla "młodych i utalentowanych muzyków, zajmujących się muzyką klubową"?
- Masz na myśli "obóz z techno-mułami"?
- Tak- uśmiechnęła się dziewczyna- I zgadnij kogo tam zaproszono?
- Nie?!
- O, tak!
- O mój Boże! Gratulacje!
- Dziękuję, dziękuję, autografy później.
- Kiedy, gdzie, co, jak i ile cię nie będzie?
- Są w Europie. A dokładnie w Londynie. Co oznacza że....?
- Że?
- Że spędzę całe dwa tygodnie z Mattem, kretynko!- Kate uśmiechnęła się najszerzej jak potrafiła.
- No to podwójnie gratuluję! Pewnie się za nim stęskniłaś.
- I to jak! Od razu do niego zadzwoniłam. Oczekuje mnie w przyszły poniedziałek, ale ja wiem, że nie wytrzymam i polecę już w weekend.
- I mnie zostawisz na tak długi czas?- Rose zrobiła sztuczną, smutną minę.
- Nie łudź się, nie wyglądasz jak mały, smutny szczeniaczek.
- Ale przyznaj, że było blisko.
- Ani trochę- zaśmiała się Kate- A skoro mowa o samotności, to widzę samotnika na dwunastej.
Rose odwróciła się i zobaczyła Tony'ego zmierzającego w ich kierunku. Wyglądał inaczej. Jakby trochę przygnębiony, trochę nieobecny i bardzo zamyślony. Rose przypomniała sobie jak wczoraj świetnie się ze sobą dogadywali i postanowiła się przywitać.
- Hej, Tony!
Chłopak nawet nie zareagował i minął je jakby były duchami.
- To coś nowego- zdziwiła się Kate i spojrzała na przyjaciółkę.
- Na mnie nie patrz. Nie wiem o co chodzi. Wczoraj był rozgadany jak reporter telewizyjny.
- Wczoraj?
- Tak. Byliśmy tak jakby na spacerze.
- Na spacerze? A co na to Dean?
- Nic.
- Nic w sensie "nie przeszkadza mu to" czy nic "nawet o tym nie wie"?
- To drugie nic- spojrzała niewinnie Rose i dodała- To nic wielkiego, rozmawialiśmy o rysunkach.
- Skoro to nic wielkiego, to Dean może wiedzieć, mam rację?
- Chyba tak.
- Zwłaszcza po wczorajszej akcji w kanciapie.
- Skąd o tym wiesz?
- Dean do mnie dzwonił. Myślał, że jesteś u mnie, bo nie odbierałaś telefonu. O dziwo też nie wiedziałam, czemu- uniosła brew Kate- Teraz wiem.
- To była zwykła rozmowa.
- Rose, między tobą a Tonym nic nie jest zwykłe. To oczywiste. Ale musisz uważać, na to co robisz. Bo możesz kogoś niepotrzebnie lub niechcący zranić.
- Wiem- westchnęła dziewczyna- Z resztą, Tony i tak nie przywiązuje do tego wagi. Nie był oto dla niego nic ważnego. Sama widziałaś.
- Widziałam- Kate uśmiechnęła się pocieszająco do przyjaciółki i potem pomyślała- "Widziałam chłopaka, który walczy ze sobą, aby nie ulec, nie poddać się i nie spojrzeć Ci w oczy. Który nawet jak nie patrzy to widzi, widzi twoją duszę. I to go przeraża. Boi się być blisko. Boi się tego co czuje, kiedy jesteś w pobliżu. Boi się swojego pragnienia"
- Kate? Idziesz?- zawołała Rose będąc już przy drzwiach szkoły.
- Jasne.
***
April wychodzi z gabinetu Stevena rozpromieniona jak nigdy wcześniej. Cieszy się, że spotkała kogoś takiego. Nie może do końca uwierzyć, że kiedyś była najlepszą przyjaciółką najpopularniejszej dziewczyny w szkole, podziwianą przez wszystkich i uwielbianą, a teraz jest zwykłą dziewczyną i nigdy nie była bardziej szczęśliwa.
" Natalie za Stevena. Dobra wymiana"- pomyślała i uśmiechnęła się sama do siebie.
- Hej, co się stało, że tak się uśmiechasz?- zapytała przechodząc Charlie.
- Życie jest świetne- odpowiedziała April.
- Oookej- spojrzała na nią podejrzliwie dziewczyna- Wygrałaś na loterii kupę kasy?
- O wiele lepiej.
- Nowe ubrania? Buty? Biżuteria?
- Nie przeginaj. To były kiedyś moje powody do radości. A właściwie Natalie chciała, żeby były.
- Więc co?
- Nie mogę na razie o tym mówić, ale już niedługo- uśmiechnęła się- Powiedz lepiej jak idą sprawy z Louisem.
- Świetnie. Przyjęli go na okres próbny, żeby sprawdzić czy się nadaje. Ale to tylko formalność. Jest w tym dobry, więc na pewno go przyjmą.
- Nie mówię o domu dziecka głuptasie. Tylko o was.
- Co?- zapytała Charlie ze skrzywioną w grymasie miną.
- No, jak idą wasze sprawy.
- Nie mamy naszych spraw.
- Żartujesz, tak? Kiedy go nie spotkam ciągle o tobie mówi. Jak do niego dzwonię to ty jesteś głównym tematem rozmowy. Nic tylko, Charlie, Charlie, Charlie.
- Serio?
- Nie mów, że nie zauważyłaś.
- Nie bardzo- wzrusza ramionami dziewczyna.
- Zadzwoń do niego. Pogadajcie. Umów się z nim na randkę. To świetny chłopak.
- Wiem. Ale myślałam, że wy macie się ku sobie.
- Z pewnością! Jesteśmy po uszy w sobie zakochani i dlatego każę ci się z nim umówić. Brzmi całkiem logicznie, nie?- spojrzała lekko pogardliwie April i uśmiechnęła się- Zadzwoń.
Charlie się uśmiechnęła. Nie wie, co tak zmieniło April, albo kto, ale jest zdecydowanie lepszą osobą. Myślała, że ludzie nie mogą się zmienić. A jednak. Chociaż może zawsze taka była tylko znalazła kogoś kto pomógł jej to uzewnętrznić. W każdym razie ten kto to zrobił wykonał świetną robotę.
Jej rozmyślania przerywa zbliżający się do niej chłopak. Wygląda na sympatycznego.
- Przepraszam, szukam Natalie Lawrance. Znasz ją?
- Znam.
- A wiesz gdzie jest?
- Szczerze mówiąc nie widziałam jej dzisiaj, ale może się spóźni. To bardzo prawdopodobne w jej przypadku.
- Co masz na myśli?
- Nieważne- uśmiechnęła się dziewczyna- A ty jesteś?
- Dylan van Beckhoven.
- Charlotte Brown.
- Miło poznać.
- Mi również. Pochodzisz z Holandii?
- Nazwisko zawsze mnie zdradza- uśmiechnął się chłopak- Mój ojciec jest Holendrem. Ja urodziłem się w Ameryce.
- Fajnie. Wiesz, zawsze podobały mi się nazwiska z przedrostkiem "van", wydają się takie doniosłe i ważne.
- Chyba tylko w wymowie.
Oboje zaczęli się śmiać.
- O! To bliska przyjaciółka Natalie- Charlie wskazuje na przechodzącą Jackie- Może ona wie, co się z nią dzieje. Jackie!
- Co?- odpowiada dziewczyna.
- Wiesz gdzie jest Natalie?- pyta chłopak.
- No nie- przewróciła oczami Jakie- To znowu ty. Co się tak jej uczepiłeś?
- Chcę z nią pogadać. Powiedz mi gdzie jest.
- Dla ciebie na biegunie północnym.
- Przestań się zachowywać jak dziecko- westchnął Dylan- Powiesz mi co jest grane?
- Nie.
- Podaj mi jej adres?
- Nie.
- Mogłabyś powiedzieć jej...
- Mógłbyś nie ganiać za nią jak pies- przerwała mu Jackie.
- Bo co?
- Bo to żałosne.
- A twoje uganianie się za mną nie było żałosne.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Jesteś jeszcze gorsza niż myślałem. Nie ważne, sam sobie poradzę.
- Powodzenia!- rzuciła Jackie i ruszyła szybko w głąb korytarza.
Charlie stała na środku jeszcze przez chwilę, myśląc nad tym co tu właściwie zaszło.
- Chyba muszę znaleźć szkolne plotkary, bo już totalnie nie wiem co się dzieje w tej szkole- powiedziała do siebie i ruszyła w stronę klasy.
***
- Co to jest?
- Rysunek?- pyta niepewnie chłopak.
Pan Davis uderza go lekko w tył głowy. Następnie bierze kartkę i ją gniecie.
- A teraz?
- Zniszczony rysunek?
- Nie. To jest piłka. Wiesz czemu to piłka a nie rysunek?
- Nie.
- Bo nigdy nie była rysunkiem!- krzyknął pan Davis a potem usiadł za biurkiem- Słuchaj Tony...Nie wiem czemu ciągle do niej wracasz. Nie możesz tego robić. Za każdym razem jak robisz krok do przodu, potem kolejny i kolejny mam nadzieję, że w końcu dobiegniesz do mety. A ty stajesz i zawracasz. Czemu?
- To proste. Ona była moją pierwszą inspiracją i to dzięki niej rysuję.
- Masz rację. Była twoim początkiem. Ale dążysz do tego, żeby była i twoim końcem. I to niezbyt szczęśliwym. A mi się to nie podoba, bo ja lubię szczęśliwe zakończenia. Masz ogromny talent i zero pojęcia jak go wykorzystać. Ja też nie wiem jak to zrobić. Dlatego się na ciebie wydzieram. Jak ludzie są bezradni to krzyczą, wiesz?
Nauczyciel spojrzał na niego.
- Dlaczego ty nie krzyczysz Tony? Dlaczego nie wyrzucisz z siebie wszystkiego? Dlaczego nie przyznasz, że nie wiesz co robić? Dusisz to w sobie i ją rysujesz. Chowasz uczucia do środka i rysujesz. Nie o to w tym chodzi.
- A co jeśli tak mi łatwiej?
- Czy kiedykolwiek powiedziałem, że ma być łatwo? Nie! Ma być trudno jak cholera!
Chłopak spojrzał na nauczyciela i odłożył ołówek.
- Masz dosyć?
- Chyba tak.
- To po co przyszedłeś?
- Nie wiem...- spojrzał przez okno- Chyba myślałem, że potrafię krzyczeć.
- To wróć jak się nauczysz. Do widzenia.
- Myśli pan, że się nauczę?
- Tony... powiedziałem do widzenia, nie żegnaj.
- Jasne- uśmiechnął się lekko chłopak- Do widzenia.
Pan Davis po wyjściu Tony'ego również spojrzał przez okno i się uśmiechnął.
- Męczy mnie tak samo jak ty, Isabel.
***
Dean w każdej wolnej chwili przesiaduje z kilkoma członkami swojej ekipy, którzy chodzą do HS of Art & Design. Podczas przerwy na lunch próbują posklejać najlepsze układy w jeden, lecz wymaga to sporo pracy.
- A może ten fragment, którym wygraliśmy ostatnią bitwę- pyta Ron.
- Jest niezły, ale trzeba go zmodyfikować. Nie chcemy być powtarzalni- ocenia Dean.
- Jasne. Scott pewnie coś wymyśli.
- A co ty na to, żeby dołożyć trochę dancehallu?- pyta Gina.
- Nie będę trząsł tyłkiem- rzuca Ron.
- Nie ty głąbie. Harvey posłuchaj, mamy u nas parę dziewczyn. Inne ekipy myślą, że to nasza słabość, bo głównie składają się z facetów. Więc pokażmy im, że nasza rzekoma słabość jest ogromną siłą.
- Podoba mi się. Zacznijcie ćwiczyć coś dzisiaj.
- Się robi szefie.
- A gdzie do cholery jest Tony?
- Był jakiś przybity dzisiaj rano- odpowiada Ron- Może pisze poezję, żeby odreagować. Ja czasem tak robię.
- Stary- złapała go za ramię Gina- Jesteśmy ze sobą blisko i mówimy sobie o wszystkim. Proszę, nie róbmy tego więcej.
Oboje z Deanem wybuchli śmiechem.
- Mówiłem, że was nienawidzę?
- Jakieś sto razy- poklepał go plecach Dean- A teraz przepraszam, bo idę się płaszczyć przed moją dziewczyną.
Rose siedziała sama przy stoliku, czekając na Kate. To idealna sytuacja dla Deana, żeby pogadać z nią sam na sam. Kiedy chłopak podchodzi do stolika, Rose odzywa się pierwsza.
- Masz pięć pytań.
- Co?
- Zostały cztery.
- Mogę się przysiąść?
- Możesz. Tylko, że dwa miejsca dalej, bo jak się nadymam to zajmuję trzy naraz.
- Ciągle jesteś zła?
- Zadałeś już 3 bezsensowne pytania.
- Okej, jesteś zła.
- Bystrzak. Ale mi się trafiło.
- Przestaniesz?
- Zostało ci ostatnie pytanie.
- Wyjdziesz za mnie?
Rose popatrzyła na niego z przerażeniem.
- No co? Nie wiedziałem czy mam pięć pytań na całe życie czy tylko na tę rozmowę. Wolałem nie ryzykować- zaczął śmiać się Dean.
- Zabiję cię kiedyś- powiedziała Rose próbując zachować powagę, ale uśmiech sam cisnął jej się na usta.
- Trzeba było najpierw określić zasady- wzruszył ramionami chłopak.
- Mówisz o grze czy o nas?
- O obu- spojrzał na nią- Wiem, że schrzaniłem. I to nieźle. Ale taki już jestem. Moja ekipa, muzyka, streetdance, breakdance, kanciapa... to mój świat. Świat, który sobie zbudowałem i czuję się w nim niesamowicie. Jest dla mnie bardzo ważny. Co nie oznacza, że ty nie jesteś. Wiesz, że cię uwielbiam. Uwielbiam to jak tańczysz, chociaż myślisz, że tego nie doceniam. To jak się uśmiechasz, kiedy robię z siebie głupka. To jak przytulasz się do mnie kiedy jesteś smutna. To jak postrzegasz świat. To jak łatwo potrafisz mnie rozgryźć i zrozumieć co czuję. To jak potrafisz akceptować ludzi takimi jacy są. To jak lubisz innym pomagać. Zwłaszcza mi, z moją ekipą i z fotografią. Jesteś najlepszą rzeczą, która mogła mnie spotkać.
- Ale?
- Jakie ale?
- W filmach po takich głębokich monologach zawsze następuje jakieś ale, więc...
- Ale... - zaczął z poważną miną Dean i zaczął grzebać po kieszeniach- Cholera! Miałem zapisane to na kartce. No nic. Najwyżej pozostaniemy przy tym.
Rose spojrzała na niego i się uśmiechnęła. Dean odwzajemnił uśmiech.
- Jest ok?- złapał ją za dłoń.
- Wydaje mi się, że tak.
- To co? widzimy się dzisiaj w dziupli?
- Widzimy?
- Byliśmy umówieni na sesję.
- Chwila moment- Rose złapała się za brodę udając wielkiego myśliciela- Ta cała pogadanka była po to żebym nie była na ciebie zła i nie olała sesji?
- Jesteś ponad to słońce. I tak nie olałabyś sesji, bo jesteś cudowną dziewczyną- uśmiechnął się Dean, wstał i odchodząc dodał- Pogadanka była po to, żebyś nie miała skwaszonej miny na zdjęciach. To by totalnie popsuło mój projekt.
Dziewczyna złapała za jabłko leżące na stole i rzuciła w stronę Deana. Chłopak odskoczył na bok i jabłko złapał ktoś za nim.
- Mogłaś być bardziej oryginalna- spojrzał na nią z uśmiechem Dean- Na przykład strzelić do mnie strzałą amora.
- Uważaj, bo jeszcze trafię i polegniesz- rzuciła groźbę z uśmiechem.
- Tylko, żebyś tym razem trafiła właściwego- powiedział Harvey wskazując na chłopaka, który trzyma jabłko.
Rose przestało być do śmiechu. To był Tony.
Subskrybuj:
Posty (Atom)