środa, 29 stycznia 2014

Episode 34: I love you

W momencie, kiedy znajdziecie link do piosenki, odtwórzcie ją i przeczytajcie ostatnią scenę. Można się lepiej wczuć w atmosferę i to nieźle działa na wyobraźnię.


- Dlaczego ten widok mnie nie dziwi- powiedział Brian stojąc przed celą, w której Tony spędził noc- Chociaż zawsze myślałem, że to Win albo Dean wpakują cię w tarapaty.
- Będziesz się tak nade mną pastwił czy może pomożesz mi stąd wyjść?- uniósł głowę.

Wtedy Brian zobaczył jego podbite oko i spoważniał.

- Jak się czujesz?
- Boli mnie głowa, ale to pewnie od tego przeklętego miejsca.

Wtedy przyszedł strażnik, otworzył celę i powiedział:

- Chciałbym już cię tu nigdy nie widzieć.
- I wzajemnie- rzucił Tony.

Kiedy obaj wsiedli do auta Brian pierwszy się odezwał:

- Masz szczęście, że jestem pełnoletni i nie musiałeś wzywać rodziców.
- Rodzica- poprawił go Tony.
- Co?
- Nieważne- spojrzał przez okno- Będę miał przez to jakieś problemy?
- Nie. Założyli ci co prawda teczkę, ale masz w niej tylko ten wybryk. Poręczyłem za ciebie, że się w nic nie wpakujesz. Podpisałem jakieś papierki i tyle.
- Dzięki.
- Tony, co ty właściwie tam robiłeś?
- Nie powiedzieli ci?
- Tak. Powiedzieli. Niszczenie mienia, zakłócanie porządku i napad na policjanta.
- No właśnie.
- A jak było naprawdę?
- Możemy o tym teraz nie rozmawiać?- Tony spojrzał na brata.
- Jasne. Jak chcesz.
- Gdzie jedziesz?
- Wiozę cię do szpitala.
- Po co? Przecież nic mi nie jest.
- Po tym co widzę, to dostałeś niezły łomot. A do tego boli cię głowa. Możesz mieć wstrząs mózgu.
- Daj spokój... Mamo- uśmiechnął się Tony- Zawieź mnie do domu.
- Nie ma opcji. Ja cię stamtąd wyciągnąłem, więc ja decyduję co z tobą zrobić, jasne?
- Jak chcesz.

Gdy przejeżdżali przez centrum, Brian skręcił w uliczkę, którą Tony dobrze znał. A właściwie znał ją od wczoraj. To tutaj tworzyli graffiti. Jednak coś się zmieniło. Rysunek Rose był dokończony. Wczoraj, kiedy przyjechała policja była go tylko połowa. Dzisiaj jest cały. Niemożliwe, żeby była tak nierozsądna, żeby tu wrócić i go dokończyć. Był zły a zarazem zafascynowany. Tylko czym? Odwagą? Lekkomyślnością? Wtedy wyobraził sobie, co by było gdyby przyjechał kolejny patrol i ją zgarnął. Czułby się niewyobrażalnie winny. Tak też czuje się teraz. Bo to on ją do tego namówił. Jest zły na siebie i na całą tę sytuację. Zastanawia się też co Rose teraz przeżywa.

***

Wieści o ciąży Natalie roznoszą się w piorunującym tempie. Każdy o tym mówi i nie dziwne, że ta wiadomość dotarła też do dyrekcji szkoły. Natalie została zaproszona na rozmowę.

- Panno Lawrance, doszły mnie słuchy o wielkiej zmianie w twoim życiu. Wiesz o czym mówię?
- Nie inaczej.
- Potwierdzasz tę informację?
- Tak- powiedziała z pewnością dziewczyna, co trochę zdziwiło dyrektora.
- Rzadko mamy takie przypadki w naszej szkole. Dlatego poszukamy odpowiedniego rozwiązania.
- A dokładniej?
- Natalie, twój stan nie będzie ci pozwalał na uczestniczenie w zajęciach wymagających sprawności fizycznej. Dlatego myślę, że powinnaś zrobić sobie rok przerwy. A kiedy już wszystko sobie poukładasz to wrócisz do szkoły.
- Jednak chciałabym skończyć ten rok.
- Rozumiem. A jak chcesz to zrobić?
- Część zajęć zaliczę po prostu szybciej. Nie oszukujmy się, ale poziom mojego tańca jest o wiele lepszy niż reszty mojej klasy. Z pewnością kilka egzaminów mogę zaliczyć do przodu. A te, których nie zdążę, zaliczę po urodzeniu dziecka i oczywiście odpoczynku. Prawdopodobnie w 3 klasie.
- Myśli pani, że to rozsądne?
- Rozmawiałam o tym z lekarzem, termin mam na początek lipca, ale z uwagi na to, że jestem bardzo młoda to urodzę wcześniej. Więc pewnie będzie to czerwiec. A przez wakacje wydobrzeję i będę mogła normalnie zacząć 3 klasę.
- No skoro jest pani pewna i wierzy w swoje możliwości, nie pozostaje mi nic innego jak tylko się zgodzić.
- Dziękuję.
- Tak więc proszę już dowiedzieć się, które egzaminy jest pani w stanie zaliczyć. Ja również porozmawiam z nauczycielami i trenerami, aby rozpatrzyli twój przypadek jako szczególny.
- Dziękuję raz jeszcze.
- Zmykaj już na zajęcia.
- Do widzenia.
- Do widzenia.

***

- Wyglądasz jak siedem nieszczęść- komentuje Kate, siadając przy stoliku.
- Dosłownie- dodaje Jo- Co ci jest?
- Wczoraj- zaczęła Rose- Miałam najgorszy dzień w historii najgorszych dni.
- To znaczy?
- Tony'ego zgarnęła policja. Przeze mnie- spuściła głowę.
- Boże! Dlaczego?
- Podwoził mnie do domu i wpadł na pomysł, żebyśmy zrobili gdzieś graffiti. Ja go namówiłam, żeby zrobić to w centrum. Uprzedzał mnie, że jest tam dużo policji. Jednak nie dałam za wygraną- westchnęła- No i nas złapali. Właściwie to mnie. Tony był kilka metrów przede mną i zdążyłby uciec, ale po mnie wrócił. Przyłożył policjantowi, który mnie trzymał i wtedy się wyrwałam. Ale drugi za to złapał jego. Tony kazał mi uciekać. No i zwiałam- łza spłynęła jej po policzku.
- Chodź tu- przytuliła ją Jo.
- Widziałam jak go biją i bałam się cokolwiek zrobić.
- Czy ty postradałaś rozum?!- krzyknęła Kate, aż kilkoro uczniów spojrzało w ich stronę.
- Przestań. Nie widzisz, że jest przybita.
- Co ci strzeliło do głowy? Przecież ty jesteś ta rozsądna, pamiętasz? Ja jestem od bójek i pyskowania. Nie ty.

Wtedy przysiada się do nich Brian.

- Nie uwierzycie jaki miałem dziś poranek.
- Musiałeś pojechać po Tony'ego, który był w pace- odpowiedziała Kate.
- Skąd to wiesz?- zdziwił się.

Wtedy dziewczyna wskazała na załamaną Rose.

- Co z nim?- zapytała.
- Zawiozłem go do szpitala. Powiedzieli, że zrobią parę badań, ale wypuszczą go do wieczora do domu- odpowiedział i spojrzał na nią podejrzliwie- Ciekawi mnie, skąd ty wiesz, że go zamknęli?
- Byłam tam.
- Co? Tony nic o tobie nie mówił.
- Byłam tam razem z nim.
-To dlaczego ty jesteś tu a on tam? W dodatku z podbitym okiem.
- Bronił mnie.
- Przed kim? Przed policjantami?- zaśmiał się w złości Brian.
- Przestań- próbowała uspokoić go Jo.
- Co robiliście?
- Słucham?
- Pytam się co robiliście, że pojawił tam się radiowóz?
- Graffiti.
- Poszliście sobie pobazgrać po budynkach, jacy wy jesteście odważni- spojrzał na nią złowrogo.
- Brian, przecież nie wiedziałam, że tak będzie- tłumaczy Rose.
- Nawet jeśli nie wiedziałaś, to kiedy już po was przyjechali, mogliście się po prostu poddać. Zamiast tego, ty uciekłaś, a jego pobili. Bardzo mądrze.
- Dobrze ci jest mówić, bo cię tam nie było.
- Ważne, że jestem jak mu trzeba pomóc. Na mnie przynajmniej może liczyć.

Te słowa uderzyły w nią jak najmocniejszy cios pięścią. Łzy zakręciły jej się w oczach, lecz zacisnęła powieki i wstała od stołu. Zarzuciła torbę na ramię i wybiegła ze stołówki.

***

Charlie chciała przedstawić Andy'ego rodzicom, dlatego zaprosiła go do siebie. Kiedy państwo Brown go zobaczyli, nie byli zbytnio zachwyceni, że ich córka spotyka się z niepełnosprawnym chłopakiem. Co prawda są życzliwymi i bardzo pomocnymi ludźmi. Udzielają się w fundacjach i pomagają biednym. Ale dla swojej córki, chcieli czegoś innego. Pełnej, zdrowej rodziny, a ten chłopak może być przeszkodą. Jednak, gdy tylko zasiedli do stołu znaleźli wspólny język z Andym. Wydawał się być taki rozważny i przede wszystkim sprawiał, że na twarzy ich córki pojawiał się promienny uśmiech. Wtedy uświadomili sobie, że może to ich nazywają ludźmi o wielkim sercu, ale Charlie ma je dziesięciokrotnie większe.

- Chyba nie było tak źle- powiedział chłopak, gdy byli już sami w pokoju Charlie.
- Wiedziałam, że cię polubią.
- Nie udawaj. Byłaś równie przerażona jak ja.
- No i to straszne- zaczęła się śmiać z samej siebie- Ale daliśmy radę.
- Mimo wszystko, cieszę się, że tu przyszedłem. I wiesz co?
- Co?- zapytała z uśmiechem.
- Chyba jestem gotowy poznać twoich przyjaciół.
- Czy to oznacza, że pojedziesz z nami w góry?
- Dokładnie to.

Dziewczyna podeszła do niego i usiadła mu na kolanach. Popatrzyła na niego z tą fascynacją z jaką miała zwyczaj to robić i go pocałowała. Wtedy usłyszeli pukanie do drzwi.

- Tak?
- Kochanie, masz jeszcze jednego gościa- powiedziała mama.
- Mogę?- zapytał znajomy głos.

Charlie zerwała się na równe nogi i podeszła do drzwi. Kiedy je otworzyła, stał w nich uroczy chłopak z bukietem kwiatów.

- Louis!- krzyknęła i rzuciła mu się na szyję.
- Cześć Charlie.
- To jest Andy- przedstawiła ich sobie dziewczyna.
- Czyli to ten Louis, o którym się tyle nasłuchałem?- podał mu rękę Andy.
- We własnej osobie. A ty pewnie jesteś tym chłopakiem z czatu.
- Dokładnie.
- Fajnie, że już ustaliliście, który jest który- uśmiechnęła się Charlie i dodała- Co tutaj robisz?
- Przypominam ci, że jesteś organizatorem zbiórki świątecznej.
- Pamiętam o tym.
- Jasne- przewrócił oczami Louis.
- Pamiętam- śmieje się sama z siebie Charlie.
- Chyba ktoś za bardzo zaprząta ci głowę.
- Masz z tym jakiś problem?- spojrzał na niego poważnie Andy.
- Wyluzuj, żartuję sobie.
- Nie podoba mi się twoje poczucie humoru.
- Andy!- upomniała go Charlie.
- No co? Mówię co myślę.
- Nie musisz być przy tym taki niemiły.
- Mogłaś powiedzieć, że masz randkę z jakimś gogusiem. Nie potrzebnie tu przychodziłem- chłopak się zdenerwował i ruszył do drzwi.
- Jeśli myślisz, że za tobą pobiegnę, to się grubo mylisz- rzuciła Charlie.

Andy nic nie odpowiedział i wyjechał z pokoju.

- Co się właśnie stało?- zapytał skołowany Louis.
- Ma trudny charakter i podejrzewam, że jest zazdrosny.
- O mnie?
- Wpadasz tu taki ładnie ubrany, twoje perfumy czuć wszędzie i do tego z bukietem- spojrzała na niego Charlie- Każdy byłby zazdrosny.
- Chcesz mi w ten sposób powiedzieć, że jestem przystojny?- uśmiechnął się chłopak.
- Przestań- spojrzała na niego.
- Mogę o coś spytać?
- Jasne.
- Dlaczego ci na nim zależy? Bo z tego co widać to jest, użalającym się nad sobą, dupkiem.
- Nie jest. Po prostu strasznie przeżywa to, że nie jest dla mnie odpowiedni. Postaw się na jego miejscu. Dzisiaj poznał moich rodziców i co prawda przekonał ich do siebie, ale oni bardzo często wspominali o tobie. Widziałam jak go to boli. A teraz przychodzisz tu taki odpicowany i...
- Na nogach?
- Tak- odpowiedziała, ale śmiech sam cisnął jej się na usta.

Oboje spojrzeli po sobie.

- Widocznie coś w nim jest, że tak go lubisz.
- Jest. Dużo dobrych rzeczy, ale schowanych za bólem i żalem. Powoli staram się to odkrywać.
- Nie czujesz, że bierzesz na siebie zbyt wiele?
- Halo? Poznałeś mnie? Zawsze tak robię. Biorę na siebie tyle rzeczy, że potem ledwo potrafię je udźwignąć.
- Zdążyłem się przekonać- uniósł kącik ust.

Charlie podeszła do szały i wzięła płaszcz.

- Powiedziałaś, że za nim nie pobiegniesz.
- Tak. Bo tym tempem, którym on jeździ, to wystarczy, że pójdę- uśmiechnęła się szeroko.
- To powodzenia- rzucił gdy wyszła z pokoju.

Potem spojrzał na kwiaty które jej przyniósł. Leżały na biurku. Nawet na nie nie spojrzała. Nie mówiąc już o nim. Potrafi patrzeć na niego tylko jak na przyjaciela. Więc jak ma wyznać najcudowniejszej dziewczynie jaką zna, że się w niej zakochał?

***

- Witam gwiazdora- Alice wpadła do pokoju Deana jak burza.
- Cześć Robert- spojrzał na nią i dodał- Czy kiedykolwiek przyjdzie tak wspaniały i radosny dzień, w którym twoja osoba pomyśli, że warto czasem spróbować wykorzystać taką cechę jaką jest kultura i postąpić jak cywilizowany człowiek i... zapukać?
- Dobrze się czujesz?- uniosła brew kumpela i skoczyła na łóżko.
- Całkiem nieźle.
- To dobrze, bo mam ochotę coś zrobić.
- Co?
- Całować się- wyszczerzyła zęby.
- A tak serio?
- A tak serio, to cholernie mi się nudzi. Siedziałam w swoim pokoju i sobie pomyślałam: " Boże, jaka nuda. Wiesz co Alice? Z pewnością Dean jest twoim lekarstwem na nudę". No i oto jestem.
- Czy ty coś brałaś?- popatrzył na nią.
- Jeszcze nie- uśmiechnęła się dziewczyna- Ale jestem otwarta na propozycje.
- Niestety żadnych nie mam.
- Chodź tu- poklepała ręką łóżko.

Chłopak się podniósł z krzesła i położył obok. Alice się do niego przytuliła.

- I jak?
- Całkiem, całkiem.
- Widzisz- spojrzała na niego- Ja zawsze wiem co jest dobre.

Wtedy dziewczyna położyła się na boku i mu się przyglądała. Patrzył w sufit. Był taki piękny w tej wyciągniętej koszulce, w dresie i poczochranych włosach. Kiedy o nim myślała, serce zaczynało jej bić mocniej.

- Dean?
- Co?

Alice nic się nie odezwała. Wtedy on obrócił się w jej stronę.

- Co?- powtórzył.
- Myślę, że...tak jakby się w tobie...

Wtedy usłyszeli krzyk mamy Deana.

- Dean! Ktoś do ciebie!
- Zaraz wracam- rzucił i wyszedł z pokoju.

- Serio? Teraz?- pomyślała Alice, w momencie gdy chciała powiedzieć co do niego czuje.

Wtedy do pokoju wpadła mała Katie i wskoczyła na łóżko.

- Hej śliczna.
- Cześć Alice. Pobawisz się ze mną lalkami?
- Jasne. Tylko najpierw pogadam z twoim bratem, ok?
- On wychodzi na randkę, ale ciiii- wyszeptała Katie i położyła palec na ustach.

Do pokoju wrócił Dean i ruszył od razu do szafy. Zaczął przerzucać ubrania. Wyciągnął dwie koszulki. Zaczął przykładać do siebie.

- Katie- zwrócił się do siostry- Ta czy ta?
- Biała.
- A bluza?
- Czarna.
- Dzięki.
- Mogę wiedzieć co się tu dzieje?- Alice uniosła dwa palce w górę, jak w szkole.
- Wychodzę.
- Dokąd?
- Do kina.
- I chcesz mnie tu zostawić samą?
- Nie- uśmiechnął się Dean- Z Katie.
- Zabawne. A z kim idziesz?
- Przepraszam, czy my braliśmy ostatnio ślub? Bo zachowujesz się jak zazdrosna żona.
- W sumie to braliśmy. W piaskownicy. 10 lat temu.
- Ten się nie liczy- podszedł i pocałował Katie- Na razie.
- A szkoda- powiedziała do siebie Alice- Katie- zwróciła się do niej- leć na zwiady i zobacz z kim wychodzi.

Dziewczynka pobiegła i wróciła po kilkunastu sekundach.

- I co?
- Uuuuuuu- zaśmiała się Katie.
- Aż taka ładna?- skrzywiła się Alice.
- Bardzo ładna.

Alice podbiegła do okna, żeby zobaczyć jak wsiadają do samochodu. Zobaczyła ładną dziewczynę, która wdzięcznie uśmiechała się do Deana. Spostrzeżenie pierwsze: To nie Rose. Spostrzeżenie drugie: Musi być tu nowa, bo Alice przecież zna wszystkie fanki Deana.

- Wiesz jak się nazywa?- Alice odwróciła się do Katie.
- Jak ci powiem to pobawisz się ze mną?
- Tak.
- Cassie.

***

Sam i Matt mają ostatni mecz w tym roku. Obaj świetnie się dogadują, zarówno na boisku, jak i poza nim. Jako wierny kibic na meczu pojawia się też Kate.

- Hej- podbiega do niej Matt- Gdzie reszta?
- Jo z Brianem dzwonili, że zaraz będą.
- A Rose?- pyta podchodząc Sam.
- Rose ma dzisiaj ciężki dzień, więc raczej się nie pojawi.
- Przez to aresztowanie- stwierdził Sam.
- Skąd o tym wiesz?
- Dzwoniła do mnie wczoraj. Zawsze dzwoni jak ma problemy. Szkoda, że jestem jej tylko potrzebny jak ona czegoś chce. Kiedy ja o coś proszę, zawsze jest coś ważniejszego ode mnie.
- Na pewno tak nie jest.
- Tak? A widzisz ją gdzieś tutaj?
- Zrozum, że to naprawdę jest poważna sprawa.
- Wiem. Ale mogłaby czasem pomyśleć o przyjacielu.
- Zasugeruję jej to. Spokojna twoja głowa.

Wtedy do nich zbliżają się Jo, Brian i nikt inny jak Melissa.

- Dotarliśmy na czas- odezwał się Brian.
- Macie szczęście- odpowiedział mu Matt.
- Shane! Larsen! Do mnie!- krzyknął trener.
- Chyba musimy się zbierać- powiedział Sam i puścił oko do Melissy- Miło cię widzieć.
- Powodzenia- odpowiedziała dziewczyna.
- Nie ma Rose żeby to powiedziała- Kate zaczęła szeptać na ucho Jo- Więc ja to powiem: Zaraz zwymiotuję.

Jo ze śmiechem, złapała Briana za rękę i ruszyli na trybuny. Kiedy znaleźli miejsca, Kate zapytała:

- Co ona tu robi?
- Była u Briana jak wychodziliśmy, więc zabraliśmy ją ze sobą.
- Och, wy dobre dusze. A co z Cassie?
- Wyszła.
- Wow. A z kim?
- Nie chciała powiedzieć- przymrużyła oczy Jo- To trochę podejrzane.
- Myślę, że trzeba będzie to z niej wyciągnąć- stwierdziła Kate.
- I nawet wiem jak. Zorganizuję nocowanie. To zawsze sprzyja zwierzeniom.
- O tak. Jest o czym gadać.
- A propos gadania. Rozmawiałaś z Rose?
- Nie odbiera ode mnie telefonów- pokręciła głową Kate.
- Ode mnie też nie.
- Nie dziwię się jej. Też bym nie chciała z nikim gadać, jakbym coś takiego przeżyła.
- Do tego strasznie przejmuje się Tonym.
- Gdyby to przeze mnie zamknęli Matta na nockę to...-zastanowiła się i dodała- W sumie to nie chcę myśleć co bym zrobiła. Albo co on by zrobił.
- Tony jest inny -stwierdziła Jo- Skoczyłby za nią w ogień i jeszcze powiedział, że jest mu tam ciepło.
- Zakochany kretyn- skomentowała Kate i spojrzała na przyjaciółkę- Ale cudny kretyn.
- Nie musisz mi mówić, chodzę z jego bratem- uśmiechnęła się Jo.
- Nie mają może jeszcze jednego brata?
- Tak szczerze to można by podpiąć Wina do rodziny, jak tak bardzo chcesz- zaczęła się śmiać.
- Ty i te twoje żarciki- Kate uszczypnęła ją za policzek.
- Przyszłyście na mecz czy na plotki?- odezwał się Brian.
- Pozwól, że nie odpowiem na to pytanie, bo odpowiedź z pewnością cie zawiedzie- wyszczerzyła zęby Kate.
- Nigdy więcej, meczu z babami- westchnął.
- Wiesz Jo, twój facet to szowinista.

 Brian popatrzył na Kate z zażenowaniem. Potem spojrzał na Jo i z uśmiechem powiedział:

- Jak ty możesz ją lubić?
- Ja ciebie też Brian- Kate wysłała mu buziaczka.

Wtedy pod trybuny podbiega Matt:

- Kate! Ta bramka była dla ciebie!
- Super! Świetna! Jesteś najlepszy!
-Czy ty w ogóle widziałaś jak zdobył te punkty?- zapytał Brian.

Wtedy wszystkie, łącznie z Melissą, spojrzały na niego i powiedziały chórem:
- A kogo to obchodzi?!

***

Rose łapie telefon i wykręca numer Wina.

- Cześć kryminalistko.
- Cześć. Co robisz?
- Wybieram się do twojego wspólnika z mafii.
- Jak wyjdziesz od niego, to możesz do mnie zadzwonić?
- Po co?
- Powiesz mi co z nim. Jak się czuje i jak bardzo mnie teraz nie cierpi.
- A co stoi na przeszkodzie, żebyś osobiście to sprawdziła?
- Wydaje mi się, że nie chce mnie widzieć.
- No ja ci tego nie powiem.
- Win, proszę?
- Co Win? Albo przyjdziesz albo nic nie będziesz wiedziała?
- To przyjedź po mnie i pojedziemy razem.
- O nie, nie, nie kochanie. Nabroiłaś, to teraz to napraw.
- Chyba się boję.
- Kogo? Tony'ego? Czy kiedykolwiek był na ciebie zły? Albo krzyczał?
- No w sumie nie.
- No właśnie. To dzisiaj się przekonasz jak potrafi się drzeć- zaśmiał się Win.
- Możesz mnie nie dobijać?
- Dam ci znać, jak od niego wyjdę. Sama zdecydujesz, czy chcesz tam iść.
- Dobra. Na razie.
- Pa. A! Rose?
- Co?
- Przestań już handlować w szkole, bo ktoś cię sypnie glinom.
- Pa Win!- uśmiechnęła się do słuchawki.

***

- Jak ci się podobało?- zapytała Cassie, gdy wyszli z kina.
- Powiem ci, że mnie zaskoczyłaś.
- Czemu?
- Kiedy uparłaś się, że wybierasz film, spodziewałem się raczej komedii romantycznej. A to- wskazał na jeden z plakatów- było ekstra.
- To teraz twoja kolej.
- Na co?
- Możesz wybrać miejsce, gdzie spędzimy resztę wieczoru.
- Wiesz, chyba na dzisiaj mi wystarczy.
- Jak chcesz- wzruszyła ramionami dziewczyna- W takim razie zostawiam cię z nimi.
- Że co?
- Siema Harvey!- klepnął go w plecy Scott.

Dean odwrócił się i zobaczył członków swojej ekipy. Wszyscy się z nim witali i byli podekscytowani.

- Co wy tu robicie?
- Robimy wjazd całą ekipą do jakiegoś klubu- wyjaśnił mu Nate i przyłożył palec do jego klatki piersiowej- A ty idziesz z nami.
- Ostatnio byłeś przybity i chcieliśmy cię pocieszyć- dodała Gina.
- A że nie dało się wyciągnąć cię z domu, nawet siłą, użyliśmy podstępu- uśmiechnął się Ron.
- Więc jak? Idziesz?- zapytała Jenna.

Wszyscy tancerze mu się przyglądali. Dean się zastanawiał, budząc napięcie wśród grupy.

- No dobra- zgodził się.
- Yeeeeeaaahh! Harvey! Dziś będzie Noise!- krzyczeli jeden przez drugiego.

Dean był roześmiany jak nigdy. Przypomniał sobie ile mu ci ludzie sprawiają radości. Zawsze z nim są. Jak członkowie rodziny. Wtedy obrócił się w stronę Cassie. Stała po drugiej stronie ulicy i im się przyglądała.

- Zaraz wracam- rzucił i pobiegł do dziewczyny- Hej. Nieźle to uknuliście.
- Nie zaprzeczę.
- Chwila? Ten cały bajer w szkole to był podstęp?
- Może...
- Ale skąd wiedziałaś, że się z tobą umówię?
- Nie wiedziałam- uśmiechnęła się- Liczyłam na to, że może jestem dziewczyną, która jest w stanie zainteresować takiego chłopaka jak ty.
- Jak widać jesteś- spojrzał na nią z ciekawością- Dołączysz do nas?
- Nie. Wiesz, chyba na dzisiaj mi wystarczy- powtórzyła jego słowa, wywołując u niego uśmiech.
- Na pewno?
- Tak. Na pewno. To twoja ekipa, która za tobą tęskni. Nie jestem osobą, która powinna stawiać barierę między tobą a nimi. Oni to twoje życie. Które szanuję i którym powinieneś się cieszyć.
- Dzięki.
- Powiedz im, że jakby mnie jeszcze kiedyś potrzebowali to z chęcią pomogę.

Wtedy podjechała taksówka i Cassie do niej wsiadła. Dean patrzył jak odjeżdża. Dziwne. Myślał, że to jedna z tych lasek, która pragnie być jego dziewczyną, tylko dla popularności no i jego ładnej buzi. Okazuje się jednak, że zależy jej na tym, żeby był szczęśliwy. A co więcej, jest kimś, kto jednoczy go z ekipą, gdy Rose była tą, która go od nich oddaliła. Może jest jeszcze szansa na wyleczenie się z Rose?

- Hej Harvey! Rusz się!- krzyki tancerzy rozmyły jego myśli.

***

Rose postanowiła przyjechać do Tony'ego. Strasznie się bała w jakim stanie i nastroju go zastanie. Może łatwiej jej będzie jeśli Win będzie razem z nimi. Na podjeździe stała jego limuzyna. Dobry znak. Kiedy podeszła pod drzwi, nie mogła zmusić się, żeby nacisnąć dzwonek. W tym momencie drzwi same się otworzyły. Staną w nich Win.

- O proszę, kogo tu przywiało. Przyszłaś omówić kolejny skok?
- Tak bardzo cię to bawi?
- Nawet sobie nie wyobrażasz- śmiał się dalej Win.
- Jak on się czuje?

Win przesunął się na bok i wskazał ręką wnętrze domu.

- Jest cały twój. Sama zapytaj. Powodzenia- rzucił i ruszył w stronę samochodu.

Dziewczyna powoli przekroczyła próg. Czuła się niepewnie. Widziała ten dom z zewnątrz, lecz nigdy nie była w środku. Właśnie, więc skąd ma wiedzieć, który to pokój Tony'ego. Odwróciła się, żeby zapytać Wina, ale ten już odjechał. Zamknęła drzwi i zaczęła wchodzić po schodach. Kiedy już była na piętrze usłyszała muzykę(Ron Pope- A drop in the ocean). Idąc za dźwiękiem trafiła pod odpowiednie drzwi. Zapukała i przestała na moment oddychać. Po chwili drzwi się otworzyły.

- Cześć- przywitała się.
- Cześć- odpowiedział bezuczuciowo, jakby rozmawiał z drzewem.
- Chciałam sprawdzić jak się czujesz?
- Dobrze.
- To oko tak nie wygląda.
- Jest w porządku- odpowiedział opierając się o futrynę.
- Słyszałam, że robili ci badania w szpitalu? Na pewno wszystko okej?
- Ze mną tak.
- Okej- westchnęła- To chyba nie był najlepszy pomysł.
- Zależy o czym mówisz? O przyjściu tutaj, o naszym malowaniu w centrum czy o tym, że tam wróciłaś i dokończyłaś rysunek?

Rose spojrzała na niego pytająco.

- Widziałem go, kiedy jechałem do szpitala. To było głupie- powiedział zdenerwowany- Mogli cię znowu złapać i wtedy nikt by ci nie pomógł.
- Dobra, nie będę z tobą rozmawiała, kiedy jesteś na mnie wkurzony- rzuciła i ruszyła po schodach na dół.

Lecz przy drzwiach się zawróciła i pobiegła znowu na górę. Tym razem weszła do pokoju bez pukania i trzasnęła drzwiami. Tony stał przy oknie.

- Albo nie. Porozmawiamy- powiedziała zdecydowanie i rzuciła kurtkę na ziemię- Rozumiem, że to moja wina, że nas złapali. Chciałam malować w centrum za wszelką cenę, chociaż mnie ostrzegałeś. Kiedy zjawiła się policja bałam się jak nigdy. Nie wiedziałam co mam robić. Kiedy kazałeś mi uciekać, zrobiłam to. Schowałam się za budynkiem i patrzyłam jak cię ładują do tego cholernego radiowozu- łza spłynęła jej po policzku- Byłam tak wystraszona, że ledwo kojarzyłam co się dzieje. Po kilku minutach zebrałam się do kupy i wzięłam do ręki spray. Czemu?! Nie mam pojęcia. I zaczęłam rysować. Po prostu czułam, że muszę. Musiałam dokończyć ten rysunek. Dla ciebie. Dla siebie. To nie ma znaczenia- wzięła głęboki oddech- Wczorajszy dzień był straszny. Ale dzisiaj? Każdy, dosłownie każdy wytyka mi, że to co ci się stało to moja wina. Ciągle mi to powtarzają, jakbym sama o tym nie wiedziała. Każdy jest na mnie zły. Łącznie z tobą. Ich złości jeszcze jestem w stanie znieść? Ale ty...

Wtedy Tony odwrócił się od okna i zdecydowanie ruszył w jej kierunku. Złapał ją obiema rękami i namiętnie pocałował.

- To nie twoja wina- powiedział patrząc jej prosto w oczy- To ja zatrzymałem się, żeby cię ze sobą zabrać. To ja podpuściłem cię, mówiąc, że nie potrafisz się bawić. To ja namówiłem cię na to cholerne graffiti. To ja pozwoliłem ci malować w centrum, chociaż dobrze wiedziałem, co może się stać. To ja pozwoliłem, żebyś się bała. To ja zostawiłem cię tam samą. I to ja pozwalam innym wpędzać cię w poczucie winy. A jedyną winną osobą jestem ja- popatrzył na nią tak jak zwykle, ale z jeszcze większą pasją i uczuciem- Tylko dlatego, że chciałem cię mieć przy sobie.

Rose przełknęła ślinę. Nie mogła oderwać od niego wzroku. Czuła jak robi się jej gorąco. A po chwili przeszył ją dreszcz. Dotknęła dłonią jego twarzy w miejscu gdzie miał siniaki. Po chwili zbliżyła się i delikatnie go tam pocałowała. Znowu ich spojrzenia się spotkały. Tym razem były pełne namiętności. Tony zbliżył swoje wargi do jej ust i zatrzymał się tak, że dzieliły i tylko milimetry. Wtedy Rose chwyciła go za szyję i namiętnie pocałowała. Chłopak podniósł ją do góry, tak, że oplotła go nogami w pasie i oparł o ścianę. Ciągle się całowali. Rose czuła jakby wewnątrz jej ciała rozpalił się ogień, który z każdą sekundą był większy. Tony spojrzał na nią i zdjął z siebie koszulkę. Rose ściągnęła bluzę. Znowu się całowali. Chłopak przeniósł ją na łóżko. Całując się ściągali z siebie nawzajem ubrania. Kiedy byli już całkiem nadzy, Tony zaczął całować całe jej ciało. Z każdym pocałunkiem Rose czuła, że ogień, który ją rozpalał, za chwile wybuchnie. Kiedy Tony znalazł się nad nią i ich spojrzenia się spotkały, wiedzieli co teraz czują.

- Kocham cię- powiedział.

środa, 22 stycznia 2014

Episode 33: Graffiti



Na zajęciach z projektowania nauczyciel zadał temat kojarzący się ze świętami.

- No jak mogło być inaczej- skomentowała pod nosem Natalie.
- Zadania wykonujecie w parach. Tak jak siedzicie- dodał nauczyciel.

April spojrzała na Natalie.

- Chyba jesteśmy na siebie skazane.
- Chyba tak.

Zapadła cisza. Żadna z nich nie wiedziała co ma powiedzieć. To dziwne, bo jeszcze parę miesięcy temu buzie im się zamykały. A teraz? Nie rozmawiały ze sobą od tak długiego czasu, że czują jakby się w ogóle nie znały.

- Win wysłał mi wiadomość, że organizuje wyjazd w góry- zaczęła Natalie.
- Mi też. Jedziesz?
- Nie. A ty?
- Też nie.
- Dlaczego? Jeśli wolno spytać- uśmiechnęła się lekko królowa.
- Za dużo się u mnie teraz dzieje.
- Nie musisz mi mówić. Nawet sobie nie wyobrażasz.
- Uwierz, że moje problemy są poważniejsze niż twoje- spojrzała na nią April.
- Założę się o 100 dolców, że nie.
- Okej. Umowa stoi.
- No to dawaj.
- Ty pierwsza.
- Na 3?
- Okej.
- Raz, dwa, trzy... Wychodzę za mąż. Jestem w ciąży- powiedziały równo.

Obie popatrzyły na siebie z niedowierzaniem.

- Żartujesz?!- zdziwiła się Natalie.
- Ja żartuję?! To ty żartujesz.

Natalie zaczęła się śmiać.

- Co ci jest?- zapytała April.
- Tylko przestałyśmy się przyjaźnić i obie chyba postradałyśmy rozum.
- Masz rację. Nawet nie wiem jak to się stało. Ale chwila... Kto jest?... no wiesz.
- Ojcem?- uśmiechnęła się Natalie- Dylan.
- No nie?!
- No tak- wzruszyła ramionami dziewczyna.
- Chyba wygrałaś zakład.
- No nie wiem. A kto jest twoim kandydatem na męża?
- Steven.
- Pan Shane?!- otworzyła usta ze zdziwienia- Wyrwałaś nauczyciela?!
- No tak- wzruszyła ramionami April.

-Przepraszam dziewczęta- zwrócił się do nich nauczyciel- Czy ja wam przeszkadzam? Czy może jest odwrotnie?

Dziewczyny ucichły, spuściły głowy i zaczęły się śmiać. Chwila rozmowy i przypomniały sobie jak było dawniej. Ciągle nadają na ty samych falach. Tęskniły za sobą i może okres świąteczny to najlepszy czas na zawarcie rozejmu.

- Skoro nikt nie wygrał zakładu, to co powiesz nas to, żeby te sto dolców odłożyć na nasz wyjazd w góry. Myślę, że fajnie będzie odpocząć od rzeczywistości i trochę się zabawić- stwierdziła Natalie.
- Mówisz jak dawna Natalie, ale o wiele rozważniejsza- uśmiechnęła się April- I chyba masz rację. To może być fajny wypad.
- Okej. Tylko teraz pozostaje nam praca nad projektem. Jakieś pomysły?
- Co powiesz na designerskie swetry od Adams&Lawrance. Mamy tematykę świąteczną a z tym kojarzą mi się swetry.
- Nieźle. I wiesz, zróbmy ich kilkanaście i możemy je dać ludziom jako prezent na wyjazd w góry.
- Genialny pomysł- uśmiechnęła się April- Co się z tobą stało?

Natalie odwzajemniła uśmiech i dodała:

- Fajnie znowu pracować w duecie Natalie-April.
- W nowym i lepszym duecie.
- Myślisz, że jest jeszcze dla nas szansa?
- Możliwe- uniosła kącik ust April- zmieniłaś się i to działa na twoją korzyść. Ale nie chcę wybiegać w przyszłość. Zobaczymy jak to się potoczy.
- Jasne. Rozumiem. Ale wiesz- szturchnęła ją łokciem- będziesz potrzebowała druhny.
- A ty niańki- wystawiła język April.
- Nic nie mówiłam. Zajmijmy się projektem.

***

Dean przed szkołą skoczył jeszcze do kanciapy. Chciał wziąć kilka filmów i folderów ze zdjęciami, które pożyczył ze szkoły. Gdy wszedł do boksu, odpalił komputer i sprawdził skrzynkę pocztową. Były w niej maile od fanów "Noise" i jedna ważna wiadomość pod tytułem : "Grtulacje!". Dean odczytał wiadomość:

"Gratulujemy dostania się do Big Battle. Obejrzeliśmy wasze promo i uznaliśmy, że jesteście warci występu w naszym turnieju. Pierwsze starcie odbędzie się w ten weekend. Dokładne info dostaniecie na 2 godz. przed bitwą. Do zobaczenia na polu walki!
zarząd Big Battle"

Dean skopiował tekst i wszedł na stronę makesomenoise.com. Tam opublikował treść maila z własnym dopiskiem:

"Ludziska, dostaliśmy się! Widzimy się na bitwie. Zapraszajcie znajomych, przyjaciół, rodzinę, znajomych znajomych i nawet nieznajomych. Każdy się dla nas liczy. Chcemy pokazać jaką siłą jest nasza ekipa, która składa się nie tylko z tancerzy, ale i fanów oraz sympatyków. Pokażmy im jak robimy NOISE!"

Chłopak wyłączył komputer i założył ręce za głowę. Pomyślał, że to może być spełnienie jego marzeń. Spełnienie marzeń każdego z ekipy. Dostaną szału jak się dowiedzą, że przeszliśmy eliminacje. Wtedy spojrzał na zegarek i od razu zerwał się na równe nogi. Szkoła.

***

Tony dostał rano telefon od dyrektora, że ma się zjawić u niego w gabinecie. Kiedy wszedł do sekretariatu pani Gordon przywitała go radośnie:

- Dzień dobry. Już na ciebie czekają.
- Może mi pani powiedzieć co się dzieje?
- Nie pytaj, tylko idź.

Chłopak podrapał się w głowę i ruszył do gabinetu.

- Och, Witaj Tony- uśmiechnął się pan Hering- To jest Sandra Morris.
- Witaj Anthony- podała mu rękę kobieta.
- O co chodzi?- zapytał zdezorientowany.
- Pani Morris jest choreografem. Tworzy zespoły taneczne dla gwiazd. Zbiera tancerzy z różnych stron świata i robi z nich formację, która jeździ w trasy koncertowe po całym kraju.
- A czasem nawet po Europie- wtrąciła kobieta- Byłbyś zainteresowany?
- Słucham?- Tony zrobił wielkie oczy.
- Obserwuję cię od kilku lat. Jesteś niesamowicie uzdolniony, a do tego potrafisz ciężko pracować. Co jakiś czas wpadam do HS of Art & Design, żeby zobaczyć jak sobie radzisz. Pan Hering jest moim wieloletnim przyjacielem i jesteśmy w ciągłym kontakcie. Co roku wybieram kilkoro uczniów z tej szkoły i zabieram ich ze sobą...- zatrzymała się na chwilę- hmm... na szczyt.
- Nieźle- westchnął chłopak.
- Wiem, że to dla ciebie zaskakująca wiadomość, ale myślę, że jesteś wyjątkowym tancerzem i bardzo przydałbyś się mojej grupie.

Tony nie wiedział co ma powiedzieć.

- Nie musisz decydować teraz- powiedziała kobieta widząc jego zdezorientowanie- Masz czas do końca roku. Porozmawiaj z rodzicami. Poradź się znajomych, psychologa, dziewczyny, kogo tam chcesz.
- A co ze szkołą?
- Ten semestr będziesz miał zaliczony- wtrącił pan Hering- jeśli wyjedziesz na rok to będziesz mógł zacząć semestr letni 2 klasy w przyszłym roku. Czyli tak jakbyś zrobił sobie rok przerwy.
- Rozumiem.
- Możesz się też ubiegać o zaliczenie innych przedmiotów artystycznych po tym wyjeździe. Ponieważ nabierzesz tam o wiele więcej doświadczenia i umiejętności. Nie ubliżając oczywiście nauczycielom tej szkoły- uśmiechnęła się do dyrektora pani Morris.
- Ktoś jeszcze dostał taką propozycję?
- W tym roku nie- odpowiedziała kobieta- zobaczymy za rok jak się sprawują tegoroczni pierwszoklasiści. Bo zazwyczaj takie propozycje składamy drugo- i trzecioklasistom.
- Jasne.
- Chociaż był jeden przypadek, kiedy propozycję dostała pierwszoklasistka- przypomniała sobie kobieta- tak to było jakieś 18 lat temu. Jak ona się nazywała?
- Isabel Taylor- podpowiedział Tony- To moja matka.

Pan Hering i Pani Morris spojrzeli po sobie a potem na chłopaka. Każde z nich wiedziało co potem się wydarzyło. Isabel zapadła się pod ziemię i nikt jej już nigdy nie widział.

- W każdym razie- odezwała się kobieta- Tony, tu jest moja wizytówka i czekam na twój telefon.
- Okej. Dziękuję.
- To ja tobie dziękuję. I mam nadzieję, że nie po raz ostatni.

Kiedy chłopak wyszedł pod drzwiami czekała już grupka uczniów.

- I co? Pojedziesz?- zapytała jedna z dziewczyn.
- Będzie kariera co? Gwiazdorze.- klepnął go jakiś chłopak.
- Dasz mi autograf?- podbiegła inna dziewczyna.
- Odczepcie się- zmarszczył brwi Tony i zapytał się w duchu- Już wszyscy o tym wiedzą?

Jednak odpowiedź przyszła szybciej niż się spodziewał. Kiedy szedł korytarzem wszyscy mu się przyglądali i szeptali na jego temat.

- Super. Tego mi było trzeba- przewrócił oczami.

***

- Halo?
- Cześć. To ja.
- Co za ja?
- Charlie. Z resztą, wyświetliłam ci się jak dzwoniłam.
- Wiem. Ale lubię z tobą rozmawiać, nawet jeśli to nie ma sensu.
- Nieważne. Mam dla ciebie propozycję?
- Jaką?
- Co powiesz na wyjazd w góry?
- A konkretnie?
- Znajomi robią wypad i chcę cię ze sobą zabrać.
- Nie. Chyba nie da rady.
- Podaj mi ważny powód. Wózek się nie liczy.
- Okeeeej... To niech będzie...
- Slucham? Nie słyszę. Andy? Jesteś tam?
- Dobra masz mnie.
- Czyli pojedziesz?
- Charlie...
- Co?
- Wiesz, że ciężko mi przebywać z innymi, zdrowymi ludźmi. Ty jesteś chyba pierwszą osobą dla której się przełamałem. A to wymagało sporo wysiłku.
- Nie tylko twojego. Uwierz mi.
- Wiem. Twojego też. Ale chyba nie jestem gotowy na poszerzenie grona przyjaciół.
- Myślę, że jesteś, ale nie zdajesz sobie z tego sprawy.
- Chcesz mi powiedzieć, że lepiej wiesz co myślę?
- Tak.
- I kto tu jest teraz pewny siebie?
- Czyli się zgadzasz?
- Może.
- Mam do ciebie wpaść po szkole?
- Nie. Mam wizytę u kardiologa.
- Coś nie tak z twoim sercem?
- I to bardzo nie tak, bo chyba się zakochałem.
- Ooo! Kiedy ją poznam?- uśmiechnęła się do siebie.
- Niedługo- chłopak ciągnął zabawę- Ale uprzedzam jest bardzo ładna i mądra. Wiesz, żebyś nie była zazdrosna.
- Myślę, że dam radę.
- Żebyś się nie zdziwiła.
- Okej. A to może pojedziesz z nią na romantyczny wyjazd w góry, hmm?
- Jak ładnie poprosi.
- Czyli jednak musi wpaść po szkole?
- Najwidoczniej.
- To do zobaczenia.
- Dam znać, kiedy będę już w domu. Pa.

***

Rose ma kolejny trening ze straszą klasą. Nikt jej jeszcze tu nie zaakceptował. Każda z dziewczyn jest do niej wrogo nastawiona.

- Jak wiecie- zaczyna pani Richardson-  Na wiosnę wystawiamy sztukę. Potrzebne mi będzie 10 tancerek. Jeszcze nie wybrałam tematu, ale oglądając was na treningach mniej więcej wiem kto zatańczy.
- Nie będzie przesłuchania?- zapytała jedna z dziewczyn.
- To strata czasu- machnęła ręką nauczycielka- Już upatrzyłam sobie główne role, ale nastąpiła mała zmiana. Skoro Natalie nie będzie mogła wystąpić to zastąpi ją Rose.

Wszystkie dziewczyny spojrzały na nią z zawiścią. Jak ona śmie? Pierwszoklasistka dostaje główną rolę w przedstawieniu?

- Zatańczą jeszcze: April, Kimberly, Martha, Amber, Jessica. A co do pozostałych czterech ról, jeszcze się zastanowię.

Dziewczyny dalej przyglądają się nauczycielce.

- No co jest? Ruchy! Mamy chyba zajęcia, tak?

Uczennice rozeszły się po sali. Do Rose podeszła Amber i podstawiła jej nogę. Dziewczyna upadła na ziemię:

- Uważaj, żeby nie skręcić kostki. Bo przykro byłoby, gdybyś nie wystąpiła.

Rose się podniosła i była naprawdę zdenerwowana. Dosyć już ma tych docinek i nienawiści.

- Jak  nie wystąpię w tym przedstawieniu to dostanę kolejne. W każdym razie będzie o mnie głośno. A ty? Będziesz tylko "jakąśtam" tancereczką w tle. Jakie to przykre- rzuciła i dołączyła do rozgrzewającej się grupy.

***

Dzisiaj Jo postanowiła zabrać do szkoły Cassie. Pokaże jej sale do treningów, sale artystyczne i te, w których uczą się zwykłych przedmiotów. Obie są podekscytowane tym dniem. Kiedy Cassie przekracza próg szkoły czuje się niesamowicie. Już niedługo spełni się jej marzenie i będzie się tu uczyła.

- Co chcesz zobaczyć najpierw?
- Może salę teatralną?
- Pewnie. A potem?
- Wszystko co leci po kolei.
- Męską szatnię też?
- Koniecznie- zaśmiała się Cassie.
- Tak myślałam.
- A Dean?
- Co z nim?
- Na jakie chodzi zajęcia?
- Na break oraz fotografię i filmy. A czemu pytasz?
- Tak bez powodu- wzruszyła ramionami dziewczyna.
- Ty też przecież zapisałaś się na fotografię i film. Jak go poprosisz to pokaże ci wszystko w pracowni. Ja wiem gdzie ona jest, ale totalnie się nie orientuję w sprzęcie.
- Myślisz, że będzie miał czas i będzie mu się chciało?
- Jak się nie spytasz to się nie dowiesz.
- Racja.
- Dobra zacznijmy już tę wycieczkę, bo robię się głodna. O, właśnie! Po wszystkim skoczymy na stołówkę na dobre żarcie.
- Prowadź kuzyneczko- uśmiechnęła się Cassie i wskazała ręką korytarz.

***

- Cześć dziewczyny- przywitała się Jackie- Co nowego słychać?
- Jo prowadza się z jakąś nową laską. To chyba jej kuzynka. Będzie się u nas uczyła- odpowiada Brit.
- Za to Tony dostał propozycję wyjazdu w trasę- dodaje Meg.
- A ekipa Deana dostała się do Big Battle- wtrąca Brit.
- Nieźle. Już wszyscy o tym gadają?
- Dzięki nam, tak- potwierdziła Meg.
- Podobno jeszcze Rose dostanie główną rolę w przedstawieniu- dodaje Brit.
- A coś ciekawego u Wina?
- Tak. Organizuje wyjazd w góry dla znajomych. Ale to zamknięty krąg.
- Ciekawe- postukała się palcem w usta Jackie.
- A Natalie i April chyba znowu ze sobą gadają.
- Skoro wspomniałyście o Natalie. Mam newsa, który was powali.
- Dawaj!- krzyknęły równo szkolne plotkary.
- Nasza cudna królowa jest w ciąży.
- Jasne?!
- Jaja sobie robisz?!
- Nie. Absolutnie. Wiadomość z pierwszej ręki.
- No to jest dopiero szał- podnieciła się Brit- Trzeba to rozgłosić.
- Koniecznie- zgodziła się Meg.
- To powodzenia dziewczęta- uśmiechnęła się Jackie i ruszyła do szafki.

***

Jo, Cassie, Brian, Kate i Rose siedzą razem na stołówce w porze lunchu. Wtedy podchodzi do nich Win.

- Mogę?
- Jasne- odpowiada Rose.
- Dzięki przyjaciółko- puszcza do niej oko.

Jo i Kate spojrzały po sobie a potem na Rose.

- Nieważne- machnęła ręką dziewczyna.
- Lepiej nie wnikajcie- uśmiechnął się szyderczo Win.
- Spoko- odpowiedziała Kate- Dlaczego cię do nas przywiało?
- Już tłumaczę. Wpadłem na pomysł wyjazdu w Alpy. Zaraz po Wigilii. A wrócimy po Nowym Roku. Zadbałem o wszystko. Mam samolot, domek w górach, kupę alkoholu i żarcia. Potrzebuję tylko gości. Co wy na to?
- Jak dla mnie spoko- odezwał się pierwszy Brian.
- Jednak masz coś wspólnego z bratem- skomentował Win i dodał- A wy dziewczyny?
- Jak Brian chce jechać to chyba reakcja wiązana, nie?- odpowiedziała Jo.
- A kuzynka?
- Ja też się piszę- odpowiedziała Cassie.
- Kate?
- Musiałabym zapytać Matta czy mnie puści.
- On też jest zaproszony- dodał Win z uśmiechem.
- Dobra- zmarszczyła brwi Kate- To podejrzane.
- Dlaczego?- zapytał Win z uśmieszkiem- Dziwne by było gdybym go zaprosił a nas by coś łączyło, a nie łączy. Mam rację?
- Masz- odpowiedziała Kate nie mogąc nic wyczytać z tej sytuacji.
- No i świetnie. Idę werbować dalej- wstał od stolika.
- A Rose?- spytała Jo.
- Jej nie pytam o zdanie. Ona już od naszej ostatniej rozmowy wie, że jedzie.
- Wiem?- zdziwiła się Rose.
- Wiesz.
- Czyli wiem- rozłożyła ręce.

Wymienili uśmiechy i Win ruszył do wyjścia.

- Co jest z wami?- zapytała Kate.
- Z nami?- zdziwiła się Rose.
- No z tobą i z Winem?
- Nie wiem- wzruszyła ramionami- Chyba nadajemy na tych samych falach.
- Ty i on?- zaśmiał się Brian- No to nieźle.
- Uważaj bo ci się jeszcze spodoba- zaśmiała się Kate.
- I kto to mówi?- spojrzała na nią znacząco Rose.
- Dobra. Koniec tematu Wina- zarządziła Jo- Słuchajcie czego się dowiedziałam dzisiaj od Meg i Brit...

***

Gdy Jo poszła na ostatnią lekcję, Cassie postanowiła zajrzeć do sali filmowej. Rozglądała się po półkach, przeglądała płyty, zaglądała do pudeł. Bardzo spodobała jej się kolekcja aparatów fotograficznych. Od tych najstarszych do najbardziej rozwiniętych technologicznie.

- Co tutaj robisz?

niedziela, 19 stycznia 2014

Episode 32: We are friends

- Jak mnie nazwałaś?
- Isabel.
- Mam na imię Sara- kobieta próbowała przekonać Rose i chyba samą siebie- musiałaś mnie z kimś
pomylić.
- Dalej będzie pani udawać, że nie wie o czym mówię?- dziewczyna wyciągnęła z torby zdjęcie.
Kobieta popatrzyła na zdjęcie, potem na Rose i znowu na zdjęcie.

- Wejdź- westchnęła.

Rose, gdy tylko przekroczyła próg, zaczęła rozglądać się po mieszkaniu. Było średniej wielkości, ale
przytulne. Bogato, lecz stylowo urządzone. Widać, że tej kobiecie, jakkolwiek się nazywa, nie brakuje
gustu i dobrego smaku. Rose usiadła na skórzanej czerwonej kanapie.

- Coś do picia? Kawa? Herbata? Wino?
- Herbata, jeśli to nie problem.
- Podanie ci napoju to nie problem, ale twoja obecność tutaj- spojrzała na dziewczynę z powagą- Nieważne. Powiedz skąd znasz mój adres.
- Zadzwoniłam do prawie każdego biura nieruchomości w mieście i pytałam o niedawno wynajęte lub kupione mieszkania. Oczywiście podając pani nazwisko. Kiedy trafiłam do odpowiedniego, podali mi adres.
- Tak po prostu? Bez żadnych przeszkód.
- Tata ma znajomego w tej branży, więc się na niego powołałam. Ale gdyby to nie podziałało znam jeszcze kilka ważnych osób. Miałam też przygotowaną historyjkę, że jest pani moją starszą siostrą której szukam od kilku lat- spojrzała na nią z dumą- Tak czy inaczej dopięłabym swego.
- Nieźle- doceniła półuśmiechem Sara.

Wzięła filiżanki i usiadła na przeciwko Rose, w fotelu. Podając jej herbatę, zapytała:

- Skąd znasz moje stare imię?
- Stare?- zdziwiła się- Chyba chciała pani powiedzieć prawdziwe.
- Przeszłość jest już dawno za mną. Tamte wydarzenia były tak wspaniałe- spojrzała na to zdjęcie z jednego ze swoich występów- że wydawały się być nierealne. Dopiero później, będąc już Sarą, dowiedziałam się co to prawdzie życie. Isabel już nie istnieje.
- Istnieje- wtrąciła Rose- W życiu Tony'ego istnieje.
- Przepraszam. Kogo?
- Tony'ego.
- Wybacz kochanie, ale nie wiem o kim mówisz- błądziła wzrokiem po pokoju.
- Dobrze pani wie o kim mówię- spojrzała poważnie na kobietę- Niech pani posłucha co chcę powiedzieć i przerwie mi, jeśli nie mam racji. Przyszła pani na wystawę w mojej szkole podając się za dziennikarkę. Przedstawiła się pani jako Sara Tybellio. Przeprowadziła pani ze mną wywiad. Lecz pytania nie dotyczyły sesji. Dotyczyły Tony'ego. Nie powiedziała pani kiedy i gdzie ukaże się artykuł. To wydało mi się dziwne. Dlatego zaczęłam szukać w jakichś informacji. Po wielu nieudanych próbach trafiłam na artykuł poświęcony niejakiej Isabel T. Największym talencie w historii mojej szkoły. Na początku nic mi to nie mówiło, dopóki nie zobaczyłam twarzy tej tancerki. Była uderzająco podobna do pani. Miała tę głębię w oczach, którą zauważyłam od razu, gdy pani pojawiła się na wystawie. To hipnotyzujące spojrzenie. To samo, które posiada Tony. Zmyliła mnie pani tą peruką. Ale pani rysy twarzy bardzo dobrze znam. Z rysunków Tony'ego. Robi to odkąd pamięta. Rysuje panią gdy jest smutny, wesoły rozżalony, radosny, przygnębiony czy szczęśliwy. Zawsze rysuje panią. I proszę mi wierzyć ma do tego ogromny talent. Odziedziczył go po pani. Bo pani też rysowała przepiękne obrazy. Skąd to wiem? Od pana Cartera. Mówił mi o pani talencie i oczywiście o tym, że była pani ulubienicą pana Davisa. Co sprawia, że wcale nie jestem zdziwiona, że Tony też jest jego ulubionym uczniem. Wiele cech odziedziczył po pani, a najbardziej widoczną jest to, że ciężko mu mówić o uczuciach. Za to jego sztuka całkowicie odkrywa jego wnętrze i pokazuje emocje. A więc tego co pozostało z życia Isabel jest bardzo dużo. Do tego powiedziała pani, że teraz jest Sara a nie ma już Isabel. Pani nazwisko, opisane w artykule jako T. było ciężkie do znalezienia, ale poszperałam i je znalazłam. To Taylor. A więc jest Sara Tybellio, przestawiamy litery i mamy Isabel Taylor. Jedna i ta sama osoba.

Kobieta nic nie mówiła. Łzy zaczęły jej się zbierać wokół oczu. Wzięła chusteczkę i je przetarła. Wstała i podeszła do barku. Nalała sobie whiskey z lodem i wypiła jednym tchem. Rose uśmiechnęła się w duchu, bo pomyślała, że upodobania alkoholowe też mają takie same.

- Myślałam, że o mnie zapomniał- wydusiła w końcu.
- To niemożliwe. Niemożliwe, żeby kiedykolwiek to zrobił. Zachował gdzieś głęboko w sobie pani obraz. I od najmłodszych lat panią rysuje. Te rysunki są piękne.

Kobieta nic nie mówiła.

- Bardzo za panią tęskni- przerwała ciszę Rose- Wydaje się, że nie ma dnia, żeby o pani nie myślał. Dlaczego pani...
- Proszę mów mi Sara.
- A więc, Saro, dlaczego odeszłaś?
- Kochanie- usiadła z powrotem na fotelu- znasz tylko część mojego życia. Te opowieści George'a czy Anthony'ego są wyidealizowane, bo obaj bardzo mnie kochali. Jednak nie byłam tak wspaniała jak im się wydawało. Poniosłam porażkę i chyba tego nie mogłam sobie wybaczyć.
- Mówi pani o balecie?
- O balecie, karierze, rodzinie. Nic z tych rzeczy mi nie wyszło- zamilkła na moment i dodała- poza Anthonym.
- To dlaczego go zostawiłaś?
- Myślałam, że go zawiodę, bo zawiodłam samą siebie. Byłam nieszczęśliwa i swój smutek przenosiłam na życie George'a. Anthony'emu chciałam tego oszczędzić.
- Jednak tylko zwiększyłaś jego smutek i żal. Właśnie swoim odejściem.
- Teraz to wiem. Myślałam, że robię to co będzie dla niego najlepsze. A pozbawiłam go tylko ważnej osoby w swoim życiu. Mam nadzieję, że chociaż Tiffany w pewnym stopniu mnie zastąpiła.
- Nie wydaje mi się- wtrąciła Rose- Jest oczywiście wspaniałą kobietą. Ale Tony nigdy do końca jej nie zaakceptował. Jest nieufny wobec chyba wszystkich ludzi na Ziemi.
- Oprócz ciebie- uśmiechnęła się lekko Sara.
- Właściwie to- westchnęła Rose- chyba mamy ze sobą więcej wspólnego niż by się mogło wydawać.
- Nie rozumiem.
- Ostatnio popełniłam błąd. Pozwolił mi się do siebie zbliżyć a ja go odtrąciłam.
- I dlatego tutaj przyszłaś?- zmarszczyła brwi Sara- Myślałaś, że jak dowiesz się czegoś o jego matce to ci wybaczy?
- Nie, to nie do końca tak.
- Rose od razu cię poinformuję, że nie zamierzam nikomu mówić kim jestem. A zwłaszcza George'owi
 czy Anthony'emu.
- Dlaczego?
- Nie jestem na to gotowa. I oni pewnie też. Taka wiadomość byłaby dla nich szokiem. Nie mogę tego zrobić. Nie teraz. I proszę cię, żebyś też o tym milczała. Możesz to dla mnie zrobić?
- Twoja tajemnica jest ze mną bezpieczna- przytaknęła Rose- Ja nie mam prawa nic z tym robić. To twoja sprawa i do ciebie należy decyzja.
- Dziękuję ci.

Przez chwilę patrzyła na siebie w milczeniu.

- To dla ciebie- dziewczyna wyciągnęła z torby opakowanie z płytą w środku i położyła ją na stoliku- Nie tylko talent do rysowania i piękne oczy macie wspólne.
- Co to jest?
- Obejrzyj. I od razu mówię, że na jednym razie nie skończysz.

Kobieta niepewnie wzięła płytę do ręki i odłożyła na półkę.

- Pójdę już- Rose wstała z kanapy- Czy mogłabym jeszcze... kiedyś...
- Lepiej nie- wtrąciła Sara.
- Jasne. Rozumiem- skierowała się do drzwi- Żegnaj Isabel.

***

Win postanowił zrobić przedświąteczną imprezę. Tak, beznadziejna nazwa, ale okazja do balowania nie musi mieć pięknej nazwy. Ważne żeby była. Poinformował kilkoro znajomych o organizowanej domówce i czekał na przybycie gości. Oczywiście pierwszą osobą, która się o tym dowiedziała był Tony.

- Halo?- Tony odbiera komórkę.
- Robię imprezę.
- Kiedy?
- Teraz.
- Czemu?
- Bo się nudzę.
- Spoko.
- Kto z zaproszonych się zjawi poleci w Alpy.
- Zaproś Alice.
- Kogo?- skrzywił się Win.
- Tę przyjaciółkę Deana.
- Chyba nie nadążam. A co z Rose?
- Tu właśnie o nią chodzi.
- Znam cię tyle lat, a tak bardzo cię teraz nie rozumiem.
- Dowiesz się wszystkiego jak przyjdę.
- Jasne. Jak zwykle. Tajemniczy Tony.
- Coś nie pasuje?
- Nie. Wszystko okej.
- I tak ma pozostać. Na razie.

***

- Jak królowa szkoły może tak olewać drugą królową?
- Jackie...- Natalie podniosła się z łóżka- Co tutaj robisz?
- Win robi imprezę i się na nią wybieramy.
- Nie. Ja nie. Nie mam ochoty.
- Żartujesz sobie?- uniosła brwi Jackie- Nigdzie nie bywasz. Nie dzwonisz. Nikt nie wie co się z tobą dzieje. Masz depresję czy jak?
- Nie. Chyba znudziło mi się moje stare życie.
- Okej. Co brałaś?
- Nic- spojrzała na nią Natalie.
- Przyznaj się.
- Nic nie biorę. Zwariowałaś?
- Nie udawaj niewiniątka. Nie jesteś sobą, co oznacza, że musiałaś się w coś wpakować. A sądząc po tym kim jesteś to pewnie jakieś prochy.
- Nie jestem już taka Jackie. Zmieniłam się.
- Taa. Emocjonująca gadka- przewróciła oczami- Zbieraj się i choćmy zaszaleć. Wiesz, mam ochotę się dzisiaj upić.
- Nie piję.
- Chyba się przesłyszałam.

Natalie zaczyna się denerwować. Jackie na nią naciska, a ona nie ma ochoty na jakąkolwiek zabawę.

- Nie piję. Nie biorę. Nie imprezuję. Jasne?- podeszła do niej Natalie.
- Booo?
- Bo nie mogę, ale też nie chcę.
- Booo?
- Bo jestem w ciąży idiotko!- krzyknęła już całkiem wkurzona.

Jackie zrobiła wielkie oczy. Spodziewałaby się wszystkiego. Ale nie tego. Natalie Lawracne w ciąży. W szkole to będzie hit tego roku. A do tego z pewnością spadnie z tronu. Zostanie już tylko jedna królowa.

- Jak się w szkole dowiedzą to będzie jazda- powiedziała podekscytowana Jackie.
- Jackie, nic im nie mów. Nie chcę, żeby to się rozniosło.
- Kochana- dziewczyna podeszła do Natalie i pogłaskała ją po policzku- Jesteś skończona. Teraz ja rządzę.
- Co ty wygadujesz?
- To początek końca królowej Natalie- podeszła do drzwi i sztucznie się uśmiechnęła- Dzięki za info. I nie martw się, już dzisiaj wszyscy się o tym dowiedzą.

Gdy Jackie zniknęła za drzwiami, Natalie usiadła na łóżku i nie mogła uwierzyć w to co właśnie się stało. Pomogła tej dziewczynie wejść na szczyt i myślała, że może jej ufać. Jednak jej chodziło tylko o popularność. Z drugiej strony to nie takie dziwne, w końcu sama ją tego nauczyła. Tylko ciekawe ile jej przyjdzie jeszcze płacić za postępowanie "tamtej" Natalie.

***

- Dzień dobry panie Swan.
- Witaj April- przywitał się mężczyzna.
- To jest Steven Shane- przedstawiła go dziewczyna.
- Miło poznać.
- Mi również.

Wszyscy usiedli w salonie w mieszkaniu Stevena. April zadzwoniła do prawnika, który pracował dla jej ojca. Oboje ze Stevenem doszli do wniosku, że potrzebują profesjonalnej porady, co do ich sytuacji. Mają nadzieję, że uda im się znaleźć jakieś rozwiązanie.

- A więc, w czym tkwi problem?
- Ja i April spotykamy się od jakiegoś czasu.
- To wiem. Panna Adams mówiła o tym przez telefon.
- Chcemy się dowiedzieć co trzeba i czy w ogóle powinniśmy coś robić, żeby utrzymać nasz związek- wyjaśniła April.
- Pan pracuje w szkole, w której uczy się April. Mam rację?
- Zgadza się.
- Prowadzi pan z nią zajęcia?
- Tak.
- Okej- podrapał się po brodzie pan Swan- I nikt nie wie, że się spotykacie?
- Wie mój brat i jego dziewczyna.
- Oboje chodzą do tej samej szkoły.
- Matt nie, ale Kate tak.
- I co ona o tym sądzi?
- Na początku była strasznie zła i chciała nas wydać, ale mój brat ją przekonał, żeby dała nam czas.
- Okej, więc jesteście kryci- spojrzał na nich- Jak dla mnie taki układ jest dobry.
- Tylko, że my nie chcemy się ukrywać.
- Hmm- zaczął uderzać palcami o stół- Musiałbym zobaczyć dokumenty statut szkoły. W niektórych zabrania się każdych związków uczniów z nauczycielami, a w niektórych nie można mieć za partnera ucznia, którego się uczy. To zależy właśnie od statutu i dyrekcji.
- A więc może pan porozmawia z dyrektorem i się zorientuje?- zapytała April.
- Mogłbym, ale to ryzyko. Bo jeśli takie związki są zabronione to pytając o to zasugeruję, że taki związek w szkole istnieje. A wtedy szybko dojdą o kogo chodzi.
- Czyli nie ma bezpiecznego wyjścia?- zapytał Steven.
- Raczej nie- próbował się uśmiechnąć prawnik- Chociaż...
- Co?
- To chyba nie najlepszy pomysł.
- Proszę powiedzieć- złapała go za rękę April.
- Jest jedna rzecz, którą możecie zrobić i będzie niepodważalna przez radę szkoły.
- Jaka?- zapytała z przejęciem dziewczyna.
- Nie domyślasz się?
- Małżeństwo- odpowiedział Steven.

Wtedy dziewczyna spojrzała na prawnika, potem na Stevena, na prawnika i znowu na Stevena.

- Co?- wydusiła w końcu.
- Jeśli nauczyciel i uczennica są małżeństwem mogą uczęszczać do tej samej szkoły- wyjaśnił pan Swan.
- I to jest rozwiązanie, którego szukaliśmy- klepną ręką w stół Steven.

Prawnik spojrzał na dziewczynę. Wydawała się być przerażona.
- April?
- Tak?- zapytała patrząc błędnym wzrokiem.
- Co ty na to?
- Sama nie wiem.
- To może się udać- dodał Steven.
- Jesteś pewien?
- Jak niczego na świecie- pocałował ją w czoło i zwrócił się do prawnika- Niech pan przygotowuje wszystkie papiery.
- Może spotkamy się w przyszłym tygodniu?
- Oczywiście- podniósł się z krzesła Steven i odprowadził Swana do drzwi.

April zaczęła się zastanawiać co się właśnie stało. Małżeństwo? W tak młodym wieku? Kocha tego człowieka, ale czy to jest ten jedyny? Jak się w to wpakowała?

***

- Hej- przywitał się Tony podchodząc do Alice i podając jej szklankę.
- Cześć.
- Jak się bawisz?
- Nikogo prawie tu nie znam. Hmm, ciekawe jak się bawię?
- A gdzie Dean?
- Nie wiem. Może w domu.
- Widziałaś się z nim dzisiaj?
- Wpadł na chwilę po waszym treningu.
- I?
- I sobie poszedł.
- A w jakim był humorze?
- Z policji jesteś czy książkę piszesz?- spojrzała na niego.
- Niee- zaśmiał się chłopak- Dzisiaj był jakiś podminowany. Sprawdzam czy u niego wszystko okej.
- Raczej tak.
- Na pewno?
- Jak chcesz o nią zapytać to zrób to wprost.
- Słucham?
- Tony- poklepała go po ramieniu- Dużo widzę.
- Chyba nie rozumiem.
- To już ci wyjaśnię- wypiła do końca drinka i nalała sobie kolejnego- Z kilometra widać, że strasznie ci się podoba.
- Kto?- Tony dalej próbował grać głupiego.
- Serio?- uśmiechnęła się Alice i dolała mu whiskey.
- Dobra. Masz mnie. A co z Tobą?
- Ze mną?
- Nawet nie próbuj- zaczął się śmiać- Lecisz na Deana.
- Daj spokój. To mój przyjaciel.
- Dobre sobie- upił łyk.

Wtedy Alice zauważyła wchodzącą do pomieszczenia Rose. Od razu wymieniły spojrzenia. Tony jej nie zauważył. Jednak Rose ciągle się im przyglądała.

- Okej- westchnęła- Masz mnie.
- Wiedziałem.
- Wiesz- spojrzała na niego- Oboje mamy przerąbane. Podobają nam się osoby, których nie możemy mieć.
- Życie jest brutalne- dokończył drinka i nalał sobie następnego- Dlatego się dzisiaj upiję.
- Mam lepszy pomysł- powiedziała z uśmiechem.

***

Jo miała zabrać Cassie do kina, ale propozycja imprezy u Wina wydaje się być o wiele ciekawsza. Kuzynki czekają na spóźniającą się Rose pod budynkiem.

- Gdzie ją wywiało?
- Mnie nie pytaj- uniosła ręce do góry Jo.
- Jak nie ciebie, to kogo? Przyjaźnicie się od, no nie wiem... zawsze.
- Hej!

Obie dziewczyny słysząc znajomy głos odwracają się w stronę ulicy.

- No nareszcie.
- Przepraszam za spóźnienie- powiedziała zdyszana Rose.
- Gdzieś ty była?
- Nie mogę powiedzieć.
- Maz przede mną jakieś tajemnice?- zdziwiła się Jo.
- Nie. To nieważne. Chodźmy.

Kiedy dziewczyny weszły na imprezę nie wiedziały czy dobrze trafiły. Nie wyglądało to na szkolną
imprezę, ale raczej balangę dla modelek. Ale co się dziwić, w końcu to Win.

Rose po chwili odnalazła dwie znajome sylwetki. Tony'ego i Alice. Siedzieli przy barze, rozmawiali, śmiali się i dużo pili. Alice spojrzała na Rose spojrzeniem pełnym dumy. Potem wróciła do rozmowy. Tony jej nie zauważył. Może to i lepiej. Nie chciała widzieć jego smutnego spojrzenia. Jego widok, co prawda pijanego, ale śmiejącego się odrobinę poprawił jej nastrój. Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu, aby znaleźć sobie jakieś miejsce. Nic. Wtedy wróciła wzrokiem do Alice i Tony'ego. Bardzo pożałowała tego, że tam spojrzała. Zamurowało ją.

piątek, 10 stycznia 2014

Episode 31: Who's there?


Mija kilka dni od ostatnich wydarzeń. Kiedy spadł pierwszy śnieg, uczniowie i nauczyciele HS of Art & Design poczuli, że zbliżają się święta. Powinien być to czas radości i ciągłych uśmiechów, ale wśród nastolatków nie jest to takie łatwe.

Również Steven z wyraźnym smutkiem na twarzy wchodzi do sali. Uczniowie za to są rozgadani jak zwykle.

- Witajcie- zaczął nauczyciel- Mam dla was dwie wiadomości. Dobrą i złą. Dobra jest taka, że piątkowe popołudnia macie wolne do końca roku.

Na sali rozległ się hałas i okrzyki radości.

- A zła?- zapytała Kate.
- Zła, że do końca roku... szkolnego.
- Jak to?- zapytał Derek.
- Odchodzę, ze szkoły.

Wszyscy uczniowie ucichli. April patrzyła pytająco na Stevena.

- Są sprawy, które nie pozwalają mi uczyć w tej szkole- kontynuował nauczyciel- Jestem pewien, że kilka rzeczy, które zrobiłem nie zostałyby poparte przez radę szkoły.
- Ale jak to?- zdziwiła się Jo- Jest pan najlepszym i najfajniejszym nauczycielem.
- Dokładnie!- wtrącił Win- Myśli pan, że poświęcalibyśmy piątkowe popołudnia gdyby był pan frajerem?
- Nie ma opcji- poparł Tony.
- Nie da się nic z tym zrobić?- zapytała Rose.
- Na razie nie widzę innego rozwiązania- odparł Steven.
- Co pan narobił, że musi odejść?- zapytał Josh.
- Powiedzmy, że muszę poświęcić pracę dla wyjątkowej osoby.
- Boże, jakie to romantyczne- westchnęła Tina.
- Chce pan powiedzieć, że dla dyrektora i reszty tej zgrai nie podoba się pańska dziewczyna?- zapytał marszcząc brwi Dean.
- Nie spodobałaby się, gdyby ją poznali.
- Czyli nie wiedzą kim jest?- zapytała Kate wymieniając znaczące spojrzenie z nauczycielem, bo dobrze wiedziała o kogo chodzi.
- Nie.
- No to o co całe to zamieszanie?!- klasnęła w ręce dziewczyna- Pan się nie będzie chwalił swoją laską... to znaczy dziewczyną, a my i tak nic nie wiemy, więc nikomu nic nie powiemy. I dalej może pan uczyć.
- Nie wydaje mi się, żeby to przeszło.
- Jak pan nie zostanie to zrobimy strajk głodowy- rzucił Derek.
- Ty i strajk głodowy?- zaśmiał się nauczyciel- Pięciu minut nie wytrzymasz bez jedzenia. Na każdych moich zajęciach jesz cukierki i myślisz, że tego nie widzę.
- Nic nie mówiłem- uśmiechnął się chłopak.
- Musi pan zostać panie Shane- dodała Jo.
- Tylko na pana zajęciach czujemy swobodę, a także chęć do pracy- odezwała się Rose- Nie ma drugiego takiego nauczyciela, który zachęcałby nas do brania czynnego udziału w zajęciach. A tutaj? Wypowiada się każdy, a do tego zdobywa naprawdę potrzebną nam wiedzę. Życiową wiedzę.
- Dodatkowo poznajemy opinie innych i uczymy się je szanować- dodał Tony.
- Te zajęcia dają nam bardzo dużo i pomagają zrozumieć samego siebie- rzucił Win.

Cała sala spojrzała na młodego Chambersa ze zdziwieniem. Łącznie z nauczycielem.

- Win to było...- odezwał się Dean ze zdziwioną miną- Głębokie.
- Spadaj kołku.
- Ja ciebie też- wysłał mu buziaka Harvey.
- Okej- zaczął Steven- powiedzmy, że do końca roku się zastanowię, a na razie zajęcia będą się odbywały.

Klasa nie była zbyt zadowolona, ale pomyśleli, że dobre chociaż to. Może uda się Shane'owi rozwiązać ten problem i zajęcia dalej będą się odbywały.

- Skoro nie mam na dzisiaj gotowego tematu będę musiał improwizować- uśmiechnął się nauczyciel- Każdy z was wie jak ważny okres się teraz zbliża. Święta. Czas radości, odpoczynku, spędzania czasu z rodziną i oczywiście prezentów. A więc, niech każdy z was przygotuje karteczkę ze swoim imieniem i nazwiskiem, złoży ją na pół i położy na moim stole. Zrobimy losowanie i osoba, którą wylosujecie ma otrzymać od was prezent. Ale uwaga! Prezent ma być wykonany ręcznie. Nie kupiony i nie zrobiony przez kogoś innego. Ma to być wyłącznie wasza praca. Chciałbym, żeby każdy z was przyłożył się do tego zadania i żeby tematem waszej pracy była jakaś rzecz kojarząca wam się właśnie z wylosowaną osobą. Jasne?

- Jasne- odpowiedziała chórem klasa.
- Co za bzdura- skomentował Win- Obym nie wylosował Deana.
- Oby i on nie wylosował ciebie- zaśmiał się Tony- Bo strzelam, że któryś z was dałby drugiemu bombę.
- I oczywiście nie możecie wyjawić kogo wylosowaliście- dodał Steven- Bo na ostatnich zajęciach każdy z was przyniesie swój prezent i powie od kogo go dostał.

Wszyscy uczniowie położyli kartki na biurku i usiedli w ławkach. Potem kolejno z listy w dzienniku podchodzili i wybierali karteczkę.
Pierwsza była April. Wylosowała Natalie.
-Trochę niezręcznie będzie dać jej prezent skoro już ze sobą nie rozmawiają- pomyślała- Z drugiej strony może to być okazja do zawarcia rozejmu.

Następna jest Kate.
- Proszę nie Win, proszę nie Win- powtarzała w duchu i sięgnęła po karteczkę. Win Chambers. Podniosła głowę do góry jakby kierowała się do Boga- No przecież prosiłam.

Kolejny na liście jest Tony. Wziął kartkę, rozłożył ją i ujrzał napis który przyniósł mu ulgę. Josh Walls.
- Chłopak interesuje się muzyką. Coś wykombinuję- pomyślał.

Potem do losowania podchodzi Win. I jak na złość wylosował Deana.
- Nie ma mowy! -odezwał się do nauczyciela- Wymieniam.
- Niestety Win, nie możesz. To wbrew zasadom.
- Szybka zamiana. Pan odwróci głowę, ja podmienię i wszyscy będziemy zadowoleni.
- Siadaj Win.

Następna jest Rose. Bierze kartkę i sama się dziwi swoim prośbom. Woli wylosować Natalie czy April, aby nie wylosować ani Tony'ego, ani Deana. Bierze oddech i czyta. April Adams.
- Alleluja- wypowiada z radością.
- Chyba złotko pomyliłaś święta- docina jej Win i jak zwykle dodaje po cichu - i faceta.
- Ucisz się bo ci się oberwie- uśmiecha się szyderczo Kate.

Kolejne losowania przebiegły już sprawniej. Dean wylosował Jo, Tina Dereka, Jo Tony'ego, Josh Rose, a Derek Kate. Ostatni los został dla nieobecnej Natalie z imieniem Tina.

- Okej, poszło całkiem dobrze- skomentował Steven- Na zrobienie prezentu macie dwa tygodnie. Mam nadzieję, że wszystko jasne i że się przyłożycie a efekty będą zdumiewające. Do zobaczenia za tydzień.

Kiedy uczniowie zaczęli opuszczać salę, April siedziała w swojej ławce i ani drgnęła. Steven na nią spojrzał i zapytał:

- O co chodzi?

Dziewczyna milczała.

- April? Zajęcia już się skończyły. Mam parę rzeczy do załatwienia i musisz opuścić salę.

April dalej mu się przyglądała i nic nie mówiła.

- Możesz mi odpowiedzieć?
- Wkurzające, prawda?- wstała z miejsca i ruszyła ku niemu.
- Co?
- To jak ktoś siedzi w milczeniu i z końca sali cię obserwuje. To potrafi zdekoncentrować.
- Nie wiem o co ci chodzi.
- Myślisz, że nie widzę jak od kilku dni przesiadujesz w barze, kiedy ja ćwiczę z zespołem.
- Przeszkadza ci to.
- Nie wiem. Chyba tak. Bo wolałabym wiedzieć co się dzieje- popatrzyła na niego- Przychodzisz i się we mnie wpatrujesz zamiast porozmawiać o tym na czym stoimy.
- Wiesz czego chcę. Chcę ciebie i tylko ciebie.
- Dlatego chciałeś porzucić pracę? Dla mnie?
- To chyba oczywiste.

Zapadła chwilowa cisza.

- Czy dotarło do ciebie cokolwiek co powiedziałam w Londynie?- położyła dłoń na jego policzku- Nie chcę być powodem dla którego z czegokolwiek miałbyś rezygnować. Rozumiesz? Nie chcę czuć, że cokolwiek dla mnie poświęciłeś.
- April- uśmiechnął się do niej mimo jej poważnej miny- Nie masz nic do gadania. Jestem dorosłym facetem i sam potrafię podejmować decyzję. Nie zrezygnuję z ciebie.

Mimo moralnych zahamowań, chciała usłyszeć te słowa. Rozstała się z nim, to fakt, ale po kilku minutach bardzo tego żałowała. Nic nie poradzi, że kocha tego faceta.

- Ale ze szkoły też nie możesz zrezygnować. Wiesz jak się będę wtedy czuła?
- Dobrze- przytulił ją- Nie zrezygnuję. Przynajmniej na razie.
- Więc jesteśmy w tym samym miejscu, w którym byliśmy przed wylotem do Londynu?
- To znaczy?- zapytał Steven.
- Mamy się ukrywać i potajemnie spotykać będąc ciągle narażeni na to, że ktoś ze szkoły może to odkryć.
- Teoretycznie tak. Ale wydaje mi się, że mamy Kate po swojej stronie. I chyba resztę klasy też. Myślę, że na razie to wystarczy.
- Wiesz, to, że tu jesteś sprawia mi radość i smutek na raz- powiedziała błądząc wzrokiem po sali.
- To co powiesz na to, żeby zapomnieć o problemach i spędzić dzisiaj razem wieczór.
- Mam próbę.
- A ja na niej będę. Więc możemy się spotkać po próbie.

Dziewczyna nie wiedziała co odpowiedzieć.

- Przestań myśleć i to analizować. Dajmy sobie chwilę szczęścia w tym całym zamieszaniu.
- Dobrze- pocałowała go i od razu poczuła większe poczucie winy- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.

***

Paczka przyjaciół postanowiła wybrać się do centrum handlowego. Chcą obejrzeć kilka rzeczy i zorientować się w cenach, aby wiedzieć jakie fundusze mogą przeznaczyć na prezenty świąteczne. Takie wyprawy to tradycja Rose i Jo.

- Trochę tu chłodno. Możemy wejść do środka?- zapytał Brian.
- Jaka z ciebie maruda- pogłaskała go po policzku Jo- Nie możemy, bo mamy tu czekać na Rose, Sama, Kate i Matta.
- Kochanie, ale zamiast marznąć możemy poczekać po drugiej stronie drzwi i w dodatku się ogrzać. Jestem pewny, że do tak wielkiego wejścia- narysował w powietrzu wielki prostokąt- trafią bez problemu.
- Dobrze. Niech ci będzie.

Gdy tylko przekroczyli próg, zauważyli zbliżającą się ku nim Melissę.

- Wiedziałam!- spojrzała na chłopaka, Jo- Coś mi mówiło, że nie powinniśmy teraz wchodzić. Ale nie. Ja muszę zawsze ulec twoim namowom. I teraz mam!
- Uspokój się- zaśmiał się Brian i ją przytulił.
- Witajcie- przywitała się Melissa- Co tu robicie?
- Hmmm, chwila moment? Co można robić w centrum handlowym?- chwyciła się za brodę Jo- Może zakupy?

Brian spojrzał na nią karcącym spojrzeniem. Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami.

- Wybraliśmy się trochę rozejrzeć. Za chwilę dołączą do nas znajomi- wyjaśnił chłopak.
- Fajnie. Ja też próbuję coś znaleźć rodzicom, ale nie mam pomysłu. Zawsze razem robiliśmy zakupy świąteczne, pamiętasz?
- Zawsze razem robiliśmy zakupy świąteczne, pamiętasz?- zacytowała pod nosem Jo i przewróciła oczami.

W tym momencie dołącza do nich pozostała czwórka.

- Melissa- zwraca się do niej Brian- Rose i Sama już znasz. Kate pewnie kojarzysz ze szkoły. A to jest Matt.
- Cześć- przywitała się dziewczyna.
- Siema.
- Hej.
- Widzę, że to wypad w parach- powiedziała Melissa patrząc na całą szóstkę.
- Tak- odpowiedzieli chórem.
- Nie- rzucił Sam i posłał uśmiech dziewczynie.

Rose, Jo i Kate spojrzały na niego ze zdziwieniem,

- W każdym razie- wtrąciła Jo- Musimy już iść. Pa!
- Na razie- odpowiedziała dziewczyna, uśmiechnęła się do Sama i ruszyła do wyjścia.

- Musisz być dla niej taka niemiła?- zapytał Brian.
- Dobrze wiesz jak działa mi na nerwy. Przy niej mam ochotę wybuchnąć.
- Ale nie zrobiła nic złego. Przecież nie śledziła nas i nie przyszła tu specjalnie, żeby na nas wpaść.
- Ja bym się nie zdziwiła- skomentowała Kate.
- Jo, schlebia mi, że jesteś o mnie zazdrosna, ale naprawdę nie masz powodów.
- Nie jestem zazdrosna- wykrzywia minę Jo- Wcale.
- Jasne, jasne- Brian ją przytula i całuje w czoło.
- Chyba zaraz zwymiotuję- odezwała się Rose.
- Ja ją nawet lubię- dodał Sam- Fajnie mi się z nią gadało jak byliśmy na campingu. Jest miła.
- Okej. Teraz to na pewno zwymiotuję- skrzywiła się Rose.

Cała szóstka zaczęła się śmiać.

-Dobra, musimy obrać jakiś plan- odezwał się Matt i stanął na przeciwko grupy- Ja myślę, że dziewczyny polatają po sklepach, a my pójdziemy do elektronicznego wypróbować nowe konsole do gier.
- Tak!- powiedzieli równo Brian i Sam.
- Damy im raz pomyśleć, że to oni rządzą w związku?- zwróciła się Kate do Jo.
- Jasne, nam pasuje- odezwała się Jo.
- Świetnie. Spotkamy się tu za godzinę i skoczymy coś zjeść.
- Jak dla mnie dobry plan- skomentowała Rose.
- Hej, czy to nie Jackie?- zauważyła Jo.

Wszyscy spojrzeli w stronę, którą wskazywała Jo.

- Faktycznie- stwierdziła Rose.
- A kto to?- zapytał Matt.
- Koleżanka ze szkoły- wyjaśnił Brian.
- Przywitajmy się- rzuciła Jo i krzyknęła w stronę dziewczyny- Hej! Jackie.

Jednak Jackie nie miała zamiaru odpowiadać. Z daleka widziała grupkę znajomych, ale myślała, że uda jej się ich minąć i nie zostać zauważoną.

- To dziwne- skomentowała Rose- Jestem pewna, że nas widzi. Dlaczego udaje, że nas nie zna?
- Ciekawszym pytaniem jest: kim jest ten starszy koleś, który ją obejmuje?- stwierdziła Jo.
- Podejrzewam parę opcji, ale jedna szczególnie mi się nasuwa- dodaje Kate.
- Myślicie, że ona...?- pyta z niedowierzaniem Jo.
- Jeśli chcecie znać moje zdanie. To jest to dokładnie to, na co wygląda- komentuje Sam- Wasza koleżanka spotyka się ze sporo starszymi od siebie facetami.
- Tak widocznie Natalie wpływa na innych- dodał Brian.
- Zostawmy to- odezwała się Kate- Przyszłyśmy się tu rozerwać, a nie przejmować innymi.
- Moja dziewczyna zawsze wie co powiedzieć- powiedział Matt i ją pocałował- A teraz! Rozejść się i do zobaczenia za godzinę.

***

- Panienko Natalie- weszła do pokoju Berta- Obiad jest gotowy.
- Proszę mi go przynieść tutaj.
- Niestety nie mogę, bo ma pani gościa.

Dziewczyna odwróciła się od lustra.

- Czy moi rodzice kogoś zaprosili?
- Nie. Panienki rodzice jedzą dzisiaj na mieście.
- A więc? Kto to?
- Myślę, że ktoś kogo chciałabyś widzieć.
- Jak byłam dzieckiem, twoja zagadkowa gadka była fajna. Teraz- uśmiechnęła się dziewczyna- doprowadza mnie do szału.

Natalie ruszyła schodami w dół. W salonie czekał na nią ktoś, kogo faktycznie chciała zobaczyć. Dylan.

- Cześć- przywitała się.
- Cześć.
- Dzisiaj?- zapytała przypominając sobie jego ostanie słowa.
- Myślę, że tak.
- Dzieciaki, nakryłam w jadalni. Zapraszam- uśmiechnęła się do nich Berta.

Dziewczyna popatrzyła na niego pytająco.

- W twoim stanie powinnaś dużo jeść.
- Dołączysz do mnie?
- Jasne.

Kiedy oboje usiedli, a służąca znikła z pola widzenia, Dylan pierwszy się odezwał.

- Przepraszam, że tak się ostatnio zachowałem.
- Przestań. Miałeś pełne prawo się wkurzyć.
- Może i tak, ale nie powinienem. Pewnie strasznie to przeżyłaś. Nie jest to potrzebne ani tobie ani naszemu dziecku.
- Dzięki- uśmiechnęła się lekko i po chwili zapytała- Postanowiłeś już coś?
- Natalie- złapał ją za rękę- Nie do mnie należy decyzja. Od teraz wszystko co dotyczy tego malucha, zależy od nas. Nie od ciebie i nie ode mnie. Od nas.
- Chcesz powiedzieć, że...
- Że dużo nad tym myślałem- przerwał jej- Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdybym cię z tym zostawił samą. Jednak moje uczucia co do ciebie trochę się zmieniły.
- To znaczy?
- Wiesz już, że powinnaś mi o tym powiedzieć dawno temu. To, że to ukrywałaś, pozbawiło mnie zaufania.
- Wiem.
- Jednak postawiłem się w twojej sytuacji i zrozumiałem, że to nie było łatwe. Sam nie wiem co bym zrobił. Wiem tyle, co powinnaś zrobić. Zaufać mi. Bardzo mnie zabolało, że nie czujesz, że jestem na tyle silny, żeby to udźwignąć.
- To nie tak.
- Nie tłumacz się- spojrzał na nią ciepło- Naprawdę. Domyślam się jak się czułaś. Dlatego chcę ci pomóc, ok?
- Ok.
- Musimy się wspólnie zastanowić, co robić dalej. Twoi rodzice wiedzą?
- O mój Boże. Nie! Absolutnie. Chyba by mnie zabili. A twoi? Mówiłeś im?
- Nie.

Zapadła cisza.

- Ale chcę im powiedzieć. I twoim i moim. Wiesz dobrze, że bez nich nie damy sobie rady. Moja mama jest bardzo tolerancyjna- uśmiechnął się- I myślę, że chciałaby mieć wnuka.
- Żartujesz tak?
- Wcale nie. Pamiętasz, wspominałem ci, że mam brata.
- No tak. Starszego. Jeff jak dobrze kojarzę.
- O wiele starszego. Ma 30 lat i nie założył rodziny. W sumie to nigdy nie założy.
- Czemu?
- Jest gejem.
- Serio?
- Serio. Moi rodzice go w pełni akceptują- wzruszył ramionami chłopak- Jego partnera też.
- Nieźle.
- Więc myślę, że moja nowina i tak przegrywa z nowiną Jeffa, gdy był w moim wieku.

Natalie spłynęła łza po policzku.

- Hej, hej. Piękna. Uspokój się- otarł jej oczy.
- Nie wierzę. Nie wierzę w to co się właśnie dzieje.
- Dlaczego?

Dziewczyna spojrzała na niego jakby był ósmym cudem świata i zarazem rycerzem w lśniącej zbroi.

- Kocham cię Dylan.
- Powtarzasz się wiesz...- powiedział z uśmiechem i dodał- Ja też cię kocham.

Chłopak podniósł się i ją przytulił.

- Przed nami dużo pracy, ale poradzimy sobie.
- Ten moment jest najlepszym w moim życiu.
- Moim też- schylił się i pocałował jej brzuch- No i może jeszcze ten kiedy poczęło się to maleństwo.

***

Charlie postanowiła odwiedzić Andy'ego. Od momentu kiedy pojawiła się na jego terapii spotykali się bardzo często. Chodzili do parku, do zoo, do małych kawiarni. To pozwalało Andy'emu oswoić się ze światem zewnętrznym, z którym unikał kontaktu od kilku lat. Te spotkania bardzo mu pomagały. Znowu czuł, że może żyć jak normalny chłopak. A to wszystko dzięki tej wspaniałej dziewczynie.

Charlie nacisnęła dzwonek dwukrotnie. Po chwili w drzwiach ukazała się znajoma twarz.

- Dzień dobry pani Palmer- powiedziała z uśmiechem- Ja do Andy'ego.
- Pamiętam cię- powiedziała kobieta- Nachodziłaś mojego syna. Wybacz kochanie, ale Andy nie przyjmuje gości.
- Mamo, w porządku. Może wejść.

Charlie pchnęła drzwi i zgrabnie ominęła kobietę. Pani Palmer z nieukrywanym zaskoczeniem przyglądała się synowi.

- Miło cię widzieć- przytuliła go na powitanie- Gdzie masz pokój?
- Na strychu.
- Taa, jasne.

Chłopak zaczął się śmiać.

- Tu po prawej- wskazał jej drogę.

Kiedy dziewczyna znikła za drzwiami, pani Palmer zatrzymała syna.

- Powiesz mi o co chodzi?
- To koleżanka.
- Domyślam się. Ale nie zapraszałeś nikogo od kiedy...
- Od kiedy jeżdżę na wózku?- spojrzał na nią troskliwie- Czy kiedyś przestaniesz bać się tego słowa?
- Wcale się nie boję.
- Ależ tak.
- Wydawało mi się, że tobie ono również nie przypadło do gustu.
- Tak było. Ale dzięki Charlie to się zmieniło.
- Andy- zaczęła- Wiesz, że nie powinieneś się przywiązywać.
- Musisz mi to ciągle wypominać?
- Nie chcę, żebyś...
- Żebym był szczęśliwy? Zauważyłem.
- Daj spokój. Wiesz o co mi chodzi.
- Na razie- odwrócił się- Mam gościa.

Kiedy wjechał do pokoju, Charlie stała przy wielkim regale z książkami, który zajmował całą ścianę.

- Nie jest zadowolona z mojej wizyty.
- Nie. To znaczy... Nieważne.
- Wiesz- spojrzała na niego z uśmiechem- Zawsze idealnie potrafisz wszystko tłumaczyć.

Podjechał do niej.

- To jest wspaniałe- zaczęła Charlie biegając wzrokiem po wszystkich półkach- Takiej kolekcji nie mają w niektórych bibliotekach.
- Masz rację. To same unikaty- mówiąc to zrobił minę cwaniaczka- Sięgam tylko po te z najwyższej półki.

Dziewczyna spojrzała na niego.

- Kolejny nieudany żart.
- Cholera. A tak się starałem.
- Jak przewidujesz jeszcze jakieś, to odpuść sobie.
- Nie mogę- spojrzał na nią- To zadanie od terapeuty. Mam się nabijać z samego siebie ile się da.
- Czy ta terapia nie ma przypadkiem cię podnosić na duchu? Tak żartując, możesz się niechcący zdołować.
- Dlatego znalazłem złoty środek.
- He? Jaki?
- Takie żarty wypowiadam tylko przy tobie. Zawsze sprawiasz, że czuję się dobrze, więc nawet najgorszy żart tego nie zepsuje.
- Sprytne- uśmiechnęła się słysząc te słowa i postanowiła zmienić temat- Napisałeś jakiś nowy rozdział?
- Coś tam mam, ale ostatnio byłem trochę zajęty. Jedna dziewczyna ciągle zawraca mi głowę.
- Powinno być zawraca mi wózek- zaśmiała się i usiadła na łóżku.
- Widzisz zaczynasz łapać.
- Te wszystkie sprzęty wiszące nad łóżkiem? Pomagają ci na nie wejść?
- Tak. Chcesz zobaczyć jak to robię?
- Czemu nie.

Chłopak podjechał pod koniec łóżka i ustawił plecami do Charlie. Złapał się za drążek nad nim i zdecydowanym ruchem uniósł się do góry. Potem zrobił kilka powtórzeń i usiadł na łóżku. Łapiąc się kolejnych drążków za jego głową po chwili znalazł się obok dziewczyny.

- I jak? Nie najgorzej co?
- Robi wrażenie- uniosła kącik ust.
- Rehabilitacja dużo mi dała. Kiedyś, no wiesz, "przed wózkiem", Bardzo lubiłem chodzić na siłownię. A teraz nadal lubię ćwiczyć, ale niestety tylko ręce. No i mięśnie tułowia. ale to już z trenerem.
- Długo chodzisz na rehabilitację?
- Od kiedy się poznaliśmy na czacie.

Charlie spojrzała na niego pytająco.

- Przestań się dziwić- uśmiechnął się do niej- Dobrze wiesz, że sporo zmieniłaś w moim życiu. A właściwie wszystko.
- Nie przesadzaj. Mówisz jakbyś mi tyle zawdzięczał.
- A tak nie jest?
- Nie. Jesteś świetnym chłopakiem, tylko potrzebowałeś kogoś, kto pomoże ci to sobie uświadomić.
- Wiele osób próbowało- spojrzał na nią- Ale tylko tobie się udało.

Patrzyli na siebie przez chwilę w milczeniu. Andy zaczął gładzić ją po policzku.

- Możesz coś dla mnie zrobić?- patrzył jej głęboko w oczy- Mogłabyś...