czwartek, 27 marca 2014

Rozdział III: "Ma niezły temperament"


- Cześć świrze- Chris objął ją ramieniem.
- Cześć- uśmiechnęła się Maddie.
- Co dzisiaj robisz?
- Nic.
- Dobra odpowiedź- w tym momencie pomachał do Ricka i Swayze'ego- Chcę cię zabrać w fajne miejsce.
- Dokąd?
- Do naszej ulubionej knajpy.
- Byłam już w garażu Ricka- przymrużyła oczy.
- Zabawne- uśmiechnął się- Ale mówię o prawdziwym barze. Spodoba ci się.
- Skoro tak mówisz.
- Do później.

Dziewczyna patrzyła jak idzie w stronę kumpli. Nie spotkała jeszcze tak otwartego chłopaka. Znał ją dopiero od tygodnia a tyle uwagi jej poświęcał. Wkręcił ją do swojej paczki i pozwolił poczuć, że komuś na niej zależy. To coś z czym Maddie nie spotykała się często. W Chicago, nawet jeśli z kimś się kumplowała musiała wiedzieć, że tak naprawdę, może liczyć tylko na siebie. Tutaj ma w nich oparcie. Tu jest inaczej. Lepiej.

***

- Co myślisz o tancerzach hula?- zapytała chłopaka Vicky.
- Po co ci tancerze hula?
- Na moją imprezę.
- Jaką imprezę?
- Moje urodziny- spojrzała na niego zdziwiona.
- Och! Tak. Wyleciało mi z głowy. Przepraszam.
- Wybaczam- pocałowała go- Ale ostatnio jesteś mało skupiony. Może powinieneś odpuścić sobie kilka treningów.
- Nie mogę. Przed nami ważne zawody.
- No tak. Lucas Moon musi być we wszystkim idealny.
- Przestań- przechylił głowę na bok- Robię to, co powinienem, żeby zadowolić moją rodzinę.
- Wiem. Musisz trzymać poziom. Podoba mi się to- zaczęła go kokietować.
- Tak?- zapytał i zauważył Maddie wchodzącą do biblioteki- No to super.

Uśmiechnął się lekko i ruszył w tamtą stronę.

- Gdzie idziesz?- zatrzymała go.
- Muszę wziąć kilka książek z biblioteki. Widzimy się później.

Chłopak pchnął drzwi i zaczął się rozglądać. Ani śladu po nowej. Po chwili usłyszał dźwięk spadających książek i znajomy głos.

- Cholera!- dziewczyna zaczęła zbierać książki i układać je z powrotem na półkę.
- Muszą być ułożone alfabetycznie- podszedł i zaczął jej pomagać.

Maddie popatrzyła na niego i jego uśmiechniętą twarz. Dobrze wygląda kiedy jest wesoły. Lucas zauważył, że się mu przygląda. Jednak kiedy tylko spojrzał jej w oczy, ona spuściła wzrok. Chwyciła dwie książki i ruszyła do jednego ze stolików. Lucas poszedł za nią i usiadł na przeciwko niej.

- Czegoś chciałeś?
- Pogadać.
- To idź do psychologa- otworzyła książkę i zaczęła czytać.
- Chcę pogadać o chemii. A właściwie o korepetycjach.
- Nie są ci potrzebne.
- Są.
- Masz czwórkę.
- A muszę mieć szóstkę- zastanowił się- Sprawdzałaś moje oceny?
- Zobaczyłam przypadkiem- wytłumaczyła nie odrywając wzroku od książki.
- A więc? Pomożesz mi?
- Chcesz pomocy?- spojrzała na niego- Zapisz się do kółka chemicznego, pójdź na dodatkowe lekcje, kup sobie prywatnego nauczyciela. Zrób cokolwiek, ale odczep się ode mnie.
- Dlaczego?
- Bo cię nie lubię- wróciła do czytania.
- Dlaczego? Przecież nawet mnie nie znasz.
- Znam.
- Naprawdę? To powiedz. Jaki jestem?
- Bogaty dzieciak z idealną średnią. Jesteś kapitanem drużyny pływackiej. Jesteś popularny. Masz markowe ciuchy. Jeździsz najlepszym samochodem. Masz ładną dziewczynę. Twój najlepszy kumpel to kretyn. Prawdopodobnie masz więcej służby niż członków rodziny- powoli uniosła głowę- Jechać dalej?
- Poproszę.
- Twoja rodzina ma duży wpływ na to co dzieje się w mieście. Tobie, każdy uczeń w szkole się podlizuje. Wszyscy się liczą z twoim zdaniem. Nauczyciele stawiają cię za wzór. Jesteś gwiazdą tej szkoły- przerwała i zamyśliła się na chwilę. Potem spojrzała na niego- Zastanawia mnie tylko jedna rzecz.
- Jaka?
- Dlaczego się tym nie cieszysz? Masz najmocniejszą pozycję w szkole, fajnych znajomych i kupę kasy. Możesz robić co chcesz.
- Twoim zdaniem jestem smutny?- zaśmiał się.
- Na pierwszy rzut oka tego nie widać, bo ciągle się uśmiechasz. Ale wewnątrz- przymrużyła oczy- czegoś ci brakuje.
- I jest to szóstka z chemii. Mówiłem ci- znowu się uśmiechnął.

Dziewczyna mu się przyjrzała. Zaczęło się robić poważnie i obrócił wszystko w żart. Najwidoczniej naprawdę się boi tego co czuje w środku. Ale skoro chce grać głupka, to jego wybór.

- To może zacznij się uczyć.
- Chcę- uśmiechnął się znowu- Z tobą.
- Nie ma mowy.
- Dlaczego?
- Wspominałam już, że cię nie lubię?- uniosła brew- A do tego nie mam czasu. Jestem zajęta.
- Czym?
- Czytaniem.
- Daj spokój. Możesz to odłożyć na później.
- Nie mogę.
- Jakoś ci się udało dwie minuty temu, kiedy rozmawialiśmy o mnie- zamrugał oczami.
- Nie- pokręciła głową- Cały czas byłam skupiona na książce.
- Aha- przytaknął i wstał od stolika- Musisz być całkiem zdolna, bo czytanie do góry nogami nie należy do łatwych.

Dziewczyna dopiero teraz przyjrzała się książce. Faktycznie trzymała ją odwrotnie. Nawet tego nie zauważyła, kiedy z nim rozmawiała. Udawała, że czyta, żeby się odczepił. Chłopak zaśmiał się i ruszył do wyjścia.

- Nie lubię iść na łatwiznę- rzuciła z lekką złością.

***

Sara i Maddie, w szatni od wfu, przysłuchiwały się rozmowom swoich koleżanek.

- Wiesz już co założysz na imprezę u Vicky?- zapytała jedna z nich.
- Mam kilka pomysłów, ale jeszcze nic nie wybrałam.
- Ja mam robioną sukienkę na zamówienie- wtrąciła inna.
- A mi moją przysłała ciotka. Z Europy- powiedziała dumnie kolejna.

- Z czego ta cała afera?- zapytała Maddie swoją kuzynkę.
- Urodziny Vicky Maye.
- Kogo?
- Dziewczyny Lucasa.
- Nie wiedziałam, że ma dziewczynę.
- Jak to? Przecież zawsze siedzą razem na stołówce i całują się publicznie.
- Jeśli to u was oznacza związek- zagwizdała- To ciesz się, że nie byłaś w mojej szkole.

- Dziewczyny! Na boisko!- krzyknęła trener Walls.

Uczennice od razu ruszyły do wyjścia.

- Dzisiaj będziemy biegać na czas. Dystans jaki macie pokonać to 600 metrów.
- Co? 600?- zdziwiła się jedna z dziewczyn.
- 600 to za dużo?- zapytała kobieta.
- Tak- odpowiedziały chórem.
- No to pobiegniecie kilometr.

Wszystkie popatrzyły po sobie. Jednak żadna się nie odezwała, bo to mogło grozić jeszcze dłuższym dystansem, a dobrze wiedzą, że nie są w stanie przebiec nawet połowy. Zaczęły się rozgrzewać. Nauczycielka stwierdziła, że nie ma po co dzielić ich na grupy, skoro i tak większość z nich po jakimś czasie zatrzyma się i odpuści. Dała znak do startu i obserwowała ich bieg. Wszystkie dziewczyny zaczęły bieg na pełnych obrotach, a Maddie zwolniła, biegła średnim tempem i regulowała oddech. Po dystansie 300 metrów, kilka dziewczyn zaczęło zwalniać, a dwie się zatrzymały. Wtedy Maddie przyspieszyła. Zaczęła wymijać kolejne dziewczyny.

- Patrzcie!- krzyknął jeden z grupy chłopaków, którzy mieli zbiórkę zaraz przy wyjściu.

Lucas, Kyle i reszta uczniów popatrzyli na Maddie. Ludzie na trybunach też ją podziwiali. Po dystansie 700 metrów, nie było możliwości, żeby ktokolwiek ją dogonił. Dziewczyny odpadały jedna po drugiej, a Maddie biegła coraz szybciej. Kiedy skończyła bieg z trybun dobiegły gwizdy, krzyki i oklaski. Wszyscy tam popatrzyli. To był Chris, Swayze i Rick. Lucas przyglądał się dawnemu przyjacielowi. Chłopak zbiegł po schodach, przeskoczył przez bandę i podbiegł do dziewczyny. Złapał ją za rękę i przełożył przez ramię jak rannego żołnierza. Zaczął z nią biegać po całym boisku. Oboje głośno się śmiali.

- Co za palant- skomentował Kyle.
- Taa- odpowiedział Lucas ciągle na nich patrząc.

- Zane!- krzyknęła trenerka Walls- Postaw ją.
- Nie mogę. To zwycięzca. Musi być noszona na rękach.
- Serio Chris- odezwała się Maddie- Postaw mnie na ziemię.

Chłopak zrobił o co prosiła. Gdy zbliżyła się do nich nauczycielka i posłała mu groźne spojrzenie, postanowił uciec w podskokach. Kiedy znalazł się blisko grupy chłopaków, odwrócił się i krzyknął:

- Czekamy pod szkołą. Pośpiesz się gwiazdo.

Maddie przytaknęła i wróciła do rozmowy z trenerką.

- Chce pani, żebym biegała?! W drużynie?
- Nie mieliśmy tu nikogo z takimi wynikami od lat. Byłabyś świetna.
- To raczej nie dla mnie.
- Idealne dla ciebie. Jesteś zwinna, umiesz regulować oddech, wiesz kiedy przyspieszyć. Masz talent.
- Fajnie.
- Powiesz mi gdzie się tego nauczyłaś?

Dziewczyna się lekko uśmiechnęła na wspomnienia o swoich ucieczkach. Klepnęła trenerkę w ramię i ruszyła do szatni.

- Hej, Jones! Jeszcze nie skończyłam rozmowy- krzyknęła nauczycielka.
- A ja owszem.

***

Mddie rozejrzała się po pomieszczeniu. Spodobało jej się to co widzi. Drewniane ściany a na nich porozwieszane plakaty, dyplomy, nagrody i stare artykuły. Wszystkie o tematyce wyścigów. Nad barem stały najważniejsze trofea a gdzie nie gdzie wisiały części samochodowe. Bar był zrobiony z maski ciężarówki. Maddie bywała w wielu barach, ale nigdy nie widziała urządzonego w takim stylu.

- No to jest pro- skomentowała.
- Mówiłem, że to świetne miejsce- uśmiechnął się Chris.

Cała paczka podeszła do baru.

- Hej Truck- przywitał się Swayze- To co zwykle.
- Siema- mężczyzna przyjrzał się nowej- A to kto?
- Maddie- przedstawił ją Rick- Jest nowa, ale szybko się wkręca.
- Miło poznać. Jestem Trevor. Ale mów mi Truck.
- Maddie. Ale mów mi Mad.

Wszyscy wymienili spojrzenia i szydercze uśmiechy. Wtedy z zaplecza wyszedł przystojny chłopak. Miał czarne włosy i szare oczy. Ubrany był w podartą koszulę, a spodnie miał ubrudzone smarem. Od razu podszedł do ich paczki.

- Pamiętacie Travisa?- zapytał Truck.
- No nie!- krzyknął Rick- Stary, jak ostatnio się widzieliśmy, byliśmy w podstawówce.
- Nie inaczej. Miło cię widzieć- przytulił kumpla.
- Siema- przywitał się Chris.
- Cześć- podał mu rękę Swayze.
- Jestem Travis- uśmiechnął się do dziewczyny- młodszy brat Trevora.
- Czy to, że wasze imiona zaczynają się na "Tra" i "Tre" związane jest z nazwą tego miejsca? Truck?
- Bystrzak- pokiwał głową Truck.
- Mówiłem, że się do nas nadaje- dodał Rick.
- Nasz ojciec kochał ciężarówki. Co zrobisz- wzruszył ramionami młodszy brat.
- Hej, musisz się z nami napić- objął go ramieniem Rick.

Wszyscy ruszyli do stolika.

- To powiedz- zaczął Chris- gdzie się podziewałeś. Truck mówił, że byłeś w tej szkole dla kierowców samochodów sportowych.
- Zgadza się. Sporo się nauczyłem. Umiem już zmontować sobie coś fajnego.
- No a co robisz tutaj?
- Postanowiłem wrócić na najważniejsze wyścigi w East Grove- upił łyk.
- Wystartujesz w Fast Grove?- podniecił się Rick.
- Fast Grove, serio?- zdziwiła się Maddie i zaczęła się śmiać- Wyścig w East Grove nazywa się Fast Grove? Oryginalne.
- Travis- zaczął Swayze wskazując na dziewczynę- Poznaj największą marudę świata. Nic nigdy jej nie pasuje.
- Po prostu to miasto jest takie przewidywalne i nudne.
- Może takie kiedyś było- odezwał się Travis- Ale ostatnio słyszałem o dobrej akcji w banku.

Cała ekipa popatrzyła po sobie i zaczęła się śmiać.

- Nie do końca rozumiem co się właśnie stało- przymrużył oczy.
- Zgadnij kto za tym stoi?- odezwał się Rick.
- Gadacie?!
- Nie- śmiał się dalej Chris- Właściwie to sprawka Mad. Jedną akcją wkręciła się do paczki.
- Żałuj, że nie widziałeś tego na żywo- skomentował Rick- taki widok daje niezłego kopa.
- Chyba lubisz być przez nich uwielbiana, co?- zagadnął do niej Travis.
- Nie narzekam- spojrzała mu w oczy- Ale nie jesteś lepszy. Ty wróciłeś, żeby być gwiazdą.
- Raczej, żeby dobrze się bawić. Za dzieciaka razem z Rickiem zawsze wiedzieliśmy co zrobić, żeby nie było nudno. Mam nadzieję, że teraz będzie tak samo.
- Ma się rozumieć- stuknęli się butelkami.
- Wracasz do szkoły?- zapytał Chris.
- Nie wiem- westchnął- już ominąłem prawie połowę nowego semestru. Niby rodzice cieszyliby się jakbym miał jakieś inne osiągnięcia poza wyścigami. Ale czy mi to potrzebne?
- Już widzę, że to wasz kumpel- uśmiechnęła się Maddie- Olewka na szkołę. Liczy się zabawa.
- Brzmi prawie jak motto- zaśmiał się Swayze.
- Nie za bardzo. Musicie znaleźć sobie lepsze- skomentowała dziewczyna.
- I widzisz? Znowu marudzi.
- Chyba musimy a nie musicie?- rzucił Chris.
- Spadaj. Ja swoje mam- powiedziała dumnie Maddie.
- Jak brzmi?- zaciekawił się Travis.
- Uważaj, bo ci powiem- wystawiła język, potem spojrzała na zegarek i klepnęła w stół- Dobra. Muszę spadać.
- Gdzie ci się śpieszy? Do nauki?!- szturchnął ją Chris.
- Jaki ty jesteś zabawny- zmarszczyła nos- Muszę przemalować i przemeblować pokój, bo jak się w nim budzę to zaczynam się bać. Jest taki... miły i słodki.
- Potrzebujesz pomocy?
- Umówiłeś się z chłopakami- podniosła się- Posiedźcie sobie i pogadajcie.
- Daj na luz. Codziennie się z nimi widzę. Pomogę ci.
- No dobra. Skoro się tak palisz- wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się do reszty- Na razie frajerzy.
- Do zoba- odezwał się Rick.
- Zadzwonię- rzucił Chris i ruszył z Maddie do wyjścia.
- Para?- zapytał Travis.
- Nie. Chris jest z Alison- wyjaśnił Rick.
- Ale wygląda to dziwnie- skomentował Swayze- Od kiedy się pojawiła to uwięziła nam kumpla.

***


- No słodziutki pokoik- zaczął nabijać się Chris.
- Nawet nie zaczynaj.
- Misie są ekstra. No i ta biel. Jest wszędzie- rozgląda się po pokoju- Nie czujesz się jak księżniczka?
- Dawno ci chyba nikt nie przyłożył, co?
- Alison czasem lubi ostre zagrywki. No wiesz, klapsy i te sprawy.
- Jesteś nienormalny- rzuciła w niego poduszką.
- To od czego zaczynamy?
- Malowanie ścian. Trzeba poprzestawiać meble i okryć je folią. Potem zedrzeć tę "cudną" tapetę i starą farbę.
- Znasz się na tym- pokiwał głową- Wiesz, zaskakujesz z dnia na dzień.
- A to nowość. Zawsze jest tak, że jak poznajesz nową osobę to przez jakiś czas cię fascynuje. Potem jak znasz ją na wylot to nie ma już takiego szału.
- Często to robisz?
- Co?
- Analizujesz interakcje międzyludzkie? Co się dzieje od początku do końca?
- Czasami.
- Wiesz, że to głupie i strasznie nudne.
- Ach tak?!
- Tak. Przewidywanie jest nudne. Wolę zamieszanie, konflikty, niewyjaśnione sytuacje. Wtedy zawsze jest ciekawie.
- Jednym słowem, lubisz kłopoty?
- Bingo!

Dziewczyna mu się przyglądała. Było w nim coś co sprawiało, że chciała być przy nim sobą. Miał taką szczerość w oczach. Jego zachowanie i nastawienie do życia było spontaniczne. Zero gry, zero fałszu. Kiedy z nim przebywała, wiedziała, że może wszystko mu powiedzieć. Rzucić jakąś nowiną od tak sobie. A on zareaguje całkowicie naturalnie. Śmiechem, współczuciem, żalem czy radością. Nie będzie oceniał, tylko przyjmie to do wiadomości i zaakceptuje. Po prostu.

- Chcesz się wyrobić do wieczora?- spojrzał na nią- To bierz się do roboty! Nie płacę ci za myślenie.
- Ty wcale mi nie płacisz- zmarszczyła brwi.
- A, no tak- podrapał się w głowę- Zapomniałem, że to ja pracuję dla ciebie.
- Głupek- zaśmiała się i zaczęła przesuwać biurko.

***

- Co robisz o tej porze w moim gabinecie?

Chłopak uniósł głowę znad książek. Kiedy zobaczył kto wszedł do środka od razu wstał.

- Cześć dziadku. Właśnie się uczyłem.
- Tutaj? Przecież mamy bibliotekę.
- Wiem. Ale wszystkie ważne książki o chemii, masz tutaj.
- Problemy w szkole?
- Nie. Chcę się po prostu więcej dowiedzieć.
- Przypomnij mi jaką ocenę miałeś w pierwszym semestrze?
- Czwórkę.
- Hmm.

Dziadek podszedł wolnym krokiem do regału. Lucas śledził go wzrokiem. Wyglądał jak arystokrata. Wyprostowany z wypiętą piersią. Głowę nosił wysoko. Poruszał się z taką gracją o jakiej jego wnuk mógł tylko pomarzyć. Zawsze stawiano mu dziadka za wzór. Kulturalny, odpowiedzialny, dbający o interesy i rodzinę. Wyniósł ich rodzinę na wysoki poziom społeczny i ją na nim utrzymał.

- Czyli nie za dobrze ci idzie?- kontynuował mężczyzna.
- Czy ja wiem?- powiedział z niepewnością- Czwórka to dobra ocena.
- Racja- zaczął przeglądać książki- Dobra.
- No już, powiedz to.
- Słucham?
- Powiedz, że to dobra ocena, ale nie jest najlepsza.
- Nie chciałem tego powiedzieć.
- Pewnie- przewrócił oczami.
- Ale to prawda.
- No i proszę bardzo. Jest- kiwnął głową Lucas.
- Musisz się bardziej przyłożyć.
- Coś jeszcze?
- Słucham?- obrócił się dziadek.
- Planujesz jakąś dłuższą przemowę? Bo jak tak, to skoczę po colę i popcorn.
- Luca- podszedł do niego- Nie denerwuj się. Wiesz, że chcemy dla ciebie jak najlepiej.
- Jak zawsze- westchnął chłopak.
- To co? Postarasz się?
- Właśnie to robię, ale wątpię żebym dał radę.
- Może potrzebujesz innego źródła wiedzy. Jak korepetytor.
- Próbowałem. Nic z tego.
- Nam Moon'om zawsze się udaje- klepnął go w ramię.
- Nie tym razem- spojrzał przez okno- Jest zawzięta i mnie nie lubi.
- Ona?
- Tak. Jedna dziewczyna w szkole dała niezły popis na lekcji. Widać, że się na tym zna. Poprosiłem ją o pomoc, ale odmówiła.
- Jak się nazywa?
- Maddie Jones. Jest nowa. Poznałeś ją w naszym sklepie.
- Ach, Madeline- uśmiechnął się mężczyzna- Ma niezły temperament.
- Nie musisz mi mówić. Już pierwszego dnia powaliła Kyle'a na ziemię.
- Zasłużył?
- Tak.
- No to brawo dla niej.
- Czy ty się właśnie zachwycasz dziewczyną, która jest pyskata i chętna do bójek?- zdziwił się Lucas.
- Nie jest taka jaką chce, żeby ją widziano.
- A skąd ty to wiesz?
- Po pierwsze: żeby kogoś dobrze poznać wystarczy czytać z oczu- spojrzał na wnuka- One zawsze mówią prawdę. A po drugie: Dyrektor Malls radził się mnie w sprawie przyjęcia tej dziewczyny do szkoły. Jej wyniki testu były chyba najgorsze w historii. Dlatego powiedziałem mu, żeby ją przyjął.
- Chyba nie łapię? Czemu?
- Nie wyobrażasz sobie jak dobrze trzeba być obkutym, żeby źle odpowiedzieć na każde pytanie- zaśmiał się dziadek i zaczął chodzić po pokoju- Bardzo się starała, żeby tu nie trafić. Włożyła w to wiele wysiłku. Podsyłała artykuły z gazet, swoje mandaty, wezwania do sądu. Wszystko co się dało, aby tylko tu nie przyjechać.
- A ty jej przeszkodziłeś ponieważ?
- Ma cechy, które nie są spotykane u wielu ludzi. Jest inteligentna, waleczna, odważna, zdeterminowana, niezależna, spontaniczna, nie boi się wyrażać swojego zdania i bronić własnych przekonań. A do tego prawdopodobnie jest niesamowicie wrażliwa- westchnął- Jest diamentem. Co prawda nieoszlifowanym, ale myślę, że znajdzie właściwą drogę.
- Albo szlifierkę- skomentował Lucas.

Mężczyzna spojrzał na wnuka. Uśmiechnął się lekko i przeniósł wzrok na zdjęcie swojej zmarłej żony. Była piękną kobietą. Darzył ją tak silnym uczuciem jakie ktokolwiek mógł sobie wyobrazić. Ich miłość była najwspanialszą rzeczą, jaka mogła mu się przytrafić. Poznał ją w najmniej oczekiwanym momencie. Pewnego dnia, gdy wracał z sąsiedniego miasta, zepsuł mu się samochód. Musiał iść dwa kilometry do najbliższego baru, gdzie mógł poprosić kogoś o pomoc. Gdy podszedł do szczupłego mężczyzny o bujnych włosach, poklepał go w ramię. Tamten się odwrócił i uderzył go butelką w głowę. Henry na chwilę stracił przytomność. Kiedy się ocknął, ujrzał swojego oprawcę. Okazało się, że była to przepiękna dziewczyna. Zaatakowała go myśląc, że to jakiś bandzior lub zboczeniec. Miała na imię Jane. Od tamtej pory śmiała się, że musiała go uderzyć w głowę, żeby się z nią ożenił. Tak. Miała temperament.

- Czasem warto jest spojrzeć na kogoś bez uprzedzeń.
- Niemożliwe, że powiedział to Henry Moon- zaśmiał się chłopak.
- Zostawię cię z twoją chemią- powoli ruszył do wyjścia i obrócił się przed samymi drzwiami- Postaraj się o te korepetycje.
- Jasne- opadł na fotel i powiedział do siebie- Postaraj się. Tylko jak do cholery się dogadać z tą dziewczyną?

***

- Maddie, kolacja gotowa- powiedziała Sara wchodząc do pokoju.
- Zaraz przyjdę.
- Co tu się stało?!- zdziwiła się kuzynka, gdy rozejrzała się po pomieszczeniu.

Dwie ściany pomalowane były na granatowo. Jedna z dwóch pozostałych była pokryta biało-czarną tapetą z abstrakcyjnymi wzorami. Ostatnia była pomalowana na biało, a na niej wisiały plakaty i puste ramki na obrazy. W kilku ramkach napisany był tekst piosenki, wiersz lub cytat z wybranej książki. Blat biurka był granatowy, a nogi białe. Podobnie wyglądało krzesło, siedzenie i oparcie byly granatowe, a nogi białe. Łóżko też było pomalowane na granatowo. Za to pościel miała biało-czarne wzory. Maddie zrobiła je własnoręcznie na maszynie do szycia. Zasłony również były jej dziełem. Regał na książki, wykonany z cegieł, dopełniał cały obraz.

- Nieźle, co nie?- wychylił się zza szafy Chris.
- O! Cześć- speszyła się Sara i zwróciła do kuzynki- Nie wiedziałam, że ktoś ci pomaga.
- Sam się pchał- wzruszyła ramionami.
- Bo mam dobre serce- chłopak wystawił język.
- Szkoda, że nie zdolności artystyczne- uśmiechnęła się sztucznie.
- Mam i zaraz ci je pokażę- ruszył do niej z pędzlem.
- Nawet o tym nie myśl.
- No chodź. Pokażę ci sztukę.
- Sara! Ratunku!- Maddie zaczęła uciekać w stronę drzwi.

Wtedy Chris ją złapał i wysmarował jej twarz farbą. Dziewczyna śmiała się i krzyczała. Lecz nie pozostała mu dłużna. Chwyciła za inny pędzel i się odegrała. Sara przyglądała im się z zaciekawieniem. Po chwili do pokoju weszła ciotka.

- Co tu się dzieje?

Maddie i Chris od razu przestali się szarpać. Popatrzyli po sobie i zaczęli się śmiać.

- Madeline- zaczęła Susan- Możesz mi to wyjaśnić?
- To drobny remont- wskazała palcem cały pokój.
- Widzę. Ale dlaczego jesteście tacy brudni? I dlaczego nic nie wiem o tym, że masz gościa?
- Ja się chyba powinienem już zwijać- odezwał się Chris i prześlizgnął obok Sary i Susan- Miło było poznać. Do jutra świrze.
- Do jutra- krzyknęła za nim.
- Młoda damo- odezwała się ciotka- idź się umyj i widzę cię zaraz na kolacji. Wtedy porozmawiamy.

Kiedy Susan wyszła, Sara ciągle przyglądała się kuzynce.

- Co?!- zapytała Maddie.
- Nie powinnaś się z nim zadawać. To największy łobuz w szkole.
- Nic ci do tego- weszła do łazienki i zaczęła myć twarz- To mój kumpel i jest w porządku.
- Możesz mieć przez niego problemy.
- Dlaczego?- przewróciła oczami.
- Na początku liceum narobił sobie kłopotów i wyrzucono go z drużyny pływackiej. Mało nie wyleciał ze szkoły.
- I co z tego?
- Jak to?!- zdziwiła się Sara- My się z takimi ludźmi nie zadajemy.
- Ja, tak.
- To przestaniesz. Rodzice tego nie zaakceptują.
- Bo?- dziewczyna wyszła z łazienki wycierając twarz.
- Bo to zły chłopak.
- Mogę ci zadać pytanie?- Maddie podeszła do kuzynki- Ile razy z nim rozmawiałaś?
- Ani razu.
- No to skąd możesz wiedzieć jakim jest człowiekiem?!
- Widzę jak się zachowuje.
- Drugie pytanie. Jestem złą osobą?
- Raczej nie- Sara spojrzała na kuzynkę- Tylko robisz głupie i czasem nieodpowiedzialne rzeczy, które mają złe skutki.
- I jesteśmy w punkcie wyjścia- klepnęła ją w ramię Maddie i ruszyła na dół- Nie oceniaj ludzi po ich zachowaniu, nie znając ich historii.

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział II: "Maddie. Ale wolę Mad"


Maddie otwiera oczy. To nie sen. Jest w tym okropnym pokoju, w tym okropnym domu i okropnym mieście. A przed nią okropny dzień. Dziewczyna wychodzi z łóżka i włącza jedną ze swoich płyt. Zaczyna się ubierać i malować. Kiedy słyszy refren "This is Home" zespołu Switchfoot, obraca się w stronę wieży.

- Serio chłopaki? Nawet wy?

Potem zakłada buty i wyłącza muzykę. Schodzi na dół i siada przy stole w kuchni.

- Dzień dobry Madeline- uśmiecha się ciotka.
- Dobry- dziewczyna chwyta bułkę i smaruje ją dżemem.
- Jak się spało?- zapytał Tom wychylając się zza gazety.
- Spoko.
- Spakowałam ci książki do plecaka- odezwała się Sara.
- Po co?
- To twój pierwszy dzień szkoły.
- Chyba ci się przydadzą- puścił do niej oko Tom.
- Taa- przewróciła oczami.
- Musicie się pospieszyć. Autobus zaraz podjedzie- powiedziała Susan.
- Nie możemy pojechać garbusem?- zapytała Maddie.
- Możecie- odłożył gazetę Tom- Ale jaką mam gwarancję, że dotrzecie do szkoły, hm?
- Cwaniak- puściła do niego oko dziewczyna.
- Nie urodziłem się wczoraj. Wiem jakie są nastolatki. Też nim kiedyś byłem.
- Kiedy to było? W XVIII wieku?- zaśmiała się z własnego żartu Maddie.
- Spokój- wtrąciła Susan- Czas się zbierać.

Obie dziewczyny wstały i ruszyły do wyjścia.

***

- Jakie plany na dzisiaj?- zapytał Swayze.
- To znaczy?
- Idziemy do szkoły?
- Obiecałem Alison, że dzisiaj będę.
- Od kiedy to laska decyduje co robi Chris Zane?
- Stul dziób.

Wtedy do samochodu wsiada chłopak w czapce z napisem "BadBoy".

- Rick, coś ty włożył?
- Coś ci nie pasuje?
- Bad boy? Serio?- śmieje się Swayze.
- Jeszcze jedno słowo i coś powiem- uśmiechnął się wystawiając zęby.
- O co chodzi?- zapytał Chris- Co wczoraj odpaliliście?
- Standardowo. Jazda z frajerami. Wiesz, że zaczęli przychodzić do Truck'a?
- Jaja sobie robisz?!
- Nie. Ja i Rick musieliśmy tam trochę posprzątać. Nie pozwolimy, żeby byle kto się tam kręcił.

Kumple wymienili spojrzenia i zaczęli się śmiać. Kiedy pojechali pod szkołę, ciągle opowiadali sobie żarty. Na parkingu czekała już Alison.

- Chris Zane dotrzymuje obietnicy. Niebywałe.
- Nie zaczynaj- odpowiedział i ją pocałował.

Cała paczka ruszyła w stronę szkoły.

***

Maddie i Sara wysiadły z autobusu. Dziewczyna już w autobusie czuła, że wszyscy im się przyglądają. A właściwie patrzyli tylko na nią i zastanawiali się co Sara z nią robi.

- Krwawy pochód zaraz się zacznie- westchnęła.
- Co się zacz...?

Jednak zanim Sara skończyła pytanie, zrozumiała o co chodzi. Każdy, dosłownie każdy przyglądał się jej kuzynce. Owszem, wyglądała nietypowo, ale to nie znaczy, że jest inna niż oni.

- Hej. Spójrz. To ta dziewczyna ze sklepu twojego dziadka- zauważył Kyle- niezły styl.
- Wygląda jakby wciągnęła ją maszyna do obróbki drewna i wypluła- skomentowała Trudy.
- A ta dziewczyna obok?- zastanowiła się Vicky- Wydaje się znajoma.
- To Sara Jones. Córka Toma- wyjaśnił Lucas.
- Kogo?
- Jest kierownikiem na budowie.
- Coś mi świta- przymrużyła oczy Vicky.
- Zobaczymy jakie ciężkie materiały potrafi unieść córka budowlańca- uśmiechnął się Kyle i rzucił w nią piłką futbolową.

Uczniowie przyglądali się popularnemu sportowcowi. Rzut wykonał celnie. Trafił Sarę, prosto w tył głowy. Dziewczyna zachwiała się, ale zdołała utrzymać na nogach. Maddie rozejrzała się dookoła i zauważyła śmiejącą się grupę. Podniosła piłkę i odrzuciła w ich stronę. Jej celność też nie była najgorsza. Trafiła Kyle prosto w krocze. Po chwili podeszła do zwijającego się z bólu chłopaka.

- Uderzyłabym cię w głowę, żeby wstrząsnąć twoim mózgiem, ale zakładam, że go tam nie masz. Dlatego dostałeś poniżej pasa.

Uczniowie zebrani wokół tego wydarzenia patrzyli na nową z zaciekawieniem. Rozłożyła rozgrywającego na łopatki i jeszcze mu dogryzła. Kilkoro z nich zaczęło się śmiać. Do tej grupy dołączył się Lucas. Po chwili pomógł wstać kumplowi. Maddie spojrzała jeszcze raz na Kyle i odeszła w stronę kuzynki.

- Widziałeś to?!- śmiał się do łez Swayze.
- Ta laska to chodząca, tykająca bomba- powiedział zafascynowany Chris.
- Jej pierwszy dzień i już jest sławna- skomentował Rick.
- Jak przestaniecie się już ślinić to może pójdziemy na lekcję?- zapytała Alison.

***

Chemia. Uczy jej starsza kobieta. Nazywa się Nadia Omar. Jeśli chodzi o uczniów, to jest wymagająca, ale też bardzo wyrozumiała w ważnych sprawach. Nie lubi głupich żartów, jak i wyssanych z palca historii, które uczniowie opowiadają, żeby wytłumaczyć dlaczego są nieprzygotowani.

- Okej. Kto mi powie jaki kolor ma chrom w związkach?

Cała klasa zaczyna przeglądać podręcznik.

- Żółty- mówi jedna z dziewczyn.
- Zielony- odzywa się chłopak w pierwszej ławce.

Maddie znalazła się na tych zajęciach razem z Lucasem. Chłopak nie słucha tego co mówi nauczycielka i przygląda się dziewczynie. Nowa rysuje coś na końcu zeszytu. W pewnej chwili przygryza usta. Ten widok wydaje mu się zabawny, ale także pociągający.

- Panie Moon?
- Tak?- Lucas otrząsnął się z myśli.
- Zna pan odpowiedź?

Chłopak się zmieszał.

- To bez sensu- odezwała się nowa uczennica.
- Słucham?
- Nie sprecyzowała pani pytania- dziewczyna wyprostowała się i patrzyła prosto w oczy nauczycielce- Powinna pani zapytać jaki kolor ma chrom na różnych stopniach utlenienia w różnych związkach.
- A ty to kto? Adwokat?
- Nie.
- Przypomnij mi, jak się nazywasz?
- Jones.
-W takim razie panno Jones- założyła ręce kobieta- Proszę odpowiedzieć na pytanie jakie sama postawiłaś. Na przykład chrom na +3 stopniu utlenienia w tlenku.
- Szarozielony.
- A wodorotlenek?
- Również.
- Okej. To było proste- uniosła kącik ust kobieta- Tlenek chromu VI?
- Ciemnoczerwony.
- Chromian potasu?
- Żółty.
- Dichromian?
- Pomarańczowy.
- Siarczan chromu III?

Dziewczyna nic nie powiedziała tylko patrzyła na nauczycielkę.

- Czyżby wiedza się skończyła?- zamrugała pani Omar i usiadła przy biurku.

Cała klasa zaczęła chichotać.

- Chodziło pani o siarczan stały w kolorze różowym czy może rozpuszczony w wodzie o barwie fioletowej?- uśmiechnęła się Maddie.

Kobieta przymrużyła oczy i lekko się uśmiechnęła.

- Dziękuję za odpowiedź- nauczycielka spojrzała na nią z sympatią- panie Moon.

Klasa zaczęła się śmiać. Lucas odwrócił się w jej stronę i się uśmiechnął. Dziewczyna popatrzyła na chłopaka. Miał bujne blond włosy i szaroniebieskie oczy. Ubrany był w czarny T-shirt i szorty. Na nogach miał adidasy. Wyglądały na drogie. To samo tyczyło się okularów przeciwsłonecznych. Na lewym ręku nosił Rolexa, a na szyi srebrny wisiorek. Maddie oceniła jego wygląd na 8. Jak na takie miasteczko był całkiem, całkiem. Myśli przerwał jej dzwonek. Wszyscy zaczęli zbierać książki i wychodzić. Dziewczyna powoli się podniosła i zaczęła wrzucać książki do plecaka. Nie chciała się tłoczyć z resztą klasy. Kątem oka zauważyła, że został w klasie ktoś jeszcze.

- Dzięki za ratunek- odezwał się przystojny blondyn.
- Spoko.
- Jestem Lucas. Ale znajomi mówią mi Luca- wyciągnął rękę.
- Fajnie- podniosła głowę, zarzuciła plecak na ramię i ruszyła do wyjścia.

Chłopak poszedł za nią i kontynuował rozmowę na korytarzu.

- A więc? Co z tobą? Zgrywasz niedostępną?
- Nie.
- To dlaczego się nie przedstawisz? To raczej nie przystoi dziewczynie. Tutaj wszyscy są mili.
- Naprawdę?- uniosła brew- Rano jakoś tego nie zauważyłam.
- No tak- przyprawiła go o uśmiech- Nie przejmuj się Kylem, nie zawsze myśli nad tym co robi. Przepraszam za niego.
- Mnie nie musisz przepraszać- Zatrzymała się i zaczęła grzebać w szafce- Mnie nic nie boli.
- Jasne. Łapię- przytaknął chłopak- Więc... jesteś dobra z chemii?
- Jak na to wpadłeś?- zrobiła wielkie oczy.
- Okej- zaśmiał się widząc jej minę- Zastanawiam się czy udzielasz korepetycji?
- Nie. Nie dlatego interesuje się chemią.
- A dlaczego?
- Robię prochy- wzruszyła ramionami i ruszyła w głąb korytarza śmiejąc się do siebie.
- Co?- zapytał, nie będąc pewnym czy go słyszy.

***

- Panie Zane- westchnął dyrektor- Od czego by zacząć? Może najpierw czy wiesz kto podmienił mydło w łazienkach na sos czosnkowy?
- Niestety.
- A co z kontenerem, który znalazł się na sali gimnastycznej?
- Nic o tym nie wiem- Chris rozłożył ręce i się uśmiechnął.
- A żaby w składziku woźnego?
- Jak ktoś w ogóle na to wpadł?- udawał oburzonego.
- Chris- dyrektor przetarł czoło chusteczką- Ja wiem i ty wiesz, kto to zrobił. Jednak z braku dowodów nie mogę nikogo ukarać. Chcę tylko, abyś wiedział, że mam oko na ciebie i twoich kolegów.
- Jasne- pokiwał głową chłopak- Mogę już iść? Mija mi historia.
- Proszę bardzo- wskazał drzwi- Do widzenia.
- Na razie- uśmiechnął się szeroko.

***

Stołówka w szkole nie należy do najładniejszych, ale Maddie widziała gorsze. Wzięła tacę i stanęła w kolejce. Spojrzała na serwowane jedzenie i jedyne na co mogła spojrzeć to cheeseburger i frytki. Do tego puszka Pepsi i lunch gotowy. Po odejściu od kasy rozejrzała się w poszukiwaniu wolnego miejsca. Jak w każdej szkole ludzie podzieleni byli na grupy. Sportowcy, super laski, kujony, muzycy, fanatycy gier komputerowych, koło religijne i tak dalej.

- Super- powiedziała sama do siebie i zaczęła iść między stolikami.

W pewnym momencie jeden z uczniów podstawił nogę drugiemu i ten z całym żarciem wywrócił się prosto pod stopy Maddie. Dziewczyna spojrzała na chłopaka. Wyglądał jak typowa łamaga. Co poradzić, tak już jest w szkołach. Wtedy swój wzrok przeniosła na tego, który zrobił mu kawał. On i jego paczka, śmiali się i udawali, że nie wiedzą kto to zrobił.

- A już myślałam, że to jakaś dziwna szkoła- skomentowała.
- Całkiem normalna- odpowiedział jej chłopak w czapce z napisem "BadBoy".
- Hej czy to nie ty zaliczyłaś dzisiaj rano "przyłożenie"?- zapytał jego kolega- Jestem Chris. Siadaj.

Maddie nie myśląc długo usiadła przy ich stoliku.

- Klasyczna akcja. Położyłaś na glebę Kyle'a- skomentował chłopak w koszuli w kratę- Jestem Swayze.
- Jak ten koleś z Dirty Dancing?- skrzywiła się dziewczyna.
- Zgadza się. Nazywam się Partick. Wystarczyło, żeby Chris raz użył tej ksywki i tak już zostało.
- Spoko.
- A ty?- zapytał Bad Boy.
- Maddie. Ale wolę Mad- uniosła kącik ust. (mad- z ang. szalony, wściekły)
- Już cię lubię- uśmiechnął się Chris.
- Jestem Rick- przedstawił się ten od czapki.
- A więc Mad?- zaczął Chris- Co robisz w East Grove?
- Uczę się jak być grzeczna.
- I jak ci idzie?
- Opornie.
- Od razu uprzedzam, że od nas się tego nie nauczysz- zaśmiał się Swayze.
- Zdążyłam zauważyć- spojrzała na poszkodowanego chłopaka- Przyjechałam do ciotki i wuja. Musiałam zmienić szkołę, bo miałam w niej trochę problemów.
- Trochę, hm?- spojrzał na nią Chris.
- A skąd jesteś?- zapytał Rick.
- Z Chicago.
- Dziewczyna z dużego miasta- pokiwał głową Swayze- I jak ci się u nas podoba?
- Wieje nudą.
- Ha! To dobrze trafiłaś. My nie lubimy się nudzić. Zawsze wymyślimy coś, żeby się działo.
- Jak przewrócenie kujona?- uniosła brew- I to miało zrobić na mnie wrażenie?
- Słabe?- zapytał Chris- Ciekawy jestem jakimi dokonaniami ty możesz się pochwalić?
- Tego nie da się opisać -uśmiechnęła się- Musiałabym to pokazać.
- Stoi. Dzisiaj po szkole. Spotykamy się na parkingu.
- Spoko- powiedziała Maddie przeżuwając frytkę.

Wtedy podeszła do nich Alison.

- Kocie- zwrócił się do niej Chris- To jest Mad. Mad to Alison.
- Cześć- przywitała się- Dziewczyna Chrisa.
- Cześć- odpowiedziała Maddie i spojrzała na paczkę- Nikt dla Chrisa.

Chłopcy zaczęli się śmiać i zbierać swoje rzeczy. Chris podszedł do Maddie i wziął jedną frytkę.

- Do zobaczenia za dwie godziny.

***

- Hej Luca- zwróciła się do niego Vicky- Co powiesz na obiad u mnie? Dziś wieczorem?
- Jasne- odpowiedział obserwując scenę, dziejącą się kilka metrów dalej.
- O której przyjedziesz?

Chłopak widział jak nieznajoma siada i rozmawia z paczką Chrisa. Wtedy wrócił myślami do pierwszej klasy. On i Chris byli najlepszymi przyjaciółmi. Razem dostali się do drużyny pływackiej. Zapowiadało się, że liceum będzie należało do nich. Przystojni, wysportowani, najlepsi kumple. Wszyscy chcieli z nimi rozmawiać i spędzać czas. Byli jak bracia. Zawsze razem. Jednak Lucas był odrobinę zazdrosny o osiągnięcia Chrisa. Był on zdecydowanie lepszym pływakiem i łatwiej szły mu rozmowy z dziewczynami. Pewnego dnia Lucas pomyślał, że nic się nie stanie jak trochę porawi swoje wyniki w sporcie. Zaczęło się od odżywek, ale nie przynosiły odpowiednich efektów. Dlatego postanowił spróbować dopingu. Po krótkim czasie zaczął coraz lepiej pływać. Tłumaczył innym, że to przez zdrową dietę i dużą ilość ćwiczeń. Jednak Chris szybko się zorientował, że to coś innego. Kiedy odkrył, dlaczego Lucas jest taki dobry, wpadł w szał. Zaczął krzyczeć i grozić, że powie o tym trenerowi. Lucas nie mógł na to pozwolić. Wyrzuciliby go z drużyny, straciłby popularność a co gorsze, byłby skreślony w oczach swojego ojca i dziadka, na których uznanie i uwagę trzeba ciężko pracować. Gdyby o tym wiedzieli z pewnością zostałby wydziedziczony i wysłany do szkoły z internatem, gdzieś w Anglii. Jedną z ich kłótni podobno usłyszał inny zawodnik i doniósł o tym trenerowi. Ten chcąc wyjaśnić sytuację postanowił z nimi porozmawiać. Osobno. I tutaj Lucas popełnił błąd. Myślał, że Chris go wyda. W końcu mówił, że to zrobi. Dlatego Lucas złożył całą winę na przyjaciela. Jak się później dowiedział, Chris nic nie powiedział. Tłumaczył, że ktokolwiek na nich doniósł, wszystko zmyślił. Lucas do końca życia nie zapomni wzroku Chrisa, kiedy ten usłyszał, że wylatuje z drużyny. Był to wzrok zawiedzionego i zdradzonego przyjaciela. Brata. Chociaż Lucas, po całej tej sprawie od razu skończył z dopingiem, nigdy nie udało mu się porozmawiać z Chrisem. Wyjaśnić. Powiedzieć jak bardzo żałuje. Przeperosić. Od tamtego czasu Chris zmienił znajomych i omija Lucasa wielkim łukiem.

- Kochanie, słuchasz mnie?
- Co?- otrząsnął się z myśli i spojrzał na Vicky.
- O której przyjedziesz?
- Przepraszam. Dzisiaj nie mogę. Muszę trochę potrenować.
- Zdawało mi się, że byłeś na basenie rano.
- Zgadza się. Ale muszę popracować nad oddechem- Znowu popatrzył na Chrisa- Dam znać jeśli będę wolny.
- Coś cię martwi?
- Nie- podniósł się i ją pocałował- Wszystko w porządku. Idę na matmę.

***

- Nowa? Co masz w planach?- zapytał Chris, gdy znaleźli się w centrum miasta.
- Wybierz budynek.
- Co?
- Wybierz- powtórzyła Maddie.
- Bank- odpowiedział i popatrzył na kumpli i Alison.
- Okej- spojrzała na budowlę i dodała- Rick. Pożycz czapkę. A ty, trzymaj moją bluzę. Njalepiej będzie jak się za czymś schowacie.

Cała czwórka jej się przyglądała. Podała bluzę Chrisowi.Wywinęła czapkę na drugą stronę, tak żeby nie było widać napisu i założyła na głowę. Bandamkę schowała w kieszeń, żeby nie rzucała się w oczy.

- No to jazda- rzuciła i ruszyła w stronę banku.
- Domyślacie się co zrobi?
- Pewnie nastraszy jakąś babkę albo ją okradnie- rzuciła Alison.
- Nie jestem taki pewien- powiedział Chris, gdy zniknęła za drzwiami.
- No, ale banku raczej nie obrabuje, co?- zapytał Rick.
- Cii. Wychodzi.

Maddie szybkim krokiem wyszła z budynku. Ściągnęła czapkę i roztrzepała włosy. Wyciągnęła bandamkę i zawiązała ją wokół szyi. Gdy podbiegła do grupy wzięła od Chrisa bluzę i ją założyła.

- Co to ma być?- zapytał Swayze.

Jednak po chwili zobaczył tłum ludzi wybiegających z budynku. Wrzeszczeli jak opętani. Cała grupa zaczęła się śmiać.

- Co tam się dzieje?- zapytał Rick.

Zaraz podjechały trzy radiowozy i furgonetka. Za nimi pojawiła się straż pożarna. Grupa obserwowała z fascynacją zamieszanie, które wywołała. Rozkrzyczeni i spanikowani ludzie. Policjanci, nie mogący opanować sytuacji. Strażacy niepewni czy mają przystępować do akcji.

- Co tam zrobiłaś?
- Tajemnica- uśmiechnęła się.

Chris stał i ciągle podziwiał hałas jaki wywołała tak dziewczyna. Była tam kilka sekund a reakcja ludzi wygląda tak jakby wmówiła im, że nadchodzi koniec świata.

- Jesteś najbardziej pokręconą laską jaką znam.

Mad i Chris wymienili znaczące spojrzenia. Oboje napawali się pięknem tej sytuacji. Chłopak już w pierwszej chwili, kiedy ją zobaczył, wiedział, że ich drogi się skrzyżują. Dobrze, że stało się to tak szybko i efektywnie. Za to Maddie potrzebowała uczucia, że jest wyjątkowa. Ci ludzie, podziwiali ją za to jaka jest. A Chris? Przygarnął ją pod swoje skrzydła bez żadnych pytań. Zaakceptował ją taką jaka jest, bez oceniania i komentowania.

- Jeśli chcemy być niezauważeni to musimy spadać- odezwała się Alison.
- Racja. Gdzie lecimy?
- Garaż u Ricka?- zapytał Swayze.
- Się wie- kiwnął głową Chris- Mad? Wchodzisz?
- Pytanie- uniosła kącik ust.
- Chodź kryminalistko- objął ją ramieniem Rick- Pokażę ci moje królestwo.

***

Lucas wszedł na murek. Spojrzał przed siebie i nałożył okularki. Potem opuścił głowę i przyglądał się wodzie. W tym momencie zawsze przypominał mu się Chris. To jak razem trenowali, ścigali się, wygłupiali. Jak dokuczali innym zawodnikom. Te myśli wzbudzały w nim złość. Wskoczył. Po chwili pojawił się na powierzchni i płynął ile miał sił w rękach i nogach. Nie zwracał uwagi na uregulowanie oddechu czy technikę. Skupił się na tym, żeby jak najszybciej się zmęczyć. Kiedy dopłynął do ściany po drugiej stronie, uderzył taflę wody. Niestety złość nie przechodziła. W żaden sposób wysiłkiem fizycznym nie zmieni tego co czuje w środku. Poczucie winy. Myślał, że będzie w stanie ułożyć sobie życie od nowa. W końcu ma wsparcie rodziny. Bogatej i wpływowej rodziny. Jest dobrym uczniem i wspaniałym sportowcem. Ma Vicky, która jest miła i życzliwa. Ma Kyle'a, który pomógł mu podnieść się po tej całej aferze. Jednak czegoś mu brakuje. Pewnych cech osobowości, które Chris w nim wywoływał. Spokój, niezależność, pewność siebie, odwagę, a także odrobinę szaleństwa. Obaj byli przykładnymi uczniami, lecz nie bali się czasem zrobić jakieś głupoty. Tak po prostu. Dla zabawy. Tej równowagi mu brakuje. Czuje, że się chwieje. Czuje, że teraz jest inną osobą i nawet tej osoby nie lubi. Nie chce taki być. Chce być sobą. Dawnym sobą.

***

- Mam pytanie- zaczęła Vicky- Czy Lucas nie wydaje się być ostatnio jakiś inny?
- Co masz na myśli?
- No wiesz. Taki nieobecny. Mam wrażenie, że nie wszystko do niego dociera.
- Hmm- zastanowiła się Trudy- Chyba od zawsze taki był.
- Raczej nie- spojrzała na nią- Myślę, że on tęskni za Chrisem.
- Że co? Przecież nie przyjaźnią się od jakichś dwóch lat.
- No tak. Ale ostatnio ciągle mu się przygląda. Do tego wydaje się być przygnębiony.
- W takim razie twoim zadaniem jest go pocieszyć.
- Ale jak?
- Vicky, Vicky, Vicky- pokręciła głową Trudy- Nie raz i nie dwa powtarzałam ci co kręci facetów.
- Ale on taki nie jest.
- On jest przede wszystkim facetem. Są metody i działania, którym nie potrafią się oprzeć. Pamiętasz czego cię uczyłam?
- I myślisz, że to nam wyjdzie na dobre?
- Kochana- złapała ją za rękę- To ja cię stworzyłam. Pamiętasz kim byłaś wcześniej? Zwykłą szarą myszką, która przyjaźniła się z Lucasem i sekretnie się w nim podkochiwała. Ja pomogłam ci z przemianą, zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz. Po kilku tygodniach, zostałaś jego dziewczyną. Czy to ci wyszło na dobre?
- W sumie to tak.
- I masz swoją odpowiedź.

Dziewczyna się zamyśliła. Lucas dużo dla niej znaczy. Była w nim zakochana od... chyba od zawsze. Teraz kiedy są razem na poważnie, zrobi wszystko, żeby go zatrzymać.

- Może powinnam pogadać z Chrisem?
- Czy ty postradałaś rozum?!- zmarszczyła brwi Trudy- Pozbyłyśmy się Chrisa właśnie po to, by Lucas miał więcej czasu dla ciebie. Jeśli zaczniesz to drążyć, od razu się zorientuje, że miałyśmy coś wspólnego z tą aferą.
- Może właśnie powinnyśmy to wyjaśnić? Powiedzieć prawdę.
- Powiem ci coś- spojrzała na nią poważnie- Jeśli się przyznasz, że to ty doniosłaś na nich trenerowi to nie dość, że stracisz Lucasa, to Chris zadba o to, żeby znienawidziła cię cała szkoła. Chcesz tego?
- Nie. Oczywiście, że nie.
- To trzymaj się tego co było do tej pory. Nic o tym nie wiesz, a duet L&C już nie istnieje.
- Jasne- westchnęła.

wtorek, 11 marca 2014

Rozdział I: "Młoda damo, a po co ci cegły?"



Dziewczyna oparła głowę o szybę i obserwowała otoczenie. Nic ciekawego. Tylko las. Dużo lasów. Dużo drzew. Zdecydowanie za dużo. Ale co się dziwić, nazwa tego miasteczka mówi sama za siebie- East Grove. Po chwili zza zieleni wyłania się jakiś dom. Potem następny, a za nim jeszcze jeden.

- Zbliżamy się do "centrum"- pomyślała i zaśmiała się w duchu.

Kiedy autobus przyjechał na miejsce, na parkingu stał stary, zielony garbus. Dziewczyna znała ten... powiedzmy "samochód". Obok niego rysowały się dwie postaci. Ciotka Susan i wujek Tom.

- Witaj Madeline- rozłożyła ręce kobieta.
- Nie cierpię tego imienia. Wystarczy Mad- dziewczyna otworzyła drzwi, wrzuciła torbę do środka, zdjęła plecak i usiadła na tylnym siedzeniu.

Tom lekko się uśmiechnął do żony i skinął głową, żeby również wsiadła. Aby uniknąć niezręcznej ciszy podczas jazdy, włączył radio.

- Lubisz Madonnę? Nagrałem specjalnie dla ciebie.

Dziewczyna zamknęła oczy.

- Nic nie mów. Nie pyskuj. Nie komentuj. Nie zrzędź- powiedziała do siebie.

Posłała lekki uśmiech wujowi. Potem założyła słuchawki i włączyła swojego iPoda. Na ekranie wyświetlił się Imagine Dragons- Demons. Kliknęła przycisk "play" i oparła głowę o siedzenie, wpatrując się w widok za oknem. Myślała o rodzicach. Może gdyby nie sprawiała tak dużo problemów, pozwoliliby jej zostać w Chicago. Ze względu na swoją pracę, dużo wyjeżdżali. Czasem nie było ich po kilka tygodni. Maddie musiała radzić sobie sama. Lubiła to. Wolność, niezależność, swoboda. To pozwalało jej na więcej rozrywek i mniej obowiązków, takich jak chodzenie do szkoły czy praca domowa. Jednak kiedy wdała się w bójkę na korytarzu, dyrektor stwierdził, że to już za dużo. Poinformował, że nie może dłużej tolerować jej wybryków. Robił to przez jakiś czas w zamian za obietnicę poprawy i rekompensatę ze strony rodziców w postaci funduszy na rozwój szkoły. Jednak jej zachowanie w ogóle się nie zmieniało. Dodatkowo "pokrzywdzona" dziewczyna- tak trzeba ją nazwać, bo Maddie nieźle ją poturbowała- wniosła oskarżenie do prokuratury. Groziło jej wydalenie ze szkoły i 2 miesiące prac społecznych. Rodzice, jako wpływowi ludzie, zapłacili rodzicom dziewczyny w ramach zadośćuczynienia i zdołali złagodzić wyrok. Sąd umorzył postępowanie pod warunkiem, że dziewczyna dobrowolnie zmieni szkołę. Nie wydaje się to odpowiednią karą, ale w rzeczywistości nią jest. Sława Madeline Jones w piorunującym tempie przeszyła całe miasto i żadna z porządnych szkół nie chciała jej mieć u siebie. Rodzice za namową wujostwa postanowili przepisać córkę do szkoły w East Grove. To małe miasto, ale mama Maddie uważa, że może jej to wyjść na dobre. Nie ma tu tylu zagrożeń, ani możliwości na rozrabianie czy bójki, jak i nieodpowiednich znajomych. Może poziom nauczania nie jest tak wysoki jak w szkołach w Chicago, ale placówka zalicza się do dobrych. Maddie ma nie tylko nauczyć się systematyczności, ale też dobrego zachowania i szacunku do rodziny. Jej ojciec zawsze uważał, że jego brat Tom wraz z małżonką Susan, są świetni w wychowywaniu dzieci. Wystarczy spojrzeć na ich nastoletnią córkę Sarę. Kulturalna, miła, uczynna, uprzejma i do tego zawsze uśmiechnięta.

- Witaj Maddie- przywitała się dziewczyna, gdy podjechali pod dom.
- Cześć Sara.
- Cieszę się, że jesteś. W końcu poczuję się jakbym miała siostrę. Będziemy w jednej klasie, poznasz moich znajomych. To będzie świetna zabawa.
- Ju hu- przewróciła oczami Maddie.
- Masz świetne ciuchy- skomplementowała ją kuzynka.

Maddie miała na sobie czarny top z białym napisem " Don't come, I bite". Do tego dżinsową kamizelkę. Spodnie miała przetarte w kilku miejscach, a na nogach czarne trapery. Na lewej ręce nosiła zawiązaną czerwoną bandamkę, a na palcach prawej ręki pierścionki i sygnety. Paznokcie pomalowane na czarno kompletowały strój. Jedyną rzeczą nie pasującą były jej dziewczęce rysy twarzy i delikatnie pofalowane, blond włosy opadające na ramiona.

- Kradzione- odpowiedziała.
- Madeline, co ty wygadujesz?- spojrzała na nią ciotka.
- Luz. Żartowałam.
- Chodź- złapała ją za rękę Sara- Pokażę ci twój pokój.

- Myślisz, że damy sobie z nią radę?- Susan przytuliła się do męża.
- Na pewno. Ona potrzebuje tylko odrobiny motywacji. W Chicago będąc zdana tylko na siebie, nie zawsze wiedziała co ma robić i czy decyzja, którą podejmuje jest słuszna. Tutaj, jesteśmy my, aby jej podpowiadać.
- A myślisz, że zawsze będziemy wiedzieć co jest dla niej dobre?
- Kochanie, a poznałaś naszą córkę?- spojrzał na nią z uśmiechem.
- Poznałam. Jest wspaniała.
- Z Maddie będzie tak samo. Zaufaj mi- pocałował ją w czoło i ruszył do kuchni- Herbaty?

***

Maddie weszła do pokoju, który wskazała jej Sara. Trzy ściany były w kolorze żółtym, a na czwartej poprzyklejane były obrazki przedstawiające misie i księżniczki. Część z nich zakrywała szafa. Pod oknem stało drewniane biurko, pomalowane białą farbą. Podobnie wyglądało krzesło. Obok biurka stał regał z książkami. Na oknach wisiały białe firanki. Łóżko było dość duże. Na nim leżała biała pościel.

- Trzeba będzie tu zrobić małe przemeblowanie- stwierdziła Sara.
- Mówisz- uniosła brew Maddie.
- Tata z chęcią ci pomoże.
- On pracuje na budowie, nie?
- Tak. A czemu pytasz?
- Bez powodu- wzruszyła ramionami.
- Cieszysz się, że jutro pójdziesz do nowej szkoły?- próbuje podtrzymać rozmowę Sara.
- Skaczę z radości- podeszła i wyjrzała przez okno- Wprost uwielbiam małomiasteczkowych ludzi. Nie dość, że spotykasz ich w szkole, to jeszcze poza nią. Wszyscy wszystko o tobie wiedzą, a nawet jak nie, to sobie dopowiedzą. Macie tu pewnie jedną knajpę, w której wszyscy się mieszczą. Ale zostaje jeszcze dodatkowo 20 wolnych miejsc, nie wiadomo po co. Jakby ktokolwiek chciał tu przyjechać. Tak. Bardzo się cieszę.
- Nie będzie tak źle- uśmiechnęła się dziewczyna- Za szybko nas oceniasz. Wbrew twoim osądom, tutaj sporo się dzieje.
- Jasne- uśmiechnęła się lekko.
- I mamy więcej niż jedną knajpę- powiedziała dumnie.

Maddie rozbawił ten widok. Dziewczyna z małego miasta, dumna z tego, że jest z małego miasta.

- Pomóc ci się rozpakować?
- Nie, dzięki.
- Jak będziesz mnie potrzebowała to jestem zaraz obok.
- Właściwie to...- zaczęła mrużąc oczy- jest jedna rzecz, w której możesz mi pomóc.
- Jasne. Mów.
- Podwieź mnie do jakiegoś centrum handlowego. Muszę kupić parę rzeczy.

Sara patrzyła na kuzynkę i nic nie mówiła.

- Macie tu chyba centrum handlowe, nie?- zapytała lekko przerażona.
- Tak. Pewnie. Tylko, że ja... nie mam prawa jazdy.
- Spoko- machnęła ręką Maddie- Mi też kiedyś zabrali. W sumie to niedawno. Za przekroczenie prędkości. A tobie? Za co?
- Nie- pokręciła głową Sara- Ja nie mam prawa jazdy, bo nie potrafię jeździć.
- Żartujesz?!
- Nie. Boję się prowadzić samochód.
- Nieźle- zaśmiała się Maddie- No nic. Ja poprowadzę, a ty będziesz nawigować.
- Świetnie- podekscytowała się dziewczyna.
- Wyluzuj. To tylko przejażdżka. Nie jesteśmy...jak wy to tam mówicie? ...przyjaciółkami.
- Jasne. Tylko przejażdżka.

***

- Podasz mi ten klucz?
- A sam nie możesz go sobie podać?- upił łyk napoju gazowanego.
- Mogę, ale wtedy będę musiał puścić śrubę i wszystko, co do tej pory złożyłem do kupy, się rozleci. Co za tym idzie, będę to składał od nowa. Wyciągnij wniosek. Będziesz musiał czekać jeszcze około godziny, zanim wskoczymy na motory i pojeździmy.
- Wystarczyło powiedzieć: "Podasz do cholery czy nie?!"- uśmiechnął się chłopak.

Lucas, nic nie powiedział, tylko pokręcił głową. Kyle to jego najlepszy przyjaciel od początku liceum. Zawsze go wysłucha i zrozumie. Do jego zalet należy to, że zawsze znajdzie rozwiązanie problemu. Właściwie to jest ono zawsze takie samo- impreza.

- Gotowe.
- No to jazda, bracie- klapnął go w ramię Kyle.
- Gdzie chcesz jechać?
- Gdziekolwiek.
- Chyba znam drogę do tego miejsca.
- Się wie.

Obaj kumple wsiedli na swoje motory i ruszyli w trasę. Często tak robili. Lubili te maszyny i oczywiście ich prędkość. Obaj urodzili się w bogatych rodzinach i mogli sobie na takie "zabawki" pozwolić. W tym mieście nie za dużo się dzieje, więc każdy pomysł na zabicie nudy i zrobienia odrobiny zamieszania, jest dobry.

***

- Mamy farbę do ścian i drewna, tapetę, kilka ram na obrazy i zdjęcia, dywan i spray. Nie jest źle- skomentowała Maddie.
- Po co ci te wszystkie rzeczy?
- Muszę doprowadzić mój pokój do stanu użytkowego. Macie w domu maszynę do szycia?
- Tak.
- No i świetnie. Idę jeszcze po materiał i możemy wracać.
- Pójdę z tobą.
- Nie trzeba.

Sara przyglądała się swojej kuzynce. Biegała między półkami i szukała różnych rzeczy. Wydawała się taka pewna siebie. Postanowiła zmienić wystrój pokoju i po prostu to robi. Według własnego pomysłu i wizji. Sara prawdopodobnie poradziłaby się mamy i przystała na jej zdanie, a nie swoje własne. Tym właśnie różniła się od Maddie. Zawsze słuchała rodziców i spełniała ich oczekiwania. Dzięki temu życie było prostsze. Tylko dla kogo?

- Czy Tom ma w domu cegły?
- Cegły?- wytrzeszczyła oczy Sara- Po co ci cegły?
- Ma czy nie?
- Nie.
- Mówiłaś, że pracuje na budowie.
- Tak. Ale czy to oznacza, że musi mieć w domu cegły?
- Nie- zmarszczyła brwi Maddie- Chyba nie.
- Niedaleko jest sklep rodziny Moon'ów- przypomniała sobie Sara- Sprzedają materiały budowlane dla całego miasta. Możemy tam podjechać.
- Czyli jednak umiałabyś poradzić sobie bez mamusi i tatusia- powiedziała z ironią.
- Co?
- Nieważne. Bierz te rzeczy i spadamy.
- Do... kasy?- zapytała niepewnie Sara.
- Tak. Do kasy- zaśmiała się Maddie- A co myślałaś?
- No wiesz. "Bierz i spadamy" zabrzmiało podejrzanie.

Maddie podniosła koszyk i parząc na kuzynkę pokręciła głową.

- Gdzie ja trafiłam?- powiedziała do siebie.

***

- Przestaniecie się migdalić?
- Ktoś tu jest zazdrosny, bo nie ma dziewczyny- uśmiechnął się szeroko Chris.
- Spadaj leszczu- rzucił w niego pudełkiem po chińszczyźnie.
- Też mógłbyś sobie kogoś znaleźć, gdybyś tylko chciał- odpowiedziała Alison i wróciła do całowania Chrisa.
- Jesteście nie do zniesienia- wstał i ruszył do drzwi.
- Hej, Swayze. Gdzie idziesz?
- Rick dzwonił, że planuje jakąś akcję. Na razie.
- Idziemy?- zwrócił się do dziewczyny.
- Jeśli brak ci atrakcji, to mogę ci je zapewnić bez wychodzenia z pokoju.
- Przekonałaś mnie- Chris uśmiechnął się i zaczął rozpinać jej bluzkę.

***

- Powiesz mi co tu robimy?
- Obiecałem ojcu, że pomogę dziadkowi przy rozliczeniu za ten miesiąc.
- A czy przypadkiem nie macie od tego ludzi?- uniósł brew Kyle.
- Mamy. Ale woli, żebym ja to jeszcze raz sprawdził.
- Trafił mu się synek-mózgowiec.
- Matematyka nie jest trudna- wzruszył ramionami Lucas- A zwłaszcza rozliczenia rachunków czy faktur. To proste obliczenia. Zgubić się można jedynie w kolejności albo w przecinkach.
- Zatrzymałem się w momencie, kiedy powiedziałeś, że matma nie jest trudna- pokiwał głową Kyle.
- Chodź. To nie potrwa długo.
- Mam nadzieję, bo chcę dzisiaj wieczorem gdzieś wyskoczyć.

Lucas nic nie odpowiedział i wszedł do sklepu.

- Słyszałeś co właśnie powiedziałem?
- Tak.
- I co?
- Umówiłem się z Vicky.
- No jasne. Vicky- przewrócił oczami Kyle.
- Coś nie tak?
- Macie jeszcze dużo czasu na randki. Jakieś 20 lat.
- Słucham?
- Spójrz- stanął przed nim- Jesteście ze sobą odkąd...- podrapał się w głowę- od kiedy sięgam pamięcią. A imprezować zaczęliśmy dopiero w liceum. Przyjaźnić zaczęliśmy się dopiero w liceum. Jesteśmy w trzeciej klasie. Mi to jeszcze nie wystarcza.
- O co ci chodzi?
- O to, że Vicky będziesz miał zawsze. A mnie już tylko pół semestru trzeciej klasy i całą czwartą. Potem rozjedziemy się w różne strony, collage i te sprawy. Mógłbyś czasem jakąś randkę odpuścić na rzecz imprezy.
- Może masz rację- zastanowił się- Zadzwonię do niej i spróbuję to przełożyć.
- No i tak postępuje dobry przyjaciel- uśmiechnął się Kyle.
- Dobry przyjaciel zrozumiałby też, że mam obowiązki wobec dziewczyny.
- Hola, hola. Powiedziałem, że to ty jesteś dobrym przyjacielem. Ja jestem tym złym- klepnął go w ramię- Luca, zacznij w końcu nadążać.
- Witajcie chłopcy- przywitał ich elegancko ubrany starszy mężczyzna.
- Cześć dziadku.
- Witam panie Moon- podał mu rękę Kyle.
- Luca- zwrócił się do niego dziadek- Na tamtym biurku twój ojciec zostawił papiery. Przejrzyj je i daj mi znać, jeśli coś jest nie tak.
- Jasne.

Chłopcy ruszyli do wyznaczonego miejsca. Z kolei pan Moon staną za ladą i zajął się sprzedażą. Po kilku minutach do sklepu weszła młoda dziewczyna. To niecodzienny widok w takim miejscu.

- W czym mogę pomóc?
- Chciałam kupić cegły- powiedziała ładna blondynka.

Gdy wypowiedziała to zdanie pan Moon spojrzał na nią od góry do dołu i nie zdołał wydusić z siebie słowa. Kyle również zwrócił na nią uwagę.

- Stary- szturchnął Lucasa- Słyszałeś to? To może być niezłe.

Lucas podniósł głowę znad papierów. Nigdy wcześniej nie widział tu tej dziewczyny. Jej blond włosy świeciły jasno przez odbijające się od nich światło wpadające przez okno. Czarne paznokcie i pierścionki nadawały jej charakteru. Nietypowy ubiór też przykuwał uwagę. Po chwili chłopak przeniósł swój wzrok na jej twarz. Granatowe jak ocean oczy, podkreślone delikatnie czarną kredką. Dlaczego zwraca uwagę na takie szczegóły? Jednak najciekawsze wydały się mu jej usta. Nie były duże, ani też małe. Nie były wydatne, ale też nie wklęsłe. Wargi nie miały czerwonego koloru, ale też nie różowego. Wydawały się być optymalne pod każdym względem. Nie. Nie optymalne. Idealne. Wtedy otrząsnął się z tych myśli i zaczął przysłuchiwać rozmowie.

- Młoda damo- odezwał się z uśmiechem pan Moon- A po co ci cegły?
- Bo chcę wybudować dom. Będę codziennie przychodziła i kupowała po jednej cegle. Następnie zaniosę ją na puste pole i po kolei będę szpachlować i budować.
- Słucham?

Lucas widząc jej minę i słysząc ironiczny ton zaczął się śmiać. Kyle również załapał żart.

- Chcę zrobić półkę na książki.
- Z cegieł?!
- Proszę pana- uśmiechnęła się- Gdybym chciała ją zrobić z rolek po papierze toaletowym to przyszłabym tutaj?

Mężczyzna przyglądał się dziewczynie.

- Okej- potrząsnął głową- Półka z cegieł. Jakie mają być?
- Myślałam o zwykłej, ceramicznej, ale jest zbyt ciężka. Więc może klinkierową albo dziurawkę. Która z nich jest lżejsza?
- Dziurawka- odpowiedział pan Moon uśmiechając się. Nie spodziewał się, że tak młoda dziewczyna zna się na budownictwie.
- Tak myślałam. Ale klinkierowe są ładniejsze.
- Zależy co się komu podoba. Ale zgadzam się z panią.
- A są może o mniejszych rozmiarach? Mam na myśli to, aby były trochę węższe.
- Oczywiście. Ale jeśli mogę coś podpowiedzieć. To lepiej będzie jeśli kupi pani płytkę dekoracyjną z cegły. Jest tania, lekka i łatwa w obróbce. Zaoszczędzi pani czas, pieniądze i energię.
- A co z wyglądem? Przypomina chociaż cegłę?
- Krawędzie są co prawda bardzo równe, ale takie są wymagania klientów- uśmiechnął się mężczyzna.
- Myślę, że nie będę miała problemu, żeby je trochę zniszczyć- uniosła kącik ust- Muszą realnie wyglądać.
- Czyli kupujemy?
- Tak.
- Proszę za mną, pokażę pani wzory.
- Spoko- ruszyła za nim- I porada na przyszłość- spojrzała na niego i zmarszczyła brwi- Nigdy nie mów do nastolatek per "pani". To je odstrasza.
- Oczywiście. Zapamiętam- przytaknął pan Moon.

Oboje ruszyli w głąb sklepu. Kyle i Lucas nie odrywali od nich wzroku.

- Czy ta laska właśnie zwróciła uwagę staremu twojego starego?- zapytał kumpel.
- Czy ta laska własnie zwróciła uwagę staremu mojego starego a on jej posłuchał?- zapytał sam siebie Lucas.
- Niemożliwe. Tutaj są gdzieś ukryte kamery. Na pewno- rozglądał się po pomieszczeniu Kyle.

Lucas przyglądał się nieznajomej. Wdała się w dyskusję z jego konserwatywnym dziadkiem i przyprawiła go o uśmiech. Z pewnością siebie mówiła co ma na myśli i nie obchodziło ją czy rozmawia ze zwykłym człowiekiem czy z jednym z najbogatszych ludzi w tym mieście. To niecodzienny widok. Ludzie zazwyczaj podlizują się jego rodzinie. Ta, tutaj, przychodzi i rozstawia wszystkich po kątach.

- Wydaje mi się czy właśnie obaj zastanawiamy się, że tak charakterystycznej dziewczyny to miasto jeszcze nie widziało?- przerwał mu rozmyślania kumpel.
- Nie wydaje ci się. Ciekawe czy chodzi do naszej szkoły? Może warto by się przedstawić?
- Daj spokój.
- Dlaczego?
- Dziwnie się ubiera i pewnie zadziera nosa. To nie jest nasz typ.
- A jaki jest "nasz typ"?
- Właśnie taki- wskazał na wchodzącą do sklepu dziewczynę.

Jej jasnobrązowe włosy sięgały prawie do pasa. Miała na sobie obcisły top i dżinsowe szorty. Na nogach miała koturny, a na ramieniu torebkę w kolorze bluzki.

- Cześć kochanie- pocałowała Lucasa.
- Hej, Vic- przywitał się Kyle.
- Gotowy na kino?
- Właściwie to...
- Chcieliśmy gdzieś wyskoczyć na drinka- dokończył za niego Kyle.
- Nie ma sprawy. Do kina pójdziemy kiedy indziej. Może zadzwonię do Trudy i wyjdziemy we czwórkę?
- Dla mnie pasuje- uśmiechnął się kumpel.
- Dzięki. Jesteś wspaniała- pocałował ją Lucas.

Wtedy wszyscy usłyszeli jak pan Moon się śmieje. Potem oboje z nieznajomą pojawili się przy kasie.

- Kto to?- zapytała Vicky.
- A czy to ważne? Chodźmy się zabawić- skomentował Kyle.

Jednak wszyscy ciągle patrzyli w tamtą stronę. Dziewczyna powiedziała jeszcze coś śmiesznego i ruszyła do wyjścia. Grupa przyjaciół również wychodziła. Lucas przyspieszył kroku i otworzył nieznajomej drzwi. Dziewczyna nawet na niego nie spojrzała. Patrzył jak wsiada do samochodu i odjeżdża.

- Co to miało być?- zapytała Vicky.
- Co? Nic- wzruszył ramionami, cały czas patrząc za samochodem- Dbamy o naszych klientów.

***

- Udało się kupić co chciałaś?- zapytała kuzynka.
- Tak. A nawet lepiej. Henry pomógł mi z wyborem i pokazał kilka budowlanych tricków.
- Henry? Pan Henry Moon?
- No tak.
- I mówisz do niego po imieniu?
- No tak- zmarszczyła brwi Maddie.
- Wiesz, że jest jednym z najbogatszych ludzi w tym mieście?
- Właściwie- uśmiechnęła się sztucznie- to mam to gdzieś. Spoko z niego typek. Jak się rozluźni to daje radę. Szkoda, że nasz dziadek jest taki sztywny.
- Nasz dziadek nie żyje od kilku lat.
- No właśnie- uniosła brwi- Sztywny. Łapiesz?
- Zastanawiam się czy ty, aby jesteś normalna?
- I co wymyśliłaś?
- Że nie jesteś.
- To niedobrze- spojrzała na Sarę i uśmiechnęła się szyderczo- Bo nienormalnym ludziom nie daje się prowadzić.

Przyspieszyła. Zaczęła zmieniać biegi i po chwili jechały już z prędkością 120 km/h.

- Zwariowałaś?! Zwolnij!
- Spoko. Szybciej nie będzie, bo ten grat więcej nie wyciągnie.
- Maddie!
- Dobra, już dobra.

Kiedy zwolniły, Maddie kątem oka przyglądała się kuzynce. Siedziała obrażona i patrzyła w okno.

- Gdzie teraz skręcić?

Sara nic nie powiedziała.

- Okej. Jadę byle gdzie.

Kuzynka zaczęła przyglądać się Maddie.

- Mogę ci zadać pytanie?
- Już? Tak krótko się złościsz?
- Dlaczego taka jesteś?
- A konkretnie?
- Dlaczego robisz to co chcesz i to co ci się podoba?
- Bo tak postrzegam wolność. A lubię być i czuć się wolna.
- Co z tego? Jeśli nie zważasz na konsekwencje, możesz sobie zaszkodzić.
- Może i tak. Potem może i muszę ponieść karę, ale najpierw czerpię z tego radość.

Wtedy podjechały pod dom.

- A więc?- zastanowiła się Sara- Warto?
- Warto- Maddie wysiadła, wyciągnęła pudło z zakupami i schyliła się do okna- To o wiele lepsze od szarego i nudnego życia.

poniedziałek, 10 marca 2014

Prolog- East Grove


- W budynku jest bomba! Wszyscy zginiecie!- krzyknęła dziewczyna i zniknęła za drzwiami.

Nie minęła nawet sekunda kiedy wszyscy pracownicy zaczęli krzyczeć i panikować. Zamieszanie jakie wywołała ta informacja, nie pozwoliło nawet ochroniarzom na opanowanie sytuacji. Ludzie zaczęli wybiegać głównymi drzwiami. Ci bardziej zdesperowani wybili szyby w oknach i przez nie wyskakiwali. Ktoś włączył alarm, którego dźwięki wraz z krzykiem przerażonych pracowników robiły niewyobrażalny hałas. Po chwili przyjechała policja i straż pożarna. Funkcjonariusze próbowali ustalić, co jest przyczyną tego zamieszania. Jednak nikt nie był w stanie powiedzieć, dlaczego wszyscy uciekają i krzyczą.

- Tam jest bomba!- krzyknął mężczyzna podbiegając do policjanta.

Po drugiej stronie ulicy, zaraz za starym sklepem z narzędziami stolarskimi, stała niewielka grupa nastolatków. Bacznie obserwowali co dzieje się przed budynkiem banku. Kiedy dziewczyna do nich dołączyła, nie mogli wyjść z podziwu.

- Jesteś najbardziej pokręconą laską jaką znam- spojrzał na nią zafascynowany.