Niedzielny
poranek. Jo dzwoni do swojej najlepszej przyjaciółki, aby zdać jej
relacje z wczorajszej randki i dowiedzieć się co się działo w klubie.
- Haaaalo?- odbiera Rose ziewając.
- Dzwonię, bo pewnie cię już skręca z ciekawości co się
wczoraj działo.
- Nie, dobranoc- chce odłożyć słuchawkę.
- Nawet nie próbuj, bo wtedy przyjdę osobiście i będę ci
wrzeszczała nad uchem. A tego byś nie chciała.
- Dobra. Dawaj- odpowiada Rose otwierając jedno oko.
- A więc oglądaliśmy film. A propos, strasznie dobry. I
jedliśmy popcorn i gadaliśmy…
- Uhu! Ale frajda. Mogę już dalej spać?
- Zabiję cię za to lenistwo. Poczekaj zaraz będzie najlepsza
część. Jak to ja, roztrzepana, oczywiście musiałam się oblać sokiem wiśniowym.
I cała moja sukienka była w plamach. Poleciałam od razu do łazienki to zaprać.
Brian za to dał mi swoją koszulę. I wtedy ktoś zapukał do drzwi. Brian nie
myśląc otworzył drzwi i zgadnij co?
- Gozzilla?
- Wiesz, jak jesteś zaspana to twoje żarty nie są śmieszne-
skomentowała Jo- To była Melissa.
- Nie?!
- Tak. I zgadnij co sobie pomyślała skoro otworzył jej tylko
w samych spodniach, a za chwilę wyszłam ja w jego koszuli?
- Ha, ha. Chciałabym zobaczyć jej minę.
- Oj chciałabyś.
-A co na to Brian?
- W sumie to zapytał co tu robi i po co przyszła. Pogadali
chwilę i ją pożegnał. Podobno chciała jakąś książkę pożyczyć.
- Yhym. Z pewnością. I Pewnie wspólnie się pouczyć-
ironizuje Rose- Tania zagrywka.
- Tania nie tania. Dobrze, że Brian się na nie, nie łapie.
- Myślisz?
- Inaczej siedziałaby wczoraj z nami. A tak nie było.
Mieliśmy cały wieczór tylko dla siebie.
- Ale pikantnych szczegółów mi nie zdradzaj, ok?
- Spoko- zaśmiała się Jo- A jak wczoraj klub?
- Fajnie. Pogadaliśmy, potańczyliśmy i spędziliśmy
przyjemnie czas. Chociaż Matt na pewno będzie to chciał powtórzyć. Tylko tym
razem sam na sam z Kate.
- Serio? Czyli coś się jednak działo?
- No, powiem ci, że ostro flirtowali.
- Ale wiesz jaka jest Kate, niedostępna i twarda. To mogła
być tylko zabawa.
- Matt wydaje się być pewny siebie i dobry w te klocki-
stwierdza Rose- Może mu się uda ją rozgryźć.
- Zobaczymy. A jak ty i Sam? Romansik kwitnie?
- Przepraszam, czy przypadkiem głowa cię nie boli?
- No co? Przecież widać, że mu się podobasz. Na pewno też
cię niedługo zaprosi na randkę.
- Nie, bo nie może- śmieje się Rose.
- A to niby czemu? Z czego się śmiejesz?
- Pamiętasz, wczoraj jak dostałam
telefon po meczu? Zgadnij kto dzwonił i zaprosił mnie do dziupli?
- Nie!?
- Tak- śmieje się dziewczyna- Wyjaśniłam mu całą sprawę i
powiedziałam, że miejsce mojego chłopaka jest wolne i może się o nie postarać.
I tak wyszło, że jesteśmy parą. Znaczy, tak myślę…
- Nie!?
- Umiesz cos jeszcze powiedzieć oprócz nie?
- Tak- powstrzymuje się od śmiechu Jo.
- Jak ty mnie denerwujesz- wzdycha dziewczyna- No powiedz
coś.
- Jedyne co mi teraz przychodzi do głowy to : „A nie mówiłam?”.
Bo przecież mówiłam, że to świetny chłopak. A ty się jeszcze zastanawiałaś.
Nawet sobie nie wyobrażasz ile dziewczyn w szkole za nim szaleje.
- No teraz to mnie pocieszyłaś- śmieje się Rose.
- Przestań i tak był od początku w ciebie wpatrzony. Kurde,
ale będzie jazda jutro w szkole. Ogłoszą was parą roku, jak nic.
- Już się nie podniecaj. Jak masz tyle energii to zabieraj
się za pracę domową. Bo ja właśnie mam zamiar to zrobić.
- No i wracamy do rzeczywistości. Dobra. No to do roboty.
Widzimy się jutro. Pa.
- Pa.
***
- Dzień dobry, gwiazdo!- wita kumpla Win, gdy ten wychodzi z
pokoju.
- Ciszej. Głowa mi zaraz eksploduje- odzywa się Tony- Gdzie
masz wodę?
- W szafce po prawej- wskazuje kumplowi i dodaje z
uśmiechem- Ale się wczoraj zrobiłeś. Szkoda, że ci fotki nie strzeliłem.
- Pewnie, śmiej się z biednego człowieka.
- Mam taki zamiar- szczerzy się Win- Dobrze, że chociaż
dzisiaj jesteś w stanie, żeby wyjaśnić, dlaczego się upiłeś. Wczoraj
próbowałeś, ale nie za bardzo ci wychodziło.
- Coś konkretnego powiedziałem?
- Tak, jeśli kilka haseł jak groszek, pocałunek i ślub to
coś konkretnego.
- Ślub?!- pyta zdziwiony Tony.
- Może wziąłeś wczoraj ślub?- nabija się Win- Z dziewczyną z
uprawy grochu. Albo królewną na ziarnku grochu. Ty to masz wymagania stary.
- Taa, księżniczka na ziarnku gruchu- mówi po cichu do
siebie chłopak i na głos dodaje- Totalnie nic nie pamiętam z wczorajszego
wieczoru.
- Nie dziwię się.
Wtedy z pokoju Wina wychodzi bardzo ładna dziewczyna i
kieruje się do łazienki.
- Tony. To jest Jessica.
- Cześć Jessica- wita się chłopak- A ty gdzie wczoraj byłeś?
- W niebie.
- Wszystko jasne- uśmiecha się Tony.
- A dzisiaj idziemy do Gold House.
- Nie ma mowy. Jutro szkoła. Muszę doprowadzić się do
porządku.
- No jak tam chcesz- wzrusza ramionami Win- Coś się ostatnio
z tobą dzieje. Nie imprezujesz jak dawniej, kobiety cię nie interesują, upijasz
się jak stary mąż z problemami. Wiesz co to oznacza?
- Co?
- To, że musi stać za tym jakaś dziewczyna. Zakochałeś się
co?
- Co? Nie! Zwariowałeś?- od razu zaprzecza Tony i potem
dodaje- Wiesz, w sumie to pójdę z tobą do Gold House.
Win patrzy na niego podejrzliwie.
- No co?- pyta Tony.
- Nic. Okej. Spoko- odpowiada Win- Idę się wykąpać.
- Przecież w łazience jest…- zaczyna przyjaciel.
- Wiem- uśmiecha się szyderczo Chambers- Dlatego mam taką
ochotę na kąpiel.
- Chyba już sobie pójdę. Z pewnością sam dasz sobie radę.
- Nie inaczej. Do wieczora.
***
Matt od razu po przebudzeniu pomyślał tylko o jednej rzeczy.
A raczej o jednej osobie. Kate. Postanowił, że zaprosi ją dzisiaj na randkę.
Tylko skąd ma dowiedzieć się gdzie ona mieszka? Komputer brata. Tam musi coś
być. Chłopak przegląda foldery i w końcu trafia na dane uczniów. Kate Brenwick:
pierwsza klasa, zajęcia breakdance i śpiew. Zamieszkała z rodzicami przy
Mountain Street 20. Bingo.
***
Natalie słyszy dzwonek do drzwi. Czemu kamerdyner ich nie
otwiera? Ach, tak. Niedziele ma wolne. Dlatego dziewczyna schodzi na dół i
otwiera.
- Dzień dobry. Czy to dom państwa Lawrance?- mówi elegancko
ubrana kobieta.
- Zgadza się. O co chodzi?
- Nazywam się Donna Willis. Zajmuję się sprawami socjalnymi
uczniów High School of Art & Design. Uprzedzałam państwa Lawrance’ów, że
dzisiaj przyjdę. Czy są obecni?
- Niestety nie. Lecz niedługo powinni się zjawić. Proszę
wejść. Może pani tu na nich zaczekać.
- Dziękuję. Ty jesteś pewnie Natalie.
- Tak- odpowiada dziewczyna- Napije się pani czegoś?
- Nie, dziękuję- odmawia z uśmiechem kobieta i dodaje- Jak
się domyślasz jestem tu w sprawie twojej kuzynki. Jennifer Lawrance.
- Ach, tak. Coś się stało?
- Nie. Przy przenoszeniu każdego ucznia, z innej szkoły i z
innego miasta, musimy zrobić kilka wywiadów. Oczywiście obejrzeć miejsce, w
którym będzie teraz mieszkała. To ważne, aby spełniało godne warunki do nauki.
Jednak decydujące znaczenia mają rozmowy z pracownikami poprzedniej szkoły,
rówieśnikami i rodziną. Zostało nam tylko to ostatnie i dlatego dziś tutaj
jestem- uśmiechnęła się kobieta- Skoro jeszcze nie ma twoich rodziców to może
zacznę od ciebie. Co możesz mi powiedzieć na temat Jennifer?
- Czyli wywiad z rodziną może zaważyć na decyzji o
przeniesieniu?
- Absolutnie.
Wtedy do Natalie dotarło, że ma swoją kuzynkę w garści.
Kilkoma zdaniami może pokrzyżować jej plany i z przyjemnością to zrobi.
- Niech mi pani wierzy, ale jestem osobą, która może o niej
najwięcej powiedzieć- mówi z poważną miną dziewczyna- Powiem wszystko co wiem.
Całą prawdę o Jennifer Lawrance.
- Proszę zaczynać.
- Dziękuję. A więc…
***
- Halo?- podnosi słuchawkę Jane Brown.
- Pani Brown? Mówi Nina O’Donnell. Zastałam Charlie?
- Niestety. Jest w miejskiej bibliotece. Coś jej przekazać?
- Właściwie to tak. Mogłaby pani powiedzieć jej, że dzieci
są strasznie zainteresowane tą hojną dziewczyną, która odwiedziła nas wczoraj.
Wiem, że April i Charlie się znają i chciałabym, aby obie odwiedzały nasz dom
dziecka. Najlepiej będzie jak się obie do mnie zgłoszą w najbliższym czasie na
rozmowę.
- Oczywiście. Powiem jej.
- Dziękuję bardzo. Do usłyszenia.
- Do widzenia.
***
Matt jedzie tramwajem już 20 minut i, z nudów, przez okno
podziwia uroki miasta. Dlaczego ta Kate musi mieszkać tak daleko o od
mieszkania jego brata? Kiedy tramwaj się zatrzymuje, chłopak dostrzega, za
przystankiem, sklep muzyczny. Niby nic specjalnego, lecz na wystawie jest
ostatnia płyta jego ulubionego zespołu. To wydanie specjalne ze zdjęciami i
autografami w środku. To niewiarygodne. W Anglii wszystkie wyprzedano już miesiąc
temu. A ona tutaj jest i dosłownie czeka na niego. Chłopak wyskakuje z tramwaju
w ostatniej chwili i idzie do sklepu. Od razu rusza do kasy. Kolejka jest
niewielka. Stoi przed nim tylko jedna osoba. Chłopak nie może wytrzymać.
- Przepraszam, ile kosztuje płyta z wystawy?- pyta Matt.
- Nie mamy płyt na wystawie- odpowiada kasjer.
- Macie. Widziałem. I chciałbym ją kupić.
- Nic z tego, właśnie ją sprzedałem- mówi sprzedawca
wskazując na osobę przed nim.
- Za słaby masz refleks- odzywa się klient i obraca w stronę
Matta.
- Kate?
- Matt? Ale jazda- śmieje się dziewczyna.
- Nie wierzę. Wczoraj pokonałaś mnie na parkiecie i w grę na
rymy. A teraz to?- śmieje się chłopak- Wisisz mi randkę.
- Nie ma mowy.
- Skoro słucha takiej muzyki to nawet ja bym się z nim umówił-
odzywa się sprzedawca wskazując na płytę i potakując głową.
- Dziękuję- odpowiada chłopak i dodaje szeptem- Chociaż to
trochę dziwne, że koleś na mnie leci.
- Odrobinkę- uśmiecha się dziewczyna i dodaje- Ja wybiorę
miejsce.
- Czyli się zgadzasz? Super.
- Co powiesz na koncert nieznanej kapeli? Jeden gość, który
mieszka niedaleko mnie, ma zespół. Poznałam ich jak się tu przeprowadziłam.
Nieźle czasem hałasują w nocy. Ale to raczej przyjemny hałas.
- Brzmi fajnie. O której po ciebie wpaść?
- O 6?
- Okej.
- Mieszkam na…
- Wiem- uśmiechnął się do niej- I nie pytaj skąd.
- No dobra- odpowiada nieco zdziwiona- To… do zobaczenia.
- Do wieczora.
***
Poniedziałek. Nowy tydzień. Nowe plany. Nowe możliwości.
Nowe problemy i nowe plotki.
***
Rose i Jo właśnie wysiadają z autobusu. Od razu zauważają
Deana czekającego pod murami szkoły.
- Twój Romeo czeka- wskazuje na chłopaka Jo.
- Romeo? Serio?- unosi brew Rose- To chyba ty powinnaś
nazywać tak Briana.
- Coś w tym jest- odpowiada przyjaciółka i wita się z
Harvey’em- Cześć Dean.
- Cześć- odpowiada i
zwraca się do Rose- Hej. Jak samopoczucie?
- Dobrze- dziewczyna uśmiecha się do niego.
- Czekajcie!- wykrzykuje Jo- Pójdę zająć sobie dobre miejsce
na placu i dopiero wtedy możecie wejść. Chcę dobrze widzieć reakcję wszystkich
jak was razem zobaczą- i biegnie w kierunku szkoły.
- Zwariowała- śmieje się Rose- To będzie aż takie
wydarzenie?
- Bardzo możliwe- potakuje Dean i się śmieje- W końcu jestem
gwiazdą szkoły.
- Zaczynasz gadać jak Win.
- Wiesz kochana, sława robi swoje- naśladuje Wina Harvey.
- Chodźmy już, bo dłużej z tobą nie wytrzymam- śmieje się
dziewczyna.
- Już masz mnie dość?- udaje zasmuconego Dean i łapie Rose
za rękę.
Razem, ciągle się rozśmieszając, ruszają na główny plac. Kiedy
przekraczają główną bramę szkoły, każdy kto ich mija nie może oderwać wzroku.
Wydaje się, że ten niewiarygodnie utalentowany i przystojny, lider świetnej
grupy tanecznej, Dean Harvelle jest zajęty. Ta wiadomość rozchodzi się w
ekspresowym tempie. Niedługo cała szkoła będzie o tym mówiła.
***
Win ma dzisiaj wspaniały humor z powodu niedzielnego
wieczoru. Przed lekcjami wspomina przyjemne wydarzenia z weekendu.
- Ale zaszaleliśmy wczoraj- zwraca się do Tony’ego- Gold
House było nasze.
- Nie musisz mi mówić. Bawiłem się jak nigdy.
- A te tancerki były ekstra. Chyba wynajmę je na twój
wieczór kawalerski.
- Na co?
- W sobotę chciałeś przecież brać ślub.
- No daj spokój. Ile czasu minie zanim przestaniesz się z
tego nabijać?- pyta kumpel.
- Aż mi się znudzi- śmieje się Win- Jeszcze ciekawi mnie,
która byłaby tą szczęściarą?
Wtedy Win zauważa jak wszyscy uczniowie o czymś rozmawiają,
jedni drugim coś opowiadają i są odrobinę zszokowani wiadomościami, które
dostają. Ciekawe jaka informacja wywołała takie poruszenie? Wtedy razem z Tonym
zauważają parę wynurzającą się z tłumu. Dean i Rose. Wyglądają na naprawdę
zadowolonych całym tym zamieszaniem. Potem chłopak całuje dziewczynę i
rozchodzą się w różne strony, do swoich klas.
- Chwila moment! Stop! Poproszę czas- odzywa się Win- Co to
ma być?
- A na co wygląda?- pyta go Tony jakby z pretensją.
- Czy ona przypadkiem nie miała chłopaka? Cholera, szybka
jest. Nie wygląda na taką… no wiesz.
- Nie jest taka.
- A skąd ty niby możesz to wiedzieć?
- Idę na lekcję- rzuca Tony, nie chcąc już myśleć o tej dwójce.
- Przecież mamy w drugim budynku- zwraca się do niego Win.
- Muszę jeszcze coś załatwić.
- To idę z tobą- proponuje kumpel.
- Nie. Zrobię to sam!- głośno i stanowczo odmawia Tony.
- No, jak tam chcesz. Ale nie rozumiem czemu w ogóle się
wkurzasz? Chyba nie zdenerwowali cię… oni, co?
- Czemu ciągle zadajesz mi jakieś głupie pytania?
- Może nie do końca takie głupie. Chcę wiedzieć czy muszę
się o coś martwić?
- Nie. Nie musisz. I jak jeszcze raz o coś takiego usłyszę
to…- zatrzymał oddech- Po prostu odpuść.
- No dobra. Jak coś się będzie działo to z pewnością mi
powiesz, nie?
- Dokładnie.
- Świetnie. To załatw to co tam masz do załatwienia i czekam
na sali.
- Yhym- odpowiedział Tony i potem pomyślał- Żeby dało się to
tak szybko załatwić.
***
- Dzień dobry panie Shane.
- Witaj April.
- Jak humor w poniedziałek?- pyta dziewczyna.
- Świetny. Mam dużo zapału do pracy i setki spraw do
załatwienia. A ty?
- Nie aż tak fantastycznie, ale myślę, że przetrwam-
odpowiada April z uśmiechem- Mam jeszcze pytanie? Czy znalazłby pan dla mnie czas?
Na rozmowę.
- Jasne. Mam okienko około 11. Możesz wpaść do gabinetu.
- Właściwie to wolałabym się raczej spotkać na neutralnym
gruncie. W szkole będę się czuła raczej jak u terapeuty niż psychologa.
- Rozumiem. Ale wiesz jakie są zasady. Teoretycznie nie mogę
pracować z uczniami poza terenem szkoły.
- A praktycznie?- pyta z niewinną miną dziewczyna.
Nagle podchodzi do nich Charlie.
- Cześć April. Dzień dobry panu- wita się i dodaje-
Przepraszam, że przeszkadzam, ale zajmę tylko minutkę. April, dzwoniła do mnie
pani O’Donnell z domu dziecka i chce się z nami spotkać. Znaczy z tobą i ze
mną.
- Ale po co? Coś się stało?
- Właściwie to tak- uśmiecha się dziewczyna- Dzieciaki
oszalały na twoim punkcie i chciałyby żebyś wpadała tam co jakiś czas. Wydaje
mi się, że dyrektorka zaproponuje ci wolontariat.
- O! To chyba dobrze, nie?
- Jeśli ci na nich zależy to tak-mówi z powagą Charlie -
Najlepiej sama z nią porozmawiaj.
- Jasne. Dzięki za informację.
- Nie ma za co. I mam nadzieję, do zobaczenia.
- Pa- żegna się April.
- Wiesz- zaczyna Steven- Chyba mam dla nas rozwiązanie.
- To znaczy?
- Spotkam się z tobą poza szkołą. Lecz powiadomię o tym
dyrekcję. Razem pójdziemy do tego domu dziecka. W ten sposób nie będą robić
problemów. Oboje na tym skorzystamy. Ty spokojnie, w milej atmosferze, opowiesz
mi o swoim problemie, a ja odbędę zajęcia z dzieciakami.
April patrzy na niego pytająco.
-Ach, tak. Potrzebne mi to do mojej pracy, którą piszę-
tłumaczy nauczyciel- Z resztą za długo by opowiadać. Zgadzasz się na taki
układ?
- Podoba mi się- uśmiecha się dziewczyna- Może spotkajmy
się od razu po zajęciach.
- Dobrze. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
April się odwraca i uśmiecha. Lubi go. Chciała porozmawiać o
sobie z kimś kto jej wysłucha. Psycholog jest dobrym wyborem. Inną historią już
jest to, że to także pociągający mężczyzna. Steven za to odprowadza dziewczynę
wzrokiem. Miło się z nią rozmawia. Chyba ją lubi. To chyba nic złego. Może
przyjaźnić się z uczennicą. Jednak czy spotkanie poza szkołą jest właściwą
decyzją? Chyba tak, przecież to w ramach pracy.
***
- Tony, musisz się przyłożyć- radzi mu pan Davis-
Powiedziałeś, że jesteś gotowy narysować pracę semestralną. Ale nie wydaje mi
się, żeby to było to.
- Będzie dobre. Obiecuję.
- Okej. Powiesz mi po co tu przyszedłeś? Bo wyraźnie nie dla
sztuki. Mam rację?
- No nie- wzdycha Tony i odkłada ołówek. Nigdy nie potrafił nic ukryć przed
tym nauczycielem. Był nie tylko nauczycielem, ale także przyjacielem.
- To o co chodzi?
- Pamiętasz jak narysowałem swój najlepszy rysunek?- patrzy
prosto w oczy mężczyzny- Miałem wtedy inspirację. Znalazłem zdjęcie mojej matki
w starej książce. I po prostu poczułem, że muszę. Muszę coś narysować. Tak po
prostu.
- I „tak po prostu” narysowałeś niesamowicie dobry obraz-
dodaje pan Davis.
- Lecz potem nie mogłem stworzyć niczego takiego. Czemu? Bo
zgubiłem to zdjęcie. Moja inspiracja przepadła.
- Tony. Inspirację możesz znaleźć w wielu rzeczach. Trzeba
tylko dobrze szukać. Nie wiesz co to będzie. To po prostu do ciebie trafi. I wtedy na pewno poczujesz, że to jest właśnie
„to”.
- Wiem. Powtarzałeś to sto razy, a ja ci nie wierzyłem-
uśmiecha się lekko chłopak- Ale wydaje mi się, że chyba znalazłem coś takiego.
Wiesz, pewnego dnia poczułem tę samą siłę, poruszyła moją wyobraźnię jak wtedy.
I chciałem zacząć tworzyć.
- I? Udało się?
- Nie, niestety. Odeszła- spojrzał przez okno chłopak- I nie
zanosi się na to, że powróci.
- Skąd ta pewność?
- Nie zapytasz nawet co to było?
- To mnie nie interesuje. Tony, to twoja inspiracja i
najbardziej powinna obchodzić ciebie. To ty czujesz z nią połączenie. Nie ja,
nie Win, nie szkolna sprzątaczka. Tylko ty. To dla ciebie jest ważna.
- Czyli powinienem walczyć?- pyta chłopak patrząc na pana
Davisa.
- A czy ja się ciebie pytam czy powinienem przyjść dzisiaj
do pracy? Nie. Bo sam wiem najlepiej co jest dla mnie dobre. Co mam robić, a
czego nie.
- Ale rada przyjaciela nie zaszkodzi.
- Może i nie. Ale pomyśl czy jeśli się uda to wolisz
stwierdzić: „Tak, on miał rację. Słuchałem przyjaciela.” czy może raczej „Tak,
ja miałem rację. Słuchałem samego siebie”? Nie lepiej jest wiedzieć, że sukces
zawdzięczasz sam sobie? Bo wtedy nagroda jest całkowicie twoja.
- Chyba powinienem już zabrać stąd swój tyłek- załapał Tony
i wstał z krzesła- I wystartować po tę nagrodę.
- Nie powiem ci co powinieneś- odpowiada pan Davis.
- Dziękuję- dodaje jeszcze chłopak stojąc w drzwiach.
- Nie ma za co. Wiesz, że jak być chciał posłuchać jeszcze
mojej „nie-rady”, to jesteś tu mile widziany- uśmiechnął się nauczyciel.
***
Jo i Rose wchodząc na stołówkę czują, że wszyscy im się
przyglądają. Trochę dziwna i niezręczna sytuacja.
- Co to ma być?- pyta Rose.
- Nie jestem do końca pewna- odpowiada jej przyjaciółka- Ale
wygląda to na akcję : „Patrzcie to ona zabrała nam naszego przystojniaka”.
- Bez przesady. Chyba nie jest tak źle.
- Yhym. To ciekawe dlaczego przy stoliku Deana aż się kłębi
od dziewczyn. Jako jego dziewczyna masz nowe obowiązki. Musisz je odpędzać.
- Zagrać furiatkę czy zadzierającą nosa damę?- pyta ze
śmiechem Rose- A tak serio, to lunch zawsze jadłyśmy razem. I to się nie
zmieni. Niech się tam tłoczą ile chcą.
- Mi pasuje- wzrusza ramionami Jo i dodaje- Widziałaś może
Briana?
- No nie. Ja tu się deklaruję, że zostawiam dla ciebie
chłopaka, a ty szukasz swojego. Jesteś najlepszą przyjaciółką, nie ma co.
- No, dobra. Umówmy się, że lunch jest tylko nasz.
- Umowa stoi. I płeć przeciwna niech spada- śmieje się Rose.
***
Brian szuka Melissy po całej szkole. Lecz nigdzie jej nie
widzi. Spotyka za to Johna.
- Hej, wiesz gdzie jest Melissa?
- Nie ma jej dzisiaj. Podobno jest chora.
- Chora?
- Jej mama dzwoniła, że się rozchorowała w sobotę wieczorem.
- W sobotę wieczorem? Wszystko jasne- domyślił się Brian, że
nie jest chora tylko pewnie przeżywa to co zastała u niego w domu.
- Co? Wiesz coś?- pyta John.
- Nie, nic. Dzięki- rzuca i odchodzi.
***
- Siemanko!- wita dosiadając się Kate- Co tam?
- No to ty nam powiedz- odzywa się Jo- Słyszałam, co nie co,
o tobie i pewnym chłopaku z Anglii.
- Rose?- patrzy na nią dziewczyna.
- Ja nic nie mówiłam. Wyciągnęła to ode mnie.
- Yhym. A ja jestem hinduską księżniczką- odpowiada Kate.
- A nie Win?- pyta śmiejąc się Jo- Lepiej powiedz czy
byliście na randce.
- Wczoraj. To znaczy na koncercie.
- I?- pyta Rose.
- I tyle- odpowiada wzruszając ramionami Kate i potem
dodaje- Dajcie spokój, nie może nic dostać na pierwszej randce. Niech się
trochę postara.
Wtedy do stołówki wchodzi Jennifer. Staje na środku i
ogłasza uczniom miłą wiadomość.
- Witam wszystkich! W związku z moim przeniesieniem do HS of
Art & Design chcę dzisiaj urządzić z tej okazji przyjęcie. Będzie to bal
maskowy. Jak wiecie obowiązują stroje wieczorowe i oczywiście maski.
Zaproszenia za chwilę rozejdą się po szkole. Do zobaczenia o 20. Uwielbiam was!
Dziewczyna rozkazuje swoim służkom rozdawać zaproszenia, a
sama kieruje się do stolika Jo, Rose i Kate.
- Hej. Zapraszam na imprezę- mówi wręczając koperty.
- To wasz kolejny podstęp?- pyta Kate.
- Nic z tych rzeczy. Chcę zakopać topór wojenny między nami.
To zwykłe zaproszenia na bal. W ramach przeprosin- uśmiecha się dziewczyna- Na
razie.
- Nie kupuję tego- odzywa się Rose- Nagła zmiana osobowości?
To zapowiada tylko gorsze rzeczy.
- Ale bal maskowy?- zastanawia się Jo i patrzy z litością na
przyjaciółkę- Fajna rzecz, nie?
- O, nie!
- Proszę. Wiesz jak uwielbiam takie stroje. Eleganckie i
wykwintne. A to tego te maski. Nutka tajemniczości. To będzie ekscytujące!
Kate patrzy na nią jakby przyleciała z innej planety.
- Aktorki już tak mają- objaśnia jej Rose- Kochają bankiety
i ciuchy. Przyzwyczaisz się.
***
Natalie nie może wprost uwierzyć w to co robi jej kuzynka.
Wydaje przyjęcie na swoją cześć. Jak można być tak samolubnym? Tylko królowa ma
do tego prawo. Chociaż… niech się cieszy póki może. Bo niedługo jej dobra passa
może się skończyć. Ciekawe jak opinia pracownika szkoły od spraw socjalnych
wpłynie na decyzję o jej przeniesieniu do HS of Art & Design. A tymczasem
jest okazja, żeby coś uknuć przeciwko Jen na balu. Świetnie.
OMG to jest rewelacyjne dodawaj jak najszybciej następny bo umrę z ciekawości :):)
OdpowiedzUsuń