W związku z tym, że do dzisiaj moja strona przyciągnęła 1000 osób, to z tej okazji pojawia się kolejny odcinek ;)
***
Ted Evans i jego „syn” to chyba najlepsi zawodnicy na
boisku. Dobrze spisują się też bracia Shane. To dzięki nim mecz jest taki
ciekawy. Wydaje się, że Matt miał już do czynienia z futbolem wcześniej, bo
zdecydowanie wyróżnia się wśród graczy. Kiedy na zegarze wybija 60:00 minut,
oznacza to, że mecz dobiegł końca. Wszyscy są zadowoleni z dzisiejszego
spotkania. Zarówno zawodnicy jak i kibice. Rose, Jo i Kate postanawiają
pogratulować chłopakom.
- Tato, mam nadzieję, że dzisiejszy wysiłek nie przyprawi
cię o zawał serca. Dzisiaj naprawdę dałeś czadu- śmieje się do ojca Rose.
- Spokojnie córciu- obejmuje ją ramieniem Ted- Jakby co to
Sam mi pomoże. Zrobił kurs pierwszej pomocy.
- I masażu- dodaje chłopak i się szczerzy- Jakby ktoś pytał.
- Świetnie nam dzisiaj poszło- zwraca się do Sama, pan
Evans- Mam nadzieję, że za tydzień też się pojawisz.
- Jasne. To świetna zabawa.
- Ja prawie wyplułem płuca. A ty mówisz, że to świetna
zabawa?- odzywa się pan Shane.
- Mówiłem, że to nie spacerek- śmieje się z niego Matt.
- Steve musisz popracować nad formą- radzi mu Ted.
- Steve?- pyta zdzwiona Jo- To wy się znacie?
- Futbol zbliża ludzi- odpowiada Sam i zwraca się do Matta-
Grasz w jakiejś drużynie? Bo jesteś świetny, ale nigdy nie widziałem cię tutaj
na zawodach.
- Grałem. Gdy mieszkałem w Kanadzie. Teraz uczę się w Anglii.
A dokładnie w Londynie.
- Nie myślałeś, żeby do tego wrócić?
- Owszem, ale Brytyjczycy nie kochają tego sportu jak Amerykanie. Nie ma
gdzie się tam rozwijać. A w krykieta grał nie będę- stanowczo mówi Matt, a
potem się uśmiecha.
- Wiesz, Nowy Jork zawsze stoi otworem. Przydałby się tutaj
taki zawodnik- ocenia Sam.
- Pomyślę nad tym. Dzięki za uznanie. Ty też jesteś niezły.
- Przepraszam dziewczęta- odzywa się do nich Kate- Ile czasu
macie zamiar tak sobie słodzić? Możecie spokojnie umówić się na randkę i nam
tego oszczędzić.
Wtedy wszyscy się śmieją.
- Wolałbym umówić się z tobą- odpowiada Matt- Ale już dałaś
mi kosza. Więc drugi raz nie spróbuję.
- I dobrze. Bo bym ci odmówiła.
- Nie odmówiłabyś, bo bym nie zapytał- odgryza się z
uśmiechem chłopak.
- Odmówiłabym, bo teraz udajesz, że byś mnie nie zapytał,
ale wiem, że i tak byś zapytał, a ja bym odmówiła- zaplątała Kate.
- To… o której po ciebie wpaść?
- O 8.
Oboje się uśmiechają. A wszyscy dookoła stoją jak osłupieli.
Kate postanawia się odezwać.
- A wy?- zwraca się do Rose, Sama i Jo- Też idziecie?
- Jasne- decyduje Sam.
- Ja umówiłam się z Brianem. Także odpadam- odzywa się Jo.
- Czemu nie- mówi Rose.
Wtedy dzwoni do niej telefon. Dziewczyna oddala się od
przyjaciół, aby w spokoju porozmawiać.
- Tak?
- Cześć. Tu Dean. Masz trochę czasu?
- Jasne. Co jest?
- Jestem z ekipą w kanciapie. Myślimy nad naszym klipem i
bardzo byś się przydała ze swoimi pomysłami. Mogłabyś wpaść?
- No dobra. W sumie to i tak chciałam z tobą pogadać.
- O czym?
- Dowiesz się na miejscu. Będę za 15 minut. Do zobaczenia.
- Okej. Na razie.
Dziewczyna kończy rozmowę i wraca do znajomych. Zauważa, że
nie ma jej ojca i pana Shane’a.
- Hej, a gdzie się podziało starsze pokolenie?
- Jeden z ojców zaprosił ich na partyjkę pokera- odpowiada
Matt.
- Aha- odpowiada dziewczyna- Wiecie, muszę gdzieś teraz
skoczyć. To widzimy się później, tak?
- Tak- odpowiada Kate- Zdecydowaliśmy się na Hellogoodbye.
To chyba fajny klub.
- Świetny. Będę na miejscu o 20. Na razie- odpowiada Rose i
odchodzi.
- Ja też już lecę- odzywa się Jo i dodaje- Muszę odpicować
się na randkę.
- Jasne- odpowiada Kate- Zaszalej ze stylówą. No wiesz, tak,
żeby szczęka mu opadła.
- Masz to jak w banku- uśmiecha się do przyjaciółki- Na
razie. Wam też chłopaki. Naprawdę dobry mecz.
- Dzięki- odpowiada Matt.
- Miło było cię poznać- dodaje Sam.
- Ty też się odpicujesz?- podrywa Kate Matt.
- Chyba śnisz.
- Owszem. Przynajmniej sny mam piękne- uśmiecha się.
- Dobra. Chyba muszę spadać, bo się za bardzo rozgrzejesz-
nabija się dziewczyna- Na razie.
- Cześć- żegna ją Sam.
- Do zobaczenia- krzyczy za nią Matt i zwraca się do nowego
kumpla- Jest ekstra.
- Jak ty to robisz, że jesteś taki pewny siebie?
- Jak chcesz to sprzedam ci parę tricków. Mogą ci się
dzisiaj przydać- uśmiechnął się szyderczo- Widać, że lecisz na Rose.
- Dobra. Dawaj- zgadza się Sam.
- A więc, zacznij od…
***
- Udały się zakupy z moją przyjaciółką?- pyta Natalie, gdy
Jennifer wraca z toną toreb.
- Owszem. Ale Car nie wspominała, że się przyjaźnicie-
atakuje ją kuzynka.
- Jej sprawa. W najbliższym czasie zobaczy co znaczy nie
przyjaźnić się z królową szkoły. Stracić reputację, popularność, fanów, nasze
służki i wszystkie przywileje.
- Chyba, że pojawi się nowa królowa.
- Ha, ha. Nie ma takiej głupiej, która chciałaby rywalizować
ze mną o pozycję- mówi pewnie Natalie.
- Tak a to niby czemu?
- Trzeba mieć to coś. Wygląd, nazwisko, zdolności
przywódcze, odpowiednią prezencję, pieniądze i szacunek poddanych.
- To zacznij się szykować do wojny, bo nie jesteś jedyną
dziewczyną noszącą nazwisko Lawrance w tej szkole.
- Żartujesz tak?- śmieje się Natalie.
- Nie. Miałam plan, abyśmy razem rządziły HS of Art &
Design. Lecz po twojej krytyce wobec mnie, chyba nie zasługujesz na moją
przyjaźń. Dlatego chcę ci odebrać to co dla ciebie najcenniejsze.
- Powodzenia z tym- nie daje nic po sobie poznać Natalie-
Tylko jak przegrasz, co jest oczywiste, nie wracaj do mnie zapłakana z
przeprosinami.
- I wzajemnie- odpowiada Jennifer, obraca się na pięcie i
idzie do swojego pokoju.
Kiedy Jennifer odchodzi, Natalie siada na fotelu i zaczyna
płakać. Jak mogła dopuścić, aby własna kuzynka się od niej odwróciła. I nie
jest takie oczywiste, że nie może odebrać jej popularności. Wszyscy ją
podziwiają a do tego jest profesjonalną modelką. Zaczyna mieć swoich fanów.
Może odebrać jej wszystko. Natalie mimo tego, że udaje niewzruszoną, tak
naprawdę strasznie się tym przejmuje. Przeraża ją fakt, że może zostać sama.
Bez pozycji i przyjaciół. Musi szybko coś wymyślić, żeby pozbyć się Jennifer.
Tylko co? W takiej sytuacji zadzwoniłaby do April. Ale jej przyjaźń też
straciła. Co ma zrobić?
***
Win po udanej i zyskownej sprzedaży czuje się niesamowicie
dobrze. Do głowy przyszła mu nawet myśl, że mógłby kiedyś się tym zajmować. Ale
raczej w odległej przyszłości, bo teraz za bardzo kocha życie rozpuszczonego
nastolatka. Siada przy biurku ojca i podpisuje jakieś dokumenty. Potem sprawdza
swoją skrzynkę e-mail. Ma setki nowych wiadomości. Ale od kogo? Otwiera
pierwszą z nich i po przeczytaniu strasznie się krzywi. To zaproszenie na
randkę. Niby fajna rzecz, tylko, że wiadomość
podpisana jest przez kogoś imieniem Eddie. Następne są również od
facetów. Win wchodzi na portal, z którego wysłano wiadomości. Na pierwszej
stronie wyskakuje jego profil ze zdjęciem jako osoby poszukującej partnera.
- No zabiję ją!- wykrzykuje przypominając sobie, co wczoraj
powiedziała mu Kate, lecz potem się śmieje- Jest nieprzewidywalna i pokręcona.
Skąd ona bierze te pomysły? Skąd w ogóle ona się wzięła?
Win szybko kasuje swój profil z gejowskiego portalu
randkowego i wyłącza komputer. Jemu do głowy też wpadł ciekawy pomysł. Niech
się ta nowa przygotuje na coś wielkiego.
***
Charlie odbyła długą rozmowę, tym razem z obojgiem rodziców.
Udało jej się ich przekonać do nowego wizerunku. W końcu doszli do porozumienia.
Obiecali sobie, że będą teraz częściej rozmawiać o innych sprawach ich córki.
Ciotka Alice, również pomogła Charlie przedstawiając swoje zdanie. Pani Brown
czując się odrobinę winna, że tak postępowała wobec córki postanawia poświęcić
jej całe popołudnie.
- Kochanie, co chcesz dzisiaj robić? Możesz wybrać
jakiekolwiek miejsce a ja cię tam zabiorę?
- A co często robiłyśmy w soboty?
- Wychodziliśmy do teatru czy muzeum albo czytałaś bajki w
domu dziecka.
- No to pojedźmy tam dzisiaj. Do dzieciaków- uśmiecha się
dziewczyna.
- Jesteś pewna?
- Tak. Dawno tam nie byłam. A już dzisiaj i tak spędziłam
fajnie dzień, z ciocią na zakupach.
- Jasne. Co tylko sobie życzysz- matka całuje córkę, bierze
kluczyki od samochodu i obie wychodzą z domu.
***
Rose jest już na miejscu. Gdy wchodzi do magazynu od razu
witają ja członkowie ekipy.
- O! I jest nasza tancerka- wykrzykuje Nate- Kogo dzisiaj
przyszłaś pobić?
- Ciebie, jak będziesz dalej mnie wkurzał- śmieje się
dziewczyna.
- Jestem cały twój- chłopak staje i rozkłada ręce jakby
właśnie czekał na cios.
- Daj jej spokój Nate- odzywa się Gina- Siadaj zaraz
zaczynamy obrady. Tony wspominał, że masz parę dobrych pomysłów.
Wtedy dziewczyna spojrzała na niego. I zdziwiła się tym, co
zobaczyła. Był jakiś inny. Patrzył inaczej. A może tylko jej się wydaje? Może
doszukuje się w nim jakichś emocji, których tak naprawdę nie ma? Nieważne.
- To prawda, doradziłam im w paru rzeczach. A gdzie jest
Dean?
- Skoro wpadłaś to pewnie się picuje przed lustrem-
odpowiada Scott.
- Zamknij się kretynie- rzuca Dean wychodząc z boksów i
zwraca do Rose- Fajnie, że jesteś.
Dziewczyna się uśmiechnęła.
- Okej. To zaczynajmy- zarządza lider- Rose, jakbyś mogła to
powtórz to co mówiłaś mi w szkole.
Dziewczyna ze szczegółami opisuje własną wizję tego klipu.
Grupie bardzo spodobał się ten pomysł i zgodzili się od razu, żeby właśnie tak
to wyglądało.
- To co? Pomyślcie chwile nad tym co chcecie powiedzieć i
zaraz zaczniemy nagrywać- odzywa się Dean- A ja skoczę po kamery.
- Pomogę ci- proponuje Rose i rusza za nim.
Kiedy wchodzą do boksu Deana, chłopak od razu szuka
odpowiedniego sprzętu, a Rose myśli nad tym co chce mu powiedzieć.
- Możesz poszukać kart pamięci na tamtych półkach- zwraca
się do niej chłopak.
- Jasne.
- Dobra. Chyba mam wszystko co trzeba- mówi po chwili Dean-
Idę je poustawiać.
- Okej. Zaraz tam przyjdę- odpowiada Rose.
Dlaczego się zmył akurat wtedy, gdy chciała z nim
porozmawiać. Dziewczyna bierze kilka oddechów, bo trochę się zdenerwowała. Ale
czym? Czyżby zaczynała coś czuć do Deana? Wtedy zauważa, że komputer. Jest
włączony. Siada na fotelu i otwiera nowe okno w programie do pisania.
Postanawia opisać wszystko co chce mu wyjaśnić. Nawet sprawnie jej to idzie.
Pisze szczerze, bo tak właśnie rozmawia jej się z Deanem. Łatwo, lekko i bez
większych oporów. Kiedy kończy zostawia swoje dzieło i dołącza do ekipy.
***
- Tato?- zwraca się do ojca April.
- Tak kochanie?
- Mam małą i,
pomyślisz, że trochę dziwną, prośbę. Zawiózłbyś mnie do domu dziecka?
- A po co? Nie chcesz chyba mieć rodzeństwa, co?- uśmiecha
się pan Adams.
- Nie- śmieje się dziewczyna- Byłam dzisiaj w garażu i
znalazłam pudła z moimi zabawkami i książkami z dzieciństwa. Tak sobie tylko
pomyślałam, że fajnie by było, aby ktoś mógł z nich skorzystać. A w takim
miejscu jak dom dziecka mogą się przydać, nie?
- Jasne. To świetny pomysł- uśmiechnął się ojciec- Powiem ci, że bardzo mi się
podoba postawa mojej prawdziwej córki. Czemu ją wcześniej ukrywałaś?
- No wiesz- wzdycha dziewczyna- Te błędy młodości.
Oboje się śmieją.
- No tak. To chodźmy już po te pudła- obejmuje córkę i idą do garażu.
***
Jo wystroiła się na randkę z Brianem. Niby to tylko
oglądanie filmu w domu, ale nie zaszkodzi wyglądać do tego bosko. Kiedy dzwoni
dzwonkiem do jego drzwi, słyszy jak biegnie z góry i już po kilku sekundach jej
otwiera.
- Cześć- wita się dziewczyna.
- Wow!- to pierwsza reakcja Briana.
- Wpuścisz mnie czy będę tu stała, a ty się będziesz gapił?
- A wytrzymasz jeszcze parę minut?- śmieje się chłopak.
- Spadaj, wiesz- udaje oburzoną Jo.
- Jasne, że cię wpuszczę- łapie ją za rękę i wprowadza do
środka- Nikogo nie ma w domu.
- Pozbyłeś się ich celowo?- pyta podejrzliwe dziewczyna.
- Nie śmiałbym. Tak się akurat złożyło, że każdy ma na dziś
jakieś zajęcie. Ale strzelam, że ja mam najciekawsze- uśmiecha się i całuje
dziewczynę.
- Masz oczywiście na myśli oglądanie filmu.
- Oczywiście- uśmiecha się i wskazuje na stolik w salonie-
Wypożyczyłem kilka dzisiaj rano. Wybierz coś, a ja idę zrobić popcorn.
- Wszystko tylko nie komedie romantyczne i horrory.
- Spokojnie. Też ich nie cierpię- mówi wchodząc do kuchni-
Wiesz dla mnie trochę mijają się z celem. Komedie romantyczne są straszne, a…
- A horrory są śmieszne- dokańcza Jo.
- Dokładnie- uśmiecha się chłopak- Masz szczęście, że też
tak uważasz.
- To chyba ty masz- odpowiada dziewczyna, czytając okładki
kolejnych filmów- Nie chciałbyś słyszeć jak narzekam albo komentuję tego
rodzaju filmy- a potem dodaje- Shutter Island wydaje się fajne.
- To odpalaj DVD.
Dziewczyna rozgląda się po salonie i jest pod wielkim
wrażeniem. To musiało kosztować sporo kasy. Ładny kominek, złoty żyrandol i
lampy. Wszędzie wiele złotych ozdób. A kanapa wygląda jakby była kupiona od
samego Ludwika XVI. Niezła chata- pomyślała dziewczyna.
- Na co czekasz?- pyta Brian wchodząc do salonu.
- Na ciebie- uśmiecha się dziewczyna- Wiesz… masz bardzo
ładny dom.
- Dzięki. Oprowadzić cię?
- Może później- uśmiecha się dziewczyna- Później
zrealizujesz swój plan zaciągnięcia mnie do swojego pokoju.
- Skąd ci przyszło do głowy, że to chcę zrobić?
- Jesteś facetem.
- Bardzo śmieszne- spojrzał na nią- Dla twojej informacji to
nie jest jedyna rzecz, o której myślimy kiedy jesteśmy sam na sam z dziewczyną.
- Tak a o czym jeszcze?- zaciekawiła się Jo.
- O tym, żeby po prostu tu była. Żeby móc na nią patrzeć,
słuchać jak się śmieje z twoich żartów, chociaż wcale nie są śmieszne. Żeby ją
objąć, pocałować albo pogadać o interesujących ją rzeczach. O planach i
marzeniach.
- Potrafisz bajerować- śmieje się dziewczyna- Ale powiedzmy,
że to kupuję.
- To dobrze- odpowiada Brian i siada na kanapie- Bo już
pomysły mi się kończyły.
- Jesteś niemożliwy- dodaje Jo i siada obok niego.
***
Praca w kanciapie idzie całkiem sprawnie. Tancerze naprawdę
się starają, a ich wypowiedzi są zróżnicowane i ciekawe. Jednak nikt nie
zapomina wspomnieć ile znaczą dla nich więzi pomiędzy członkami ekipy. Układ,
który prezentują nie ma sobie równych. Jeśli Dean odpowiednio obrobi i poskleja
najlepsze fragmenty, to może z tego wyjść niesamowity klip. Na pewno mają
szansę przejść casting.
Po ciężkiej pracy cała grupa idzie do kuchni. Zamówiona
pizza właśnie przyjechała i wszyscy rzucają się na nią jak wygłodniałe wilki.
- Hej Rose, jak chcesz dostać kawałek to lepiej się
pośpiesz- radzi jej Ron.
- Już idę- odpowiada dziewczyna i zwraca się do Deana- Dasz
radę z tym sprzętem?
- Tak. Zaniosę to do boksu i zaraz do was dołączę.
- Okej. Złapię i kawałek dla ciebie. Bo możesz się nie
dopchać.
- Niech tylko spróbują nic nie zostawić dla samca alfa-
śmieje się Dean i idzie do boksu.
- Trzymaj- Tony podaje talerz Rose- Ostatni bez groszku.
- Dzięki- odpowiada nieco zdziwiona dziewczyna- Skąd ty…?
- W szkole zawsze wybierasz go z sałatki- odpowiada Tony i
wraca do stołu.
Dziewczyna jest tak samo zaskoczona jak poprzedniego
wieczoru. Pojawia się nie wiadomo skąd i robi coś co ją dezorientuje. Za kogo
on się ma? Specjalistę od powodowania u niej rozchwiana emocjonalnego? Z
pewnością. Jednak Rose nie chce się nim przejmować i również siada przy stole z
innymi.
Dean z wielką ostrożnością składa sprzęt i układa go w
odpowiednich miejscach. Zanim dołączy do reszty postanawia wyłączyć komputer.
Siada przed ekranem i dziwi go to co widzi. Jakiś tekst. Zaczyna go czytać.
„Chciałam z tobą o tym pogadać, ale nie wiedziałam od czego
zacząć.
Pomyślałam, że łatwiej będzie mi to napisać. Chociaż teraz i tak nie
wiem o czego zacząć. Więc, żeby zacząć piszę, że nie wiem od czego zacząć. Bez
sensu. Ale wiem co ty byś mi odpowiedział. Zrobił byś tę swoją minę i powiedział
: „Może od początku?”. A więc, początek to chyba będzie przyjęcie u Jackie.
Zaprosiłeś mnie wtedy na randkę, a ja odmówiłam. Przez Jacka. Jednak nie dałeś za
wygraną i spróbowałeś jeszcze raz. Nie byłam pewna czy to dobry pomysł, ale
każdy zasługuje na szansę. Przyprowadziłeś mnie tutaj. Pokazałeś mi ważne dla
ciebie miejsce i twoją pasję. Byłam pod wielkim wrażeniem. Po raz drugi. Bo
pierwszy był już wtedy, na przyjęciu, kiedy pierwszy raz zobaczyłam twój
talent. Od tamtej pory stawałeś mi się coraz bardziej bliski. Naprawdę lubię
twoje towarzystwo. Lubię ciebie. Nasze rozmowy i twoje głupie żarty. Fajne jest
też to, że radzisz się mnie w wielu sytuacjach. Wtedy naprawdę czuję się ci
potrzebna i w jakiś sposób ważna. Wczoraj, po zajęciach, pod szkołą pojawił się
chłopak. Wiem, że chciałeś znowu się ze mną spotkać, ale przez niego to nie
wyszło. No to teraz najlepsza część programu. Chłopak, którego widziałeś to mój
znajomy, Sam. Tylko razem biegamy popołudniami. Jest świetnym kumplem. Nic
więcej. No i teraz pozostaje sprawa Jacka. Zabijesz mnie, że ci wcześniej nie
powiedziałam, ale Jack nie jest tym za kogo go uważasz. Bo Jack jest moim…
psem. I właśnie z Jackiem byłam umówiona po przyjęciu. Na bieganie. Tak więc Sam
i Jack są moimi partnerami od biegania, a nie moimi chłopakami jak wszyscy
dookoła myśleli. Nawet nie wiem skąd ci to w ogóle przyszło do głowy. Nigdy nie
powiedziałam, że mam chłopaka. Także ta posada była i ciągle jest wolna. I
wydaje mi się, że jesteś blisko jej zdobycia.
Z
poważaniem, Rose”
- No nie wierzę- powiedział do siebie Dean i zaczął się
śmiać- Jestem idiotą. Idiotą do kwadratu.
Chłopak wstaje i od razu rusza do kuchni. Kiedy zmierza w
kierunku ekipy, wszyscy się na niego przyglądają.
- Hej stary, coś ty tam tyle czasu robił?- pyta Scott.
- Uświadamiałem sobie, że jestem głupi- szeroko się uśmiecha
i podchodzi do Rose- Niewyobrażalnie głupi.
- Zgadzam się- odpowiada dziewczyna również się uśmiechając.
Wtedy Dean ją całuje na oczach całej ekipy. Na początku
wszyscy są zdezorientowani i spoglądają po sobie.
- O tak! Na to czekałem- odzywa się Scott, a potem zwraca do
Rose- Mówiłem ci wczoraj, że się ślini na twój widok.
- A weź się przymknij- odpowiada mu Dean i rzuca w niego
czapką.
- Nie musiałeś mi mówić, od dawna to wiedziałam- uśmiecha
się Rose patrząc na Deana.
Wszyscy w ekipie zaczynają gwizdać i rzucać uszczypliwe
żarty o tym jak ich lider ciągle o niej mówił i jak ją opisywał. Dean i Rose
tylko się z tego śmieją. Czują się naprawdę dobrze.
Tony tylko przygląda się całej sytuacji. Nie do końca wie
dlaczego ta dwójka jest teraz razem. Ciekawe czy to dla Deana coś poważnego czy
może chodziło tylko o zakład? I czyżby dla Rose znaczył on coś więcej niż tylko
jako przyjaciel? Tony odczuwa coś dziwnego. Coś co już kiedyś przeżył. Była to
utrata kogoś ważnego i zupełnie nie wie dlaczego tak się stało. Pragnie to
odzyskać. Tylko w jaki sposób?
***
Kiedy Charlie i jej mama wchodzą do domu dziecka i witają
się z dyrektorką, zauważają niezłe zamieszanie wśród dzieci.
- Czy wszytko jest w porządku?- pyta Charlie.
- Och, tak- odpowiada pani O’Donnell – Są takie szczęśliwe,
bo dostały nowe zabawki.
- Myślałam, że fundacja ma je przysłać dopiero za 2
miesiące- mówi mama Charlie.
- Tak. Ale dzisiaj zgłosiła się do nas pewna młoda dama-
kobieta wskazuje na dziewczynę otoczoną dzieciakami- I zaoferowała swoją pomoc.
To są jedne z najdroższych zabawek. Tym dzieciom mogły się one tylko marzyć. A
teraz od tak je dostały.
Charlie przygląda się tej dziewczynie i nie może uwierzyć
własnym oczom. Przecież to April. Jakim cudem ona się tu znalazła? Co skłoniło
ją do takiego gestu? Co tu się dzieje? Postanawia szybko się dowiedzieć i rusza
w jej kierunku.
- Charlie, spójrz. Mam nową lalę- łapie ją za nogę
dziewczynka.
- Przecudna, Saro- uśmiecha się i zwraca do April-
Wytłumaczysz mi co tutaj robisz?
- O! cześć- wita ją dziewczyna- Obdarowuje dzieciaki-
tłumaczy z uśmiechem.
- Widzę. Ale czemu? Nigdy tego nie robiłaś. Nigdy cię to nie
obchodziło. Więc dlaczego teraz?
- Nie rzucaj się na mnie od razu, kiedy próbuję zrobić coś
dobrego, ok?- odpowiada April- Znalazłam kilka pudeł w garażu z niepotrzebnymi
mi rzeczami i postanowiłam się ich pozbyć. A to chyba najlepszy sposób. Mi już
się nie przydadzą, za to im tak.
- Aha. Czyli z dnia na dzień postanowiłaś być dobra?
- Nie. Z dnia na dzień przestałam słuchać Natalie- spojrzała
jej w oczy- A to są efekty słuchania samej siebie.
- Nie przyjaźnicie się już?
- Nie. Wczoraj powiedziała mi kilka okropnych rzeczy. A z
resztą- wzięła oddech- Nieważne. A co ty tutaj robisz?
- Czasem przyjeżdżam poczytać tym maluchom bajki- odpowiada
uśmiechając się do dzieci.
- Mój tata zaraz przyniesie ostatnie pudło. Są w nim książki.
Także, jakbyś chciała, możesz im je przeczytać- mówi April i odchodzi.
- Wiesz Charlie- odzywa się mała Lily- April jest super.
- Masz rację- dziewczyna patrzy za oddalającą się koleżanką-
Jest super. I mam nadzieję, że taka pozostanie.
***
Win bierze prysznic w swoim apartamencie. Szykuje się na
imprezę organizowaną przez dziewczyny z St. Mark High School. Ale nazwa tej szkoły w ogóle nie
oznacza, że uczennice są święte. A przynajmniej nie wtedy, kiedy w pobliżu jest Win
Chambers. Chłopak wychodząc z łazienki słyszy jakiś hałas w salonie. Łapie za
kij bejsbolowy i powoli wchodzi do pokoju. Obrazek, który widzi przyprawia go o
uśmiech. Tony, który dosłownie rozwalił się na jego kanapie, wyglądał jakby
właśnie przejechał po nim walec. W jednym ręku miał prawie pustą butelkę
whiskey, a w drugiej telefon. Rozczochrane włosy i zapięta krzywo koszula
dopełniały całość.
- Dzwoniłem- powiedział, gdy zobaczył Wina.
- Domyślam się. Ale nie słyszałem, bo ćwiczyłem, a potem
brałem prysznic- tłumaczu kumpel i dodaje- Powiesz mi czemu wyglądasz tak… jak
wyglądasz?
- Zmieniam styl- próbuje podnieść się Tony, lecz po kilku
próbach odpuszcza.
- Na jaki?
- Jeszcze nie mam nazwy.
- A co powiesz na taką? „Coś mnie gryzie, ale nie powiem co,
bo taki właśnie jestem, dlatego wolę się zalać w trupa i zdemolować salon
mojemu najlepszemu przyjacielowi”
- Maa... mam sobie pójść?
- Nie. Wiesz, że nie- odpowiada Win i za chwilę się
uśmiecha- I tak nie dasz rady się podnieść.
- Zakład?
- Nie zakładaj się ze mną, bo wiesz, że wygram.
- Ha! A nie! Bo właśnie dzisiaj… przegrałeś!
- Chodzi ci o tę małą? Gra jeszcze nie skończona.
- A właśnie, że tak- chłopak bierze kilka kolejnych łyków-
Skończona. Rozumiesz? A ja… jej… bez groszku. Bo nie lubi gro.. szku. A przecież powiedziała, że on
jest głupi. To przez Jennifer, bo ona… na szyję i to zawsze. A ta gazeta? Mówię
ci los jest… nie lubię go. Nie pomaga. Przecież powinien pomagać, nie?
- Aaa rozumiem. Wszystko mi jasno wytłumaczyłeś- ironizuje
przyjaciel i wzdycha- Chyba muszę cię położyć, w pokoju dla gości. Chodź stary-
Win bierze kumpla i prowadzi do sypialni.
- Ja pier… pierwszy ją całowałem- bełkocze dalej Tony- Ja
wiem, ona wie, ale to nikt nie wie. Ciii… Nie mów nikomu.
- Dobranoc Tony- mówi do niego Win i przykrywa go kocem.
- Win?
- Co?
- Będziesz moim dru… dru… druhną na moim ślubie?
- Jasne. A teraz się zamknij i śpij.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też bracie- odpowiada Chambers i wychodzi.
***
Dean i Rose jako ostatni wychodzą z magazynu. Chcieli
jeszcze chwilę pogadać o tym co się w ostatnich dniach działo. Ale najbardziej
zadowoleni byli z dzisiejszego obrotu wydarzeń. Po zamknięciu kanciapy, Dean
odprowadza Rose do domu.
- Masz już jakieś plany na wieczór?- pyta chłopak.
- Umówiłam się z Kate, Samem i Mattem.
- Mattem?
- Brat pana Shane’a. Przyjechał na trochę z Anglii.
- Nawet nie wiedziałem, że Shane ma brata. Przystojny?- pyta
podchwytliwie Dean.
- A co mnie to obchodzi?- mówi podnosząc brew dziewczyna.
- Dobra odpowiedź.
- Przewidujesz jeszcze jakieś quizy na dzisiaj?
- Raczej nie. A gdzie się wybieracie?
- Do Hellogoodbye.
- To fajny klub. Chociaż niewiele bitew tanecznych tam się
odbywa. Ale jak ty tam wpadniesz to może być gorąco- śmieje się Dean.
- A weź przestań. Raz mi się udało.
- Jaka skromna, udało się- przedrzeźnia ją chłopak- Nie to,
żebym kiedykolwiek trenowała.
- Dobra, no coś tam potrafię- przyznaje mu rację.
- A zastanawiałaś się jakbyśmy wyglądali w duecie?
- Że ty i ja?
- No, tak. Są takie bitwy, w których startują pary.
- Nigdy o tym nie słyszałam. Musi być fajne.
- I jest. Możemy kiedyś się sprawdzić.
- Chcesz zasugerować, że bardzo chętnie też byś dzisiaj
wpadł do klubu?
- Nawet nie wiesz jak bardzo- uśmiechnął się- Ale umówiłaś
się ze znajomymi. Nie będę psuł wam wypadu. Zawsze jak zjawia się ktoś
niespodziewany to robi się niezręcznie.
- Fakt- stwierdza Rose- Wiesz, lubię cię za twoją szczerość. Mówiłam ci już,
że cię lubię?
- Coś tam nabazgrałaś na komputerze. Ale ciężko było to
odczytać. Strasznie brzydko piszesz.
- Głupek.
- Ale kochany głupek?- pyta chłopak i nadstawia policzek.
- Niech będzie- Rose przewraca oczami i go całuje.
Supeer !!! :) Bardzo mi się podoba :D
OdpowiedzUsuńCudny
OdpowiedzUsuń