- Pobuuuudkaaaa!- wykrzykuje Kate na cały pokój.
- Zwariowałaś? Ucisz się. Ja chcę jeszcze pospać- odzywa się
Jo.
-Jest 9 rano!- dziewczyna ściąga koleżanki z łóżka.
- W sobotę to oznacza środek nocy- mruczy Rose.
- Ale z was lenie- wzdycha Kate- Skoro tak, to sama zjem
naleśniki z brzoskwiniami, bitą śmietaną i syropem klonowym, które Jackie
właśnie smaży na dole.
Ledwo co dokończyła zdanie, a obie przyjaciółki zerwały się
na równe nogi.
- Naleśniki?!- Jo i Rose zapytały chórem, spojrzały na
siebie nawzajem i ruszyły sprintem do kuchni. Kate pobiegła zaraz za nimi.
***
Brian poczuł delikatne ciepło na swojej twarzy. Otworzył
oczy i od razu oślepiły go promienie słońca, które przedarły się przez zasłony
do pokoju. Patrzy na zegarek. 9.00. Świetny czas na rozpoczęcie pracy nad
projektem. Ale… chwila moment. Nie wziął w końcu tej książki od Charlie.
Natknął się na Jo i zupełnie o tym zapomniał. Nic dziwnego. Zajęci byli
ważniejszymi sprawami. Normalnie by się przejął, że coś poszło nie tak z nauką,
którą zaplanował na cały weekend. Ale nie dziś. Dziś czuje się niewiarygodnie
dobrze. A co tam. Może przecież napisać tę pracę jutro.
- Dzień dobry kochanie- wita go matka wchodząc do pokoju-
śniadanie jest już na stole.
- Wiesz, mamo- zaczyna Brian i podnosi się z łóżka- Czuję
się dziś wspaniale.
- To świetnie. A z jakiegoś konkretnego powodu?
- Bo przestałem używać mózgu. I powiem ci, że to najlepsze
co ostatnio zrobiłem- mówi z uśmiechem.
- Brian. Kocham cię- kobieta głaszcze go po głowie- Ale nie
pij więcej na imprezach.
Chłopak zaczyna się śmiać. Pani Carter dziwnie mu się
przygląda. „W sumie każdemu się zdarza” pomyślała i uśmiechnęła się sama do
siebie, jakby właśnie przypomniała sobie czasy kiedy sama była nastolatką.
- Chodźmy już na dół- proponuje kobieta- Twój brat i ojciec
czekają.
***
Win punktualnie o 9.00 zjawia się w firmie swojego ojca.
Każdy pracownik, którego mija wita się z nim i uśmiecha. Młody Chambers już
teraz czuje się jakby był tu szefem. I w tej roli odnajduje się znakomicie. Ma
niesamowite zdolności przywódcze i uwielbia mieć władzę.
- Witam Panie Brenwick- Win ściska dłoń swojego klienta-
Windsor Chambers. Proszę za mną.
Obaj mężczyźni wchodzą do sali konferencyjnej, gdzie
zgromadzone są przedmioty interesujące kupca.
- A więc- zaczyna Win- oglądał pan wcześniej te przedmioty?
- Tak, lecz nie byłem przekonany czy są warte swojej ceny-
uśmiecha się mężczyzna- Nie są chyba aż tak unikatowe.
- Zaraz panu udowodnie, że sa- usmiecha się Win- A jeśli można spytać. To w jakim celu chce pan je kupić?
Do ozdoby domu?
- Nie. Nabywam różne przedmioty dla muzeów sztuki w Europie.
I właśnie we Włoszech potrzebują dzieł w stylu rokoko.
- To dziwne, że męczą człowieka w Stanach.
- Nie rozumiem- odpowiada Brenwick.
- Przecież mają dwa kroki do Francji. Tam przecież było
najwięcej artystów rokoko i dlatego najłatwiej by było je zdobyć. W Paryżu jest
tego o wiele więcej niż tutaj.
- Owszem- uśmiecha się mężczyzna- Próbowali. Lecz niestety
wystąpiły drobne problemy. Francuzi wycofali się ze sprzedaży, a potem zaczęli tworzyć
konkurencyjne wystawy i muzea.
- Ach, ci Francuzi- wzdycha Win- Mogę pana zapewnić, że nic
takiego nie planuję. Bo mój dom już
wygląda jak muzeum.
- Mój również- śmieje się klient.
- Napije się pan czegoś?- proponuje chłopak.
- Z przyjemnością- odpowiada, lecz po chwili dodaje- Ale to
nie ułatwi panu sprawy. Nawet po alkoholu świetnie się targuję.
- Na to liczę- podaje szklankę Brenwickowi- Uwielbiam
wyzwania.
Mężczyzna jest odrobinę zdziwiony. Kiedy dowiedział się, że
zajmie się nim 17-latek myślał, że pójdzie mu łatwo. Uda mu się zdobyć cenne
przedmioty za niewielką cenę. Jednak kiedy Win prezentował po kolei każde z
dzieł widać było, że naprawdę na tym się zna. Wyglądał identycznie jak jego
ojciec. A może nawet lepiej. Chłopak zyskał sobie szacunek Marka Brenwicka- jednego z
bardziej znanych kupców i przedsiębiorców.
***
- To chyba najlepsze co w życiu jadłam- oblizuje się Jo.
- Dzięki- uśmiecha się Jackie- Chcesz jeszcze jednego?
- Nie. Zaraz wybuchnę.
- Szkoda, że wczoraj rodzice zabrali Charlie do domu, nie?-
odzywa się Rose.
- Są strasznie konserwatywni- odpowiada Jackie- I tak pewnie
miała przechlapane, że poszła na tę imprezę.
- Ciekawe jak to jest być takim idealnym?- dodaje Kate-
Zawsze we wszystkim najlepszym. Najwyższe oceny, punktualność, kultura, posłuszeństwo,
sztywniackie ciuchy, maniery i te inne pierdoły.
- Ja bym chyba zwariowała- komentuje Rose.
- No chyba jak każdy. Dziewczyna ma przerąbane- współczuje
jej Kate.
- To może do niej zadzwonimy?- proponuje Jo.
- A jak odbiorą jej rodzice? Co wtedy powiesz?- pyta Jackie.
-Dzień dobry. To my
wczoraj zrobiłyśmy z państwa córki niesamowitą laskę i zabrałyśmy ją na
imprezę. Niech się teraz nie uczy tylko z nami szaleje- odpowiada Kate
wystawiając w uśmiechu wszystkie zęby.
- Dobra. To nie zadzwonimy- spuściła głowę Jo- Zapytamy ją w
poniedziałek w szkole. O ile przeżyje do poniedziałku.
- No to co dzisiaj robimy?- pyta Kate.
- Jak tylko moja mama wróci to muszę pomóc jej w sklepie-
mówi Jackie.
- A więc zostają trzej muszkieterowie.
- Ja idę przecież na mecz- tłumaczy Rose.
- A no tak. Mówiłaś wczoraj- przypomina sobie Kate- To może
pójdziemy z tobą, co?
- Mi się podoba ten pomysł- dodaje Jo- Pooglądamy sobie
Sama i innych chłopaków.
- I ich staruszków. Nie zapominajcie o tatusiach- śmieje się
Rose.
- Niektórzy 40-latkowie wyglądają całkiem całkiem- żartuje
Kate.
- O przymknij się!- mówi do niej Rose ze skrzywioną miną.
- No co?! Myślisz, że Win będąc tatusiem nie będzie wyglądał
dobrze?- pyta śmiejąc się Kate.
- Zacznijmy od tego, że on nigdy nie będzie ojcem- ocenia
Jo- Taki koleś nie porzuci swojego rozpustnego życia na rzecz stworzenia rodziny. Nie ma
mowy.
- Ludzie są czasem inni niż się może wydawać- odpowiada
Kate.
- Nie Win- komentuje Jackie.
- Czemu? Może w środku jest romantyczny i wrażliwy- brnie
dalej dziewczyna.
- Yhym. Chyba w bardzo głęboko ukrytym środku. Zaraz za
sercem z kamienia- nabija się Jo.
- O! To było dobre- przybija jej piątkę Rose- Naprawdę.
Czasem uda ci się powiedzieć coś sensownego.
- Dziękuję za
uznanie- uśmiecha się dziewczyna.
- To o której jest ten mecz?- zmienia temat Kate.
- O 11. I wydaje mi się, że powinnyśmy już się zbierać,
jeśli chcemy zdążyć- odpowiada Rose.
- No to tyłki do góry i idziemy- zarządza Jo- Na razie Jackie.
Dzięki za nocowanie i pyszne naleśniki.
- Nie ma sprawy- odpowiada dziewczyna- Polecam się na
przyszłość.
- Pa. Dzięki za wszystko- żegna się Rose.
- Miłej pracy w sklepie- rzuca Kate i wszystkie trzy
wychodzą.
***
Charlie była zła na rodziców, że zabrali ją wczoraj do domu.
Ten czas chciała spędzić z koleżankami. Chociaż raz świetnie się bawić i po
prostu zapomnieć, że na co dzień jest tylko zwykłą kujonką.
Tymczasem do rodziny Brownów przyjechała ciotka Alice,
siostra pani Brown. Kiedy Charlie schodzi na śniadanie zastaje obie kobiety w
kuchni.
- Ciocia Alice!- wykrzykuje dziewczyna.
- Witam moją ulubioną siostrzenicę- kobieta ją przytula i
całuje.
- W sumie to jestem twoją jedyną siostrzenicą- stwierdza
Charlie.
- I dlatego ulubioną- Alice uśmiecha się.
- Spóźniłaś się na śniadanie- mówi z powagą pani Brown- Tata
pojechał już do pracy.
- Przepraszam. Ale byłam zmęczona i musiałam się wyspać.
- No tak. Zmęczona włóczeniem się z nieodpowiednimi
dziewczynami.
- Byłyśmy tylko w barze mlecznym, a potem na imprezie. Tyle.
- I myślisz, że to w porządku?
- Mówiłam, że wychodzę. Pozwoliliście mi.
- Tak. Na spotkanie z przyjaciółmi. A nie z tymi
łobuziarskimi dziewczynami, które zrobiły z ciebie…
- Ładną dziewczynę?- kończy Charlie.
- Nie. Zrobiły z ciebie jedną z nich. Uganiającą się za
chłopcami, wyzywająco ubraną i nieposłuszną dziewczynę. Nie akceptuję takiego
postępowania.
- Nic takiego nie zrobiły. Pomogły mi się poczuć lepiej, atrakcyjniej
i pewniej siebie. O co tyle szumu?
- O nie, młoda damo. Nie będziesz się tak zachowywała, nie
będziesz się z nimi przyjaźniła, nie będziesz tak się ubierała i wyglądała. I nie będziesz zadawała się z chłopakami tak jak one.
- Mamo! Ale ja chcę być taka jak one. Nie są takie jak je
opisujesz. Są sympatyczne i miłe. Pomogły mi.
- Nic mnie to nie obchodzi. Nie będziesz się z nimi
kolegowała.
- Jane…- zaczyna Alice.
- Nic nie mów- odpowiada matka Charlie- To nie jest twoja
córka. Ja decyduję o jej życiu.
Charlie spuściła głowę i miała już wyjść. Ale ostatnie
zdanie matki naprawdę ją zdenerwowało.
- Nie!- wykrzyknęła- Nie ty decydujesz o moim życiu! Tylko
ja!
- Charlie uspokój się! Idź do swojego pokoju i przemyśl
swoje zachowanie- zarządza Jane.
- Nie! Ty nic nie rozumiesz. Zawsze jestem posłuszna i
uczynna. Robię wszystko co wy mi każecie. Staram się, mam najlepsze oceny,
codziennie się uczę, chodzę na dodatkowe lekcje. Spełniam wszystkie wasze
wymagania. Ja też mam jakieś potrzeby, wiesz? Więc teraz pozwól, że raz zrobię
coś dla siebie. Raz w życiu. Nie mam zamiaru się zmieniać, w dziewczynę, którą
ty opisujesz. Uwielbiam się uczyć, uczestniczyć w kółkach i różnych grupach. To
się nie zmieni. Ale to jak wyglądam jest moim największym problemem. Ubierasz
mnie w ubrania, w których ty chodziłaś jak byłaś w liceum. Są okropne.
Nienawidzę ich i tych okularów. Dlatego teraz będę się ubierała jak wszystkie
dziewczyny w mojej szkole. I dla twojej informacji to jak ktoś jest ubrany nie
mówi o tym jaką jest osobą. Po prostu chce się czuć dobrze.
Matka patrzyła na córkę, była tak zaskoczona, że nie
powiedziała ani słowa. Wtedy dziewczyna wzięła oddech i postanowiła mówić dalej.
- Wczoraj wszyscy się ze mnie śmiali. Z tego jak wyglądam.
Potem Natalie i jej koleżanki oblały mnie jogurtem. To była najgorsza rzecz
jaką przeżyłam. Tak mamo, Natalie. Uważasz ją za dobrą córkę, bo jej matka w
kółko się chwali, jakie ma dobre oceny i jakie osiągnięcia w tańcu, a do tego
pomaga w fundacji. To wszystko jest tylko na pokaz. Oceny ma załatwiane przez
znajomości a fundacji przekazuje tylko pieniądze. Nic dobrego nie robi. Za to
właśnie ona ubiera się strasznie wyzywająco i rzuca się na wszystkich
chłopaków. Od paru dni nie może się odczepić od Wina i nie zdziwię się jeśli
już się z nim przespała, żeby go zatrzymać. Jej kuzynka Jen też taka jest.
Piękne i pociągające królowe szkoły. Za to Jackie, Jo, Kate i Rose pomogły mi
wczoraj. Dały mi nowe ciuchy, zrobiły fryzurę i makijaż. Dzięki nim poczułam
się świetnie i odegrałam się na Natalie. Ludzie zaczęli mnie postrzegać jako
nową, pewną siebie i interesującą osobę. A wielu chłopców, którzy nie zwracali
na mnie przedtem uwagi i zapominali jak mam na imię, teraz chcą ze mną rozmawiać. I
uważam, że w tym nie ma nic złego. Bo nadal chcę być najlepszą uczennicą i
dostać się na świetne studia. Ale to przecież nie znaczy, że nie mogę być
lubiana i popularna. Albo, że nie mogę mieć przyjaciół i wychodzić na imprezy
jak wszyscy.
- Kochanie…- zaczęła mama- Nie wiedziałam, że tak obierasz
naszą troskę o ciebie. Nie wiedziałam, że masz problemy w szkole. Że inni cię
źle traktują. Dlaczego nic nie powiedziałaś?
- Obchodziło cię tylko czy mam dobre oceny i czy nauczyciele
są ze mnie zadowoleni. Resztę po prostu omijałaś.
- To nieprawda. Po prostu nie myślałam, że wygląd i zdanie
innych ma dla ciebie znaczenie.
- Ma i to bardzo duże- odpowiada córka- Mamo ile razy
zmieniałaś wystrój w naszym domu?
- A co to się ma…
- Po prostu odpowiedz.
- Jakieś pięć, sześć razy.
- Okej. Zmieniałaś jego wygląd. I powiedz czy któraś z tych
zmian oznaczała, że ten dom przestał być nasz, przestałaś w nim czuć ciepło
rodzinne albo naszą miłość? Nie. Oczywiście, że nie. Bo chodź zmieniasz wystrój
to wartości i zasady jakie tu panują są niezmienne. Nadal jesteśmy kochającą
się rodziną. To dlaczego uważasz, że jak ja zmienię swój wygląd to od razu
stanę się inną osobą?
Kobieta przyglądała się córce i nic nie mogła z siebie
wydusić. Charlie miała rację. Całkowitą rację. Jane zdała sobie sprawę, że
oceniła swoją mądrą i rozsądną córkę jako lekkomyślną i nieodpowiedzialną.
Pokazała, że jej nie ufa i uważa, że ludzie mogą ją zmienić. Jednak jej córka
jest bardzo inteligentna i niezależna. Ma silną osobowość i swoje przekonania,
na które nikt nie wpłynie.
Charlie w końcu poczuła, że wyrzuciła z siebie wszystko co
ją trapiło. Postawiła się zdaniu matki, aby przedstawić swój punkt widzenia. I
chyba się udało.
- Pójdę odrobić pracę domową- powiedziała dziewczyna i
wyszła z kuchni.
- Jane- zaczęła jej siostra- Wiesz, że ona ma rację.
- Wiem.
- Mam nadzieję, że pozwolisz jej zmienić styl i dać odczuć,
że istnieją w jej życiu rzeczy, które są dla was równie ważne jak nauka.
- Zdecydowanie- odpowiada pani Brown- Nie zdawałam sobie
sprawy, że to tyle dla niej znaczy. Musze porozmawiać z Johnem. Pojadę teraz do
niego do pracy. On zawsze potrafił się z nią porozumieć.
- To co ty na to, że ja zabiorę Charlie na zakupy? No wiesz,
jak zmiany to zmiany. To może pozwoli jej też trochę ochłonąć.
- Jasne. I powiedz, że może odrobić lekcje później.
- Oczywiście.
- Na razie.
-Pa.
***
Carmen podjeżdża pod dom Lawrance’ów. Umówiła się z Jen na
zakupy i pogaduchy o wczorajszym wieczorze. Drzwi od domu otwiera jej Natalie.
- O cześć!- wita się Carmen- jest Jen.
- Nie obchodzi mnie to. A co ty tu robisz?
- Umówiłyśmy się na zakupy.
- O! I co? Teraz jesteście przyjaciółkami?- pyta z
oburzeniem Natalie.
- Tak jakby.
Wtedy Jennifer schodzi na dół, ubrana jak zwykle
zniewalająco. Wita się tylko z Carmen, a kuzynkę omija z powodu wczorajszej
kłótni.
- Hej Car. Jestem gotowa i możemy już jechać.
Obie dziewczyny wychodzą z domu. Natalie jest ciągle zła za
wczorajszy wieczór. A teraz jeszcze to. Musi zadzwonić do April i się wygadać.
- Hej. Nie uwierzysz co się właśnie stało- mówi królowa, gdy
przyjaciółka odbiera telefon.
- Może w gazecie opisali, że żeruję na twojej popularności?
- Co?
-Natalie. Wczoraj
przesadziłaś. Chciałaś się odegrać na tych młodych dziewczynach. Jasne. Nigdy
mi to nie przeszkadzało. Ale jak ci nie wyszło to wyżyłaś się na nas. To co mi
powiedziałaś było naprawdę okropne. Ja poświęciłam ci wiele mojej uwagi i
czasu. Zawsze ci pomagałam i byłam przy tobie w najtrudniejszych momentach. A
ty nigdy nic dla mnie nie zrobiłaś. A więc nie dziw się teraz, że nie chcę się
z tobą przyjaźnić. Właściwie to nie chcę cię znać. Żegnam.
Natalie nie wierzy w to co właśnie się stało. Czyżby
straciła najlepszą przyjaciółkę? Może tylko trochę się pogniewa i potem jej
przejdzie. Chociaż nigdy nie mówiła, że kończy z ich przyjaźnią. Chyba musi się
postarać, żeby ją odzyskać. Ją i Jen. Dwie dziewczyny z którymi czuła się
naprawdę dobrze. A teraz nie pozostał jej nikt.
***
-Gdzie twój tato?- pyta Kate.
- Nie wiem. Nie widzę go. Sama też nie- dopowiada Rose.
- Tam są! Panie Evans!- krzyczy Jo i macha w stronę Teda i
Sama.
Dziewczyny do nich
podchodzą.
- Cześć Jo- wita ja pan Evans- A to jest…?- pyta wskazując
na Kate.
- Kate. Kate Brenwick- przedstawia się dziewczyna.
- A to jest Sam- Rose przedstawia przyjaciela koleżankom.
- Cześć. Miło was poznać- wita się chłopak.
- To ja może idę nas zapisać do drużyny- proponuje Ted- A wy
sobie dzieciaki tu pogadajcie.
- A więc Sam- zaczyna Jo- ile masz lat? Do jakiej szkoły
chodzisz? Ile miałeś dziewczyn? Kim są twoi rodzice? Gdzie mieszkasz? Średnia
ocen? I numer buta?
Chłopak patrzy na nią pytająco. Za to wszystkie trzy
zaczynają się śmiać.
- To standardowa procedura- dodaje Kate.
- Och! Pozamykajcie się- mówi przez śmiech Rose i zwraca się
do Sama- Tylko sobie żartują.
- Załapałem- uśmiecha się chłopak i zwraca do Jo- Ale jakbyś
chciała to chętnie o sobie opowiem.
- Chwila moment! Czy ty właśnie zarywasz do mojej
przyjaciółki?- pyta z uśmiechem Rose.
- Tak- szczerzy zęby Sam.
- No wiesz. Ale ona ma chłopaka- dodaje dziewczyna.
- Ty też masz. Jacka. A spotykasz się ze mną- śmieje się
chłopak.
- Ha, ha- śmieje się Kate- No nieładnie Rose.
- Czyli wiesz o akcji z Jackiem?- pyta Jo.
- Tak. I przyznam, że to niezła jazda. Rose chodzi z psem.
Kto by pomyślał.
- Totalnie odjechana- dodaje Kate- Zwłaszcza wobec Deana.
- Deana?- pyta Sam.
- Chyba ktoś cię wołał- zwraca się do chłopaka Rose- To mój
tata. Zaraz zaczynacie mecz.
- Okej. Trzymajcie kciuki- mówi Sam i odchodzi w stronę
graczy.
- Nie mówiłaś mu o Deanie? Przecież Sam to twój kumpel-
dziwi się Jo- Chyba, że nie jest dla ciebie tylko kumplem?
- Jest moim kumplem. Ale nie chcę go zamęczać sprawą z
Deanem.
- Zamęczać czy może informować?- pyta Kate.
- Oj przestańcie- ucina temat dziewczyna- Możemy obejrzeć
mecz?
- Jasne. Ale lepiej, żebyś to wyjaśniła, bo potem może być
nieciekawie- mówi Jo.
- Dobrze mamo- odpowiada Rose- Zajmijmy się teraz futbolem.
- Hej, czy to pan Shane?-pyta nagle Kate- Co on tu robi? Z
jakimś młodym gościem?
- Możliwe, że też będą grać. To otwarty mecz- odpowiada
Rose- Każdy może przyjść. Jedyną zasada to przyprowadzić…syna.
- To nie może być jego syn- stwierdza Jo –Pan Shane ma
zaledwie dwadzieścia siedem lat.
- W takim razie kto to jest?- pyta Kate.
- Nie wiem, ale zaraz się dowiem- odpowiada Jo i macha do
nauczyciela. Ten wtedy rusza ku nim ze swoim towarzyszem.
- Dzień dobry panie Shane- wszystkie witają go chórem.
- Cześć dziewczyny- odpowiada nauczyciel i dodaje z uśmiechem-
Poza szkołą mówicie mi Steven.
- Cześć jestem Matt, brat Stevena- odzywa się chłopak, który
przyszedł z panem Shane’m- A wy pewnie to uczennice z HS of Art & Design,
tak?
- Zgadza się- odzywa się Kate- Jestem Kate. To Rose i Jo.
- Miło was poznać- uśmiecha się chłopak o zielononiebieskich
oczach i wyraźnych rysach twarzy. Jest podobny do swojego starszego brata, lecz
jest bardziej opalony i bardzo dobrze zbudowany. A jego blond włosy są o wiele
jaśniejsze. Wygląda jak jeden z filmowych surferów, których spotyka się
wyjeżdżając na Hawaje.
- A więc komu dziś kibicujecie?- pyta Steven.
- Mojemu tacie i przyjacielowi- odpowiada Rose.
- Czyli nie tylko my oszukujemy- stwierdza Matt.
- U Rose to może przejść, ale nie wiem czy u was- dodaje Jo-
Nie wyglądacie jak ojciec i syn.
- Małe kłamstwo nikomu nie zaszkodzi- uśmiecha się pan
Shane.
- No nie wierzę- odzywa się Kate- Nasz nauczyciel uczy nas,
że kłamstwo jest dobre.
- Czasami może i tak- zwraca się Rose do koleżanek,
sugerując sprawę Deana i Sama.
- Ja nic nie mówiłem- usprawiedliwia się Steven.
- Spoko. Nie podkablujemy pana dyrektorowi- uśmiecha się
Kate- Znaczy nie za darmo.
- Kate!- upomina ją Jo.
- No co? Jak nie wykorzystujesz nadarzającej się okazji,
żeby coś zdobyć, to potem nic nie masz- stwierdza dziewczyna.
To dało do myślenia Rose. Chyba musi się w końcu zdecydować.
Porozmawiać z Deanem i wyjaśnić wszystko Samowi. Bo jeśli tego nie zrobi to
może stracić ich obu.
Jo też nad tym pomyślała. W sumie to Kate ma racje. Gdyby
wczoraj Brian nie zaryzykował to nie byliby teraz razem.
Steven za to pomyślał o tym jako kolejnym temacie zajęć. „Podejmowanie
ryzyka i zdobywanie własnych pragnień”. To jest to.
Matt również pomyślał o tym jak o dobrej radzie. Kate mu się
spodobała, więc postanowił wykorzystać sytuację.
- Masz rację- odzywa się Matt- Dasz mi swój numer?
- Po co ci?- odzywa się Kate- Masz przecież swój.
- Wykorzystuję nadarzającą się okazję- uśmiecha się.
- Jak się postarasz to gdzieś go zdobędziesz- uśmiechnęła
się do niego Kate- Powodzenia na meczu.
Dziewczyny ruszyły na trybuny. Mecz za chwilę się zacznie.
Gracze podzieleni są już na drużyny i właśnie kończą rozgrzewkę. Żony i matki,
rodzeństwo, kuzyni i przyjaciele zawodników też już są. Niech zacznie się mecz.
***
Tony od wczoraj wygląda jakby uszło z niego życie. Na
śniadaniu nie odezwał się ani słowem. A teraz siedzi w swoim pokoju i rozmyśla.
O tym jak się wczoraj zachował. Jak pierwszy raz w życiu postąpił pod wpływem
emocji. Silnych emocji. Dał sobie chwilę zapomnienia, chwilę szczęścia. I potem
pozwolił jej odejść. Po raz drugi dał odejść swojemu szczęściu. Te myśli, nie
dawały mu spokoju. Wtedy spojrzał na swoją sztalugę i postanowił coś narysować.
To zawsze mu pomagało. Chwycił za ołówek i bez myślenia zaczął stawiać kolejne
kreski.
Wtedy do pokoju weszła pani Carter.
- Tony, możemy porozmawiać?
- Jestem odrobinę zajęty.
- A możesz na chwilę przerwać?
Chłopak nic nie odpowiedział. Kobieta miała już wyjść, ale
zatrzymała się w wejściu.
- Kiedy byłeś mały uwielbiałeś rysować- kobieta siada na
jego łóżku- Robiłeś tysiące rysunków. Ale gdy byłeś zły czy smutny, siadałeś
cicho w kącie i tworzyłeś swoje prace. Właśnie wtedy wychodziły ci najlepsze
rysunki. Przelewałeś swoje uczucia na papier i dało się to poczuć patrząc na
kartkę.
- Co chcesz przez to powiedzieć?- pyta chłopak.
- To, że nie tylko czysta kartka papieru jest wstanie cię
wysłuchać. Ja też mogę pomóc, jeśli tylko chcesz- spojrzała na niego- Wiesz, że
cię kocham. Jesteś wyjątkowy i bardzo utalentowany, ale nie możesz zamykać się
w sobie. Chcę, żebyś wiedział, że jestem. Jestem tu nie tylko dla twojego
brata, ale również dla ciebie- wzięła oddech- I wiem o czym myślisz. A raczej o
kim. Od najmłodszych lat myślałeś tylko o niej. Kiedy coś się dzieje w twoim
życiu to wtedy wracasz do tamtych wydarzeń. Kochałeś ją najbardziej na świecie.
A ona cię zraniła, kiedy odeszła. To musiało być dla ciebie straszne przeżycie.
Pewnie jest nadal.
- Nie wiesz co czuję, więc przestań!- krzyknął na nią, bo
dobrze wiedział, że ma rację.
To boli. Ciągle boli to, że własna matka go
zostawiła. Potrzebował jej wtedy i potrzebuje teraz. Zawsze próbuje grać
twardego, ale jeśli chodzi o wspomnienie o matce. To naprawdę czyni go słabym.
Słabym i bezbronnym chłopcem.
-Nie wiem, bo nie
pozwalasz mi się do ciebie zbliżyć. Odcinasz się ode mnie. Traktuję cię jak
własne dziecko. Nie ważne, że Brian jest moim biologicznym synem a ty nie.
Boże, Tony. Kocham cię jak własnego syna- łza spłynęła jej po policzku- Zawsze
chciałam, żeby niczego ci nie brakowało i żebyś czuł wsparcie z mojej strony. I
wydaje mi się, że zrobiłam wszystko, żebyś mnie zaakceptował. Kosztem mojego
drugiego syna.
- Tiffany ja…
- Wiesz- przerwała mu kobieta- Brian opowiedział mi o
pierwszym dniu w szkole. O waszej rozmowie. Nawzajem żartowaliście i się
sprzeczaliście. Zresztą jak zwykle. Lecz powiedziałeś wtedy jedno zdanie.
„Matka mnie kocha bardziej niż ciebie”. Brian wiedział, że to były głupie
żarty. Lecz kiedy to usłyszałam, zdałam sobie sprawę, że masz rację. Poświęcałam
ci więcej czasu i uwagi. Zawsze tak było. Zabiegałam o to, abyś i ty mnie
kochał. Starałam się najlepiej jak mogłam. I kocham cię najbardziej na świecie.
Ale teraz wiem, że nie mogę od ciebie oczekiwać tego samego. Bo osobą, którą
będziesz zawsze bezgranicznie kochał jest właśnie twoja matka. Nieważne co
zrobiła i nieważne gdzie jest. Ty nigdy o niej nie zapomnisz. Nigdy nie
przestaniesz jej kochać. Nie przestaniesz tęsknić. I nie przestaniesz rysować
jej portretów…
Tony nie wiedział co ma powiedzieć. Tiffany miała całkowitą
rację. Poświęciła mu całe swoje życie, a on pamięta tylko o swojej matce.
- Tiffany. Przepraszam. Ale ja…- mówi nie odwracając się od
sztalugi- Kiedy coś się dzieje, to właśnie o niej myślę. Myślę o tym, że chcę
jej o wszystkim powiedzieć, zwierzyć się. A ona wysłucha, zrozumie i doradzi. Nigdy
nie pogodziłem się z tym, że jej tu nie ma. I nikim nie mogę zastąpić jej
miejsca w moim sercu. Przepraszam. Ale ona była dla mnie wszystkim. Nie wiem
gdzie jest, co robi, jak teraz wygląda, czy jest zdrowa, czy ma męża i inne
dzieci, czy pamięta o mnie i o tym co zrobiła. Nie wiem nic, ale to jest to, co
ciągle zaprząta mi głowę. Nie ma dnia, żebym o niej nie myślał albo nie
wspominał czasu kiedy była przy mnie. Naprawdę przepraszam.
- Wiem- odpowiada kobieta i podchodzi do chłopaka- Wiem. Ale
pamiętaj, że są też ludzie, którym na tobie zależy i którzy zrobią wszystko,
żebyś był szczęśliwy- obejmuje go i całuje w czoło.
- Dziękuję, że tu jesteś- chłopak wyciera jej łzy- Naprawdę.
Brian ma wielkie szczęście, że jego matką jest taka wspaniała kobieta.
- Mam nadzieję, że doczekam dnia, w którym powiesz: „ Ja i
Brian mamy wielkie szczęście, że naszą matką jest taka wspaniała kobieta”. Za
to ja odpowiem: „Ja mam większe szczęście, że mam takich synów”- pogładziła go
po policzku, uśmiechnęła się i wyszła z pokoju.
Chłopak spojrzał przez okno. Potem zabrał się za malowanie
portretu. W głowie miał przepiękny wizerunek swojej matki. Postanowił przelać
go na papier. Często tak robił. Lecz za każdym razem był on inny. Inaczej
wyrażony. Kiedy skończył, popatrzył na swój obraz i u góry napisał: „Dlaczego
jest tak, że nie możemy być z tymi, z którymi naprawdę chcemy być?”
***
April, siedząc w kuchni i przyglądając się swojej porcji
lodów, rozmyśla o swojej przyjaźni z Natalie. Czuje się źle. Lecz nie z powodu
tego, że nawrzucała jej przez telefon. Ale raczej, że poświęciła dwa lata życia
osobie, która nie jej doceniała. Teraz uświadamia sobie, że tak naprawdę była
jej potrzebna tylko wtedy gdy ona miała jakieś zachcianki. Organizacja przyjęć,
umawianie jej do kosmetyczki, fryzjera albo na masaż. Załatwianie za nią spraw,
odrabianie lekcji, noszenie jej toreb z ciuchami, odmawianie jej randek. Robiła
wszystko czego sobie „królowa” zażyczyła. Jak jedna z jej służących. A nawet
gorzej, bo nigdy nie dostała za to nagrody. Tylko wizerunek przyjaciółki
najpopularniejszej dziewczyny w szkole. Teraz wszyscy uważają ją za dziewczynę
bez osobowości i zwykłą kopię Natalie.
- Co robisz kochanie?- pyta mama wchodząc do kuchni.
- Jem lody.
- Właśnie widzę- uśmiecha się kobieta- Co się dzieje?
- Czemu uważasz, że coś się dzieje?
- Bo lody prawie się roztopiły. A skoro nie masz ochoty na
lody to znaczy, że coś jest na rzeczy. Chcesz pogadać?
- Mamo?- zaczyna dziewczyna- Uważasz, że nie mam osobowości?
- Każdy ma osobowość.
- No tak. Ale chodzi mi o to czy mam taką wyrazistą,
specyficzną osobowość czy może raczej zwykłą, niczym się nie wyróżniającą?
- Kochanie- zaczęła pani Adams- Ja uważam, że masz bardzo
bogatą osobowość. Jednak ciężko jest ją w tobie dostrzec. Jesteś osobą, która
próbuje postępować tak, aby nikomu nie zaszkodzić. Masz własne zdanie, lecz
często trzymasz je dla siebie. Czasem mam wrażenie, że zgadzasz się na pomysły
innych, bo myślisz, że twoje nie są wystarczająco dobre.
- Czyli… ulegam wpływom.
- Raczej przedkładasz zdanie innych nad swoje. To nie jest
nic złego. W każdym razie nic złego dla innych. Jedynie trochę cię ogranicza,
bo czasem robisz coś co nie jest zgodne z twoim przekonaniem i poświęcasz się
innej osobie- uśmiechnęła się Kristen- Nie robisz tego często. Ale jest jedna
osoba, dla której robisz wszystko co powie. I kochanie…bardzo bym tego nie
chciała, ale to może kiedyś obrócić się przeciwko tobie.
- Mówisz o Natalie?- zapytała April, ale dobrze znała
odpowiedź.
- Tak- powiedziała z zatroskaną miną- Cieszę się, że się
przyjaźnicie. Lecz część ludzi może na ciebie patrzeć przez pryzmat twojej
przyjaźni z nią.
- Mamo- zaczęła dziewczyna- Pomożesz mi sprawić, że ludzie
poznają prawdziwą April?
- Pewnie, że tak.
- To może wybierzemy się razem na zakupy?- proponuje
dziewczyna.
- Jasne, ale nie wolałabyś zabrać ze sobą…
- Nie- uśmiechnęła się dziewczyna.
- Wiesz. Może zacznij od czegoś innego. Po pierwsze: zakupy
nie są najważniejsze. Bo to chyba nie twoja zasada, prawda?
- Nie. To zasada Natalie.
- Właśnie. Zacznij od tego co ty chcesz robić, co się dla
ciebie najbardziej liczy i co cię naprawdę obchodzi- radzi jej kobieta. Potem
bierze kartkę i długopis. Na jednej stronie pisze nagłówek: Stara April, a na
drugiej: Nowa April i podaje córce- Proszę. Na jednej stronie napisz o tym jaka
byłaś przedtem, a na drugiej jaka jesteś naprawdę i jaka chcesz być.
- I myślisz, że to mi pomoże?
- Wiem, że kiedy to przeczytasz to wszystko wtedy
zrozumiesz- uśmiecha się matka- Zrozumiesz, że to jak postrzegali cię ludzie,
naprawdę zależało od tego jak ty sama na siebie patrzyłaś.
- No to chyba pójdę teraz do pokoju- wzdycha dziewczyna- I
zacznę dyskusję sama ze sobą. Dzięki za rozmowę mamo.
- Nie ma za co kochanie- kobieta całuje ją w czoło- Zawsze
możesz ze mną pogadać. I powodzenia.
Kiedy April zaczęła pisać o tym jaka była do tej pory,
rzeczywiście dostrzegła to co mówiła jej matka. Wiele z tych rzeczy zależało od
Natalie. Jej decyzje i działania były podporządkowane przyjaciółce. Właściwe
niewiele było jej własnych wyborów. A
także cech jej osobowości, które inni mogli zobaczyć. Kiedy przewróciła kartkę
na drugą stronę poczuła się o wiele lepiej. Jakby pozbyła się tamtej części
siebie. Chwyciła za taśmę i przykleiła kartkę do biurka. Na czystej stronie
opisała to czego inni nigdy u niej nie widzieli i czego o niej nie wiedzieli. O
swoich celach, marzeniach i przyszłych planach. A także o cechach charakteru,
stosunku do rodziny i innych ludzi. Napisała wszystko co jej dotyczyło. Potem
przeczytała to kilka razy i spokojnie mogła stwierdzić, że polubi nową siebie.
Właściwie to polubi po prostu siebie. Bo zawsze taka była tylko wcześniej nie
pozwalała tego nikomu dostrzec, nawet sobie.
Super!!
OdpowiedzUsuńBoski tan rozdział .Jaka jest szansa ,że dodasz kolejny rozdział w tym tygodniu?
OdpowiedzUsuńmam wolniejszy tydzień, więc pewnie dodam w piątek. Ale na pocieszenie wrzucę od razu dwa ;)
OdpowiedzUsuńGENIUSZ ŻYCIA..
OdpowiedzUsuń