sobota, 29 listopada 2014

Episode 39: Alps are waiting!



Rose i Dean odwrócili się. Chłopak puścił dziewczynę i patrzył przyjacielowi prosto w oczy. Tony również nie odrywał od niego wzroku. Stali tak dłuższą chwilę. Muzyka dobiegająca ze środka wydawała się być bardzo odległa a oni czuli jakby byli w zupełnie innym miejscu. Cała trójka w innej przestrzeni.

- Wiem co teraz czujesz- odezwał się w końcu Tony- Masz tysiąc myśli, które krążą wokół twojej głowy, ale żadna nie wydaje się być właściwa. Jest ci na zmianę zimno i gorąco. Jesteś rozżalony i smutny a po chwili niezwykle wściekły. Czujesz jakby ktoś gołymi rękami wyrywał ci serce i rozrywał je powoli na małe kawałki. Chcesz wykrzyczeć całemu światu jak bardzo jesteś nieszczęśliwy, ale jedyne co jesteś w stanie zrobić to zacząć płakać- wtedy spojrzał na Rose- A powodem tego wszystkiego jest właśnie ona.

Dean patrzył szeroko otwartymi oczami na kumpla, później spojrzał na dziewczynę i znowu na niego. Rose chciała coś powiedzieć, lecz Tony pokręcił przecząco głową i postanowił mówić dalej.

- Najgorsze jest to, że nie możesz i nie chcesz jej obwiniać. Zestawiasz sobie wszystkie jej pozytywne cechy. Jej zalety. To ile razy powodowała, że się uśmiechasz. To jak się przy niej czujesz. I dochodzisz do wniosku, że jedynym błędem jaki popełniła było zgubienie się we własnych uczuciach- westchnął- Dean, bardzo dobrze wiem jak się czujesz, bo nie raz zostałem przez nią zraniony. I to z twojego powodu.
- Jak to?- zapytał zdziwiony.
- Widzisz- spojrzał przed siebie- Jestem w niej zakochany od kiedy ją zobaczyłem. Tak, może to głupio brzmi, ale tak właśnie jest. Pierwszy raz widziałem ją na placu w pierwszy dzień szkoły. Od razu przyciągnęła moją uwagę. Miałem nadzieję, że kiedyś ją poznam. I miałem okazję. Już tego samego dnia, na imprezie Jackie. Jednak byłeś pierwszy. I zupełnie nie byłem zdziwiony, że też chcesz się z nią umówić. Ale kiedy o tym mówiłeś, to był dla mnie cios. Niewielki, ale był. Następny...- zastanowił się- Kiedy bawiliście się z Winem w zakład, który z was się z nią umówi. Dwóch moich kumpli walczy o dziewczynę, która mi się podoba, tylko dla zabawy. Świadomość tego też nie była łatwa.
- Chwila?- odezwała się Rose i spojrzała na Deana- Zakład?
- To było dawno- odezwał się chłopak- Chciałem dopiec Winowi. Szybko się przekonałem, że nie jesteś zwykłą dziewczyną. I, że nie chcę, żeby to była zabawa.
- Mówi prawdę- Tony zwrócił się do Rose- Zauważyłem to kiedy o tobie mówił. Był totalnie oczarowany. Twoimi pomysłami, twoim nastawieniem, tym jak potrafiłaś mu pomóc. Kiedy poprosił cię o rady dotyczące filmu dla ekipy, widać było, że bardzo cię ceni. Ciężko się patrzyło, że był tobą równie zafascynowany co ja- teraz spojrzał na Deana- A jeszcze gorzej było, kiedy zaczęliśmy pracować nad sesją. Z jednej strony miałem możliwość przebywania z Rose a z drugiej dręczyła mnie myśl, że przecież ona nie robi tego dla mnie. Jednak zawsze były chwile, kiedy mogliśmy porozmawiać. Były też takie, kiedy nie mogliśmy rozmawiać, ale ja i tak nie mogłem oderwać od niej wzroku. Kiedy pierwszy raz ją pocałowałem, na bitwie, to było jedno z najlepszych momentów jakie przeżyłem. Poniosło mnie. Jednak jeszcze szybciej dopadło mnie poczucie winy. Wycofałem się z tego od razu. Nie mogłem wtedy myśleć tylko o sobie.
- Nie wiedziałam o tym- przerwała mu Rose i patrzyła z niedowierzaniem.
- Bo niby skąd?- próbował się uśmiechnąć ironicznie- Nie chciałem, żeby żadne z was o tym wiedziało. Zwłaszcza, że coraz częściej pojawiałaś się na naszych treningach. Pamiętam sytuację, kiedy jedliśmy tam pizzę...
- Przyniosłeś mi kawałek bez groszku- dodała dziewczyna.
- Nawet to o tobie wiedziałem- westchnął i spojrzał na Deana- A potem wpadliście cali rozweseleni i ogłosiliście, że jesteście parą. Ledwo ustałem na nogach, kiedy to usłyszałem. Zraniło mnie to niesamowicie i wtedy jedyne rozwiązanie jakie widziałem to upić się do nieprzytomności.
- Nie miałem pojęcia- Dean błądził wzrokiem- Nigdy nic nie powiedziałeś. Dlaczego?
- Myślałem, że Rose właśnie tego chce i na tamten moment pewnie tak jej się wydawało. A Ty byłeś... jesteś moim kumplem. Byłem rozdarty między tym co powinienem a co chcę zrobić. Tym co powinienem czuć a co faktycznie czuję.
- Nie wiem czy dobrze pamiętam, ale spotykałeś się wtedy z Jennifer?- zapytał Dean- Z resztą zawsze się kręciły jakieś dziewczyny koło ciebie i Wina. Nie dawałeś nic a nic po sobie poznać. Mogłeś mieć każdą dziewczynę.
- Tylko nie tę, którą chciałem- spojrzał na nich oboje.

Rose wtedy odwróciła się w stronę barierki. Łzy zaczęły płynąć jej po policzkach.

- Co jest?- zapytał się Tony.
- Odpychałeś mnie jak tylko mogłeś- wzięła głęboki oddech- Próbowałeś mi wmówić, że jesteś tylko zwykłym dupkiem.
- Tak było łatwiej- podszedł do niej.
- Tylko dla kogo?- spojrzała mu w oczy.

Zapadła cisza. Przez chwilę patrzyli na siebie nawzajem a potem błądzili wzrokiem po tarasie, jakby szukali tam jakiejś wskazówki.

- Z pewnością nie dla was- odezwał się w końcu Dean- Nie wiem tylko jak mogłem tego wcześniej nie zauważyć. Dlaczego Tony, do cholery nic nie powiedziałeś? Masz takie samo prawo do szczęścia jak inni. Oczywiście, chciałem być z Rose, ale to nie oznacza, że jestem dla niej najlepszy. Może chciałbym być. Może starałem się taki być. Ale nie jestem.
- Zauważyła coś w tobie. A to oznacza, że w pewnym momencie byłeś tym z kim chciała być. Chciałem to uszanować. Was uszanować- nabrał powietrza i spojrzał w gwiazdy- Jednak coś sprawiło, że między nami zaczęła się pojawiać jakaś więź. Nie wiem co to było. Ale w końcu się odnaleźliśmy.
- Zacząłeś się przede mną otwierać- spojrzała na niego- Wtedy zrozumiałam, że to jest to czego naprawdę chcę słuchać. Że to z tobą chce jak najwięcej przebywać. Wydobywasz ze mnie o wiele więcej niż inni ludzie. Podobało mi się to i tego pragnęłam.
- Jednak ciągle byłaś z Deanem- skomentował Tony.
- Nie wiedziałam jak to rozwiązać. Żadnego z was nie chciałam ranić.
- Wiem. Ale obaj dostaliśmy od ciebie niezły łomot emocjonalny.
- I żaden z was na to nie zasłużył- spojrzała przed siebie.
- Dean- zwrócił się do niego Tony- Właśnie tak z nią jest. Rose nie myśli o sobie, tylko o naszym cierpieniu. O tym na co zasłużyliśmy a na co nie. To sprawia, że ludzie się do niej zbliżają. Zawsze myśli o innych i każdemu jest gotowa pomóc.
- Ty masz tak samo- skomentował Dean- Okazuje się, że ja w tej sytuacji byłem głupkiem i samolubem. Nie widziałem, że coś się między wami dzieje. Nie dostrzegałem jakimi jesteście ludźmi. Jak się o mnie martwicie i jak ciężko wam było z tym wszystkim. A ja myślałem wyłącznie o sobie- zaśmiał się nerwowo- Boże! Przecież jakbyście od początku myśleli o sobie to prawdopodobnie bylibyście razem już od dawna.
- Nie interpretuj tego tak- podeszła do niego Rose.
- Niestety tak to wygląda- wziął głęboki oddech- Tylko zastanawia mnie jedno. Czy żadnemu z was nie przyszło do głowy, żeby mi o tym powiedzieć? Tony, jesteśmy przyjaciółmi. Myślałem, że możemy powiedzieć sobie wszystko.
- Chciałem- spojrzał na niego-  Chciałem ci powiedzieć wtedy kiedy zrozumiałem co do niej czuję i że chcę ją tylko dla siebie. Nadarzyła się taka okazja kiedy byliśmy u Alice. Lecz Rose mi nie pozwoliła. Na moich oczach cię pocałowała. Myślałem, że to koniec. Ten widok przyprawił mnie o nieopisany ból. Po raz kolejny.
- A potem ze mną zerwałaś- Dean zwrócił się do Rose.
- Chciałam ci to wytłumaczyć. Łagodnie i spokojnie. I wydawało mi się to wtedy najlepszym rozwiązaniem.
- Stary to jest właśnie to- odezwał się Tony- Wolała zranić mnie o wiele bardziej niż ciebie. Zazdroszczę ci tego, bo wiem, że i teraz tak jest. I pewnie zawsze tak będzie, że dla ciebie będzie miała więcej empatii, współczucia, wyrozumiałości, delikatności.
- Tony...- spojrzała na niego.
- Nie. W porządku- spuścił głowę i za chwilę ją podniósł- Jest dla ciebie ważny i zawsze będzie. Muszę to zaakceptować.
- Szkoda, że ja tak nie potrafiłam- Rose spojrzała na Deana- Nie potrafiłam zrozumieć jaka Alice jest dla ciebie ważna. Jednak szybko to dostrzegłam. I myślę, że ty też. Jeśli chodziło o nią, zawsze przegrywałam. Źle mi było z tym, że ona jest na pierwszym miejscu. Tak samo twoja ekipa. Zostałam zepchnięta na dalszy plan.
- A Tony był tym, dla którego byłaś najważniejsza- dokończył za nią i pomyślał o rozmowie z Winem- Ktoś mi to dzisiaj już uświadomił.
- Szanował mnie. Inspirował. Cenił mój talent jak nikt inny. Był mną zafascynowany i w niektórych sytuacjach skrępowany. Między nami zawsze narastało napięcie. I wiem, że ciężko jest tego słuchać, ale nigdy nie chcieliśmy cię zranić. Rozstałam się z tobą, a dopiero później dałam szansę Tony'emu. Jednak szukałeś powodu naszego zerwania i kiedy dowiedziałeś się, że jest coś między mną a Tonym pomyślałeś, że cię zdradziłam. Fakt, czułam coś do niego i te uczucia mnie gubiły. Nie wiedziałam czy jestem dla niego odpowiednią dziewczyną. Wiedziałam, że nie jestem nią dla ciebie. Rozstałam się z tobą tylko dlatego, żeby uwolnić ciebie i samą siebie. Żebyś mógł znaleźć szczęście na które zasługujesz i dziewczynę, z którą będzie łączyło cię coś wyjątkowego. Tego właśnie dla ciebie pragnęłam. I wiem, że śmiało możesz nazwać nas zdrajcami czy nieczułymi, bezdusznymi osobami, ale bardzo by nas to zabolało. Z pewnością zabolałoby Tony'ego, który uwierz mi ceni cię jak nikogo innego. I nie zniesie myśli, że możesz go nienawidzić.
- Nie wiem czy wiesz ile dla mnie znaczysz?- Tony spojrzał na kumpla.

Dean odwrócił się od nich plecami. Rose patrzyła na Tony'ego a on na nią. Nie do końca wiedzieli co to znaczy. Powiedzieli mu to co czuli i ciągle czują. Jednak wymagają od niego bardzo dużo. Że to zrozumie, zaakceptuje i będzie w stanie znosić.

- Nie oczekuję, że mi wybaczysz- odezwał się nagle Tony- Nie wiem czy ktokolwiek jest w stanie to wybaczyć. Ale chcę, żebyś wiedział, że cierpiałem tylko dlatego, że chciałem zaznać odrobiny szczęścia. Myślę, że każdemu się ono należy. A Rose mi je daje. I myślę, że ja mogę odwzajemnić się tym samym. Nie chcę też analizować co do niej czułeś lub co ona czuła do ciebie. Ale ja... Ja ją kocham. Jak nikogo na świecie.

Dean odwrócił się  i spojrzał na przyjaciela. Nic nie mówiąc podszedł do niego i go przytulił. Stali tak przez chwilę. Dean poczuł, że nie chce go tracić. Dużo razem przeszli i to nie powinno się tak skończyć. Będzie próbował zbudować ich relację od nowa. Kiedy zwolnił uścisk, Tony poklepał go w ramię i postanowił się oddalić. Zatrzymał się kilkanaście metrów dalej przy drzwiach balkonowych. Wtedy Dean podszedł do Rose.

- Nie potrafiłem cię docenić, co?- uniósł lekko kącik ust i spojrzał jej w oczy- A przecież tyle dla mnie zrobiłaś. Pomagałaś w treningach, przy filmie, na bitwie, przy sesji, na wystawie, znosiłaś moje fanki, znosiłaś Alice i moje humory. No i do tego zwerbowałem dzięki tobie Zacka. A dzięki twoim uwagom i pomocy przy układzie możemy wygrać BigBattle. Bez ciebie nie byłbym tym, kim teraz jestem i nie osiągnąłbym tego co mam. Nie powinienem... A właściwie nie mogę być na ciebie zły. Bardzo dużo ci zawdzięczam. Cholera- zatrzymał się- Bez ciebie nie miałbym połowy tego co mam. I nie chodzi mi tylko o wygrane bitwy czy nagrodę za sesję. Mam więcej możliwości i potrafię dostrzec rzeczy, które wcześniej nie miały dla mnie znaczenia. Jasne, zraniłaś mnie, ale właśnie to pozwoliło mi docenić to kim jesteś. Teraz to widzę. I wiedz, że doceniam to, że byliście ze mną szczerzy. Pewnie zajmie mi trochę czasu zanim to wszystko przełknę. Ale wiem jedno. Więcej razy nie chcę was tracić. Bo mimo cierpienia, którego doświadczyło każde z nas to jesteśmy przyjaciółmi. Najlepszymi przyjaciółmi, którzy potrafią wydobyć z siebie nawzajem o wiele więcej niż każdy z osobna kiedykolwiek mógłby osiągnąć.

Rose popłynęły łzy i przytuliła się do Deana. Tony przyglądał się im i rozmyślał, co takiego jej powiedział. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, bo to jest moment, w którym on i Rose mogą być naprawdę szczęśliwi. Wtedy na taras wyszedł Zack.

- Lider dostaje wszystko, co?
- Nie tym razem- uśmiechnął się jakby do siebie.

Wtedy podeszła do nich Rose. Złapała Tony'ego za rękę i zwróciła się do Zacka.

- Mogę cię prosić o przysługę?
- A kim ja jestem? Służącym?
- Zadbaj o to, żeby Dean bezpiecznie wrócił do domu- zignorowała jego słowa i dotknęła go ręką w klatkę piersiową- Dziękuję.

Wtedy Tony objął ją ramieniem i oboje weszli do środka.

***

Następnego dnia z samego rana Jackie wybrała się do lekarza. Kiedy wyczytano jej nazwisko wstała i weszła do gabinetu.

- Dzień dobry.
- Dzień dobry panno Kendall. Są z panią rodzice tak jak prosiłem?
- Niestety nie. Dzwonili, że trochę się spóźnią. Wracają z delegacji.
- W takim razie proszę poczekać i wejść, kiedy twoi rodzice się zjawią.
- A nie może mi pan powiedzieć co się dzieje? Od zawsze przechodzę te badania i nigdy nie było problemu z uzyskaniem wyników. Czy teraz jest inaczej?
- Niestety tak.
- To znaczy?
- W twoich wynikach było coś dziwnego i postanowiliśmy zrobić kilka dodatkowych testów. Niestety dla jednego wirusa wynik był pozytywny.
- Jakiego?
- Naprawdę proszę przyjść z rodzicami.
- Proszę mi powiedzieć co to takiego.

Wtedy do gabinetu weszli państwo Kendall.

- Dzień dobry. Przepraszamy za spóźnienie. Już jesteśmy. O co chodzi?
- Jackie- odezwał się lekarz- Może poczekasz na korytarzu?
- Nie ma mowy. Chcę wiedzieć co się dzieje.
- Dobrze. Proszę usiąść- lekarz wskazał na krzesła- Zrobiliśmy rutynowe badania jak zawsze. Jednak te były inne. Parę dodatkowych testów wykazało co to jest. Bardzo mi przykro- patrzył rodzicom prosto w oczy- Ale państwa córka została zarażona wirusem HIV.

środa, 12 listopada 2014

Episode 38: I call it Life


***
Dwa tygodnie później Noise otrzymuje wiadomość, że następna bitwa jest przewidziana na pierwszy weekend po Nowym Roku. Ekipa nie ma żadnych wieści od swojego lidera. Dean od tamtej afery nie pojawił się też w szkole. Jego przyjaciele zaczynają się o niego martwić.

- Myślę, że powinniśmy ciągnąć zapałki- odezwała się nagle Kate.
- Co?- spojrzała na nią Jo.
- No co?- rozłożyła ręce- Żadne z nas nie wie co się z nim dzieje, a nawet jeśli się dowie to nie wie jak się zachować i co powiedzieć. Dla żadnego to niezbyt komfortowa sytuacja. Ale trzeba to jakoś rozwiązać. Musimy kogoś wybrać.
- Powinienem być to ja- odezwał się Tony- Ale już próbowałem. Nie chce ze mną gadać.
- Tak szczerze to najbardziej należą mu się wyjaśnienia od Rose- oceniła Cassie.
- Cash!- upomniała ją Jo.
- No co?!
- Nie- odezwała się w końcu Rose- Ona ma rację. Dean zasługuje na więcej... o wiele więcej niż dostał kilka dni temu.
- Jak dla mnie- wtrącił się Win- Za bardzo dramatyzujecie. Nie jest przecież babą. Przełknie to.
- Co ty możesz o tym wiedzieć?- Kate rzuciła mu wrogie spojrzenie- Nie byłeś w takiej sytuacji.
- Skąd wiesz?
- Spokój- zarządziła Jo- Musimy jakoś do niego dotrzeć. Bo, nie wiem jak wam, ale mi wydaje się, że on nie zna całej waszej historii.
- Zareagował strasznie- posmutniała Rose- To do niego niepodobne. Zupełnie jakbyśmy zrobili coś na jego oczach.
- Myślę, że to wina Alice- rzuciła Cassie.

Wtedy wszyscy na nią spojrzeli. Postanowiła mówić dalej.

- Rozmawiałam z Deanem tego dnia. Był u mnie. Wypytywał o Rose i...- zatrzymała się na chwilę.
- I?- poganiała ją Kate.
- Jej rzekomą zdradę- dokończyła.
- Powiedziałaś mu coś?- zapytała Jo.
- Nie. Oczywiście, że nie.
- To skąd wniosek, że to Alice mu coś powiedziała?- dociekał Tony.
- Opowiadał mi jej wersję, waszej bójki- spojrzała na Rose- I brzmiała tak jakbyśmy to my ją zaatakowały.
- To nie prawda- oburzyła się dziewczyna- Może i pierwsza ją popchnęłam, ale to co mówiła było okropne.
- My to wiemy. On nie. I prawdopodobnie wierzy jej.
- Więc? Co robimy?- zacierał ręce Win.
- Myślę, że powinniśmy najpierw pogadać z Alice?
- No tak- westchnęła Jo- Tylko kto to zrobi?
- Ja- zdecydował Tony.
- Racja. W końcu był między wami mały epizod- skomentował z uśmiechem Win.

Rose spojrzała na niego z zażenowaniem. Tony tylko pokręcił głową.

- Zawsze otwierasz gębę kiedy nie trzeba- przewróciła oczami Kate.
- Ostatnio nie narzekałaś.
- Nie zniosę go dłużej- wstała od stolika- Idę na lekcję. Dziewczyny?
- Jasne- odpowiedziała Jo i wszystkie wyszły ze stołówki.
- Musisz?- spojrzał na niego Tony.
- Nigdy go nie lubiłem. Nie będę udawał, że mu współczuję.
- Czasem się zastanawiam czy ty w ogóle masz uczucia- pokręcił głową.

Wtedy Win zaczął przyglądać się na pupę jednej z uczennic.

- Mam uczucia- odezwał się nie odrywając wzroku od dziewczyny- W tej chwili nawet całkiem sporo.

***


Ostatnie zajęcia pana Shane'a w tym roku. Każdy z uczniów miał zrobić własnoręcznie, prezent dla osoby, którą wylosował. Nauczyciel jest ciekawy co jego uczniowie mogli wymyślić.

- Okej. To kto chce zacząć?
- Ja- zgłosiła się Tina.
- Proszę bardzo.

Dziewczyna wstała i stanęła na środku sali.

- Osobę, którą wylosowałam jest Derek. Jak wiecie kojarzy się on wszystkim z tym, że ciągle jest głodny. Tak więc dzisiaj do lunchu jako deser dostaniesz czekoladowy tort, który sama upiekłam. Wesołych świąt Derek!
- Okej. Świetny pomysł Tina- uśmiechnął się Steven- Może przestanie podjadać na moich zajęciach. Kto następny? Może lećmy po kolei. Tina wylosowała Dereka, więc teraz jego kolej. Zapraszam.
- Okej. Ja wylosowałem Kate i jedyne co mogłem dać ci w prezencie to oczywiście najnowsze słuchawki od BeatBounce. Jeszcze nie ma ich na rynku, ale mam swoje dojścia. Są jedyne w swoim rodzaju, bo sam zaprojektowałem wzór. Wesołych Świąt Kate!
- Super!- krzyknęła Kate i przytuliła kolegę- A więc- westchnęła- Ja wylosowałam Wina. Jak wszyscy wiemy jesteś chłopakiem, który może kupić sobie bardzo wiele. Ale są rzeczy nie do kupienia. Dlatego napisałam dla Ciebie utwór. Jest nagrany na tej płycie. Wesołych świąt!
- Wiedziałem, że mnie wielbisz- puścił do niej oko i wyszedł na środek klasy- Ja wylosowałem mojego ulubionego kolegę- uśmiechnął się szyderczo- Dean'a. Niestety nie ma go dzisiaj. Chciałem mu kupić bombę zegarową, ale Tony upomniał mnie, że to nie jest coś co chciałby dostać. Z drugiej strony to byłby dla mnie idealny prezent świąteczny. Szkoda, że Kate o tym nie pomyślała.
- Win?- upomniał go nauczyciel- Jak długo będzie trwała twoja przemowa?
- Sory. Już kończę. Nie mam przy sobie prezentu. Ale dostarczyłem go kanciapy, w której Dean i jego ekipa trenują. To nowe wzmacniacze. Są głośne jak cholera, bo sam w nich trochę poszperałem i ulepszyłem.
- Świetnie Win- pochwalił go Steven- Mama Deana zgłaszała mi, że go dzisiaj nie będzie. Wylosował Jo i powiedział, że prezent przekaże Ci osobiście, jak tylko będzie mógł.
- Jasne. Nie ma sprawy- uśmiechnęła się dziewczyna- Więc teraz moja kolej. Powiem, że dla tego gościa- wskazała na Tony'ego- znaleźć odpowiedni prezent to istna męczarnia. Zawsze mogłam kupić ci nowe buty. Buty zawsze się sprawdzają. Ale chciałam, żeby to było coś wyjątkowego- mrugnęła do Rose- i się udało. Dostajesz ode mnie album a właściwie kronikę. Zapełniłam już kilka stron zdjęciami i podpisami o tym co się do tej pory wydarzyło. Jednak jest tu o wiele więcej miejsca. Mam nadzieję, że cały będzie zapełniony wspomnieniami z liceum. A może nawet twoimi rysunkami. Wesołych świąt Tony!
- Dzięki- ucałował ją chłopak- A mój prezent jest przeznaczony dla Josha. Stary, wiem, że grasz trochę na bębnach, więc załatwiłem ci przesłuchanie. Paru moich znajomych chce utworzyć zespół i jestem pewien, że cię potrzebują. Tu masz namiary, no i gratis nowe pałeczki.
- Powinieneś jeszcze dorzucić notes i długopis, żebym już zaczął rozdawać autografy- zaśmiał się stając przed wszystkimi- Potem możecie się nie dopchać.
- Dobra, dobra- odezwała się Rose- I tak sławy Wina nie przebijesz.
- A chciałbym- lekko się do niej uśmiechnął- Dobrze, że się odezwałaś, bo właśnie ciebie wylosowałem. Dziewczyno, ile ja męczyłem siostrę, żeby mi pomogła coś wybrać- przewrócił oczami- Ale udało mi się znaleźć coś odpowiedniego. Co powiesz na nowego iPoda? Ma kilka fajnych gadżetów. Wiem, że biegasz ze swoim zwierzakiem. Nie pytaj skąd to wiem. Ale taki sprzęcik na pewno ci się przyda. A do tego masz tam nawigację i dodatkową obrożę z urządzeniem namierzającym. Więc jak ci zwierzak zwieje to i tak będziesz wiedziała gdzie jest. Przyjemne z pożytecznym. Wesołych świąt Rose!
- Ciekawe kto się wygadał, że mój pies czasem potrafi mi zwiać?- spojrzała na Jo i zwróciła się do Josha- Wielkie dzięki! Pomysłowe i z pewnością mi się przyda. Ja wylosowałam April- stanęła na środku sali- Mój prezent to własnoręcznie namalowany portret. Twój i Natalie. Wzorowałam się na zdjęciu, które mi dała, ale myślę, że wyszło całkiem fajnie. Wesołych świąt!
- Jeju! Dziękuję!- przytuliła ją dziewczyna- Z kolei ja sprawiłam prezent mojej koleżance z portretu. Natalie. To jest kaszmirowy sweter z wstawkami i szyciami mojego projektu. Wesołych świąt!
- Czego się mogłam spodziewać jak nie ciuchów?- zaśmiała się- Zawsze wiedziałaś co mi się podoba. Dziękuję! A jak wiadomo mi pozostała Tina. Wiem, że chcesz zostać malarką. A więc poszperałam trochę w internecie i kupiłam składniki aby zrobić... uwaga... farby olejne. Napracowałam się trochę i mam nadzieję, że będą się do czegoś nadawały. Wesołych świąt Tina!
- Dzięki wielkie. Postarałaś się. Pewnie tymi farbami namaluję swoje pierwsze arcydzieło.
- Okej dzieciaki- Steven klasnął w dłonie- Spisaliście się świetnie. Każdy z was dał coś z siebie, jedni mniej, drudzy więcej, ale każdy się postarał. Bardzo mi się to podoba.
- Chwila moment- odezwał się Win- Przecież został ktoś jeszcze.
- Słucham?
- Jedna osoba nie dostała prezentu- odezwała się Jo.

Nauczyciel patrzył zmieszany na każdego z uczniów po kolei. Cała grupa zaczęła się podnosić z miejsc. Josh wziął gitarę i zaczął grać dźwięki "Last Christmas". Klasa zaczęła śpiewać i chwytać się za ręce. Po chwili utworzyli krąg, w środku którego stał pan Shane. Każdy szeroko się uśmiechał i z radością śpiewał ten utwór. Steven kręcił się w koło, nie wiedząc na kogo patrzeć. Łzy zakręciły się mu w oczach. Nigdy nikt nie zrobił dla niego takiego występu. W żadnej szkole nie doznał takiej sympatii od swoich uczniów. Ten moment napawał go szczęściem i dumą, że stworzył coś tak ważnego wśród młodych ludzi. Jedność, przyjaźń, szacunek, wsparcie i miłość. Zaczął przytulać ich wszystkich po kolei. Kiedy piosenka się skończyła Kate postanowiła się odezwać:

- Dziękujemy za poświęcony nam czas panie Shane. Za rozmowę, za dobre rady, za życzliwość...
- Za wytrwałość i cierpliwość- dodała Tina.
- Za zrozumienie- rzucił Derek.
- Za ciepłe słowa- odezwała się Jo.
- Za pomoc w ciężkich chwilach- dodał Tony.
- Za poprawę humoru po całym tygodniu ciężkiej pracy w szkole- skomentował Josh.
- Za poruszanie trudnych tematów i możliwość ich zrozumienia- uśmiechnęła się Natalie.
- Za próbę wpojenia w nas tego, co w życiu jest najważniejsze- odezwał się Win.
- Za przekazane wartości- dorzuciła Rose.
- Za to, że mogliśmy się tu co tydzień spotykać i uczyć nawzajem się słuchać- dodał Tony.
- Za to, że jesteś- zakończyła April.
- Wesołych świąt!!!- krzyknęli wszyscy razem.

Stevenowi zaczęły płynąć łzy. Do tego z jego twarzy nie schodził uśmiech. Nie wiedział czy zdoła wydusić z siebie nawet małe dziękuję. Ta chwila jest jedną z najlepszych jakie tu przeżył. Zdecydowanie.

- Dzieciaki...- odezwał się w końcu, lecz po chwili przerwał.

Cała grupa zaczęła się śmiać. Nauczyciel również.

- Tak- kręcił głową- Zatkało mnie niesamowicie- wziął oddech i się wyprostował- Taki prezent dostałem pierwszy raz w życiu i kurcze powiem wam... Super uczucie! Nic tak nie cieszy człowieka, jak to, że został doceniony przez innych. Nic nie cieszy tak nauczyciela, jak uznanie w oczach jego uczniów. Dziękuję wam bardzo! To bardzo dużo dla mnie znaczy. Cieszę się, że mogłem tu być dla was. Może nie jestem do końca człowiekiem, którego opisaliście, ale to tylko oznacza, że będę się starał nim być. Cieszę się, że udało nam się stworzyć tak wspaniałą grupę. Cieszę się też, że wynieśliście coś wartościowego z tych zajęć. Cieszę się, że nasze spotkania były dla was świetnym przeżyciem i ciekawym sposobem na spędzenie wolnego czasu. Cieszę się, że mogłem z wami pracować. Nie! Nie pracować. Współpracować! Bawić się, rozmawiać, śmiać, smucić, żartować. Naprawdę. To co tutaj stworzyliśmy jest bardzo ważne. To co czujemy do siebie nawzajem jest jeszcze ważniejsze. Ale najważniejsze jest to, że tego co tu się wydarzyło- spojrzał na wszystkich po kolei- Nikt wam nie odbierze.
- Pan Shane Najlepszy Nauczyciel na Świecie!- krzyknął Derek.

Cała klasa zaczęła się śmiać i po chwili skandowali razem z kolegą. April spojrzała ciepło na Stevena. On skinął głową i się uśmiechnął.

***

Charlie codziennie odwiedza Andy'ego. Spędzają czas na czytaniu książek, oglądają filmy, grają w gry planszowe, uczą się, rozmawiają, żartują, chodzą na spacery. Jednak dzisiaj Andy zachowuje się dość dziwnie. Prawie nie ruszył obiadu. Później gdy oglądali film, ciągle patrzył w okno.

- Powiesz mi o co chodzi?- zapytała wprost Charlie.
- To znaczy?
- Jesteś jakiś nieobecny. Mam wrażenie, że nie ma z tobą kontaktu. Coś się stało?
- Dostałem serce- rzucił bez emocji Andy.
- Co?!- wytrzeszczyła oczy dziewczyna- Kiedy? Jak?
- Dziś rano dostałem telefon. Mogę mieć przeszczep za miesiąc.
- To świetna wiadomość- podniosła się Charlie- Dlaczego dopiero teraz mi to mówisz?
- Bo to nie jest świetna wiadomość.
- Nie rozumiem.
- Mówiłem Ci, że to wiąże się z ryzykiem- spojrzał na nią.
- Pamiętam. Zgodność tkankowa, odrzut. Mogą być komplikacje. Ale chyba najważniejsze, że masz to serce, nie?
- Lekarz powiedział mi dokładnie na czym stoję- westchnął- Mam 20 procent szans na przeżycie. Muszę zdecydować czy podejmuję to ryzyko i poddam się operacji.
- Andy...- podeszła do niego i usiadła mu na kolanach- Nawet gdyby szansa była jedna na milion. To zawsze warto jest wierzyć, że się uda. Wiara, nadzieja... pozytywne myślenie. One dają siłę. Dzięki nim możemy przetrwać wiele trudności i ciężkich chwil.
- Nie wiem jak to robisz, że zawsze myślisz pozytywnie.
- Bo w nas wierzę- spojrzała mu w oczy- Bo chcę, żeby wszystko było dobrze.
- Wiesz, że nie zawsze jest- Andy też patrzył na nią- Musisz się liczyć z tym, jakie są fakty. Musisz się liczyć z tym, że za miesiąc... może mnie nie być.
- Nie mów tak- jej głos stał się bardzo cichy- Nie zostawisz mnie. Nie wierzę, że los dał mi ciebie tylko po to, żeby za chwilę mi cię odebrać. To co mamy- łza zaczęła jej spływać po policzku- My... To ma jakiś większy sens- przytuliła się do niego- Na pewno.
- Obyś miała rację- wyszeptał.

***

-Będę tęskniła za panem Shane'em- stwierdziła Kate, wychodząc z przyjaciółkami ze szkoły.
- Ja też- westchnęła Rose.
- To pewne, że już nie będzie uczył?- zapytała czekająca na nich Cassie.
- Kilka dni temu złożył rezygnację- wyjaśniła jej Jo.
- Z tego co wszyscy o nim mówicie, to jest naprawdę spoko gość- skomentowała kuzynka- Szkoda, że nie będę miała okazji bliżej go poznać.
- My żałujemy, że już go nie będziemy widzieć. Te zajęcia były naprawdę super. Nie wierze, że tak szybko się skończyły- dodała Kate- W sumie to nawet nie wiem kiedy semestr się skończył. Sporo się  przez ten czas wydarzyło.
- Jak debiut Jo w teatrze- rzuciła Rose- Albo twój obóz dla dj'ów.
- Twoja sesja z Tonym i wystawa Dean'a- przypomniała Cassie.
- Ciąża Natalie- rzuciła Kate.
- A to co stało się z Jackie?- skomentowała Jo- Wydawałoby się, że to kiedy zapraszała nas na swoją pierwszą imprezę, było zaledwie wczoraj.
- Dokładnie- dodała Rose- Nieźle się porobiło.
- Hej- odezwała się Cassie- Mam pomysł. Co wy na to, żeby spędzić dzisiejsze popołudnie razem, hm? Poopowiadacie mi co się po kolei działo. Bo do tej pory znam tylko kawałki kilku historii a reszty muszę się domyślać.
- No tak. W końcu będziesz się tu uczyć- stwierdziła Kate- Musisz znać wszystkie szczegóły.
- Co racja to racja- stwierdziła Jo- Nawet ja nie jestem w stanie tego wszystkiego ogarnąć. A co dopiero ty.
- No to co?- wtrąciła Rose- Gdzie idziemy?
- Proponuję mój dom- uniosła palec w górę Kate- Pasuje?
- Jak najbardziej- przytaknęła Cassie.
- No i super. Idziemy!
- Chyba nie mamy nic do gadania- Rose szepnęła Jo na ucho i obie zaczęły się śmiać.

***

Alice zbiegła szybko po schodach jak tylko usłyszała dzwonek do drzwi. Od tamtej afery Dean przychodził do niej codziennie. Czasem Alice wpadała do niego pod głupim pretekstem, żeby jeszcze częściej się z nim widzieć. Przychodziła kiedy upiekła ciasto albo kupiła nową rzecz na wyprzedaży. Albo kiedy zepsuł jej się zegarek a nawet długopis. Dzisiaj postanowiła ruszyć na przód ze swoimi uczuciami. Chce powiedzieć przyjacielowi co do niego czuje i przekonać go, że bycie z nią jest najlepszą, rzeczą w życiu jaka mu się mogła przytrafić. Chwytając za klamkę wzięła głęboki oddech i po chwili dowiedziała się jak bardzo jej był potrzebny.

wtorek, 2 września 2014

Episode 37: No matter what


 Tego wieczoru "Noise" dało świetny popis na parkiecie. Jury nie miało wątpliwości, kto wypadł lepiej. Wszystkie wyszukane tricki i niespodzianki wprawiły widownię w zachwyt. A tancerze czuli się pewnie i swobodnie, wiedząc, że na sali są ich przyjaciele i fani. Druga drużyna nie miała żadnych szans. Zostali pokonani, ale powinni być w pewnym stopniu dumni z tego, że zostali wyeliminowani przez tak dobrą ekipę. Dean i jego paczka, po skończonej walce podziękowali rywalom za pojedynek. Zazwyczaj przegrani zmywają się z klubu nie chcąc słuchać ciągłych docinek na temat porażki. Jednak Dean postanowił to zmienić.

- Hej ludziska!- krzyknął, gdy już wbił się na konsolę- Dzięki, że jesteście tu dzisiaj z nami.

Na sali rozległy się okrzyki, brawa i gwizdy. Panował niezły chaos.

- Spokój tam na dole!- kontynuował z uśmiechem- Chcę też podziękować ekipie, która się z nami zmierzyła. Brawa dla Movers!

Widownia zaczęła buczeć i rzucać obelgi. Dean podniósł rękę do góry na znak, żeby przestali. Nastała cisza.

- Wyluzujcie- uspokajał tłum- Chyba nie do końca łapiecie o co tu chodzi. Ten turniej ma promować przede wszystkim taniec. Nie agresję. Ja jestem fanem tańca i jestem tancerzem. Moja ekipa też. Tak samo jak Movers. Wszyscy jesteśmy tu po to, żeby pokazać i zarazić was naszą pasją. Mam tylko jedną prośbę. Przyjmijcie nas miło- spojrzał na lidera rywali- Nas wszystkich. Hej Terry! Zbieraj swoich i usiądźcie z nami.

Ludzie w klubie spojrzeli po sobie. Na początku nie wiedzieli jak na to zareagować. Rose postanowiła coś z tym zrobić.

- Noise!- krzyknęła i wszyscy odwrócili się ku niej. Kiedy poczuła, że ma ich uwagę postanowiła ruszyć dalej- Movers! Noise! Movers!

Jo, Brian, Cassie, Kate, Win i nawet Alice podłapali ten rytm i przyłączyli się do dziewczyny. Następni byli tancerze z ekipy Dean'a. Potem dołączyli się członkowie Movers. Widownia również przyłączyła się do skandowania. Dean popatrzył na Rose i wyszeptał "Dzięki". Ona odesłała mu lekki uśmiech.

***
Rodzice Dylana przyjęli Natalie do swojego domu z ogromną radością. Pani van Beckhoven przyszykowała górę jedzenia i stertę czasopism dla młodych mam. Natalie zaczęła płakać.

- Złotko- odezwał się pan Beckhoven- Dobrze się czujesz?
- Najlepiej na świecie- wydusiła przez szloch.
- Jest bardzo zmęczona- skomentował Dylan- Chyba powinna się położyć.
- Oczywiście- przytaknęła matka- Pokażę ci twój pokój, a kolację przyniosę za chwilę.
- Dziękuję- uśmiechnęła się lekko dziewczyna.

Kiedy Dylan został z ojcem sam na sam, ten spoważniał.

- Wiesz, że to duża odpowiedzialność.
- Wiem, tato.
- Na pewno jesteś na to gotowy?
- Wiesz dobrze co do niej czułem. Nadal czuję.
- To zrozumiałe- westchnął ojciec- Jednak nie wiem czy jesteś do końca świadomy, że przez następne kilka lat nie będziesz mógł być zwykłym studentem. Zero imprez, zero kumpli, zero rozrywek. Tylko Natalie, dziecko i praca. To może być przytłaczające dla młodego człowieka.
- Chyba pozostaje mieć tylko nadzieję, że dam radę- uśmiechnął się lekko i ruszył do jadalni- Zwłaszcza, ze mam was.
- A ja mam nadzieję, że takie pozytywne myślenie cię nie opuści- pomyślał ojciec.

***
Charlie się obudziła. Wyjrzała za okno. Było już ciemno. Spojrzała na Andy'ego. Spał. Postanowiła delikatnie wyślizgnąć się z jego uścisku.

- Gdzieś się wybierasz?- zapytał otwierając oczy.
- Myślałam, że śpisz.
- Od 2 godzin tylko rozmyślam.
- Nad czym?
- Nad sobą. Nad tobą. Nad nami- spojrzał na nią czule i jego głos zadrżał- Myślałem, że nie wrócisz.
- Ja też- przyznała ze smutkiem- Ale zrozumiałam, że muszę, bo cię...
- Nie kończ tego zdania- przerwał jej zdecydowanym tonem i po chwili złagodniał- Proszę.
- Dlaczego?
- Nie chcę tego wiedzieć.
- Andy?
- Nie możesz tego robić- spojrzał na nią- Nie możesz mnie kochać. Nie mogę pozwolić, żebyś mnie kochała- wziął oddech- Jeśli coś mi się stanie będziesz strasznie cierpiała. Stracisz coś ważnego. Nie mogę ci zabrać tego uczucia wraz z sobą. Nie mogę. Rozumiesz?

Dziewczyna spojrzała na niego, potem za okno. Podniosła się i znów spojrzała w te jego ciemnoszare oczy.

- Chcesz, żebym była przy tobie, ale nie darzyła cię uczuciem? To nie ma sensu.
- Może i nie. Ale mimo wszystko potrzebuję twojej obecności.
- Zdajesz sobie sprawę, że to jest nie fair? Zrzucasz na mnie swój ciężar, dzielisz się sekretami, spędzasz ze mną czas, przytulasz, całujesz... Robisz to żeby ci było lepiej. Kim dla ciebie jestem? Pocieszeniem? Zabawką?
- Dobrze wiesz, że to nie tak.
- A jak?
- Charlie- popatrzył na nią ze smutkiem- Jesteś najcudowniejszą istotą, jaką w życiu poznałem. Nie chcę żeby moja choroba cię niszczyła. Nie wybaczyłbym sobie jeśli musiałabyś przeze mnie cierpieć.
- I dlatego mnie od siebie odpychasz? Chociaż chciałbyś mnie mieć przy sobie?
- Mniej więcej. Mam na uwadze w tej chwili twoje dobro.
- Dziękuję. Ale nie ty mnie do siebie przyciągnąłeś. Sama cię odszukałam. Sama tu przyszłam. Sama chciałam przy tobie zostać. Więc możesz chcieć, żebym odeszła, ale i tak tego nie zrobię.

Chłopak spojrzał w sufit. Charlie przyglądała się mu chwilę. Myślała nad tym, żeby wyjść. Ale wtedy dopiąłby swego. Nie mogła na to pozwolić, więc przytuliła się do niego.

- Kocham cię Andy- wydusiła.
- Och, Charlie- głos mu się załamał, a łza spłynęła po policzku.

***

Movers świetnie się bawili w towarzystwie Noise i ich przyjaciół. Już prawie zapomnieli o tym, że przegrali pojedynek. Może stracili szansę na wygraną, ale zyskali fajnych kumpli. W pewnym momencie koło ich stolików pojawia się wyczekiwany przez wszystkich tancerz.

- Siema Zack- krzyknął w jego stronę Dean.

Wtedy Rose obróciła głowę i zobaczyła przed sobą bardzo przystojnego chłopaka. Miał ciemne proste włosy i ciemnobrązowe oczy. Ubrany był w drogie, markowe ciuchy. Jak się na niego patrzyło miało się wrażenie, że jego ubranie układa się na nim idealnie. Jego włosy były idealne. Rysy twarzy również. Nawet to jak stał wyglądało... idealnie. Jakby się dłużej zastanowić to tak większość kobiet mogłaby wyobrazić sobie ideał mężczyzny. Z tych rozmyślań wyrwał ją dźwięk jego głosu. Był aksamitny, ale zarazem zdecydowany. Wprost... idealny.

- Imponujące- skomentował, gdy stanął bliżej nich wraz z kilkoma kolegami.
- Mówisz o układzie?- podniecił się lider.
- O tym co tu się dzieje. O atmosferze.
- Prawie zawsze tak to u nas wygląda- uśmiechnął się Dean- Na treningach też jest nieźle.
- Słyszałem o kilku waszych akcjach.
- I pewnie przypadły ci do gustu, co?
- Raczej tak. Są w moim stylu. Ale zastanawia mnie jedno- spojrzał na Rose- Laska sprawia, że więcej się dzieje, ale z wami nie tańczy. Nie zasłużyła, żeby być w ekipie?
- Laska ma imię- odezwała się Rose i zmroziła go spojrzeniem.
- Właśnie o tym mówię- puścił jej oko i rzucił uśmiech, który to lodowate spojrzenie roztopił- Masz w sobie ogień. Takie miejsca cię rozpalają i determinują. Już po twojej solowej bitwie zrobiło się o tobie głośno. Dzisiaj też coś się działo przed bitwą- uśmiechnął się szerzej- No i po. Stary- zwrócił się do lidera- Nie łapię tylko, czemu jej nie chcesz?

Dean nie wiedział co ma odpowiedzieć. Popatrzył na Rose, ona spojrzała na niego, a potem na Tony'ego. Chłopak przyglądał się nowemu i z miejsca go nie polubił. Bo niby za co miał go lubić? Za to, że jest arogancki czy za to że bajeruje jego dziewczynę?

- Ja...- zaczął Dean i rzucił co pierwsze mu przyszło do głowy- Nie werbuję pierwszaków.
- Ja jestem pierwszakiem- rozłożył ręce Zack- Przykro mi.
- Jesteś przecież 3 lata starszy.
- Jestem pierwszakiem na studiach- zaśmiał się lekko.
- Miałem na myśli, że nie młodszych od siebie- próbował się ratować Dean.
- Jestem młodszy- uśmiechnął się znowu- Duchem. Czuję się po prostu jakbym miał kilka lat mniej.

Na twarzy Deana i jego ekipy widać było zmieszanie. Zack i jego koledzy dobrze się bawili. Ciągle się śmiali.

- Daj sobie z nim spokój- wkurzyła się Rose- Pogrywa z tobą i jeszcze się napawa dumą- spojrzała na Zacka- Myśli, że jest pępkiem świata i bez niego nikt nie da rady.
- Bo to prawda- uśmiechnął się do niej i zwrócił do Deana- O której jutro próba?
- 17- odpowiedział z lekkim niedowierzaniem lider- Będziesz z nami tańczył?
- Jeśli ona tam będzie- rzucił jej ostatni uśmiech- Na razie.

Kiedy Zack i jego koledzy oddalili się do baru, Dean spojrzał pytająco na Rose. Od razu załapała o co mu chodzi.

- Nie ma mowy.
- No mała- odezwała się Gina- Daj spokój.
- No chyba was pogięło- oburzyła się.
- Nie wymagamy od ciebie wielkiego poświęcenia- odezwała się Jenna- Polubił cię i chce się zaprzyjaźnić. Czy to coś złego? Ja bym dużo dała, żeby chociaż chciał ze mną pogadać.
- Patrzył na nią jak na kawałek mięsa- odezwał się w końcu Tony i podniósł z miejsca.

Wszyscy śledzili jego ruchy. Tak jak się spodziewali, ruszył za Zackiem. Rose przestała na chwilę oddychać, nie wiedząc co się wydarzy.

- Hej- rzucił do Zacka- Nie powinieneś tak traktować ludzi.
- Słucham?
- Dobrze słyszałeś.
- Nie podskakuj, bo się rozmyślę. A wtedy twój kumpel nie będzie zadowolony.
- Myślisz, że mi na tobie zależy? Chcesz tańczyć w ekipie? Tańcz. Nie chcesz? To nie tańcz. Rób co chcesz, ale trzymaj się od niej z daleka.
- Aha. Tutaj zabolało- Zack szyderczo się uśmiechnął i popijał piwo. Tony zamówił whiskey i chciał się oddalić.

- Ona nie jest dla ciebie- rzucił  po dłuższej chwili Zack.
- Powtarzaj to sobie- podszedł i szepnął mu do ucha Tony- Codziennie przed lustrem.

***

Dean wpadł do Alice z samego rana. Postanowił jeszcze raz pogadać z przyjaciółką o wczorajszej bójce z Rose.

- Mówiłem ci już, że wyglądasz jak wystraszony kurczak?- oparł się o futrynę w jej pokoju.

Dziewczyna podniosła się i zaczęła palcami czesać włosy. Tylko lekko się uśmiechnęła.

- Cześć- powiedziała w końcu- Coś się stało?
- Nie. To znaczy tak- usiadł obok niej na łóżku i wskazał obite miejsce na jej twarzy- Chcę pogadać o tym co działo się wczoraj.
- Wiem- spuściła głowę- Przesadziłam.
- Gadasz?- zaśmiał się lekko i po chwili spojrzał na nią poważniej- Chcę wiedzieć co tam dokładnie się wydarzyło. Wywnioskowałem tylko tyle, że sprzeczałaś się z Cassie a biłaś z Rose. Jak do tego doszło?
- Nie pamiętam co dokładnie mówiłam, ale ostrzegłam tę nową, żeby się na ciebie nie śliniła. A ona zaczęła się wściekać.
- Cassie?
- Tak- spojrzała na niego- A potem Rose chciała ją odciągnąć i rzucała w moją stronę obelgi.
- Rose?- zdziwił się Dean- To do niej nie podobne.
- Harvey- położyła rękę na jego ramieniu- Jeszcze tydzień temu powiedziałbyś, że jest najlepszą dziewczyną na świecie. A tymczasem widzisz co się dzieje.
- To nie ma z nami nic wspólnego.
- Właśnie, że ma- oczy jej zapłonęły- Zostawiła cię dla Tony'ego.

Te słowa uderzyły w niego z niespotykaną siłą. Wczoraj Alice też to mówiła, ale nie chciał jej wierzyć. Później obserwował tę dwójkę i nic nadzwyczajnego się nie działo. Czy to możliwe?

- Cassie powiedziała, że to ty go całowałaś. Z resztą Tony to babiarz i casanova.
- Właśnie. I to on pocałował mnie- skłamała- Byłam tak samo zaskoczona jak ty teraz. Nie wiem o co mu chodzi.
- Nie wierzę, że Tony mógł zrobić coś takiego.
- Tony?- zdziwiła się Alice- Jak Rose mogła ci to zrobić? Jest fałszywa i bezuczuciowa. Owinęła was sobie wokół palca i się wami bawiła.
- Nie wiem co o tym myśleć- zmieszał się.
- Zapytaj ją.
- Nie wiem czy to dobry pomysł- patrzył na niedokończone malowanie ścian w jej pokoju.
- Chyba najlepszy- przytuliła się do niego- Dasz radę. Masz przecież mnie.
- Wiem- uśmiechnął się do niej- Ty nigdy mnie nie zawiodłaś.

***
Rose przykleja kolejny plaster na swojej wardze. Nieźle się urządziła. Najpierw nielegalne graffiti, a teraz bójka. Zaczynam chyba powoli zmierzać w stronę marginesu społecznego- pomyślała. Po chwili dostała wiadomość:

" Wpadnij dziś do dziupli. Wiem, że Zack jest uciążliwy, ale dla mnie ważne jest, żeby go zwerbować. Mówiłaś, że nie chcesz zrywać ze mną kontaktu. Niech to będzie krok w stronę, żeby go utrzymać. Dean"

- Świetnie- powiedziała do siebie- Muszę się zakumplować z nieznośnym palantem, co prawda przystojnym, ale wciąż palantem, żeby nie stracić Deana. Tony będzie zachwycony- zaśmiała się nerwowo.

***

Win wpadł do domu Carterów na obiad. Po tym jak skończył oczarowywać Tiffany poszedł razem z Tonym do jego pokoju.

- Co zamierzasz zrobić z tym gogusiem?
- A możesz być bardziej precyzyjny?- spojrzał na niego Tony.
- No z tym pięknisiem, którego chce u siebie Dean.
- Zack.
- Dokładnie. Zack-Cudna Gęba.
- Czy ty aby nie jesteś zazdrosny?- zaśmiał się kumpel.
- Niby o co?
- Może o to, że znalazł się koleś przystojniejszy od ciebie.
- Nie ma takich. Dobrze o tym wiesz- powiedział z dumą Win i dodał- A nawet jeśli, to ty bardziej powinieneś się tym przejmować. W końcu ślinił się do twojej dziewczyny.
- Po pierwsze to nie ślinił się tylko rzucał chamskie komentarze, a po drugie ona nie jest moją dziewczyną.
- Ślinił się, nie ślinił, Nie ważne. Ważne, że włazi na twoje terytorium- zastanowił się- Czekaj coś ty powiedział? Dobrze słyszałem?! Rose nie jest twoją dziewczyną.
- Teoretycznie nie- wzruszył ramionami- Nie uporała się, a właściwie nie uporaliśmy się jeszcze z Deanem. Dopiero kiedy się o nas dowie będziemy mogli zachowywać się jak normalna para. Bez napięć i stresu, że ktoś może nas zobaczyć.
- No to załatw to z nim- powiedział bez uczuć Win- Dacie sobie po gębie i załatwione.
- Myślę, że Rose jest warta więcej niż jedna strzała.
- Czyli wnioskujesz, że dostaniesz od Deana niezły łomot?
- Całkiem możliwe.
- W co ona cię wpakowała?- zaśmiał się Win.
- Jakby nie patrzeć, sam się o to prosiłem.
- Fakt- przyznał mu rację i po chwili dodał- Skoro "teoretycznie" jesteś singlem to możemy lecieć na jakąś małą imprezkę. Hm?
- Może i możemy, ale nie chcemy.
- Ja chcę- uśmiechnął się szyderczo Win.
- Drzwi otwarte- wskazał mu ręką Tony.
- Czyli tak to będzie teraz wyglądać? Już koniec z naszym balowaniem? Teraz będziesz żył w celibacie?
- Kocham ją i jeśli tego będzie ode mnie wymagać- spojrzał poważnie na kumpla- To tak właśnie będzie.
- Dlaczego ja wam w ogóle pomagałem?- przewrócił oczami.
- Bo nie mogłeś patrzeć jak chodzę przybity? Bo mnie uwielbiasz? Bo chcesz żebym dostał od życia to co najlepsze? Bo chcesz patrzeć jaki jestem z nią szczęśliwy? Bo chcesz być drużbą na moim ślubie? Bo chcesz być ojcem chrzestnym moich dzieci?- mówiąc to coraz szerzej się uśmiechał.
- Ślub? Dzieci?! Czy ciebie już do reszty pogięło?
- Całkiem możliwe- śmiał się Tony, patrząc na minę Wina.
- Nie no- wstał i otrzepał, czyste jak łza, ubranie- Muszę się napić.
- Czemu?- uśmiechnął się szeroko kumpel- Boisz się, że ciebie też to czeka? Z Kate.
- Co się tak jej uczepiłeś?
- Bo chcę, żebyś przyznał, że ci się podoba. I wiem czemu. Jesteście identyczni. Pomijając to, że ona jest kobietą no i nie sypia z nowo poznanymi kobietami.
- Lepiej zajmij się sobą- odwarknął Win i ruszył do wyjścia.
- Nie uciekniesz przed tym- rzucił na koniec i powiedział do siebie- Choćbyś nie wiem jak próbował.

***

- Cześć Cassie- uśmiechnął się chłopak, gdy tylko otworzyła drzwi.
- Dean?

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Episode 36: Routine

Jo z samego rana postanowiła przyjść do Rose. Jak można być tak nieodpowiedzialnym i nie dawać znaku życia przez dwa dni. A do tego przecież Jo kryła ją przed jej rodzicami. Na szczęście kupili tę bajkę o nocowaniu. Nie raz się zdarzało, że dziewczyny nocowały u siebie nawzajem i ich rodzice nie mieli nic przeciwko temu. Darzyli je zaufaniem i niezbyt przyjemnie by było gdyby się dowiedzieli, że ich kochane córki ich okłamują.
Jo wyszła zza zakrętu i szła wzdłuż chodnika. Od razu zauważyła samochód stojący przed bramą wjazdową do domu Rose. O auto opierał się nikt inny jak Tony. W pewnym momencie chłopak się uśmiechnął i po chwili pojawiła się Rose. Podeszła do niego i go pocałowała. Jo nie mogła uwierzyć w to co widzi. Para ciągle się uśmiechała. Nie zwracali uwagi na to co się dzieje dookoła. Jakby poza nimi świat w ogóle nie istniał. Jo postanowiła podejść.

- Chyba mam halucynacje.

Oboje spojrzeli na przyjaciółkę.

- O! Cześć- odezwała się Rose.
- No- Jo podeszła do nich i klepnęła ręką w dach samochodu- Powiedzcie, co tam słychać, hm?

Tony spojrzał na Rose i zaczął się śmiać. Poczuł się jak dzieciak przyłapany przez nauczycielkę podczas pierwszego pocałunku z dziewczyną.

- Coś się działo ciekawego?- Jo brnęła dalej i nie ukrywała, że ma niezły ubaw z ich skrępowania.

Rose się uśmiechnęła.

- Całkiem sporo. Tak bym powiedział- śmiał się dalej Tony.
- Mówisz? Nie zauważyłam.
- Jo?- Rose przechyliła głowę na bok- Przestań już.
- Ale co? Ja się tylko pytam co tam u was- udaje skromną i niewinną- Bo wydaje mi się, że nie było z wami ostatnio kontaktu. Mylę się?
- No nie.
- A więc?
- Przepraszamy?- zapytał niepewnie Tony.
- I?
- I to się więcej nie powtórzy?- tym razem zapytała Rose.
- Jak wy się pięknie uzupełniacie- powiedziała z udawaną ironią- A tak serio, to co wyście sobie myśleli?! Odchodziłam od zmysłów. Nie wiedziałam gdzie jesteście, co się z wami dzieje. Dzwonię do ciebie w nocy i odbiera Tony. Mówi, że mam cię kryć. Myślałam, że coś ci się stało. Albo może ktoś cię porwał? Albo jeszcze lepiej, że wplątaliście się w jakieś porachunki gangów. A do tego nie pojawiliście się na drugi dzień w szkole. Mało nie dostałam zawału. Co to w ogóle był za pomysł?! Jak mogliście...
- Jo, oddech- złapała ją za ramiona Rose.
- Co?
- Oddech.

Jo zaczerpnęła powietrza i spojrzała z udawaną złością na przyjaciółkę.

- Już. Wszystko ze mną okej, Nic mi się nie stało- Rose ją przytuliła- Jest dobrze. Naprawdę dobrze.
- Nie chcę przerywać tej cudownej chwili- odezwał się Tony- ale jeśli chcemy zdążyć do szkoły musimy już jechać.
- Nie odzywaj się, bo to wszystko przez ciebie- walnęła go w ramię Jo.
- Jak to przeze mnie? Przecież nie zamknąłem jej u siebie w domu- dziewczyny popatrzyły na niego, a ten podrapał się w głowę- A może zamknąłem?
- Jedźmy już- przewróciła oczami Rose.

Wszyscy wsiedli do samochodu i ruszyli.

- Jaka jazda- pokręciła głową Jo- Tony i Rose. Razem. Co się tu wyrabia?

Rose i Tony spojrzeli po sobie i zaczęli się śmiać.

- Chyba do niej to jeszcze nie dotarło- skomentował chłopak.
- Dajmy jej ze 20 minut. Czasem wolno czai.
- Słyszałam.

***

Natalie dzisiaj czuje się bardzo słabo i postanawia zostać w domu. To zdarza się już po raz piąty w tym miesiącu. Pani Lawrance zaczyna się martwić o córkę.

- Może powinniśmy pojechać do szpitala?
- Nie. Nie trzeba.
- To pewnie zatrucie. Myślę, że trzeba to skonsultować z lekarzem.
- To nie zatrucie.
- Może mamy jakąś nieświeżą żywność w lodówce. Każę Bercie wszystko wyrzucić i zrobić zakupy.
- Nie mamy zepsutego jedzenia- próbuje coś powiedzieć Natalie.
- Może coś zjadłaś wczoraj, co mogło to wywołać.
- Mamo, to nie jest zatrucie.
- Kochanie- zwróciła się do męża Helen- Nasza córcia się rozchorowała.
- Nie jestem chora.
- Helen- powiedział pan Lawrance wchodząc do salonu i zapinając płaszcz- Bardzo się śpieszę, nie mam czasu. Jak zwykle przesadzasz. A ty Natalie, połóż się do łóżka i szybko wyzdrowiejesz.
- Nie jestem chora. Jestem w ciąży.

Rodzice spojrzeli po sobie.

- Co za bzdury wygadujesz słonko? Może masz gorączkę- matka podeszła do dziewczyny.
- Mam podwyższoną temperaturę, bo tak mają kobiety w ciąży- powiedziała po raz kolejny, tylko tym razem bardziej stanowczo.
- Natalie, powiedz mi, że żartujesz- ojciec spojrzał na nią z powagą.
- Nie- pokręciła głową- Za około 7 miesięcy urodzę dziecko.

Helen usiadła na kanapie nie mogąc uwierzyć w to co słyszy. Za to na twarzy jej męża rysowała się złość. Natalie wiedziała co nastąpi za chwilę. Zaczną na siebie krzyczeć i nawzajem się oskarżać, że to drugie nie potrafi wychować dziecka. Nie myliła się. Kłótnia to gwarantowana rzecz w momencie, kiedy dowiadują się, że ich córka coś przeskrobała. Tylko tym razem to jest o wiele poważniejsza sprawa. Dlatego dziewczyna nie chcąc słuchać ich krzyków i się tym denerwować, poszła do swojego pokoju. Z pod łóżka wyciągnęła walizkę i zaczęła pakować rzeczy. Po 15 minutach była gotowa do wyjścia. Rodzice kłócili się dalej. W pewnym momencie do salonu wszedł jakiś chłopak.

- Czy my się znamy?- zapytał go pan Lawrance- I kto cię tu w ogóle wpuścił?
- Ja- odezwała się Berta.
- A mogę wiedzieć czemu?
- Przecież to Dylan.
- To dużo wyjaśnia- powiedział z ironią i zwrócił się do chłopaka- Kim jesteś i czego chcesz?
- Jest moim chłopakiem- odezwała się Natalie i ruszyła w stronę Dylana.
- A na pytanie czego chcę- zwrócił się do jej ojca- Odpowiem, że dzięki pana córce mam już wszystko.

Rodzice Natalie spojrzeli po sobie i nie wiedzieli co mają zrobić.

- Nie kłóćcie się z mojego powodu- zaczęła dziewczyna- To moja sprawa i was to nie dotyczy. Wiem, że nie tego po mnie oczekiwaliście, ale nic nie poradzę. Stało się. A ja nie zamierzam z tego powodu rozpaczać. Wręcz przeciwnie. Będę się tym cieszyć.
- Nie możesz mieć dziecka. Jak ty to sobie wyobrażasz?! Co z twoją przyszłością?- pytała z rozpaczą matka.
- Po co ci ta walizka?- zapytał ojciec.
- Przeprowadzam się do Dylana.
- Słucham?!
- Dobrze słyszysz- przytaknęła dziewczyna- Nie chcę, żeby moje dziecko przebywało w takiej atmosferze. Nawet ja nie chcę tu przebywać. Ten dom to ciągłe kłótnie, pretensje i oskarżenia. A kiedy tylko go opuszczacie to gracie przez innymi idealną rodzinę. Mam tego dosyć. Tego waszego ciągłego dążenia do doskonałości. Zgadnijcie co? Nie da się nad wszystkim zapanować. Jestem tego najlepszym przykładem.
- Natalie, kochanie. Co ty mówisz?
- Wybacz mamo, ale nie chcę tu być. Jedyne co teraz od was dostanę to poczucie winy i tego, że was zawiodłam. A to mi w niczym nie pomoże. U rodziców Dylana zaznam chociaż odrobinę ciepła rodzinnego, które myślę, że mi się należy. Moje dziecko też będzie tego potrzebować. Tak więc, życzę miłego dnia i odwiedzę was jak oswoicie się z tą sytuacją.
- Natalie, proszę!- krzyknęła przez łzy Helen.
- Do widzenia państwu- odezwał się Dylan- Cześć Berta.
- Cześć maluchy.

Kiedy wyszli z domu Dylan przyglądał się Natalie.

- Jak się czujesz?
- Czuję ulgę. Od początku chciałam im wyznać prawdę, ale nie mogłam się zebrać na odwagę.
- Mogłaś poczekać na mnie. Ustaliliśmy, że powiemy im razem.
- Wiem, ale chyba chciałam sama zmierzyć się z tym co mnie najbardziej przerażało.
- I to zrobiłaś. Byłaś taka... pewna siebie, opanowana i zdecydowana.
- Myślisz, że przemawia przeze mnie instynkt macierzyński?
- Chyba bardziej twój silny charakter- pocałował ją- Lubię kiedy jesteś silna.
- Taka się czuję. A do tego też wolna... Myślisz, że to źle?
- Myślę, że postępujemy słusznie, a czy faktycznie tak jest to przekonamy się w najbliższym czasie.

***

- Patrzcie kto postanowił się pojawić- powiedział Win, gdy zobaczył Tony'ego.
- Siema stary.
- Gdzie jest Rose?
- Prawdopodobnie w drodze do klasy.
- Ale czemu?
- A czemu ma nie być?
- Byłem przygotowany na wielkie wejście. Nawet kupiłem szampana.
- Nic takiego nie będzie miało miejsca.
- Chyba nie łapię- przymrużył oczy Win- Coś się stało?
- Wszystko w porządku.
- No to jaki problem widzisz w tym, żeby wszyscy się o was dowiedzieli?
- Dobrze wiesz.
- Dean- pokiwał głową Win.

Obaj kumple patrzyli na siebie.

- Nie chcę go dołować. To mój kumpel. I lider mojej ekipy. Nie zasłużył na to.
- Niech zgadnę. To był pomysł Rose.

Tony nic nie odpowiedział.

- Nie wiem co ona w sobie ma, że godzisz się to znosić.
- Dobrze wiesz.
- Moim zdaniem nie powinieneś się na to zgodzić.
- Moment- Tony spojrzał na niego pytająco- Już nie jesteś po jej stronie?
- Nigdy nie byłem. Zawsze chodziło mi o ciebie i twoje szczęście.
- Jestem szczęśliwy.
- Ale nie wmówisz mi, że nie chcesz, żeby wszyscy o tym wiedzieli.
- Wystarczy mi, że ty o tym wiesz. Inni mnie nie obchodzą.
- Co ona ci zrobiła?- uśmiechnął się Win.
- Daj na luz. W końcu mam czego chciałem- uśmiechnął się szczerze- A co z tobą?
- Ze mną?
- Jak idą sprawy z Kate?
- Nie chcę być z Kate.

Tony zaczął się śmiać.

- No co? Mówię serio.
- Przypominasz mi jednego gościa, którego kiedyś znałem. Też nie chciał się przyznać do swoich uczuć.
- Kogo?
- Mnie z przez kilku dni- rzucił i ruszył w stronę szkoły.

- Chyba cię pogięło- krzyknął za nim Win.

***

Jackie dzisiaj również opuszcza dzień szkoły. Musiała pojechać do szpitala na rutynowe badanie krwi. Jej rodzice są zapracowani i nie mieliby czasu zajmować się córką, gdyby zachorowała. Dlatego co jakiś czas, wysyłają ją na badanie, żeby sprawdzić czy wszystko jest w porządku.

- Kiedy dostanę wyniki?- zapytała dziewczyna.
- Prawdopodobnie za kilka dni. Może wcześniej- odpowiedział lekarz- Zadzwonimy do ciebie.
- Jasne. Dziękuję bardzo. Do widzenia.
- Do widzenia.

Dziewczyna po wykonanych badaniach zawsze dostaje zwolnienie z zajęć w szkole. Tak więc warto wykorzystać ten czas. Chwyta za komórkę i dzwoni do Carmen.

- Zrywaj się z zajęć i idziemy na zakupy.
- Już się robi. Zabrać ze sobą dziewczyny.
- Jak chcesz i tak ich nie lubię.
- Okej. To do zobaczenia. Buziaczki.
- Buziaczki- przewróciła oczami- Pośpieszcie się.

***

 Pora lunchu cztery przyjaciółki siadają przy jednym ze stolików.

- Nagrabiłaś sobie- założyła ręce Kate.
- Wiem- westchnęła Rose- Pewnie chcesz mnie teraz zabić.
- Oooo. Nie wyobrażasz sobie. Jestem tak wkurzona, że mogłabym cię zabić na dziesięć różnych sposobów.
- Daj spokój- uspokoiła ją Jo.
- Serio?- zapytała Cassie- Dziesięć?

Wszystkie trzy spojrzały na nią.

- Jasne. Żartowałaś. Załapałam.
- A więc- śmiała się Kate- Mów. Co się z tobą działo?
- Zrobiłam sobie wolne.
- Nie zauważyłam- przewróciła oczami przyjaciółka- Gdzie się podziewałaś?
- Byłam z Tonym- Rose uśmiechnęła się na samą myśl.
- Kolejna odpowiedź, której się nie spodziewałam- powiedziała z ironią.
- Dobra. Słuchajcie. Ale ani słowa- spojrzała na nie poważnie- Nikomu. Jasne?
- Jak słońce- odpowiedziała Jo.
- Pewnie. Mów.
- Okej. A więc zadzwoniłam do Wina...

***

Dzisiejszy dzień w szkole, dla Charlie, był istną męczarnią. Nie mogła skupić się na zajęciach. Myślała tylko o tym co powiedział jej Andy. O tym, że może go stracić. Dziewczyna zastanawia się co powinna zrobić. Odczekać, oswoić się z tym, pobiec i na niego nawrzeszczeć czy zaszyć się w domu i płakać. Zupełnie nie wie jak postąpić.

- Charlie? Znasz odpowiedź na to pytanie?

Dziewczyna otrząsnęła się z myśli i spojrzała z przerażeniem na nauczycielkę. Nie wiedziała o co właśnie ją zapytano. Duchem była w zupełnie innym miejscu.

- Charlie?
- Przepraszam, ale muszę wyjść.

Dziewczyna podniosła się i ruszyła bez słowa do drzwi. Kiedy wyszła ze szkoły wzięła głęboki oddech.

- I co teraz?- powiedziała do siebie.

Jednak nie musiała długo się zastanawiać. Ruszyła przed siebie. Jedynym miejscem, w którym chciała teraz być był dom Andy'ego. Złapała taksówkę i postanowiła tam pojechać. Kiedy zapukała, otworzyła pani Palmer. Żadna z nich nie odezwała się słowem. Kobieta wpuściła Charlie do środka i zniknęła w kuchni. Dziewczyna weszła do pokoju Andy'ego. Gdy tylko go zobaczyła, poczuła się o wiele lepiej. Spał. Wyglądał na zmęczonego, ale i spokojnego. Charlie przyglądała mu się chwilę, a potem delikatnie położyła się obok niego i się w niego wtuliła. Chłopak od razu się przebudził.

- Charlie? Co ty...
- Nic nie mów- nie dała mu dokończyć- Śpij.

Andy pocałował ją w czoło i zamknął oczy. Dziewczyna przytuliła się do niego jeszcze mocniej. Oboje tego potrzebowali.

***

- Okej. Jak wiecie, prawdopodobnie jutro będziemy mieć pierwszą bitwę- zaczął Dean- Jaki jest jej cel?
- Wygrana. To oczywiste.
- Punkt dla Scotta. Co jeszcze?
- Zwerbować Zacka.
- Punkt dla Giny.
- Po cholerę nam ten nadęty dupek- rzucił Tony wchodząc do kanciapy.
- A przepraszam kim ty jesteś?- zapytał Dean.
- Jak dobrze pamiętam to członkiem twojego zespołu.
- Jesteś pewien?

Cała ekipa popatrzyła na lidera. Nie wydawało się, że żartuje. Był całkiem poważny. To, że Tony opuścił kilka treningów, może źle wpłynąć na jutrzejszą bitwę.

- Słuchaj. Przepraszam. Miałem coś ważnego do zrobienia.
- Oświeć mnie. Co takiego jest ważniejszego od nas?
- To raczej prywatna sprawa.
- Wydaje mi się, ale chyba nie mamy w ekipie tajemnic. Mam rację?

Nikt się nie odezwał.

- Co z wami? Nagle zabrakło wam śliny?
- Harvey, wyluzuj. Każdy ma prawo do odrobiny prywatności- skomentował Nate.
- Jasne, ale jeśli to nie wpływa na innych. A przez jego nieobecność nie mogliśmy pracować.
- Przez twoją złość również- rzucił Tony.
- Do czego pijesz?
- Wkurzasz się na mnie i na resztę ekipy. Czepiasz się czegokolwiek, tylko po to, żeby wyładować złość. Przełknij to i nie zrzucaj tego na nas.

Dean spojrzał na Tony'ego zaciskając zęby. Miał rację. Nie radził sobie z emocjami i próbował ich tym obarczyć. Nie tak powinno to wyglądać. Jest liderem i ma im dawać przykład. Tylko czy jemu nie należy się też chwila słabości? Niestety nie jest człowiekiem ze stali i ma uczucia. Jednak to nie powinno wpływać na jego pracę.

- Zaczynajmy trening- powiedział w końcu- Nie zostało nam dużo czasu.

***

Kolejny dzień. Steven budzi się i rozgląda po pokoju. April siedzi przy stole i zakleja koperty.

- Co robisz?
- Adresuję zaproszenia.
- Przecież pobieramy się dopiero po nowym roku.
- Wiem, ale nie mogę się już doczekać- uśmiechnęła się do niego.
- Chodź do mnie.
- Dopiero jak skończę.
- Nie chcesz, żebym się podnosił i cię zmusił.
- Może właśnie chcę- spojrzała na niego i przygryzła wargę.
- Nie rób tego.
- Dlaczego?

Steven uśmiechnął się i podniósł z łóżka. Podszedł do niej i przerzucił przez ramię. Potem położył ją na łóżku i pocałował.

- Panie Shane, czy nie jest pan zbyt brutalny?
- Dopiero się rozkręcam- spojrzał jej w oczy- Przyszła pani Shane.

***

Brian pracuje nad scenariuszem do jednego z przedstawień. Pomaga mu w tym Jo. Jednak dziewczyna nie ma za bardzo ochoty na pisanie tekstu w sobotnie popołudnie.

- Wybierasz się na bitwę Tony'ego?
- Pewnie. A potem lecę na Marsa.
- Serio? A zabierzesz mnie ze sobą?

Chłopak spojrzał na nią z zażenowaniem.

- Wiesz, że żartowałem, nie?
- Z lotem na Marsa? Wiem. Z bitwą? Nie.
- I jednym i z drugim. Nie lubię takiego towarzystwa. Dobrze o tym wiesz.
- Wiem, ale myślę, że to o wiele ciekawsze od tego co robimy teraz.
- Sama chciałaś mi pomóc.
- Wiem, ale myślałam, że będzie w tym trochę zabawy.
- Kochanie, nie zawsze chodzi o zabawę.

Jo przyglądała mu się jak pilnie pisze, układa dialogi w głowie i przenosi je na papier. Chłopak podniósł głowę i spojrzał na dziewczynę.

- Co?
- Nudzę się.
- Nie trzymam cię tu siłą- uśmiechnął się- Możesz iść ze znajomymi na tę bitwę.
- Chcę iść z tobą.
- Jo daj już spokój.
- Nie uważasz, że... - próbowała znaleźć odpowiednie słowa.
- Hm?
- Nie uważasz, że wkradła się do nas rutyna?
- Co?- spojrzał na nią z uśmiechem.
- Spójrz. Widzimy się codziennie w szkole. Dostaję od ciebie całusa. Potem mamy próbę w teatrze. A wieczorami odrabiasz lekcje lub piszesz sztukę. Ja za to spotykam się wtedy ze znajomymi. Robimy codziennie to samo. To stało się strasznie nudne. Wydaje mi się, że nam czegoś brakuje.
- Mamy swoje obowiązki. To zrozumiałe, że poświęcamy im czas. Ja nie widzę w tym nic złego.
- Nie mówię, że to złe. A moglibyśmy się czasem postarać zrobić coś nieschematycznego.
- Nieschematycznego?
- No wiesz. Coś innego niż zwykle.
- Okej. Co powiesz na to, że zamiast głównymi drzwiami- zaczął się śmiać- do szkoły wejdziemy tylnymi?
- Spadaj- walnęła go w ramię- Ja mówię poważnie.
- Ja też. Nigdy tego nie robiłem. To będzie szalone.

Jo spojrzała na niego i założyła ręce.

- Dobra- pocałował ją- pójdziemy na tę bitwę.
- Serio?- podekscytowała się dziewczyna.
- Tak.
- Dzięki. Dzięki. Dzięki- ucieszyła się i mocno pocałowała go w policzek.
- Dobra. Już przestań. Najpierw pomóż mi skończyć ostatnią scenę.
- Jasne. Co ma w niej być?
- Mniej upierdliwej dziewczyny a więcej pracy.
- Bardzo śmieszne- wystawiła język.

***

Alice dostała smsa od Deana gdzie odbywa się bitwa. Czeka na niego i resztę ekipy przed klubem Push Power. Wtedy zauważa tę samą dziewczynę, z którą kilka dni temu umówił się jej przyjaciel. Postanawia do niej podejść.

czwartek, 27 marca 2014

Rozdział III: "Ma niezły temperament"


- Cześć świrze- Chris objął ją ramieniem.
- Cześć- uśmiechnęła się Maddie.
- Co dzisiaj robisz?
- Nic.
- Dobra odpowiedź- w tym momencie pomachał do Ricka i Swayze'ego- Chcę cię zabrać w fajne miejsce.
- Dokąd?
- Do naszej ulubionej knajpy.
- Byłam już w garażu Ricka- przymrużyła oczy.
- Zabawne- uśmiechnął się- Ale mówię o prawdziwym barze. Spodoba ci się.
- Skoro tak mówisz.
- Do później.

Dziewczyna patrzyła jak idzie w stronę kumpli. Nie spotkała jeszcze tak otwartego chłopaka. Znał ją dopiero od tygodnia a tyle uwagi jej poświęcał. Wkręcił ją do swojej paczki i pozwolił poczuć, że komuś na niej zależy. To coś z czym Maddie nie spotykała się często. W Chicago, nawet jeśli z kimś się kumplowała musiała wiedzieć, że tak naprawdę, może liczyć tylko na siebie. Tutaj ma w nich oparcie. Tu jest inaczej. Lepiej.

***

- Co myślisz o tancerzach hula?- zapytała chłopaka Vicky.
- Po co ci tancerze hula?
- Na moją imprezę.
- Jaką imprezę?
- Moje urodziny- spojrzała na niego zdziwiona.
- Och! Tak. Wyleciało mi z głowy. Przepraszam.
- Wybaczam- pocałowała go- Ale ostatnio jesteś mało skupiony. Może powinieneś odpuścić sobie kilka treningów.
- Nie mogę. Przed nami ważne zawody.
- No tak. Lucas Moon musi być we wszystkim idealny.
- Przestań- przechylił głowę na bok- Robię to, co powinienem, żeby zadowolić moją rodzinę.
- Wiem. Musisz trzymać poziom. Podoba mi się to- zaczęła go kokietować.
- Tak?- zapytał i zauważył Maddie wchodzącą do biblioteki- No to super.

Uśmiechnął się lekko i ruszył w tamtą stronę.

- Gdzie idziesz?- zatrzymała go.
- Muszę wziąć kilka książek z biblioteki. Widzimy się później.

Chłopak pchnął drzwi i zaczął się rozglądać. Ani śladu po nowej. Po chwili usłyszał dźwięk spadających książek i znajomy głos.

- Cholera!- dziewczyna zaczęła zbierać książki i układać je z powrotem na półkę.
- Muszą być ułożone alfabetycznie- podszedł i zaczął jej pomagać.

Maddie popatrzyła na niego i jego uśmiechniętą twarz. Dobrze wygląda kiedy jest wesoły. Lucas zauważył, że się mu przygląda. Jednak kiedy tylko spojrzał jej w oczy, ona spuściła wzrok. Chwyciła dwie książki i ruszyła do jednego ze stolików. Lucas poszedł za nią i usiadł na przeciwko niej.

- Czegoś chciałeś?
- Pogadać.
- To idź do psychologa- otworzyła książkę i zaczęła czytać.
- Chcę pogadać o chemii. A właściwie o korepetycjach.
- Nie są ci potrzebne.
- Są.
- Masz czwórkę.
- A muszę mieć szóstkę- zastanowił się- Sprawdzałaś moje oceny?
- Zobaczyłam przypadkiem- wytłumaczyła nie odrywając wzroku od książki.
- A więc? Pomożesz mi?
- Chcesz pomocy?- spojrzała na niego- Zapisz się do kółka chemicznego, pójdź na dodatkowe lekcje, kup sobie prywatnego nauczyciela. Zrób cokolwiek, ale odczep się ode mnie.
- Dlaczego?
- Bo cię nie lubię- wróciła do czytania.
- Dlaczego? Przecież nawet mnie nie znasz.
- Znam.
- Naprawdę? To powiedz. Jaki jestem?
- Bogaty dzieciak z idealną średnią. Jesteś kapitanem drużyny pływackiej. Jesteś popularny. Masz markowe ciuchy. Jeździsz najlepszym samochodem. Masz ładną dziewczynę. Twój najlepszy kumpel to kretyn. Prawdopodobnie masz więcej służby niż członków rodziny- powoli uniosła głowę- Jechać dalej?
- Poproszę.
- Twoja rodzina ma duży wpływ na to co dzieje się w mieście. Tobie, każdy uczeń w szkole się podlizuje. Wszyscy się liczą z twoim zdaniem. Nauczyciele stawiają cię za wzór. Jesteś gwiazdą tej szkoły- przerwała i zamyśliła się na chwilę. Potem spojrzała na niego- Zastanawia mnie tylko jedna rzecz.
- Jaka?
- Dlaczego się tym nie cieszysz? Masz najmocniejszą pozycję w szkole, fajnych znajomych i kupę kasy. Możesz robić co chcesz.
- Twoim zdaniem jestem smutny?- zaśmiał się.
- Na pierwszy rzut oka tego nie widać, bo ciągle się uśmiechasz. Ale wewnątrz- przymrużyła oczy- czegoś ci brakuje.
- I jest to szóstka z chemii. Mówiłem ci- znowu się uśmiechnął.

Dziewczyna mu się przyjrzała. Zaczęło się robić poważnie i obrócił wszystko w żart. Najwidoczniej naprawdę się boi tego co czuje w środku. Ale skoro chce grać głupka, to jego wybór.

- To może zacznij się uczyć.
- Chcę- uśmiechnął się znowu- Z tobą.
- Nie ma mowy.
- Dlaczego?
- Wspominałam już, że cię nie lubię?- uniosła brew- A do tego nie mam czasu. Jestem zajęta.
- Czym?
- Czytaniem.
- Daj spokój. Możesz to odłożyć na później.
- Nie mogę.
- Jakoś ci się udało dwie minuty temu, kiedy rozmawialiśmy o mnie- zamrugał oczami.
- Nie- pokręciła głową- Cały czas byłam skupiona na książce.
- Aha- przytaknął i wstał od stolika- Musisz być całkiem zdolna, bo czytanie do góry nogami nie należy do łatwych.

Dziewczyna dopiero teraz przyjrzała się książce. Faktycznie trzymała ją odwrotnie. Nawet tego nie zauważyła, kiedy z nim rozmawiała. Udawała, że czyta, żeby się odczepił. Chłopak zaśmiał się i ruszył do wyjścia.

- Nie lubię iść na łatwiznę- rzuciła z lekką złością.

***

Sara i Maddie, w szatni od wfu, przysłuchiwały się rozmowom swoich koleżanek.

- Wiesz już co założysz na imprezę u Vicky?- zapytała jedna z nich.
- Mam kilka pomysłów, ale jeszcze nic nie wybrałam.
- Ja mam robioną sukienkę na zamówienie- wtrąciła inna.
- A mi moją przysłała ciotka. Z Europy- powiedziała dumnie kolejna.

- Z czego ta cała afera?- zapytała Maddie swoją kuzynkę.
- Urodziny Vicky Maye.
- Kogo?
- Dziewczyny Lucasa.
- Nie wiedziałam, że ma dziewczynę.
- Jak to? Przecież zawsze siedzą razem na stołówce i całują się publicznie.
- Jeśli to u was oznacza związek- zagwizdała- To ciesz się, że nie byłaś w mojej szkole.

- Dziewczyny! Na boisko!- krzyknęła trener Walls.

Uczennice od razu ruszyły do wyjścia.

- Dzisiaj będziemy biegać na czas. Dystans jaki macie pokonać to 600 metrów.
- Co? 600?- zdziwiła się jedna z dziewczyn.
- 600 to za dużo?- zapytała kobieta.
- Tak- odpowiedziały chórem.
- No to pobiegniecie kilometr.

Wszystkie popatrzyły po sobie. Jednak żadna się nie odezwała, bo to mogło grozić jeszcze dłuższym dystansem, a dobrze wiedzą, że nie są w stanie przebiec nawet połowy. Zaczęły się rozgrzewać. Nauczycielka stwierdziła, że nie ma po co dzielić ich na grupy, skoro i tak większość z nich po jakimś czasie zatrzyma się i odpuści. Dała znak do startu i obserwowała ich bieg. Wszystkie dziewczyny zaczęły bieg na pełnych obrotach, a Maddie zwolniła, biegła średnim tempem i regulowała oddech. Po dystansie 300 metrów, kilka dziewczyn zaczęło zwalniać, a dwie się zatrzymały. Wtedy Maddie przyspieszyła. Zaczęła wymijać kolejne dziewczyny.

- Patrzcie!- krzyknął jeden z grupy chłopaków, którzy mieli zbiórkę zaraz przy wyjściu.

Lucas, Kyle i reszta uczniów popatrzyli na Maddie. Ludzie na trybunach też ją podziwiali. Po dystansie 700 metrów, nie było możliwości, żeby ktokolwiek ją dogonił. Dziewczyny odpadały jedna po drugiej, a Maddie biegła coraz szybciej. Kiedy skończyła bieg z trybun dobiegły gwizdy, krzyki i oklaski. Wszyscy tam popatrzyli. To był Chris, Swayze i Rick. Lucas przyglądał się dawnemu przyjacielowi. Chłopak zbiegł po schodach, przeskoczył przez bandę i podbiegł do dziewczyny. Złapał ją za rękę i przełożył przez ramię jak rannego żołnierza. Zaczął z nią biegać po całym boisku. Oboje głośno się śmiali.

- Co za palant- skomentował Kyle.
- Taa- odpowiedział Lucas ciągle na nich patrząc.

- Zane!- krzyknęła trenerka Walls- Postaw ją.
- Nie mogę. To zwycięzca. Musi być noszona na rękach.
- Serio Chris- odezwała się Maddie- Postaw mnie na ziemię.

Chłopak zrobił o co prosiła. Gdy zbliżyła się do nich nauczycielka i posłała mu groźne spojrzenie, postanowił uciec w podskokach. Kiedy znalazł się blisko grupy chłopaków, odwrócił się i krzyknął:

- Czekamy pod szkołą. Pośpiesz się gwiazdo.

Maddie przytaknęła i wróciła do rozmowy z trenerką.

- Chce pani, żebym biegała?! W drużynie?
- Nie mieliśmy tu nikogo z takimi wynikami od lat. Byłabyś świetna.
- To raczej nie dla mnie.
- Idealne dla ciebie. Jesteś zwinna, umiesz regulować oddech, wiesz kiedy przyspieszyć. Masz talent.
- Fajnie.
- Powiesz mi gdzie się tego nauczyłaś?

Dziewczyna się lekko uśmiechnęła na wspomnienia o swoich ucieczkach. Klepnęła trenerkę w ramię i ruszyła do szatni.

- Hej, Jones! Jeszcze nie skończyłam rozmowy- krzyknęła nauczycielka.
- A ja owszem.

***

Mddie rozejrzała się po pomieszczeniu. Spodobało jej się to co widzi. Drewniane ściany a na nich porozwieszane plakaty, dyplomy, nagrody i stare artykuły. Wszystkie o tematyce wyścigów. Nad barem stały najważniejsze trofea a gdzie nie gdzie wisiały części samochodowe. Bar był zrobiony z maski ciężarówki. Maddie bywała w wielu barach, ale nigdy nie widziała urządzonego w takim stylu.

- No to jest pro- skomentowała.
- Mówiłem, że to świetne miejsce- uśmiechnął się Chris.

Cała paczka podeszła do baru.

- Hej Truck- przywitał się Swayze- To co zwykle.
- Siema- mężczyzna przyjrzał się nowej- A to kto?
- Maddie- przedstawił ją Rick- Jest nowa, ale szybko się wkręca.
- Miło poznać. Jestem Trevor. Ale mów mi Truck.
- Maddie. Ale mów mi Mad.

Wszyscy wymienili spojrzenia i szydercze uśmiechy. Wtedy z zaplecza wyszedł przystojny chłopak. Miał czarne włosy i szare oczy. Ubrany był w podartą koszulę, a spodnie miał ubrudzone smarem. Od razu podszedł do ich paczki.

- Pamiętacie Travisa?- zapytał Truck.
- No nie!- krzyknął Rick- Stary, jak ostatnio się widzieliśmy, byliśmy w podstawówce.
- Nie inaczej. Miło cię widzieć- przytulił kumpla.
- Siema- przywitał się Chris.
- Cześć- podał mu rękę Swayze.
- Jestem Travis- uśmiechnął się do dziewczyny- młodszy brat Trevora.
- Czy to, że wasze imiona zaczynają się na "Tra" i "Tre" związane jest z nazwą tego miejsca? Truck?
- Bystrzak- pokiwał głową Truck.
- Mówiłem, że się do nas nadaje- dodał Rick.
- Nasz ojciec kochał ciężarówki. Co zrobisz- wzruszył ramionami młodszy brat.
- Hej, musisz się z nami napić- objął go ramieniem Rick.

Wszyscy ruszyli do stolika.

- To powiedz- zaczął Chris- gdzie się podziewałeś. Truck mówił, że byłeś w tej szkole dla kierowców samochodów sportowych.
- Zgadza się. Sporo się nauczyłem. Umiem już zmontować sobie coś fajnego.
- No a co robisz tutaj?
- Postanowiłem wrócić na najważniejsze wyścigi w East Grove- upił łyk.
- Wystartujesz w Fast Grove?- podniecił się Rick.
- Fast Grove, serio?- zdziwiła się Maddie i zaczęła się śmiać- Wyścig w East Grove nazywa się Fast Grove? Oryginalne.
- Travis- zaczął Swayze wskazując na dziewczynę- Poznaj największą marudę świata. Nic nigdy jej nie pasuje.
- Po prostu to miasto jest takie przewidywalne i nudne.
- Może takie kiedyś było- odezwał się Travis- Ale ostatnio słyszałem o dobrej akcji w banku.

Cała ekipa popatrzyła po sobie i zaczęła się śmiać.

- Nie do końca rozumiem co się właśnie stało- przymrużył oczy.
- Zgadnij kto za tym stoi?- odezwał się Rick.
- Gadacie?!
- Nie- śmiał się dalej Chris- Właściwie to sprawka Mad. Jedną akcją wkręciła się do paczki.
- Żałuj, że nie widziałeś tego na żywo- skomentował Rick- taki widok daje niezłego kopa.
- Chyba lubisz być przez nich uwielbiana, co?- zagadnął do niej Travis.
- Nie narzekam- spojrzała mu w oczy- Ale nie jesteś lepszy. Ty wróciłeś, żeby być gwiazdą.
- Raczej, żeby dobrze się bawić. Za dzieciaka razem z Rickiem zawsze wiedzieliśmy co zrobić, żeby nie było nudno. Mam nadzieję, że teraz będzie tak samo.
- Ma się rozumieć- stuknęli się butelkami.
- Wracasz do szkoły?- zapytał Chris.
- Nie wiem- westchnął- już ominąłem prawie połowę nowego semestru. Niby rodzice cieszyliby się jakbym miał jakieś inne osiągnięcia poza wyścigami. Ale czy mi to potrzebne?
- Już widzę, że to wasz kumpel- uśmiechnęła się Maddie- Olewka na szkołę. Liczy się zabawa.
- Brzmi prawie jak motto- zaśmiał się Swayze.
- Nie za bardzo. Musicie znaleźć sobie lepsze- skomentowała dziewczyna.
- I widzisz? Znowu marudzi.
- Chyba musimy a nie musicie?- rzucił Chris.
- Spadaj. Ja swoje mam- powiedziała dumnie Maddie.
- Jak brzmi?- zaciekawił się Travis.
- Uważaj, bo ci powiem- wystawiła język, potem spojrzała na zegarek i klepnęła w stół- Dobra. Muszę spadać.
- Gdzie ci się śpieszy? Do nauki?!- szturchnął ją Chris.
- Jaki ty jesteś zabawny- zmarszczyła nos- Muszę przemalować i przemeblować pokój, bo jak się w nim budzę to zaczynam się bać. Jest taki... miły i słodki.
- Potrzebujesz pomocy?
- Umówiłeś się z chłopakami- podniosła się- Posiedźcie sobie i pogadajcie.
- Daj na luz. Codziennie się z nimi widzę. Pomogę ci.
- No dobra. Skoro się tak palisz- wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się do reszty- Na razie frajerzy.
- Do zoba- odezwał się Rick.
- Zadzwonię- rzucił Chris i ruszył z Maddie do wyjścia.
- Para?- zapytał Travis.
- Nie. Chris jest z Alison- wyjaśnił Rick.
- Ale wygląda to dziwnie- skomentował Swayze- Od kiedy się pojawiła to uwięziła nam kumpla.

***


- No słodziutki pokoik- zaczął nabijać się Chris.
- Nawet nie zaczynaj.
- Misie są ekstra. No i ta biel. Jest wszędzie- rozgląda się po pokoju- Nie czujesz się jak księżniczka?
- Dawno ci chyba nikt nie przyłożył, co?
- Alison czasem lubi ostre zagrywki. No wiesz, klapsy i te sprawy.
- Jesteś nienormalny- rzuciła w niego poduszką.
- To od czego zaczynamy?
- Malowanie ścian. Trzeba poprzestawiać meble i okryć je folią. Potem zedrzeć tę "cudną" tapetę i starą farbę.
- Znasz się na tym- pokiwał głową- Wiesz, zaskakujesz z dnia na dzień.
- A to nowość. Zawsze jest tak, że jak poznajesz nową osobę to przez jakiś czas cię fascynuje. Potem jak znasz ją na wylot to nie ma już takiego szału.
- Często to robisz?
- Co?
- Analizujesz interakcje międzyludzkie? Co się dzieje od początku do końca?
- Czasami.
- Wiesz, że to głupie i strasznie nudne.
- Ach tak?!
- Tak. Przewidywanie jest nudne. Wolę zamieszanie, konflikty, niewyjaśnione sytuacje. Wtedy zawsze jest ciekawie.
- Jednym słowem, lubisz kłopoty?
- Bingo!

Dziewczyna mu się przyglądała. Było w nim coś co sprawiało, że chciała być przy nim sobą. Miał taką szczerość w oczach. Jego zachowanie i nastawienie do życia było spontaniczne. Zero gry, zero fałszu. Kiedy z nim przebywała, wiedziała, że może wszystko mu powiedzieć. Rzucić jakąś nowiną od tak sobie. A on zareaguje całkowicie naturalnie. Śmiechem, współczuciem, żalem czy radością. Nie będzie oceniał, tylko przyjmie to do wiadomości i zaakceptuje. Po prostu.

- Chcesz się wyrobić do wieczora?- spojrzał na nią- To bierz się do roboty! Nie płacę ci za myślenie.
- Ty wcale mi nie płacisz- zmarszczyła brwi.
- A, no tak- podrapał się w głowę- Zapomniałem, że to ja pracuję dla ciebie.
- Głupek- zaśmiała się i zaczęła przesuwać biurko.

***

- Co robisz o tej porze w moim gabinecie?

Chłopak uniósł głowę znad książek. Kiedy zobaczył kto wszedł do środka od razu wstał.

- Cześć dziadku. Właśnie się uczyłem.
- Tutaj? Przecież mamy bibliotekę.
- Wiem. Ale wszystkie ważne książki o chemii, masz tutaj.
- Problemy w szkole?
- Nie. Chcę się po prostu więcej dowiedzieć.
- Przypomnij mi jaką ocenę miałeś w pierwszym semestrze?
- Czwórkę.
- Hmm.

Dziadek podszedł wolnym krokiem do regału. Lucas śledził go wzrokiem. Wyglądał jak arystokrata. Wyprostowany z wypiętą piersią. Głowę nosił wysoko. Poruszał się z taką gracją o jakiej jego wnuk mógł tylko pomarzyć. Zawsze stawiano mu dziadka za wzór. Kulturalny, odpowiedzialny, dbający o interesy i rodzinę. Wyniósł ich rodzinę na wysoki poziom społeczny i ją na nim utrzymał.

- Czyli nie za dobrze ci idzie?- kontynuował mężczyzna.
- Czy ja wiem?- powiedział z niepewnością- Czwórka to dobra ocena.
- Racja- zaczął przeglądać książki- Dobra.
- No już, powiedz to.
- Słucham?
- Powiedz, że to dobra ocena, ale nie jest najlepsza.
- Nie chciałem tego powiedzieć.
- Pewnie- przewrócił oczami.
- Ale to prawda.
- No i proszę bardzo. Jest- kiwnął głową Lucas.
- Musisz się bardziej przyłożyć.
- Coś jeszcze?
- Słucham?- obrócił się dziadek.
- Planujesz jakąś dłuższą przemowę? Bo jak tak, to skoczę po colę i popcorn.
- Luca- podszedł do niego- Nie denerwuj się. Wiesz, że chcemy dla ciebie jak najlepiej.
- Jak zawsze- westchnął chłopak.
- To co? Postarasz się?
- Właśnie to robię, ale wątpię żebym dał radę.
- Może potrzebujesz innego źródła wiedzy. Jak korepetytor.
- Próbowałem. Nic z tego.
- Nam Moon'om zawsze się udaje- klepnął go w ramię.
- Nie tym razem- spojrzał przez okno- Jest zawzięta i mnie nie lubi.
- Ona?
- Tak. Jedna dziewczyna w szkole dała niezły popis na lekcji. Widać, że się na tym zna. Poprosiłem ją o pomoc, ale odmówiła.
- Jak się nazywa?
- Maddie Jones. Jest nowa. Poznałeś ją w naszym sklepie.
- Ach, Madeline- uśmiechnął się mężczyzna- Ma niezły temperament.
- Nie musisz mi mówić. Już pierwszego dnia powaliła Kyle'a na ziemię.
- Zasłużył?
- Tak.
- No to brawo dla niej.
- Czy ty się właśnie zachwycasz dziewczyną, która jest pyskata i chętna do bójek?- zdziwił się Lucas.
- Nie jest taka jaką chce, żeby ją widziano.
- A skąd ty to wiesz?
- Po pierwsze: żeby kogoś dobrze poznać wystarczy czytać z oczu- spojrzał na wnuka- One zawsze mówią prawdę. A po drugie: Dyrektor Malls radził się mnie w sprawie przyjęcia tej dziewczyny do szkoły. Jej wyniki testu były chyba najgorsze w historii. Dlatego powiedziałem mu, żeby ją przyjął.
- Chyba nie łapię? Czemu?
- Nie wyobrażasz sobie jak dobrze trzeba być obkutym, żeby źle odpowiedzieć na każde pytanie- zaśmiał się dziadek i zaczął chodzić po pokoju- Bardzo się starała, żeby tu nie trafić. Włożyła w to wiele wysiłku. Podsyłała artykuły z gazet, swoje mandaty, wezwania do sądu. Wszystko co się dało, aby tylko tu nie przyjechać.
- A ty jej przeszkodziłeś ponieważ?
- Ma cechy, które nie są spotykane u wielu ludzi. Jest inteligentna, waleczna, odważna, zdeterminowana, niezależna, spontaniczna, nie boi się wyrażać swojego zdania i bronić własnych przekonań. A do tego prawdopodobnie jest niesamowicie wrażliwa- westchnął- Jest diamentem. Co prawda nieoszlifowanym, ale myślę, że znajdzie właściwą drogę.
- Albo szlifierkę- skomentował Lucas.

Mężczyzna spojrzał na wnuka. Uśmiechnął się lekko i przeniósł wzrok na zdjęcie swojej zmarłej żony. Była piękną kobietą. Darzył ją tak silnym uczuciem jakie ktokolwiek mógł sobie wyobrazić. Ich miłość była najwspanialszą rzeczą, jaka mogła mu się przytrafić. Poznał ją w najmniej oczekiwanym momencie. Pewnego dnia, gdy wracał z sąsiedniego miasta, zepsuł mu się samochód. Musiał iść dwa kilometry do najbliższego baru, gdzie mógł poprosić kogoś o pomoc. Gdy podszedł do szczupłego mężczyzny o bujnych włosach, poklepał go w ramię. Tamten się odwrócił i uderzył go butelką w głowę. Henry na chwilę stracił przytomność. Kiedy się ocknął, ujrzał swojego oprawcę. Okazało się, że była to przepiękna dziewczyna. Zaatakowała go myśląc, że to jakiś bandzior lub zboczeniec. Miała na imię Jane. Od tamtej pory śmiała się, że musiała go uderzyć w głowę, żeby się z nią ożenił. Tak. Miała temperament.

- Czasem warto jest spojrzeć na kogoś bez uprzedzeń.
- Niemożliwe, że powiedział to Henry Moon- zaśmiał się chłopak.
- Zostawię cię z twoją chemią- powoli ruszył do wyjścia i obrócił się przed samymi drzwiami- Postaraj się o te korepetycje.
- Jasne- opadł na fotel i powiedział do siebie- Postaraj się. Tylko jak do cholery się dogadać z tą dziewczyną?

***

- Maddie, kolacja gotowa- powiedziała Sara wchodząc do pokoju.
- Zaraz przyjdę.
- Co tu się stało?!- zdziwiła się kuzynka, gdy rozejrzała się po pomieszczeniu.

Dwie ściany pomalowane były na granatowo. Jedna z dwóch pozostałych była pokryta biało-czarną tapetą z abstrakcyjnymi wzorami. Ostatnia była pomalowana na biało, a na niej wisiały plakaty i puste ramki na obrazy. W kilku ramkach napisany był tekst piosenki, wiersz lub cytat z wybranej książki. Blat biurka był granatowy, a nogi białe. Podobnie wyglądało krzesło, siedzenie i oparcie byly granatowe, a nogi białe. Łóżko też było pomalowane na granatowo. Za to pościel miała biało-czarne wzory. Maddie zrobiła je własnoręcznie na maszynie do szycia. Zasłony również były jej dziełem. Regał na książki, wykonany z cegieł, dopełniał cały obraz.

- Nieźle, co nie?- wychylił się zza szafy Chris.
- O! Cześć- speszyła się Sara i zwróciła do kuzynki- Nie wiedziałam, że ktoś ci pomaga.
- Sam się pchał- wzruszyła ramionami.
- Bo mam dobre serce- chłopak wystawił język.
- Szkoda, że nie zdolności artystyczne- uśmiechnęła się sztucznie.
- Mam i zaraz ci je pokażę- ruszył do niej z pędzlem.
- Nawet o tym nie myśl.
- No chodź. Pokażę ci sztukę.
- Sara! Ratunku!- Maddie zaczęła uciekać w stronę drzwi.

Wtedy Chris ją złapał i wysmarował jej twarz farbą. Dziewczyna śmiała się i krzyczała. Lecz nie pozostała mu dłużna. Chwyciła za inny pędzel i się odegrała. Sara przyglądała im się z zaciekawieniem. Po chwili do pokoju weszła ciotka.

- Co tu się dzieje?

Maddie i Chris od razu przestali się szarpać. Popatrzyli po sobie i zaczęli się śmiać.

- Madeline- zaczęła Susan- Możesz mi to wyjaśnić?
- To drobny remont- wskazała palcem cały pokój.
- Widzę. Ale dlaczego jesteście tacy brudni? I dlaczego nic nie wiem o tym, że masz gościa?
- Ja się chyba powinienem już zwijać- odezwał się Chris i prześlizgnął obok Sary i Susan- Miło było poznać. Do jutra świrze.
- Do jutra- krzyknęła za nim.
- Młoda damo- odezwała się ciotka- idź się umyj i widzę cię zaraz na kolacji. Wtedy porozmawiamy.

Kiedy Susan wyszła, Sara ciągle przyglądała się kuzynce.

- Co?!- zapytała Maddie.
- Nie powinnaś się z nim zadawać. To największy łobuz w szkole.
- Nic ci do tego- weszła do łazienki i zaczęła myć twarz- To mój kumpel i jest w porządku.
- Możesz mieć przez niego problemy.
- Dlaczego?- przewróciła oczami.
- Na początku liceum narobił sobie kłopotów i wyrzucono go z drużyny pływackiej. Mało nie wyleciał ze szkoły.
- I co z tego?
- Jak to?!- zdziwiła się Sara- My się z takimi ludźmi nie zadajemy.
- Ja, tak.
- To przestaniesz. Rodzice tego nie zaakceptują.
- Bo?- dziewczyna wyszła z łazienki wycierając twarz.
- Bo to zły chłopak.
- Mogę ci zadać pytanie?- Maddie podeszła do kuzynki- Ile razy z nim rozmawiałaś?
- Ani razu.
- No to skąd możesz wiedzieć jakim jest człowiekiem?!
- Widzę jak się zachowuje.
- Drugie pytanie. Jestem złą osobą?
- Raczej nie- Sara spojrzała na kuzynkę- Tylko robisz głupie i czasem nieodpowiedzialne rzeczy, które mają złe skutki.
- I jesteśmy w punkcie wyjścia- klepnęła ją w ramię Maddie i ruszyła na dół- Nie oceniaj ludzi po ich zachowaniu, nie znając ich historii.

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział II: "Maddie. Ale wolę Mad"


Maddie otwiera oczy. To nie sen. Jest w tym okropnym pokoju, w tym okropnym domu i okropnym mieście. A przed nią okropny dzień. Dziewczyna wychodzi z łóżka i włącza jedną ze swoich płyt. Zaczyna się ubierać i malować. Kiedy słyszy refren "This is Home" zespołu Switchfoot, obraca się w stronę wieży.

- Serio chłopaki? Nawet wy?

Potem zakłada buty i wyłącza muzykę. Schodzi na dół i siada przy stole w kuchni.

- Dzień dobry Madeline- uśmiecha się ciotka.
- Dobry- dziewczyna chwyta bułkę i smaruje ją dżemem.
- Jak się spało?- zapytał Tom wychylając się zza gazety.
- Spoko.
- Spakowałam ci książki do plecaka- odezwała się Sara.
- Po co?
- To twój pierwszy dzień szkoły.
- Chyba ci się przydadzą- puścił do niej oko Tom.
- Taa- przewróciła oczami.
- Musicie się pospieszyć. Autobus zaraz podjedzie- powiedziała Susan.
- Nie możemy pojechać garbusem?- zapytała Maddie.
- Możecie- odłożył gazetę Tom- Ale jaką mam gwarancję, że dotrzecie do szkoły, hm?
- Cwaniak- puściła do niego oko dziewczyna.
- Nie urodziłem się wczoraj. Wiem jakie są nastolatki. Też nim kiedyś byłem.
- Kiedy to było? W XVIII wieku?- zaśmiała się z własnego żartu Maddie.
- Spokój- wtrąciła Susan- Czas się zbierać.

Obie dziewczyny wstały i ruszyły do wyjścia.

***

- Jakie plany na dzisiaj?- zapytał Swayze.
- To znaczy?
- Idziemy do szkoły?
- Obiecałem Alison, że dzisiaj będę.
- Od kiedy to laska decyduje co robi Chris Zane?
- Stul dziób.

Wtedy do samochodu wsiada chłopak w czapce z napisem "BadBoy".

- Rick, coś ty włożył?
- Coś ci nie pasuje?
- Bad boy? Serio?- śmieje się Swayze.
- Jeszcze jedno słowo i coś powiem- uśmiechnął się wystawiając zęby.
- O co chodzi?- zapytał Chris- Co wczoraj odpaliliście?
- Standardowo. Jazda z frajerami. Wiesz, że zaczęli przychodzić do Truck'a?
- Jaja sobie robisz?!
- Nie. Ja i Rick musieliśmy tam trochę posprzątać. Nie pozwolimy, żeby byle kto się tam kręcił.

Kumple wymienili spojrzenia i zaczęli się śmiać. Kiedy pojechali pod szkołę, ciągle opowiadali sobie żarty. Na parkingu czekała już Alison.

- Chris Zane dotrzymuje obietnicy. Niebywałe.
- Nie zaczynaj- odpowiedział i ją pocałował.

Cała paczka ruszyła w stronę szkoły.

***

Maddie i Sara wysiadły z autobusu. Dziewczyna już w autobusie czuła, że wszyscy im się przyglądają. A właściwie patrzyli tylko na nią i zastanawiali się co Sara z nią robi.

- Krwawy pochód zaraz się zacznie- westchnęła.
- Co się zacz...?

Jednak zanim Sara skończyła pytanie, zrozumiała o co chodzi. Każdy, dosłownie każdy przyglądał się jej kuzynce. Owszem, wyglądała nietypowo, ale to nie znaczy, że jest inna niż oni.

- Hej. Spójrz. To ta dziewczyna ze sklepu twojego dziadka- zauważył Kyle- niezły styl.
- Wygląda jakby wciągnęła ją maszyna do obróbki drewna i wypluła- skomentowała Trudy.
- A ta dziewczyna obok?- zastanowiła się Vicky- Wydaje się znajoma.
- To Sara Jones. Córka Toma- wyjaśnił Lucas.
- Kogo?
- Jest kierownikiem na budowie.
- Coś mi świta- przymrużyła oczy Vicky.
- Zobaczymy jakie ciężkie materiały potrafi unieść córka budowlańca- uśmiechnął się Kyle i rzucił w nią piłką futbolową.

Uczniowie przyglądali się popularnemu sportowcowi. Rzut wykonał celnie. Trafił Sarę, prosto w tył głowy. Dziewczyna zachwiała się, ale zdołała utrzymać na nogach. Maddie rozejrzała się dookoła i zauważyła śmiejącą się grupę. Podniosła piłkę i odrzuciła w ich stronę. Jej celność też nie była najgorsza. Trafiła Kyle prosto w krocze. Po chwili podeszła do zwijającego się z bólu chłopaka.

- Uderzyłabym cię w głowę, żeby wstrząsnąć twoim mózgiem, ale zakładam, że go tam nie masz. Dlatego dostałeś poniżej pasa.

Uczniowie zebrani wokół tego wydarzenia patrzyli na nową z zaciekawieniem. Rozłożyła rozgrywającego na łopatki i jeszcze mu dogryzła. Kilkoro z nich zaczęło się śmiać. Do tej grupy dołączył się Lucas. Po chwili pomógł wstać kumplowi. Maddie spojrzała jeszcze raz na Kyle i odeszła w stronę kuzynki.

- Widziałeś to?!- śmiał się do łez Swayze.
- Ta laska to chodząca, tykająca bomba- powiedział zafascynowany Chris.
- Jej pierwszy dzień i już jest sławna- skomentował Rick.
- Jak przestaniecie się już ślinić to może pójdziemy na lekcję?- zapytała Alison.

***

Chemia. Uczy jej starsza kobieta. Nazywa się Nadia Omar. Jeśli chodzi o uczniów, to jest wymagająca, ale też bardzo wyrozumiała w ważnych sprawach. Nie lubi głupich żartów, jak i wyssanych z palca historii, które uczniowie opowiadają, żeby wytłumaczyć dlaczego są nieprzygotowani.

- Okej. Kto mi powie jaki kolor ma chrom w związkach?

Cała klasa zaczyna przeglądać podręcznik.

- Żółty- mówi jedna z dziewczyn.
- Zielony- odzywa się chłopak w pierwszej ławce.

Maddie znalazła się na tych zajęciach razem z Lucasem. Chłopak nie słucha tego co mówi nauczycielka i przygląda się dziewczynie. Nowa rysuje coś na końcu zeszytu. W pewnej chwili przygryza usta. Ten widok wydaje mu się zabawny, ale także pociągający.

- Panie Moon?
- Tak?- Lucas otrząsnął się z myśli.
- Zna pan odpowiedź?

Chłopak się zmieszał.

- To bez sensu- odezwała się nowa uczennica.
- Słucham?
- Nie sprecyzowała pani pytania- dziewczyna wyprostowała się i patrzyła prosto w oczy nauczycielce- Powinna pani zapytać jaki kolor ma chrom na różnych stopniach utlenienia w różnych związkach.
- A ty to kto? Adwokat?
- Nie.
- Przypomnij mi, jak się nazywasz?
- Jones.
-W takim razie panno Jones- założyła ręce kobieta- Proszę odpowiedzieć na pytanie jakie sama postawiłaś. Na przykład chrom na +3 stopniu utlenienia w tlenku.
- Szarozielony.
- A wodorotlenek?
- Również.
- Okej. To było proste- uniosła kącik ust kobieta- Tlenek chromu VI?
- Ciemnoczerwony.
- Chromian potasu?
- Żółty.
- Dichromian?
- Pomarańczowy.
- Siarczan chromu III?

Dziewczyna nic nie powiedziała tylko patrzyła na nauczycielkę.

- Czyżby wiedza się skończyła?- zamrugała pani Omar i usiadła przy biurku.

Cała klasa zaczęła chichotać.

- Chodziło pani o siarczan stały w kolorze różowym czy może rozpuszczony w wodzie o barwie fioletowej?- uśmiechnęła się Maddie.

Kobieta przymrużyła oczy i lekko się uśmiechnęła.

- Dziękuję za odpowiedź- nauczycielka spojrzała na nią z sympatią- panie Moon.

Klasa zaczęła się śmiać. Lucas odwrócił się w jej stronę i się uśmiechnął. Dziewczyna popatrzyła na chłopaka. Miał bujne blond włosy i szaroniebieskie oczy. Ubrany był w czarny T-shirt i szorty. Na nogach miał adidasy. Wyglądały na drogie. To samo tyczyło się okularów przeciwsłonecznych. Na lewym ręku nosił Rolexa, a na szyi srebrny wisiorek. Maddie oceniła jego wygląd na 8. Jak na takie miasteczko był całkiem, całkiem. Myśli przerwał jej dzwonek. Wszyscy zaczęli zbierać książki i wychodzić. Dziewczyna powoli się podniosła i zaczęła wrzucać książki do plecaka. Nie chciała się tłoczyć z resztą klasy. Kątem oka zauważyła, że został w klasie ktoś jeszcze.

- Dzięki za ratunek- odezwał się przystojny blondyn.
- Spoko.
- Jestem Lucas. Ale znajomi mówią mi Luca- wyciągnął rękę.
- Fajnie- podniosła głowę, zarzuciła plecak na ramię i ruszyła do wyjścia.

Chłopak poszedł za nią i kontynuował rozmowę na korytarzu.

- A więc? Co z tobą? Zgrywasz niedostępną?
- Nie.
- To dlaczego się nie przedstawisz? To raczej nie przystoi dziewczynie. Tutaj wszyscy są mili.
- Naprawdę?- uniosła brew- Rano jakoś tego nie zauważyłam.
- No tak- przyprawiła go o uśmiech- Nie przejmuj się Kylem, nie zawsze myśli nad tym co robi. Przepraszam za niego.
- Mnie nie musisz przepraszać- Zatrzymała się i zaczęła grzebać w szafce- Mnie nic nie boli.
- Jasne. Łapię- przytaknął chłopak- Więc... jesteś dobra z chemii?
- Jak na to wpadłeś?- zrobiła wielkie oczy.
- Okej- zaśmiał się widząc jej minę- Zastanawiam się czy udzielasz korepetycji?
- Nie. Nie dlatego interesuje się chemią.
- A dlaczego?
- Robię prochy- wzruszyła ramionami i ruszyła w głąb korytarza śmiejąc się do siebie.
- Co?- zapytał, nie będąc pewnym czy go słyszy.

***

- Panie Zane- westchnął dyrektor- Od czego by zacząć? Może najpierw czy wiesz kto podmienił mydło w łazienkach na sos czosnkowy?
- Niestety.
- A co z kontenerem, który znalazł się na sali gimnastycznej?
- Nic o tym nie wiem- Chris rozłożył ręce i się uśmiechnął.
- A żaby w składziku woźnego?
- Jak ktoś w ogóle na to wpadł?- udawał oburzonego.
- Chris- dyrektor przetarł czoło chusteczką- Ja wiem i ty wiesz, kto to zrobił. Jednak z braku dowodów nie mogę nikogo ukarać. Chcę tylko, abyś wiedział, że mam oko na ciebie i twoich kolegów.
- Jasne- pokiwał głową chłopak- Mogę już iść? Mija mi historia.
- Proszę bardzo- wskazał drzwi- Do widzenia.
- Na razie- uśmiechnął się szeroko.

***

Stołówka w szkole nie należy do najładniejszych, ale Maddie widziała gorsze. Wzięła tacę i stanęła w kolejce. Spojrzała na serwowane jedzenie i jedyne na co mogła spojrzeć to cheeseburger i frytki. Do tego puszka Pepsi i lunch gotowy. Po odejściu od kasy rozejrzała się w poszukiwaniu wolnego miejsca. Jak w każdej szkole ludzie podzieleni byli na grupy. Sportowcy, super laski, kujony, muzycy, fanatycy gier komputerowych, koło religijne i tak dalej.

- Super- powiedziała sama do siebie i zaczęła iść między stolikami.

W pewnym momencie jeden z uczniów podstawił nogę drugiemu i ten z całym żarciem wywrócił się prosto pod stopy Maddie. Dziewczyna spojrzała na chłopaka. Wyglądał jak typowa łamaga. Co poradzić, tak już jest w szkołach. Wtedy swój wzrok przeniosła na tego, który zrobił mu kawał. On i jego paczka, śmiali się i udawali, że nie wiedzą kto to zrobił.

- A już myślałam, że to jakaś dziwna szkoła- skomentowała.
- Całkiem normalna- odpowiedział jej chłopak w czapce z napisem "BadBoy".
- Hej czy to nie ty zaliczyłaś dzisiaj rano "przyłożenie"?- zapytał jego kolega- Jestem Chris. Siadaj.

Maddie nie myśląc długo usiadła przy ich stoliku.

- Klasyczna akcja. Położyłaś na glebę Kyle'a- skomentował chłopak w koszuli w kratę- Jestem Swayze.
- Jak ten koleś z Dirty Dancing?- skrzywiła się dziewczyna.
- Zgadza się. Nazywam się Partick. Wystarczyło, żeby Chris raz użył tej ksywki i tak już zostało.
- Spoko.
- A ty?- zapytał Bad Boy.
- Maddie. Ale wolę Mad- uniosła kącik ust. (mad- z ang. szalony, wściekły)
- Już cię lubię- uśmiechnął się Chris.
- Jestem Rick- przedstawił się ten od czapki.
- A więc Mad?- zaczął Chris- Co robisz w East Grove?
- Uczę się jak być grzeczna.
- I jak ci idzie?
- Opornie.
- Od razu uprzedzam, że od nas się tego nie nauczysz- zaśmiał się Swayze.
- Zdążyłam zauważyć- spojrzała na poszkodowanego chłopaka- Przyjechałam do ciotki i wuja. Musiałam zmienić szkołę, bo miałam w niej trochę problemów.
- Trochę, hm?- spojrzał na nią Chris.
- A skąd jesteś?- zapytał Rick.
- Z Chicago.
- Dziewczyna z dużego miasta- pokiwał głową Swayze- I jak ci się u nas podoba?
- Wieje nudą.
- Ha! To dobrze trafiłaś. My nie lubimy się nudzić. Zawsze wymyślimy coś, żeby się działo.
- Jak przewrócenie kujona?- uniosła brew- I to miało zrobić na mnie wrażenie?
- Słabe?- zapytał Chris- Ciekawy jestem jakimi dokonaniami ty możesz się pochwalić?
- Tego nie da się opisać -uśmiechnęła się- Musiałabym to pokazać.
- Stoi. Dzisiaj po szkole. Spotykamy się na parkingu.
- Spoko- powiedziała Maddie przeżuwając frytkę.

Wtedy podeszła do nich Alison.

- Kocie- zwrócił się do niej Chris- To jest Mad. Mad to Alison.
- Cześć- przywitała się- Dziewczyna Chrisa.
- Cześć- odpowiedziała Maddie i spojrzała na paczkę- Nikt dla Chrisa.

Chłopcy zaczęli się śmiać i zbierać swoje rzeczy. Chris podszedł do Maddie i wziął jedną frytkę.

- Do zobaczenia za dwie godziny.

***

- Hej Luca- zwróciła się do niego Vicky- Co powiesz na obiad u mnie? Dziś wieczorem?
- Jasne- odpowiedział obserwując scenę, dziejącą się kilka metrów dalej.
- O której przyjedziesz?

Chłopak widział jak nieznajoma siada i rozmawia z paczką Chrisa. Wtedy wrócił myślami do pierwszej klasy. On i Chris byli najlepszymi przyjaciółmi. Razem dostali się do drużyny pływackiej. Zapowiadało się, że liceum będzie należało do nich. Przystojni, wysportowani, najlepsi kumple. Wszyscy chcieli z nimi rozmawiać i spędzać czas. Byli jak bracia. Zawsze razem. Jednak Lucas był odrobinę zazdrosny o osiągnięcia Chrisa. Był on zdecydowanie lepszym pływakiem i łatwiej szły mu rozmowy z dziewczynami. Pewnego dnia Lucas pomyślał, że nic się nie stanie jak trochę porawi swoje wyniki w sporcie. Zaczęło się od odżywek, ale nie przynosiły odpowiednich efektów. Dlatego postanowił spróbować dopingu. Po krótkim czasie zaczął coraz lepiej pływać. Tłumaczył innym, że to przez zdrową dietę i dużą ilość ćwiczeń. Jednak Chris szybko się zorientował, że to coś innego. Kiedy odkrył, dlaczego Lucas jest taki dobry, wpadł w szał. Zaczął krzyczeć i grozić, że powie o tym trenerowi. Lucas nie mógł na to pozwolić. Wyrzuciliby go z drużyny, straciłby popularność a co gorsze, byłby skreślony w oczach swojego ojca i dziadka, na których uznanie i uwagę trzeba ciężko pracować. Gdyby o tym wiedzieli z pewnością zostałby wydziedziczony i wysłany do szkoły z internatem, gdzieś w Anglii. Jedną z ich kłótni podobno usłyszał inny zawodnik i doniósł o tym trenerowi. Ten chcąc wyjaśnić sytuację postanowił z nimi porozmawiać. Osobno. I tutaj Lucas popełnił błąd. Myślał, że Chris go wyda. W końcu mówił, że to zrobi. Dlatego Lucas złożył całą winę na przyjaciela. Jak się później dowiedział, Chris nic nie powiedział. Tłumaczył, że ktokolwiek na nich doniósł, wszystko zmyślił. Lucas do końca życia nie zapomni wzroku Chrisa, kiedy ten usłyszał, że wylatuje z drużyny. Był to wzrok zawiedzionego i zdradzonego przyjaciela. Brata. Chociaż Lucas, po całej tej sprawie od razu skończył z dopingiem, nigdy nie udało mu się porozmawiać z Chrisem. Wyjaśnić. Powiedzieć jak bardzo żałuje. Przeperosić. Od tamtego czasu Chris zmienił znajomych i omija Lucasa wielkim łukiem.

- Kochanie, słuchasz mnie?
- Co?- otrząsnął się z myśli i spojrzał na Vicky.
- O której przyjedziesz?
- Przepraszam. Dzisiaj nie mogę. Muszę trochę potrenować.
- Zdawało mi się, że byłeś na basenie rano.
- Zgadza się. Ale muszę popracować nad oddechem- Znowu popatrzył na Chrisa- Dam znać jeśli będę wolny.
- Coś cię martwi?
- Nie- podniósł się i ją pocałował- Wszystko w porządku. Idę na matmę.

***

- Nowa? Co masz w planach?- zapytał Chris, gdy znaleźli się w centrum miasta.
- Wybierz budynek.
- Co?
- Wybierz- powtórzyła Maddie.
- Bank- odpowiedział i popatrzył na kumpli i Alison.
- Okej- spojrzała na budowlę i dodała- Rick. Pożycz czapkę. A ty, trzymaj moją bluzę. Njalepiej będzie jak się za czymś schowacie.

Cała czwórka jej się przyglądała. Podała bluzę Chrisowi.Wywinęła czapkę na drugą stronę, tak żeby nie było widać napisu i założyła na głowę. Bandamkę schowała w kieszeń, żeby nie rzucała się w oczy.

- No to jazda- rzuciła i ruszyła w stronę banku.
- Domyślacie się co zrobi?
- Pewnie nastraszy jakąś babkę albo ją okradnie- rzuciła Alison.
- Nie jestem taki pewien- powiedział Chris, gdy zniknęła za drzwiami.
- No, ale banku raczej nie obrabuje, co?- zapytał Rick.
- Cii. Wychodzi.

Maddie szybkim krokiem wyszła z budynku. Ściągnęła czapkę i roztrzepała włosy. Wyciągnęła bandamkę i zawiązała ją wokół szyi. Gdy podbiegła do grupy wzięła od Chrisa bluzę i ją założyła.

- Co to ma być?- zapytał Swayze.

Jednak po chwili zobaczył tłum ludzi wybiegających z budynku. Wrzeszczeli jak opętani. Cała grupa zaczęła się śmiać.

- Co tam się dzieje?- zapytał Rick.

Zaraz podjechały trzy radiowozy i furgonetka. Za nimi pojawiła się straż pożarna. Grupa obserwowała z fascynacją zamieszanie, które wywołała. Rozkrzyczeni i spanikowani ludzie. Policjanci, nie mogący opanować sytuacji. Strażacy niepewni czy mają przystępować do akcji.

- Co tam zrobiłaś?
- Tajemnica- uśmiechnęła się.

Chris stał i ciągle podziwiał hałas jaki wywołała tak dziewczyna. Była tam kilka sekund a reakcja ludzi wygląda tak jakby wmówiła im, że nadchodzi koniec świata.

- Jesteś najbardziej pokręconą laską jaką znam.

Mad i Chris wymienili znaczące spojrzenia. Oboje napawali się pięknem tej sytuacji. Chłopak już w pierwszej chwili, kiedy ją zobaczył, wiedział, że ich drogi się skrzyżują. Dobrze, że stało się to tak szybko i efektywnie. Za to Maddie potrzebowała uczucia, że jest wyjątkowa. Ci ludzie, podziwiali ją za to jaka jest. A Chris? Przygarnął ją pod swoje skrzydła bez żadnych pytań. Zaakceptował ją taką jaka jest, bez oceniania i komentowania.

- Jeśli chcemy być niezauważeni to musimy spadać- odezwała się Alison.
- Racja. Gdzie lecimy?
- Garaż u Ricka?- zapytał Swayze.
- Się wie- kiwnął głową Chris- Mad? Wchodzisz?
- Pytanie- uniosła kącik ust.
- Chodź kryminalistko- objął ją ramieniem Rick- Pokażę ci moje królestwo.

***

Lucas wszedł na murek. Spojrzał przed siebie i nałożył okularki. Potem opuścił głowę i przyglądał się wodzie. W tym momencie zawsze przypominał mu się Chris. To jak razem trenowali, ścigali się, wygłupiali. Jak dokuczali innym zawodnikom. Te myśli wzbudzały w nim złość. Wskoczył. Po chwili pojawił się na powierzchni i płynął ile miał sił w rękach i nogach. Nie zwracał uwagi na uregulowanie oddechu czy technikę. Skupił się na tym, żeby jak najszybciej się zmęczyć. Kiedy dopłynął do ściany po drugiej stronie, uderzył taflę wody. Niestety złość nie przechodziła. W żaden sposób wysiłkiem fizycznym nie zmieni tego co czuje w środku. Poczucie winy. Myślał, że będzie w stanie ułożyć sobie życie od nowa. W końcu ma wsparcie rodziny. Bogatej i wpływowej rodziny. Jest dobrym uczniem i wspaniałym sportowcem. Ma Vicky, która jest miła i życzliwa. Ma Kyle'a, który pomógł mu podnieść się po tej całej aferze. Jednak czegoś mu brakuje. Pewnych cech osobowości, które Chris w nim wywoływał. Spokój, niezależność, pewność siebie, odwagę, a także odrobinę szaleństwa. Obaj byli przykładnymi uczniami, lecz nie bali się czasem zrobić jakieś głupoty. Tak po prostu. Dla zabawy. Tej równowagi mu brakuje. Czuje, że się chwieje. Czuje, że teraz jest inną osobą i nawet tej osoby nie lubi. Nie chce taki być. Chce być sobą. Dawnym sobą.

***

- Mam pytanie- zaczęła Vicky- Czy Lucas nie wydaje się być ostatnio jakiś inny?
- Co masz na myśli?
- No wiesz. Taki nieobecny. Mam wrażenie, że nie wszystko do niego dociera.
- Hmm- zastanowiła się Trudy- Chyba od zawsze taki był.
- Raczej nie- spojrzała na nią- Myślę, że on tęskni za Chrisem.
- Że co? Przecież nie przyjaźnią się od jakichś dwóch lat.
- No tak. Ale ostatnio ciągle mu się przygląda. Do tego wydaje się być przygnębiony.
- W takim razie twoim zadaniem jest go pocieszyć.
- Ale jak?
- Vicky, Vicky, Vicky- pokręciła głową Trudy- Nie raz i nie dwa powtarzałam ci co kręci facetów.
- Ale on taki nie jest.
- On jest przede wszystkim facetem. Są metody i działania, którym nie potrafią się oprzeć. Pamiętasz czego cię uczyłam?
- I myślisz, że to nam wyjdzie na dobre?
- Kochana- złapała ją za rękę- To ja cię stworzyłam. Pamiętasz kim byłaś wcześniej? Zwykłą szarą myszką, która przyjaźniła się z Lucasem i sekretnie się w nim podkochiwała. Ja pomogłam ci z przemianą, zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz. Po kilku tygodniach, zostałaś jego dziewczyną. Czy to ci wyszło na dobre?
- W sumie to tak.
- I masz swoją odpowiedź.

Dziewczyna się zamyśliła. Lucas dużo dla niej znaczy. Była w nim zakochana od... chyba od zawsze. Teraz kiedy są razem na poważnie, zrobi wszystko, żeby go zatrzymać.

- Może powinnam pogadać z Chrisem?
- Czy ty postradałaś rozum?!- zmarszczyła brwi Trudy- Pozbyłyśmy się Chrisa właśnie po to, by Lucas miał więcej czasu dla ciebie. Jeśli zaczniesz to drążyć, od razu się zorientuje, że miałyśmy coś wspólnego z tą aferą.
- Może właśnie powinnyśmy to wyjaśnić? Powiedzieć prawdę.
- Powiem ci coś- spojrzała na nią poważnie- Jeśli się przyznasz, że to ty doniosłaś na nich trenerowi to nie dość, że stracisz Lucasa, to Chris zadba o to, żeby znienawidziła cię cała szkoła. Chcesz tego?
- Nie. Oczywiście, że nie.
- To trzymaj się tego co było do tej pory. Nic o tym nie wiesz, a duet L&C już nie istnieje.
- Jasne- westchnęła.